czwartek, 25 kwietnia 2013

~~.26.~~



Tom był trochę wkurzony po sprzeczce z bliźniakiem. Denerwowało go, że Bill jest takim cholernym perfekcjonistą i chciałby zrobić z niego kogoś podobnego. On nigdy nie lubił się uczyć i nie miał zamiaru zmieniać swoich przyzwyczajeń dla brata. Gdyby miał wybierać pomiędzy szkołą a uciekaniem z wrzaskiem tunelami przed jakimiś dziwnymi stworami, wybrałby tunele.
Nie uważał szkoły za nudną. Nigdy. Spotykał tam wszystkich swoich znajomych i wrogów, tam zawsze coś się działo. Na przerwach nabijał się z ludzi, głównie z bliźniaka, a na lekcjach pisał karteczki, robił samoloty i rysował po okładkach zeszytów, nie koniecznie swoich. Lubił gadać z kumplami i przeszkadzać nauczycielom, rajcowały go ich wściekłe miny i nakazy, których łaskawie słuchał. Jego głupi uśmiech zawsze doprowadzał ich do szału. Wiedział, że gdyby któryś z nich miał przy sobie na lekcji pistolet, on pierwszy zarobiłby kulkę w łeb. Okropnie go bawiło, że całe szanowne grono pedagogiczne nijak nie może opracować metody na wychowanie go.
Najzabawniejsze było to, że nie mogli go wyrzucić ze szkoły, bo tak naprawdę nie mieli ku temu podstaw. To prawda, zachowywał się skandalicznie, ale przecież dokładnie to samo robili jego rówieśnicy. Nie chodził na wagary, a przynajmniej nie za często. Nie pobił nikogo na terenie szkoły. Nigdy nie złapali go z papierosem ani po pijanemu. Po prostu był niezwykle upierdliwy i irytujący. Nauczyciel musiał mieć naprawdę stalowe nerwy, żeby z nim wytrzymać. Jeśli dodać do tego towarzystwo Mateusza i Pawła (Kevin zawsze siedział cicho; był spokojny i chyba to tak bardzo przerażało nauczycieli – nigdy nie było wiadomo, kiedy szatyn wybuchnie), każda lekcja była rozwalana, nie patrząc na to, jaki charakter miał prowadzący ją człowiek. Czuł się trochę bezkarny.
Wiedział, dlaczego otoczenie tak mocno na niego reagowało. Po prostu gdy był wściekły, wzbudzał w ludziach strach. Chyba dlatego nauczyciele pozwalali mu się ślizgać na dwójkach przez niespełna trzy lata. Bali się, że jest tak samo nieobliczalny jak reszta jego paczki. Był ciekawy, za kogo oni go mają. Myślą, że podpali im samochód, czy co? Co prawda miał nierówno pod sufitem, ale nigdy nie posunąłby się do żadnego przestępstwa. Jego wykroczenia ograniczały się do zakłócania ciszy nocnej, robienia graffiti w nieodpowiednich miejscach i demoralizowania niepełnoletnich - Piotrek przecież miał ledwo siedemnaście lat, gówniarz dopiero kończył drugą klasę.
Tom Coger był osiemnastolatkiem, który akceptował siebie w osiemdziesięciu procentach. Pozostałe dwadzieścia nienawidził, bo wciąż czuł się winny próby samobójczej bliźniaka. Bał się, że nigdy nie będzie sobie w stanie tego wybaczyć. Nie chciał jednak traktować Czarnego przez pryzmat tych uczuć. Chciał, żeby byli prawdziwymi braćmi: żeby śmiali się razem, o wszystkim sobie mówili i trzasnęli sobie z pięści w twarz, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Cóż, a w razie gdyby chcieli rozładować emocje, mogą powkręcać trochę Bogu ducha winną panią psycholog, która miała tą nieprzyjemność trafić na bliźniaków Coger.
Biedaczka. Nie wie, co ją czeka.
Weszli do salonu. Nie ustalili planu działania, chcieli zaimprowizować. Ciekawe, czy jeszcze to potrafią?
Kobieta była dosyć ładna i niska, sięgała blondynowi zaledwie do ramienia. Była szczupła i ubrana w zwykłe jeansy i biały golf. Oczy miała szare, a włosy czarne i spięte w ciasny kok. Taki typ kobiety Tom zawsze kojarzył ze starymi pannami. Nienawidził dziewczyn ze spiętymi włosami.
- Dzień dobry - powiedział grzecznie Bill, podając kobiecie rękę.
- Cześć, jestem Paulina Tkaczyk. Ty pewnie jesteś Tom? Miło mi ciebie poznać.
- Oczywiście, że mam na imię Tom. Czy ja wyglądam na samobójcę? - odezwał się Czarny.
Blondyn miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Proszę usiąść. Chce pani coś do picia? Kawy, herbaty, soku? - zapytał starszy, wczuwając się w rolę.
- Nie, dziękuję. Może potem - odparła Paulina z lekkim uśmiechem.
Oj, kochanie, długo nie będziesz się śmiała, pomyślał Tom z zadowoleniem.
Rozsiedli się wygodnie na miękkiej kanapie.
- Cóż, może najpierw opowiedzcie coś o sobie? - odezwała się kobieta.
- A nie możemy od razu przejść do rzeczy? Po południu idę z kolegami na piwo - rzucił Bill, splatając ramiona za głową.
Tom prychnął. On się tak nie zachowywał.
- Myślę, że nie powinieneś się tak zachowywać. Dla twojego brata to poważna sprawa - upomniała Czarnego pani psycholog.
- Ta... Prawdziwy z niego desperado - burknął Bill.
Blondyn spojrzał na niego naburmuszony.
- Dobrze. Opowiedzcie mi dokładnie, co stało się dwudziestego szóstego listopada. Tom? - spytała Paulina, patrząc na Czarnego.
- Nie wiem, nie prowadzę kalendarza – rzucił, wzruszając ramionami.
- Tak bardzo cię to bawi? Bill mógł zginąć.
- Ale żyje i ma się dobrze.
Blondyn znowu cicho prychnął. Zdecydowanie się tak nie zachowywał. Czarny był za to z siebie dumny. Udawał bliźniaka lepiej, niż przypuszczał.
- Bill, co skłoniło cię do tak desperackiego kroku? - kobieta przeniosła spojrzenie na starszego Cogera.
- A co panią to obchodzi? Może chce się pani dowiedzieć, ile razy w ciągu dnia odcedzam kartofelki? - spytał blondyn, przewracając oczami.
- Chłopcy, proszę! Zacznijcie współpracować! - pani psycholog powoli zaczynała tracić cierpliwość.
I dobrze.
- Cooperation - burknął Bill.
- Tom, wyjdź! Pogadam z tobą później! - powiedziała Paulina starannie modulowanym głosem.
No, stary, postaraj się, pomyślał starszy Coger. Płacz.
Wiedział, że musi szybko to zrobić, ale nie miał pojęcia jak. Nagle przypomniał sobie bladego i nieruchomego Billa na Starej Stacji. Przypomniał sobie, jak okropnie się wtedy czuł. Tysiące myśli przelatywało mu przez głowę, serce przestało na chwilę bić, a całe ciało drżało... Poczuł się wtedy taki malutki i bezbronny w obliczu śmierci.
Bill...
Zupełnie nieruchomy, trupioblady, z zakrwawioną twarzą i śladami łez na policzkach.
Minęło może pięć sekund, a jego oczy zaszkliły się od łez. Sam nie wierzył, że to zadziałało, a jednak dalej brnął w tę wizję. Wyobraził sobie bliźniaka w trumnie, z zamkniętymi oczami, wyobraził sobie jego grób. Nigdy nie posuwał się tak daleko, bał się tego, ale teraz musiał. Poczuł, że robi mu się słabo. Wiedział, że nigdy by tego nie zobaczył, bo byłby tam razem z nim. Zakopywaliby ich razem, bo jedną z tych tysiąca myśli było postanowienie odebrania sobie życia. Dodał do tego jeszcze wizję siebie zabijającego Billa, krzywdzącego go i…
Obrazy przelatujące przed oczami chłopaka były na tyle dramatyczne, że zanim Czarny zdążył wstać i wyjść, po policzkach Toma popłynęły łzy. Spuścił głowę.
- Jeśli on wyjdzie, nic pani nie powiem – powiedział załamującym się głosem, starając się pozbyć swoich mrocznych wizji.
Bill patrzył na niego oczami jak pięć złotych z szeroko otwartymi ustami. Tego się nie spodziewał.
Ocknął się i podszedł do Toma.
- Młody, nie becz - mruknął cicho, kładąc mu rękę na ramieniu tak, jak zawsze on to robił.
Paulina patrzyła na nich zdezorientowana. Chyba nie spodziewała się takiej reakcji. Na wpółprzytomnie wyciągnęła ze swojej torebki zeszyt i zaczęła w nim spisywać spostrzeżenia.
Coger, jesteś geniuszem, pomyślał blondyn, oddychając głęboko. Tylko teraz się nie śmiej.
- Mogę zostać? - spytał Bill.
- Tak - westchnęła zrezygnowana kobieta.
Blondyn szybko otarł łzy i uśmiechnął się promiennie.
- Jeszcze raz. Bill, dlaczego chciałeś popełnić samobójstwo? - spytała kobieta.
- Jestem świrem - rzucił Tom pierwsze, co przyszło mu do głowy.
Tym razem to Czarny prychnął.
- To... to twój powód? - wyjąkała zdumiona Paulina.
- No... W sumie to jestem nietypowym przypadkiem. Zazwyczaj wariat nie wie, że zwariował.
- A jakiś inny?
- Cóż... To trochę krępujące.
- Możesz mi powiedzieć, to zostanie między nami.
- No, bo w szkole wkręcają kit, że piramidy zbudowali Egipcjanie! Gówno prawda! To zrobili kosmici!
Bill klepnął się otwartą dłonią w czoło, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Tom, czy wiedziałeś, co zamierza zrobić twój brat? - spytała coraz bardziej zirytowana kobieta.
- Pożyczył ode mnie kasę i powiedział, że idzie się zaćpać. Cóż, jeśli z tego można wywnioskować, że chce zrobić coś takiego, to wiedziałem - powiedział Czarny.
- Jak go znalazłeś?
- Zadzwonił do mnie kumpel, bo chciał iść do baru. No, i potrzebowałem forsy, a młodego nie było sporo czasu, więc poszedłem go szukać. Dostałem od niego sms-a, że mam go pochować z zeszytem z historii. Pomyślałem, że zupełnie go potrzepało. Spytałem, gdzie jest, no i mi napisał. Ukradłem jakiemuś dzieciakowi rower i pojechałem na Starą Stację. Nie mogłem go znaleźć i wkurzyłem się, że mnie wkręcił. Nagle zadzwoniła mama, pogadałem z nią chwilę. Bill jednak nie wrócił. Szukałem go dalej i znalazłem. No, a potem zdążyłem tylko zadzwonić do szpitala i do mamy i rąbnął w nas piorun. Ciemność. Koniec historii!
Tom burknął pod nosem jakieś niecenzuralne słowo. Czarny prosi się o wieczne cierpienie.
- Mam wrażenie, że sobie ze mnie kpicie. To naprawdę poważna sprawa, nie powinniście tego lekceważyć. Nikt nie popełnia samobójstwa dla własnego widzimisię - rzuciła wkurzona Paulina.
- A ja myślę, że właśnie tak jest – wtrącił Bill. – Każdy samobójca robi to dla siebie. Nikt w takich sytuacjach nie myśli o innych, nie myśli o tym, jak odbiorą to jego bliscy, jak oni będą się czuć. Po prostu nie daje im się szansy udzielenia pomocy, lecz w egoistyczny sposób skazuje ich na cierpienie. Osoba popchnięta do takiego czynu liczy na to, że ktoś ją odratuje albo że trafi do lepszego świata. Nie zastanawia się nad tym, że przecież bliskie jej osoby nadal muszą żyć i dźwigać ten ciężar, że czują się winne, bo w porę nie zauważyły, że ktoś potrzebuje pomocy. Egoiści! Tacy właśnie są samobójcy!
Tom patrzył zaszokowany na Czarnego. Nie spodziewał się takich słów z jego ust. Zupełnie się pogubił. Czy Bill powiedział tak, bo myślał, że on tak to postrzega, czy może naprawdę tak czuł? Jeśli to szczere słowa, a nie część gry, to chyba będą musieli poważnie porozmawiać. Boże, przecież on po tym wszystkim nie mógł mieć takich wyrzutów sumienia! To on, Tom, jako ten, który doprowadził do tej sytuacji, mógł sobie pluć w brodę, że do tego dopuścił. Bo to on obraził się na bliźniaka o zwykłą błahostkę, to on go pobił i szmacił, to on zniszczył mu życie! Dlaczego Czarny miałby sobie robić wyrzuty? A może widział, jak Tom strasznie cierpi i nienawidził siebie za to, że sprawiał mu ból? Może pamiętał jego słowa, że również by sobie odebrał życie, bo mimo wszystko miał uczucia i nie potrafiłby żyć z takim ciężarem?
Starszy Coger był przekonany, że już wszystko sobie wyjaśnili. Okazało się jednak, że jeszcze wiele jest do powiedzenia.
- To, co mówisz, rani twojego brata - powiedział Paulina.
To już nie było wkręcanie psychologa. To miała być rozmowa prawdziwych braci, którą mogli zrozumieć tylko oni sami.
- A ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że ci bliscy wcale nie są aż takimi ofiarami. Jeśli naprawdę się kogoś kocha, dostrzega się jego smutek i cierpienie, nikt nie jest w stanie tego ukryć, a przynajmniej nie przed najbliższymi. Ci bliscy zawsze mają szansę wyciągnięcia pomocnej dłoni do tej poszkodowanej osoby, jeśli tylko zechcą. No, i jeśli nie są tak zaślepieni nienawiścią, że nawet nie dostrzegają tego, co dzieje się wokół nich. To oni są egoistami, robiąc później z siebie ofiary i pokazując, jak bardzo cierpią. A przecież ta osoba, samobójca, żyła cały czas obok nich. Mieli mnóstwo okazji do tego, żeby chociaż zapytać, pogadać, cokolwiek. Uważam, że w pełni zasłużyli sobie na swoje wyrzuty sumienia - wysyczał blondyn, patrząc zdziwionemu bliźniakowi prosto w oczy.
Paulina siedziała jak wmurowana, patrząc to na jednego, to na drugiego i przysłuchiwała się ich wymianie zdać.
- Jeżeli się potrzebuje pomocy, to się o nią prosi. Tylko tchórze próbują się zabić! Nie potrafią zmierzyć się ze swoim własnym życiem, zupełnie jakby ktoś miał przeżyć je za nich. Nie radzą sobie z problemami, są słabi i nic nie warci! - odparł Czarny, patrząc bratu prosto w oczy.
- Nie zawsze można poprosić o pomoc. Ktoś może być nam bliski, ale żywić do nas nienawiść. Nigdy z kimś takim nie porozmawiamy, bo wiemy, że jest naszym zdeklarowanym wrogiem. Można potrzebować pomocy i wołać o nią na wszelkie sposoby, tylko nie słowem! Jednak tylko naprawdę głusi ludzie nie potrafią tego usłyszeć i zasługują na swoje wyrzuty, bo naprawdę są winni - upierał się Tom.
- Zawsze można się do kogoś zwrócić, zawsze są dwie możliwości wyboru. Robienie z siebie dobrowolnej ofiary nie jest rozwiązaniem! To tylko wywód! Można też starać się ukrywać swoje cierpienie, żeby czasem ktoś tego nie zauważył i nie próbował pomóc! Bo osoba decydująca się na samobójstwo tak naprawdę nie chce pomocy! Chce tylko udowodnić, że było jej źle i że inni ją zawiedli!
- Można też ukrywać swoje cierpienie ze strachu, że ktoś wykorzysta to przeciwko nam. Samobójcy boją się bólu i poniżenia, boją się tego, co przyniesie kolejny dzień, bo nie czują się kochani! - W tym momencie oczy Czarnego otworzyły się szeroko. - Osoby, które oni kochają, najzwyczajniej w świecie ich zawiodły i nie wiedzą, czy jeszcze mogą im ufać! Są zagubieni i samotni! Gdy człowiek zostaje sam na sam ze sobą, zaczyna wariować! A bliscy samobójcy nigdy nie są sami, zawsze mają kogoś, komu mogą się wygadać. To niesprawiedliwe! Bo prawda jest taka, że ludzie są zaślepieni. Nie widzą niczego poza czubkiem własnego nosa, podejmują nieprzemyślane decyzje, które potem rzutują na życie innych ludzi. Nie myślą o tym, że być może takim czy innym zachowaniem doprowadzają do śmierci człowieka. Zdają sobie z tego wszystkiego sprawę, kiedy jest już za późno. I mają wtedy tylko dwie opcje! Albo stać nad grobem i wpatrywać się nieruchomo w trumnę, nie chcąc okazać, że się cierpi, lecz w domu ryczeć jak mały bachor, albo zrobić to samo: odebrać sobie życie! Samobójstwo nie jest dla tchórzy, lecz dla odważnych osób, którzy chcą iść inną drogą! Gdy zawodzą wszelkie metody walki, może pozostać tylko to jedno rozwiązanie.
Tom tak wczuł się w tą całą rozmowę, że nawet nie wiedział, kiedy w jego oczach ponownie zaszkliły się łzy oburzenia. Cały czas musiał się pilnować, żeby nie załamał mu się głos, dzielnie jednak brnął do przodu. Wpatrywał się w rozszerzone oczy bliźniaka i czekał. Teraz był jego ruch. Bill jednak tylko spuścił głowę.
- Mylisz się - szepnął cicho. - Jeśli się kogoś naprawdę kocha, walczy się o własne życie i miłość tej osoby. A samobójca po prostu się poddaje.
- Może walczył, ale przegrał tą wojnę? Może było mu za ciężko? Może... - zaczął Tom, ale Czarny mu przerwał.
- Nie, to nie tak.
Zapadła cisza. Bracia patrzyli sobie prosto w oczy bez słowa. Zupełnie zapomnieli o kobiecie siedzącej obok nich, która była po prostu w szoku. Nie za bardzo rozumiała, o co chodziło w całej rozmowie, jednak oni wiedzieli bardzo dobrze. Tom oskarżał się o to, że nie dostrzegł cierpienia brata, że niemal spowodował jego śmierć, a Bill miał wątpliwości, że być może nie walczył dostatecznie długo, że może zbyt szybko się poddał. Obaj mieli do siebie pretensje i nie potrafili tak po prostu się ich pozbyć, obaj zwątpili w siebie i musieli jakoś tę wiarę odbudować. Na szczęście teraz mieli siebie. Choć z pozoru mogli być różni, tak naprawdę byli do siebie bardzo podobni. Reprezentowali zupełnie inne grupy społeczne, chociaż wychowali się w tym samym środowisku. Zachowywali się zupełnie inaczej, a jednak w pewnych momentach postąpiliby dokładnie tak samo. Tom mógł wydawać się irytującym chuliganem bez przyszłości, ale tak naprawdę był bardzo bystrym chłopakiem, który uwielbiał podkreślać swoją niezależność. A Bill? Tak, był spokojny, ale też miał swoje za uszami, nie był żadnym świętoszkiem. Dowodzi tego chociażby sytuacja ze szkoły. Takie chwile, w których ich zachowanie odbiegało od normy było wspaniałym dowodem na to, że obaj mimo wszystko mają podobne charaktery. Byli silni - Bill może trochę mniej, zwłaszcza po tym co przeżył, ale wyszedł na prostą. Powiedzenie „co nas nie zabije, to nas wzmocni” było wręcz stworzone dla Czarnego.
- O czym wy mówicie? - zapytała zdumiona kobieta, odzyskując głos.
Bliźniacy jeszcze przez chwilę patrzyli na siebie, po czym zerknęli na nią.
- A na co to wyglądało? - burknął blondyn.
- Jak możecie się tak zachowywać? Ty oskarżasz swojego brata o to, że miał czelność popełnić samobójstwo, a ty jego o to, że ci nie pomógł? Jak możecie być tak krótkowzroczni?! - spytała zdziwiona kobieta.
- Krótkowzroczni? - Tom uniósł kpiąco jedną brew.
- Być może tak by było, gdybym był Tomem. Ale to ja jestem Bill. Nie mogę uwierzyć, że się pani nie połapała - rzekł Czarny, wstając.
Paulina otworzyła szeroko oczy i spojrzała na nich ze złością.
- Zatkało? - zaśmiał się głupio blondyn.
- Przez cały ten czas... nabijaliście się?! - warknęła pani psycholog.
- Dokładnie - odpowiedzieli zgodnie, przybijając piątkę.
Chyba już wszystko było dobrze.
- Nie zdajecie sobie sprawy z powagi sytuacji?! Tu chodzi o ludzkie życie, jak możecie być tacy obojętni?! Bill?! Przecież to ty chciałeś popełnić samobójstwo, a brat tutaj po prostu z ciebie kpił!
- Tak samo jak ja z niego, nie widzę różnicy - powiedział spokojnie Czarny.
- Ale to ty omal nie straciłeś życia!
- On też, poszedł tam za mną i trzasnął go piorun.
- Tak, ale to ty próbowałeś popełnić samobójstwo! Musiałeś mieć jakiś swoje powody!
- Miałem - odparł spokojnie Bill. - Ale to nie jest pani sprawa. Wszystko, co miałem do powiedzenia na ten temat, powiedziałem jemu. Może i jest wyjętym spod prawa osłem, ale szybko się uczy i nie powiela tych samych błędów. Jest bystry i uczciwy. I ja mu ufam na tyle, żeby to wszystko powierzyć w jego ręce. Wiem, że mu na mnie zależy. Nie potrzebuję spotkań z panią ani innymi tym podobnymi instytucjami, bo mam jego. I tak naprawdę tylko on jest w stanie mi naprawdę pomóc. Może nie powinienem mu tego mówić, może to mój błąd. Ale jakoś... nie potrafię się tego wstydzić.
- Ale...
- Nie ma pani pojęcia, co czuje prawdziwy samobójca, zna to pani tylko z opowiadań, ale nigdy pani tego nie doświadczyła. Rozprawia pani o tym, jakbym był psem, któremu trzeba wyleczyć chorą łapę. Zna to pani tylko z podręczników. Ja to przeżyłem, a on był tam razem ze mną.
- Rozumiem go bardzo dobrze - wtrącił się Tom. - Wiem, jaki jest, bo znamy się właściwie od zapłodnienia. Jest u mnie na pierwszym miejscu. Sądzę, że to chyba wszystko wyjaśnia, nie uważa pani?
- Nie! - warknęła zła.
- Cóż, ujmę to tak... Mamy siebie nawzajem, a całą resztę mamy, za przeproszeniem, w dupie. Wystarczająco jasno się wyraziłem, czy może muszę to pani przetłumaczyć?
Bill zaśmiał się cicho.
- Jesteście nienormalni! - krzyknęła kobieta, patrząc na braci.
- Słucham? - odezwał się zdumiony głos od strony korytarza.
Bliźniacy jak na komendę odwrócili się w stronę drzwi i patrzyli na zaszokowaną matkę i Aleksa, którzy przed chwilą weszli do domu. Mężczyzna też nie miał za ciekawej miny. Chyba nie tego się spodziewali po szanownej pani psycholog. Cóż, widać nawet ktoś po tylu latach nauki nie jest w stanie opanować zdenerwowania, jeżeli ma do czynienia z nimi.
Tom spojrzał na kobietę, która ze wstydu poczerwieniała na twarzy. Uśmiechnął się do niej kpiąco, wiedział, że matka tego nie widzi. Paulina chyba uznała, że skoro i tak już wdepnęła w bagno, to może się pogrążyć jeszcze bardziej. Zamachnęła się i z całej siły spoliczkowała starszego z bliźniaków. Po salonie rozniósł się głośny plask, kiedy jej otwarta dłoń trafiła na twarz. Jego głowa odskoczyła w bok pod impetem uderzenia.
Zamrugał kilka razy zdumiony i przyłożył rękę do piekącego policzka. Spojrzał na panią psycholog.
- Nie wiem, jak pani wychowała te bachory, ale powinny wylądować w jakimś ośrodku! Zachowują się skandalicznie i nie mają pojęcia, co to moralność! Nie mam zamiaru pracować z kimś takim! - warknęła do Ani, po czym wyszła, trzaskając drzwiami.
W pokoju zapadła krępująca cisza. Przez chwilę wydawało się, że nikt nawet nie oddycha. Nie wiadomo było, czy należy się odezwać, czy może jednak dyskretnie milczeć i poczekać, aż ktoś inny coś palnie?
Nagle Bill spojrzał na bliźniaka. Blondyn dostrzegł, że jego wargi zadrżały. Nie minęła chwila, a wybuchnął głośnym śmiechem.
- Masz odbitą dłoń na policzku! - wydukał Czarny, zwijając się ze śmiechu.
- Tak w ogóle, to dlaczego ja dostałem?! Ty więcej pyskowałeś! - powiedział Tom z głupią miną.
Bill zaczął się śmiać jeszcze głośniej, w oczach zakręciły mu się łzy. Starszy Coger westchnął tylko i wzruszył ramionami. Sam miał ochotę się roześmiać. Cóż, nie wyszło tak, jak chciał, ale było ciekawie. Następnym razem na pewno będzie lepiej.
- Bill? Tom? Co wy znowu zrobiliście? - spytała Ania bezbarwnym głosem.
Chłopcy spojrzeli na nią.
- Daliśmy jej tylko do zrozumienia, że pomiędzy nas nie wolno się wcinać. Mamo, daj sobie spokój z psychologami! Widzisz przecież, że młody czuje się dobrze.
- I dlatego wylądował na dywaniku u dyrektora, który był na tyle miły, żeby nas o tym powiadomić? - spytał Aleks, unosząc jedną brew.
- Ee... - zaczął Czarny, któremu zrzedła mina.
- To moja wina, ja go sprowokowałem - rzucił Tom, a Bill popatrzył na niego zdumiony.
Wiedział, że na jego wybryki matka będzie patrzyć inaczej, bo on często się źle zachowywał. Wolał wziąć to na siebie, nie chciał dodatkowo stresować bliźniaka. Po raz kolejny w swoim krótkim życiu dochodził do wniosku, że naprawdę ciężko jest być starszym bratem.
- Sprowokowałeś? Jak? - dopytywał się Aleks.
- Całą drogę od pedagoga do klasy namawiałem go, żeby coś odwalił, jeśli tylko baba zacznie coś sapać - blondyn wzruszył ramionami.
- Nie, ja tego nie wytrzymam! Chłopcy, macie już skończone osiemnaście lat! Od wypadku okropnie się zmieniliście. Myślałam, że na lepsze, ale chyba się myliłam. Tom, ty masz zły wpływ na brata! Jak się kłóciliście, był wzorowym uczniem i nie miał żadnych problemów! Tylko zaczął być bliżej z tobą, a już zaczął robić takie numery! Co potem dojdzie?! - krzyknęła Ania bliska załamania.
Zabolało. Blondyn czuł dziwny ucisk w sercu, kiedy słuchał słów matki. Cofnął się krok w tył, jakby chciał uciec od tych słów i spuścił głowę, zaciskając dłonie w pięści.
- Wcale nie - powiedział cicho.
- Jak to nie?! A jakie jest inne wytłumaczenie?! Możesz mi to wyjaśnić?!
- On... - zaczął Tom, ale nie wiedział, co powiedzieć.
- Wiesz co? Masz do wyboru dwóch synów. Albo takiego, jaki jestem teraz z moimi wszystkimi wybrykami, albo tego sprzed wypadku, który prędzej czy później znowu spróbowałby się zabić, tylko tym razem skutecznie - powiedział poważnie Bill.
Starszy Coger spojrzał na niego ze smutkiem. Nie chciał, żeby Bill miał przez niego kłopoty.
- Bill? O czym ty mówisz? - zapytał Aleks.
- Tłumaczyliśmy już wam. Nie mam zamiaru ciągle na nowo tego rozdrapywać. Ja po prostu nie miałem życia, uczyłem się, bo nie miałem nawet z kim pogadać, a zachowywałem spokojnie, ponieważ nie chciałem zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Nie będę ciągle do tego wracać. Zaakceptujcie mnie w końcu, bo ja nie mam zamiaru się zmieniać. I nie próbujcie nas rozdzielać w żaden sposób.
- Chyba nie mam innego wyjścia! - powiedziała zrezygnowana Ania.
- Jeżeli mi go zabierzecie, zabiję się - zagroził Czarny.

***
Przed chwilą się zorientowałam, że miesiąc temu (dokładnie 24 marca) była druga rocznica mojego blogowania. Wow, to chyba jednak dowodzi, że jak się uprę, to potrafię i nie rzucę niczego w cholerę.
Może uda mi się dotrwać kolejnej, a potem może jeszcze jednej i jeszcze... No, zobaczymy.
Mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. jesteś wspaniała!1- wielki szacun za wytrwałość w pisaniu tak długo i za regularne notki bo sama piszę w cały świat 2. odc: jedno wielkie 'łał'
    najlepsze podsumowanie rozmowy z psycholog
    Być może tak by było, gdybym był Tomem. Ale to ja jestem Bill- świetny tekst ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, to było cudowne! Całość. Ale najlepsza chyba końcówka. Co teraz zrobi ich matka? A Tom?
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe. Poczułam się naprawde jak u psychologa. :)
    Wymiana zdań bliźniaków troszke mnie wzruszyła. Zresztą, zawsze Twoje opowiadania 'pobudzają' moje emocje. :3
    Szybko dodawaj kolejny rozdział. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)