Tom przebudził się w nocy. Usiadł na łóżku i rozejrzał się.
Jego bracia spali, Bill rozkopał kołdrę rozwalając się na całym łóżku, a Kevin…
O ironio! Spał skulony w kulkę tuż przy ścianie jakby jego łóżko było o połowę
mniejsze. Przez chwilę blondyn nawet się zastanawiał, czy czasem nie zamienili
się miejscami, ale był pewien, że nie.
Poczuł ssanie w żołądku. Westchnął cicho i wstał. Cóż, kiedy
on pracował w barze razem z Kevinem, to Bill się obżerał, więc nie był głodny.
Przecierając opuchnięte oczy ruszył w kierunku kuchni. Był mniej więcej przy
drzwiach, kiedy potknął się o coś i z cichym okrzykiem wpadł na ścianę w
korytarzu przy okazji robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Z jękiem usiadł na
podłodze i złapał się za swój nos, który najbardziej ucierpiał w starciu ze
ścianą. Poczuł na palcach wilgoć.
-Cholera!- warknął do siebie.
Jedyny plus tej sytuacji, to że się rozbudził. Wstał i
poszedł do kuchni nawet nie sprawdzając, o co się potknął. Dobrze wiedział, że
to był jego adidas.
Zapalił światło i spojrzał na opuszki palców. Westchnął
widząc na nich krew.
-Brawo, Tom- mruknął do siebie.- Jesteś mega ciotą.
-Siadło ci na mózg? Wiesz, jak strasznie hałasujesz?-
warknął Kevin wchodząc do kuchni.
-Księżniczka się obudziła?- spytał ironicznie blondyn
odkręcając kurek i ocierając krew w twarzy.
-Leci ci krew?- zapytał Zakrzewski marszcząc brwi. Wyglądał,
jakby się zastanawiał, czy to czasem nie jest sen.
-Zderzyłem się ze ścianą- burknął Tom otwierając lodówkę.
-Sierota- skomentował szatyn parskając śmiechem.
-Liczyłem na większą kreatywność –stwierdził blondyn
zamykając lodówkę i otwierając szafkę obok.
-No, co ty?
Zapadła cisza. Coger uśmiechnął się widząc czekoladowe
płatki śniadaniowe. Wyciągnął je i usiadł przy stole. Zaczął je jeść na sucho,
przecież nigdzie nie było napisane, że są dobre tylko z mlekiem. Szczerze
powiedziawszy, takie mu bardziej smakowały.
-Myślisz, że Bill ma rację?- zapytał z namysłem.
-Rację? Jaką rację?
-No, z tym, że zachowujemy się jak prawdziwi bracia.
-Niedoczekanie!- parsknął Zakrzewski wstając od stołu. Wziął
do ręki karton soku i ponownie zajął swoje miejsce. Napił się łapczywie prosto
z opakowania.
-Przestań, choć raz bądź poważny. Zachowywaliśmy się w taki
sposób od samego początku naszej znajomości, ale… No, ja nie wiedziałem, że
jesteś moim bratem, ale ty tak…- zaczął blondyn.
-Nie główkuj tak, bo ci nie wychodzi. To, że jesteś moim
bratem nie ma wpływu na to, jak cię traktuję.
-A ja myślę, że sam siebie oszukujesz. Ja zupełnie inaczej
cię traktuję odkąd dowiedziałem się, że jesteśmy rodzeństwem.
-No, pewnie!- mruknął kpiąco szatyn.- Częściej się bijemy,
używamy wulgarniejszych słów w naszych kłótniach i nieustannie maltretujemy
Billa. Oczywiście, przypadkiem.
-Daj spokój. Chodzi mi o to, że bardziej cię toleruję. Gdyby
jakieś dwa lata temu ktoś kazał mi z tobą mieszkać, skoczyłbym z dziesiątego
piętra.
-A ja chętnie bym cię popchnął, gdybyś czasem się zawahał.
Tom uśmiechnął się lekko przymykając oczy. Już się
przyzwyczaił do tego typu tekstów i zagrywek Kevina. Kiedyś by się wkurzył,
teraz go to bawiło. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Bill miał
rację. Zdał sobie sprawę, że z Zakrzewskim trzeba umieć rozmawiać. Wbrew
pozorom byli do siebie bardzo podobni. Może to te same geny, a może ten sam
wredny charakter?
-Wiem, że jesteś bardzo uczynny- rzucił Tom.
Tym razem szatyn się uśmiechnął.
-Na serio myślę, że młody ma rację. Wiesz, my możemy tego
nie widzieć.
-Nie traktuję cię jak brata, dobra?! Ja nie mam braci! Nie
znoszę was! Obu!- syknął Kevin.
Blondyn uniósł brwi nie wiedząc, dlaczego Zakrzewski tak
nagle się zdenerwował.
-Udowodnij- powiedział Tom.
-Co?- spytał Kevin nagle tracąc pewność siebie.
-Udowodnij- powtórzył Coger.
-Niby jak?- zapytał podejrzliwie szatyn.
Dobrze węszysz, ty dupku jeden, pomyślał Tom z satysfakcją.
-No, nie wiem… Powiedzmy… Weź nóż i zrób mi nim coś.
Szatyn uniósł brwi ze zdziwienia. Mogło mu się to wydawać
głupie, ale Coger wiedział, co robi. Dobrze pamiętał swój test w Innym Świecie
i te pieprzone magazyny, gdzie Kevin gnębił Billa. Tom uratował go tym samym
zdając się na łaskę swojego wroga. Wtedy Zakrzewski bez najmniejszych skrupułów
cztery razu dźgnął go nożem- trzy razy w brzuch i raz w udo. Blondyn był pewny,
że w normalnym starciu mogło dojść do takiej sytuacji. Kevin potrafił znęcać
się nad człowiekiem, ale nigdy do tego stopnia, żeby go zabić. Posunąłby się do
morderstwa, jeżeli zostałby do tego zmuszony albo bardzo by kogoś nienawidził…
tak jak jego.
-Odbiło ci?- spytał Kevin.
-Nie, wcale nie. Myślisz, że nie wiem, co wyprawiałeś w
szkole po tym, jak przestaliśmy ze sobą gadać? Trzymałem Billa z dala od
ciebie, a ty dostałeś totalnego świra. Jesteś zwykłym sadystą. Dwóch chłopaków
wylądowało przez ciebie w szpitalu.
-Nikt nie widział sprawcy. Nie możesz mi nic udowodnić.
Blondyn przewrócił oczami zirytowany.
-Przestań, to nie sąd tylko kuchnia. Nie mam zamiaru niczego
ci udowadniać, po prostu wiem, że to ty. Jednego, tego cwaniaka z IIIa, pobiłeś
w składziku. Tak go zmasakrowałeś, że ledwo wyczołgał się na korytarz. Złamałeś
mu trzy żebra i rękę. Tak go skopałeś, że omal się nie przekręcił na stole
operacyjnym.
-To nie ja!- warknął oburzony Kevin.
-Niby kto inny, jak nie ty?- spytał Tom tracąc cierpliwość.
-Fabian!- syknął.
-Co?
-Fabian go tak urządził. Miał na pieńku z tym gościem już w przedszkolu,
tylko tamten zawsze był od niego silniejszy. Kiedy nadarzyła się okazja,
zamknął się z nim w składziku i poszedł na żywioł. Zdecydował, że ma pięćdziesiąt
procent szans na załatwienie go. No, i go załatwił. Gdybyśmy razem z Marcelem
się nie wtrącili, koleś wąchałby już kwiatki od spodu.
-A ten drugi?
-To już ja. To był wypadek- powiedział Kevin krzywiąc się.-
Koleś przeniósł się do budy jakoś w połowie stycznia i pech chciał, że trafił
do mojej klasy. Znasz mój sposób bycia. Jestem spokojny, ale do czasu. No, i
koleś myślał, że będę jego kozłem ofiarnym.
Blondyn prychnął słysząc słowa brata.
-Tak było, do cholery! Wszyscy się z tego okropnie nabijali
i czekali na moją reakcję. Mnie też to bawiło. Aż pewnego dnia nie wytrzymałem
i przyłożyłem mu. Wbił się w gablotę z pucharami i nieźle uszkodził o rozbite
szkło, musieli go zabrać do szpitala i pozszywać. Miał pecha i tyle.
-I ty się śmiałeś, że nasi pacjenci będą mieli przechlapane?
Ja współczuję twoim klientom! Będą mieli za prawnika pierwszorzędnego
kryminalistę! Zresztą, mniejsza o to. Odbiegliśmy od tematu. Zróbmy mały test
psychologiczny. Wyobraź sobie, że nadal mnie tak bardzo nie lubisz…
-Nie muszę sobie tego wyobrażać, bo ja naprawdę cię nie
lubię- wtrącił Kevin.
Blondyn westchnął odkładając płatki. Ten chłopak był
niemożliwy.
-To nawet lepiej. Powiedzmy, że cię wkurzyłem. Zaczynamy się
bić, masz nóż. A teraz spróbuj mi coś zrobić.
-Nie- rzekł spokojnie Zakrzewski.
-Dlaczego?- spytał Tom.
-Po prostu nie.
No, to jednak muszę go podpuścić, westchnął blondyn w
myślach.
-Wymiękasz?- zapytał Coger z głupim uśmieszkiem na twarzy.
-Nie, po prostu…
-A więc się boisz. Wiesz co? Nie masz jaj. I tak naprawdę
mnie lubisz, tylko nie chcesz się do tego przyznać. Gdybyś rzeczywiście mnie
tak bardzo nie lubił, jak utrzymujesz, to potrafiłbyś mnie dziabnąć nożem. Nie
mówię przecież, że masz mnie zabić, tylko zranić. Sądziłem, że jesteś
odważniejszy.
-Skoro jesteś taki bystry, to ty zrań mnie nożem- warknął
Zakrzewski zaciskając dłonie w pięści.
-Niby czemu? Przyznałem, że odkąd wiem, że jesteśmy braćmi,
jestem w stosunku do ciebie bardziej tolerancyjny. Ty za to uparcie twierdzisz,
że mnie nienawidzisz i gdybyś tylko miał okazję, zrobiłbyś mi krzywdę. Teraz
takową masz, a jednak tchórzysz.
-Wcale nie!
-Tchórzysz, Kevin. Jesteś zwykłym tchórzem i kłamcą. Sam już
nie wiem, czym bardziej.
Tom uważnie obserwował Zakrzewskiego. Widać było, że chłopak
ze sobą walczy. Z jednej strony chciał obstawać przy swoim, z drugiej jednak
obudził się w nim instynkt samozachowawczy. I to ostatecznie zwyciężyło.
Kevin uśmiechnął się i był to ten stary uśmiech, który Tom
tak dobrze pamiętał z czasów liceum.
-Tak chcesz pogrywać? W porządku. Tylko potem nie płacz, że
coś cię boli, Coger- powiedział Zakrzewski dziwnie spokojnym głosem.
Zgrabnym ruchem wstał z krzesła i podszedł do szafki, w
której chowali sztućce. Tom patrzył, jak jego brat uważnie lustruje je
wzrokiem. W końcu na jego twarzy pojawiło się zadowolenie. Wyciągnął jakiś nóż
i spojrzał na niego szczerząc się.
-Podoba ci się? Mam ochotę wbić ci go w dupę!- zaśmiał się
Zakrzewski.
Tom mimowolnie zadrżał. A co, jeśli pomylił się co do
Kevina? Co, jeśli on jest chorym psychopatą, który naprawdę będzie potrafił mu tym
zrobić krzywdę? Niby mieszkają razem i w sumie jadą na tym samym wózku, ale…
Ja i moje głupie pomysły, pomyślał Coger wściekając się na
siebie. Znam tego dupka i wiem, do czego jest zdolny. Co mi przyszło do głowy,
żeby go podpuszczać? Tom, ty idioto!
Zakrzewski przysunął sobie krzesło tak, żeby siedzieć obok
Cogera. W powietrzu wyczuwało się napiętą atmosferę. Bracia spojrzeli sobie w
oczy i przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy bacznie się obserwując. To było
takie dziwne… Obudzili się w środku nocy i doszło do czegoś takiego!
Kevin pewnie chwytając rączkę przysunął ostrze noża do
nagiego ramienia brata i uśmiechnął się lekko.
-Masz jakieś szczególne upodobania?- zapytał przekręcając
lekko głowę w bok, jakby z namysłem.
-Liczę na twoją inwencję twórczą- odparł Tom spokojnym
głosem, chociaż w środku cały się gotował.
Zakrzewski ciągle patrząc Cogerowi w oczy przejechał
delikatnie ostrzem po ramieniu, potem na szyję i przycisnął go mocniej do
skóry. Blondyn mimowolnie uniósł głowę dając mu lepszy dostęp do swojej szyi,
ale Kevin jakby się rozmyślił. Zjechał ostrzem na obojczyk, po czym powoli
sunął ostrzem w stronę pępka. Tom odwrócił wzrok i spojrzał na rękę szatyna.
Nawet nie drżała, a on czuł, że zaraz cały zacznie dygotać. Zwyczajnie pociły
mu się dłonie, a w brzuchu narastało jakieś dziwne napięcie. Ogarniało go
podniecenie z powodu tej chorej sytuacji. Było to przerażające, bo nie
wiedział, do czego Zakrzewski jest
zdolny, ale z drugiej strony cholernie pobudzające. Dawno już nie czuł
takiego przypływu adrenaliny, jak w tym momencie.
Chłopak nie wiedział, czy dalej go podpuszczać, czy może
lepiej dać sobie spokój. Zawsze istniało ryzyko, że szatynowi ześliźnie się
ręka i dźgnie go nie tam, gdzie trzeba. Nie chciał się wykrwawić z tak głupiego
powodu po tym wszystkim, co musiał przejść, aby siedzieć tej nocy w kuchni i
być żywym.
-Może tutaj?- zaśmiał się Kevin przysuwając nóż do krocza
Cogera.
Tom oburzył się i zasłonił to miejsce rękami.
-Ogarnij się, co?
Szatyn tylko wzruszył ramionami zerkając bratu w oczy.
-Zawsze możesz zostać homoseksualistą. No, wiesz, tym, co
ulega.
Tom prychnął cicho.
-Koniec gadania, czas na…- zaczął Kevin, ale nie dokończył.
-Co wy, do cholery, wyprawiacie?! Zupełnie wam odbiło?!
Chłopacy spojrzeli w kierunku wejścia, gdzie stał Bill z
szeroko otwartymi oczami. Wyglądał na przerażonego. Tom zapewne by mu
odpowiedział coś głupiego, gdyby nie to, że na twarzy Czarnego dostrzegł krew.
-Nie mów, że też po drodze wyrżnąłeś w ścianę- rzucił
blondyn.
-Nie. Nie ma pojęcia, co się stało. Śniło mi się, że ktoś mi
przywalił… Albo mi się nie śniło i któryś z was naprawdę mnie pacnął- mruknął
młodszy Coger.
Kevin zabrał rękę i odłożył nóż na stół.
-Co wy tutaj robicie?- zapytał podejrzliwie Bill ocierając
krew z twarzy.
-To była taka mała zabawa, nic ważnego- rzekł Tom patrząc
Zakrzewskiemu prosto w oczy.
Że też Bill musiał im przerwać w takim momencie! Było już
tak blisko!
Cholera, pomyślał starszy Coger wzdychając cicho.
-Zaczynam się was bać- powiedział Czarny kręcąc głową.
-Niepotrzebnie- zaśmiał się Tom.
-Zawsze istniej możliwość, że pozabijamy się nawzajem, zanim
demony połapią się, co się dzieje- rzucił szatyn przeciągając się.
-Jesteście nienormalni!- warknął młodszy Coger.
-I kto to mówi?- spytali Tom i Kevin jednocześnie.
-Małpa!- syknął Zakrzewski wstając od stołu.
Postawił karton z sokiem na meblach i poszedł do pokoju. Tom
szybko zerwał się ze swojemu miejsca i również poszedł spać. Nie chciał, żeby
bliźniak zadawał mu pytania, na które sam nie znał odpowiedzi.
Bracia…
To jedno słowo nieustannie krążyło po głowie Kevina. Nie
potrafił się go pozbyć, im bardziej się starał, tym mocniej go prześladowało.
Chociaż nigdy nie miał łatwego życia doszedł do wniosku, że odkąd poznał
Cogerów, wszystko się maksymalnie skomplikowało. Już nic nie było proste. W
młodości wystarczyło, że użył pięści i większość spraw była załatwiona. Teraz
zastosowanie tego sposobu mogło skończyć się jeszcze większymi komplikacjami.
Czy my naprawdę zachowujemy się jak bracia, zastanawiał się
Kevin leżąc na łóżku.
W sumie to Tom miał rację co do jednego. Od samego początku
za sobą nie przepadali. Kevin wiedział, że to była jego wina. Zależało mu na
tym, żeby kłócić się z blondasem. Pamiętał bardzo dobrze dzień, w którym Coger
trafił do jego klasy i Mateusz się z nim zakolegował. Uznał, że będzie się
nadawał do ich paczki. Cała szkoła trąbiła o jego bójkach, które toczyły się
nie tylko na szkolnych korytarzach, ale również w czasie lekcji.
…Kevin
patrzył na chłopaka, który ze znudzonym wyrazem twarzy zajął miejsce obok
Mateusza. Nawet nie wyciągnął książek, tylko wcisnął w ucho jedną słuchawkę i
rysował coś bezmyślnie w zeszycie kolegi z ławki. Ubierał się jak skejt,
warkoczyki, które miał zaplecione na całej głowie, przewiązał szeroką bandaną.
Zakrzewski
patrzył na niego i wręcz widział siebie. Te same brązowe oczy, ta sama szczęka
i usta, ten sam nos i… W sumie to Coger miał tylko jaśniejsze włosy i był
szczuplejszy, ale poza tym to nie było między nimi zbyt wielkiej różnicy. Nie
mogło być pomyłki… Na pewno byli braćmi.
Szatyn
skrzywił się i odwrócił głowę. Nie chciał patrzeć na tego chłopaka, nienawidził
go z całego serca i już wiedział, że go zniszczy, jeżeli tylko nadarzy się ku
temu okazja.
Po lekcji
Mateusz przyprowadził go za szkołę, gdzie Kevin, Aleks, Fabian i Marcel palili
papierosy. Zakrzewski stał oparty o ścianę i przyglądał mu się uważnie.
Wkurzało go, że mają taki sam styl ubierania się, że praktycznie wszystko mają
takie same.
Pozory.
-Chłopaki,
to jest Tom Coger. Tom, to Fabian, Marcel, Aleks i… Kevin.
Wzrok
braci się spotkał. Coger z lekkim uśmiechem skinął im głowami i podał każdemu
rękę. Kiedy doszedł do Kevina, ten tylko odwrócił głowę splatając ręce na
piersi.
-Nie
podaję ręki panienkom- rzucił szatyn zaciągając się dymem.
Tom spojrzał
na niego zdziwiony i wkurzony. Zakrzewski wyrzucił peta na ziemię, przycisnął
go butem i wyminął nowego członka ich paczki kompletnie go ignorując. Nie
przejmował się tym, że reszta chłopaków ma szeroko otwarte oczy ze zdumienia i
niedowierzania. Nienawidził Toma Cogera całym swoim sercem i nie miał zamiaru
się z nim kolegować…
To zadziwiające, jak niektóre wydarzenia mogą zmienić
poglądy ludzi na różne sprawy. Kevin wiedział, że popełnił błąd oceniając
swoich braci przez pryzmat swoich wyobrażeń o nich. Wiedział, że jego ojciec
miał dwóch synów, bliźniaków. Matka mówiła mu, że został z nimi, a jego nie
chciał. To bolało chyba najmocniej. Z jednej strony chciał ich poznać i
dowiedzieć się, co oni takiego w sobie mają, że zasłużyli sobie na jego miłość.
Z drugiej pragnął się zemścić na nich najokropniej, jak tylko można.
Przez całe dzieciństwo musiał zmagać się z myślą, że jest
zwykłym śmieciem, którego ojciec nawet nie chciał zobaczyć. Nie dano mu
najmniejszej szansy. Dlaczego to bliźniaków wybrał? Przecież jego też mógł
zabrać do siebie, nie musiał go zostawiać z matką, która ćpała i sprzedawała
się klientom. Mógł zapewnić mu normalne dzieciństwo i zadbać o niego. Nie
zrobił tego. Łatwiej było zapomnieć o jego istnieniu.
Kevin poczuł napływające do oczu łzy. Tyle czasu zmagał się
z tym wszystkim, tyle czasu żył zwykłą nienawiścią, że teraz już chyba nie
potrafił inaczej. Przemoc miał we krwi. Nigdy nie wiedział, kiedy po prostu nie
wytrzyma i zrobi komuś krzywdę.
O dziwo obecność bliźniaków była balsamem na jego zranione
serce i duszę. Byli zupełnie inni, niż sobie wyobrażał. Oni… zaakceptowali go.
Zignorowali jego przeszłość, jego wszystkie wybryki i błędy, które popełnił w
życiu. Nie przejmowali się tym, że mieszkał w obskurnym domu, był biedny i zachowywał
się jak kryminalista. Widzieli w nim swojego brata, nie bali się go. W jakiś
dziwny do zdefiniowania sposób ufali mu, chociaż sobie na to nie zasłużył. Ich
zachowanie, typowo braterskie gesty w stosunku do siebie pozwoliły mu się
wyluzować i trochę zwolnić. Mógł oderwać się od swoich czarnych myśli i skupić
się na tym, co działo się w chwili obecnej.
Próbował przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek śmiał się tyle
co przy nich, ale w głowie miał pustkę. Dopiero przy bliźniakach poznawał takie
emocje jak prawdziwa radość. Bił się z Tomem, ale to nie były bójki na
poważnie. Nie chodziło w nich o to, żeby zrobić przeciwnikowi krzywdę, lecz po
prostu udowodnić mu, że jest się silniejszym oraz dobrze się bawić. Szarpał się
z blondasem tylko dla zasady, lubił te potyczki. Uwielbiał się drażnić z
Cogerami, widzieć naburmuszoną twarz warkoczyka, jego głupie miny, kiedy starał
się zgrywać twardziela oraz święte oburzenie Billa, gdy wypowiadał się w
wyjątkowo wulgarny sposób lub po prostu jego zachowanie pozostawiało wiele do
życzenia. Byli naprawdę wyjątkowi. Życie ukształtowało ich w sposób, który dla
Kevina był cudem. Przy swoich braciach zaczynał stawać się takim człowiekiem,
jakim mógłby być od początku, gdyby tylko ktoś poświęcił mu trochę uwagi i
okazał odrobinę serca. Magda umarła zbyt szybko, żeby go nauczyć kochać i
kierować się sercem, a nie tylko rozumem i pięściami. Zaczynał zdawać sobie
sprawę z tego, że chociaż ciągle utrzymywał, że nie lubi Cogerów, wbrew sobie
chyba naprawdę zaczynało mu na nich zależeć. A tak się starał, żeby do tego nie
doszło.
Cóż, przyznał się do tego przed sobą, ale to wcale nie
oznaczało, że zacznie się do nich głupio uśmiechać oraz czcić i wielbić. Nic z
tych rzeczy! Teraz tym bardziej będzie testował, ile są w stanie z nim wytrzymać.
Kto by pomyślał? Kevin Zakrzewski polubił Cogerów. W sumie to Billa lubił od
momentu, kiedy spotkali się pod Nędzą. Zachowywał się wtedy w tak absurdalny
sposób, że nie sposób było go nie polubić. W dodatku procenty zrobiły z niego
wyjątkowo rozrywkowego chłopaka, ale tym akurat się nie dziwił. On miał
dokładnie tak samo, blondas zresztą też. Można by powiedzieć, że cała ich
trójka jest siebie warta. Ich stary nie wyparłby się żadnego z nich, tego był
pewien. To jego geny w nich szalały.
Szatyn uśmiechnął się do siebie lekko i zamknął oczy. Wciąż
czuł żal do ojca i to spędzało mu sen z powiek. Czuł, jak łzy spływają mu po
policzkach i chciało mu się z tego śmiać. Bliźniaki sobie spokojnie śpią w
przekonaniu, że on obmyśla teraz kolejne sposoby na wyprowadzenie ich z
równowagi, a on najzwyczajniej w świecie beczy sobie w poduszkę! Kevin był
jednak jednym z tych facetów, którzy uważają, że płacz nie uwłacza ich
godności, pod warunkiem, że robi się to w miarę rzadko i tylko wtedy, kiedy
nikt inny nie patrzy. Dlatego od czasu do czasu pozwalał sobie na chwile
zwątpienia i żalu oraz zwykłego płaczu.
Mięczak, pomyślał z uśmiechem. Nie dość, że jestem dupkiem,
to jeszcze mięczakiem.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że ścigają ich
demony, które mają jeden cel- zabić ich. I to była ta największa komplikacja,
chociaż… Kevin miał dziwne wrażenie, że gdyby nie te stwory, nie potrafiłby tak
szybko zaakceptować Cogerów. Przekonał się o tym, na ile są w stanie mu pomóc
dopiero wtedy, kiedy demon omal go nie zabił w tramwaju. Wtedy bracia
opiekowali się nim. Bez słowa skargi przygotowywali wszystkie posiłki i
wpuszczali go pierwszego do łazienki. Nawet mógł zapalić papierosa przy
otwartym oknie. Pozwalali mu spać całymi dniami automatycznie przejmując wszystkie
jego obowiązki. No, w sumie to Bill się za wszystko łapał. Tom swego czasu
dobrze go wyszkolił i teraz był z tego powodu na siebie wściekły. Czarny
odruchowo łapał się za to, co było do zrobienia, a Tom nie mogąc na to patrzeć,
pomagał mu. Kevin od czasu do czasu, gdy wracał pierwszy do domu, zmywał
naczynia i wynosił śmieci. Czasami robił zakupy lub wykonywał inne prace. Nie
było tego znowu tak dużo, najwięcej bałaganu i zamieszania robił blondas, ale
zawsze coś się znalazło. Trzeba było przyznać, że jak na miejsce, w którym
mieszkało trzech dziewiętnastoletnich chłopaków, mieli wzorowy porządek.
Życie chyba nie jest aż takie złe, pomyślał zasypiając.
Bill zwlókł się z łóżka wyłączając budzik. Był wykończony,
ale nie miał zamiaru opuścić kolejnego wykładu. Musiał też jakoś obmyślić plan
działania i dowiedzieć się, kiedy Kevin ma urodziny. Nie chciał go pytać
wprost, bo zapewne specjalnie by skłamał lub w ogóle nie odpowiedział.
Po cichu poszedł do łazienki i szybko wziął zimny prysznic
starając się obudzić. Pod powiekami czuł piasek, co chwilę ziewał i miał
wrażenie, że się przewróci. Wrócili do domu późno w nocy, w dodatku przebudzili
się około piątej. Na samo wspomnienie tego, co zastał w kuchni w środku nocy,
jego serce przyspieszyło swoje bicie. Bo to naprawdę wyglądało strasznie. Tom
siedział i jak zahipnotyzowany gapił się na nóż, którym Kevin jeździł po jego
gołej skórze. W dodatku szatyn wyglądał, jakby wybierał miejsce do zadania
ciosu.
Oni mnie kiedyś zabiją, pomyślał ubierając trampki i kurtkę.
Chociaż był już koniec listopada i na dworze panował straszny ziąb, on miał
zamiar chodzić w swoich ulubionych butach tak długo, dopóki nie odpadną mu nogi
z zimna. Zaopatrzył się w ciepłe skarpetki i ignorował śnieg oraz ciapę, kiedy
biały puch się topił.
Zarzucił torbę na ramię i wyszedł z domu upewniając się, że
nie obudził braci. Prychnął cicho, gdy zdał sobie sprawę, że obaj śpią jak
zabici. Kevin nadal był cały obwiązany bandażami, co dawało dziwny kontrast z
jego raczej ciemną karnacją. Letnia opalenizna wciąż dobrze się na nim trzymała
i przez całą drogę na uczelnię Bill zastanawiał się, jak on to robi, że tak
mocno się opala. Dla niego było to naprawdę trudne, miał jasną cerę i opalanie
twarzy kończyło się pojawieniem irytujących piegów na nosie i w jego okolicach.
Wszedł do budynku i mijając innych uczniów, podszedł do
tablicy ogłoszeń. Sprawdził, w której sali ma zajęcia. Skrzywił się, kiedy
zobaczył, że ma też wykład z Filipem. Wydarzenia poprzedniego wieczoru wróciły
do niego z podwójną siłą. Odechciało mu się dosłownie wszystkiego i mimowolnie
spojrzał na swój naszyjnik. Dziękował Bogu, że dowiedzieli się o jego mocy na
czas. Nie chciał nawet myśleć o tym, co by się z nimi stało, gdyby nie mogli
ich wykorzystać jako broni.
Wolnym krokiem ruszył pod odpowiednią salę obojętnym
wzrokiem obserwując kręcących się po budynku ludzi. Chciałby być taki beztroski
jak oni, mieć takie błahe problemy i nie bać się, że zza rogu wyskoczy na niego
jakieś monstrum. Niestety, był Billem Cogerem, chłopakiem, które przeżył
miesiąc w innym wymiarze, dziewiętnastolatkiem, który zmagał się z demonami i
człowiekiem, który zdecydowanie za bardzo się w tym wszystkim pogubił. Tak
bardzo by chciał wrócić do normalnego życia, do tej beztroski i optymizmu, którego
zawsze było w nim pełno. Teraz jednak nie był w stanie patrzeć na nic przez
różowe okulary. Życie w ostatnim czasie zdecydowanie zbyt często kopało go po
tyłku i nie mógł się z tym pogodzić. Ciągle miał przed oczami rozszarpane ciało
Filipa i drżał na samą myśl o tym, że może skończyć tak samo. To był dla niego
szok.
Od początku wiedział, że zabawy z demonami to nie przelewki,
to Tom je lekceważył. Czarny miał nadzieję, że teraz wreszcie bliźniak zacznie
to traktować poważnie. Nie mieli prawa się pomylić.
Doszedł pod odpowiednią salę. Część jego grupy stała w
kółeczku zawzięcie o czymś dyskutując. Bill westchnął cicho przeczesując ręką
swoje włosy. Natalia napisała mu, że nie pojawi się na uczelni, bo zaczyna
przygotowania do bardzo ważnej sesji i po prostu cały dzień spędzi przed
obiektywem aparatu.
-A może Czarny coś wie?
Chłopak spojrzał zdziwiony na rówieśników, którzy czujnie
się w niego wpatrywali. Cała zgraja podeszła do niego jak na złość przezywając
go w taki sam sposób, jak rówieśnicy w liceum.
-Słyszałeś?- zapytał jeden chłopak.
-Co?- zdziwił się Coger.
-A więc nie słyszałeś- westchnął rozczarowany brunet.
-Czego, do cholery?!- spytał zirytowany Bill.
-Jeden z wykładowców został zamordowany- powiedziała jakaś
dziewczyna głosem pełnym podekscytowania jakby to było coś ciekawego.
-Co?- Czarny otworzył szeroko oczy dziękując Bogu za talent
aktorski.
Szok na jego twarzy musiał wyglądać autentycznie, bo nikt
nawet nie spojrzał na niego podejrzliwie.
-No, Filip Zamroziewicz. Znaleziono go w magazynie. Wiesz,
tym obok uczelni. Ktoś w bestialski sposób go zamordował. Ponoć jego ciało było
w opłakanym stanie. Znaleziono tam też jego brata bliźniaka, Krystiana.
Bill już chciał poprawić dziewczynę, że ten drugi miał na
imię Krzysiek, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Udawał przecież, że nic
o tym nie wie.
-Nikt nie wie, kto to zrobił. Policja wszczęła dochodzenie,
ponoć nigdy nie spotkali się z takim przypadkiem…
Nie dziwię się, pomyślał Czarny krzywiąc się.
-Pierwsze słyszę. Jeny, to straszne!
Czuł fałsz w swoim głosie i miał tylko nadzieję, że inni
nie. Nie był w stanie rozmawiać z nimi o tym, co się stało. On tam był. Widział
sprawców, widział rozszarpane ciało. Oni tylko spekulowali, on znał prawdę. W
chwili obecnej oddałby dosłownie wszystko, żeby stać się kimś innym, niż Billem
Cogerem.
Profesor podszedł do sali otwierając ją i Czarny odetchnął
ulgą. Nie chciał gadać o tym wszystkim. Zajął swoje miejsce co chwilę
odpowiadając rówieśnikom, dlaczego nie ma z nim Toma. Wcześniej to się nigdy
nie zdarzało.
-Zostawcie swoje rzeczy i wychodzimy do holu na apel. To nie
potrwa zbyt długo- rzucił mężczyzna poprawiając okulary.
Cała grupa wyszła razem z wykładowcą na korytarz i zeszli
piętro w dół. Większość grup już stała czekając na to, co mają do przekazania
wykładowcy.
-Słuchajcie, zapewne większość z was już wie o tym, co się
stało…- zaczął siwy mężczyzna lustrując tłum wzrokiem.- Jeden z naszych
wykładowców, Filip Zamroziewicz, został zamordowany w pobliskim magazynie
ubiegłej nocy. Mało tego, morderca wykazał się ogromnym okrucieństwem i
prawdopodobnie długo go torturował. Oprócz Filipa na miejscu znaleziono również
jego brata bliźniaka, także martwego. Kamera przed magazynem nagrała sprawców
całego zdarzenia. Jeżeli ktokolwiek z was wie cokolwiek o tym, co się tam
wydarzyło, proszę niezwłocznie zgłosić się z tym do nas. Każda informacja może
naprowadzić policję na właściwy trop. Nie możemy tego tak po prostu zostawić,
istnieje ryzyko, że ta sytuacja może się powtórzyć. Obawiamy się, że kolejną
ofiarą może stać się ktokolwiek z naszej uczelni i rozważamy przerwanie nauki.
Dlatego mam nadzieję, że sprawca szybko zostanie zatrzymany i przestanie
zagrażać nam wszystkim. Czy ktoś ma jakieś pytania?
Zapanowała zupełna cisza.
-Wróćcie na zajęcia.
Bill miał wrażenie, że przez całą przemowę mężczyzna patrzy
się wprost na niego, chociaż wcale tak nie było. Świerzbiła go ręka, żeby
zadzwonić do Toma i wszystko mu opowiedzieć, ale było bardzo wcześnie i tylko
by go obudził, a żadnego pożytku by z tego nie było. Najbardziej przeraziło go
zdanie o tym, że zostali nagrani. Jeżeli zostaną rozpoznani, będą mieli okropne
kłopoty.
Po pierwszym wykładzie miał półtoragodzinną lukę ze względu
na nieobecność Filipa i zaczynał żałować, że w ogóle przyszedł na uczelnię.
Zdecydował, że to nie ma sensu.
-Hej!
Bill obejrzał się i uśmiechnął lekko widząc Anitę. Wyglądała
całkiem dobrze biorąc pod uwagę to, że kilka godzin wcześniej omal nie została
zgwałcona przez trzech facetów.
-Cześć. Nie sądziłem, że będziesz dzisiaj na uczelni. Co ty
tutaj robisz?
-Musiałam przyjść, nikt nie wie o mojej eskapadzie i nie
miałam żadnej wiarygodnej wymówki. Szukałam Kevina, ale nigdzie nie mogłam go
znaleźć.
-Dzisiaj nie przyszedł, wróciliśmy do domu bardzo późno i
razem z Tomem śpią w najlepsze.
-Co wy tam robiliście o tak późnej porze?
Bill skrzywił się.
-Długa historia. Po co szukasz Kevina?
-Chciałam mu podziękować. No, w sumie to wam wszystkim, ale
jemu najbardziej. Nie gniewasz się chyba, co?
Coger zaśmiał się.
-Jasne, że nie! To Kevinowi się należy, usłyszał cię i od
razu zareagował.
-Nie powiecie o tym nikomu, prawda? Głupio mi, że tak
wyszło.
Chłopak pokręcił głową przyglądając się speszonej
dziewczynie.
-Mogę ręczyć tylko za siebie i Toma, na Kevina nie mam
żadnego wpływu. Nie mam pojęcia, co mu może strzelić do głowy w danej chwili.
-Był na mnie mocno zły?
-Zły to nieodpowiednie słowo. On był wściekły.
Anita spuściła wzrok i westchnęła.
-No, tak…
-Nie martw się, na pewno cię wysłucha.
-Tak?
-Mhmm… Nie ręczę tylko za to, co ci potem odpowie. Słuchaj,
nie przejmuj się Kevinem. On od czasu do czasu ma takie dziwne odchyły. Kilka
dni temu jego ukochana gitara została zamieniona w wykałaczki i chyba jeszcze
tego nie przetrawił.
-Kevin umie grać na gitarze?- zapytała zaciekawiona.
-Raz go tylko przyłapałem i grał wspaniale. Ale odbiegliśmy
od tematu. W poniedziałek chyba już będzie, on nie lubi opuszczać zajęć.
Pogadaj z nim.
-Dzięki, Bill. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wam
odwdzięczyć. Do zobaczenia.
-Na razie!
Czarny przez chwilę wpatrywał się w plecy dziewczyny, a
potem westchnął i drugimi schodami zaczął schodzić w dół. Zatrzymał się przy
tablicy ogłoszeń szukając tak jakichś ciekawych informacji, jednak po dłuższej
chwili doszedł do wniosku, że nie ma tam nic interesującego. Z westchnieniem
skierował się do wyjścia. Szedł zamyślony kompletnie ignorując to, co się
dzieje, kiedy nagle idąc po schodach poczuł mocny cios w szczękę. Zatoczył się
i z cichym okrzykiem runął w dół.
***
Wybaczcie ten poślizg. Wszystko mi się trochę rozjeżdża. Aż się boję, co będzie, jak się zaczną walić lawinowo kolokwia na moją głowę =.=
No, do końca już wiele nie zostało. Niedługo się wszyściutko wyjaśni. Ciekawe, czy będziecie widzieć w tym jakikolwiek sens.
Pozdrawiam!
Matko, znowu kończysz w takim dramatycznym momencie :( Podoba mi się to, że Kevin jednak nie jest takim draniem, jakiego udaje i potrafi przyznać, że jakoś tam zależy mu na Cogerach.
OdpowiedzUsuńTe kamery mnie martwią... Jak znam życie, kamery złapały bliźniaków. Ale jeśli ich, to może i demony? Może ktoś im teraz pomoże?
Czekam :)
Kiedy nastepny rozdzial? wchodze tu kilka razy dziennie i za kazdym razem usycham z tesknoty.
OdpowiedzUsuń