czwartek, 18 października 2012

~~.6.~~


Tom patrzył na śpiącego brata z głupim uśmiechem na twarzy. Kto by pomyślał, że Czarny jeszcze nigdy nie pił alkoholu. W życiu by się tego po nim nie spodziewał, nie wspominając już o jego słabej głowie i reakcji organizmu na procenty. Sam spróbował, gdy miał szesnaście lat, już pierwszego dnia po tym, jak przenieśli go do innej klasy. Dobrze pamiętał ten dzień. Upił się jak ostatnia świnia i koledzy musieli go odholować do domu. Co ciekawe, wszystko świetnie pamiętał, zwłaszcza potworny ból głowy na drugi dzień.


...Piotrek i Mateusz prowadzili do domu chwiejącego się Toma, ignorując kwaśną miną Pawła i jego dosadne komentarze odnośnie stanu nowego kolegi.
- I co teraz? - spytał Piotrek.
- Tom, czy twoja mama wie, że pijesz? - spytał go spokojnie kolega.
- Stary, porąbało cię?! Ja jestem abstynentem, stary, abstynentem - wybełkotał młody Coger,  mrużąc lekko oczy z oburzenia.
- Z przyjemnością mogę cię poinformować, że właśnie zostałeś alkoholikiem - powiedział Paweł i wszyscy oprócz młodego Cogera wybuchli śmiechem.
Tom musiał mieć nie za ciekawą minę, bo chłopcy cały czas się z niego śmiali.
- On świetnie pasuje do naszej paczki - stwierdził Piotrek.
- To jest, on wie, co to znaczy zalać się w trupa i świetnie do nas pasuje -poprawił Mateusz.
- Właśnie - poparli go chłopacy.
- Ej, chłopaki... - wybełkotał Tom.
- Co? - spytał Mateusz.
- Gdzie idziemy?
- Do twojego domu? - spytał zdziwiony Piotrek.
- Ale mój dom jest tam! - Coger skazał na jednorodzinny domek, który minęli jakieś dziesięć minut wcześniej.
Trzy pary oczu spojrzały na niego ze zdziwieniem i zażenowaniem.
- Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś? - wkurzył się Paweł.
- Nie mówiliście, że idziemy do mnie - bronił się Tom.
- Trzeba było wziąć taczkę, szybciej by nam to poszło - stwierdził Mateusz.
Wszyscy westchnęli jak jeden mąż i zawrócili. Gdy już wreszcie dowlekli się do domu kolegi, pojawił się kolejny problem, a mianowicie jak przetransportować go do pokoju, żeby nie dowiedziała się jego matka?
- Może lepiej ją obudźmy - powiedział niepewnie Piotrek.
- A jeśli zadzwoni do naszych starych? Mało masz problemów? - szturchnął go Paweł.
Piotrek westchnął.
- Hej, Tom, masz klucz od domu? - spytał Paweł.
- Bill ma.
- Bill? Kto to jest?
- Mój bliźniak.
- Masz bliźniaka?! - krzyknęli chłopcy, zapominając, że jest już po północy i powinni zachować ciszę.
- Rany, o co te wrzaski? - spytał zirytowany Coger.
- Dzwoń do niego, pomoże nam - podsunął Paweł.
- Będzie zły - ostrzegł kolegów Tom.
- Dzwoń i nie marudź!
Coger wygrzebał z kieszeni telefon i wybrał numer do brata. Musiał trochę poczekać, żeby Bill odebrał, w końcu o tej porze prawdopodobnie spał.
- Halo? - usłyszał w słuchawce zaspany głos.
- Cześć, Bill. To Tom. Bo widzisz... Hmm... Musisz mi pomóc.
- Co ty bredzisz? Jest środek nocy, daj mi spać!
- Bill, jestem odrobinę nieprzytomny.
- Nieprzytomny?
- Nie wnikajmy w szczegóły, dobra?
- Co ty świrujesz?! Daj mi spać.
- Bill, zalałem się w trupa. Jak mama się dowie to mnie zabije!
- Powinna cię zabić!
- Możemy pogadać o tym później? Muszę do łazienki.
- Eh, gdzie jesteś?
- Pod domem.
- Zaraz zejdę. Poczekaj chwilę. I, na miłość boską, nie zlej się!
Bill rozłączył się. Po jakichś pięciu minutach drzwi otworzyły się i wyszedł najmłodszy Coger. Widać było, że jeszcze nie do końca się obudził. Blond włosy były rozczochrane i sterczały na wszystkie strony. Nie miał zbyt wesołej miny.
- Tom, ty cioto! - warknął na wstępie.
- Mówiłem, że będzie zły - stwierdził winowajca, patrząc na kolegów.
- O mój Boże…
- Faktycznie jesteście podobni - powiedział Piotrek. - Nawet… identyczni!
- Dasz radę sam go doholować do łóżka? - zapytał Mateusz.
- Czemu on jest pijany, a wy nie ?- spytał podejrzliwie młodszy Coger.
- Nie jestem pijany - wtrącił się Tom.
- Jasne, tylko lekko wstawiony - syknął Bill.
Spojrzał na brata i westchnął.
- Nie dociągnę go sam do łóżka, trzeba wejść po schodach. Jeden z was musi mi pomóc.
- Ja pójdę. Wy tutaj poczekajcie - powiedział Mateusz.
Bill chwycił brata z jednej strony, a Mateusz z drugiej i zaczęli go prowadzić do jego pokoju. Na szczęście Tom się nie odzywał. Udało im się to zrobić w miarę cicho. Najpierw zaprowadzili go do łazienki, gdzie mruczał jak kociak z zadowolenia jakby poza opróżnieniem pęcherza robił tam coś jeszcze. Potem z ulgą ułożyli Cogera na łóżku.
- Słuchaj, nie wiem, coś ty za jeden, ale zostaw mojego brata w spokoju! I bez zadawania się z takimi jak ty ma wystarczająco du...- usłyszał Tom, zanim odpłynął do krainy Morfeusza...

Tak, to były piękne czasy.
Westchnął z lekkim uśmiechem i ponownie spojrzał na Czarnego. Gdy zamykał oczy, widział urżniętego brata i znowu zaczynał się śmiać jak idiota. Bill byłby duszą każdego towarzystwa. Jego reakcje były bezbłędne. Szkoda, że nie zdążył zadać mu kilku innych pytań. Na wspomnienie odpowiedzi bliźniaka znowu zaczął się śmiać.
Gdyby mnie ktoś teraz zobaczył, pomyślał, zapewne uznałby, że oszalałem. Cóż, widocznie jestem szaleńcem. Czarny, jesteś boski!
Osiemnastolatek czuł się jak prawdziwy wariat i tak zresztą się zachowywał. Co kilka minut przypominał sobie jakiś tekst czy wyraz twarzy brata i napadała go nowa salwa śmiechu. Nie potrafił tego kontrolować. Aż się bał, co się stanie, kiedy jego bliźniak się obudzi. Chyba nie będzie umiał przestać się śmiać.
- Tylko barany śmieją się kilka razy tak samo mocno z tego samego. Tom, jesteś baran - mruknął do siebie, ponownie szczerząc się do swoich myśli.
Nie wiedział, ile czasu tak siedział i zachowywał się co najmniej dziwnie, ale na pewno długo. Na dworze powoli się ściemniało, a deszcz wciąż padał. Musieli więc zostać w grocie do następnego dnia. Bill ciągle spał i zaczynało mu się nudzić. W tym dziwnym miejscu nie było nic do roboty.
Zirytowany wstał i zaczął czegoś szukać, sam do końca nie wiedział, czego. Po chwili jednak znalazł bryłkę piasku. Była twarda jak kamień. Tom wziął ją do ręki i podszedł do ściany w miejscu, gdzie była mniej więcej równa. Z chęcią zrobiłby na tym zadupiu jakiś fajny rysunek, ale mając do dyspozycji tylko grudę piachu, raczej niewiele można zdziałać. Zawiedziony schował jedną rękę do kieszeni spodni, a drugą zaczął pisać. Co prawda napis byłby bardziej widoczny, gdyby miał coś białego, ale stwierdził, że i tak nikt nigdy tego nie przeczyta, za to on będzie o tym wiedział. Napisał na skale:
„Bliźniacy to dwie połówki jednej całości, jedna dusza zamknięta w dwóch ciałach, jedno serce podzielone na dwoje.”
Po chwili namysłu dopisał jeszcze pod spodem:
„Bill i Tom tu byli.”
Sam nie wiedział, co go tak nagle tknęło. Zdał sobie sprawę z prawdziwości tych słów dopiero wtedy, kiedy je napisał. Westchnął. Lepiej by zrobił, jakby dał bratu spokój. I tak już mu nieźle namieszał w życiu. Naprawdę powinien się usunąć. Wystarczyło jednak, że spojrzał na spokojną twarz bliźniaka i już wiedział, że nie może tego zrobić, bo tylko znowu by go zawiódł. Musi być przy nim w tych dobrych i złych chwilach, żeby mu pomagać. Teraz akurat nadeszły te złe. Czy będzie im kiedyś dane przeżyć jakieś dobre?
Wkurzało go, że nie potrafi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Nienawidził sytuacji, w których problem nie był jasno postawiony. Gdyby wiedział, co tak naprawdę doprowadziło do tej sytuacji, może potrafiłby jakoś ich stąd wydostać.
Jednak nie wiedział. Musieli iść w ciemno i nie mieli pojęcia, czy są martwi, czy może nie. Nie wiedzieli, co to wszystko ma znaczyć, co powinni zrobić, z czym walczyć. Nie wiedzieli nic prócz tego, że siedzieli w tym razem i musieli sobie jakoś radzić. Doprawdy irytujące uczucie.
Tom chodził po jaskini, rozmyślając i wkurzając się potwornie. Po pewnym czasie ogarnęło go tak przytłaczające poczucie bezsilności, że w oczach pojawiły mu się łzy rozpaczy. Usiadł ciężko na ziemi i otarł je wierzchem dłoni. Nie mógł sobie na nie pozwolić, nie mógł się załamać. Gdyby Bill przez przypadek zobaczył, że się popłakał, byliby zgubieni. Musi być silny dla niego. Nie wolno mu się poddawać.
Odetchnął głęboko i przysunął się do Czarnego. Spojrzał na jego skuloną sylwetkę. Oczy ponownie mu się zaszkliły.
Nie, nie możesz płakać, powiedział do siebie w myślach, ocierając łzy.
- Jakoś nas stąd wydostanę, Bill. Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić -szepnął cicho.
Ułożył się wygodnie obok brata i zamknął oczy. Długo nie mógł zasnąć. Jednak gdy wreszcie zmorzył go sen, został brutalnie obudzony przez rozdzierający krzyk. Zerwał się do pozycji siedzącej, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Z każdej strony otaczała go ciemność.
- Nie! Nie! Pomocy! Aaa! - wydzierał się Bill.
Tom szybko rzucił się w stronę brata, gorączkowo szukając jego twarzy.
- Bill, obudź się! - krzyknął do niego, ale bliźniak nadal przebywał w swoim koszmarze.
Rzucał się na wszystkie strony i wymachiwał rękami, jakby chciał odepchnąć Toma. Bez przerwy krzyczał. Blondyn musiał siłą odsuwać jego ręce. Podniósł bliźniaka do pozycji siedzącej i objął go, mocno nim potrząsając i wołając go. W pewnym momencie krzyk się urwał i Czarny przestał się wyrywać. Opadł bezwładnie w ramiona brata, oddychając ciężko.
- Bill, co się stało? - spytał łagodnie Tom.
- Tom? - szepnął cicho.
- Tak, to ja. Co ci się śniło?
- To było straszne! Goniły nas potwory, ja się wywróciłem i krzyczałem, żebyś mi pomógł, a ty... Ty mnie zostawiłeś!
Tom otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Nie mógł uwierzyć, że Bill miał taki sen. Czy naprawdę tak bardzo się obawiał, że zostawi go samego? Był aż tak przerażony, że śniły mu się takie koszmary?
Starszy bliźniak przez chwilę się nie odzywał. Był zbyt zaszokowany, żeby móc z siebie cokolwiek wydusić. Zdał sobie sprawę, że kiedy uciekali tunelem przed dziwnymi stworami, Bill poruszał się bardzo szybko, mimo że był zmęczony i stłukł sobie kolano. Czy naprawdę popchnęła go do tego obawa, że on go tam zostawi? Boże!
Jakie to głupie, że dopiero teraz zaczynał rozumieć, jak wielką krzywdę wyrządził bratu.
- Bill, posłuchaj mnie uważnie! Cokolwiek nas tu spotka, nigdy cię nie zostawię! Jeżeli z jakiegoś powodu zostaniemy rozdzieleni, na pewno jakoś cię znajdę! Przysięgam, że nie zostaniesz tutaj sam! Rozumiesz?
- Tak.
Zapadła chwilowa cisza. Bill ułożył się wygodnie na ziemi, podkulając nogi.
- Śpij dalej, jutro ruszamy w drogę – mruknął Tom, również się kładąc.
- Boję się, że znowu mi się coś przyśni.
- Będę tuż obok i cię obudzę.
- Ale...
-Masz już skończone osiemnaście lat! Musisz być silny! Jeżeli będziesz się dręczył, to nigdy sobie tutaj nie poradzimy.
- Eh, masz rację. Przepraszam.
- Odpocznij.
- Tom?
- Co?
- Dzięki, że jesteś.
Starszy bliźniak ścisnął lekko jego dłoń w swojej. Nie musiał nic odpowiadać, Bill doskonale zrozumiał to przesłanie.
Przysunęli się trochę bliżej do siebie. Tom odczekał, aż Czarny zaśnie, dopiero potem pozwolił sobie na odpoczynek.
Ciężko jest być starszym bratem.
Następnego dnia nadal była lekka mżawka, ale obaj zdecydowali, że muszą iść dalej. Nie wiedzieli, ile czasu będzie tak padać, a każdy dzień zwłoki zmniejszał ich szanse na przeżycie. Zerwali jeszcze trochę owoców, choć Bill patrzył na nie z niechęcią. Mimo to zjadł dwa, żeby nie iść z pustym żołądkiem. Wzięli ich tyle, ile unieśli i ruszyli w drogę.
Szli wzdłuż ściany lasu, po drugiej stronie mieli tylko skały, niektóre ogromne, a niektóre zupełnie małe. Nie rozmawiali ze sobą, nie chcieli marnować sił na zbędne słowa. Zaczynali się naprawdę rozumieć i czegokolwiek by nie powiedzieli w tej chwili, na pewno by im to nie pomogło. Woleli zachować milczenie i umacniać tą cienką nić porozumienia, która się między nimi na nowo wytworzyła. Nie chcieli, żeby ponownie została zerwana.
Szli cały dzień, a krajobraz wciąż był taki sam. Zrobili tylko małą przerwę, żeby się najeść. Udało im się znaleźć też mały strumyk, w którym przemyli pokaleczone ręce i twarze oraz napili się wody. Potem wędrowali dalej, starając się iść szybko, ale też nie przemęczać się zbytnio. W końcu nie wiedzieli, kiedy wreszcie dojdą tam, gdzie chcieli. Wyjście z tego dziwnego miejsca mogło znajdować się tuż przed nimi, ale nie musiało. Równie prawdopodobna była opcja, że do końca trasy mają ze sto mil. Mając taki rozrzut, mogli tylko zacisnąć zęby i liczyć na szczęście, które jak na razie im zbytnio nie dopisywało. Deszcz cały czas padał i przemoczył ich już do suchej nitki, poza tym Czarny zaczął kichać. Widać kąpiel w jeziorze i spanie na golasa niezbyt mu się przysłużyło, zwłaszcza w taką pogodę. Tom zaczynał się obawiać, że jeśli Bill się rozchoruje, to będą uziemieni. Pozostawała tylko modlitwa do tego kawalarza, który ich tak urządził, z prośbą o zdrowie. Najlepiej powiedzieć, że dla nich obu, bo gdyby zaczął ich chwytać za słówka, to pewnie Bill by wyzdrowiał, a on zachorował. Nie wyglądało to dobrze, wręcz przeciwnie - tragicznie!
Wieczorem szczęście im dopisało i znaleźli kolejną grotę. Była dobrze usytuowana, ściany chroniły przed wiatrem, tak więc bracia nie musieli dodatkowo kombinować. Wykończeni wędrówką i załamani, że to już czwarty dzień, ułożyli się na ziemi i zasnęli.
Piątego dnia deszcz przybrał na sile. Bliźniacy poważnie się zastanawiali, czy nie powinni przeczekać oberwania chmury, ale w końcu z westchnieniem ruszyli w dalszą drogę. Natrafili na kolejne drzewo owocowe, tym razem przypominające gruszę. Tom gruszek nie lubił, ale owoce z tego drzewa mu smakowały. No, i nie były z alkoholem, co Bill przyjął z ogromną ulgą. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby znowu się upił. Jedno było pewne, daleko na pewno by nie zaszli.
Zaopatrzyli się w jak największą ilość owoców, które powoli zaczynały wychodzić im bokiem. Tęsknili za ciepłym obiadem u mamy, która przecież tak wspaniale gotowała. Tom tak bardzo chciał napić się coli, że aż go skręcało, kiedy chlipał wodę. Gdy zapadł zmrok, znaleźli jakieś drzewko z rozłożystymi gałęziami. Po drobnych przeróbkach udało im się zrobić nieprzemakalną kopułę nad głowami. Było im trochę mokro w tyłki, ale pocieszali się, że zawsze mogło być gorzej.
- Tom, mogę zadać ci pytanie? - odezwał się Bill, przerywając ciszę.
Obaj siedzieli obok siebie oparci o dziwacznie powykrzywiany pień drzewa i patrzyli przed siebie.
- Jasne, wal.
- Brałeś kiedyś narkotyki?
Tom spojrzał na niego zaskoczony.
- Skąd to pytanie?
- Brałeś?
Starszy bliźniak westchnął.
- Nie, nigdy. Żadnego syfu. Może i jestem nieuk, ale na pewno nie głupek. Czemu pytasz?
- Tak się zastanawiałem... Jesteśmy tu już kilka dni, a ty nic. W sumie to nigdy nie widziałem u ciebie śladów po igle ani też jakichś niepokojących symptomów, ale prawdą jest, że rzadko bywałeś w domu. Za każdym razem, kiedy mama szła na nockę do pracy, ty zawsze wybywałeś i widziałem cię dopiero w szkole.
- Możesz być pewny, że nie jestem narkomanem. Mogę ci pokazać ręce.
Bill uśmiechnął się pod nosem.
- Wierzę ci. Palisz?
- Co palę?
- No, kopcisz?
- Nie.
- Nie?
- Nie bądź taki zdziwiony. W sumie to na pewno bym palił, gdyby nie ten przeklęty Kevin Zakrzewski. Od samego początku się nie lubiliśmy. To zawsze on proponował mi fajki. Któregoś pięknego dnia posprzeczaliśmy się i założyliśmy o to, że nie uda mu się mnie skusić. Od tamtej pory mocno się pilnuję. Każdą pokusę dotyczącą papierosa przegania wizja jego krzywej gęby.
Kevin Zakrzewski był ich rówieśnikiem i chodził z Tomem do klasy. To on był liderem ich paczki, chociaż część chłopaków bardziej słuchała się Toma. Kevin był typem nieobliczalnym. Zabójczo przystojny, piekielnie niebezpieczny i zadziwiająco okrutny jak na swój wiek. Był diabłem wcielonym, choć na pierwszy rzut oka wyglądał raczej niegroźnie. Często snuł się ponury po szkole, wręcz szukając zaczepki. Nigdy jednak nie atakował pierwszy i mimo licznych wyskoków, zawsze wywijał się policji. Zawsze też był obecny przy torturowaniu Billa w szkole. Kiedy jego koledzy go bili i poniżali, Kevin zwykle siedział na parapecie okna, bawiąc się swoim scyzorykiem z nieprzeniknioną miną. Bill jednak nie miał wątpliwości, że patrzenie na jego krzywdę wprawia Zakrzewskiego w jakąś dziwną euforię.
Czarny wybuchnął śmiechem.
- Chyba naprawdę zalazł ci za skórę.
- Ta, można tak powiedzieć. W sumie to... Eh, to on mnie wtedy podpuścił.
- Kiedy?
- Eh, rozmawianie o tym chyba nie jest najlepszym pomysłem.
- Kiedy, Tom?
Starszy bliźniak westchnął ciężko.
- Jak cię pobiłem. Wyszedłem z McDonalda i spotkałem go na ulicy. Szmaciarz podpuścił mnie, żebym ci przyłożył. Byłem tak wściekły, że wydawało mi się to dobrym pomysłem. Ja...
Tom nie wiedział, co mógłby powiedzieć bratu. Że jest mu przykro? Że żałuje tego, co zrobił? Może powinien obiecać, że już więcej go nie skrzywdzi? Wszystko wydawało się takie oklepane, kiedy on naprawdę tak czuł. Brakowało mu słów do wyrażenia swoich uczuć. Czuł się niezręcznie, rozmawiając o tym z Billem, na którym najzwyczajniej w świecie się wyżywał. Nie potrafił wyrzucić ze świadomości, że doprowadził go do próby samobójczej. To tkwiło w nim jak cierń pod skórą, którego nie można się pozbyć, lecz trzeba nauczyć się z tym żyć. I on też musiał tak zrobić. Wiedział jednak, że nigdy nie będzie w stanie sobie tego wybaczyć. Najgorsze jednak było to, że zauważył swoje błędy dopiero w ostatniej chwili. To była jego szansa, na którą sobie nie zasłużył. Gdyby Czarny wtedy umarł, nigdy by mu nie powiedział, jak bardzo mu na nim zależy. Zżerałyby go tylko wyrzuty sumienia, że jest bratobójcą i że źle traktował swojego bliźniaka. Poczucie winy wywoływałoby w nim chęć pogodzenia się z bratem, chociaż nie miałby ku temu okazji.
Tom dziękował niebiosom, że jest ciemno i brat nie może dostrzec wyrazu jego twarzy. Po raz kolejny jego oczy zaszkliły się od łez, które dzielnie przełknął.
- Bill, ja... - znowu się zaciął.
- Nie musisz mi nic mówić, Tom, to twoja sprawa. Byłem po prostu ciekawy.
Blondyn prychnął.
- Jeśli ci tego nie powiem teraz, na pewno zrobię to później. Boże, nawet nie wiesz, jak wiele spraw chciałbym z tobą przedyskutować. Popełniłem tyle niepotrzebnych błędów...
- Ja też, Tom.
- Ale moje mają większą wagę. To moje błędy doprowadziły cię do samobójstwa, do cholery!
- Nikt mnie nie zmuszał, żebym to zrobił. Jeśli ktoś zawinił, to tylko ja.
- Och, nie piernicz głupot! Gdybym nie przejechał się po tobie jak po zwykłej szmacie nigdy by do tego nie doszło. Nie wierzę, że targnąłbyś się na swoje życie. Bardzo dobrze wiem, że to ja cię do tego doprowadziłem.
- Już ci mówiłem, że nikt mnie do niczego nie zmuszał.
- Daj spokój. To tak jakbym ci powiedział, że zaraz zabiję cię w męczarniach, a potem położył przed tobą pistolet z jedną kulą, dając ci możliwość wyboru. Albo strzelisz sobie w łeb i zginiesz szybko i w miarę bezboleśnie, albo cię wykończę.
Obu zdziwiła trafność tego porównania. Bill właśnie tak się czuł, kiedy zdecydował się na ten desperacki krok. Odebranie sobie życia przez przedawkowanie było wspomnianym przez Toma pistoletem, który miał zrobić to szybko i bezboleśnie. Nic nie poczuł. Tylko zamknął oczy i zasnął. To, że obudził się w jakimś dziwnym miejscu, jest już inną historią. Gdyby nie zjadł tych tabletek, Tom dalej by go powoli zabijał, zbyt wiele życia już w Billu nie zostało. Starszy bliźniak świetnie zdawał sobie z tego sprawę i okropnie go to męczyło.
- Nawet nie masz pojęcia, jakie to przytłaczające. Jak okropnie się z tym czuję. Nigdy sobie nie wybaczę, że zrobiłem ci coś takiego. Ciężko jest o czymś mówić nie będąc pewnym, czy się żyje. Załóżmy jednak, że ten przeklęty piorun nie rąbnął w stację. Że... - Tom zacisnął zęby, starając się opanować, ponieważ zaczynał mu się łamać głos. - Że nie udało się ciebie uratować... Może to zabrzmi śmiesznie, ale ja... Ja też...
- Tom... - szepnął cicho Bill, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
- Ja nie umiałbym z tym żyć. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Nie po tym, jak cię krzywdziłem. Nie po tym, jak nie reagowałem na to, co inni ci robili. Nie po tym wszystkim, Billy…
Czarny siedział jak skamieniały. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą powiedział mu bliźniak. Czy wyrzuty sumienia naprawdę mają aż tak wielką moc, żeby pchnąć młodego zdrowego chłopaka do samobójstwa? Są aż takie straszne? Bill zadrżał na myśl, że jego głupi postępek mógł pociągnąć za nim brata. Nie chciał tego. Pragnął tylko wreszcie przerwać własne cierpienie. Chciał znowu poczuć się bezpiecznie i mieć pewność, że nikt już go nie skrzywdzi. Że Tom go nie skrzywdzi.
- Nie wiedziałem - szepnął Bill, nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy.
- Ja też nie. Uświadomiłem sobie to dopiero tutaj. I nienawidzę siebie za to - blondyn odetchnął głęboko. - Przetraw to w spokoju. Prędzej czy później musimy sobie to wszystko wyjaśnić, inaczej przeszłość zawsze będzie stała między nami.
- Tom, kiedy ja będę to trawił, jak to ująłeś, ty spróbuj sobie wybaczyć. Nie mam do ciebie pretensji o to, co się stało, chociaż powinienem. Ale bardzo bym chciał, żebyśmy znowu byli braćmi i to nie tylko z nazwy. Ja ci już wybaczyłem. Teraz ty musisz zrobić to samo w stosunku do siebie, dobrze?
- To nie jest proste.
- Wiem. Ale jeśli tego nie zrobisz, nigdy nie będziesz w stanie spojrzeć na pewne sprawy obiektywnie.
- Postaram się, Bill.
- To co? Idziemy spać?
Tom zaśmiał się. Tak łatwo przyszło mu zmienienie tematu. Chyba naprawdę zaczynają się dogadywać.
Czyżby bliźniacy Coger mieli powrócić?, zastanawiał się.
- Jasne - odparł i sam już nie wiedział, czy odpowiedział na pytanie Billa, czy może na te zadane sobie w myślach.
Chłopcy w dobrych nastrojach ułożyli się na ziemi i zatopieni we własnych myślach, jeszcze długo nie mogli zasnąć.

***
Pojawiła się kolejna, mała podpowiedź co do tego, dlaczego wcześniej relacje bliźniaków tak szybko się pogorszyły, a w chwili obecnej - tak szybko się poprawiły. Zastanawiałam się nawet, czy nie zrobić czegoś w rodzaju... No, nie wiem. Konkursu? Wiecie, kto zgadnie, dlaczego jest tak, a nie inaczej, będzie mógł podać mi jakiś paring na jednoparta? Na razie jest tam pusto, więc wypadałoby coś tam dodać.
Piszcie, co myślicie o tym pomyśle. Jestem otwarta na Wasze propozycje.
Chciałam jeszcze tylko zaznaczyć, że pracuję nad dodatkiem do "Okowów życia". Będzie to yaoi. Nie mam pojęcia, kiedy go wstawię, ale przynajmniej wiecie, że coś takiego się pojawi.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Czytanie ich sprawia mi wielką radość.
Pozdrawiam i... życzę miłego weekendu (piątek to już weekend, nie?)


10 komentarzy:

  1. Ach, jak się cieszę! Wreszcie sobie wszystko wyjaśnili. ;)
    Myślę, że konkurs jest dobrym pomysłem, choć ja osobiście nie mam pojęcia, jaka jest prawidłowa odpowiedź. XD
    "Okowy życia"? Bosko, nie mogę się doczekać. *-*
    Pozdrawiam serdecznie. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo Cię uwielbiam !! Czytam Twoję Twincesty, jak i to opko z braćmi Kaulitz i jestem wniebowzięta ! Na każdy nawet najkrótszy odcinek czekam z wypiekami na twarzy i codziennie odliczam sobie dni na paluszkach... Masz ogromny talent do pisania... Bardzo liczę na pojawienie się jakiegoś nowego Twincesta ;) Co do tego opowiadania to myślę, że jest tak jak jest ponieważ... Hm... jest to dość ciekawe, jednak mimo wszystko myślę, że Kaulitzowie znajdują się poza życiem ziemskim, czyli zwyczajnie umarli... Lecz wciąż wierzę, że uda im się wspólnymi siłami zdziałać coś konkretnego ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Cieszę się, że Ci się podoba. Coś tam zdziałają na pewno;).
      Co do nowego twincestu... Cóż, mam jeden pomysł na dłuższe opowiadanie. Nie planuję jednak wstawiać kolejnej historii, dopóki nie ukończę "Rodzinnego domu". Chcę wymieniać twincest na twincest, yaoi na yaoi. Dlatego dopóki nie zakończę Rodzinnego, żaden inny twincest się nie pojawi, ale to już raczej bliżej niż dalej do końca tej historii.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Szczerze, to nie mam pojęcia, jaka jest podpowiedź xD Może to, że Kevin podpuścił Toma, żeby pobił Billa? Może Tom nie chciał gnębić brata, tylko ulegał "sugestiom" ludzi z bandy, do której należał? Jeśli tak, to Tom był naprawdę głupi...
    Może faktycznie oni umarli? Billowi udało się samobójstwo, Tom nie mógłby bez niego żyć, więc jego też od razu zabiło? Nie wiem...
    Czekam na 7 odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://noch-einmal-bill-und-tom.blogspot.com/ Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne, po prostu. Kocham to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://blind-street-of-dreams.blogspot.com/ pojawił się pierwszy rozdział, na który wraz z Margo serdecznie zapraszamy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. dududdum *.* weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem strasznie zła, nie wiem jakim cudem blogspot nie powiadomił mnie o nowym rozdziale. Myślałam, że masz jakiś zastój, opóźnienie, a świeży odcinek jest już od wczoraj na blogu i czeka na przeczytanie. Ech, dobrze, ze chociaż teraz tutaj wpadłam.
    Nie napiszę dzisiaj dużo, bo zwyczajnie nie mam siły, ale podobało mi się.
    Nie mam pojęcia dlaczego bliźniacy są w tym dziwnym świecie, ale przez myśl mi przeszło, że jak ten piorun uderzył, to Tom zapadł w śpiączkę i razem z Billem przeżywa coś w rodzaju śmierci klinicznej i błąkają się bezcelowo po "zaświatach". Ale pewnie jak zwykle nie mam racji.
    No nic, to nieważne i zapomnij.
    Czekam na kolejny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny rozdział. Nie wiem czemu mnie też blogspot nie powiadomił o nowym odcinku. Dobrze, że wpadłam sobie rozdział odświeżyć.
    Co do tego dlaczego chłopcy tak się do siebie odnoszą to obstawiam, że powodem może być oderwanie się od rzeczywistości - są w śpiączce i coraz dalej odchodzą w zaświaty zostawiając za sobą teraźniejszość. Im dalej odchodzą tym mniejszy wpływ mają na nich wydarzenia które miały miejsce a pozostają same uczucia pomiędzy nimi. To tyle mojej teorii :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)