– Chyba mam zawał.
Tom zerknął na swojego
brata, któremu serce waliło tak mocno, że był w stanie dostrzec, jak unosi się
jego klatka piersiowa. Z chęcią kazałby mu się zamknąć – i bez jego zrzędzenia
byli wystarczająco zdenerwowani – ale zwyczajnie nie chciał jeszcze bardziej
zdenerwować wokalisty ich zespołu, bo to mogłoby się źle skończyć.
– Wytrzymaj, dopóki
nie wystąpimy i będzie w porządku – odparł Hagen, wyraźnie poirytowany głupimi
tekstami Billa.
Już od samego rana,
kiedy się pojawili na próbie generalnej Bill ciągle gadał i gadał, że załamie
mu się głos i co wtedy i w ogóle, a przecież oni też się stresowali. Wbrew
pozorom granie na gitarze elektrycznej różniło się od grania na akustycznej czy
klasycznej. Każdy jeden, najdrobniejszy błąd było cholernie głośno słychać.
Struny musiały być przyciśnięte do gryfu tak precyzyjnie, jak to tylko możliwe.
Co, jeśli zadrży mu ręka i coś zepsuje? Wcale nie miał łatwiej niż Bill.
– Wchodzicie za pięć
minut – poinformował ich jakiś ludek, prawie natychmiast znikając. Mieli
występować jako ostatni. Dwa zespoły przed nimi były naprawdę dobre, więc
pobicie ich nie będzie łatwe.
Bill dreptał w tą i z
powrotem, trzymając w ręce bezprzewodowy mikrofon. Umalował się tak jak czasami
na sesje zdjęciowe, ułożył starannie włosy i wybrał całkiem niezłe ciuchy.
Prezentował się fantastycznie.
Tom stanął bratu na
drodze i przytrzymał go za ramiona.
– Przestań tak łazić,
bo już mi się kręci w głowie – powiedział stanowczo. – Wyjdziesz na tę cholerną
scenę, zaśpiewasz tak, jak to robiłeś za każdym razem na próbach, będziesz się
głupio szczerzył i udawał, że to dla ciebie chleb powszedni.
– Ale…
– Ani słowa.
– Jestem cholernym
modelem, nie piosenkarzem!
– Nie wierzę, że po
tym wszystkim tchórzysz w takim momencie – parsknął Tom. Skoro zwykła perswazja
nie pomaga, to czas na drastyczne środki.
– Nie tchórzę! –
prychnął Bill z oburzeniem.
– Jasne. – Tom
przewrócił oczami. – Właśnie widzę. Wcale nie gadasz na okrągło, że zawalisz
sprawę.
– Podpuszczasz mnie.
– Może. Ale jeśli
naprawdę twierdzisz, że nie jesteś tchórzem, to mi to udowodnij.
– Podpuszczasz mnie! I
to w takiej chwili!
– Trzydzieści sekund –
ogłosił ludek, po raz kolejny pojawiając się znikąd i znikając.
Tom odwrócił Billa i
pchnął w kierunku wejścia na scenę.
– Dam ci popalić po
naszym występie! – ogłosił Czarny, wskazując na niego ze złością palcem, a
potem pomaszerował przed siebie jak obrażona królowa.
Hagen pokręcił tylko
głową.
Bill ani razu nie
popełnił błędu. Wyciągał wszystko perfekcyjnie, szczerzył się i faktycznie
sprawiał wrażenie osoby, której śpiewanie przed większym gronem – i to jakim
gronem – w ogóle nie peszy. Zupełnie jakby się urodził na scenie. Patrząc na
niego miało się wrażenie, że jest zawodowym wokalistą.
Gdy skończyli,
ukłonili się, podziękowali i pobiegli za kulisy. Z Billa momentalnie zeszła
cała energia.
– O, rany! – wyjęczał
tylko i rzucił się na Gustava.
– Hej, weź mnie nie
tul! Jesteś cały spocony! – jęknął chłopak, próbując go od siebie odczepić.
– Ty też – odparł
Bill, puszczając go z niechęcią. – I co, cwaniaku? Taki występ cię zadowala? –
spytał, patrząc przekornie na brata.
– Może być – odparł
Tom bez cienia emocji. Ani myślał prawić mu komplementy i dmuchać i tak już
spore ego. – Ale następnym razem się bardziej postaraj.
– Buc – burknął tylko
Czarny, urażony zachowaniem brata.
– Nieźle, chłopaki –
rzucił David Jost, podchodząc do nich. – Zrobiliście niezłe wrażenie. Aż się
nie chce wierzyć, że tak krótko ze sobą gracie. Jesteście naprawdę zgrani. Mam
dla was propozycję. Oferuję wam nagranie jednego krążka. Jestem w stanie załatwić
wam umowę z Island Records. Uważam, że możecie wiele osiągnąć, jeśli zaczniecie
działać na większą skalę.
– Chcesz, żebyśmy
nagrali własną płytę? – spytał Bill, wybałuszając oczy.
– Czego chcesz w
zamian?
– Regularnej pensji,
rzecz jasna – powiedział mężczyzna z uśmiechem. – Chcę być waszym menadżerem.
Obiecuję, że z moją pomocą szybko zwojujecie Niemcy, a być może i całą Europę.
Co wy na to?
Głupie pytanie. Jost
nie mógł sobie wybrać lepszego momentu. Akurat teraz, kiedy tak potrzebowali
wyrwać się z domu. Z daleka od Simone, patrzącej na nich z tą głupią nadzieją w
oczach… Z daleka od nieprzyjemnej ciszy, która ostatnio aż dźwięczała w domu
Toma. Mogli wreszcie uciec od tego przeklętego miejsca, w którym tyle się
wydarzyło. Jeśli im się uda, będą wracać do domu raz kiedyś albo kupią sobie
swój własny. Tom nie wybaczył matce i wątpił, żeby był w stanie to szybko
zrobić. Potrzebował jakiejś zmiany i czegoś, co odwróci jego uwagę od tego
wszystkiego. Potrzebował adrenaliny, a tworzenie własnego krążka dawało mu taką
szansę.
– W porządku –
powiedział Bill ostrożnie – ale to też jakby zależy od naszych rodziców. Bo
rozumiem, że ta wytwórnia jakby nie jest w Niemczech?
– Nie, jest w Wielkiej
Brytanii. Wszyscy jesteście jeszcze nieletni?
– Ja i Tom –
powiedział Bill.
– Ale moi rodzice nie
będą zachwyceni – przyznał Gustav. – Nie skończyłem jeszcze szkoły.
– No, ja też –
przyznał Hagen. – Ojciec w życiu się nie zgodzi.
– Pozwolicie, że ja z
nimi porozmawiam. Przecież nikt nie każe wam rzucać szkoły. Będziecie musieli
po prostu na jakiś miesiąc przerwać naukę. Jeśli wam się uda, trzeba będzie
pomyśleć o indywidualnym toku nauczania. Jeśli nie, pożegnamy się i zapomnimy.
Na razie chciałbym się skupić na przekonaniu waszych rodziców i podpisaniu
umowy z wytwórnią.
– Nie ma mowy! –
wycedziła Simone, wręcz oburzona tym, co mówił ten dziwny facet, którego
przyprowadził Tom. – To jeszcze dziecko! Nie dam go wywieźć jakiemuś wariatowi
aż do Wielkiej Brytanii. Możecie sobie to wybić z głowy!
– Proszę się uspokoić
– powiedział łagodnie Jost. – To dla chłopców wielka szansa. Są naprawdę
świetni, mają szansę zrobić wielką karierę.
– Niech ją robią po
studiach, a nie w trakcie liceum.
– Na studiach będzie
już za późno. Oferuję im kontrakt teraz. Nie za kilka lat.
Tom nie odzywał się.
Bill, jego wujek i Gordon też zresztą nie. Tak samo uczynili rodzice Gustava i
ojciec Georga.
– Nie ma mowy.
– Jest pani pewna?
Taka szansa trafia się tylko raz w życiu. Jeśli nie teraz to nigdy.
– Nie. To moje
ostatnie słowo.
Simone popatrzyła na Toma.
Syn również patrzył jej prosto w oczy. Skrzywiła się, kiedy zobaczyła w jego
oczach złość, urazę, niechęć… Nie było tam żadnych ciepłych uczuć. Tom jej
jeszcze nie wybaczył tego całego zamieszania z bratem bliźniakiem i nie
zanosiło się na to w najbliższym czasie. Zdała sobie sprawę, że jej niezgoda
tylko jeszcze pogarsza całą sytuację, ale przecież nie mogła robić wszystkiego,
co on chciał, bo popełniła jakiś błąd. Najgorsze było to, że Tom nawet słowem
się nie odezwał, a ona i tak wiedziała, jak bardzo jej w tej chwili nienawidzi.
– Jaką mamy gwarancję,
że im się uda? – spytał wujek Billa.
– Żadną – przyznał
Jost, wzruszając ramionami. – Wielu artystów nie daje rady się przebić. Wielu
nie wytrzymuje presji. Ale za to niewielu dostaje taką szansę, jak oni dostali.
Jeśli się okaże, że ich muzyka nie spodoba się ludziom, sprawa rozejdzie się po
kościach. Za dwa miesiące wszystko wróci do normy. Jeśli jednak to ja mam rację
i ludzi zainteresuje to, co tworzą, staną się popularni. Ewentualna trasa
koncertowa w takim wypadku oczywiście oznacza, że nie będą mogli kontynuować
nauki w normalnym trybie.
– Rozumiem, że wy
wszyscy tego chcecie? – spytał Derek.
Bill skinął głową.
Mężczyzna westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami.
– Zgoda. Bill może
jechać. – Bill pisnął i rzucił się wujkowi na szyję.
– Chyba żartujesz! –
prychnęła Simone. – Tom zostaje i Bill też.
– Simone, może i
jesteś matką Billa, ale to ja jestem jego prawnym opiekunek i ja decyduję o
jego życiu – powiedział Derek stanowczo. – Bill jedzie bez względu na to, co
powiesz.
– Tom też – odezwał
się Gordon. – Zaadoptowałem go, więc jestem jego ojcem. Podpiszę odpowiedni
dokument, jeśli ty nie chcesz.
– Chyba żartujesz,
Gordon! Nie możesz tego zrobić!
– Mogę i zrobię.
Dobrze wiem, jaka to wielka szansa dla nich. W takiej chwili nie wolno stawać
młodym na drodze.
– Zaopiekuję się pani
dziećmi, nie musi się pani o to martwić – powiedział Jost uspokajająco. –
Obiecuję, że będę ich pilnował jak oka w głowie.
Simone spojrzała
jedynie na niego morderczo.
– Nie podoba mi się
to, Georg – powiedział do niego ojciec – ale jesteś już dorosły i zrobisz jak
uważasz. Nie zamierzam ci zabraniać.
Rodzice Gustava
pokiwali twierdząco, chociaż również nie wyglądali na zbytnio zachwyconych.
– W porządku. W takim
razie przygotuję odpowiednie dokumenty i umówię się z producentem. Jest kilka
kwestii, które trzeba ustalić, ale tym zajmiemy się innym razem. Dziękuję za
poświęcony czas.
Jost pożegnał się i
wyszedł, a chłopcy niemal skakali do sufitu z radości, obejmując się i nie
mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Tom był zadowolony, że Gordon się za nim
wstawił, ale postanowił dobrze wryć sobie w pamięć, że matka nie chciała się
zgodzić.
Gustav też był w
szoku. Nie spodziewał się, że jego rodzice tak łatwo się zgodzą. Jasne, gdyby
się uparł, wcale nie musiałby się ich pytać o zdanie, ale zawsze miał z nimi
dobry kontakt i nie chciał tego psuć. Do tej pory nie sądził, że może mu się
przydarzyć coś takiego. Zawsze był zwykłą szarą myszą. Ludzie zauważali go,
kiedy dał się przyłapać na kradzieży kartkówek albo nauczyciele jawnie
wyśmiewali się z jego głupich odpowiedzi na sprawdzianach. A teraz był w tej
paczce, w Tokio Hotel, razem z trzema najpopularniejszymi chłopakami w całej
szkole. I choćby nie wiadomo co, nie zamierzał tego zaprzepaścić. Wierzył, że
im się uda. Zwyczajnie czuł to w kościach.
Ten pokój jeszcze
nigdy nie wyglądał… TAK.
Derek o mało nie
dostał zawału, kiedy wszedł do sanktuarium Billa. Wszystkie szafy, a Bill miał
ich kilka, były do cna wybebeszone, a wieszaki z ubraniami walały się dosłownie
wszędzie. Nawet komputera nie było widać. Zupełnie jakby Bill chciał zarzucić
ubraniami każdy jeden centymetr tego pomieszczenia.
– C–co tu się dzieje?
– spytał mężczyzna oniemiały, przystając niepewnie zaraz za drzwiami. Nie
chciał nadepnąć żadnej rzeczy, bo Bill byłby go gotów wyrzucić za drzwi na
zbity pysk.
– Nie mogę się
zdecydować, co spakować – powiedział Bill wyraźnie zdesperowany. – Muszę
wyglądać reprezentacyjnie, ale mam tyle ciuchów i nie wiem, co będzie pasowało do
mojego image’u. Chciałbym zostać przy stylizacji, jaką robili mi na sesjach,
ale mam problem z…
– Hej, hej, hej! –
przerwał mu jak najszybciej Derek, wymachując rękami dla większego efektu. –
Uspokój się. Wiesz, że ja kompletnie się na tym nie znam. Może lepiej zawołaj
kogoś?
– Niby kogo? – jęknął
Bill, kopiąc jakieś stare spodnie. – Chłopacy są totalnie ciemni jeśli chodzi o
modę. Sam widzisz, jak się ubierają. Bez obrazy dla nich, znaczy się – dodał
szybko. – Ale sam rozumiesz.
– A Tom? Może on by ci
doradził?
– Tom? On się
kompletnie na tym nie zna. I jeśli w tej sposób chcesz wybadać, jak się między
nami układa…
Derek westchnął.
Ostrożnie przebrnął przez lawinę ubrań i usiadł na rogu łóżka, patrząc na
chłopaka z lekko smutnym uśmiechem.
– Wiem, że nie chcesz
o tym rozmawiać. I wiem, że źle zrobiłem, nie mówić ci od razu prawdy. Zawsze
chciałem dla ciebie jak najlepiej. I martwię się o ciebie. Chciałbym, żeby
między wami wszystko było jak najlepiej.
Bill też by chciał. I
wiedział, że jego wujek jest szczery i nie miał nic złego na myśli. Nie miał do
niego pretensji o to, co się stało. Najchętniej wyznałby mu, co naprawdę
łączyło jego i Toma, zanim dowiedzieli się o tym, że są braćmi, ale nie mógł
tego zrobić. Z różnych powodów.
– Wiem – powiedział. –
Ale naprawdę nie musisz się martwić. Ja i Tom świetnie dogadywaliśmy się
wcześniej. Teraz też damy sobie radę.
– Jesteś pewien, że
nie dogadywaliście się zbyt dobrze?
Chłopak zachował
kamienną twarz i wzruszył obojętnie ramionami, chociaż wszystko mu się podniosło
w środku do góry, gdy to usłyszał. A więc wujek zauważył, że nie zachowują się
jak zwykli przyjaciele. Cóż, zbytnio się z tym nie kryli.
– Chyba po prostu
przeczuwaliśmy, jak jest naprawdę – rzekł niepewnie, nie zamierzając dać się
przyłapać na kłamstwie. – Jak przestaliśmy się żreć, nawiązała się pomiędzy
nami nić porozumienia i tyle.
– Więc wszystko w
porządku? Nie muszę się martwić tym wyjazdem?
– Nie – powiedział
Bill, uśmiechając się lekko. – Damy sobie z Tomem radę. I jeszcze raz dziękuję,
że się zgodziłeś, wujku. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
– Chcę, żebyś był
szczęśliwy – odparł mężczyzna, wzruszony słowami chłopaka. – I na pewno nie
zamknę ci drogi do spełniania swoich marzeń.
Bill podszedł do wujka
i uściskał go mocno.
– Jeszcze raz dziękuję.
Zrobię wszystko, żebyś był ze mnie dumny.
Derek uśmiechnął się,
z czułością roztrzepując chłopakowi włosy.
– Już jestem.
Teoretycznie można
było przyjąć, że Tom poradzi sobie z pakowaniem tak z dziesięć razy szybciej
niż jego brat bliźniak, ale w praktyce wyszło to trochę… zupełnie inaczej.
Każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. Każdy. On nie był wyjątkiem.
I wciąż być wściekły
na swoją matkę. Czuł, że nie rozstaną się w zgodzie. Odkąd Jost opuścił ich
mieszkanie, matka nie odzywała się ani o niego, ani do Gordona. Tom nie był
zadowolony z tego, że przez niego między Gordonem i matką doszło do spiny, ale
nie zamierzał się wycofywać z wyjazdu. Wiedział, że o to chodzi matce. Jak
każda kobieta świetnie potrafiła manipulować ludzkimi emocjami i nieraz jej się
to udawało, ale nie tym razem. Umowa została już podpisana i oto mieli lecieć
do Wielkiej Brytanii, żeby nagrać swój pierwszy krążek. Po stworzeniu piosenek
i nagraniu płyty, resztą mieli się zająć już w Niemczech. Do „Durch den Monsun”
mieli nakręcić najprawdziwszy teledysk. No, do „Schrei” prawdopodobnie też. Te
kawałki miały zadecydować, czy zostaną sławni, czy też nie.
Już się nie mógł
doczekać.
Ktoś zapukał cicho i
wszedł do środka. Tom zerknął tylko w przelocie na tą osobę i zadowolony, że to
nie jego matka, wrócił do dumania nad tym, co ma zabrać.
– Widzę, że
przygotowania idą pełną parą – zażartował Gordon, nie mogąc uwierzyć, że w
pokoju jego syna jest taki bałagan.
– No… czuję się jak
baba – mruknął. – Kompletnie nie mogę się zdecydować. Bill pewnie i tak się
przyczepi, że coś źle dobrałem, nawet jeśli dobrałem to świetnie, ale ja
zwyczajnie nie wiem, co tak właściwie mi się tam przyda. Jakaś pomoc?
Gordon zaśmiał się
tylko.
– Weź to, co lubisz.
Żeby w miarę pasowało. Do pogody, znaczy się. A resztą się nie martw.
– Łatwo powiedzieć –
burknął Tom, upychając odrzucone ciuchy z powrotem do szafy. – Dzięki wielkie
za to, że się zgodziłeś. Gdyby nie ty, w życiu bym nie pojechał.
– Wiem, jaka to wielka
dla was szansa, Tom. I wiem też, że jej nie zmarnujecie. Czuję to w kościach.
Nie chciałbym, żebyście potem do końca życia się zastanawiali, czy gdybyśmy wam
nie zabronili jechać, to wasze kawałki leciałyby teraz na Vivie.
– Nasze kawałki będą
lecieć na Vivie – powiedział Tom stanowczo. Innej opcji nie było. – Sam
zobaczysz.
– Nie mogę się
doczekać. Słuchaj, Tom… Czy ty i Bill…?
– Dogadujemy się –
rzekł z lekkim westchnieniem. – Nie jest łatwo tak od razu się przyzwyczaić do
myśli, że jesteśmy bliźniakami, ale radzimy sobie. Nie musisz się o to martwić.
Ale matce możesz powiedzieć, że się nienawidzimy.
– Jesteś na nią zły –
stwierdził mężczyzna.
– Ty byś nie był?
Zabawiła się naszym kosztem. Gdyby po prosto mnie zawołała i powiedziała to
prosto z mostu, a potem nas sobie przedstawiła, byłoby zupełnie inaczej.
– Wiem, ale się
uparła… – Gordon pokręcił głową. – To w końcu baba. Kto je tam zrozumie.
Tom zaśmiał się.
– Co racja to racja.
To jak? Pomożesz mi z tym pakowaniem?
Gordon westchnął
cierpiętniczo, ale posłusznie poszedł do syna i zaczął z nim wybierać rzeczy,
które się nadawały na wyjazd, a które nie. Całkiem miło spędził z nim czas…
przez następne cztery godziny.
Lot mieli o piątej
rano, więc było duże prawdopodobieństwo, że ktoś zaśpi. Hagen był tego więcej
niż pewny. Siedział na swojej walizce w poczekalni, ziewając co chwilę i trąc
zaspane oczy. Jego ojciec krążył za to w te i we w te, co zaczynało go powoli
usypiać. Nawet się zbytnio nie uczesał. A może uczesał? Sam nie był pewien.
Tego, kto wymyślił lot o tej godzinie, powinni spalić na stosie.
Po chwili pojawił się
Tom z rodzicami. Widać było, że nadal sobie z matką wszystkiego nie wyjaśnili i
nie zamierzają się pogodzić przed jego wyjazdem.
– Cześć – powiedział
Georg.
– Hej. Nikogo więcej
na razie nie ma?
– Nieeee… – ziewnął
szeroko.
– Nie ziewaj, bo ja
też będę chciał – mruknął Tom, kopiąc go lekko w łydkę. – O, idą.
Gustav i Bill szli
razem. Gustav pożegnał się z rodzicami już dzień wcześniej i nocował u niego, o
czym Tom i Georg nie wiedzieli. Derek był równie niewyspany jak chłopcy, ale
taktownie tłumił ziewanie, nie chcąc dać po sobie poznać, że nie może się
zdecydować, na co ma większą ochotę – spędzenie z Billem ostatnich minut przed
jego wyjazdem, czy zaśnięcie choćby na stojąco.
Dla chłopaków czas
dłużył się niemiłosiernie, bo chcieli już lecieć. Jeśli chodziło o rodziców,
którzy mieli rozstać się ze swoimi dziećmi… dla nich był to zaledwie moment i
po chwili cała czwórka udała się do odprawy. Derek westchnął ciężko. Miał
nadzieję, że podjął dobrą decyzję.
…siedem tygodni później…
– Szybko, już leci! –
krzyknął Tom, przeskakując przez oparcie kanapy i niemal siadając na kolanach
Gustava. Pokręcił tyłkiem, wciskając się na chama między niego i Billa. Hagen
pędem przywędrował z kuchni z ustami pełnymi chipsów. Przysiadł na oparciu. W
pokoju pojawił się też jego ojciec. Przystanął za kanapą, ciekawy tego, co
usłyszy.
– Całe Niemcy wręcz
oszalały na punkcie zespołu, który niespodziewanie pojawił się na rynku niemal
znikąd. Po zaledwie jednym ważnym występie przed Angelą Merkel grupa zwana
Tokio Hotel nagrała własną płytę, która w przeciągu tygodnia sprzedała się w dwustu
tysiącach egzemplarzy. To absolutny rekord! – mówiła spikerka. W międzyczasie
na ekranie pojawił się fragment teledysku „Durch den Monsun”. – Pierwsza
piosenka wyniosła ich na szczyt listy przebojów. Niedowiarkom, którzy
twierdzili, że był to po prostu dobry strzał, szybko zamknął usta ich drugi
klip o nazwie „Schrei”. Pierwszy koncert zagrali w Magdeburgu i pojawiło się na
nim kilkadziesiąt tysięcy osób...
Puszczono wywiad z
nimi, gdzie mieli trochę o siebie opowiedzieć. Jost kazał im być tajemniczym. Z
jakiegoś powodu fankom bardzo spodobał się fakt, ze Bill i Tom są braćmi
bliźniakami. Ich teledysk na youtube miał setki tysięcy wyświetleń, po prostu
każdy chciał wiedzieć, co to do cholery jest Tokio Hotel? Na początku puszczono
to tylko w lokalnej telewizji, ale potem Jost jakoś załatwił, że poszła fama na
całe Niemcy. Ich płyta sprzedawała się jak ciepłe bułeczki i wszystko
wskazywało na to, że wkrótce ruszą w trasę koncertową. Ostatnie tygodnie nie
były dla nich łatwe. Ciągle nagrywali, robili próby, a koncert… Bill do teraz
pamiętał ten strach chwytający go za gardło, gdy zobaczył, ilu ludzi przyszło
ich posłuchać. To już nie było kilkadziesiąt, to były dziesiątki tysięcy! Omal
nie zszedł na zawał. Na szczęście Tom wspierał go przez cały czas. Cały koncert
utrzymywali ze sobą kontakt. Gdy tylko spojrzał w bok, jego oczy od razu
spotykały się z tymi Toma.
Między nimi było
dobrze. Zwyczajnie. Powoli dotarli się przez te prawie dwa miesiące i teraz
mogłoby się wydawać, że znają się całe życie. Dla innych to było takie
oczywiste, że są bliźniakami. Trochę odsunęli się o siebie, decydując się na
danie sobie większej przestrzeni. Swój wolny czas spędzali osobno, żeby zbyt
mocno się do siebie nie przywiązać. Układało im się dobrze, ale gdzieś tam pod
skórą wciąż czuli, że to, co łączyło ich przed świętami, ciągle w nich siedzi.
Nie tak łatwo było zmienić swoje uczucia względem ukochanej osoby. Nikt nie
miał na to patentu, oni też. Starali się z tym pogodzić i na razie szło im
całkiem dobrze. Bill obawiał się tego, jak ułożą się ich relacje, kiedy ruszą w
trasę. Jost powiedział, że będą się przemieszczać Tourbusem i przeważnie będą
też w nim spać. To oznaczało, że będą mieli mało przestrzeni i więcej czasu
będą spędzać razem, a dobrze wiadomo, jak to się kończy.
Miał nadzieję, że się
nie pozagryzają.
***
Wiem, że dzisiaj nudy, ale obiecuję, że w następnym będzie się działo.
Módlcie się za moją sesję, błagam:)
Pozdrawiam!
Pierwsza!!!
OdpowiedzUsuńZaklepałam, mogę komentować :-D
UsuńI chociaż rozdział był absolutnie cudowny i przeczytałam go jednym tchem... W sumie nic ciekawego się nie działo.
Nie narzekam, wiem, że takie rozdziały też są potrzebne, ale brakowało mi scenek między bliźniakami.
Początek natomiast był zajebisty, właśnie rozmowa Billa z Tomem :-)
I przez ciebie spóźniłam się na obiad do babci przez co mi nogi z tyłka wyrwie.
Powodzenia w/na (nie jestem pewna, jak to zapisać) sesji :* zapal sobie pomarańczową świeczkę obok książek :-)
Rozdzial mimo, ze nie.zawieral duzo akcji to i tak byl cudowny *.*.
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac kontynuacji :D
Powodzenia na sesji! Trzymam za Ciebie kciuki :) Pozdrawiam
~P
Rozdział cudny. Czekam na następny!! Proszę żeby był jak najszybciej. :D Ciekawa jestem jak bardzo bliźniaki się do siebie zbliżą w tym tourbusie. XD
OdpowiedzUsuńWiem przez co przechodzisz, będę trzymała kciuki za sesje. :)
Przeczytałam całe opo od początku, bo kiedyś bardzo dawno temu się za nie zabrałam. Nie moge się doczekać konthnuacji i życzę nieskończonych pokładów weny i czasu
OdpowiedzUsuń//Hetani
Czekam aż zacznie się między nimi dziać coś więcej. ;)
OdpowiedzUsuńWstaw coś jeszcze. Nie mogę zbyt długi wytrzymać bez Twoich opowiadań :)
O Boże, właśnie przejrzałam swoje stare blogi i komentarze, by zobaczyć czy ktoś jeszcze tworzy w tym małym światku FFTH. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy ujrzałam, że jesteś nawet na bieżąco z opowiadaniami. Wydałam z siebie okrzyk radości, że ktoś kogo znam i kto mi towarzyszył z moją historią nie zaprzestał pisania. Och, kochana obsesjo, mam sporo do nadrobienia.
OdpowiedzUsuńZamierzam wrócić, kiedyś :3
Niby nic się nie działo ale takie spokojne rozdziały z luźnym nawiązaniem do działalności i utworów TH tez są potrzebne :) im więcej tym lepiej !
OdpowiedzUsuń