Tom był trochę wkurzony po sprzeczce
z bliźniakiem. Denerwowało go, że Bill jest takim cholernym perfekcjonistą i
chciałby zrobić z niego kogoś podobnego. On nigdy nie lubił się uczyć i nie
miał zamiaru zmieniać swoich przyzwyczajeń dla brata. Gdyby miał wybierać
pomiędzy szkołą a uciekaniem z wrzaskiem tunelami przed jakimiś dziwnymi
stworami, wybrałby tunele.
Nie uważał szkoły za nudną. Nigdy.
Spotykał tam wszystkich swoich znajomych i wrogów, tam zawsze coś się działo.
Na przerwach nabijał się z ludzi, głównie z bliźniaka, a na lekcjach pisał
karteczki, robił samoloty i rysował po okładkach zeszytów, nie koniecznie
swoich. Lubił gadać z kumplami i przeszkadzać nauczycielom, rajcowały go ich
wściekłe miny i nakazy, których łaskawie słuchał. Jego głupi uśmiech zawsze
doprowadzał ich do szału. Wiedział, że gdyby któryś z nich miał przy sobie na
lekcji pistolet, on pierwszy zarobiłby kulkę w łeb. Okropnie go bawiło, że całe
szanowne grono pedagogiczne nijak nie może opracować metody na wychowanie go.
Najzabawniejsze było to, że nie
mogli go wyrzucić ze szkoły, bo tak naprawdę nie mieli ku temu podstaw. To
prawda, zachowywał się skandalicznie, ale przecież dokładnie to samo robili
jego rówieśnicy. Nie chodził na wagary, a przynajmniej nie za często. Nie pobił
nikogo na terenie szkoły. Nigdy nie złapali go z papierosem ani po pijanemu. Po
prostu był niezwykle upierdliwy i irytujący. Nauczyciel musiał mieć naprawdę
stalowe nerwy, żeby z nim wytrzymać. Jeśli dodać do tego towarzystwo Mateusza i
Pawła (Kevin zawsze siedział cicho; był spokojny i chyba to tak bardzo
przerażało nauczycieli – nigdy nie było wiadomo, kiedy szatyn wybuchnie), każda
lekcja była rozwalana, nie patrząc na to, jaki charakter miał prowadzący ją
człowiek. Czuł się trochę bezkarny.
Wiedział, dlaczego otoczenie tak
mocno na niego reagowało. Po prostu gdy był wściekły, wzbudzał w ludziach
strach. Chyba dlatego nauczyciele pozwalali mu się ślizgać na dwójkach przez
niespełna trzy lata. Bali się, że jest tak samo nieobliczalny jak reszta jego
paczki. Był ciekawy, za kogo oni go mają. Myślą, że podpali im samochód, czy
co? Co prawda miał nierówno pod sufitem, ale nigdy nie posunąłby się do żadnego
przestępstwa. Jego wykroczenia ograniczały się do zakłócania ciszy nocnej,
robienia graffiti w nieodpowiednich miejscach i demoralizowania niepełnoletnich
- Piotrek przecież miał ledwo siedemnaście lat, gówniarz dopiero kończył drugą
klasę.
Tom Coger był osiemnastolatkiem,
który akceptował siebie w osiemdziesięciu procentach. Pozostałe dwadzieścia
nienawidził, bo wciąż czuł się winny próby samobójczej bliźniaka. Bał się, że
nigdy nie będzie sobie w stanie tego wybaczyć. Nie chciał jednak traktować
Czarnego przez pryzmat tych uczuć. Chciał, żeby byli prawdziwymi braćmi: żeby
śmiali się razem, o wszystkim sobie mówili i trzasnęli sobie z pięści w twarz,
jeśli zaszłaby taka potrzeba. Cóż, a w razie gdyby chcieli rozładować emocje,
mogą powkręcać trochę Bogu ducha winną panią psycholog, która miała tą
nieprzyjemność trafić na bliźniaków Coger.
Biedaczka. Nie wie, co ją czeka.
Weszli do salonu. Nie ustalili planu
działania, chcieli zaimprowizować. Ciekawe, czy jeszcze to potrafią?
Kobieta była dosyć ładna i niska,
sięgała blondynowi zaledwie do ramienia. Była szczupła i ubrana w zwykłe jeansy
i biały golf. Oczy miała szare, a włosy czarne i spięte w ciasny kok. Taki typ
kobiety Tom zawsze kojarzył ze starymi pannami. Nienawidził dziewczyn ze
spiętymi włosami.
- Dzień dobry - powiedział grzecznie
Bill, podając kobiecie rękę.
- Cześć, jestem Paulina Tkaczyk. Ty
pewnie jesteś Tom? Miło mi ciebie poznać.
- Oczywiście, że mam na imię Tom.
Czy ja wyglądam na samobójcę? - odezwał się Czarny.
Blondyn miał ochotę wybuchnąć
śmiechem.
- Proszę usiąść. Chce pani coś do
picia? Kawy, herbaty, soku? - zapytał starszy, wczuwając się w rolę.
- Nie, dziękuję. Może potem -
odparła Paulina z lekkim uśmiechem.
Oj, kochanie, długo nie będziesz się
śmiała, pomyślał Tom z zadowoleniem.
Rozsiedli się wygodnie na miękkiej
kanapie.
- Cóż, może najpierw opowiedzcie coś
o sobie? - odezwała się kobieta.
- A nie możemy od razu przejść do
rzeczy? Po południu idę z kolegami na piwo - rzucił Bill, splatając ramiona za
głową.
Tom prychnął. On się tak nie
zachowywał.
- Myślę, że nie powinieneś się tak
zachowywać. Dla twojego brata to poważna sprawa - upomniała Czarnego pani
psycholog.
- Ta... Prawdziwy z niego desperado
- burknął Bill.
Blondyn spojrzał na niego
naburmuszony.
- Dobrze. Opowiedzcie mi dokładnie,
co stało się dwudziestego szóstego listopada. Tom? - spytała Paulina, patrząc
na Czarnego.
- Nie wiem, nie prowadzę kalendarza
– rzucił, wzruszając ramionami.
- Tak bardzo cię to bawi? Bill mógł
zginąć.
- Ale żyje i ma się dobrze.
Blondyn znowu cicho prychnął.
Zdecydowanie się tak nie zachowywał. Czarny był za to z siebie dumny. Udawał
bliźniaka lepiej, niż przypuszczał.
- Bill, co skłoniło cię do tak
desperackiego kroku? - kobieta przeniosła spojrzenie na starszego Cogera.
- A co panią to obchodzi? Może chce
się pani dowiedzieć, ile razy w ciągu dnia odcedzam kartofelki? - spytał
blondyn, przewracając oczami.
- Chłopcy, proszę! Zacznijcie
współpracować! - pani psycholog powoli zaczynała tracić cierpliwość.
I dobrze.
- Cooperation - burknął Bill.
- Tom, wyjdź! Pogadam z tobą
później! - powiedziała Paulina starannie modulowanym głosem.
No, stary, postaraj się, pomyślał
starszy Coger. Płacz.
Wiedział, że musi szybko to zrobić,
ale nie miał pojęcia jak. Nagle przypomniał sobie bladego i nieruchomego Billa
na Starej Stacji. Przypomniał sobie, jak okropnie się wtedy czuł. Tysiące myśli
przelatywało mu przez głowę, serce przestało na chwilę bić, a całe ciało
drżało... Poczuł się wtedy taki malutki i bezbronny w obliczu śmierci.
Bill...
Zupełnie nieruchomy, trupioblady, z
zakrwawioną twarzą i śladami łez na policzkach.
Minęło może pięć sekund, a jego oczy
zaszkliły się od łez. Sam nie wierzył, że to zadziałało, a jednak dalej brnął w
tę wizję. Wyobraził sobie bliźniaka w trumnie, z zamkniętymi oczami, wyobraził
sobie jego grób. Nigdy nie posuwał się tak daleko, bał się tego, ale teraz
musiał. Poczuł, że robi mu się słabo. Wiedział, że nigdy by tego nie zobaczył,
bo byłby tam razem z nim. Zakopywaliby ich razem, bo jedną z tych tysiąca myśli
było postanowienie odebrania sobie życia. Dodał do tego jeszcze wizję siebie
zabijającego Billa, krzywdzącego go i…
Obrazy przelatujące przed oczami chłopaka
były na tyle dramatyczne, że zanim Czarny zdążył wstać i wyjść, po policzkach Toma
popłynęły łzy. Spuścił głowę.
- Jeśli on wyjdzie, nic pani nie
powiem – powiedział załamującym się głosem, starając się pozbyć swoich
mrocznych wizji.
Bill patrzył na niego oczami jak
pięć złotych z szeroko otwartymi ustami. Tego się nie spodziewał.
Ocknął się i podszedł do Toma.
- Młody, nie becz - mruknął cicho,
kładąc mu rękę na ramieniu tak, jak zawsze on to robił.
Paulina patrzyła na nich
zdezorientowana. Chyba nie spodziewała się takiej reakcji. Na wpółprzytomnie
wyciągnęła ze swojej torebki zeszyt i zaczęła w nim spisywać spostrzeżenia.
Coger, jesteś geniuszem, pomyślał
blondyn, oddychając głęboko. Tylko teraz się nie śmiej.
- Mogę zostać? - spytał Bill.
- Tak - westchnęła zrezygnowana
kobieta.
Blondyn szybko otarł łzy i
uśmiechnął się promiennie.
- Jeszcze raz. Bill, dlaczego
chciałeś popełnić samobójstwo? - spytała kobieta.
- Jestem świrem - rzucił Tom
pierwsze, co przyszło mu do głowy.
Tym razem to Czarny prychnął.
- To... to twój powód? - wyjąkała
zdumiona Paulina.
- No... W sumie to jestem nietypowym
przypadkiem. Zazwyczaj wariat nie wie, że zwariował.
- A jakiś inny?
- Cóż... To trochę krępujące.
- Możesz mi powiedzieć, to zostanie
między nami.
- No, bo w szkole wkręcają kit, że
piramidy zbudowali Egipcjanie! Gówno prawda! To zrobili kosmici!
Bill klepnął się otwartą dłonią w
czoło, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Tom, czy wiedziałeś, co zamierza
zrobić twój brat? - spytała coraz bardziej zirytowana kobieta.
- Pożyczył ode mnie kasę i
powiedział, że idzie się zaćpać. Cóż, jeśli z tego można wywnioskować, że chce
zrobić coś takiego, to wiedziałem - powiedział Czarny.
- Jak go znalazłeś?
- Zadzwonił do mnie kumpel, bo
chciał iść do baru. No, i potrzebowałem forsy, a młodego nie było sporo czasu,
więc poszedłem go szukać. Dostałem od niego sms-a, że mam go pochować z
zeszytem z historii. Pomyślałem, że zupełnie go potrzepało. Spytałem, gdzie
jest, no i mi napisał. Ukradłem jakiemuś dzieciakowi rower i pojechałem na
Starą Stację. Nie mogłem go znaleźć i wkurzyłem się, że mnie wkręcił. Nagle
zadzwoniła mama, pogadałem z nią chwilę. Bill jednak nie wrócił. Szukałem go
dalej i znalazłem. No, a potem zdążyłem tylko zadzwonić do szpitala i do mamy i
rąbnął w nas piorun. Ciemność. Koniec historii!
Tom burknął pod nosem jakieś
niecenzuralne słowo. Czarny prosi się o wieczne cierpienie.
- Mam wrażenie, że sobie ze mnie
kpicie. To naprawdę poważna sprawa, nie powinniście tego lekceważyć. Nikt nie
popełnia samobójstwa dla własnego widzimisię - rzuciła wkurzona Paulina.
- A ja myślę, że właśnie tak jest –
wtrącił Bill. – Każdy samobójca robi to dla siebie. Nikt w takich sytuacjach
nie myśli o innych, nie myśli o tym, jak odbiorą to jego bliscy, jak oni będą
się czuć. Po prostu nie daje im się szansy udzielenia pomocy, lecz w
egoistyczny sposób skazuje ich na cierpienie. Osoba popchnięta do takiego czynu
liczy na to, że ktoś ją odratuje albo że trafi do lepszego świata. Nie zastanawia
się nad tym, że przecież bliskie jej osoby nadal muszą żyć i dźwigać ten
ciężar, że czują się winne, bo w porę nie zauważyły, że ktoś potrzebuje pomocy.
Egoiści! Tacy właśnie są samobójcy!
Tom patrzył zaszokowany na Czarnego.
Nie spodziewał się takich słów z jego ust. Zupełnie się pogubił. Czy Bill
powiedział tak, bo myślał, że on tak to postrzega, czy może naprawdę tak czuł?
Jeśli to szczere słowa, a nie część gry, to chyba będą musieli poważnie
porozmawiać. Boże, przecież on po tym wszystkim nie mógł mieć takich wyrzutów
sumienia! To on, Tom, jako ten, który doprowadził do tej sytuacji, mógł sobie
pluć w brodę, że do tego dopuścił. Bo to on obraził się na bliźniaka o zwykłą
błahostkę, to on go pobił i szmacił, to on zniszczył mu życie! Dlaczego Czarny
miałby sobie robić wyrzuty? A może widział, jak Tom strasznie cierpi i
nienawidził siebie za to, że sprawiał mu ból? Może pamiętał jego słowa, że
również by sobie odebrał życie, bo mimo wszystko miał uczucia i nie potrafiłby
żyć z takim ciężarem?
Starszy Coger był przekonany, że już
wszystko sobie wyjaśnili. Okazało się jednak, że jeszcze wiele jest do
powiedzenia.
- To, co mówisz, rani twojego brata -
powiedział Paulina.
To już nie było wkręcanie
psychologa. To miała być rozmowa prawdziwych braci, którą mogli zrozumieć tylko
oni sami.
- A ja się z tym nie zgadzam.
Uważam, że ci bliscy wcale nie są aż takimi ofiarami. Jeśli naprawdę się kogoś
kocha, dostrzega się jego smutek i cierpienie, nikt nie jest w stanie tego
ukryć, a przynajmniej nie przed najbliższymi. Ci bliscy zawsze mają szansę
wyciągnięcia pomocnej dłoni do tej poszkodowanej osoby, jeśli tylko zechcą. No,
i jeśli nie są tak zaślepieni nienawiścią, że nawet nie dostrzegają tego, co
dzieje się wokół nich. To oni są egoistami, robiąc później z siebie ofiary i
pokazując, jak bardzo cierpią. A przecież ta osoba, samobójca, żyła cały czas
obok nich. Mieli mnóstwo okazji do tego, żeby chociaż zapytać, pogadać,
cokolwiek. Uważam, że w pełni zasłużyli sobie na swoje wyrzuty sumienia -
wysyczał blondyn, patrząc zdziwionemu bliźniakowi prosto w oczy.
Paulina siedziała jak wmurowana,
patrząc to na jednego, to na drugiego i przysłuchiwała się ich wymianie zdać.
- Jeżeli się potrzebuje pomocy, to
się o nią prosi. Tylko tchórze próbują się zabić! Nie potrafią zmierzyć się ze
swoim własnym życiem, zupełnie jakby ktoś miał przeżyć je za nich. Nie radzą
sobie z problemami, są słabi i nic nie warci! - odparł Czarny, patrząc bratu
prosto w oczy.
- Nie zawsze można poprosić o pomoc.
Ktoś może być nam bliski, ale żywić do nas nienawiść. Nigdy z kimś takim nie
porozmawiamy, bo wiemy, że jest naszym zdeklarowanym wrogiem. Można potrzebować
pomocy i wołać o nią na wszelkie sposoby, tylko nie słowem! Jednak tylko
naprawdę głusi ludzie nie potrafią tego usłyszeć i zasługują na swoje wyrzuty,
bo naprawdę są winni - upierał się Tom.
- Zawsze można się do kogoś zwrócić,
zawsze są dwie możliwości wyboru. Robienie z siebie dobrowolnej ofiary nie jest
rozwiązaniem! To tylko wywód! Można też starać się ukrywać swoje cierpienie,
żeby czasem ktoś tego nie zauważył i nie próbował pomóc! Bo osoba decydująca
się na samobójstwo tak naprawdę nie chce pomocy! Chce tylko udowodnić, że było
jej źle i że inni ją zawiedli!
- Można też ukrywać swoje cierpienie
ze strachu, że ktoś wykorzysta to przeciwko nam. Samobójcy boją się bólu i
poniżenia, boją się tego, co przyniesie kolejny dzień, bo nie czują się
kochani! - W tym momencie oczy Czarnego otworzyły się szeroko. - Osoby, które
oni kochają, najzwyczajniej w świecie ich zawiodły i nie wiedzą, czy jeszcze
mogą im ufać! Są zagubieni i samotni! Gdy człowiek zostaje sam na sam ze sobą,
zaczyna wariować! A bliscy samobójcy nigdy nie są sami, zawsze mają kogoś, komu
mogą się wygadać. To niesprawiedliwe! Bo prawda jest taka, że ludzie są
zaślepieni. Nie widzą niczego poza czubkiem własnego nosa, podejmują
nieprzemyślane decyzje, które potem rzutują na życie innych ludzi. Nie myślą o
tym, że być może takim czy innym zachowaniem doprowadzają do śmierci człowieka.
Zdają sobie z tego wszystkiego sprawę, kiedy jest już za późno. I mają wtedy
tylko dwie opcje! Albo stać nad grobem i wpatrywać się nieruchomo w trumnę, nie
chcąc okazać, że się cierpi, lecz w domu ryczeć jak mały bachor, albo zrobić to
samo: odebrać sobie życie! Samobójstwo nie jest dla tchórzy, lecz dla odważnych
osób, którzy chcą iść inną drogą! Gdy zawodzą wszelkie metody walki, może
pozostać tylko to jedno rozwiązanie.
Tom tak wczuł się w tą całą rozmowę,
że nawet nie wiedział, kiedy w jego oczach ponownie zaszkliły się łzy oburzenia.
Cały czas musiał się pilnować, żeby nie załamał mu się głos, dzielnie jednak
brnął do przodu. Wpatrywał się w rozszerzone oczy bliźniaka i czekał. Teraz był
jego ruch. Bill jednak tylko spuścił głowę.
- Mylisz się - szepnął cicho. -
Jeśli się kogoś naprawdę kocha, walczy się o własne życie i miłość tej osoby. A
samobójca po prostu się poddaje.
- Może walczył, ale przegrał tą
wojnę? Może było mu za ciężko? Może... - zaczął Tom, ale Czarny mu przerwał.
- Nie, to nie tak.
Zapadła cisza. Bracia patrzyli sobie
prosto w oczy bez słowa. Zupełnie zapomnieli o kobiecie siedzącej obok nich,
która była po prostu w szoku. Nie za bardzo rozumiała, o co chodziło w całej
rozmowie, jednak oni wiedzieli bardzo dobrze. Tom oskarżał się o to, że nie
dostrzegł cierpienia brata, że niemal spowodował jego śmierć, a Bill miał
wątpliwości, że być może nie walczył dostatecznie długo, że może zbyt szybko
się poddał. Obaj mieli do siebie pretensje i nie potrafili tak po prostu się
ich pozbyć, obaj zwątpili w siebie i musieli jakoś tę wiarę odbudować. Na
szczęście teraz mieli siebie. Choć z pozoru mogli być różni, tak naprawdę byli
do siebie bardzo podobni. Reprezentowali zupełnie inne grupy społeczne, chociaż
wychowali się w tym samym środowisku. Zachowywali się zupełnie inaczej, a
jednak w pewnych momentach postąpiliby dokładnie tak samo. Tom mógł wydawać się
irytującym chuliganem bez przyszłości, ale tak naprawdę był bardzo bystrym
chłopakiem, który uwielbiał podkreślać swoją niezależność. A Bill? Tak, był
spokojny, ale też miał swoje za uszami, nie był żadnym świętoszkiem. Dowodzi
tego chociażby sytuacja ze szkoły. Takie chwile, w których ich zachowanie
odbiegało od normy było wspaniałym dowodem na to, że obaj mimo wszystko mają
podobne charaktery. Byli silni - Bill może trochę mniej, zwłaszcza po tym co
przeżył, ale wyszedł na prostą. Powiedzenie „co nas nie zabije, to nas wzmocni”
było wręcz stworzone dla Czarnego.
- O czym wy mówicie? - zapytała
zdumiona kobieta, odzyskując głos.
Bliźniacy jeszcze przez chwilę
patrzyli na siebie, po czym zerknęli na nią.
- A na co to wyglądało? - burknął
blondyn.
- Jak możecie się tak zachowywać? Ty
oskarżasz swojego brata o to, że miał czelność popełnić samobójstwo, a ty jego
o to, że ci nie pomógł? Jak możecie być tak krótkowzroczni?! - spytała
zdziwiona kobieta.
- Krótkowzroczni? - Tom uniósł kpiąco
jedną brew.
- Być może tak by było, gdybym był
Tomem. Ale to ja jestem Bill. Nie mogę uwierzyć, że się pani nie połapała - rzekł
Czarny, wstając.
Paulina otworzyła szeroko oczy i
spojrzała na nich ze złością.
- Zatkało? - zaśmiał się głupio
blondyn.
- Przez cały ten czas...
nabijaliście się?! - warknęła pani psycholog.
- Dokładnie - odpowiedzieli zgodnie,
przybijając piątkę.
Chyba już wszystko było dobrze.
- Nie zdajecie sobie sprawy z powagi
sytuacji?! Tu chodzi o ludzkie życie, jak możecie być tacy obojętni?! Bill?!
Przecież to ty chciałeś popełnić samobójstwo, a brat tutaj po prostu z ciebie
kpił!
- Tak samo jak ja z niego, nie widzę
różnicy - powiedział spokojnie Czarny.
- Ale to ty omal nie straciłeś
życia!
- On też, poszedł tam za mną i
trzasnął go piorun.
- Tak, ale to ty próbowałeś popełnić
samobójstwo! Musiałeś mieć jakiś swoje powody!
- Miałem - odparł spokojnie Bill. -
Ale to nie jest pani sprawa. Wszystko, co miałem do powiedzenia na ten temat,
powiedziałem jemu. Może i jest wyjętym spod prawa osłem, ale szybko się uczy i
nie powiela tych samych błędów. Jest bystry i uczciwy. I ja mu ufam na tyle,
żeby to wszystko powierzyć w jego ręce. Wiem, że mu na mnie zależy. Nie
potrzebuję spotkań z panią ani innymi tym podobnymi instytucjami, bo mam jego.
I tak naprawdę tylko on jest w stanie mi naprawdę pomóc. Może nie powinienem mu
tego mówić, może to mój błąd. Ale jakoś... nie potrafię się tego wstydzić.
- Ale...
- Nie ma pani pojęcia, co czuje
prawdziwy samobójca, zna to pani tylko z opowiadań, ale nigdy pani tego nie
doświadczyła. Rozprawia pani o tym, jakbym był psem, któremu trzeba wyleczyć
chorą łapę. Zna to pani tylko z podręczników. Ja to przeżyłem, a on był tam
razem ze mną.
- Rozumiem go bardzo dobrze - wtrącił
się Tom. - Wiem, jaki jest, bo znamy się właściwie od zapłodnienia. Jest u mnie
na pierwszym miejscu. Sądzę, że to chyba wszystko wyjaśnia, nie uważa pani?
- Nie! - warknęła zła.
- Cóż, ujmę to tak... Mamy siebie
nawzajem, a całą resztę mamy, za przeproszeniem, w dupie. Wystarczająco jasno
się wyraziłem, czy może muszę to pani przetłumaczyć?
Bill zaśmiał się cicho.
- Jesteście nienormalni! - krzyknęła
kobieta, patrząc na braci.
- Słucham? - odezwał się zdumiony
głos od strony korytarza.
Bliźniacy jak na komendę odwrócili
się w stronę drzwi i patrzyli na zaszokowaną matkę i Aleksa, którzy przed
chwilą weszli do domu. Mężczyzna też nie miał za ciekawej miny. Chyba nie tego
się spodziewali po szanownej pani psycholog. Cóż, widać nawet ktoś po tylu
latach nauki nie jest w stanie opanować zdenerwowania, jeżeli ma do czynienia z
nimi.
Tom spojrzał na kobietę, która ze
wstydu poczerwieniała na twarzy. Uśmiechnął się do niej kpiąco, wiedział, że
matka tego nie widzi. Paulina chyba uznała, że skoro i tak już wdepnęła w
bagno, to może się pogrążyć jeszcze bardziej. Zamachnęła się i z całej siły
spoliczkowała starszego z bliźniaków. Po salonie rozniósł się głośny plask,
kiedy jej otwarta dłoń trafiła na twarz. Jego głowa odskoczyła w bok pod
impetem uderzenia.
Zamrugał kilka razy zdumiony i
przyłożył rękę do piekącego policzka. Spojrzał na panią psycholog.
- Nie wiem, jak pani wychowała te
bachory, ale powinny wylądować w jakimś ośrodku! Zachowują się skandalicznie i
nie mają pojęcia, co to moralność! Nie mam zamiaru pracować z kimś takim! -
warknęła do Ani, po czym wyszła, trzaskając drzwiami.
W pokoju zapadła krępująca cisza.
Przez chwilę wydawało się, że nikt nawet nie oddycha. Nie wiadomo było, czy
należy się odezwać, czy może jednak dyskretnie milczeć i poczekać, aż ktoś inny
coś palnie?
Nagle Bill spojrzał na bliźniaka.
Blondyn dostrzegł, że jego wargi zadrżały. Nie minęła chwila, a wybuchnął
głośnym śmiechem.
- Masz odbitą dłoń na policzku! -
wydukał Czarny, zwijając się ze śmiechu.
- Tak w ogóle, to dlaczego ja
dostałem?! Ty więcej pyskowałeś! - powiedział Tom z głupią miną.
Bill zaczął się śmiać jeszcze
głośniej, w oczach zakręciły mu się łzy. Starszy Coger westchnął tylko i
wzruszył ramionami. Sam miał ochotę się roześmiać. Cóż, nie wyszło tak, jak
chciał, ale było ciekawie. Następnym razem na pewno będzie lepiej.
- Bill? Tom? Co wy znowu
zrobiliście? - spytała Ania bezbarwnym głosem.
Chłopcy spojrzeli na nią.
- Daliśmy jej tylko do zrozumienia,
że pomiędzy nas nie wolno się wcinać. Mamo, daj sobie spokój z psychologami!
Widzisz przecież, że młody czuje się dobrze.
- I dlatego wylądował na dywaniku u
dyrektora, który był na tyle miły, żeby nas o tym powiadomić? - spytał Aleks,
unosząc jedną brew.
- Ee... - zaczął Czarny, któremu
zrzedła mina.
- To moja wina, ja go sprowokowałem -
rzucił Tom, a Bill popatrzył na niego zdumiony.
Wiedział, że na jego wybryki matka
będzie patrzyć inaczej, bo on często się źle zachowywał. Wolał wziąć to na
siebie, nie chciał dodatkowo stresować bliźniaka. Po raz kolejny w swoim krótkim
życiu dochodził do wniosku, że naprawdę ciężko jest być starszym bratem.
- Sprowokowałeś? Jak? - dopytywał
się Aleks.
- Całą drogę od pedagoga do klasy
namawiałem go, żeby coś odwalił, jeśli tylko baba zacznie coś sapać - blondyn
wzruszył ramionami.
- Nie, ja tego nie wytrzymam!
Chłopcy, macie już skończone osiemnaście lat! Od wypadku okropnie się
zmieniliście. Myślałam, że na lepsze, ale chyba się myliłam. Tom, ty masz zły
wpływ na brata! Jak się kłóciliście, był wzorowym uczniem i nie miał żadnych
problemów! Tylko zaczął być bliżej z tobą, a już zaczął robić takie numery! Co
potem dojdzie?! - krzyknęła Ania bliska załamania.
Zabolało. Blondyn czuł dziwny ucisk
w sercu, kiedy słuchał słów matki. Cofnął się krok w tył, jakby chciał uciec od
tych słów i spuścił głowę, zaciskając dłonie w pięści.
- Wcale nie - powiedział cicho.
- Jak to nie?! A jakie jest inne
wytłumaczenie?! Możesz mi to wyjaśnić?!
- On... - zaczął Tom, ale nie
wiedział, co powiedzieć.
- Wiesz co? Masz do wyboru dwóch
synów. Albo takiego, jaki jestem teraz z moimi wszystkimi wybrykami, albo tego
sprzed wypadku, który prędzej czy później znowu spróbowałby się zabić, tylko
tym razem skutecznie - powiedział poważnie Bill.
Starszy Coger spojrzał na niego ze
smutkiem. Nie chciał, żeby Bill miał przez niego kłopoty.
- Bill? O czym ty mówisz? - zapytał Aleks.
- Tłumaczyliśmy już wam. Nie mam
zamiaru ciągle na nowo tego rozdrapywać. Ja po prostu nie miałem życia, uczyłem
się, bo nie miałem nawet z kim pogadać, a zachowywałem spokojnie, ponieważ nie
chciałem zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Nie będę ciągle do tego wracać.
Zaakceptujcie mnie w końcu, bo ja nie mam zamiaru się zmieniać. I nie próbujcie
nas rozdzielać w żaden sposób.
- Chyba nie mam innego wyjścia! -
powiedziała zrezygnowana Ania.
- Jeżeli mi go zabierzecie, zabiję
się - zagroził Czarny.
***
Przed chwilą się zorientowałam, że miesiąc temu (dokładnie 24 marca) była druga rocznica mojego blogowania. Wow, to chyba jednak dowodzi, że jak się uprę, to potrafię i nie rzucę niczego w cholerę.
Może uda mi się dotrwać kolejnej, a potem może jeszcze jednej i jeszcze... No, zobaczymy.
Mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam!
jesteś wspaniała!1- wielki szacun za wytrwałość w pisaniu tak długo i za regularne notki bo sama piszę w cały świat 2. odc: jedno wielkie 'łał'
OdpowiedzUsuńnajlepsze podsumowanie rozmowy z psycholog
Być może tak by było, gdybym był Tomem. Ale to ja jestem Bill- świetny tekst ;)
Boże, to było cudowne! Całość. Ale najlepsza chyba końcówka. Co teraz zrobi ich matka? A Tom?
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
Wspaniałe. Poczułam się naprawde jak u psychologa. :)
OdpowiedzUsuńWymiana zdań bliźniaków troszke mnie wzruszyła. Zresztą, zawsze Twoje opowiadania 'pobudzają' moje emocje. :3
Szybko dodawaj kolejny rozdział. :)
Pozdrawiam!