niedziela, 27 września 2015

1.Body language

 

– Bill! Tom! Obiad!
– Już idziemy! – odkrzyknął Tom, naciskając pauzę na laptopie i zatrzymując film. Nie zaprotestowałem, zapachy było czuć z dołu już od połowy godziny i obu nam burczało w brzuchach.
Tom wstał i przeciągnął się, ziewając.
– Nudził cię film? – zapytałem. – Następnym razem możemy wybrać jakiś inny gatunek.
– Nie nudził, jestem po prostu zmęczony. Chodź, pomogę ci wstać.
Wywróciłem oczami.
– Sam mogę to zrobić.
– Wiem – odpowiedział Tom. – Po prostu chcę ci pomóc.

Prychnąłem tylko, ale nie zaprotestowałem, kiedy brat złapał mnie w pasie i pomógł mi stanąć na zdrowej nodze. Gips na prawej nodze i ręce uniemożliwiał mi samodzielne poruszanie się. Mimo że moja ręka była uszkodzona jedynie w nadgarstku, lekarze mieli problem, żeby ją poskładać jak trzeba. Gips na ręce wykluczał używanie kul, więc przez już ponad miesiąc moją podporą był Tom, który spędzał ze mną każdą jedną chwilą.
Po schodach Tom mnie zwyczajnie znosił i wnosił. Na początku mama była temu przeciwna i chciała, żebym zajął pokój jej i Gordona, a oni przenieśliby się do mojego, ale ani ja, ani Tom jakoś tego nie chcieliśmy, więc stanęło na tym, że po prostu zamieszkaliśmy z powrotem w swoich pokojach, a Tom wślizgiwał się do mnie w nocy, jeśli nie mógł zasnąć i wtedy kładł się obok albo słuchał muzyki.
– Siadajcie – powiedziała mama z uśmiechem, stawiając talerze na stole. Tom odsunął mi krzesło nogą i posadził mnie na nim, po czym usiadł obok mnie. – Tom, może zabrałbyś Billa na dwór po obiedzie? Jest dzisiaj wyjątkowo ładna pogoda.
– Jasne, jeśli będzie chciał – odparł mój bliźniak, nakładając mi na talerz porcję jedzenia, w tym mięsa. Nie jedliśmy mięsa, ale lekarz zalecił, że chociaż przez dwa miesiące powinienem, żeby dostarczać organizmowi wszystkich potrzebnych pierwiastków, witamin i białek. Więc jadłem.
Nie skomentowałem pomysłu mamy, bo ani myślałem wychodzić na zewnątrz. Co prawda aż mnie nosiło, żeby gdzieś się ruszyć, ale taki spacer oznaczał, że będę musiał usiąść na wózek, a to nie wchodziło w grę. Nie byłem inwalidą i nie zamierzałem przemieszczać się nigdzie wózkiem inwalidzkim, nawet po chodnikach na takim zadupiu jak Loitsche.
Podczas obiadu rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Już nawet całkiem nieźle radziłem sobie z jedzeniem lewą ręką. Podczas pierwszych kilku posiłków, które już byłem w stanie zjeść bez pomocy, zdarzało mi się umazać jedzeniem, bo zwyczajnie nie trafiałem do ust. Teraz już na szczęście mi się to nie zdarzało, chociaż musiałem przyznać, że jedzenie jedynie jedną ręką i to w dodatku lewą było strasznie upierdliwe.
Wciąż łapałem mamę na tym, że przygląda mi się dziwnie i wygląda, jakby zaraz miała się rozpłakać. Peszyło mnie to okropnie i odrobinę już irytowało. Tak, wypadek był poważny. Nawet bardzo. Nic z niego nie pamiętałem, ale widziałem zdjęcia w Internecie – mimo że Tom zabronił mi je oglądać – i zdarzenie wyglądało naprawdę strasznie. Sanitariusze, którzy zostali wezwani do wypadku, szli po mnie i innych z workami na trupy. Byli pewni, że już po nas. Na szczęście co do mnie i pasażerki drugiego samochodu się pomylili – ja odniosłem ciężkie obrażenia, przez dwa dni mój stan był krytyczny, zanim się wreszcie unormował, a jej nic się nie stało. Pozostałych trzech uczestników wypadku – w tym kierowca, który go spowodował – zginęło na miejscu. Mogłem być jednym z nich i dobrze to wiedziałem. Wszyscy to wiedzieli. Ale przeżyłem. Nie wyszedłem z tego bez szwanku, ale przeżyłem, więc czy naprawdę konieczne były te wszystkie łzawe spojrzenia? Nie chciałem tego. Żyłem, więc nie musieli mnie traktować, jakbym był martwy.
– Ria wciąż się nie odezwała? – zapytałem.
Tom spojrzał na mnie porozumiewawczo, nie zamierzając zagłębiać się w temat i jedynie pokręcił przecząco głową.
– Ty też nie zamierzasz tego zrobić? – nie ustępowałem. Miałem nadzieję, że mama pomoże mi go przycisnąć, ale się najwyraźniej przeliczyłem.
– Oczywiście, że nie – powiedział, wzruszając ramionami. – Skończyłem z nią.
Dobra. Albo wypadek uszkodził mi mózg, albo coś było wybitnie nie tak. Bo widzicie, Tom i Ria byli ze sobą przez lata i dobrze im się układało. Frustrujące było to, że nie pamiętałem, kiedy zaczęło się psuć. Czy też może Tom mi nic nie powiedział, że coś jest między nimi nie tak, a po wypadku nagle mi zakomunikował, że już nie są razem. Miał przy tym dość głupią minę jak na siebie. Dopiero później okazało się, że utraciłem część wspomnień. Prawdopodobnie więc wiedziałem wcześniej o rozstaniu Toma z Rią.
Na początku byłem pewien, że Tom w końcu pęknie i się do niej odezwie, ale mijały dni, a on wydawał się czuć absolutnie normalnie i zdecydowanie nie miał złamanego serca. Cholera jedna nie chciała mi jednak powiedzieć, o co im poszło, a ja nie zamierzałem robić z siebie idioty, pytając go co rusz, więc w końcu przestałem. To zwykle na niego działało. Jeśli chciałem coś od niego wyciągnąć, musiałem tylko udawać brak zainteresowania. Zwykle długo nie wytrzymywał, zanim w końcu sam nie zaczynał mi wszystkiego śpiewać. Niestety, ta strategia działała też w moim przypadku, więc był to obosieczny miecz.
– Dzwoniła dzisiaj znajoma i zaprasza mnie i Gordona na kawę w niedzielę. Dacie sobie sami radę? – odezwała się mama.
– Jasne – powiedzieliśmy obaj jednocześnie i uśmiechnęliśmy się do siebie. Zdarzało nam się mówić to samo jednocześnie przez całe życie.
– Na pewno? – spytała, przyglądając nam się uważnie. Chyba chciała, żebyśmy powiedzieli, że nie damy sobie bez niej rady, ale cóż… dalibyśmy.
– Jasne, mamo, poradzimy sobie, nie musisz się o nas martwić – powiedziałem. – Wiesz, że Tom zadba, żeby mi niczego nie brakowało.
– Wiem, wiem – westchnęła. – No, dobrze, skoro tak mówicie, to pójdziemy.
Czasami mnie zaskakiwało, jak bardzo Tom był usłużny przez cały ten czas po wypadku, kiedy potrzebowałem nawet jego pomocy przy zmianie pozycji na łóżku. Normalnie to kazałby mi spadać albo poczekać, albo zupełnie by zignorował moją prośbę, jeśli byłem sam w stanie coś zrobić.
Ale nie tym razem. Tym razem Tom spełniał moje zachcianki w sekundzie, w której o nie poprosiłem. Raz nawet pobiegł w burzę do sklepu po czekoladę, bo powiedziałem, że mam ochotę na coś słodkiego, a nie było niczego takiego w domu. Musiałem go nieźle przestraszyć tym całym wypadkiem, skoro aż tak bardzo się starał. Dobrze dla mnie w sumie. Nie, żebym cieszył się z połamanych kończyn, przebitego płuca i sztywności w kręgosłupie, ale cieszyłem się, że pomaga mi przetrwać te ciężkie chwile.
Po obiedzie, kiedy Tom już zaniósł mnie z powrotem na górę, postanowiłem podzielić się z nim tym, jak bardzo jestem zirytowany.
– Nie uważasz, że mama przesadza? – zapytałem, zakopując się pod kołdrą po jednej stronie łóżka tak, żeby Tom spokojnie mógł się zmieścić. – Trzęsie się nad nami jak kwoka nad jajkiem. Ona już swoje pisklęta odchowała, naprawdę nie wyglądamy?
Tom westchnął,  kładąc mi laptop na kolanach i układając się obok mnie.
– Miałeś poważny wypadek, Bill – powiedział. – Wierz mi, w pełni ją rozumiem.
– Ale…
– Bill, przestań, proszę – mruknął niezadowolony. – Musimy o tym rozmawiać? Wróćmy po prostu do filmu, okej?
Jęknąłem cierpiętniczo, załamany, że najwyraźniej nie podziela mojego zdania w tej kwestii, i skinąłem głową na zgodę.
Żaden z nas się już nie odezwał, skupiając się na dalszej części filmu. Mniej więcej przy samym końcu, a przynamniej tak podejrzewałem, jakoś nie mogłem już zmusić się do siedzenia z otwartymi oczami i po prostu pozwoliłem powiekom opaść, zapadając w drzemkę, oparty o ramię Toma. To aż śmieszne, jak bezpiecznie się przy nim czułem przez całe swoje życie, nawet jeśli czasami tak mi załaził za skórę, że miałem ochotę udusić go gołymi rękami.
Obudziłem się tuż przed kolacją, którą mama przyniosła nam do pokoju, żeby Tom znowu nie musiał mnie nosić w te i we w te.
– Chcesz już iść się kąpać?
Skinąłem głową.
– Cały dzień leżę pod kołdrą i pocę się dwa razy szybciej niż zwykle – westchnąłem.
– Mam to samo. Jeśli nie zauważyłeś, to ostatnio jesteśmy jak syjamskie – rzucił Tom.
– Jak chcesz pobyć trochę sam, nie krępuj się.
– Dobrze wiesz, że jeśli bym chciał, to bym się nie krępował – odparł z kpiącym uśmiechem.
Wywróciłem oczami. Miał rację. Toma nie dało się zmusić do zrobienia czegoś, czego nie chciał. Jeśli nie miałby ochoty siedzieć ze mną, zamknąłby się w swoim pokoju i olał mnie po całości. Widocznie nie miał mnie jeszcze dosyć, skoro wciąż ze mną wytrzymywał, a trzeba przyznać, że w sytuacjach, kiedy bywam bezsilny, bywałem też kompletnie nieznośny i byłem tego w pełni świadomy.
Tom wyszedł z pokoju i pewnie poszedł do łazienki, żeby zacząć napełniać wannę ciepłą wodą. W międzyczasie przyszedł po mnie i pomógł mi dostać się do łazienki. Byłem przeszczęśliwy, że mam bliźniaka. Na samą myśl, że to mama miałaby mnie rozbierać, wkładać do wanny jak niemowlaka i technicznie rzecz biorąc niemal całego umyć, przechodziły mi ciarki po plecach. Jakoś tak… nie. Wolałbym chyba udusić się własnym odorem niż dopuścić do sytuacji, w której musiałaby się mną tak zajmować.
Bliźniak mył mnie całego. Prysznic nie wchodził w grę, bo nie mogłem zmoczyć gipsu, a kiedy siedziałem w wannie, zdrową ręką musiałem się trzymać brzegu, żeby jakoś zachować równowagę. Tak więc cała robota spadła na Toma. Na początku trochę się wstydziłem i próbowałem sam myć sobie chociaż krocze, ale on najwyraźniej nie miał nic przeciwko, no i nie robił tego ręką, tylko gąbką, więc po kilku pierwszych – niezręcznych – razach było już to dla nas obu zupełnie komfortowe.
Gdy już skończył, pomógł mi się ubrać, a potem rozczesał moje włosy i wysuszył je.
– No, gotowe – mruknął zadowolony, przeczesując pasma palcami.
– Dziękuję, siostro – rzuciłem z lekką ironią.
Spojrzał na mnie spod byka, ale nie dał się podpuścić. Przetransportował mnie z powrotem do mojego pokoju i sam poszedł się wykąpać.
Westchnąłem. Do usunięcia gipsu z nadgarstka pozostało już niewiele czasu. Zacząłem się zastanawiać, czy to nie odpowiednia pora na powrót do Stanów. Do mojego i Toma domu? Jasne, kochałem mamę i Gordona, ale to ich nadskakiwanie było coraz bardziej denerwujące i szczerze powiedziawszy zaczynali mnie już nudzić wciąż wyskakując z tą samą śpiewką. Podejrzewałem, że z czasem będzie tylko jeszcze gorzej i wolałem dochodzić do siebie gdzieś, gdzie dodatkowo nie będą mnie męczyć krewni. Tom nie był upierdliwy, wiedział, kiedy się wycofać, ale prócz niego nikt nie potrafił tego wyczuć. Być może za bardzo przyzwyczaiłem się już, że Tom tak bezbłędnie potrafi odczytywać wszystkie moje nastroje. Egh…
– Śpisz? – spytał cicho, stając w drzwiach pokoju.
– Nie – odpowiedziałem. – Za chwilkę się kładę. Chciałeś coś?
– Tylko powiedzieć dobranoc. Jakbyś czegoś potrzebował, krzycz albo dzwoń.
– Jasne. Dobranoc.
– Dobranoc.
Tom zniknął. Słyszałem odgłos jego bosych stóp, a potem cicho zamykane drzwi.

– Zawroty głowy podczas gwałtownych ruchów? – zapytał lekarz, patrząc na mnie spod byka.
– Nie.
– Jakieś inne dolegliwości? Bóle?
– Kręgosłup – powiedziałem niepewnie. – Dużo czasu siedzę bądź leżę w jednej pozycji, często boli mnie kręgosłup, ale nie jestem pewien, czy to normalne, czy nie.
– Miał pan poważny wypadek, panie Kaulitz. Pański kręgosłup nie został trwale uszkodzony, ale niestety dość poważnie ucierpiał w tym wypadku. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że już do końca życia będzie pan odczuwał tego skutki. Ale może przejdźmy do tych przyjemniejszych spraw. Z tego co widzę, pański nadgarstek jest już w o wiele lepszym stanie niż dwa tygodnie temu. Jeżeli przez kolejny tydzień nic się nie zmieni, zdejmiemy panu gips.
Uśmiechnąłem się zadowolony, bo serio miałem już dosyć tego, że wszystko musiał za mnie robić Tom. Zupełnie jakbym był jakiś upośledzony. A nie byłem!
No i dobrze było wiedzieć, że powoli wracam do zdrowia. Dostawałem już szału od nic nierobienia. Gdyby nie to, że Tom zabawiał mnie jak mógł – oglądał ze mną filmy, grał w warcaby, chińczyka, statki, czytał książki, magazyny… – dostałbym na łeb. Wiecie, nie wyobrażam sobie jak ci wszyscy ludzie na świecie mogą żyć bez bliźniaka. Wydaje mi się to po prostu niemożliwe. Ale chyba jest, bo to w końcu my jesteśmy w mniejszości.
Ziewałem całą drogę powrotną do domu. Jak na ironię, w samochodzie rozbolała mnie głowa, a przecież dopiero co powiedziałem lekarzowi, że wszystko jest ze mną w porządku.
Egh…
– Tom? Myślisz, że moglibyśmy wrócić do Stanów jak już zdejmą mi gips z ręki? – zapytałem z nadzieją w głosie.
Tom zerknął na mnie, chyba lekko zaskoczony tym pytaniem, po czym z powrotem skupił się na drodze.
– Chcesz już wyjechać z Niemiec? Jesteś pewny?
Westchnąłem.
– Ja po prostu mam już dość nadskakiwania mi z każdej strony.
Tom prychnął.
– Serio? Byłem pewien, że komu jak komu, ale tobie to się to nigdy nie znudzi.
– Ha, ha, ha, bardzo śmieszne – wywróciłem oczami. – Wyobraź sobie, że mi się znudziło. Mama przesadza i działa mi już na nerwy. Nie mam trzynastu lat i nie chcę, żeby mnie tak traktowała.
– Rozmawialiśmy już o tym.
– Co nie zmienia faktu, że wciąż działa mi to na nerwy. Po prostu… jedźmy już.
– Jak zdejmą ci gips z nadgarstka? – upewnił się.
– Jak zdejmą mi gips z nadgarstka – potwierdziłem. Nie byłem pewny, czy Tom też chce już wracać, ale wolałem nie pytać. Ja chciałem i tym razem zamierzałem wykorzystać to, że tak się nade mną trzęsą.
– No, dobra… Zarezerwuję jakiś lot na koniec przyszłego tygodnia. Coś czuję, że jak nie zdejmą ci gipsu, to i tak będziesz już chciał wracać.
Uśmiechnąłem się. Tom znał mnie na wylot.
Gdy tylko dotarliśmy do domu i z powrotem wylądowałem w swoim łóżku, postanowiłem się przespać. Tom gdzieś wyszedł, nie miałem pojęcia gdzie. Ból głowy się nasilał, więc zażyłem jedną tabletkę przeciwbólową i spróbowałem zasnąć. Na szczęście nie było to aż takie trudne.

– No chyba sobie żartujesz! BILL!!!
Zachichotałem, kiedy zobaczyłem wkurzonego Toma, stojącego z rozłożonymi rękami i z niedowierzaniem patrzącego na swoje mokre spodnie i koszulkę, bo chwilę wcześniej lałem go wodą z węża ogrodowego. Wyglądał przekomicznie.
– Do twarzy ci – skomentowałem.
Tom zawarczał i rzucił się w moją stronę. Pisnąłem, wypuściłem wąż z rąk i zacząłem uciekać, ale daleko nie uciekłem. Już po chwili bliźniak złapał mnie w pasie i zatrzymał w miejscu. Potem zaczął ciągnąć mnie do miejsca, gdzie upuściłem wąż. Próbowałem z nim walczyć, śmiejąc się, ale byłem zbyt słaby.
Tom cały w skowronkach rzucił mnie na trawę i oddał przysługę. Próbowałem go jakoś ubłagać, żeby przestał mnie lać wodą, ale on nie słuchał. Po chwili już obaj byliśmy zupełnie przemoczeni.
W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały i jakoś tak nagle… zapadła cisza. Nie śmialiśmy się już, po prostu patrzyliśmy na siebie. Zdałem sobie sprawę, że Tom siedzi mi na podbrzuszu. Obaj oddychaliśmy dość ciężko, zmęczeni po wygłupach.
Zrobiło się dziwnie… niezręcznie. Zamrugałem, zaskoczony tym nagłym odczuciem. Tom chrząknął i zszedł ze mnie. A więc nie tylko ja to poczułem? Ale…. Co to było? Co spowodowało, że obaj poczuliśmy się niezręcznie? Wygłupialiśmy się w ten sposób miliony razy.
Bliźniak nie podał mi ręki, co w jakiś pokręcony sposób przyjąłem z ulgą. Zupełnie jakby dotknięcie go w tej chwili miało tylko jeszcze pogorszyć sytuację.
Naprawdę nie rozumiałem, co przed chwilą miało miejsce.
– Idziemy coś zjeść? – zapytał Tom, przeciągając się.
– Mhm, możemy.
– Wieczorem przyjdzie Ria, będziemy oglądać filmy. Chcesz się przyłączyć?
– Jasne, chętnie.
Tom uśmiechnął się lekko.
– Masz zajebistą fryzurę.
Wywróciłem oczami.
– Och, spadaj, dobra? Sam nie wyglądasz lepiej.
– Ale to ty tak obsesyjnie dbasz o wygląd.
– Ale to ty spędzasz rano około półtorej godziny w łazience.
– Bredzisz.
– Jaasne! – powiedziałem z sarkazmem.
Tom popchnął mnie lekko, więc też go popchnąłem. Przepychaliśmy się tak aż wreszcie Tom wepchnął mnie w kanapę narożną, że aż fiknąłem przez oparcie, po czym rżąc, uciekł do swojego pokoju.
 Idiota.
Obaj dość szybko się przebraliśmy i niemal równocześnie pojawiliśmy się w kuchni. Mieliśmy jeszcze obiad z poprzedniego dnia, więc zdecydowaliśmy się go po prostu odgrzać i dokończyć.
Wygłupialiśmy się przy nim jak zwykle, a sytuacja z ogrodu poszła w zapomnienie niemal natychmiast, zupełnie jakby jej nie było. Chyba sobie coś zwyczajnie ubzdurałem. Czemu właściwie któryś z nas miałby czuć się niezręcznie? Nie było ku temu żadnych powodów. Byliśmy bliźniakami, na Boga. Wiecznie razem. Wygłupialiśmy się w ten sposób tysiące razy. Chyba już zupełnie mi odbiło!
Pokręciłem tylko głową.
– Długo zamierzasz się modlić nad tą sałatą? Jestem głodny.
Wywróciłem oczami.
– Już kończę. Wytrzymasz trzy minuty.
– A jak nie?
Spojrzałem na Toma z politowaniem. Zdecydowanie był mistrzem zadawania głupich pytań.

Kiedy się obudziłem, na dworze było już ciemno i padał deszcz. Zakopałem się bardziej pod kołdrą i westchnąłem. Kiedyś deszcz cholernie mnie uspokajał już od najmłodszych lat. Uwielbiałem ten dźwięk, kiedy uderzał w różne przedmioty lub ziemię. Był taki… jednostajny. Niby nieprzewidywalny, a jednak w pewien sposób oczywisty. I bezpieczny.
Od wypadku nie było już tak kolorowo. Za każdym razem miałem ciarki. Nie pamiętałem wypadku, jedynie wiedziałem, że jechałem podczas deszczu do rodziców. Kompletnie nic nie kojarzyłem, a jednak mój stosunek do deszczu diametralnie się zmienił.
Długo leżałem, trochę zdezorientowany tym co mi się śniło. Czy też może raczej tym, co mi się przypomniało. To nie mógł być sen, obrazy i przedmioty  były zbyt wyraźne. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet nie miałem jak spytać o to Toma i to z bardzo prostego powodu. Setki razy przygotowywaliśmy razem obiady, setki razy wygłupialiśmy się w ogrodzie i setki razy Tom mi mówił, że wieczorem przychodzi Ria i że mogę posiedzieć z nimi. W tym wspomnieniu – czy cokolwiek to było – nie było żadnego punktu zaczepienia. Może uroiłem sobie, że to moje wspomnienie z okresu, którego nie pamiętam, a tak naprawdę mój mózg posklejał do kupy moje inne przeżycia? Oprócz tego uczucia „niezręczności” nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Nawet gdybym spytał Toma, on zapewne nie potrafiłby mi odpowiedzieć. Nie chciałem też robić zamieszania wokół tego, że coś tam sobie przypomniałem, bo nie byłem pewny, czy tak naprawdę się stało. Znaczy, czułem, że tak, ale Tom tak właściwie nie musi o tym wiedzieć, przynajmniej nie teraz.
Pomyślałem o przyszłym tygodniu, kiedy to miałem mieć wreszcie ściągnięty gips. No i oczywiście wylot do Stanów. Już nie mogłem się doczekać. W końcu będzie trochę spokoju. W sumie to będzie mi brakować tego cholernego deszczu, nawet jeśli nie kojarzył mi się już tak dobrze jak kiedyś. W Los Angeles pogoda była zupełnie inna. Ani deszcz, ani słońce nie były takie same. Niby pod tym samym niebem, a jednak nie było zupełnie tak samo.
Ale tak właściwie, to mnie było wszystko jedno. Gdziekolwiek bym się nie wybierał, wybierałem się tam zawsze z Tomem. Jakoś tak nie potrafiłem sobie wyobrazić, że kiedyś będę miał dziewczynę, która będzie mi bliższa niż on, ale to pewnie dlatego, że jeszcze nigdy tak naprawdę nie byłem zakochany. Zauroczony, owszem, ale nie zakochany.
Więc do Stanów, Niemiec czy Afryki… nie robiło mi to wielkiej różnicy. Skoro miałem przy sobie Toma, było mi właściwie wszystko jedno. Wiedziałem, że z nim nigdy się nie wynudzę ani nie poczuję się samotny.


***
Hej:)
Tak to mniej więcej będzie wyglądać, mam nadzieję, że nie zanudzę Was na śmierć tym opowiadaniem. Jak widzicie, będzie sporo przemyśleń i rozterek Billa, jego dylematy i tak dalej. Jest sporo opisów, wszystko będzie się działo raczej powoli. Opowiadanie skupia się na przeżyciach Billa, momentami może być trochę przytłaczające i chyba nie będzie jakieś super długie. Strzelam, że około 20 rozdziałów i zobaczymy o ile się pomylę;)
Pozdrawiam!

 

12 komentarzy:

  1. Pomyl się o jak najwięcej, bo już kocham to opowiadanie <3 Im będzie dłuższe, tym dla mnie lepiej ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chyba wolę jak jest perspektywa jednego bohatera, fajnie się zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle świetnie się czyta ,lubię Twój styl pisania,liczę na więcej.Weny życzę.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  4. W którym roku dzieje się akcja ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolę nie ograniczać się do konkretnych dat itd., bo nie śledzę na bieżąco ich życia, więc to nawet nie miałoby większego sensu. Jest to po prostu okres, kiedy mieszkają sobie w Stanach i powoli pracują nad najnowszą płytą. Także ich znajomi, którzy pojawią się później, są całkowicie moim wymysłem.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Czyli to tak jakby dzieje sięteraz? Cięszko mi wyobrazić sobie Billa z nogąw gipsie i Toma myjącego mu krocze :D a co do opowiadania, prolog przypominał mi troszkę jedno ( nie z twoich ) opowiadań, też zaczęło się od wypadku. Powiem tak, takie opowiadania od zawsze mnie wciągały i obiecuję, że będę śledzić jak i powracać do tego opowiadania :D lubię jak opo jest pisane w pierwszej osobie, bardziej lubię Toma jednak jest mi obojętne z czyjej ono jest perspektywy, ważne żeby były seksy i drama xD Cieszę się, że zdecydowałaś się na taki bardziej ,,realny" twincest,a nie na takie jak np ,,czarny" (chociaż ,,czarny" to pierwsze opowiadanie które przyczytałam u ciebie i powiem ci, że jak do tej pory jest ono na pierwszym miejscu u mnie :D czekam na kolejne rozdziały, jak i na ŚWC. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Tak, to czasy bardziej współczesne, ale nie takie typowe "teraz", bo płytę już wydali i koncentrują. W BL wciąż jeszcze nad nią pracują:)

      Usuń
  5. Mnie się tam podoba, jak na początek. Naprawdę. Wciąga bardzo. Tylko wiesz, co mnie irytuje? To, że pierwszy raz czytam cokolwiek na komputerze, a nie - jak zawsze - na telefonie i ta biel w kontraście z czernią razi po oczach. Chyba będę komentować koło pierwszej czy drugiej, bo nie daję rady na pc. Szablony - nawet z zamkniętymi oczami. Ale nie czytanie opowiadań, haha. :D
    Co do rozdziału - uwielbiam przemyślenia i retrospekcje, niekoniecznie na filmach, ale w książkach i kreskówkach owszem (przyjemne mi się kojarzy przez Fineasza i Ferba - uwielbiałam tę bajkę!), tak więc myślę, że to opowiadanie stanie się moim ulubionym (jeśli uda Ci się przebić "Granice", ponieważ kocham również to). Jedyne, co jeszcze mogę napisać, to aby wena się Ciebie trzymała!
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyciemniłam tekst, mam tylko nadzieję, że nie przedobrzyłam w drugą stronę. Sama już jestem przyzwyczajona, ale faktycznie, źle dobrane kolory to zawsze problem.
      Dzięki za zwrócenie na to uwagi.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Jestem niezmiernie ciekawa co wymyśliłaś. Przyznam szczerze, że wyobraźnia mi się ruszyła, kiedy przeczytam jak Tom szorował krocze Billa gąbką. To musiało być niezłe :)
    Czekam na kolejny odcinek i rozwój wypadków.
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)