niedziela, 15 listopada 2015

4.Zapach domu



Harry uśmiechnął się szeroko do zadowolonej klientki, machając jej jeszcze na pożegnanie.
Podskoczył nagle, kiedy poczuł uszczypnięcie w pośladek. Odwrócił się cały czerwony.
– Barbara! – krzyknął, czując jak jego policzki pąsowieją gwałtownie.
Starsza pani uśmiechnęła się do niego, obejmując go mocno.
– Cześć, Harry.
Harry westchnął, odwzajemniając uścisk.
Od całego tygodnia pracował już na pół etatu w pobliskiej piekarni razem z grupą starszych pań. Na początku nie był pewny, czy to dobry pomysł, ale okazało się, że trafił wręcz idealnie i pracowało mu się wspaniale. Wszystkie traktowały go jak swojego wnuka i bez oporów plotkowały z nim o klientach oraz swoich rodzinach. Harry czuł się tam świetnie i nawet jeśli nie zarabiał dużo, to przynajmniej miał na podstawowe wydatki.

Z Louisem praktycznie rzecz biorąc się mijał. Ku wielkiej uldze Harry’ego, mężczyzna ani razu nie próbował wymusić na nim stosunku, co pozwoliło Harry’emu poczuć się w domu bezpieczniej. Kilka razy się zdarzyło, że Louis przytulał go przez sen, ale na szczęście był to jedyny kontakt cielesny jaki ze sobą mieli. Kilka razy też zdarzyło się, że Louis wrócił do domu dopiero późno w nocy i zalatywało od niego drogim alkoholem, a dzień później jego zdjęcie z klubu pojawiało się w plotkarskich gazetach. Harry jakoś zbytnio nie przejmował się rozwiązłością swojego małżonka. Właściwie to nawet czuł ulgę, że Louis chodził zaspokajać swoje potrzeby gdzieś indziej. Nie miał nic przeciwko seksowi z Louisem, ale tylko wtedy, kiedy on sam też tego chce. Z dnia na dzień stawali się bardziej współlokatorami niż czymkolwiek więcej, przez co Harry czuł się coraz bardziej komfortowo i powoli dochodził do wniosku, że może uwolnienie się od ojca w taki sposób nie było najgorszym rozwiązaniem.
Alfie wciąż zdarzało się sikać w domu, ale regularne spacery powoli zaczynały przynosić rezultaty i szczeniak powoli łapał, że to na dworze powinien załatwiać swoje potrzeby.
Gdy tego dnia Harry wrócił z piekarni, był bardzo głodny. Ciekła mu ślinka na samą myśl o jeszcze pachnących piecem bułkach, które Barbara dała mu przed wyjściem. Przywitał się z Alfą, który skakał na niego z radości przez dobre pięć minut, potem szybko zjadł i wziął się za mycie naczyń. Louis był strasznym bałaganiarzem. Przekonanie się o tym nie zajęło Harry’emu zbyt wiele czasu. Wciąż chodził po mieszkaniu i sprzątał po nim jego rzeczy. Teraz widocznie przyszła kolej na mycie naczyń.
 Był już przy końcu, kiedy ni z tego ni z owego w kuchni pojawił się Louis.
– Czeeeść – mruknął mężczyzna, trąc oczy.
Harry uświadomił sobie, że Louis musiał przez cały czas być w domu, prawdopodobnie spać, bo włosy sterczały mu we wszystkie strony świata, co wydawało się Harry’emu niezwykle urocze. No i miał na sobie luźny podkoszulek oraz dresowe spodnie.
– Cześć – odparł Harry, marszcząc brwi, kiedy zobaczył przekrwione oczy Louisa i jego bladą twarz. – Dobrze się czujesz? Jesteś blady.
– Tak, tak… Jestem po prostu zmęczony.
Harry nie skomentował, kończąc myć naczynia. Wytarł ręce w ścierkę i poprawił opaskę na włosach, bo zsunęła mu się za bardzo do tyłu.
Alfa zaskomlał. Gdy obaj zwrócili na niego uwagę, Harry zdał sobie sprawę, że Alfa przyniósł mu do kuchni smycz, najwyraźniej nie mogąc się doczekać, kiedy weźmie go na spacer.
– Wow – powiedział Louis zdumiony. – Mówiłeś, że go wyszkolisz, ale żeby tak… – urwał na chwilę. – Wow – powtórzył z jeszcze większym zdumieniem.
– Nie szkoliłem go – odparł Harry, kucając i głaskając psa. – Sam się nauczył. Prawda, Alfa?
Pies trącił go łapą.
– Dobra, dobra, już idziemy, marudo – skomentował Harry, podnosząc z podłogi smycz. – Kupić ci jakieś leki? Serio nie wyglądasz najlepiej.
– Mam w domu lekarstwa.
Akurat. Harry i tak podczas spaceru wstąpił do apteki i kupił kilka rzeczy, bo nie wierzył Louisowi za grosz. Nie widział nigdzie żadnych leków, więc dobrze było się zabezpieczyć.
I dobrze zrobił, po pod wieczór Louis grzał jak piec i miał ponad 38 stopni gorączki. Harry wmusił w niego tabletkę na zbicie gorączki, syrop na gardło i kazał mu posmarować tors specjalną maścią, żeby dobrze mu się oddychało w nocy. Mimo tych zabiegów Louis i tak się kręcił w nocy i wyraźnie miał problemy ze snem. Zaczął okropnie kasłać i pociągać nosem. Starał się być cicho, żeby nie obudzić śpiącego obok Harry’ego, ale Harry miał zbyt lekki sen. Mniej więcej o trzeciej podniósł się z łóżka i jeszcze raz posmarował Louisowi klatkę piersiową, tym razem używając więcej żelu. O dziwo zdawało się działać, bo po tym zabiegu Louis zaczął jakoś swobodniej oddychać i przespał kolejne kilka godzin bez większych ekscesów.
A rano nie pozwolił mu iść do pracy i wykopał go do lekarza.
– Jesteś gorszy niż moja matka – marudził Louis, ale w końcu zdecydował się wybrać do lekarza.
Harry musiał wyjść w międzyczasie do pracy. Kiedy wrócił, Louis spał w łóżku, obejmując rękami drzemiącego szczeniaka. Alfa otworzył oczy i zamerdał ogonem na widok Harry’ego, ale ani myślał ruszyć się z objęć drugiego mężczyzny.
– Zdrajca – skomentował Harry, w duchu jednak cieszył się, że Louis polubił szczeniaka i że naprawdę nie będzie musiał go oddawać.
Dotknął ręką czoła Louisa. Wciąż było za ciepłe, ale już nie tak bardzo, jak dzień wcześniej. Na stoliku obok łóżka leżała mała reklamówka ze sporą ilością leków w środku, które lekarz musiał przepisać Louisowi. Harry pokręcił głową. Czyli jednak nie miał w domu tego, czego potrzebował.
Był zmęczony, ale w sumie nie zamierzał kłaść się spać w środku dnia. Zamiast tego postanowił odprężyć się w jaccuzi. Puścił sobie z telefonu swoją ulubioną listę odtwarzania i starał się zrelaksować.
Jego życie wywróciło się ostatnio do góry nogami. Louis na szczęście się odczepił, ale Harry mimo wszystko czuł jakąś wewnętrzną… pustkę. Odkąd zrezygnował ze studiów, praktycznie z nikim się nie widywał. Gdyby nie praca, pewnie dostałby na łeb, siedząc w domu i gadając do Alfy, bo nie było nikogo innego, do kogo mógłby się odezwać. Tak naprawdę prócz Zayna nie miał nikogo.
Jasne było, że nie może zostać z Louisem. Nic ich tak właściwie nie łączyło. Dla Louisa pewnie był jedynie intruzem, więc gdy tylko uda mu się znaleźć jakąś porządną pracę na cały etat, zacznie zbierać pieniądze na własne mieszkanie, a gdy już je nazbiera, po prostu się wyprowadzi. Weźmie Alfę i zacznie życie na własny rachunek, z dala od wszystkich bogatych snobów, którzy chcieli go tylko przestawiać jak pionka na szachownicy.
Gdy już znudziło mu się siedzenie w jaccuzi, postanowił zrobić sobie coś do jedzenia. W kuchni natknął się na Louisa, kucającego przy psiej misce i gadającego do szczeniaka.
– No, jedz. – Louis przysunął psa do miski, ale ten i tak się cofnął. – Nie udawaj, że ci nie smakuje, to przecież twoje chrupki. Bądź dobrym Alfą i to zjedz. Musisz mieć siłę, żeby rosnąć.
Harry uśmiechnął się, słysząc to. Louis miał dość specyficzny głos, z jednej strony strasznie… gejowski, ale przy tym bardzo przyjemny i łagodny. No, przynajmniej w momencie, kiedy odnosił się do psa. Do Harry’ego nigdy jeszcze nie odezwał się takim tonem. Wyglądało na to, że Alfa miał w tym domu większe przywileje niż on.
Alfa szczeknął i zamerdał ogonem, ale ani myślał zacząć jeść.
– Chyba chce się bawić – rzucił Harry.
Louis podskoczył i obejrzał się przez ramię. Zarumienił się lekko, chyba zażenowany, że Harry przyłapał go na mówieniu do psa. Podniósł się i otrzepał kolana.
– Możliwe – mruknął.
Harry otworzył lodówkę i zaczął w niej szperać za czymś do jedzenia.
– Czujesz się już lepiej? – zapytał.
Starszy mężczyzna chrząknął.
– Mhm, jasne. Wziąłem leki, wyspałem się i jest okej.
– To super – odparł Harry, nie wiedząc za bardzo, co innego mógłby odpowiedzieć. W sumie chciał jakoś nawiązać kontakt z Louisem. Chciał mieć kogoś, z kim może normalnie porozmawiać, kogoś, komu może się zwierzyć. Kogoś innego niż Zayn. Zayn był jego przyjacielem odkąd tylko pamiętał. Od czasów Zayna nie znalazł ani jednego kolejnego przyjaciela. Ba! Z nikim tak naprawdę się blisko nie trzymał. Miał paczkę znajomych, ale to nie było nic wielkiego. Chciał mieć jeszcze kogoś, z kim mógłby pogadać. Przytulić. Pocałować. Komu miał się pożalić, kiedy Zayn działał mu na nerwy? Nie miał nikogo, żeby mu o tym powiedzieć i nie było to zbyt przyjemne.
Chyba musiał się po prostu pogodzić z tym, że jest frajerem najgorszego kalibru i inni mogą go lubić, ale nigdy nie będą chcieli się z nim przyjaźnić.
– Harry? Hej, dobrze się czujesz? – spytał Louis, patrząc na niego jak na kosmitę.
Harry ocknął się i spojrzał na niego.
– Słucham? Co mówiłeś?
Louis uniósł brwi.
– Mówiłem, że jutro przyjdzie Liam i zostanie na noc. Jeśli, oczywiście, nie masz nic przeciwko?
– Eee, nie, jasne, że może przyjść – powiedział od razu Harry. To był, jakby nie patrzeć, dom Louisa. Harry nie rozumiał, dlaczego jego „mąż” w ogóle go spytał o zdanie. Wcale nie musiał. Coś się zmieniło między nimi i Harry nie wiedział, co. Czyżby Louis zaczął wątpić w te wszystkie bzdury, które o nim usłyszał? Czy może jednak coś innego?
Louis chrząknął  i dodał.
– Możesz zaprosić Zayna jeśli chcesz. Moglibyśmy razem pooglądać filmy czy coś…
Harry spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Myślałem, że nie przepadasz za Zaynen.
Louis zacisnął zęby.
– No to będę miał okazję, żeby zmienić zdanie – wycedził, po czym zwyczajnie ewakuował się z kuchni, jakby bał się, że Harry pociągnie dalej temat. Alfa pobiegł za nim, nawet nie oglądając się na Harry’ego.
– Zdrajca – skomentował chłopak, wracając do przygotowywania sobie jedzenia.

Zayn ziewnął, siorbiąc już drugą kawę tego dnia. Nudziło mu się niemiłosiernie. Kierownik, który mu wszystko pokazywał i pomógł mu się wdrożyć w robotę, zniknął gdzieś, twierdząc, że ma spotkanie biznesowe. Zostawił Zayna samego z programem, w którym miał podane, ile na ten dzień zamówiono żelek i gdzie mają je dostarczyć. Zayn mało z tego rozumiał, zwłaszcza o tej nieludzkiej porze. Była dopiero 7, na Boga! Co za ludzie zamawiają żelki przed 7 rano?
Nudził się okropnie. Na tych cholernych komputerach firmowych nie mieli nawet żadnych gier prócz standardowego pasjansa i sapera. Nie miał sił ani ochoty na żadne z nich. Egh! Nawet do Harry’ego nie mógł zadzwonić, bo ten akurat miał wyjątkowo na popołudnie i pewnie chciał się wyspać.
Tak szczerze powiedziawszy to chętnie zamieniłby się z Harrym – dałby się pieprzyć kilka razy i leniuchowałby na całego przez 23 pozostałe godziny, nie musząc się niczym martwić, a już zwłaszcza zrzędzącym nad uchem ojcem.
Ktoś zapukał do drzwi. Zayn podskoczył, a kawa, którą postawił sobie na kolanie, wylała się na jego spodnie i białą koszulkę.
– Fuck!
Zerwał się na równe nogi i rozejrzał się za jakąś szmatką. Był wściekły, że jak jakaś ciota jeszcze oblał się kawą. A po następną musiał iść aż na drugi koniec tego cholernego magazynu. Grrr!
Spojrzał w stronę drzwi, żeby zobaczyć, kogo niesie pół godziny po rozpoczęciu pracy. Już miał zamiar rzucić jakimś ostrym komentarzem, kiedy zobaczył, że to znowu ten sam spóźnialski, którego zauważył przy pierwszej wizycie. Przystojniak patrzył teraz na niego z miną zbitego psa i wyraźnie czekał na ostrą reprymendę.
Zayn go zignorował i zlokalizował wreszcie szmatkę na jednej z półek, więc wziął ją i zaczął ścierać kawę ze spodni i koszulki. Na szczęście miał na sobie jeszcze skórzaną kurtkę, więc wystarczyło ją zapiać i nie było widać poplamionej koszulki. Spodnie też były czarne, więc tam plamy też nie powinny rzucać się w oczy.
Ale i tak był zły.
– O co chodzi? – spytał z lekką irytacją w głosie.
– Um, przyniosłem dowód – odparł pracownik.
Zayn przypomniał sobie, że kierownik coś wspominał, że każdy pracownik w chwili rozpoczęcia pracy zostawia dowód, oni robią listę pracowników, którzy w danym dniu pojawili się w pracy, po czym tę listę drukują, wpisują liczbę godzin przepracowanych przez każdego pracownika i oddają to do księgowości – czy gdzieś tam – gdzie siedzą osoby wypłacające ludziom pieniądze.
– Jak się nazywasz? – spytał Zayn.
– Niall. Niall Horan.
– Idź i kup mi kawę. Niall. Czarną z cukrem na maksa – powiedział do niego, podając mu drobne.
Niall nie skomentował, po prostu wyszedł. Po chwili wrócił z kubkiem parującej kawy. Zayn w tym czasie doprowadził się do porządku i wcisnął dowód Nialla do pudełeczka z dowodami innych pracowników.
– Dzięki – skomentował Zayn. Przyglądał się chwilę chłopakowi uważnie. Musiał być mniej więcej w tym samym wieku co on, bo wyglądał bardzo młodo.
– Mogę już iść? – spytał Niall.
– Nie – odparł Zayn.
Niall przełknął ciężko ślinę, nie mając zapewne pojęcia, czego może po Zaynie oczekiwać.
– Usiądź i zrób coś, żebym tu nie zasnął – mruknął Zayn, wskazując mu krzesło kierownika. – Możemy grać nawet w statki, whatever.
Niall zamrugał zaskoczony, ale wzruszył ramionami i usiadł.
– Jesteś Zayn, prawda? Zayn Malik? Syn szefa?
– Taa…
– Przejąłeś chwilowo obowiązki kierownika?
– Nie, stary kazał mi tutaj siedzieć. Miałem się czegoś nauczyć, ale ten cały kierownik się zmył zanim zdążyłem wypić pierwszą kawę i w miarę ogarnąć, co się dzieje.
Niall pokręcił głową.
– Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żeby obaj się zwinęli.
– Obaj?
– Mhm, jest ich dwóch. Nadzorują i generalnie pilnują, żeby ze wszystkim wyrobić się na czas. Jeden jest na urlopie, ale ten drugi powinien tu być. Jesteś pewny, że nie kazali ci tutaj nic zrobić?
Zayn wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. Co niby miałbym tutaj zrobić?
– Eee, pewnie listę pracowników. No i chyba powinieneś sprawdzić ilość zamówień na dzisiaj. Od tego zależy, ile ludzi jaką pracę powinno wykonywać. Tak myślę.
– Znasz się na tym?
Niall pokręcił głową.
– Niezbyt, ale trochę już tutaj pracuję i wiem mniej więcej jak to wygląda.
– Okeej… to w sumie możesz mi pomóc z tym wszystkim.
– Mogę spróbować.
Dzięki Niallowi Zayn jakoś zaczął funkcjonować. Kosztowało go to jeszcze sporo kawy, ale w końcu się rozbudził. Niall był zabawny i jak już wyluzował w jego towarzystwie, świetnie im się rozmawiało. Żartowali jak starzy znajomi. Z pomocą Nialla Zayn poradził sobie jakoś ze zrobieniem listy, przejrzał też zamówienia i skoordynował pracę w inny sposób, co okazało się dobrym pomysłem. Gdy kierownik wrócił około 15, wszystko było już prawie zrobione. Kiedy na horyzoncie zobaczyli kierownika, akurat zadzwonił do niego Harry.
– Sorry – rzucił do Nialla. – Halo?
– Hej, Zaynie. Miałbyś ochotę wpaść dzisiaj do mnie wieczorem? Louis zaprasza Liama i przydałoby mi się jakieś moralne wsparcie.
– Dzisiaj wieczorem? Jasne, Haz. Wszystko, żeby utrzeć nos Lewisowi.
– Eh, przestań. To on sam zaproponował, żebym cię zaprosił.
– Brzmi podejrzanie – stwierdził Zayn. – Nie lubi mnie.
– Wiem, dlatego się zdziwiłem, no ale sam zaproponował.
– To może być ciekawe. – Zayn spojrzał na Nialla i uśmiechnął się lekko. – Dobra, muszę kończyć – rzucił Zayn, kiedy kierownik wszedł do środka. – Wpadnę około dwudziestej, pa.
– Pa.
Zayn rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
– Coś długo zajęło ci to spotkanie – burknął Zayn.
– Tak, klient niestety się trochę spóźnił. Horan, co ty tutaj jeszcze robisz? Wracaj do pracy.
– On pracuje – wtrącił Zayn, zanim Niall miał okazję choćby drgnąć. Zayn i kierownik mierzyli się wzrokiem przez dłuższą chwilę, po czym kierownik spasował i odpuścił. – Wszystko już zrobiłem, więc pozwolisz, że już sobie pójdę. Porywam Horana na spotkanie z innym klientem, nie odejmuj mu tego od czasu pracy, jasne?
Kierownik tylko skinął, najwyraźniej nie bardzo wiedząc, na co może sobie przy Zaynie pozwolić.
– Super – skomentował chłopak, ciągnąc Nialla za sobą do wyjścia. Gdy już kierownik nie mógł ich usłyszeć, Zayn zwrócił się do swojego nowego kolegi. – Masz ochotę na jakiegoś fast fooda? Ja stawiam.
– Jasne, chętnie. Jedzeniem nigdy nie pogardzam.
– Ekstra.

Harry nie miał pojęcia, czego ma się po tym spotkaniu spodziewać. Louis poszedł do sklepu po zakupy, zostawiając go w domu na etacie sprzątaczki. Znowu! Najdziwniejsze było to, że Louis nie wyglądał na zachwyconego tym całym spotkaniem. Harry tego nie rozumiał, bo przecież Louis sam je zaproponował. No ale cóż, w sumie mało go to obchodziło. Miał nadzieję, że jakoś w miarę się dogadają i będzie spokój.
Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, Harry spodziewał się tam zobaczyć Zayna, ale był to Liam.
– Hej – rzucił chłopak z uśmiechem. Trzymał dwie siatki z zakupami. – Jest już Zayn?
– Zayn? – zdziwił się Harry, wpuszczając go do środka. Czemu Liam pytał o Zayna?
– No tak. Też miał przecież przyjść.
Miał? Harry zamrugał, nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi.
– Pewnie przyjdzie za jakiś czas. Miał wstąpić do sklepu po kilka rzeczy. Chcesz się czegoś napić? Herbaty? Kawy? Soku?
– Poproszę sok.
Harry zabrał się za nalewanie Liamowi soku do szklanki, podczas gdy Liam wypakowywał zakupy. Widząc pytające spojrzenie Harry’ego, uśmiechnął się i wyjaśnił.
– Louis nie umie gotować, więc zamierzam przygotować kilka rzeczy, żebyśmy nie byli głodni.
– Okej. Pomóc ci w czymś?
– Nie, nie trzeba. W miarę dobrze się tu orientuję, często wpadam do Louisa po pracy. Jest tu sporo relaksujących rzeczy. Wiesz, pochodzę z biednej rodziny. Nie ma u mnie w domu takich luksusów.
– Naprawdę? Byłem przekonany, ze ktoś taki jak Louis nie będzie chciał się przyjaźnić z biednym dzieciakiem. Bez urazy.
Liam spojrzał na niego podejrzliwie.
– Co masz na myśli mówiąc „ktoś taki jak Louis”? O ile się nie mylę, jesteś takim samym bogatym gnojkiem jak on.
Harry westchnął.
– W sumie racja, ale ja zawsze jakoś chodziłem do publicznych szkół i nikt zbytnio nie wiedział, czym zajmuje się mój ojciec. Tak samo było z Zaynem. A Louis kojarzy mi się bardzo z moim starym. On nigdy by sobie nie pozwolił na zadawanie się z biedotą.
– Powiedz mi… – zaczął Liam, wyciągając deskę i krojąc mięso na plasterki. – O co chodzi z tym całym ślubem? Zayn twierdzi, że to był wymysł twojego ojca.
Harry westchnął.
– Bo był. Próbowałem o tym porozmawiać z Louisem, ale on jest przekonany, że kłamię.
– Dlaczego się zgodziłeś?
– Miałem swoje powody – powiedział Harry, nie zamierzając w żaden sposób się Liamowi zwierzać. Wiedział, że może robi źle, bo przecież Liam trzymał się blisko z Louisem. Może gdyby jemu to wszystko wyjaśnił, Louis by mu uwierzył? Może Liam wstawiłby się za nim u Louisa?
Z jakiegoś jednak powodu nie chciał tego rozwiązywać w taki sposób. Chciał, żeby Louis uwierzył jemu i tylko jemu, a nie dlatego, że uwierzył mu Liam.
– Nie chcesz powiedzieć? – Liam uniósł brew. – Czy może nie wiesz, co powiedzieć?
– Nie muszę ci się tłumaczyć, to nie twoja sprawa – powiedział Harry. – Osoby trzecie nie powinny się w to mieszać.
– Już wmieszałeś w to Zayna.
– Zayn to mój najlepszy przyjaciel.
– A Louis mój.
– Więc to Louis powinien z tobą o tym porozmawiać, jeśli ma takie życzenie, nie ja.
Liam patrzył na niego chwilę, po czym wzruszył ramionami i wrócił do krojenia.
– Jak tam sobie chcesz – rzucił.
Po chwili w mieszkaniu pojawił się Louis, a zaraz za nim Zayn.
– Hej wszystkim – rzucił ciemnowłosy, podchodząc do Harry’ego i całując go na przywitanie w policzek. – Hej, Haz. Przyniosłem ci żelki, na szczęście Niall nie zjadł wszystkiego.
Harry uniósł brwi.
– Nie wiem o czymś? – spytał.
– Spadaj! – Zayn pacnął go w ramię paczką żelek. – To mój tajemniczy spóźnialski. Oblałem się przez niego kawą, ale jest zajebisty, więc mu to wybaczyłem. Zeżarł z połowę McDonalda, nie wiem, gdzie on to wszystko pomieścił, krasnal jeden.
Harry zauważył, że i Louis i Liam patrzą na nich lekko niezadowoleni. Co ciekawe, niechęć Louisa była kierowana w stronę Zayna, a Liama w jego, co Harry nie do końca rozumiał, bo przecież hej, nic mu nie zrobił.
Całe to spotkanie było jakieś dziwne, a jeszcze się nawet nie zaczęło.
– Jest i drugi najważniejszy facet w moim życiu! – rzucił Zayn, nachylając się do Alfy i biorąc go na ręce. – Cześć, mały. Harry mi mówił, że jesteś grzeczny i nie sikasz mu już na podłogę… – głos Zayna milknął z każdą chwilą, bo postanowił przenieść się z psem do salonu. Harry popatrzył niepewnie po Louisie i Liamie, nie chciał, żeby jakoś głupio komentowali zachowanie Zayna. Louis miał zaciśnięte usta i wyglądał na niezadowolonego z całej tej sytuacji, a z twarzy Liama nie dało się nic wyczytać.
Harry zagryzł dolną wargę. Liam skończył przygotowywać to, co zaczął i po chwili cała trójka dołączyła do Zayna w salonie.
– Nie ucz go wchodzić na meble – mruknął Louis, kiedy zobaczył, że Zayn położył szczeniaka obok siebie na kanapie. Ciemnowłosy zgarnął psa i po prostu położył go sobie na kolanach.
– Tak lepiej? – spytał kpiąco.
Louis zmarszczył brwi. Wyraźnie nie podobał mu się ten ton. Harry szturchnął swojego przyjaciela, niemal błagając go wzrokiem, żeby odpuścił. Zayn wzruszył tylko ramionami i rozparł się wygodnie na kanapie.
Ten wieczór był najdziwniejszym wieczorem w życiu Harry’ego. Mniej więcej godzinę zajęło mu zorientowanie się, że to Liam był pomysłodawcą tego spotkania i zaproponował je tylko po to, żeby móc spędzić trochę więcej czasu z Zaynem. Louis siedział na drugim końcu kanapy kompletnie niezadowolony i pokrzywiał się, kiedy Zayn coś komentował. Z kolei parę razy udało mu się zauważyć, że Liam mu się krzywo przygląda. Tego nadal w żaden sposób nie rozgryzł. Nie był aż taki okropny, żeby patrzeć na niego w ten sposób, prawda?
Mniej więcej o czwartej nad ranem Louis pokazał mu na migi, że pora już sobie iść na górę. Zayn i tak ledwo już kontaktował, ululany po wypiciu pięciu piw. Liam prawie w ogóle nie pił, zapewne mając już wszystko zaplanowane wcześniej. A przynajmniej tak wydawało się Harry’emu. Nic innego mu do głowy nie przychodziło.
Pożegnali się obaj z Liamem i Zaynem i poszli na górę do swojego łóżka. Harry nie zamierzał tego komentować, na pewno nie od razu, kiedy był zmęczony i chciał po prostu iść spać. Spać i zapomnieć o tym bezsensownym spotkaniu, które w większości przemilczał, tak samo jak Louis, który wchodził w interakcję jedynie z Liamem. Chłopak położył się na swojej części łóżka wyciągając rękę i głaszcząc Alfę po grzbiecie. Louis bez słowa rozebrał się do bokserek i również wszedł pod kołdrę.
– Dobranoc – mruknął.
Harry westchnął cichutko.
– Dobranoc.

6 komentarzy:

  1. Harry dostał prace :) to super. Zrobiło się spokojnie i sympatycznie. Bez wrogości. Może niedługo wyjaśni się ta sytuacja. Ale co w tedy? Jak potoczą sie losy bohaterów? Bardzo podoba mi sie to opowiadanie i z niecierpliwością wyczekuję następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to może coś z tego się wykluje:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę więcej, czemu w takim momencie? 😃

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście zrobiło się przyjemniej, Luis polubił szczeniaka i nawet zorganizował spotkanie, zupełnie jak swatka :) haha Podoba mi się spóźnialski pracownik, mam nadzieję że to w nim Zayan ulokuje swoje uczucia :) Ciekawe ile potrwa ta sielanka. Dzięki bardzo i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ile to opowiadanie będzie miało rozdziałów? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8. Jak już wspominałam, wszystko dzieje się bardzo szybko :)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)