poniedziałek, 26 sierpnia 2013

~14~



Tom był już mocno zmęczony szarpaniną z Kevinem, ale nie miał zamiaru się poddawać. Nie z takimi dawał sobie radę!
-Zabiję cię!- powiedział szatyn przygwożdżając go do podłogi i unosząc do góry zaciśniętą pięść.
-W ogóle nie umiesz się bawić!- wykrzyknął Tom parując cios i próbując się uwolnić.
-Bawię się doskonale!
-Jasne!
Blondyn jednym zwinnym ruchem powalił Kevina na podłogę i teraz to on miał przewagę. Już chciał go uderzyć, kiedy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
-Cholera, to pewnie ta dupa!- mruknął Zakrzewski przestając szarpać Toma za ubranie.
-Dupa?- zdziwił się Coger wstając z brata.

-Ola, ta laska, co podwalała się do Billa. W skrócie to chodziło jej o to, żeby poznać ciebie.
Tom wściekł się. Jeżeli dobrze zrozumiał, to ta dziewczyna ma przechlapane!
-Wykorzystywała go?!
-Ta...
-Zaraz ją...- warknął blondyn kierując się w stronę drzwi.
-Spokojnie, właśnie po to tu przyszła. Żeby ją... - urwał specjalnie Zakrzewski.
Tom zatrzymał się i spojrzał ze zdziwieniem na chłopaka. Kevin już wstał i patrzył mu prosto w oczy. Blondyn wyszczerzył się cwaniacko.
-Czy ty myślisz o tym, o czym ja myślę?- zapytał.
-Nie wiem, o czym ty myślisz, ale jeżeli jest to zemsta na tej cizi, to tak przez duże t.
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
-Rozejm na jeden wieczór?- spytał Coger.
-Ok- zgodził się Kevin wzruszając ramionami.
Bill już otworzył dziewczynie. Swoje długie włosy zaplotła w warkocz, który sięgał jej prawie do pasa. Była ubrana w modne, dżinsowe spodnie i kolorową bluzeczkę. Ładnie się pomalowała i wyglądała naprawdę wspaniale. Niestety, u wszystkich trzech chłopaków była spalona za swoje zachowanie. Jeszcze nie wiedziała, co ją czeka.
Ciekawe, co Kevin kombinuje, myślał Tom podchodząc do Czarnego.
-Tom, to moja koleżanka, o której ci tyle mówiłem- zaczął Bill, a blondyn miał ochotę parsknąć śmiechem. Opowieści bliźniaka bynajmniej nie były pochlebne.- To jest Ola Kostrzewa. Ola, to mój bliźniak Tom i nasz przyjaciel, Kevin.
-Cześć!- powiedziała miło się uśmiechając.
Obaj odwzajemnili ten gest i uścisnęli jej rękę. Zaczęli rozmawiać o różnych błahostkach. Starszego Cogera zżerała ciekawość, co też Zakrzewski wymyślił. Może i za nim nie przepadał, ale wiedział, że mszczenie się ma opanowane do perfekcji. Na pewno wymyślił coś ekstra.
Poszli do kuchni, żeby przygotować jedzenie i zabrać colę.
-Złap ją i przytrzymaj, dobra?- odezwał się Kevin wprost do ucha Toma.
Coger odwrócił się zaskoczony i przez chwilę patrzył Zakrzewskiemu w oczy. Zmarszczył brwi.
-Ty chyba nie...- zaczął niepewnie blondyn.
-Oj, tak- odparł Kevin.
Tom kiwnął głową i zatarł ręce z uśmiechem. Z głupią miną podszedł do Oli od tyłu. Wyciągnął do niej ręce, ale ta nagle się odwróciła i spojrzała na niego zdziwiona.
-Tom?- spytała unosząc jedną brew.
-Słucham?- podniósł wysoko głowę i zapatrzył się w sufit splatając palce za plecami.
-Co ty robisz?
-Ja? N-nic. Ładne masz włosy- rzucił.
Kevin pacnął się otwartą dłonią w czoło, a Bill westchnął tylko cicho.
-Dziękuję- odparła niepewnie Ola.
Beznadzieja, pomyślał blondyn.
-Macie jakieś fajne filmy?- spytała dziewczyna patrząc na Czarnego.
-Oczywiście, my byle czego nie oglądamy- odezwał się Kevin rzucając blondynowi złe spojrzenie.
Wzrok Toma dobitnie wyrażał pytanie „no, co?”. Szatyn tylko wywrócił oczami i zaczął robić dziwne miny. Starszy Coger przejechał ręką po warkoczykach i skrzywił się- wciąż były brudne od serka. Westchnął i spoważniał. Kevin pokazał palcem na Olę i kazał mu działać, ale Tom rozłożył tylko ręce w geście rezygnacji. Zakrzewski znowu wywrócił oczami jakby mówiąc „z kim ja muszę pracować?”.
Bill zaśmiał się cicho widząc spojrzenia, jakie chłopacy sobie rzucają.
-Co cię bawi?- zapytała Ola.
-Mnie? Nic- odpowiedział spokojnie znowu się śmiejąc.
-To dlaczego się śmiejesz?
-Przypomniałem sobie coś śmiesznego.
-A-aha.
Tom westchnął, podszedł do dziewczyny i złapał ją za ramię. Gdy tylko się odwróciła, uśmiechnął się do niej. Niepewnie odwzajemniła gest, a wtedy on złapał ją za ręce i wykręcił je do tyłu odwracając ją do siebie plecami. Ola krzyknęła zdziwiona.
-Hej, co ty robisz?!- wykrzyknęła zdumiona.
-Bawię się- odparł głupio blondyn przyciągając ją bliżej siebie.
-Bawisz?
Ola zaśmiała się sztucznie próbując wyszarpnąć ręce.
-Nareszcie!- westchnął Kevin podchodząc do mebli i wyciągając z jednej z szafek czarne nożyczki. Kilka razy ciachnął nimi w powietrzu i spojrzał z błyskiem w oku na blondynkę. Jeszcze nie bardzo rozumiała, co się dzieje, a już uśmiech spełzł z jej starannie pomalowanych ust. Wpatrywała się w nożyczki jak zahipnotyzowana.- Ja też chcę się pobawić.
Szatyn powoli podchodził do Kostrzewy napawając się chwilą grozy. Tom tylko prychnął. Ola tak bardzo skupiła się na obserwowaniu nożyczek, że nawet się nie wyrywała.
-C-co wy chcecie zrobić?- spytała drżącym głosem, kiedy Zakrzewski zatrzymał się tuż przy Tomie i blondynce.
-A jak myślisz?- zaśmiał się Kevin.
Dziewczyna spojrzała błagalnie na Billa. Młodszy Coger rozsiadł się wygodnie na meblach kładąc skrzyżowane w kostkach stopy na oparciu krzesła. W jednej ręce trzymał miską z popcornem, a drugą wkładał sobie jedzenie do ust. Z uwagą obserwował całe zajście.
-Bill, oni tylko żartują, prawda?- spytała, ale Czarny nie odpowiedział żując w skupieniu popcorn.- Prawda?!
-Nie sądzę- odparł w końcu kręcąc głową i rozglądając się za czymś do picia.
-O co wam w ogóle chodzi?- zapytała próbując się wyrwać.
Chłopcy tylko zaśmiali się. Gdy tylko szatyn zbliżył się do niej z nożyczkami, wydarła się na całe gardło.
-Zostawcie mnie, bo będę krzyczeć!- ostrzegła trochę za późno.
Kevin prychnął.
-Przytrzymaj ją mocno- polecił blondynowi.
Tom kiwnął głową i lepiej chwycił wrzeszczącą i wyrywającą się ze wszystkich sił dziewczynę.
-Bill! Bill, pomóż mi!- krzyczała przerażona.
Czarny wzruszył tylko ramionami, jakby okropnie się nudził.
-Może chcesz nam pomóc?- spytał szatyn.
-Nie dzięki. Tylko popatrzę.- rzucił młodszy Coger wpychając sobie do ust kolejną porcję popcornu.
-Bill! Proszę! Dlaczego to robicie?!
-Daj mu spokój! Nie widzisz, że nawet sobie popcorn przygotował, żeby to obejrzeć? Jak ci się podoba?- powiedział Tom patrząc na bliniaka.
-Jest ok- odparł Czarny z namysłem.
-Aaa!- wrzasnęła Kostrzewa.
Zakrzewski z okrutnym uśmiechem na ustach złapał blondynkę za warkocz i przysunął nożyczki do jej głowy. Gdyby nie wrzaski Oli, usłyszeliby tylko krótkie ciach.
Długi jasny warkocz upadł na podłogę tuż przy stopach niedoszłej właścicielki. Po policzkach blondynki ciekły łzy, krzyczała, wyrywała się i próbowała uderzyć Kevina. Nawet raz udało jej się go kopnąć w nogę, ale on tylko roześmiał się zadowolony.
Tom puścił Kostrzewę. Dziewczyna upadła na kolana i szlochając rozdzierająco chwyciła w drżące ręce swój długi warkocz. Jedną dłonią przejechała po włosach, które zostały oszczędzone przez chłopaków. Zostały przycięte przy samej skórze.
-Całkiem ładnie. Zawsze jak nie wyjdzie mi na prawie, mogę zostać fryzjerem- rzucił Zakrzewski patrząc na swoje dzieło.
Bliźniacy pokiwali głową przyznając mu rację.
-Dlaczego to zrobiliście?!- wykrzyknęła Ola.
W jej oczach malowała się tak wielka nienawiść i złość, że Bill z wrażenia aż przestał jeść. Tom miał dziwne wrażenie, że ona zaraz porazi ich jakimś promieniem i pozabija.
-Słyszałem, jak chwaliłaś się koleżance, że zadajesz się z Billem tylko po to, żeby poznać jego brata- zaczął Kevin splatając ręce na piersi.- Wiesz, to najgłupsze, co mogłaś zrobić.
-Bliźniak to dla mnie rzecz święta, suko. Każdy, kto próbuje go wykorzystać albo chociaż uprzykrzyć mu życie, ma do czynienia ze mną- powiedział Tom.
-To nieprawda! Nic takiego nie mówiłam! On kłamie!
-Jeszcze ci mało?!- warknął Kevin robiąc krok w stronę Oli.
-Zapłacicie mi za to! Wszyscy!- krzyknęła, po czym uciekła z płaczem.
Trzasnęła głośno drzwiami i już jej nie było.
W mieszkaniu zapadła cisza.
-Hmm, poszło całkiem nieźle- odezwał się Bill zeskakując z mebli.
-Myślałem, że będziesz temu wszystkiemu przeciwny!- powiedział zaskoczony Tom.
Czarny tylko wzruszył ramionami.
-Niby czemu? Wiecie, to chyba wy macie na mnie zły wpływ. Takie rzeczy mnie nie ruszają. Mogliście trochę bardziej jej skrócić te kłaki, byłoby ciekawiej.
-Trzeba było mówić od razu. Chciałem ją ogolić na łyso, ale myślałem, że się wściekniecie, więc postanowiłem iść na kompromis. Cholera!- warknął Kevin.
-Możemy ją jeszcze dogonić- zaśmiał się blondyn.
-Widzieliście jej minę?
Cała trójka wybuchła śmiechem. Może i byłoby im szkoda tej dziewczyny, gdyby nie fakt, że jak dla nich popełniła świętokradztwo. W sumie to przecież nie zrobili nic złego, tylko obcięli jej włosy. Odrosną, prawda? Nie ma się czym przejmować, a zabawa była fajna.
Tom zostawił braci w kuchni i szybko wskoczył pod prysznic. Musiał wymyć swoje biedne warkoczyki, które zrobiły się twarde od zaschniętego serka. Dobrze, że nie za bardzo było to widać.
Gdy wyszedł z łazienki, zastał Kevina pakującego swoje rzeczy do torby. Ten widok wywołał w nim mieszane uczucia. Z jednej strony było mu na rękę, żeby Zakrzewski wreszcie się wyniósł, ale z drugiej... Coś mu mówiło, że to nie w porządku i... Chyba nie chciał, żeby Kevin się wyprowadzał. Nadal był przekonany, że go nie lubi, ale mimo wszystko z tym chłopakiem życie naprawdę stawało się ciekawsze. Nie, żeby z Billem się nudził, bo tak nie było. Ale świadomość, że Zakrzewski jest gdzieś w pobliżu, dawała mu jakieś dziwne uczucie radości. Już dawno pogodził się z myślą, że są braćmi. Kiedy na chwilę odrzucił swoje uprzedzenia i spojrzał na niego i na siebie jak na obcych ludzi, dostrzegł szereg podobieństw. Nie do końca był z tego zadowolony, ale zdał sobie sprawę, że przecież w ich żyłach płynie ta sama krew. Nic nie było w stanie tego zmienić. Mogą się nie lubić, ale chyba mimo wszystko powinni utrzymywać ze sobą jako taki kontakt. To trochę nie fair, że on ma Billa, matkę i Aleksa, a Kevin... No, właściwie to nawet nie wiedział. Pamiętał, co szatyn mówił o swojej matce. Ojca też nie miał, a reszta rodziny? Raczej wątpił, żeby utrzymywał z kimś kontakty.
W jednej chwili uświadomił sobie, jak bardzo Kevin jest samotny. Tak nie powinno być, tego był pewny.
Źle ze mną, pomyślał z westchnieniem.
Nie chciał, żeby Zakrzewski się wyprowadzał. No, właściwie to chciał, ale chyba bardziej był za tym, żeby jednak szatyn został z nimi. Sam do końca nie wiedział, o co mu tak naprawdę chodzi. Z Kevinem chyba nigdy nie było łatwo. Cóż, nie zaszkodzi z nim pogadać. Nikt mu przecież za to w twarz nie da. No, może i da, ale to przecież nie było takie ważne. Zawsze może oddać.
-Hej, jesteś pewien, że chcesz się wyprowadzić?- zapytał.
-Pytasz, jakby to miało znaczenie- odezwał się szatyn wciskając do torby jakąś bluzę.
-Chyba ma. Znaczy... Jeśli chcesz zostać, to...
-Dzięki, nie skorzystam.
-Przemyśl to chociaż. Przecież nie było ci tutaj źle.
-Nic nie rozumiesz, prawda?- zaśmiał się Kevin niewesoło.
-Czego nie rozumiem?
-Ja też mam swoją dumę. Nie po to tak ciężko na wszystko pracowałem, żeby teraz siedzieć na czyjejś łasce.
-Ale...
-Czy ty nie rozumiesz, że jesteście dla mnie obcymi ludźmi? To, że łączą nas więzy krwi, nic dla mnie nie znaczy. Nigdy nie znaczyło i nie będzie. Przestań się bawić w dobrego braciszka, bo ja tego nie kupuję. Nie lubisz mnie. Ok, ja ciebie też. I niech tak zostanie. Nie potrzebuję twojej litości. Pewnie Billy się wygadał i zrobiło ci się mnie żal? O to ci chodzi?!
-Co?!- spytał zdziwiony Tom.
O co mu chodzi, zastanawiał się.
-Co, nie puścił pary? Ciekawe.
-Bill potrafi dotrzymać tajemnicy.
-Ta...
-Posłuchaj! Masz rację, nie przepadamy za sobą, ale przecież to nie oznacza, że nie mamy utrzymywać ze sobą kontaktu. Zresztą, co zrobisz, jeżeli zaatakują cię demony? Lepiej zostać i poczekaj, aż to wszystko się skończy.
-Już dwa miesiące był zupełny spokój. Całymi dniami szlajałem się po mieście, wy też wychodziliście i nic nikomu się nie stało. Po prostu sobie odpuściły, a może wreszcie Bóg się za nie wziął? Zresztą, nie odchodzi mnie to. Nie przyjechałem tutaj po to, żeby użerać się z potworami, tylko żeby skończyć dobre studia, otworzyć własną kancelarię i zarabiać mnóstwo forsy.
-Materialista- burknął Coger pod nosem.
-Gdybyś przeżył to, co ja, też byś robił wszystko, żeby mieć pieniądze. Nie masz pojęcia, co to bieda- mówił spokojnie Zakrzewski zapinając zamek w torbie.
Tom prychnął.
-Myślisz, że tylko tobie było ciężko? My też nie mieliśmy łatwo. Stary może i był dupkiem, ale przynajmniej przynosił kasę do domu. Kiedy tak raptownie umarł na raka, pozbawił nas praktycznie środków do życia. Matka musiała radzić sobie ze wszystkim zupełnie sama, a nie byliśmy łatwymi nastolatkami. Przez pewien czas ciągnęła dwie prace, bo za kilka lat mieliśmy iść na studia, a nie było nas na to stać.
-I sądzisz, że to były prawdziwe kłopoty? Nawet nie masz pojęcia, co mnie spotkało w życiu. Nigdy się nad tym nawet nie zastanawiałeś, prawda? Po prostu zawsze miałeś mnie za nieobliczalnego palanta, który żyje tylko po to, żeby uprzykrzać innym życie.
-Nie do końca.
Kevin zaśmiał się niewesoło.
-Nie wiesz, co to znaczy mieć za matkę prostytutkę. Albo dziwkę? Chyba nie bardzo wiem, czym to się różni. Nie masz pojęcia, jak to jest leżeć nocą w łóżku i słyszeć, jak daje dupy połowie miasta. Nie wiesz, co to znaczy samemu kupować sobie jedzenie i ubrania za pieniądze ukradzione jej kochankom. Szkoła? Ok, ale sam musisz załatwić sobie książki i zeszyty. Wiesz, że mam lęk wysokości?
-Ty? -zdziwił się Tom.
-Tak, ja. Miałem sześć lat, kiedy jakiś fagas starej postanowił zabawić się moim kosztem. Zabrał mnie na dach jakiegoś pieprzonego bloku, złapał za nogi w kostkach i wystawił za barierkę. Wisiałem głową w dół nad twardą ziemią, a ten dziwkarz krzyczał, że mnie puści. Przeżyłeś kiedyś coś takiego? Biłeś się kiedyś z grupą meneli, którzy chcą cię okraść? Chcesz jeszcze coś wiedzieć? Chętnie ci opowiem, jakim jesteś zasranym szczęściarzem! Chciałbym mieć takie problemy, jak ty! Zawsze, kiedy coś schrzanisz, masz plecy. Ja musiałem uczyć się na własnych błędach i ponosić wszystkie konsekwencje. Gdybyś przeżył to, co ja, też byś był materialistą. Zwróć jeszcze uwagę na to, że chcę zdobyć te pieniądze uczciwie. Będzie to forsa, na którą sobie zapracuję. I nie waż się powiedzieć ani jednego złego słowa o mojej moralności albo psychice. Gówno wiesz i mało widziałeś.
Blondyn nie bardzo wiedział, co powinien powiedzieć. Kevin stracił nad sobą panowanie, Tom czuł, że trafił w jego czuły punkt. Pieniądze. Widocznie szatyn klepał potworną biedą, jeśli miał na ich punkcie takiego hopla. Najbardziej denerwowało go to, że Zakrzewski w zasadzie miał rację. Posłuchał go tylko przez jakąś minutę, a już mu się odechciewało wszystkiego. Czy on naprawdę dorastał w takich warunkach? Przecież to nieludzkie!
-Nie wiedziałem- powiedział cicho.
-A skąd mógłbyś wiedzieć? Nigdy nikogo nie zapraszałem, bo nie było gdzie. Jeszcze któryś z was wyruchałby mi starą i tak by się to skończyło.
-Kevin!- oburzył się Bill wchodząc do pokoju.
Tom otworzył szeroko oczy słysząc słowa szatyna.
-Jesteś zdecydowanie zbyt bezpośredni- rzucił oskarżycielsko.
Zakrzewski wzruszył obojętnie ramionami, podniósł pokrowiec z gitarą i zarzucił sobie torbę na ramię.
-Dlaczego nigdy nic nie powiedziałeś? Dlaczego ukrywałeś to przed wszystkimi?- pytał starszy Coger.
-To nie twoja sprawa. Zresztą, co za różnica? Tak czy siak, chyba rozumiesz, dlaczego muszę się stąd wyprowadzić? Obaj rozumiecie?
-Chyba wiem, o co ci chodzi, ale jesteś w błędzie- powiedział Tom.
-Musisz znaleźć sobie innego kolesia do bójek, Coger. Powodzenia na studiach. Na razie, chłopaki!
Tom zdał sobie sprawę, że Kevin Zakrzewski jest kimś zupełnie innym, niż myślał. Bill jednak miał rację. Szkoda, że on sam tak późno to pojął.
Szatyn błyskawicznie założył buty, zasalutował im luzacko i już go nie było. Bliźniacy spojrzeli na siebie i westchnęli jednocześnie.
Znowu spieprzyli sprawę.
Cholera!

Szatyn szedł spokojnym krokiem. Odpalił sobie papierosa i zaciągnął się dymem. Był zdenerwowany. Znowu.
Nareszcie to zrobił. Wyprowadził się. Już dawno powinien się na to zdecydować, ale jakoś nie potrafił. Coś go trzymało w mieszkaniu Cogerów. Po ponad dwóch miesiącach wreszcie zebrał się w sobie, spakował swoje rzeczy i odszedł. Szkoda tylko, że zanim to zrobił, wygadał się przed Tomem.
Cholera, wcale tego nie chciał. Miał zdecydowanie zbyt długi język. Wystarczy, że Bill to z niego wyciągnął. Tak, jasne! Sam mu chętnie wszystko wyśpiewał. Czarny po prostu miał w sobie coś takiego, że chciało mu się powierzyć swoje troski i tajemnice. Może to jego zatroskane spojrzenie, a może niepowtarzalny charakter? Sam już nie wiedział. Było w nim coś innego, niż we wszystkich ludziach dookoła i była to rzecz na tyle ważna, że nawet jemu rozplątał się język.
Co innego Tom. Temu nie powinien nic mówić. Blondas nie jest w stanie tego zrozumieć, tego był pewny. Tom żył w swoim własnym świecie, który ograniczał się do Billa, graffiti i rysowania. Nic innego nie miało dla niego znaczenia. Jego reakcje podczas rozmowy trochę zaskoczyły Zakrzewskiego, ale podejrzewał, że blondyn tylko udawał. Niby dlaczego miałby się nim przejmować? Przecież go nie lubił.
Musiał się wyprowadzić. Nie chodziło nawet o to, że przy bliźniakach jego moralność była stawiana pod znakiem zapytania. Nie miał nic przeciwko przygotowywaniu Cogerom śniadania, wychodzeniu na fajkę na dwór i czekaniu na swoją kolej wejścia do łazienki. Naprawdę lubił bójki z Tomem i nie obchodziło go, że czasami ma rozwalony nos i obolałe ciało. Musiał się wynieść, bo wiedział, że potrzebuje pieniędzy. Co prawda pracował już w klubie grając w zespole, ale to było za mało. Poza tym czekały go porządne zakupy, po spotkaniu z potworami większość jego rzeczy nadawała się tylko do wyrzucenia. Nie chciał ruszać pieniędzy, które miał na koncie, bo wychodził z założenia, że powinien coś mieć na czarną godzinę. Tyrał jak wół całe wakacje i uzbierał okrągłą sumkę, którą musiał jednak naruszyć po tym, jak jego kawalerka została zdemolowana Właściciel zażyczył sobie od niego aż dwanaście tysięcy złotych na pokrycie szkód. Po głębszym namyśle Kevin zgodził się na taką kwotę, bo przecież w domu zostało zniszczone praktycznie wszystko. Same meble będą kosztowały kilka ładnych tysięcy, nie wspominając o oknie, dywanie, wystroju, farbach i całej reszcie. Zapłacił również Cogerom czynsz za ten czas, kiedy u nich mieszkał. Okazało się również, że utrzymanie się na studiach jest o wiele kosztowniejsze, niż przypuszczał. Na szczęście ostatnie wakacje spędził w Hiszpanii, w Barcelonie. Początkowo miał zamiar pracować tam razem z kolegą na budowie, ale przez przypadek wpadł na niego bogaty szczyl, Brandon. Uciekał przed dwójką dryblasów i błagał o pomoc.

…Zakrzewski szedł przed siebie nerwowo zaciągając się papierosem. Na ramię zarzuconą miał torbę ze swoimi rzeczami, która zaczynała mu poważnie ciążyć.
Był wściekły. Kumpel go wystawił i nie dogadał się z facetem, który miał mu wynająć mieszkanie. Został więc bez dachu nad głową kilka tysięcy kilometrów od domu. Po prostu wspaniale!
Po dłuższej chwili zdecydował, że noc spędzi siedząc w jakimś klubie, a potem zacznie szukać pracy i noclegu na własną rękę. Coś na pewno się znajdzie.
W pewnym momencie usłyszał, jak ktoś krzyczy w kilku językach prosząc o pomoc. Zatrzymał się i obserwował, jak z naprzeciwka biegnie jakiś chłopak. Za nim podążało dwóch napakowanych Latynosów.
Dzieciak musiał być przerażony, bo nawet nie zauważył Polaka i wpadł na niego z impetem. Kevin zaparł się nogami próbując utrzymać równowagę. Chłopak spojrzał na niego błagalnie.
-Dam ci sto euro, jeśli mnie nie dotkną!- powiedział po hiszpańsku nieznajomy.
Zakrzewski uniósł brwi wypluwając na chodnik papierosa i odsuwając od siebie chłopaka. Mógł mieć jakieś piętnaście lat.
-Spadaj- burknął do dzieciaka.
-Tam jest!- krzyknął jeden z dryblasów.
-Trzysta, jeśli mi nic nie połamią!- dorzucił nieznajomy desperacko.
-Skąd taki gówniarz miałby mieć tyle pieniędzy?- zapytał Kevin patrząc na natręta z niechęcią. Dzieciak zaczął przetrzepywać kieszenie, ale nic nie znalazł. Jęknął cicho.
-Obiecuję, że ci zapłacę!
Latynosi zatrzymali się półtora metra od Kevina i z uśmieszkami zadowolenia obserwowali zmęczonego chłopaka.
-Chodź z nami po dobroci, to dostarczymy cię ojcu w jednym kawałku- powiedział jeden.
Kevin nie znał za bardzo hiszpańskiego, ale przed przyjazdem zaczął się uczyć tego języka i trochę rozumiał. Słowa napastnika nie zabrzmiały zbyt przyjemnie.
-Dam ci pięćset euro, jeżeli mnie nie zabiją. Albo nawet więcej! Tylko pomóż mi!
Szatyn nie zareagował. Nastolatek cofnął się krok w tył. Był wyraźnie zmęczony uciekaniem, jednak odwrócił się i już miał biec dalej, kiedy nagle Zakrzewski go zatrzymał.
-Wyluzuj- rzucił do niego.
-Jak nam pomożesz, to ci odpalimy działkę z okupu- powiedział wyższy napastnik.
-Ok.
Kevin popchnął wyrywającego się dzieciaka w ramiona jednego z napastników, a zaraz sam skoczył do drugiego powalając go silnym ciosem. Zadowolony, że był to tylko bezmózgi mięśniak, szybko to samo uczynił z drugim. Ten jęknął z bólu i upadł na chodnik przygniatając nastolatka. Dzieciak zaczął go odpychać i po chwili z pomocą Zakrzewskiego udało mu się uwolnić.
-Spadamy!
Szatyn zarzucił sobie torbę na ramię, złapał chłopca za nadgarstek i obaj zaczęli uciekać…

Okazało się, że uratowany przez niego chłopak jest synem obrzydliwie bogatego Hiszpana, Pablo. Kiedy dowiedział się o całej sprawie zarzucił synowi kłamstwo i z czystej przekory mianował Zakrzewskiego nowym ochroniarzem Brandona. W taki więc sposób Kevin przeżył największą przygodę swojego życia i zarobił mnóstwo pieniędzy. Nigdy by nie przypuszczał, że niańczenie bogatego nastolatka jest takie opłacalne. Wpłacił zarobione pieniądze na konto i postanowił, że najlepiej o nich zapomnieć i zająć się zarabianiem następnych.
Pieniądze stawały się jego obsesją. Z pewnością będzie pracoholikiem.
W małych miasteczkach i na wsi mieszkania były o wiele tańsze niż w dużych miastach. Wiedział, że podczas studiów będzie płacił za wszystko jak za zboże, ale, niestety, rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza. Zaczął więc szybko działać i znalazł sobie pracę w klubie. Pracował tyle, ile tylko mógł, starając się znaleźć czas również na naukę. Nie było to łatwe. W klubie przez bitych kilka godzin stał na scenie i śpiewał, a gdy zmieniał go inny chłopak, brał się za roznoszenie piwa i drinków. W dodatku kilka razy, gdy nikt się nie bawił, musiał rozruszać imprezę. Po pierwszym razie szef zlecił mu, aby robił tak cały czas. Był przystojny i ładnie śpiewał, szybko podbił serca bywalców klubu i mnóstwo młodych dziewczyn przychodziło tam tylko po to, żeby z nim zatańczyć. Czuł się okropnie głupio, zupełnie jakby dał się kupić. Nigdy nie sądził, że sprzeda swoją dumę za kilka banknotów z nominałem stówy. Mógł się jedynie cieszyć z tego, że musiał tylko tańczyć z tymi dziewczynami. Gdyby kazano mu z nimi sypiać, rzygnąłby jak nic. Ohyda!
Lubił kobiety. Nawet bardzo. Chętnie je obmacywał i jarało go, gdy się koło niego kręciły składając mu niemoralne propozycje. W rodzinnym miasteczku był we wszystkich klubach, które były warte jego uwagi. Pił piwo, wódkę i bujał się na parkiecie z laskami, które dobrze wiedziały, jak go rozgrzać. Zrobiły z niego prawdziwego faceta. Był bardzo lubiany wśród dziewczyn i nie raz miał przez to kłopoty. Mimo tego, że kilka razy mu się oberwało od zazdrosnego kochanka, dobrze wspominał ten czas, gdy jako gówniarz szlajał się po różnych imprezach. Skoro już był na dnie, mógł przecież korzystać również z plusów znajdowania się w takiej sytuacji.
To wszystko nie zmieniało jednak faktu, że praca była okropnie wyczerpująca. Kiedy przychodził do mieszkania, brał szybki prysznic i zanim na dobre się położył na łóżku, już spał. Czuł się słaby i nic nie warty. Dlaczego to on ma zawsze pod górkę? Dlaczego to on miał przesrane życie i ono nadal go linczuje?
Często zadawał sobie te pytania, ale potem tylko prychał i przestawał o tym myśleć. Nic nie mógł na to poradzić, a przynajmniej nie od razu. Trudno, na kogoś przecież musiało paść. Kiedyś to sobie odbije, a teraz pozwoli się kopać.
Przystanął na przystanku tramwajowym i odpalił sobie kolejnego papierosa. Wszędzie dookoła było zupełnie pusto, nikt się nie kręcił po ulicach. Było już późno, ludzie kilka godzin wcześniej skończyli pracę i wszyscy już siedzieli w domach ze swoimi rodzinami. Dni stawały się coraz krótsze i o tej porze było już ciemno. I zimno. Kevin zaczynał żałować, że nie założył kurtki. Jeżeli zachoruje, to już całkiem będzie pozamiatane. Widocznie on naprawdę jest fenomenalnym szczęściarzem. To chyba cecha rodzinna.
Podjechał tramwaj. Szatyn wyrzucił peta i zadeptał go butem powoli wypuszczając dym. Wszedł do środka i rzucił torbę pod nogi, a gitarę postawił na podłodze i oparł się o nią. Stanął na wprost drzwi i przytrzymał się żółtej rurki.
Był sam w tramwaju. Nie miał biletu, jeżeli by go przypadkiem ktoś skontrolował, zapewne dostałby ładny mandat.
Oby nie, pomyślał.
Maszyna ruszyła. Chłopak oglądał obojętnie mijane budynki i słabo oświetlone ulice. Gdzieniegdzie kręcili się chłopcy mniej więcej w jego wieku. O tej godzinie samotnie na ulicę wychodziły tylko osoby szukające kłopotów. Wiedział to bardzo dobrze z doświadczenia. Cóż, on ich nie miał, to ludzie mieli go przez niego, jeżeli zachodziła taka potrzeba. Było w tym wszystkim trochę ironii- kryminalista poszedł studiować prawo. A od czego się wszystko zaczęło? Nie pamiętał dokładnie, ale chyba przyłapano go na jakimś napadzie. Był wtedy obdartym gówniarzem, a jakiś złośliwy policjant chciał go nastraszyć i zabrał na komisariat. Mundurowy tak napędził mu stracha, że przez jakiś tydzień Kevin w ogóle nie pokazywał się na ulicy. A potem... Od małego był bardzo bystry. Odszukał zbiory różnych praw i zaczął je czytać. Uświadomił sobie, że policjant w dużym stopniu kłamał. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, że znajomość prawa może mu ocalić skórę, zaczął się go uczyć. W razie kłopotów nie byłoby go stać na dobrego adwokata, więc czemu nie miały bronić się sam? Opanowanie wszystkich kodeksów i zapamiętanie paragrafów i praw zajęło mu jakieś trzy miesiące. Uczył się ich w każdej wolnej chwili, zamykał się w pokoju i czytał, czytał i jeszcze raz czytał. Gdy już wszystko umiał, znowu zaczął wdawać się w bójki uliczne i napadać pijaków. Za każdym razem, gdy go na czymś przyłapano i próbowano go straszyć, on recytował odpowiednią formułkę. Był na tyle bystry, że nie dał się na niczym zagiąć. Czuł się z tego powodu bezkarny.
Bajecznie bezkarny.
Przez pewien czas był ze mnie niezły dupek, pomyślał. Dobrze, że dosyć szybko się wyprostowałem.
Kevin zauważył, że kochankowie matki zachowują się niemal identycznie jak on, tylko że oni nie znali prawa. W dodatku większość z nich była ćpunami. Gdy sobie uświadomił, że jeżeli nadal będzie postępował w taki sposób, to stanie się jednym z tych idiotów, przestał. Po prostu. Zamiast napadać ludzi i wykorzystywać ich błędy, poszukał sobie uczciwej pracy i zaczął zarabiać. Każdy grosz był dla niego ważny, zwłaszcza kiedy zaczął palić papierosy.
Jesteś hipokrytą, stary, pomyślał z głupim uśmiechem. Nie stać cię na studia, ale na fajki ci nie szkoda.
Bum!
Kevin poczuł, jak jego serce przyspiesza swoje bicie ze strachu. Odwrócił głowę słysząc dziwne uderzenie zza swoich pleców. Rozejrzał się uważnie, jednak nic nie dostrzegł. Prychnął cicho i z powrotem zaczął wpatrywać się w szybę w drzwiach.
Bum!
Zakrzewski odwrócił się z irytacją, jednak znowu nic nie dostrzegł. Przez chwilę lustrował wzrokiem wszystkie siedzenia. Zacisnął dłoń na pokrowcu gitary.
Przez Cogerów mam schizę, pomyślał.
Bum! Bum!
Zmarszczył brwi i znowu się odwrócił. Czuł, jak wnętrzności podjeżdżają mu do gardła, a serce zaczyna bić zdecydowanie zbyt szybko. Przez ostatnich kilka miesięcy najadł się tyle strachu, że wystarczy mu do końca życia.
-Kimkolwiek jesteś, odwal się!- burknął zły ostentacyjnie odwracając się tyłem do miejsca, z którego dochodziły dziwne dźwięki.
Bum!
Kevin podskoczył, gdy coś uderzyło tuż za jego plecami. Zachwiał się i szybko przytrzymał metalowej rurki. Odwrócił gwałtownie głowę i zamarł z przerażenia. Nie zdążył jeszcze krzyknąć, a już został powalony na podłogę przez czarnego potwora. Demon syknął głośno i podniósł do góry swoją wielką mackę, na której nagle pojawiły się ostre szpony.
-Nie!- krzyknął szatyn w myślach już widząc swoją śmierć.
Instynktownie chwycił za swoją gitarę, która leżała obok niego i zasłonił się nią. Jęczał cicho za każdym razem, kiedy potwór na niego nacierał. W końcu z instrumentu zostały tylko wióry i Zakrzewski nie miał już czym się bronić.
-Spadaj!- warknął wściekły odwracając się szybko na brzuch.
Próbował wstać, ale zamroczył go potworny ból pleców, który dosłownie zwalił go z nóg. Kevin jęknął z bólu.
Na chłopaka zaczęły spadać kolejne uderzenia, demon ostrymi pazurami rozdzierał mu skórę na plecach, które przecież niedawno dopiero się zagoiły. Szatyn ostatkiem sił spróbował kopnąć potwora, ale tylko pogorszył swoją sytuację. Szarpnęło tramwajem i odwrócił się na wznak.
Och, nie, pomyślał patrząc na stwora, który przymierzał się do kolejnych ciosów.
Poczuł jak jego ciało ogarnia bezwład. Przez chwilę okropnie cierpiał, bolało go dosłownie wszystko, włącznie z włosami i rzęsami. Męczył się okropnie próbując powstrzymać zdradliwe łzy, które toczyły z nim walkę i próbowały wypłynąć na policzki. Nie wiedział jednak, czy wygrał.
Stracił przytomność.

-Szybko, niech ktoś zadzwoni po karetkę!
-Stracił dużo krwi! Boże, co tu się stało?
Kevin zastanawiał się, co jest grane. Czy w piekle kursują karetki? Albo w niebie? Uch, to byłoby ciekawe. Rozśmieszyła go wizja samochodu z białymi skrzydłami i aniołami w postaci sanitariuszy.
-Patrz, uśmiecha się!- rzucił ktoś ze zdziwieniem.
-Głupi czy co? Omal się tutaj nie wykończył i jeszcze się śmieje?- prychnęła jakaś kobieta.
Zakrzewski skrzywił się. Trochę niemiłe te anioły. Jest nowy, a one już z niego drwią. A może to piekło? Diabły na pewno nie będę specjalnie miłe.
Wolałbym niebo, pomyślał z żalem.
-Gdzie ta karetka?!- irytował się ktoś.
Kevin przez dobrych kilka minut dochodził do tego, że nie jest ani w niebie, ani w piekle. Kiedy to ustalił słysząc przekleństwa, otworzył lekko oczy i przekręcił głowę w bok.
-Ocknął się- powiedział jakiś mężczyzna kucając przy nim.- Chłopcze, słyszysz mnie?
Szatyn prychnął.
-Czy wyglądam na głuchego?- zapytał zirytowany.
Chciał, żeby to zabrzmiało chamsko i ostro, ale jego głos był słaby i zapewne tylko wzbudzał litość. Cholera! Zachowywał się jak jakiś mięczak!
Mężczyzna wystawił dwa palce i podstawił mu praktycznie pod sam nos. Kevin zrobił zeza patrząc na nie. Facet był gruby, i zachowywał się co najmniej dziwnie. Jego palce przywodziły Zakrzewskiemu na myśl parówki.
-Dzięki, nie jestem głodny- powiedział Kevin.
Ktoś zaśmiał się cicho.
-Chyba mu lepiej- odezwał się jakiś mężczyzna.
-Ile widzisz palców?!- zapytał nieźle już wkurzony grubas.
-Proszę pana!- zaczął szatyn starając się skupić i nie zemdleć. Było mu tak strasznie słabo!- Nie wiem czy pan wie, ale w oku człowieka zachodzi coś, co nazywa się akomodacją, czyli zmienianie kształtu soczewki. W taki sposób oko przystosowuje się do widzenia obiektów z różnych odległości. Wyróżniamy...
-Co?!- ryknął facet.
-... punkt dali i punkt bliży- kontynuował Kevin zamykając oczy i wzdychając cicho.- Jeżeli już musi pan wiedzieć, to nie jestem w staniu ustalić, ile mi pan pokazał palców, jeżeli znajdują się w odległości trzech centymetrów od mojego oka!
Kobieta wybuchła śmiechem.
-Hej, mały! Jak się nazywasz?- zapytała.
-Marcel- rzucił.
Lepiej nie zdradzać prawdziwych danych. Jeżeli go przetrzepią i okaże się, że nie ma biletu... W sumie to w tej sytuacji mógłby się jakoś z tego wywinąć, ale po co sobie utrudniać życie, skoro można iść na łatwiznę?
-W porządku. Kto ci to zrobił?
Szatyn już chciał rzucić jakiś głupi tekst chcąc w ten sposób zamaskować fakt, jak strasznie go wszystko boli, ale usłyszał dźwięk karetki jadącej na sygnale. Jego oczy rozszerzyły się.
-Proszę pomóc mi wstać- poprosił.
Gdy tylko jakiś mężczyzna pomógł mu się podnieść, Kevin zmobilizował wszystkie siły i dźwignął się na nogi. Nad jego górną wargą zebrały się kropelki potu.
-Gdzie ty się wybierasz?
Zakrzewski w ogóle nie słuchał tego, co ci ludzie do niego mówili. Spojrzał na podłogę i skrzywił się widząc ogromną plamę krwi. Jeżeli dobrze pamiętał z biologii, to jeszcze trochę i będzie wymagał transfuzji! Musi jak najszybciej udać się do lekarza, ale najpierw... Tak, najpierw trzeba wlać Cogerom! Powinni lepiej pilnować swoje potworki! No, i przez nich znowu jest cały obolały. W dodatku demon zniszczył jego ukochaną gitarę. Widząc drogie drewno zamienione we wiórki, w oczach chłopakach zakręciły się łzy. Uwielbiał ten instrument.
Tramwaj cały czas stał, widocznie miał jakąś przerwę. Kevin najszybciej jak mógł wygramolił się z maszyny przy okazji ciągnąc za sobą torbę. Tylko cud uratował go przed wywróceniem się, gdy schodził po stopniach.
Chciał zadzwonić, ale rozładowała mu się bateria. Kolejna ironia?
Jeżeli się nie mylił, to do mieszkania bliźniaków miał jakieś półtora kilometra.
To będzie długa noc, pomyślał kuśtykając we właściwym kierunku. Jak ja nienawidzę Billa i Toma Cogerów!


4 komentarze:

  1. Jak zawsze notka fajna :
    Ewa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba się było nie wyprowadzać. Potwory wyczuły, że jest sam i teraz będą atakować. Jego życie naprawdę było okropne. Może powinien dopuścić do siebie bliźniaków i przestać żyć w samotności? To nie byłoby takie złe, Kevin. Trzymaj się braci!
    A Olka... Mogli się bardziej postarać xD

    OdpowiedzUsuń
  3. I kazał mu się ktoś wyprowadzać?! Głupi jest to się do igrał... Ale mimo wszystko go lubię :) całkiem Fajnie się zemścił na Oli... Chyba mimo wszystko czuje więź z braćmi, No przynajmniej z Bill'em.... Jak zawsze świetny odcinek :) czekam na kolejny ;) Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy to, ze powiem, ze na miejscu Kevina tez mialabym straszne opory przed przyjeciem pomocy, bedzie dziwne?
    Ale to nie przeszkadza mi uwazac go za idiote, Bo sie wyprowadzil.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)