Bill leżał w łóżku i rozmyślał o
wieczornej rozmowie z Tomem. Nie chciał mu mówić, jak zakończyła się cała
historia. Ufał bratu i powierzał mu każdą swoją tajemnicę, jednak było mu
wstyd. Zrobił się z niego okropny mięczak, był wrażliwy jak baba i beczał jak
rozkapryszony bachor. Kiedyś taki nie był, jednak tamte czasy bezpowrotnie
przeminęły. Zbyt wiele ran jeszcze się nie zagoiło, żeby mógł wrócić do
prawdziwej normalności.
Cieszył się z tego, że Tom zachowuje
się przy nim zupełnie inaczej, niż przy innych ludziach, nawet Ani i Aleksie.
Gdy byli razem, ukazywał się zupełnie inny Tom Coger: wrażliwy, opiekuńczy,
dowcipny... Tylko jemu pokazywał swoje prawdziwe „ja”. Przy innych był zwykłym
pozerem, jego wzrok był zimny jak lód i wzbudzał strach. Każdy dzieciak w
szkole wiedział, że do tego gościa się nie podskakuje, bo źle można skończyć.
Bracia. Bliźniacy. Tom i Bill.
Jak to ładnie brzmi.
Westchnął i wstał. Wigilia.
Nareszcie spędzi ją tak, jak powinien to zrobić: z radością w sercu. Było mu
jakoś lżej, gdy myślał o całym tym dniu. Łamanie się opłatkiem, wspólna
kolacja, prezenty... Już nie mógł się doczekać.
Szybko pobiegł pod prysznic, a potem
zbiegł do kuchni. Ania już krzątała się, piekąc ciasta. Wszystko inne było już
praktycznie gotowe.
- Cześć, mamo - uśmiechnął się Bill.
- Cześć, kochanie. Jak się spało? -
spytała kobieta.
- Wspaniale. Dawno już nie czułem
się tak dobrze.
- Tom jeszcze śpi?
- Chyba tak, nie zaglądałem do
niego.
- Szkoda. Miałam nadzieję, że może
nam pomoże.
Czarny dostrzegł jakąś sylwetkę,
która miała zamiar wejść do kuchni, jednak słysząc słowa Ani, po cichu wycofała
się z powrotem. Bill wybuchnął głośnym śmiechem.
- Coś się stało? - spytała zdziwiona
kobieta.
- Uch, nic - wydukał chłopak,
zwijając się ze śmiechu.
Ania wzruszyła tylko ramionami z
lekkim uśmiechem i wróciła do przerwanej czynności.
Tom nie pojawił się w kuchni jeszcze
przez dwie godziny, w końcu jednak nie miał wyjścia. Jego żołądek domagał się
pokarmu i nic nie mógł na to poradzić. Czarny na jego widok ponownie się
roześmiał. Aleks, który również już dotarł do kuchni, spojrzał na niego zdziwiony.
Tom tylko burknął coś pod nosem z naburmuszoną miną i zabrał się za
przyrządzanie sobie śniadania.
- Kiepski humorek? - spytał
rozbawiony Bill.
Starszy spojrzał na niego ostrzegawczo,
lecz nic nie powiedział.
Czarny miał wspaniały humor, nic nie
było w stanie go popsuć. Mimo tego, że musiał ślęczeć w kuchni przy garach
razem z matką, cały czas się śmiał i żartował. Był bardzo szczęśliwy.
Do wieczora wszyscy krzątali się jak
w ukropie. Każdy miał wrażenie, że o czymś zapomniał, a najbardziej nakręcona
była Ania. Chociaż wszystko było już praktycznie gotowe, ciągle miała wrażenie,
że o czymś zapomniała. Mężczyźni patrzyli na nią tylko z głupimi minami i
zgodnie doszli do wniosku, że nigdy nie zrozumieją kobiet.
Gdy pierwsza gwiazdka zabłysła na
niebie, cała rodzina zgromadziła się w salonie. Dwanaście potraw czekało już na
pięknie przyozdobionym stole, a choinka, którą tego dnia ubierał Tom z Aleksem,
stała w rogu pokoju i wyglądała naprawdę wspaniale. Każdy członek rodziny był
odświętnie ubrany, choć oczywiste było, że Tom nagle nie ubierze się w bardziej
zwyczajne ciuchy, a Bill nie zrezygnuje z czarnych rurek . I nikt nawet tego od
nich nie oczekiwał. Najważniejsze było, żeby byli po prostu sobą.
We wspaniałych humorach uklękli i
rozpoczęli wspólną modlitwę. Każdy zaproponował jakąś własną. Bill rzucał bratu
ukradkowe spojrzenia, automatycznie wymawiając słowa. Blondyn wyglądał naprawdę
komicznie. Typowy skejt klęczący na podłodze w salonie z poważną miną naprawdę
nie jest częstym widokiem. Tom tylko zmierzył go wzrokiem i odwrócił głowę.
Bill wiedział, że ma ochotę się roześmiać.
Gdy skończyli się modlić, Aleks,
jako nowa głowa rodziny, podzielił opłatek i zaczęło się składanie życzeń.
Chłopcy zaczęli od siebie. Spojrzeli sobie w oczy porozumiewawczo i uśmiechnęli
się.
- Wiesz, czego chcę ci życzyć,
prawda? - odezwał się Bill.
- Zdania matury z historii? - spytał
Tom, przekrzywiając głowę.
Czarny zaśmiał się.
- To też. Nie będę ci życzył zdrowia
ani szczęścia, bo już przecież to wszystko masz. Pomyślności też ci nie
potrzeba. Masz twardy charakter i sam sobie świetnie poradzisz. Z życia chyba
też jesteś zadowolony... Zostaje mi więc tylko spełnienie marzeń, którego życzę
ci z całego serca, no, i zdania tej nieszczęsnej matury z historii. Wszystkiego
najlepszego, braciszku.
- Ja ci życzę również spełnienia
marzeń, które nadal są dla mnie zagadką. No, i jeszcze życzę ci, żeby twój brat
nie był takim osłem - zażartował Tom.
Młodszy Coger wybuchnął śmiechem.
- Wszystkiego, co najlepsze, młody!
Bracia przytulili się z uśmiechem i
podzielili opłatkiem. Potem Tom złożył życzenia Aleksowi, a Bill matce. Nie
obyło się przy tym bez śmiechów. Na samym końcu Czarny złożył życzenia swojemu
przyszłemu ojczymowi. Gdy już skończyli, zasiedli przy stole i zabrali się do
jedzenia. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, ciesząc się tą chwilą. Była tylko
ich, nikt nie mógł im jej odebrać. Byli naprawdę szczęśliwi i chociaż
wiedzieli, że nie potrwa to długo, cieszyli się, bo cokolwiek by się nie stało,
będą razem. Wszyscy. Już jako prawdziwa rodzina. Aleks został zaakceptowany i
nikt nawet nie pomyślał o tym, żeby spędzić te święta bez niego. Bliźniacy byli
zadowoleni, że wreszcie Ania po tylu latach męczarni z ich ojcem, a potem po
jego śmieci, nareszcie odnalazła kogoś, kto był wart jej miłości.
Życie naprawdę nie jest takie złe.
Po uroczystej kolacji przyszła pora
na prezenty.
- Kto pierwszy otwiera? - spytał Aleks.
- Najmłodszy - powiedział Tom,
popychając brata w stronę choinki.
- Nie ma mowy. Idziemy razem albo
ogłaszam bunt na pokładzie - zaśmiał się Bill.
Blondyn zawtórował mu i razem
podeszli do choinki. Uklękli i złapali się za podpisane paczki. Tom, nie bawiąc
się w zbytnie ceregiele, rozerwał ozdobny papier i zajrzał do środka. Znalazł
tam jedną oryginalną bluzę Nike, na którą czaił się w sklepie przed wypadkiem
oraz grubą srebrną bransoletkę z blaszką, na której wygrawerowano jego imię i
nazwisko.
- Wow! Musiała być droga! -
powiedział blondyn.
- Była - zaśmiał się Aleks.
- Młody, zapniesz? - zapytał Tom.
Bill, który też już rozpakował swój
prezent, pomógł bratu zapiąć bransoletkę. Czarny dostał identyczną ze swoimi
danymi oraz nowy telefon komórkowy. Trochę tym zdziwiony, spojrzał pytająco na
matkę.
- Mój jeszcze działa - stwierdził.
Kobieta prychnęła.
- W życiu nie widziałam tak
poobijanego telefonu. Wygląda, jakby co najmniej tysiąc razy zaliczył bolesne
spotkanie z betonową podłogą - rzuciła.
- Tysiąc może nie, ale byłaś blisko
- westchnął Bill.
Cóż, kiedy koledzy Toma
przetrzepywali mu kieszenie w poszukiwaniu pieniędzy, telefon często lądował na
podłodze. Nie mógł nikomu zgłosić kradzieży, bo nie chciał wkopać bliźniaka.
Kiedy po jakimś czasie przestali zabierać mu drobniaki, i tak go zaczepiali,
więc biedna komórka nie miała z nim łatwego życia. Zapewne nie lubiła szkoły
tak samo, jak on.
Czarny poprosił blondyna o pomoc w
zapięciu bransoletki.
- Są genialne - stwierdził Bill z
uśmiechem.
- Chyba jedyna rzecz, która może się
spodobać wam obu - rzucił Aleks, kręcąc głową.
- Wcale nie. Wbrew pozorom jesteśmy
do siebie bardzo podobni - odezwał się Tom.
Młodszy Coger podniósł się z podłogi
i podszedł do matki. Uściskał ją w ramach podziękowania, tak samo uczynił z Aleksem.
Blondyn wzruszył ramionami i ruszył jego śladem.
- Nie lubię takich ckliwych
momentów, ale skoro są święta, to mogę was przytulić – stwierdził łaskawie, podchodząc
do Ani.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko.
- Równe z was chłopaki - stwierdził.
- Teraz wasza kolej - powiedział
Bill.
- Czuję się, jakbym miała dwanaście
lat - rzuciła kobieta, klękając przy choince.
- Na tyle wyglądasz, mamo - palnął
Tom.
- Już mi się tutaj nie podlizuj,
dobrze?
Kobieta otworzyła swój prezent i z
uśmiechem wyciągnęła naszyjnik. Jej twarz wyrażała szok, gdy zobaczyła literkę
na naszyjniku.
- Chciałam was dzisiaj zapytać, co
myślicie o Aleksie jako o ojcu, ale chyba już nie muszę - powiedziała.
Podeszła do synów i mocno ich
uściskała. Śmiała się przez łzy. Bill dobrze wiedział, że będzie z Aleksem
szczęśliwa, dlatego nie martwił się. Trochę go na początku to drażniło, ale był
już dorosły i nie potrzebował matki tak bardzo, jak wcześniej. Teraz miał
bliźniaka, który był dla niego najważniejszy. Ania też powinna takiego kogoś
mieć, obaj zrozumieli to już na samym początku. Nie było im łatwo pogodzić się
z faktem, że w życiu ich matki pojawił się ktoś nowy, ktoś, kto będzie miał do
niej prawa, być może nawet większe niż oni. Szybko jednak przekonali się, że
szef matki jest jej wart. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że wszystko dobrze
się ułoży.
Aleksowi też spodobał się prezent.
- Dzięki, chłopaki - powiedział z
uśmiechem, przy okazji obserwując Anię, która rozpakowywała prezent od niego.
Jej mina naprawdę była komiczna,
kiedy zobaczyła pierścionek zaręczynowy.
- Wtedy go nie chciałaś, teraz chyba
już wszystko jest jasne, prawda? - uśmiechnął się do niej.
Matka bliźniaków rzuciła się
mężczyźnie na szyję ze śmiechem. Ten dzień był zdecydowanie jednym z
najlepszych w jej życiu.
Do późna siedzieli razem i
rozmawiali o różnych błahostkach. Tom jeszcze powysyłał życzenia kolegom, były
to w sumie wierszyki o litrze wódki pod choinkę, ale przecież liczą się
intencje. Sam dostał o wiele bardziej dosadne. Był ciekawy, czy już jakoś
przetrawili koniec jego konfliktu z Billem. W sumie to nie było czym się tak
ekscytować, tak mu się przynajmniej wydawało.
Cogerowie nie byli jakąś tam
specjalnie chrześcijańską rodziną. Nie chodzili co niedzielę do kościoła,
ponieważ żadne z nich nie miało na to ochoty. Wyjątkiem były właśnie święta
Bożego Narodzenia. Chociaż żaden Coger nie szedł po komunię, na Pasterce był.
Bliźniacy niechętnie szli na mszę.
Obaj dobrze wiedzieli, że Bóg istnieje i nie za bardzo ich lubi. Wpakował ich w
takie tarapaty, że aż powinien się wstydzić. Księża mogą sobie mówić, co chcą,
ale oni swoje wiedzieli. Byli bliżej Boga niż ktokolwiek inny. A skoro nie miał
humoru i trochę zabawił się ich kosztem... Cóż, takie jego prawo. Jemu też się
pewnie strasznie nudzi, musi co jakiś czas mieć chociaż trochę rozrywki.
Gdy już wrócili do domu, pożegnali
się z resztą domowników i poszli razem na górę.
- Mam coś dla ciebie - powiedział
Bill.
- Ta? A ja myślałem, że spłukaliśmy
się do cna.
Czarny wzruszył ramionami.
- Poczekaj chwilę, dobra? Zaraz to
do ciebie przytargam.
Tom kiwnął głową i poszedł do
swojego pokoju. Bill szybko wbiegł do swojego, podniósł dość duże pudło i
skierował się do królestwa bliźniaka.
Blondyn stał przy łóżku bez
koszulki. Ciuchy rzucił niedbale na podłogę. Zaraz za nimi w ślad poszły buty.
Młodszy Coger postawił prezent na łóżku i wrócił się, żeby zgasić światło.
Zostawili sobie tylko zapaloną lampkę nocną.
Tom uniósł brwi, widząc rozmiary
prezentu.
- Coś ty tam włożył? – spytał,
pukając lekko w karton.
- Otwórz, to się przekonasz.
Starszy bliźniak westchnął i zaczął
się dobierać do prezentu. Gdy zobaczył jego zawartość, jego twarz stała się
jednym wielkim uśmiechem.
- Farba! – krzyknął zadowolony.
Zaczął wyciągać z pudła puszki ze
sprayem. Było tam tego mnóstwo. Doliczył się szesnastu kolorów, z każdego po
dwie sztuki. Oprócz tego były tam jeszcze różnego rodzaju końcówki.
- Musiałeś zapłacić za to mnóstwo
forsy - powiedział.
- To tylko pieniądze. Podoba ci się
prezent?
- Jasne! Dzięki, Bill! Ja też mam coś
dla ciebie.
- Mówiłeś, że już nie masz kasy –
przypomniał mu, unosząc jedną brew.
- Kłamałem - wyszczerzył się
blondyn.
Wstał z łóżka i podszedł do biurka.
Czarny patrzył z ciekawością na przedmiot, który miał w ręce.
- Nie zdążyłem zapakować. Sorry - rzekł
Tom.
Czarny wziął w ręce nowiusieńki,
gruby pamiętnik. Był cały czarny i miał pięknie powycinaną srebrną tabliczkę,
na której wyryto „Billy”. Prezentował się wspaniale.
- Twój pamiętnik już nieraz uratował
nam skórę. Przez dwa lata mogłeś w nim pisać tylko o tym wszystkim, co ci
robiłem. No, i ile sprawiło ci to bólu. Pomyślałem, że skoro zaczęliśmy od
nowa... Nie chcę, żebyś wracał do tamtych chwil. Kupiłem ci nowy pamiętnik,
żebyś mógł zapisywać w nim tylko to, co stało się po naszym „wypadku”. Mam nadzieję,
że będą tu tylko dobre wspomnienia i że nareszcie będę takim bratem, jakim
powinienem być... Ja... Wiesz, o co mi chodzi, prawda? Nigdy nie byłem dobry w
gadaniu.
Bill wpatrywał się w pamiętnik i nie
wiedział co powiedzieć.
- Otwórz - polecił mu bliźniak.
Czarny wykonał polecenie i
uśmiechnął się radośnie. Poczuł jakąś taką lekkość w sercu, gdy na pierwszej
stronie dostrzegł starannie napisane słowa:
„Bliźniacy to dwie połówki jednej
całości, jedna dusza zamknięta w dwóch ciałach, jedno serce podzielone na
dwoje.”
I pod spodem:
„Dla Ciebie, Bill, aby każdy dzień
spędzony ze mną był prawdziwą radością. Kocham Cię, Braciszku.
Tom”
Na następnej stronie Tom namalował
ich razem, jak siedzą na kanapie i zapewne coś oglądają. Są do siebie
przytuleni i ich twarze wyrażają szczęście. Rysunek miał kształt połówki
yin-yang. Naszyjniki były też widoczne na rysunku i wycieniowane w taki sposób,
że w sumie to one najbardziej rzucały się w oczy. Cały rysunek był zrobiony
ołówkiem i był tak świetny, że Billowi aż brakło słów. Nigdy by nie pomyślał,
że Tom będzie potrafił wyrazić swoje uczucia w taki sposób. Po raz kolejny go
zaskoczył.
- Bill? Podoba ci się? - spytał
niepewnie blondyn.
Czarny podniósł głowę i spojrzał
bratu w oczy. Przysunął się do niego i przytulił go mocno.
- To najlepszy prezent, jaki w życiu
dostałem. Dzięki, Tom - powiedział.
- Zachowujemy się, jakbyśmy mieli po
sześć lat - zaśmiał się starszy.
- Przeszkadza ci to?
- Nie, nie bardzo. Tylko nikomu nic
nie mów, dobra?
- Spoko.
- To będzie nasza mała tajemnica.
Bill tylko uśmiechnął się lekko.
Było już późno, ale mimo to położyli
się na łóżku i zaczęli słuchać muzyki. Okazało się, że mimo wszystko gust
muzyczny mają nadal taki sam. Leżeli tak obok siebie, nie odzywając się, aż w
końcu zasnęli.
***
Po tej dawce lukru, chyba warto wstawić od razu drugi rozdział.
***
Trzeci stycznia, poniedziałek.
Koniec wolnego, koniec świąt, koniec
przytulania się i szczęścia. Nadszedł czas powrotu do brutalnej rzeczywistości.
Gdy rano Tom wstał, był w paskudnym
humorze. Sylwestra spędził w domu i nie tknął nawet odrobiny alkoholu, nie
licząc butelki szampana, którą wypił praktycznie sam. Żaden z kolegów nie
odezwał się więcej do niego. Miał złe przeczucia.
W dodatku Bill był też jakiś dziwny.
Na nowo stał się markotny i smutny. Blondyn dobrze wiedział, że młodszy się
boi. Czarny nie wiedział o tym, że Tom będzie chodził z nim do klasy. To miała
być mała niespodzianka.
Dzień zapowiadał się okropnie.
Dzisiaj też miał przyjść psycholog i przeprowadzić rozmowę z Billem. Blondyn
zastanawiał się, co zrobić, żeby rozmawiał z nimi jednocześnie. Cóż, to nie
będzie łatwe... nie ma jednak nic niemożliwego dla Cogerów.
- Tom? Idziesz już? - spytał Czarny,
wchodząc do pokoju blondyna.
- Nie, jeszcze nie. Spotkamy się w
szkole, dobra? Co masz pierwsze?
- Matematykę. Uzupełniłeś lekcje?
- Nie, a po co? Nie mów mi, że ty
tak!
- Tego jest od groma, więc kiedy
spałeś, ja przepisywałem wszystko.
- Zupełnie ci odbiło.
- Może... Dobra, ja lecę. Do
zobaczenia w szkole.
- Na razie!
Bill wyszedł, a Tom z wściekłą miną
chwycił swój plecak. Znowu do budy! Znowu trzeba rano wstawać. Co za idiota w
ogóle wymyślił szkołę? Powinni go spalić na stosie jak jakąś czarownicę! Ta
osoba chyba nie ma pojęcia, co to znaczy wstawać od poniedziałku do piątku i
włóczyć się do tej głupiej placówki tylko po to, żeby dowiedzieć się od
nauczycieli, że jest się głąbem i nierobem. Paranoja! I po co mu to? W tym
kraju i tak nie ma pracy dla normalnych ludzi. Połowa robi studia, a potem i
tak wyjeżdża za granicę zrywać truskawki, bo nie mogą znaleźć sobie żadnej
roboty. Totalne idioctwo, w którym on nie miał zamiaru brać udziału.
Narzucił na siebie kurtkę i wyszedł
z domu. Śnieg już stopniał, ale na dworze nadal był mróz. Polska pogoda jest
doprawdy urocza.
Szybkim krokiem doszedł na
podmiejski i czekał chwilę na autobus. Szybko dojechał do szkoły i od razu
skierował się do gabinetu dyrektora. Wszyscy na korytarzu przyglądali mu się z
ciekawością. Na pewno szkoła aż huczała od plotek na temat jego wypadku na
Starej Stacji i uderzenia pioruna, które przeżył razem z Billem. W przypływie
wisielczego humoru pomyślał, że teraz już całkiem nikt się do niego nie zbliży.
Pomyślą, że jest jakiś nieśmiertelny albo coś takiego i będą się bali chociażby
spojrzeć w jego stronę, żeby czasem ich nie zabił wzrokiem albo poraził
piorunem.
Zapukał, żeby potem nikt się nie
czepiał, że jest niegrzeczny, po czym władował się do gabinetu. Siwy mężczyzna
siedział na krześle i przeglądał jakieś dokumenty, marszcząc gniewnie brwi.
Wyglądał, jakby dopiero co wstał. Najwyraźniej przydałaby mu się porządna kawa,
żeby doszedł do siebie.
- Dzień dobry – powiedział Tom.
Mężczyzna spojrzał na niego.
Wyprostował się na krześle, uważnie mu się przyglądając. Ten wzrok był dziwny,
jakby zaciekawiony. Jeśli Tom pojawiał się w gabinecie dyrektora, to tylko za
karę. Staruszek zapewne chciał wiedzieć, co go skłoniło, aby pojawić się w tym
miejscu z własnej woli. Bez słowa wskazał mu miejsce naprzeciwko siebie.
- Dzięki, wolę postać. Chcę się
przenieść - przeszedł od razu do konkretów.
- Przenieść? - dyrektor uniósł
pytająco brwi.
Tom westchnął z irytacją.
- Tak, przenieść. Do IIId.
- Można wiedzieć, dlaczego?
- Na pewno słyszał pan o tym, co się
stało...
- O waszym wypadku?
- O tym, że mój bliźniak chciał się
zabić.
- Ach, tak. To prawda. I?
- Chcę mieć go na oku. Moi kumple
nie są zbyt przychylnie do niego nastawieni.
- Teraz nagle taki dobry z ciebie
braciszek? – spytał mężczyzna z wyraźną ironią. - Szybko się obudziłeś, Coger.
Blondyn gniewnie zmarszczył brwi.
Nie lubił, jak ktoś wypominał mu jego błędy. Zresztą, sam miał ochotę wypomnieć
kilka temu staremu prykowi, ale to nie był odpowiedni moment. W końcu chciał go
o coś prosić, a dopóki to on czegoś potrzebował, musiał się zachowywać w miarę
przyzwoicie.
- To nie pana sprawa, tylko moja i
mojego brata. Niech mnie pan przeniesie do IIId. Proszę!
Wiedział, że gdyby nie dodał ostatniego
słowa, dyrektor nie zgodziłby się. Bardzo niechętnie przenosili uczniów w
trakcie trwania semestru.
- Dobrze, niech stracę. Zaczniesz
od...
- Dzisiaj, dzięki. A teraz spadam,
właśnie zadzwonił dzwonek. Mam pierwszą matmę i nie chciałbym się spóźnić.
Wyszedł z gabinetu i poszedł na
matematykę. Sala nr 102. Wszedł do środka i rozejrzał się. Nauczycielka
siedziała już przy biurku i zaczynała sprawdzać obecność. Podszedł do niej.
- Dzień dobry. Pan dyrektor prosił,
żeby wpisała mnie pani na listę uczniów. Od dzisiaj będę chodził do tej klasy -
rzucił.
Blondynka spojrzała na niego i
uniosła brwi. Miała na twarzy duże okulary i była ubrana jak stara panna. Jej
twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Nie trzeba było być Einsteinem, żeby się połapać,
że jest strasznie wredna.
- A nazywasz się?
- Tom Coger.
- Nie przeszkadzaj mi teraz.
Tom prychnął i poszukał wzrokiem
brata. Zaśmiał się, kiedy zobaczył jego durną minę. Siedział w ostatniej ławce
w środkowym rzędzie. Tom podszedł tam i przysiadł się z głupim uśmiechem.
- Siema, młody - powiedział.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał
Czarny.
- Przeniosłem się. Mateusz już
całkiem by mnie zepsuł.
- Zostaniesz do końca roku?
- Jasne!
Bill zaśmiał się zadowolony.
- Wow, ekstra!
Tom kiwnął głową i wyciągnął swój
zeszyt. W sumie to nie za wiele tam miał, ale skoro i tak musiał nosić plecak,
to równie dobrze mógł coś do niego włożyć.
Nauczycielka uspokoiła rozgadanych
uczniów i zaczęła sprawdzać obecność.
- Dobrze, to może ktoś przyjdzie do
odpowiedzi z zadania domowego. Hmm... Może Coger! - rzuciła kobieta.
Zdziwieni bliźniacy spojrzeli na
nią.
- Który Coger? - zapytał Bill.
- A jest więcej niż jeden? - spytała
nauczycielka.
- Tak.
Blondynka spojrzała w dziennik i
zmarszczyła brwi.
- Ach, racja. W takim razie
zapraszam obydwu.
- Ale my dopiero wróciliśmy do
szkoły - powiedział Tom.
Nie miał ochoty na odpowiadanie przy
tablicy. To była pierwsza lekcja i, szczerze powiedziawszy, był śpiący.
- Tak samo, jak reszta. Były święta.
- Nie było nas przez miesiąc w
szkole - odezwał się Czarny.
Tom wiedział, że Billowi jest
wszystko jedno, pewnie i tak umiał to, co potrzeba. No, ale on nie.
- To już wasz problem. Zapraszam -
rzekła zirytowana nauczycielka.
Bill przewrócił oczami i chwycił
zeszyt Toma.
- Co ty robisz? - zapytał zdziwiony
chłopak.
- Nie masz zadania, a ja tak. Ta
babka jest nowa i nie zna naszego pisma. Może dostaniesz dobrą ocenę. Ja i tak
będę miał na koniec przynajmniej cztery - szepnął Czarny w odpowiedzi.
Blondyn wzruszył ramionami i wstał.
Chwycił w rękę zeszyt bliźniaka i razem podeszli do biurka.
- Zbieżność nazwisk? - spytała
nauczycielka.
- Nie. Jesteśmy braćmi - powiedział
Tom.
- Braćmi?
- Tak. Bliźniakami jednojajowymi -
dopowiedział Czarny.
- Nie kłamcie!
- Serio.
Kobieta prychnęła tylko z irytacją i
chwyciła w rękę zeszyt Toma. Co druga kartka była pusta, a notatki z lekcji
ograniczały się do tematu, kilku niedokończonych zadań i ludzika z kwadratów,
trójkątów i kół. Gdzieniegdzie brakowało kawałka kartki. Bill otworzył szeroko
oczy, widząc to wszystko. Gdy spojrzał na bliźniaka, ten tylko się głupio
uśmiechnął.
- Czyj to zeszyt? - zapytała
nauczycielka.
- Mój! - warknął ze złością Bill.
Tom zaśmiał się cicho. Nie musiał
długo czekać, jak Czarny nadepnął mu na nogę.
- Brak zadania domowego.
Niedostateczny.
Bill zerknął na bliźniaka z głupią
miną.
- Hmm... Brakuje też poprzednich
tematów. W tym zeszycie praktycznie w ogóle nic nie ma. Drugi niedostateczny za
brak poprzedniej lekcji, na której rozwiązywaliśmy zadania na ocenę.
- Co? - spytał Czarny.
Liczył się z tym, że dostanie jedną
jedynkę, a nie dwie.
- Trzeci niedostateczny za brak
wszystkich wcześniejszych tematów. Nie spotkałam się jeszcze z takim nierobem.
- Co? - powtórzył zdumiony chłopak.
- Numer?
- Dziewiąty, ale...
- Siadaj!
Zirytowany chłopak brutalnie wyrwał
nauczycielce zeszyt z ręki. Tom widział, jak kobieta gwałtownie poczerwieniała
ze złości.
- Wróć tutaj! - syknęła do niego.
Tom nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Jeszcze nigdy nie widział, żeby bliźniak tak się zachowywał – zawsze był
grzeczny, a przynajmniej w szkole i przy obcych ludziach. Bill z powrotem
stanął obok niego z rękami splecionymi na piersi. Cała klasa milczała i czekała
na rozwój wydarzeń.
- Słucham? - spytał słodko.
- Co to ma być za zachowanie?
Rodzice nie nauczyli cię dobrego wychowania?
- Dobre wychowanie to kwestia
względna.
- Nie pyskuj mi tutaj! Co taki uczeń
jak ty robi w liceum? Tutaj przychodzi młodzież, która chce się uczyć.
Czarny wywrócił oczami, co tylko
jeszcze bardziej rozsierdziło nauczycielkę.
- Weź pisak!
Bill chwycił w rękę przedmiot i
podszedł do tablicy. Kobieta podyktowała mu jakieś przykłady. Ledwo zdążył
napisać znak równości, jak rzekła:
- Niedostateczny. Od razu widać, że
nic nie umiesz.
- Ale ja jeszcze nic nie zrobiłem! -
wkurzył się młodszy Coger.
- W takim tempie to za rok nic byś
nie zrobił. Gonią nas tematy, muszę jeszcze przepytać twojego... brata. Siadaj!
- Ale...
- Bez dyskusji! Jak wreszcie weźmiesz
się do pracy, to porozmawiamy. A teraz usiądź i zacznij wreszcie słuchać! Może
się czegoś nauczysz!
- Sadystka! - mruknął Bill.
- Jak śmiesz...
- Mogłaby się pani odpieprzyć, co? -
zirytował się Tom.
Miał dosyć tej całej sytuacji.
Jeszcze nie widział, żeby jakiś nauczyciel tak strasznie się czepiał. Miał do
czynienia z różnymi wredotami, ale ta biła wszystkie na głowę. Kto ją w ogóle
zatrudnił? Nie lubił się uczyć i uwielbiał grać nauczycielom na nerwach, ale
mimo wszystko większość cenił, bo znali się na swojej pracy i byli w tym
naprawdę dobrzy. Skąd więc wziął się ktoś taki, jak ta wredna baba?
- Co to ma być za słownictwo?!
- Cholera, nic mnie to obchodzi! Po
pierwsze, to on nie ma w zeszycie lekcji, bo nie było czasu tego uzupełnić. Po
drugie, to nasz pierwszy dzień w szkole po miesiącu pobytu w szpitalu...
- Ty jakoś zdążyłeś uzupełnić
wszystkie lekcje!
- Dyrektor mi kazał, żebym mógł się
przenieść - skłamał gładko chłopak, mając nadzieję, że kobieta nie pójdzie tego
sprawdzić.
- Nie kłam, że byliście w szpitalu!
I przestań się zwracać do mnie takim tonem, gówniarzu!
W blondynie aż się zagotowało.
- Do cholery! Niech wpisze nam pani
wreszcie te jedynki i się odpieprzy, dobra?! - Tom podniósł głos.
- Do pedagoga, obydwaj!
- Z przyjemnością! – mruknął blondyn.
- Nie pyskuj!
Tom prychnął i bez słowa wyszedł z
klasy, Czarny zaraz za nim. Tom spojrzał na bliźniaka i wybuchnął śmiechem.
Przez chwilę Bill patrzył na niego morderczo, ale zaraz również się roześmiał.
- Ta baba podniosła mi ciśnienie -
powiedział Czarny.
- Mi też. To jakaś totalna wariatka!
Czego ona chce?!
- Phi! Nie wiem, ale już jej nie
lubię! Wstawiła mi cztery baniaki na jednej lekcji! W ciągu całego roku tylu
nie dostałem!
Blondyn zaśmiał się tylko. Zapukał
do gabinetu pedagoga i wszedł, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać.
Mężczyzna spojrzał na Toma i
westchnął. Odstawił na biurko z kubek z kawą i z miną człowieka idące na
ścięcie, spytał.
- Co znowu przeskrobałeś?
- Babka od matmy ma jakieś sapy.
Stanąłem w obronie Billa i wywaliła nas z klasy.
Pedagog westchnął ciężko. Jego mina
dobitnie świadczyła, że to Toma obwinia za cale zdarzenie.
- Idźcie z powrotem, ładnie
przeproście...
- Nie ma mowy! To ona zaczęła.
- Tom, błagam! Dopiero wróciłeś, a
już stwarzasz problemy. Jeśli nie chcesz jej przepraszać, to chociaż niech Bill
to zrobi.
- O, nie! – sprzeciwił się Czarny,
patrząc mężczyźnie hardo w oczy. - Nie ma mowy! Wstawiła mi cztery baniaki! Nawet
nie miała prawa nas pytać! Wolę pisać komisyjkę z matmy niż ją przeprosić!
- Jesteś w klasie maturalnej, nie
zostaniesz dopuszczony...
- Damy radę – przerwał mu Tom. – Kazała
nam tu przyjść, więc przyszliśmy. Możemy już iść?
Blondyn, nie czekając na odpowiedź,
po prostu wyszedł z gabinetu. Poruszał się po szkole jak przeciąg.
- Nie wstyd ci się tak zachowywać? -
zapytał Czarny, gdy wracali do klasy.
- I kto to mówi? - starszy Coger
wybuchnął śmiechem.
- Bardzo zabawne - burknął.
Bliźniacy wzięli kilka głębokich
oddechów i weszli do klasy. Obiecali sobie, że nie dadzą się sprowokować.
Rozdziały cudo, ale czy to, że są od razu dwa znaczy, że nie będzie"Granic"? Szczerze mówiąc bardziej czekałam na nowy odcinek tego opowiadania. Pozdrawiam***
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita, ta cześć podoba mi się o wiele bardziej niż I :)
OdpowiedzUsuńŚwietne rozdziały, oba!
OdpowiedzUsuńW pierwszym rozczulił mnie prezent Toma dla Billa i słowa, jakie napisał w tym pamiętniku. Widać, że zależy mu na dobrych relacjach z bliźniakiem.
Z kolei w drugim bałam się, że Kiedy Bill dostał te jedynki, w sumie za brata, to znowu się pokłócą. Bardzo się cieszę, że coś takiego jednak nie miało miejsca i że stoją tak za sobą murem.
Czekam na kolejne notki :)
Świetna zmiana:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jej i to wina nauczycielki buuu kurwa matma powinni ze szpitala mieć zaświadczenie co działo się miesiąc i pokazać jak nie wierzy .. coś wymyślić na tego śmiecia
OdpowiedzUsuń