Tom obudził się czując pilną potrzebę załatwienia swoich
potrzeb fizjologicznych. Ruszył do łazienki ogarniając wzrokiem pokój. Od razu
zauważył, że nie ma jego bliźniaka.
Gdy już wyszedł z łazienki doszedł do wniosku, że pewnie
Bill poszedł na uczelnię albo do biblioteki. Tylko on był na tyle głupi, żeby
po tym wszystkim tak po prostu iść na wykłady, zamiast to olać i zostać w domu.
Zdecydował, że raczej już nie zaśnie. Zjadł śniadanie i
zastanawiał się, co ze sobą zrobić. Mógłby w sumie wziąć się za rysowanie, ale
jakoś nie miał natchnienia. Ostatnio zaniedbał ćwiczenie ręki i trochę go to
wkurzało, jednak nic nie mógł poradzić na brak weny.
Przez pół godziny krążył po mieszkanie nudząc się. W końcu
zdecydował, że obudzi Kevina.
Podszedł do niego i przez chwilę przyglądał mu się. Kiedy
spał, w ogóle nie przypominał tego aroganckiego i pewnego siebie cwaniaka,
którym zresztą był.
Tom uśmiechnął się szeroko wiedząc już, jak go obudzi.
Pobiegł do kuchni, wziął kubek i napuścił wody do pełna. Wciąż się uśmiechając
powoli ruszył przed siebie uważnie obserwując naczynie i starając się tego nie
wylać. Chociaż bardzo się przykładał, i tak część wody wylądowała na jego gołej
stopie. Zaklął cicho podchodząc do łóżka Kevina i stał tak przez chwilę nad
nim. Uniósł nad jego twarzą naczynie, po czym powoli je przechylił.
Patrzył, jak ciecz uderza o twarz szatyna i ten zrywa się z
łóżka. Blondyn zaśmiał się głupio.
-Wyglądasz jak…
Bum!
Tom nie zdążył się zorientować, co się dzieje, a już oberwał
z pięści w twarz.
-Ty…- oburzył się, kiedy nagle stało się z nim coś dziwnego.
Stał przed wściekłym Kevinem z szeroko otwartymi oczami i
próbował zaczerpnąć powietrza, jednak nie mógł. Jego ciało kompletnie go nie
słuchało. Łapczywie chciał wciągnąć w płuca trochę tlenu, jednak wyglądało na
to, że zapomniał, jak się oddycha.
Zaczął się dusić. Z przerażeniem patrzył na szatyna, który
stał przed nim ze zdziwioną miną. Zakrzewski zastanawiał się, czy Tom czasem
nie udaje. Coś w jego wzroku musiało go jednak uświadomić, że nie.
Coger upadł na kolana wciąż panicznie próbując zaczerpnąć
powietrza. Chwycił się za gardło wydając z siebie nieartykułowane odgłosy.
Zobaczył, że Kevin klęczy obok niego i coś do niego mówi, jednak nie był w
stanie zrozumieć, co.
Przed oczami zrobiło mu się ciemno. Nawet nie potrafił
jęknąć, kiedy nagle jego ciało stało się jednym wielkim bólem. Gdyby nie Kevin,
upadłby na podłogę.
Spojrzał na niego nie rozumiejąc, o co chodzi. Przymknął
powieki i ogarnęła go zupełna ciemność. Chciał krzyknąć, ale nie potrafił.
Czuł, że oblewa go zimny pot. Był przerażony.
Nagle poczuł, jak do jego świadomości dociera stanowczy
głos. Po kilku nieudanych próbach wreszcie otworzył oczy i zerknął na bladego
Kevina. Leżał na podłodze, a szatyn klęczał przy nim.
-Boże, Tom, co to miało być?- zapytał zdezorientowany
chłopak pomagając bratu wstać.
-Nie wiem- szepnął cicho blondyn.- Zadzwoń do Billa.
-Co? Po co?
-Zadzwoń. Coś… coś mu się stało, jestem tego pewny.
-Ale…
-Po prostu zadzwoń.
Zakrzewski spojrzał na niego podejrzliwie, ale nic nie
powiedział. Wyciągnął spod poduszki swoją komórkę i odszukał numer Czarnego.
Tom czekał z niecierpliwością.
-Halo… Kto mówi?... Kto? Nie znam cię. Dlaczego Bill nie
odebrał?... Co?!
Ostatnie słowo zostało wykrzyczane przez zdumionego szatyna.
Chłopak spojrzał na Cogera, a potem ponownie skupił się na rozmówcy.
-Czy coś mu się stało?... Rozumiem… Dobra, czekamy na niego.
Zakrzewski rzucił swój telefon na łóżko i spojrzał na Toma
ze zmarszczonymi brwiami.
-Skąd wiedziałeś?- spytał cicho.
-Co mu jest?
-Skąd wiedziałeś, do cholery?!- krzyknął chłopak.
-Jestem z nim tak blisko, że to aż boli- wyszeptał blondyn
przymykając oczy.
-A- ale jak to w ogóle jest możliwe? Tak samo było, kiedy
napadły na niego w tym domu. Też wiedziałeś!
Tom pokręcił głową.
-Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Co mu jest?
Zakrzewski skrzywił się.
-Spadł ze schodów i stracił przytomność. Ponoć nic poważnego
mu się nie stało, tylko kilka zadrapań i siniaków.
-Jesteś pewny?
-Sam go oblukasz, jak już tu przyjdzie.
Zapadła cisza.
-Czasami się zastanawiam, czy byłoby lepiej, gdybym was obu
zasztyletował w nocy podczas snu. To, co wyprawiacie, przekracza wszelkie
pojęcie!- powiedział Kevin kręcąc głową i idąc do kuchni.
-Patrz się na siebie. Wcale nie jesteś lepszy.
Zakrzewski tylko prychnął. Tom wstał i zmarszczył brwi
czując ból w całym ciele. Westchnął i położył się na swoim łóżku. Coś było nie
tak, nie wiedział tylko, co.
Przez jakieś pół godziny obaj z niecierpliwością czekali, aż
wreszcie pojawi się Bill. Gdy tylko otworzyły się drzwi i Czarny wszedł do
środka, Kevin od razu się odezwał.
-Sierota.
Żaden z bliźniaków nic nie powiedział. Bill ściągnął buty,
kurtkę i rzucił torbę na podłogę. Bez słowa podszedł do swojego łóżka i usiadł
na nim skwaszony.
-Co się stało?- zapytał Tom z troską.
-Ktoś mnie walnął w twarz i spadłem- odparł Czarny
wzdychając i kładąc się na łóżku.
-Ktoś cię uderzył? Widziałeś kogoś?
-Nie. Szedłem po schodach i nagle ktoś zdzielił mnie w
szczękę, ale nikogo innego na schodach nie było. Potem zleciałem w dół.
-Jesteś pewny?
Kevin zmarszczył brwi, jednak nikt tego nawet nie zauważył.
-Tak.
-Zrozumiesz, kiedy Cogerowie się obudzą…- powiedział szatyn
z namysłem.
-Co?- spytali bliźniaki zdziwieni zerkając na brata.
-Kevin?
Szatyn przyglądał się uważnie to jednemu, to drugiemu.
Zmarszczył śmiesznie nos i wstał. Z dziwną miną podszedł do Toma i spojrzał na
niego. Blondyn zadrżał zastanawiając się, o co chodzi.
-Kevin?- zapytał niepewnie.
-Wstań, Bill- rzekł szatyn.
-Po co?
-Wstań.
Czarny posłusznie wstał nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi.
Gdy tylko to uczynił, Kevin uderzył Toma w twarz. Blondyn jęknął głośno, jednak
zagłuszył go bolesny pisk Billa i odgłos jego upadku na podłogę.
-Tak myślałem- rzekł szatyn.- Co wy znowu zrobiliście?!
-A-ale…- jąkał się Tom patrząc ze zdumieniem na bliźniaka.
-Ta sierota spadła ze schodów przez ciebie- powiedział
Zakrzewski zerkając na starszego Cogera.
-Nie rozumiem. Przecież…
-Tak zginął Krzysiek. Kiedy demony zabiły Filipa,
automatycznie on też umarł, chociaż nie miał żadnych ran śmiertelnych. To musi
mieć związek z tym, co zrobiliście, żeby odstraszyć demony.
-Ale my tylko złączyliśmy nasze połówki yin-yang- rzekł Bill
z głupią miną.
-Widocznie oprócz połówek połączyło się coś jeszcze
sprawiając, że staliście się sobie jeszcze bliżsi. Spadłeś ze schodów, bo
kiedy uderzyłem Toma, on też to poczuł i stracił równowagę. Tak mi się
wydaje.
-Co się z nami znowu stało?
Czarny specjalnie uszczypnął się w policzek patrząc na Toma.
-Au! Pogięło cię?! To boli!- warknął blondyn wściekły.
Kevin westchnął przeczesując ręką swoje brązowe włosy.
-Jesteście uziemieni- stwierdził chodząc nerwowo po pokoju.-
Cholera, tego nawet nie da się nazwać. Jak wy macie zamiar teraz funkcjonować?
Przecież jak ta sierota znowu się gdzieś wywróci…
-Ej!- oburzył się Bill.
-Co? Przecież to szczera prawda!
-Sam się nie wywróciłem, ktoś mi trochę pomógł.
-I tak jesteś sierotą, sieroto.
-No, i dobra! Tyraj sobie mnie! Za to ty jesteś głupim,
nieogarniętym, przemądrzałym palantem, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy
i że… E…
Bill zaciął się patrząc na niewzruszonego Kevina, który stał
przed nim z założonymi na piersi rękami.
-Skończyłeś?- zapytał spokojnie.
-Można tak powiedzieć- burknął obrażony chłopak siadając na
łóżku.- Mamy problem. Zrobili dzisiaj apel, wszyscy już widzą o śmierci
profesora. Kamera przed wejściem do magazynu musiała nas nagrać, jak
wchodziliśmy i wychodziliśmy z magazynu. Wmieszała się w to policja, będą nas
szukać.
-Kłamią- rzucił Kevin przeszukując kieszenie spodni. Zaklął,
kiedy nie znalazł papierosów.- Nie przejmuj się tym, na pewno nic nie mają,
tylko chcą przycisnąć sprawcę. Prawdopodobnie podejrzewają kogoś z uczelni i
chcą w ten sposób szybciej znaleźć mordercę. Gdyby naprawdę mieli nagranie, już
byśmy byli na komisariacie i tłumaczyli się z tego, skąd się tam wzięliśmy i co
mamy wspólnego z całą sprawą.
-Twoja laska nas widziała. Może się zapytać, co tak późno
tam robiliśmy- powiedział Tom masując obolały nos, w który kilka minut
wcześniej dostał od Kevina.
-To nie jest moja laska!- syknął Zakrzewski ze złością.
-Leciałeś ją ratować, jakby od tego zależało twoje życie-
zaśmiał się blondyn.
-Nawet nie wiedziałem, że to ona!
-Zadziałała twoja podświadomość.
Szatyn prychnął cicho. Tom zaczął się śmiać. Zakrzewski
mruknął coś pod nosem i ruszył w kierunku korytarza. Po drodze mijając Billa
kopnął go dosyć mocno w piszczel.
-Au!- krzyknęli jednocześnie, Czarny skacząc na jednej
nodze, a Tom masując obolałe miejsce.
-To był cios poniżej pasa!- warknął młodszy Coger ze
złością.
Kevin tylko zaśmiał się głupio ubierając kurtkę i buty.
-Teraz mogę się nad wami znęcać bez najmniejszych skrupułów.
Zaczynam lubić te wasze bliźniacze coś tam.
Cogerowie patrzyli naburmuszeni na drzwi, które zamknęły się
za chłopakiem.
-Gdzie on znowu polazł?- spytał Bill siadając obok
bliźniaka.
-Pewnie po papierosy, wczoraj mu się skończyły.
Czarny uśmiechnął się lekko. Podbiegł do drzwi i zakluczył
je, po czym w podskokach podszedł do torby Kevina. Zatarł ręce i zaczął
przetrzepywać jego rzeczy.
-Co ty wyprawiasz?- zdziwił się blondyn.
-Kevin ma niedługo urodziny, jestem ciekawy, kiedy. Co mu
kupimy?
-Eh… Już mówiłem, litra.
-Nie ma mowy, nie będziecie przy mnie razem pić.
-A co chcesz mu kupić?
-Myślałem o gitarze, ale… Nie mam trzech tysięcy, nawet
gdybym zakosił ci wszystkie pieniądze, więc Kevin będzie musiał na nią jeszcze
trochę poczekać. Nie mam pojęcia, co można by mu dać.
-Najbardziej ucieszy się z litra, serio. Wierz mi, przez te
kilka lat w liceum naprawdę dobrze go poznałem.
-Doprawdy?- spytał Bill ironicznie splatając ręce na
piersi.- Jakoś nie wiedziałeś o tym, że Kevin gra na gitarze, jest geniuszem i
chce zostać prawnikiem. Nie wiedziałeś, że miał kłopoty w domu i przerąbane
życie, nawet jeśli wyglądał całkiem normalnie. Nie wiedziałeś, że…
-Dobra, dobra! Skończ!
Czarny prychnął cicho wpychające ręce do torby w
poszukiwaniu dokumentów. Na pewno gdzieś tam były, sam przecież ją pakował,
kiedy zabierali szatyna do swojego mieszkania. Otworzył jedną kieszonkę, drugą
i… Zmarszczył brwi wyciągając jakąś małą paczuszkę, której wcześniej z
pewnością tam nie było. Przez chwilę oglądał to z niepewną miną. Po chwili
zorientował się, co to jest i zarumienił się.
-Em…- westchnął wrzucając to do środka.
Tom wybuchnął śmiechem widząc minę swojego bliźniaka.
-Po co mu to?- burknął do siebie Bill wracając do
przeszukiwania torby.
-A jak myślisz, po co mężczyźni używają prezerwatywy?-
spytał rozbawiony blondyn.
-Ha, ha, ha… Bardzo śmieszne.
Tom znowu się roześmiał.
-Może zamiast cieszyć japę, pomógłbyś mi?
-Po co? Przecież wiem, kiedy on ma urodziny.
-Co?! I nic mi nie powiedziałeś?
-Z takim zapałem przetrzepywałeś mu torbę, że nie miałem
serca ci przeszkadzać.
-Zabiję cię!- warknął Czarny rzucając się na bliźniaka.
Tom zachwiał się niebezpiecznie, kiedy prawie sześćdziesiąt
kilo jego brata rzuciło się na niego. Potknął się o swojego buta, który z
jakiegoś powodu znalazł się w środku pokoju i obaj runęli na podłogę. Chociaż
poczuli dosyć dokuczliwy ból pleców, żaden nie zwrócił na to uwagi. Blondyn
śmiał się tak mocno, że nawet nie był w stanie uchronić się przed ciosami
swojego młodszego brata. Bill natomiast zachowywał się jak oszalały psychopata,
jego brązowe oczy ciskały gromy. Bił Toma na oślep, machał rękami starając się
wyrządzić jak najwięcej szkód. W ogóle nie przejmował się tym, że on również
czuje ból. Pewnie biłby go aż do momentu, kiedy nie miałby sił, ale nagle
znieruchomiał słysząc, jak ktoś dobija się do drzwi.
-Otwierajcie, do cholery! Co wy tam znowu robicie?!-
wydzierał się Kevin z korytarza.
Jakiś wkurzony sąsiad zaczął krzyczeć, że hałasują i mają
się zamknąć.
-Och, odczep się! Cisza nocna już się skończyła!- wrzasnął
Zakrzewski.
Bill wstał z bliźniaka i potykając się dopadł torbę Kevina.
Zaczął tam wciskać wszystkie rzeczy, które chwilę temu wyrzucił. Tom pozbierał
się z podłogi i poszedł otworzyć drzwi. Akurat w momencie, kiedy Czarny kopnął
torbę na jej miejsce i rzucił się na łóżko szatyna, chłopak wszedł do pokoju.
-Co ty robisz na moim łóżku?- zapytał Kevin marszcząc brwi.
-On tylko…- zaczął ze śmiechem Tom, ale Bill ugryzł się
mocno w język.
Blondyn otworzył szeroko oczy i jęknął zatykając usta
dłonią. Czarny uśmiechnął się zadowolony, chociaż jego również to zabolało.
-Chciałem sprawdzić, czy twoje jest tak samo wygodne jak
moje.
Kevin tylko pokręcił głową biorąc z szafli tabletki
przeciwbólowe. Połknął dwie od razu nie troszcząc się o to, żeby czymś je
popić.
-Dalej dokuczają ci rany?- odezwał się Tom patrząc na
bliźniaka z mordem w oczach.
-Trochę.
-Czemu ściągnąłeś bandaże?- spytał Bill mrużąc oczy.
-Już ci mówiłem, żebyś przestał mnie pilnować.
Czarny uniósł jedną brew całym sobą buntując się przeciwko
rozkazowi Kevina, po czym najzwyczajniej w świecie pokazał mu język. Szatyn
niemal opluł się wrzeszcząc wyzwiska pod jego adresem. Kiedy wychodził do
pracy, nadal ciskał gromy na wszystkie strony świata.
Chłopak otworzył oczy słysząc swój budzik. Westchnął
wyłączając go szybko, żeby nie obudzić Cogerów. Zwlekł się z łóżka i zaspany
podążył do łazienki wziąć szybki prysznic. Kiedy miał bandaże, nawet mycie się
było problemem, więc teraz zadowolony stał pod strumieniem ciepłej wody i
starał się odprężyć. Nie przejmował się swoimi bliznami, bo lekarz zapewnił go,
że maść, którą mu dał, z pewnością się ich pozbędzie. Rany już się wygoiły i
mógł ją swobodnie zacząć stosować.
Czwarty grudzień. Znowu ta przeklęta data, której po prostu
nienawidził.
Jego urodziny.
Już dawno doszedł do wniosku, że w ogóle nie powinien się
urodzić. Nie był nikomu potrzebny, jedynie sprawiał kłopoty i utrudniał życie
wszystkim dookoła. Czasami naprawdę żałował, że matka nie usunęła ciąży.
Egzystencja wielu ludzi byłaby wtedy o wiele prostsza.
Po prysznicu wszedł do kuchni i zajrzał do lodówki
zastanawiając się, co uszykować na śniadanie. Szczerze powiedziawszy miał już
dosyć kanapek z szynką i pomidorem, przydałoby się coś innego. Nie za bardzo
jednak mu się chciało robić coś ekstra, więc prychnął tylko i nastawił mleko.
Do trzech talerzy nasypał płatki Toma i poszedł obudzić śpiochów. Korciło go,
żeby odwdzięczyć się blondasowi za to, że tak brutalnie obudził go dzień
wcześniej, ale doszedł do wniosku, że odbije to sobie potem.
-Bill, wstawaj!- rzucił szarpiąc chłopaka za ramię.
-Spadaj!- burknął Czarny nakrywając głowę kołdrą.
-Wstawaj, do cholery! Już jest późno!
-Odczep się!
Zakrzewski prychnął cicho. Złapał chłopaka za koszulkę i
nogę w kostce, po czym podniósł go do góry jak wyjątkowo nieprzyjemną rzecz i
po prostu upuścił na podłogę. Bill zderzył się z panelami z głośnym hukiem.
-Au!- jęknął Tom kuląc się na łóżku.
Zakrzewski uśmiechnął się. Obudził dwóch za jednym zamachem.
Ignorując wściekłych i zdezorientowanych Cogerów poszedł do kuchni przypilnować
mleko.
Co za miły początek dnia, pomyślał śmiejąc się cicho pod
nosem.
Zalał płatki mlekiem i postawił śniadanie na stole. Jak na
komendę do środka wkroczyli bliźniacy. Widząc, że blondyn otwiera usta i chce
coś powiedzieć, szybko go wyprzedził.
-Tom, nawet nie próbuj narzekać. Jeśli ci się coś nie
podoba, możesz iść na uczelnię głodny.
-Jeszcze się policzymy!- obiecał starszy Coger siadając przy
stole i biorąc się za swoją porcję płatków.
Po śniadaniu Kevin od razu poszedł na uczelnię. Nie chciało
mu się czekać, aż Cogerowie raczą się wyszykować, więc zignorował ich. Dotarł
na miejsce dziesięć minut przed czasem. Usiadł na ławce i włożył w uszy
słuchawki. Przymknął oczy wzdychając. Nie miał specjalnej ochoty na te wykłady,
ale wolał ich nie omijać. Być może wreszcie dowie się czegoś, czego nie wie.
Jak na razie przychodził na tą uczelnię już ponad dwa miesiące i nadal niewiele
było rzeczy, których jego tutaj nauczyli. Chyba za bardzo wyprzedził materiał,
kiedy był jeszcze w średniej. Uczył się wszystkiego do przodu chcąc się potem
odciążyć, żeby mógł pracować popołudniami. Udało mu się.
Profesor stanął pod klasą i otworzył drzwi. Kevin schował
słuchawki i wyłączył muzykę wchodząc do środka i zajmując swoje miejsce.
Przyzwyczaił się już do tego, że wszyscy ciągle się na niego gapią. Trochę go
dziwiło, że jeszcze się tym nie znudzili, ale nie miał zamiaru wnikać, co
kierowało tymi ludźmi. To Cogerowie byli od analizowania, nie on. Dla niego
liczyły się tylko fakty, a nie uczucia. Dobrze wiedział, że to emocje są
przyczyną zatarć między ludźmi i w konsekwencji będą mu dostarczać klientów,
gdy już zostanie prawnikiem. Starał się nie okazywać swoich uczuć, a zwłaszcza
słabości czy bólu. Traktował wszystkich z dystansem i chciał, żeby inni dali mu
po prostu spokój. Udawało mu się to. No, a przynajmniej do chwili, w której nie
przyczepił się do niego Bill.
Zakrzewski słuchał tego, co ma do przekazania wykładowca z
uwagą. Zawsze była to jakaś powtórka.
-Dobrze, zaraz kończymy… Na jutrzejsze ćwiczenia proszę
przygotować referat dotyczący dzisiejszych zajęć. Prace mają zawierać jak
najwięcej potrzebnych danych. Przygotujcie je parami. Czy ktoś ma jakieś
pytania? Nie? W takim razie do widzenia.
Kevin jęknął cicho. Parami? Gdzie on znajdzie jakiegoś
kretyna, który zrobi z nim pracę? No, jakiś się znajdzie na pewno, ale…
Cholera!
Wściekły wyszedł z sali. Jakoś zawsze się tak składało, że
na urodziny miał potwornego pecha. W wieku dziesięciu lat złamał sobie rękę, a
jak miał dwanaście- spadł z drzewa. Potem trzy razy mu się upiekło i nagle
został pobity przez jakichś dziwnych facetów, którym się po prostu nie
spodobał. Znając jego szczęście, to dzisiaj dopadną go demony.
Jak mnie zabiją, przynajmniej nie będę musiał robić tej
głupiej pracy, pomyślał zły. Cholera! Ten dzień jest do kitu!
-Kevin?
Zdziwiony zatrzymał się i obejrzał. Nie był pewny, czy
naprawdę ktoś go zawołał, czy tylko mu się wydawało. Zmarszczył brwi, kiedy
zobaczył Anitę. Dziewczyna stała jakieś pół metra od niego, głowę miała
spuszczoną w dół, a policzki pokrywał rumieniec. Ba! Tego nawet nie można było
nazwać rumieńcem, to był najzwyklejszy w
świecie burak. Wyglądała na zażenowaną, nerwowo wyłamywała palce.
-Co?- spytał wciskając ręce w kieszenie.
-J-ja… Chciałam tylko…- jąkała się dziewczyna.
-Chciałaś co?
Szatyn wcale nie miał zamiaru być dla niej miły, wręcz
przeciwnie- był na nią wkurzony i z chęcią by jej trochę przygadał. Zdecydował,
że jeśli nadarzy się okazja, zrobi to.
-Chciałam ci podziękować- wydusiła z siebie niepewnie
zerkając mu w oczy.
Zakrzewski spojrzał na nią z nieprzeniknioną twarzą.
-Podziękować?
-Tak. Za to, że mi pomogłeś. Wtedy… No, wiesz.
-Hmm…
-Wiem, że gdyby nie ty, byłoby ze mną krucho. Jestem ci
wdzięczna za pomoc.
Anita umilkła czekając na jego reakcję, ale on dalej stał i
wpatrywał się w jej twarz. Musiał wyglądać dosyć przerażająco, skoro dziewczyna
była aż tak mocno wystraszona.
-J-ja… Mam u ciebie dług. Cieszę się, że tam byłeś. I, jeśli
możesz, proszę, nie mów o tym nikomu. To jest dla mnie bardzo ważne.
-Oczywiście!- rzucił z sarkazmem.- Nikt nie może się
dowiedzieć, jaka jesteś głupia? Spoko, nie musisz się martwić.
-Słucham?- zapytała zdziwiona nie patrząc na niego.
-Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, patrz mi w oczy!- rzekł
sucho.
Zdawał sobie sprawę z tego, że przez niego dziewczyna będzie
miała traumę do końca życia, ale mało go to obchodziło. Może jeśli ją trochę
postraszy, nie zrobi więcej żadnej głupoty. Tylko idiotki wychodzą wieczorem na
miasto zupełnie same. To wręcz proszenie się o kłopoty. Wiedział, że Anita musi
to zrozumieć, jeśli ma być w przyszłości względnie bezpieczna. Z jakiegoś
powodu nie chciał, żeby coś jej się stało. Była jedyną osobą w grupie, która
nie patrzyła na niego krzywo i starała się trochę hamować swojego brata. Mimo
wszystko był jej wdzięczny za tą pomoc.
Spojrzała mu w oczy, chociaż uczyniła to bardzo niechętnie.
-Widzę, że nie wyciągnęłaś żadnych wniosków z tego, co się
stało.
-Wyciągnęłam.
-Tak ci się tylko wydaje. Może gdyby zrobili ci trochę
więcej, niż zniszczenie ubrania, traktowałabyś to bardziej serio. Jesteś już
dużą dziewczynką, a nadal nie rozumiesz, że życie to nie zabawa.
-To nieprawda!- zaprzeczyła energicznie.
Zakrzewski tylko uniósł brwi.
-Nie musisz na mnie krzyczeć, już wystarczająco mi się zebrało-
mruknęła cicho.
Kevin westchnął. Ta dziewczyna jest niemożliwa!
-Niczego się nie nauczyłaś, ale to już nie moja sprawa.
-Em… Ja jeszcze…
Anita umilkła widząc jego kpiące spojrzenie. Pokręciła głową
zrezygnowana. Szatyn dostrzegł, że jej dolna warga drży i poczuł się jak
ostatnia świnia. Nie chciał jej krzywdzić, jednak chyba trochę przesadził.
Przez Cogerów stałem się totalnym mięczakiem, pomyślał.
Dziewczyna odwróciła się z zamiarem odejścia i Zakrzewskiemu
mignęła ciemna plama na nadgarstku dziewczyny.
-Zaczekaj!
Błyskawicznie chwycił ją za rękę i zatrzymał. Zdziwiona
obejrzała się. Przyciągnął ją z powrotem nadal nie puszczając ręki. Drugą
podciągnął lekko bluzkę i dostrzegł odciśnięte palce. Prawdopodobnie zrobił jej
tego siniaka, kiedy podniósł ją wtedy do pionu i zaczął opieprzać.
Spojrzał dziewczynie w oczy. Była zakłopotana, on zresztą
też. Nigdy nie był zbytnio wygadany, jeśli chodzi o dziewczyny. To był zawsze
jego słaby punkt, chociaż mogłoby się wydawać, że jest zupełnie inaczej.
-Przepraszam- powiedział niepewnie do Anity.- Za tego
siniaka i za to, że tak wtedy na ciebie nakrzyczałem.
Nigdy nikogo nie przepraszał i trochę go peszyła ta
sytuacja. To zawsze u niego szukano przebaczenia, a nie odwrotnie. Tego typu
słowa ciężko przechodziły mu przez gardło, chyba że służyły do osiągnięcia
zamierzonego celu.
-Nawrzeszczałeś- poprawiła cicho.
-Dobra, nawrzeszczałem- skrzywił się.- Spróbuj zrozumieć.
Wychowałem się na ulicy, w mojej dzielnicy takiego typu sytuacje były na
porządku dziennym. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wielkie groziło
ci niebezpieczeństwo. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków, w których
ludzie zauważą, że komuś dzieje się krzywda, zwyczajnie to ignorują. Miałaś tak
małe szanse na wyjście z tego bez szwanku, że aż sam się dziwię, jakim cudem ci
się udało. To, że my tam byliśmy, było zwykłym zbiegiem okoliczności. Nawet nie
chcę myśleć o tym, co by się stało, gdybyśmy zostali w domu.
-Wiem.
Chłopak pokręcił głową.
-Dociera to do ciebie, ale nie bierzesz tego na poważnie.
-Wierz mi, biorę. Twoje wrzaski śnią mi się po nocach-
burknęła Anita.
Kevin nieoczekiwanie uśmiechnął się lekko. Zdał sobie sprawę
z tego, że nadal trzyma dziewczynę za rękę, więc puścił ją szybko. Pokręcił
głową.
-Po prostu na siebie uważaj, dobrze?
-Tak… I jeszcze chciałam się ciebie zapytać, czy… No, czy
nie miałbyś ochoty zrobić ze mną tego projektu, który dzisiaj zadano?
Nie miał ochoty robić tego z kimkolwiek, ale to już była
inna bajka. Musiał przyznać, że ta dziewczyna spadła mu z nieba. Uch! Czasem
dobrze jest komuś pomóc.
-Czemu nie?
-Pójdziemy do mnie po zajęciach, dobrze? Mam w pokoju
komputer i dostęp do biblioteczki mamy, więc wszystko jest pod ręką.
-Twój braciszek nie będzie mnie ścigał po całym mieszkaniu z
wiatrówką w ręce?- zapytał Kevin ironicznie.
-Nie, będzie siedział w garażu. Gra na perkusji i ciągle
przy niej coś majstruje razem z takim jednym Oskarem, więc mam go z głowy na
cały dzień.
Perkusja? Taki kretyn ma perkusję? Zakrzewski po raz kolejny
poczuł się oszukany. To było zdecydowanie nie fair.
Po zajęciach Kevin poszedł razem z Anitą do jej domu.
Wszyscy rzucali im dziwne spojrzenia. W sumie to szatyn czuł się jak jakaś
ujarzmiona bestia. Ci ludzie zachowywali się, jakby przebywanie z nim lub
rozmawianie było czymś nadzwyczajnym i wręcz niebezpiecznym! Był ciekawy, za
kogo oni właściwie go mają. Tak, szybko dał im do zrozumienia, że do niego się
nie podskakuje, ale to już była lekka przesada. Cóż, takie chyba jego
szczęście.
Po drodze Anita próbowała nawiązać z nim rozmowę, ale nie
miał ochoty na głupie pogawędki, więc próbował ją zbyć monosylabami. Dziewczyna
była jednak uparta i chociaż on nie mówił prawie nic, ona nawijała jak najęta.
Zanim doszli do jej domu, jego cierpliwość się zwyczajnie skończyła.
-Czy ty zawsze tyle gadasz?! Jezu, jak twoi rodzice to
wytrzymują?! Jesteś gorsza niż Billy!- warknął.
Jeśli myślał, że Anita się na niego obrazi i umilknie,
przeliczył się. Dziewczyna najzwyczajniej w świecie uśmiechnęła się do niego.
-Już myślałam, że nigdy się nie odezwiesz. No, to skoro
przełamaliśmy pierwsze lody…
-Po prostu się zamknij, dobra?
-Widziałam już tego twojego Billego. Wiesz, trochę mnie
zdziwiło, że jest żywy.
Kevin aż się zatrzymał słysząc słowa Anity.
-Co?- spytał głupio.
Dziewczyna uśmiechnęła się zakłopotana.
-Miałeś na ręce bransoletkę z jego imieniem i nazwiskiem, a
kiedy cię o niego zapytałam, omal nie zabiłeś mnie wzrokiem. Myślałam, że może
był twoim przyjacielem czy coś tam i po prostu… Rety, to głupie!
-Po prostu?- zainteresował się Kevin.
-Eh! No, myślałam, że może zginął tragicznie czy coś…
Sprawiasz wrażenie człowieka niezwykle aroganckiego, pewnego siebie,
krnąbrnego, nieustępliwego, agresywnego, skrytego…
-Dobra, dobra!
-No, w każdym bądź razie, wydawało mi się, że to może jakieś
wydarzenie w twoim życiu zrobiło z ciebie…- urwała.
-Dupka?- podsunął uprzejmie.
-Ty to powiedziałeś. Mniejsza z tym! Byłam w szoku, kiedy
okazało się, że Bill Coger to przefarbowany chudzielec z przyjacielskim
uśmiechem na twarzy. W dodatku na tyle odważny, żeby się tobie postawić. Tak
samo ten drugi, Tom. To twoi przyjaciele?
Szatyn parsknął śmiechem. Czy byli jego przyjaciółmi? Gdyby
tylko sam to wiedział.
-Powiedzmy, że… łączą nas interesy.
-Interesy? Chyba nie lewe, co?
Zakrzewski znowu się zaśmiał cicho.
-Jesteś o wiele przystojniejszy, kiedy się uśmiechasz-
rzuciła nieoczekiwanie Anita.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Przystojniejszy?
-Nie gap się tak, to prawda. Gdybyś nie robił takiej ponurej
miny, wszystkie dziewczyny by na ciebie leciały.
-A teraz nie lecą?
-Szczerze? Masz w kieszeni jakieś sześćdziesiąt procent
dziewczyn z naszej grupy. Pozostałe czterdzieści jest obecnie w związkach i
wzdycha do ciebie, kiedy uziemieni chłopcy na to nie patrzą. No, i jeszcze jest
kilku chłopców, którzy nagle odkryli, że interesuje ich ta sama płeć.
Kevin jęknął, co Anita skomentowała głośnym śmiechem.
-Nie dobijaj mnie!- burknął naburmuszony.
Gdy doszli do domu dziewczyny, szatyn mimowolnie się
skrzywił. To, co miał przed oczami przywodziło mu na myśl willę, bardzo dużą w
dodatku. Po ciemku nie było jej widać. Kiedyś mu się wydawało, że takiego typu
„mieszkania” spotyka się w bogatych krajach. Okazało się jednak, że są Polacy,
których również na to stać.
Przewrócił oczami, kiedy wszedł do środka i zobaczył bogaty
wystrój domu. Idąc za przykładem dziewczyny, zdjął kurtkę i odwiesił ją na
wieszak, a potem ściągnął swoje wysłużone adidasy. Mógłby sobie kupić nowe, ale
lubił te i jakoś nie miał ochoty się ich pozbywać.
-Nie jest ci zimno w tych butach?- spytała Anita.
-Nie. Bill ciągle posuwa w trampkach i nie narzeka, ja tym
bardziej.
Dziewczyna pokręciła tylko głową. Wszedł za nią po schodach
na górę ignorując otoczenie. W ogóle nie przyglądał się pięknym obrazom,
ciekawym zdobieniom na ścianach i marmurowym kafelkom w holu.
Anita wprowadziła go do pierwszego pomieszczenia po prawej
stronie. Szybko się rozejrzał. Całkiem na lewo w rogu stało ogromne łóżko z
baldachimem, zaraz obok stolik nocny. Z prawej strony znajdowały się meble z
miejscem na komputer i plazmę. Okno znajdowało się jakiś metr o stolika
nocnego. Oprócz tego w pokoju były również inne klamoty i… ciuchy. Po całym
pomieszczeniu walały się ciuchy.
Kevin schylił się i podniósł za ramiączko czerwony,
koronkowy stanik. Zawiesił go na palcu i spojrzał na właścicielkę pokoju z
uniesionymi brwiami i głupim uśmiechem nas twarzy. Anita zrobiła się buraczano-czerwona, wyrwała mu swoją własność i z wypiekami wepchnęła ją do jakiejś
szuflady.
-To… Um, przepraszam za bałagan. Nie spodziewałam się, że
ktoś tu dzisiaj przyjdzie- powiedziałam speszona błyskawicznie zbierając
wszystkie porozrzucane rzeczy i wpychając je do szafy.
Kevin zaśmiał się widząc, że ciuchy praktycznie wysypują się
z dość obszernego mebla.
-Daj sobie spokój, potem to posprzątasz. Mam niewiele czasu,
za jakieś dwie godziny muszę być w pracy.
-Nie przeszkadza ci bałagan?
-Gdyby mi przeszkadzał, już dawno wyrzuciłbym Toma przez
okno w mieszkaniu.
Anita westchnęła ciężko. Zakrzewski widział, że czuje się
niezręcznie i mimowolnie na jego twarzy zagościł uśmiech. Nie potrafił przestać
się szczerzyć, to działo się wbrew jego woli.
-Chcesz coś do picia?
-Nie, dzięki.
Szatyn jęczał w myślach przez następną godzinę, kiedy Anita
usilnie próbowała odwrócić jego uwagę od pracy domowej. Był jednak nieugięty i
w końcu dała sobie spokój, a przynajmniej na jakieś piętnaście minut. Potem
zaczęła od nowa poddając cierpliwość Kevina bardzo ciężkiej próbie. Tylko cudem
udało mu się przetrwać.
-Skończone- powiedział wstając z krzesła.
Dziewczyna westchnęła przyglądając mu się z rozczarowaniem.
Mruknęła coś cicho. Zakrzewski podszedł do okna i wyciągnął z kieszeni
papierosy. Nie pytając o pozwolenie odpalił sobie jednego i otworzył okno, a
potem usiadł na parapecie. Zimne powietrze nieprzyjemnie chłostało jego twarz,
ale on nie bardzo się tym przejmował. Lubił tą porę roku. W dodatku zaczął
obficie sypać śnieg. Jak na razie padało go za mało, żeby się utrzymał nawet
przy tak niskiej temperaturze.
-Długo palisz?- spytała Anita przyglądając mu się.
Kevin zerknął na nią. Nie wiedział, czy się zgrywa, czy
naprawdę nie ma nic przeciwko temu, że kopci w jej pokoju. Zaciągnął się dymem
i z przyjemnością go wypuścił.
-Nałogowo jakieś sześć lat.
-Sześć lat? Miałeś trzynaście lat, kiedy zacząłeś?
-Mniej więcej- burknął nie przyznając się, że popalał od
jedenastego roku życia.
-Twoi rodzice o tym wiedzieli?
Szatyn uśmiechnął się ponuro.
-Jasne!
-I nic z tym nie zrobili?- niedowierzanie na twarzy
dziewczyny zaczynało go zwyczajnie bawić.
-Stara nie miała nic przeciwko, dopóki nie kradłem jej
szlug, a stary porzucił nas, zanim się urodziłem.
-Żartujesz, prawda?- zapytała Anita niepewnie.
-To, że ty żyłaś jak księżniczka nie oznacza, że inni też.
Wyrzucił pata przez okno i zamknął je. Mrozowska podeszła do
niego i oparła splecione dłonie o jego kolano, po czym położyła tam głowę i
przyglądała mu się z jawną ciekawością. Podobał się jej, to było widać w jej
oczach i, niech go szlak, ale ona również go interesowała. Nie chodziło mu tyle
o wygląd, co o zachowanie i charakter. Już dawno się nauczył, że często ładne,
rozrywkowe dziewczyny są do zaspakajania potrzeb i kaprysów facetów, a takie
typu Anity do długich, poważnych związków. Czy miałby coś przeciwko? Cóż,
zdecydowanie tak.
Anita Mrozowska to nie dziewczyna dla niego.
-Jaki ty tak naprawdę jesteś? Nie potrafię cię rozgryźć. Na
uczelni zachowujesz się jak rasowy terrorysta, a twój ubiór kłóci się z
założeniami kierunku, jaki wybrałeś. Wyglądasz na osobę lekceważącą wszystko i
wszystkich, a jednak radzisz sobie najlepiej. Sypiesz kodeksami prawnymi jak z
rękawa, a po niemiecku i angielsku rozmawiasz perfekcyjnie. Wypowiadasz się…
swobodnie. Płynnie. Wszyscy się ciebie boją i tylko czekają, aż kogoś pobijesz
lub zabijesz, a jednak mimo wszystko biegniesz ratować obcą dziewczynę słysząc,
że potrzebuje pomocy. Jesteś pełen sprzeczności, Kevin.
-Właśnie sama sobie odpowiedziałaś.
-To znaczy?
Kevin wzruszył ramionami.
-Stwarzasz pozory- rzekła Anita.
-Myślisz, że się zgrywam?- zapytał chłopak z krzywym
uśmiechem.
-Mam raczej wrażenie, że ty się zniżasz do tego, żeby
zachowywać się w miarę porządnie na uczelni. Jak jest naprawdę?
-Nie powinno cię to interesować.
-A jednak…- uśmiechnęła się wyciągając rękę i głaskając go
po policzku.- Interesuje mnie to. Bardzo.
Zakrzewski nic nie odpowiedział uważnie wpatrując się w oczy
dziewczyny. Zwykle ludzie spuszczali wzrok nie mogąc znieść tego natarczywego
spojrzenia, ale Anita była uparta. Uśmiechała się lekko, najwyraźniej zdała
sobie sprawę z tego, że nie musi się bać. Zauważyła to, czego inni nie
potrafili dostrzec.
Szatyn uniósł brwi, kiedy Mrozowska zagryzła dolną wargę i
delikatnie odsunęła jego włosy z czoła. Już chciał się do niej odezwać, kiedy
nagle zorientował się, że ona ponownie patrzy mu w oczy i jej twarz jest coraz
bliżej. Na jej policzkach zaczęły pojawiać się czerwone plamy, a on odruchowo
spojrzał na pełne usta tuż przed swoim nosem.
Uniósł wzrok i zrobił kpiącą minę, jednak nadal uparcie
milczał. Był ciekawy, czy czarnowłosa odważy się go pocałować. Nie zdziwił się
specjalnie, kiedy ciepłe wargi delikatnie musnęły jego usta. W normalnej
sytuacji odsunąłby się od niej i kazał jej spadać, ale to były jego urodziny.
Jego jedyną rozrywką były wygłupy z Cogerami, uznał więc, że należy mu się
trochę przyjemności z życia.
Ochoczo odwzajemnił gest zaskakując tym samym Mrozowską.
Dziewczyna szybko się pozbierała i oddając namiętne pocałunki zaplotła mu ręce
na szyi. Łapczywie szukali swoich języków drażniąc się nawzajem i dopraszając o
więcej. Po chwili odrobinę zwolnili. Kevin obrysował kontur ust Anity i
przygryzł zębami jej dolną wargę. Słysząc cichy pomruk zadowolenia, uśmiechnął
się lekko ponownie zagłębiając język w ustach dziewczyny.
Gdy odsunęli się od siebie, zapadła cisza. Po chwili
Zakrzewski zszedł z parapetu i wygrzebał ze spodni swoją komórkę.
-Muszę lecieć. Wydrukuj to i przynieś na zajęcia- rzucił.
-Spotkamy się niedługo?- zapytała lekko speszona.
-Raczej wątpię, mam teraz dużo na głowie.
Czarnowłosa nalegała, więc dla świętego spokoju zgodził się
wymienić z nią numerem. Pożegnał się i poszedł do pracy nawet nie zdając sobie
sprawy z tego, że ciągle się uśmiecha.
Heej !
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu meega!! zwłaszcza na końcu !! chce następny !!
PS: Kiedy kolejny rozdział 'Twarzą w twarz' ??
Poza tym życzę weny !! ;)
Pozdrawiam D.S.P.K.S
Kevin się zakocha? :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
Jezu! Dalej nic nie wiem! KOBIETO ZABIJASZ MNIE!
OdpowiedzUsuń