sobota, 9 listopada 2013

~20~



Tom przebudził się w nocy. Usiadł na łóżku i rozejrzał się. Jego bracia spali, Bill rozkopał kołdrę rozwalając się na całym łóżku, a Kevin… O ironio! Spał skulony w kulkę tuż przy ścianie jakby jego łóżko było o połowę mniejsze. Przez chwilę blondyn nawet się zastanawiał, czy czasem nie zamienili się miejscami, ale był pewien, że nie.
Poczuł ssanie w żołądku. Westchnął cicho i wstał. Cóż, kiedy on pracował w barze razem z Kevinem, to Bill się obżerał, więc nie był głodny. Przecierając opuchnięte oczy ruszył w kierunku kuchni. Był mniej więcej przy drzwiach, kiedy potknął się o coś i z cichym okrzykiem wpadł na ścianę w korytarzu przy okazji robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Z jękiem usiadł na podłodze i złapał się za swój nos, który najbardziej ucierpiał w starciu ze ścianą. Poczuł na palcach wilgoć.
-Cholera!- warknął do siebie.

Jedyny plus tej sytuacji, to że się rozbudził. Wstał i poszedł do kuchni nawet nie sprawdzając, o co się potknął. Dobrze wiedział, że to był jego adidas.
Zapalił światło i spojrzał na opuszki palców. Westchnął widząc na nich krew.
-Brawo, Tom- mruknął do siebie.- Jesteś mega ciotą.
-Siadło ci na mózg? Wiesz, jak strasznie hałasujesz?- warknął Kevin wchodząc do kuchni.
-Księżniczka się obudziła?- spytał ironicznie blondyn odkręcając kurek i ocierając krew w twarzy.
-Leci ci krew?- zapytał Zakrzewski marszcząc brwi. Wyglądał, jakby się zastanawiał, czy to czasem nie jest sen.
-Zderzyłem się ze ścianą- burknął Tom otwierając lodówkę.
-Sierota- skomentował szatyn parskając śmiechem.
-Liczyłem na większą kreatywność –stwierdził blondyn zamykając lodówkę i otwierając szafkę obok.
-No, co ty?
Zapadła cisza. Coger uśmiechnął się widząc czekoladowe płatki śniadaniowe. Wyciągnął je i usiadł przy stole. Zaczął je jeść na sucho, przecież nigdzie nie było napisane, że są dobre tylko z mlekiem. Szczerze powiedziawszy, takie mu bardziej smakowały.
-Myślisz, że Bill ma rację?- zapytał z namysłem.
-Rację? Jaką rację?
-No, z tym, że zachowujemy się jak prawdziwi bracia.
-Niedoczekanie!- parsknął Zakrzewski wstając od stołu. Wziął do ręki karton soku i ponownie zajął swoje miejsce. Napił się łapczywie prosto z opakowania.
-Przestań, choć raz bądź poważny. Zachowywaliśmy się w taki sposób od samego początku naszej znajomości, ale… No, ja nie wiedziałem, że jesteś moim bratem, ale ty tak…- zaczął blondyn.
-Nie główkuj tak, bo ci nie wychodzi. To, że jesteś moim bratem nie ma wpływu na to, jak cię traktuję.
-A ja myślę, że sam siebie oszukujesz. Ja zupełnie inaczej cię traktuję odkąd dowiedziałem się, że jesteśmy rodzeństwem.
-No, pewnie!- mruknął kpiąco szatyn.- Częściej się bijemy, używamy wulgarniejszych słów w naszych kłótniach i nieustannie maltretujemy Billa. Oczywiście, przypadkiem.
-Daj spokój. Chodzi mi o to, że bardziej cię toleruję. Gdyby jakieś dwa lata temu ktoś kazał mi z tobą mieszkać, skoczyłbym z dziesiątego piętra.
-A ja chętnie bym cię popchnął, gdybyś czasem się zawahał.
Tom uśmiechnął się lekko przymykając oczy. Już się przyzwyczaił do tego typu tekstów i zagrywek Kevina. Kiedyś by się wkurzył, teraz go to bawiło. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Bill miał rację. Zdał sobie sprawę, że z Zakrzewskim trzeba umieć rozmawiać. Wbrew pozorom byli do siebie bardzo podobni. Może to te same geny, a może ten sam wredny charakter?
-Wiem, że jesteś bardzo uczynny- rzucił Tom.
Tym razem szatyn się uśmiechnął.
-Na serio myślę, że młody ma rację. Wiesz, my możemy tego nie widzieć.
-Nie traktuję cię jak brata, dobra?! Ja nie mam braci! Nie znoszę was! Obu!- syknął Kevin.
Blondyn uniósł brwi nie wiedząc, dlaczego Zakrzewski tak nagle się zdenerwował.
-Udowodnij- powiedział Tom.
-Co?- spytał Kevin nagle tracąc pewność siebie.
-Udowodnij- powtórzył Coger.
-Niby jak?- zapytał podejrzliwie szatyn.
Dobrze węszysz, ty dupku jeden, pomyślał Tom z satysfakcją.
-No, nie wiem… Powiedzmy… Weź nóż i zrób mi nim coś.
Szatyn uniósł brwi ze zdziwienia. Mogło mu się to wydawać głupie, ale Coger wiedział, co robi. Dobrze pamiętał swój test w Innym Świecie i te pieprzone magazyny, gdzie Kevin gnębił Billa. Tom uratował go tym samym zdając się na łaskę swojego wroga. Wtedy Zakrzewski bez najmniejszych skrupułów cztery razu dźgnął go nożem- trzy razy w brzuch i raz w udo. Blondyn był pewny, że w normalnym starciu mogło dojść do takiej sytuacji. Kevin potrafił znęcać się nad człowiekiem, ale nigdy do tego stopnia, żeby go zabić. Posunąłby się do morderstwa, jeżeli zostałby do tego zmuszony albo bardzo by kogoś nienawidził… tak jak jego.
-Odbiło ci?- spytał Kevin.
-Nie, wcale nie. Myślisz, że nie wiem, co wyprawiałeś w szkole po tym, jak przestaliśmy ze sobą gadać? Trzymałem Billa z dala od ciebie, a ty dostałeś totalnego świra. Jesteś zwykłym sadystą. Dwóch chłopaków wylądowało przez ciebie w szpitalu.
-Nikt nie widział sprawcy. Nie możesz mi nic udowodnić.
Blondyn przewrócił oczami zirytowany.
-Przestań, to nie sąd tylko kuchnia. Nie mam zamiaru niczego ci udowadniać, po prostu wiem, że to ty. Jednego, tego cwaniaka z IIIa, pobiłeś w składziku. Tak go zmasakrowałeś, że ledwo wyczołgał się na korytarz. Złamałeś mu trzy żebra i rękę. Tak go skopałeś, że omal się nie przekręcił na stole operacyjnym.
-To nie ja!- warknął oburzony Kevin.
-Niby kto inny, jak nie ty?- spytał Tom tracąc cierpliwość.
-Fabian!- syknął.
-Co?
-Fabian go tak urządził. Miał  na pieńku z tym gościem już w przedszkolu, tylko tamten zawsze był od niego silniejszy. Kiedy nadarzyła się okazja, zamknął się z nim w składziku i poszedł na żywioł. Zdecydował, że ma pięćdziesiąt procent szans na załatwienie go. No, i go załatwił. Gdybyśmy razem z Marcelem się nie wtrącili, koleś wąchałby już kwiatki od spodu.
-A ten drugi?
-To już ja. To był wypadek- powiedział Kevin krzywiąc się.- Koleś przeniósł się do budy jakoś w połowie stycznia i pech chciał, że trafił do mojej klasy. Znasz mój sposób bycia. Jestem spokojny, ale do czasu. No, i koleś myślał, że będę jego kozłem ofiarnym.
Blondyn prychnął słysząc słowa brata.
-Tak było, do cholery! Wszyscy się z tego okropnie nabijali i czekali na moją reakcję. Mnie też to bawiło. Aż pewnego dnia nie wytrzymałem i przyłożyłem mu. Wbił się w gablotę z pucharami i nieźle uszkodził o rozbite szkło, musieli go zabrać do szpitala i pozszywać. Miał pecha i tyle.
-I ty się śmiałeś, że nasi pacjenci będą mieli przechlapane? Ja współczuję twoim klientom! Będą mieli za prawnika pierwszorzędnego kryminalistę! Zresztą, mniejsza o to. Odbiegliśmy od tematu. Zróbmy mały test psychologiczny. Wyobraź sobie, że nadal mnie tak bardzo nie lubisz…
-Nie muszę sobie tego wyobrażać, bo ja naprawdę cię nie lubię- wtrącił Kevin.
Blondyn westchnął odkładając płatki. Ten chłopak był niemożliwy.
-To nawet lepiej. Powiedzmy, że cię wkurzyłem. Zaczynamy się bić, masz nóż. A teraz spróbuj mi coś zrobić.
-Nie- rzekł spokojnie Zakrzewski.
-Dlaczego?- spytał Tom.
-Po prostu nie.
No, to jednak muszę go podpuścić, westchnął blondyn w myślach.
-Wymiękasz?- zapytał Coger z głupim uśmieszkiem na twarzy.
-Nie, po prostu…
-A więc się boisz. Wiesz co? Nie masz jaj. I tak naprawdę mnie lubisz, tylko nie chcesz się do tego przyznać. Gdybyś rzeczywiście mnie tak bardzo nie lubił, jak utrzymujesz, to potrafiłbyś mnie dziabnąć nożem. Nie mówię przecież, że masz mnie zabić, tylko zranić. Sądziłem, że jesteś odważniejszy.
-Skoro jesteś taki bystry, to ty zrań mnie nożem- warknął Zakrzewski zaciskając dłonie w pięści.
-Niby czemu? Przyznałem, że odkąd wiem, że jesteśmy braćmi, jestem w stosunku do ciebie bardziej tolerancyjny. Ty za to uparcie twierdzisz, że mnie nienawidzisz i gdybyś tylko miał okazję, zrobiłbyś mi krzywdę. Teraz takową masz, a jednak tchórzysz.
-Wcale nie!
-Tchórzysz, Kevin. Jesteś zwykłym tchórzem i kłamcą. Sam już nie wiem, czym bardziej.
Tom uważnie obserwował Zakrzewskiego. Widać było, że chłopak ze sobą walczy. Z jednej strony chciał obstawać przy swoim, z drugiej jednak obudził się w nim instynkt samozachowawczy. I to ostatecznie zwyciężyło.
Kevin uśmiechnął się i był to ten stary uśmiech, który Tom tak dobrze pamiętał z czasów liceum.
-Tak chcesz pogrywać? W porządku. Tylko potem nie płacz, że coś cię boli, Coger- powiedział Zakrzewski dziwnie spokojnym głosem.
Zgrabnym ruchem wstał z krzesła i podszedł do szafki, w której chowali sztućce. Tom patrzył, jak jego brat uważnie lustruje je wzrokiem. W końcu na jego twarzy pojawiło się zadowolenie. Wyciągnął jakiś nóż i spojrzał na niego szczerząc się.
-Podoba ci się? Mam ochotę wbić ci go w dupę!- zaśmiał się Zakrzewski.
Tom mimowolnie zadrżał. A co, jeśli pomylił się co do Kevina? Co, jeśli on jest chorym psychopatą, który naprawdę będzie potrafił mu tym zrobić krzywdę? Niby mieszkają razem i w sumie jadą na tym samym wózku, ale…
Ja i moje głupie pomysły, pomyślał Coger wściekając się na siebie. Znam tego dupka i wiem, do czego jest zdolny. Co mi przyszło do głowy, żeby go podpuszczać? Tom, ty idioto!
Zakrzewski przysunął sobie krzesło tak, żeby siedzieć obok Cogera. W powietrzu wyczuwało się napiętą atmosferę. Bracia spojrzeli sobie w oczy i przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy bacznie się obserwując. To było takie dziwne… Obudzili się w środku nocy i doszło do czegoś takiego!
Kevin pewnie chwytając rączkę przysunął ostrze noża do nagiego ramienia brata i uśmiechnął się lekko.
-Masz jakieś szczególne upodobania?- zapytał przekręcając lekko głowę w bok, jakby z namysłem.
-Liczę na twoją inwencję twórczą- odparł Tom spokojnym głosem, chociaż w środku cały się gotował.
Zakrzewski ciągle patrząc Cogerowi w oczy przejechał delikatnie ostrzem po ramieniu, potem na szyję i przycisnął go mocniej do skóry. Blondyn mimowolnie uniósł głowę dając mu lepszy dostęp do swojej szyi, ale Kevin jakby się rozmyślił. Zjechał ostrzem na obojczyk, po czym powoli sunął ostrzem w stronę pępka. Tom odwrócił wzrok i spojrzał na rękę szatyna. Nawet nie drżała, a on czuł, że zaraz cały zacznie dygotać. Zwyczajnie pociły mu się dłonie, a w brzuchu narastało jakieś dziwne napięcie. Ogarniało go podniecenie z powodu tej chorej sytuacji. Było to przerażające, bo nie wiedział, do czego Zakrzewski jest  zdolny, ale z drugiej strony cholernie pobudzające. Dawno już nie czuł takiego przypływu adrenaliny, jak w tym momencie.
Chłopak nie wiedział, czy dalej go podpuszczać, czy może lepiej dać sobie spokój. Zawsze istniało ryzyko, że szatynowi ześliźnie się ręka i dźgnie go nie tam, gdzie trzeba. Nie chciał się wykrwawić z tak głupiego powodu po tym wszystkim, co musiał przejść, aby siedzieć tej nocy w kuchni i być żywym.
-Może tutaj?- zaśmiał się Kevin przysuwając nóż do krocza Cogera.
Tom oburzył się i zasłonił to miejsce rękami.
-Ogarnij się, co?
Szatyn tylko wzruszył ramionami zerkając bratu w oczy.
-Zawsze możesz zostać homoseksualistą. No, wiesz, tym, co ulega.
Tom prychnął cicho.
-Koniec gadania, czas na…- zaczął Kevin, ale nie dokończył.
-Co wy, do cholery, wyprawiacie?! Zupełnie wam odbiło?!
Chłopacy spojrzeli w kierunku wejścia, gdzie stał Bill z szeroko otwartymi oczami. Wyglądał na przerażonego. Tom zapewne by mu odpowiedział coś głupiego, gdyby nie to, że na twarzy Czarnego dostrzegł krew.
-Nie mów, że też po drodze wyrżnąłeś w ścianę- rzucił blondyn.
-Nie. Nie ma pojęcia, co się stało. Śniło mi się, że ktoś mi przywalił… Albo mi się nie śniło i któryś z was naprawdę mnie pacnął- mruknął młodszy Coger.
Kevin zabrał rękę i odłożył nóż na stół.
-Co wy tutaj robicie?- zapytał podejrzliwie Bill ocierając krew z twarzy.
-To była taka mała zabawa, nic ważnego- rzekł Tom patrząc Zakrzewskiemu prosto w oczy.
Że też Bill musiał im przerwać w takim momencie! Było już tak blisko!
Cholera, pomyślał starszy Coger wzdychając cicho.
-Zaczynam się was bać- powiedział Czarny kręcąc głową.
-Niepotrzebnie- zaśmiał się Tom.
-Zawsze istniej możliwość, że pozabijamy się nawzajem, zanim demony połapią się, co się dzieje- rzucił szatyn przeciągając się.
-Jesteście nienormalni!- warknął młodszy Coger.
-I kto to mówi?- spytali Tom i Kevin jednocześnie.
-Małpa!- syknął Zakrzewski wstając od stołu.
Postawił karton z sokiem na meblach i poszedł do pokoju. Tom szybko zerwał się ze swojemu miejsca i również poszedł spać. Nie chciał, żeby bliźniak zadawał mu pytania, na które sam nie znał odpowiedzi.

Bracia…
To jedno słowo nieustannie krążyło po głowie Kevina. Nie potrafił się go pozbyć, im bardziej się starał, tym mocniej go prześladowało. Chociaż nigdy nie miał łatwego życia doszedł do wniosku, że odkąd poznał Cogerów, wszystko się maksymalnie skomplikowało. Już nic nie było proste. W młodości wystarczyło, że użył pięści i większość spraw była załatwiona. Teraz zastosowanie tego sposobu mogło skończyć się jeszcze większymi komplikacjami.
Czy my naprawdę zachowujemy się jak bracia, zastanawiał się Kevin leżąc na łóżku.
W sumie to Tom miał rację co do jednego. Od samego początku za sobą nie przepadali. Kevin wiedział, że to była jego wina. Zależało mu na tym, żeby kłócić się z blondasem. Pamiętał bardzo dobrze dzień, w którym Coger trafił do jego klasy i Mateusz się z nim zakolegował. Uznał, że będzie się nadawał do ich paczki. Cała szkoła trąbiła o jego bójkach, które toczyły się nie tylko na szkolnych korytarzach, ale również w czasie lekcji.

…Kevin patrzył na chłopaka, który ze znudzonym wyrazem twarzy zajął miejsce obok Mateusza. Nawet nie wyciągnął książek, tylko wcisnął w ucho jedną słuchawkę i rysował coś bezmyślnie w zeszycie kolegi z ławki. Ubierał się jak skejt, warkoczyki, które miał zaplecione na całej głowie, przewiązał szeroką bandaną.
Zakrzewski patrzył na niego i wręcz widział siebie. Te same brązowe oczy, ta sama szczęka i usta, ten sam nos i… W sumie to Coger miał tylko jaśniejsze włosy i był szczuplejszy, ale poza tym to nie było między nimi zbyt wielkiej różnicy. Nie mogło być pomyłki… Na pewno byli braćmi.
Szatyn skrzywił się i odwrócił głowę. Nie chciał patrzeć na tego chłopaka, nienawidził go z całego serca i już wiedział, że go zniszczy, jeżeli tylko nadarzy się ku temu okazja.
Po lekcji Mateusz przyprowadził go za szkołę, gdzie Kevin, Aleks, Fabian i Marcel palili papierosy. Zakrzewski stał oparty o ścianę i przyglądał mu się uważnie. Wkurzało go, że mają taki sam styl ubierania się, że praktycznie wszystko mają takie same.
Pozory.
-Chłopaki, to jest Tom Coger. Tom, to Fabian, Marcel, Aleks i… Kevin.
Wzrok braci się spotkał. Coger z lekkim uśmiechem skinął im głowami i podał każdemu rękę. Kiedy doszedł do Kevina, ten tylko odwrócił głowę splatając ręce na piersi.
-Nie podaję ręki panienkom- rzucił szatyn zaciągając się dymem.
Tom spojrzał na niego zdziwiony i wkurzony. Zakrzewski wyrzucił peta na ziemię, przycisnął go butem i wyminął nowego członka ich paczki kompletnie go ignorując. Nie przejmował się tym, że reszta chłopaków ma szeroko otwarte oczy ze zdumienia i niedowierzania. Nienawidził Toma Cogera całym swoim sercem i nie miał zamiaru się z nim kolegować…


To zadziwiające, jak niektóre wydarzenia mogą zmienić poglądy ludzi na różne sprawy. Kevin wiedział, że popełnił błąd oceniając swoich braci przez pryzmat swoich wyobrażeń o nich. Wiedział, że jego ojciec miał dwóch synów, bliźniaków. Matka mówiła mu, że został z nimi, a jego nie chciał. To bolało chyba najmocniej. Z jednej strony chciał ich poznać i dowiedzieć się, co oni takiego w sobie mają, że zasłużyli sobie na jego miłość. Z drugiej pragnął się zemścić na nich najokropniej, jak tylko można.
Przez całe dzieciństwo musiał zmagać się z myślą, że jest zwykłym śmieciem, którego ojciec nawet nie chciał zobaczyć. Nie dano mu najmniejszej szansy. Dlaczego to bliźniaków wybrał? Przecież jego też mógł zabrać do siebie, nie musiał go zostawiać z matką, która ćpała i sprzedawała się klientom. Mógł zapewnić mu normalne dzieciństwo i zadbać o niego. Nie zrobił tego. Łatwiej było zapomnieć o jego istnieniu.
Kevin poczuł napływające do oczu łzy. Tyle czasu zmagał się z tym wszystkim, tyle czasu żył zwykłą nienawiścią, że teraz już chyba nie potrafił inaczej. Przemoc miał we krwi. Nigdy nie wiedział, kiedy po prostu nie wytrzyma i zrobi komuś krzywdę.
O dziwo obecność bliźniaków była balsamem na jego zranione serce i duszę. Byli zupełnie inni, niż sobie wyobrażał. Oni… zaakceptowali go. Zignorowali jego przeszłość, jego wszystkie wybryki i błędy, które popełnił w życiu. Nie przejmowali się tym, że mieszkał w obskurnym domu, był biedny i zachowywał się jak kryminalista. Widzieli w nim swojego brata, nie bali się go. W jakiś dziwny do zdefiniowania sposób ufali mu, chociaż sobie na to nie zasłużył. Ich zachowanie, typowo braterskie gesty w stosunku do siebie pozwoliły mu się wyluzować i trochę zwolnić. Mógł oderwać się od swoich czarnych myśli i skupić się na tym, co działo się w chwili obecnej.
Próbował przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek śmiał się tyle co przy nich, ale w głowie miał pustkę. Dopiero przy bliźniakach poznawał takie emocje jak prawdziwa radość. Bił się z Tomem, ale to nie były bójki na poważnie. Nie chodziło w nich o to, żeby zrobić przeciwnikowi krzywdę, lecz po prostu udowodnić mu, że jest się silniejszym oraz dobrze się bawić. Szarpał się z blondasem tylko dla zasady, lubił te potyczki. Uwielbiał się drażnić z Cogerami, widzieć naburmuszoną twarz warkoczyka, jego głupie miny, kiedy starał się zgrywać twardziela oraz święte oburzenie Billa, gdy wypowiadał się w wyjątkowo wulgarny sposób lub po prostu jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Byli naprawdę wyjątkowi. Życie ukształtowało ich w sposób, który dla Kevina był cudem. Przy swoich braciach zaczynał stawać się takim człowiekiem, jakim mógłby być od początku, gdyby tylko ktoś poświęcił mu trochę uwagi i okazał odrobinę serca. Magda umarła zbyt szybko, żeby go nauczyć kochać i kierować się sercem, a nie tylko rozumem i pięściami. Zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że chociaż ciągle utrzymywał, że nie lubi Cogerów, wbrew sobie chyba naprawdę zaczynało mu na nich zależeć. A tak się starał, żeby do tego nie doszło.
Cóż, przyznał się do tego przed sobą, ale to wcale nie oznaczało, że zacznie się do nich głupio uśmiechać oraz czcić i wielbić. Nic z tych rzeczy! Teraz tym bardziej będzie testował, ile są w stanie z nim wytrzymać. Kto by pomyślał? Kevin Zakrzewski polubił Cogerów. W sumie to Billa lubił od momentu, kiedy spotkali się pod Nędzą. Zachowywał się wtedy w tak absurdalny sposób, że nie sposób było go nie polubić. W dodatku procenty zrobiły z niego wyjątkowo rozrywkowego chłopaka, ale tym akurat się nie dziwił. On miał dokładnie tak samo, blondas zresztą też. Można by powiedzieć, że cała ich trójka jest siebie warta. Ich stary nie wyparłby się żadnego z nich, tego był pewien. To jego geny w nich szalały.
Szatyn uśmiechnął się do siebie lekko i zamknął oczy. Wciąż czuł żal do ojca i to spędzało mu sen z powiek. Czuł, jak łzy spływają mu po policzkach i chciało mu się z tego śmiać. Bliźniaki sobie spokojnie śpią w przekonaniu, że on obmyśla teraz kolejne sposoby na wyprowadzenie ich z równowagi, a on najzwyczajniej w świecie beczy sobie w poduszkę! Kevin był jednak jednym z tych facetów, którzy uważają, że płacz nie uwłacza ich godności, pod warunkiem, że robi się to w miarę rzadko i tylko wtedy, kiedy nikt inny nie patrzy. Dlatego od czasu do czasu pozwalał sobie na chwile zwątpienia i żalu oraz zwykłego płaczu.
Mięczak, pomyślał z uśmiechem. Nie dość, że jestem dupkiem, to jeszcze mięczakiem.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że ścigają ich demony, które mają jeden cel- zabić ich. I to była ta największa komplikacja, chociaż… Kevin miał dziwne wrażenie, że gdyby nie te stwory, nie potrafiłby tak szybko zaakceptować Cogerów. Przekonał się o tym, na ile są w stanie mu pomóc dopiero wtedy, kiedy demon omal go nie zabił w tramwaju. Wtedy bracia opiekowali się nim. Bez słowa skargi przygotowywali wszystkie posiłki i wpuszczali go pierwszego do łazienki. Nawet mógł zapalić papierosa przy otwartym oknie. Pozwalali mu spać całymi dniami automatycznie przejmując wszystkie jego obowiązki. No, w sumie to Bill się za wszystko łapał. Tom swego czasu dobrze go wyszkolił i teraz był z tego powodu na siebie wściekły. Czarny odruchowo łapał się za to, co było do zrobienia, a Tom nie mogąc na to patrzeć, pomagał mu. Kevin od czasu do czasu, gdy wracał pierwszy do domu, zmywał naczynia i wynosił śmieci. Czasami robił zakupy lub wykonywał inne prace. Nie było tego znowu tak dużo, najwięcej bałaganu i zamieszania robił blondas, ale zawsze coś się znalazło. Trzeba było przyznać, że jak na miejsce, w którym mieszkało trzech dziewiętnastoletnich chłopaków, mieli wzorowy porządek.
Życie chyba nie jest aż takie złe, pomyślał zasypiając.

Bill zwlókł się z łóżka wyłączając budzik. Był wykończony, ale nie miał zamiaru opuścić kolejnego wykładu. Musiał też jakoś obmyślić plan działania i dowiedzieć się, kiedy Kevin ma urodziny. Nie chciał go pytać wprost, bo zapewne specjalnie by skłamał lub w ogóle nie odpowiedział.
Po cichu poszedł do łazienki i szybko wziął zimny prysznic starając się obudzić. Pod powiekami czuł piasek, co chwilę ziewał i miał wrażenie, że się przewróci. Wrócili do domu późno w nocy, w dodatku przebudzili się około piątej. Na samo wspomnienie tego, co zastał w kuchni w środku nocy, jego serce przyspieszyło swoje bicie. Bo to naprawdę wyglądało strasznie. Tom siedział i jak zahipnotyzowany gapił się na nóż, którym Kevin jeździł po jego gołej skórze. W dodatku szatyn wyglądał, jakby wybierał miejsce do zadania ciosu.
Oni mnie kiedyś zabiją, pomyślał ubierając trampki i kurtkę. Chociaż był już koniec listopada i na dworze panował straszny ziąb, on miał zamiar chodzić w swoich ulubionych butach tak długo, dopóki nie odpadną mu nogi z zimna. Zaopatrzył się w ciepłe skarpetki i ignorował śnieg oraz ciapę, kiedy biały puch się topił.
Zarzucił torbę na ramię i wyszedł z domu upewniając się, że nie obudził braci. Prychnął cicho, gdy zdał sobie sprawę, że obaj śpią jak zabici. Kevin nadal był cały obwiązany bandażami, co dawało dziwny kontrast z jego raczej ciemną karnacją. Letnia opalenizna wciąż dobrze się na nim trzymała i przez całą drogę na uczelnię Bill zastanawiał się, jak on to robi, że tak mocno się opala. Dla niego było to naprawdę trudne, miał jasną cerę i opalanie twarzy kończyło się pojawieniem irytujących piegów na nosie i w jego okolicach.
Wszedł do budynku i mijając innych uczniów, podszedł do tablicy ogłoszeń. Sprawdził, w której sali ma zajęcia. Skrzywił się, kiedy zobaczył, że ma też wykład z Filipem. Wydarzenia poprzedniego wieczoru wróciły do niego z podwójną siłą. Odechciało mu się dosłownie wszystkiego i mimowolnie spojrzał na swój naszyjnik. Dziękował Bogu, że dowiedzieli się o jego mocy na czas. Nie chciał nawet myśleć o tym, co by się z nimi stało, gdyby nie mogli ich wykorzystać jako broni.
Wolnym krokiem ruszył pod odpowiednią salę obojętnym wzrokiem obserwując kręcących się po budynku ludzi. Chciałby być taki beztroski jak oni, mieć takie błahe problemy i nie bać się, że zza rogu wyskoczy na niego jakieś monstrum. Niestety, był Billem Cogerem, chłopakiem, które przeżył miesiąc w innym wymiarze, dziewiętnastolatkiem, który zmagał się z demonami i człowiekiem, który zdecydowanie za bardzo się w tym wszystkim pogubił. Tak bardzo by chciał wrócić do normalnego życia, do tej beztroski i optymizmu, którego zawsze było w nim pełno. Teraz jednak nie był w stanie patrzeć na nic przez różowe okulary. Życie w ostatnim czasie zdecydowanie zbyt często kopało go po tyłku i nie mógł się z tym pogodzić. Ciągle miał przed oczami rozszarpane ciało Filipa i drżał na samą myśl o tym, że może skończyć tak samo. To był dla niego szok.
Od początku wiedział, że zabawy z demonami to nie przelewki, to Tom je lekceważył. Czarny miał nadzieję, że teraz wreszcie bliźniak zacznie to traktować poważnie. Nie mieli prawa się pomylić.
Doszedł pod odpowiednią salę. Część jego grupy stała w kółeczku zawzięcie o czymś dyskutując. Bill westchnął cicho przeczesując ręką swoje włosy. Natalia napisała mu, że nie pojawi się na uczelni, bo zaczyna przygotowania do bardzo ważnej sesji i po prostu cały dzień spędzi przed obiektywem aparatu.
-A może Czarny coś wie?
Chłopak spojrzał zdziwiony na rówieśników, którzy czujnie się w niego wpatrywali. Cała zgraja podeszła do niego jak na złość przezywając go w taki sam sposób, jak rówieśnicy w liceum.
-Słyszałeś?- zapytał jeden chłopak.
-Co?- zdziwił się Coger.
-A więc nie słyszałeś- westchnął rozczarowany brunet.
-Czego, do cholery?!- spytał zirytowany Bill.
-Jeden z wykładowców został zamordowany- powiedziała jakaś dziewczyna głosem pełnym podekscytowania jakby to było coś ciekawego.
-Co?- Czarny otworzył szeroko oczy dziękując Bogu za talent aktorski.
Szok na jego twarzy musiał wyglądać autentycznie, bo nikt nawet nie spojrzał na niego podejrzliwie.
-No, Filip Zamroziewicz. Znaleziono go w magazynie. Wiesz, tym obok uczelni. Ktoś w bestialski sposób go zamordował. Ponoć jego ciało było w opłakanym stanie. Znaleziono tam też jego brata bliźniaka, Krystiana.
Bill już chciał poprawić dziewczynę, że ten drugi miał na imię Krzysiek, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Udawał przecież, że nic o tym nie wie.
-Nikt nie wie, kto to zrobił. Policja wszczęła dochodzenie, ponoć nigdy nie spotkali się z takim przypadkiem…
Nie dziwię się, pomyślał Czarny krzywiąc się.
-Pierwsze słyszę. Jeny, to straszne!
Czuł fałsz w swoim głosie i miał tylko nadzieję, że inni nie. Nie był w stanie rozmawiać z nimi o tym, co się stało. On tam był. Widział sprawców, widział rozszarpane ciało. Oni tylko spekulowali, on znał prawdę. W chwili obecnej oddałby dosłownie wszystko, żeby stać się kimś innym, niż Billem Cogerem.
Profesor podszedł do sali otwierając ją i Czarny odetchnął ulgą. Nie chciał gadać o tym wszystkim. Zajął swoje miejsce co chwilę odpowiadając rówieśnikom, dlaczego nie ma z nim Toma. Wcześniej to się nigdy nie zdarzało.
-Zostawcie swoje rzeczy i wychodzimy do holu na apel. To nie potrwa zbyt długo- rzucił mężczyzna poprawiając okulary.
Cała grupa wyszła razem z wykładowcą na korytarz i zeszli piętro w dół. Większość grup już stała czekając na to, co mają do przekazania wykładowcy.
-Słuchajcie, zapewne większość z was już wie o tym, co się stało…- zaczął siwy mężczyzna lustrując tłum wzrokiem.- Jeden z naszych wykładowców, Filip Zamroziewicz, został zamordowany w pobliskim magazynie ubiegłej nocy. Mało tego, morderca wykazał się ogromnym okrucieństwem i prawdopodobnie długo go torturował. Oprócz Filipa na miejscu znaleziono również jego brata bliźniaka, także martwego. Kamera przed magazynem nagrała sprawców całego zdarzenia. Jeżeli ktokolwiek z was wie cokolwiek o tym, co się tam wydarzyło, proszę niezwłocznie zgłosić się z tym do nas. Każda informacja może naprowadzić policję na właściwy trop. Nie możemy tego tak po prostu zostawić, istnieje ryzyko, że ta sytuacja może się powtórzyć. Obawiamy się, że kolejną ofiarą może stać się ktokolwiek z naszej uczelni i rozważamy przerwanie nauki. Dlatego mam nadzieję, że sprawca szybko zostanie zatrzymany i przestanie zagrażać nam wszystkim. Czy ktoś ma jakieś pytania?
Zapanowała zupełna cisza.
-Wróćcie na zajęcia.
Bill miał wrażenie, że przez całą przemowę mężczyzna patrzy się wprost na niego, chociaż wcale tak nie było. Świerzbiła go ręka, żeby zadzwonić do Toma i wszystko mu opowiedzieć, ale było bardzo wcześnie i tylko by go obudził, a żadnego pożytku by z tego nie było. Najbardziej przeraziło go zdanie o tym, że zostali nagrani. Jeżeli zostaną rozpoznani, będą mieli okropne kłopoty.
Po pierwszym wykładzie miał półtoragodzinną lukę ze względu na nieobecność Filipa i zaczynał żałować, że w ogóle przyszedł na uczelnię. Zdecydował, że to nie ma sensu.
-Hej!
Bill obejrzał się i uśmiechnął lekko widząc Anitę. Wyglądała całkiem dobrze biorąc pod uwagę to, że kilka godzin wcześniej omal nie została zgwałcona przez trzech facetów.
-Cześć. Nie sądziłem, że będziesz dzisiaj na uczelni. Co ty tutaj robisz?
-Musiałam przyjść, nikt nie wie o mojej eskapadzie i nie miałam żadnej wiarygodnej wymówki. Szukałam Kevina, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć.
-Dzisiaj nie przyszedł, wróciliśmy do domu bardzo późno i razem z Tomem śpią w najlepsze.
-Co wy tam robiliście o tak późnej porze?
Bill skrzywił się.
-Długa historia. Po co szukasz Kevina?
-Chciałam mu podziękować. No, w sumie to wam wszystkim, ale jemu najbardziej. Nie gniewasz się chyba, co?
Coger zaśmiał się.
-Jasne, że nie! To Kevinowi się należy, usłyszał cię i od razu zareagował.
-Nie powiecie o tym nikomu, prawda? Głupio mi, że tak wyszło.
Chłopak pokręcił głową przyglądając się speszonej dziewczynie.
-Mogę ręczyć tylko za siebie i Toma, na Kevina nie mam żadnego wpływu. Nie mam pojęcia, co mu może strzelić do głowy w danej chwili.
-Był na mnie mocno zły?
-Zły to nieodpowiednie słowo. On był wściekły.
Anita spuściła wzrok i westchnęła.
-No, tak…
-Nie martw się, na pewno cię wysłucha.
-Tak?
-Mhmm… Nie ręczę tylko za to, co ci potem odpowie. Słuchaj, nie przejmuj się Kevinem. On od czasu do czasu ma takie dziwne odchyły. Kilka dni temu jego ukochana gitara została zamieniona w wykałaczki i chyba jeszcze tego nie przetrawił.
-Kevin umie grać na gitarze?- zapytała zaciekawiona.
-Raz go tylko przyłapałem i grał wspaniale. Ale odbiegliśmy od tematu. W poniedziałek chyba już będzie, on nie lubi opuszczać zajęć. Pogadaj z nim.
-Dzięki, Bill. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wam odwdzięczyć. Do zobaczenia.
-Na razie!
Czarny przez chwilę wpatrywał się w plecy dziewczyny, a potem westchnął i drugimi schodami zaczął schodzić w dół. Zatrzymał się przy tablicy ogłoszeń szukając tak jakichś ciekawych informacji, jednak po dłuższej chwili doszedł do wniosku, że nie ma tam nic interesującego. Z westchnieniem skierował się do wyjścia. Szedł zamyślony kompletnie ignorując to, co się dzieje, kiedy nagle idąc po schodach poczuł mocny cios w szczękę. Zatoczył się i z cichym okrzykiem runął w dół.



***
Wybaczcie ten poślizg. Wszystko mi się trochę rozjeżdża. Aż się boję, co będzie, jak się zaczną walić lawinowo kolokwia na moją głowę =.= 
No, do końca już wiele nie zostało. Niedługo się wszyściutko wyjaśni. Ciekawe, czy będziecie widzieć w tym jakikolwiek sens.
Pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. Matko, znowu kończysz w takim dramatycznym momencie :( Podoba mi się to, że Kevin jednak nie jest takim draniem, jakiego udaje i potrafi przyznać, że jakoś tam zależy mu na Cogerach.
    Te kamery mnie martwią... Jak znam życie, kamery złapały bliźniaków. Ale jeśli ich, to może i demony? Może ktoś im teraz pomoże?
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nastepny rozdzial? wchodze tu kilka razy dziennie i za kazdym razem usycham z tesknoty.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)