poniedziałek, 15 października 2012

32.Rodzinny dom


- Gordon robi imprezę.
Bliźniacy leżeli na łóżku Toma, popalając papierosy. Obaj gapili się w sufit, przeważnie trwając w błogiej ciszy, przerywanej jedynie jakimś wtrąceniem, wypowiedzianym na głos pomiędzy setkami myśli.
Po tym, co się stało, obaj mieli obawy o swoje wzajemne relacje, ale, co tu dużo mówić, wyszło im to tylko na zdrowie. Bill zrezygnował trochę z bycia wrednym i całkiem dobrze im się ze sobą rozmawiało o wszystkim i o niczym. Spędzali ze sobą więcej czasu, głównie tworząc muzykę. Wychodziło im to całkiem przyzwoicie. Geo i Gus nic nie wiedzieli o ich małych, prywatnych próbach i Tom dbał o to, żeby nic nie wypaplać. Uwielbiał spędzać z Billem czas właśnie w taki sposób. Dla niego chciało mu się grać. Po prostu zakochał się w Billu, stojącym przy nim z rękami w kieszeniach i śpiewającym kawałek, którzy stworzyli oni dwaj, sami, bez nikogo z zewnątrz. Tylko oni dwaj. Nikt więcej.
- Skąd wiesz? – spytał Bill, gasząc peta w popielniczce, która stała pomiędzy nimi. Zerknął na bliźniaka.
- Andy mi powiedział – odparł Tom spokojnie.
- Dalej u niego przesiadujesz? – burknął niezadowolony Bill.
Tom pokręcił głową.
- Nie. Ostatnio Andy w ogóle nie ma dla mnie czasu. Ciągle gdzieś znika. Zatrzymał mnie na chwilę na korytarzu i spytał, czy przypadkiem nie widziałem złodzieja, który wyniósł mu z pokoju dwie butelki alkoholu. – Bill parsknął. – Powiedział, że złodziej ma się strzec i poszedł.
- Myślisz, że się domyślił?
Dredziarz zaśmiał się cicho.
- Na pewno. Kto inny miałby to wziąć? To po prostu było ostrzeżenie w stylu „dotknij tego jeszcze raz, wstrętny gówniarzu, to inaczej sobie pogadamy”.  Nie mam pojęcia skąd mu się to bierze, ale jest strasznie łasy na drogie wina. Ciągle je żłopie.
Bill wzruszył ramionami i sięgnął po kolejnego papierosa.
- Jego sprawa. Co to ma być za impreza?
- Spotkanie klasowe, czy tam „szkolne” Gordona. Jego stara wychowawczyni zadzwoniła do niego i spytała, czy mógłby znaleźć jakieś miejsce, bo tamta szkoła została zamknięta. Gordon zaproponował swój dom i ma się wszystkim zająć. Ma być naprawdę mnóstwo ludzi.
- Moglibyśmy mu trochę rozruszać towarzystwo.
Tom wywrócił oczami.
- Po tym, co dla nas zrobił? Chyba kpisz.
- Wiem – westchnął Czarny. – Gramy dalej?
Tom usiadł na łóżku i przeciągnął się. Nachylił się nad bratem i pocałował go czule w usta. Bill przymknął lekko powieli i mruknął cicho.
- Za co to? – spytał.
- Po prostu.
Czarny o nic więcej nie pytał. Z westchnieniem zwlekł się z łóżka i kiedy usłyszał odpowiedni ciąg akordów, zaczął śpiewać kolejną napisaną przez siebie piosenkę.

Tom oglądał wiele filmów, na których pokazywano organizowane zjazdy, ale jeszcze nigdy nie widział takiego.
Cały hol został zamieniony w jedną wielką salę z ładnie udekorowanymi stołami, gnącymi się pod ciężarem jedzenia. Pomiędzy schodami pnącymi się na pierwsze piętro domu ustawiono scenę, gdzie miał się rozłożyć zespół. Jego zadaniem było zabawianie publiczności. Bill siedział na szczycie schodów i przyglądał się ze znudzeniem jak ludzie układają jedzenie na stołach, poprawiają ostatnie niedociągnięcia i ruszają się jak mróweczki, nie chcąc narazić się na gniew swego „pana”.
Tom usiadł obok bliźniaka.
- Powoli się schodzą – rzekł, z ciekowością przyglądając się starszej kobiecie, zapewne wychowawczyni tej klasy sprzed kilkudziesięciu lat. Gordon nie wtrącał się do przygotowań, jedynie od czasu do czasu rzucał ukradkowe spojrzenie na pustą scenę i wzdychał cicho, jakby gnębiło go coś naprawdę ważnego.
- Chyba się denerwuje – mruknął Dredziarz, obejmując nogi rękami i opierając brodę na kolanach.
- Jakby miał czym – prychnął Bill, patrząc na ojczyma z niesmakiem. – Raczej wątpię, żeby ktokolwiek z jego szkoły dorobił się takiej forsy jak on. Czym miałby się denerwować?
- Może nie był duszą towarzystwa?
- Och, to nie byłoby akurat nic nowego.
- Myślisz? Ja tam lubię Gordona.
- Co nie oznacza, ż zabrałbyś go na imprezę.
Tom zaśmiał się.
- Punkt dla ciebie.
Bill uśmiechnął się kpiąco i skupił się na przybywających ludziach. W przeciągu piętnastu minut pojawiła się zdecydowana większość, bo przyszło prawie sto osób. Wszyscy byli podekscytowani spotkaniem ze starymi znajomymi i z ochotą wymieniali uwagi na temat swojej przeszłości.
- Myślisz, że my też tak będziemy? – spytał Tom zamyślony.
- Jakoś nie wyobrażam sobie, że po dwudziestu latach spotykam kilku sadystów z klasy i rozmawiam z nimi jak z najlepszymi kumplami. Żenada.
- Może… A może nie. W każdym bądź razie to byłoby ciekawe.
- Nie wątpię.
- Tarasujecie przejście.
Bill automatycznie się skrzywił, odwracając się od Danielsa. Tom zerknął na schody – specjalnie zostawili ponad metr szerokości, żeby ludzie mogli swobodnie przechodzić – i wbił wzrok w Andreasa.
- Jesteś głupi czy masz kłopoty ze wzrokiem? – spytał Dredziarz.
Bill parsknął, a Andreas wywrócił oczami.
- Nie zaczynaj znowu.
- Czemu nie pójdziesz przywitać się z PRZYJACIÓŁMI? – spytał Czarny z sarkazmem. – Na pewno bardzo się za tobą stęsknili.
- To nie są moi przyjaciele. Jeśli już musisz wiedzieć, ja i Gordon poznaliśmy się na studiach.
- Cóż za fascynująca wiadomość…
Tom westchnął tylko, po raz kolejny zdziwiony, że Andreas po prostu nie przełożył ich przez kolano i porządnie wtłukł. W końcu zbierało im się od dawna.
- Wybaczcie, ale muszę iść do Gordona. Zamówił jakiś zespół rockowy na ten wieczór, ale po drodze złapali gumę i spóźnią się co najmniej trzy godziny. Gordon chyba nie bardzo wie, co zrobić.
Andreas zbiegł po schodach, a Tom i Bill popatrzyli na siebie, mrugając zgodnie. Czarny uśmiechnął się przebiegle. Tom przekrzywił głowę, czekając. Wiedział, że to, co powie, będzie ważne albo… po prostu głupie.
- Dzwoń po Geo i Gusa, Tom. Chyba mamy robotę.
Tom wstrzymał oddech.
- Zaśpiewasz? – spytał.
Bill kiwnął głową. Dredziarz podskoczył entuzjastycznie i pospiesznie wyciągnął telefon z kieszeni, żeby  zadzwonić po kolegów.
Na szczęście obaj byli w tej chwili do dyspozycji i obiecali pojawić się najszybciej jak tylko mogą. Tom poszedł do Gordona oznajmić mu, że oni zajmą się muzyką. Ich ojczym nie wyglądał na zbyt zadowolonego z takiego obrotu sprawy, ale lepsze było to niż nic, więc dał im niechętną zgodę.
Wniesieniu sprzętu zajęło im niecałe dziesięć minut, ale podłączenie go było już bardziej czasochłonne.
- Musimy ich jakoś zająć, mini koncert miał otwierać całe te gówno – mruknął Bill, tupiąc niecierpliwie nogą.
- Może Geo i Gus wezmą się za podłączanie tego wszystkiego, a ty w tym czasie się ładnie przywitasz, wyjaśnisz, skąd się wzięliśmy i ja ci coś zagram, a ty po prostu zaśpiewasz. Damy chłopakom chociaż trochę czasu.
GG skinęli na znak zgody i szybko wzięli się z podłączanie sprzętu. Tom w tym czasie poszedł do swojego pokoju po gitarę akustyczną, którą dostał od Andreasa. Te piosenki, które ostatnio ćwiczył z Billem, były rozpisane akurat na gitarę akustyczną.
- Co pierwsze? – spytał Tom, szybko podłączając kabel do wzmacniacza. Trącił jedną stronę, a dźwięk rozniósł się po całym holu. Kilka osób odwróciło się, zerkając na nich z ciekowością.
- „In die Nacht”, potem „Monsoon”… No i skończyły mi się pomysły.
- Tak myślałem. Chłopaki, macie jakieś sześć minut – powiedział do Geo i Gusa. – Dobra, Bill. Mikrofon już działa. Dawaj czadu.
Czarny przełknął ślinę, rozglądając się po zgromadzeniu, a potem przybrał swoją zwyczajową maskę i wziął do ręki mikrofon. Włączył go, a Tom, żeby zwrócić na nich uwagę zebranych, zagrał kawałek piosenki.
- Cześć wszystkim – zaczął Bill. – Miło mi was powitać na tym spotkaniu, które, mam nadzieję, na długo zapadnie wam w pamięci. Tak się składa, że zespół, który miał rozpocząć całą zabawę, nie może przyjechać na czas, tak więc chciałbym przedstawić nas jako zastępstwo z ostatniej chwili. Zanim chłopaki się ogarną ze wszystkimi kablami, ja i mój brat zaserwujemy wam kilka utworów, które razem napisaliśmy. Zaczniemy od „In die Nacht”!
Tom poprawił sobie pasek na ramieniu i nie dając po sobie poznać, że się stresuje, zaczął grać.
Na początku część gości ich ignorowała, ale kiedy Bill zaczął śpiewać refren, większość już wpatrywała się tylko w nich. Tom zastanawiał się czy dostrzegają jakiekolwiek podobieństwo między nimi, ale to zeszło na dalszy plan, ponieważ skupił się przede wszystkim na grze. Jego palce zgrabnie przesuwały się po strunach, a kostka w drugiej dłoni trącała te odpowiednie, które wydawały pożądane dźwięki. Bill stosunkowo szybko się rozluźnił i trema zupełnie go opuściła, co Tom od razu zauważył. Obejrzał się na chłopaków. Geo, widząc jego wzrok, pokazał mu uniesiony kciuk, co oznaczało, że już prawie kończą. Jak chcieli, naprawdę szybko potrafili wszystko zrobić.
Po skończeniu „In die Nacht”, Tom zaczął grać „Monsoon. W końcowym momencie Bill podszedł do niego i zaśpiewali obaj. Umawiali się, że Tom pociągnie te niższe partie, a Bill wyższe. Kiedy ich głosy zaczęły się wzajemnie przeplatać, słowa, śpiewane bardzo czysto, zaczęły nabierać prawdziwego znaczenia.
- Ok, skoro mamy za sobą pierwsze dwa kawałki, teraz zagramy coś naprawdę mega. Mam nadzieje, że lubicie rocka, bo to była dopiero rozgrzewka.
Bill dał chłopakom sygnał, żeby zagrali „Schrei”.
Gordon stał w kącie sali i patrzył ze zdumieniem na swoich przybranych synów. Nigdy by się nie spodziewał, że grają w zespole. Co więcej, nie sądził, że mogą być naprawdę dobrzy. Andreas stał tylko kawałek dalej i wpatrywał się w bliźniaków jak zaczarowany. Kiedy dawał Tomowi gitarę nie sądził, że chłopak tak szybko zrobi z niej prawdziwy użytek. Fakt, kiedy zaczęli grać wszyscy razem, wymienił ją na elektryczną, ale ważne było, że na początku z niej skorzystał.
Zagrali koncert naprawdę w wielkim stylu.
- Wiedziałeś? – spytał Gordon, podchodząc do przyjaciela. Chłopcy właśnie grali piosenkę „Ich bin nich’ ich”. Wszystkie instrumenty nagle ucichły, poza gitarą, którą Tom wygrywał rytm, kiwając głową. Bill wtórował mu śpiewem. Stanął za bliźniakiem i tupiąc nogą do rytmu, śpiewał mu wprost do ucha.
- Ich lös mich langsam auf - halt mich nich' mehr aus. Ich krieg dich einfach nich' mehr aus mir raus, egal wo du bist - komm und rette mich. Ich bin nich' ich wenn du nicht...  ...bei mir bist - bin ich allein!
- Tom mi mówił, że razem grają, ale nie sądziłem, że idzie im tak dobrze – odparł Andreas. Jego serce biło szybciej niż zazwyczaj. Wpatrywał się w Toma z prawdziwą tęsknota, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Pragnął tego dzieciaka tak bardzo, że to aż bolało. A Bill… Cóż, jego twardy charakter pomagał mu beztrosko wydzierać się na scenie, zwłaszcza w piosence „Schrei”. Ten koncert naprawdę był świetny.
Kiedy skończyli, większość osób nagrodziła ich gromkimi brawami. Niektórzy tylko skrzywili się nieznacznie i odeszli, zupełnie nieprzekonani do takiego typu muzyki, ale bliźniacy niezbyt się tym przejęli. Zeskoczyli ze sceny i odnaleźli Gordona.
- Kryzys zażegnany – powiedział Tom z uśmiechem. – Jak wam się podobało?
- Było super! Nie sądziłem, że potraficie tak świetnie grać! – stwierdził Gordon, kręcąc głową.
- Po prostu jesteśmy najlepsi!
- Chodźmy do Geo i Gusa, przyda im się pomoc przy zwijaniu maneli. Fajnie, że wam się podobało – powiedział Tom z radością. Złapał bliźniaka za nadgarstek i zniknęli w tłumie, przeciskając się między gośćmi.
- Bill? Możemy porozmawiać? – zapytał Geo, kiedy tylko do nich poszli.
Czarny uniósł jedną brew, ale posłusznie skinął głową. Odszedł z Geo kawałek na bok.
Basista podrapał się po karku.
 - Słuchaj, ujmę to tak. Dobrze wiesz, jaki masz paskudny charakter i że chciałeś rządzić zespołem, chociaż dołączyłeś do niego jako ostatni. Ale… Mimo to chciałbym, żebyś wrócił. I przepraszam. Po prostu bardzo działało mi na nerwy to, w jaki sposób nas traktowałeś. Ale dzisiaj zdałem sobie sprawę, że jesteśmy naprawdę dobrzy i mamy szansę się przebić. Jak dla mnie jesteś liderem. No… To, co ty na to?
Bill parsknął.
- Jesteś kretynem, wiesz? – spytał, splatając ręce na piersi. – Ale zgadzam się. Tęskniłem za chwilami, w których pieniłeś się ze złości.
Geo zamrugał, nie bardzo wiedząc, jak na to zareagować. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Bill żartuje.
Roześmiał się.
- Nie kłóćmy się więcej, dobra?
- Kłóćmy!
- Świetny występ.
Bill obejrzał się, unosząc brwi.
- Dzięki – mruknął, przeciągając sylaby. – A ty to kto?
Mężczyzna zaśmiał się, widząc nastawienie Czarnego.
- Spokojnie. Jestem David Jost. Nigdy nie sądziłem, że taka ciapa jak Gordon może mieć tak utalentowanych synów.
- Jesteśmy jego przybranymi dziećmi.
- Cóż, to wiele wyjaśnia – rzucił mężczyzna ze śmiechem. – Mam dla was propozycje chłopaki, ale wolałbym rozmawiać z liderem.
- To ja, ale nie będę z tobą gadać, jeśli reszta nie będzie słyszeć.
Mężczyzna skinął na znak zgody. Geo skinął na Toma i Gusa i po chwili stali już przed Jostem w komplecie.
- Ok, więc jestem menadżerem, a wy macie talent. Widzę w was wielki potencjał. Mam dojście do studia. Bylibyście zainteresowani wydaniem płyty?
- CO?!
- Super!
- Cisza! – zarządził Bill. Wszyscy umilkli. – Gdzie jest haczyk? – spytał podejrzliwie.
- Nie ma żadnego. Podpisujemy umowę na jedną płytę, wchodzicie do studia, nagrywacie swoje kawałki, a my robimy z tego hity. Wy zdobywacie dziesiątki tysięcy fanów na całym świecie, a my was promujemy najpierw w Niemczech, a potem, jeśli się uda w całej Europie i na świecie. Wszyscy dostają mnóstwo pieniędzy i żyją długo i szczęśliwie.
- Brzmi nieźle.
- Jeśli jesteście zainteresowani, wpadnijcie w poniedziałek pod ten adres – mężczyzna wręczył Billowi wizytówkę. – Możecie przyjść z prawnikiem, jeśli boicie się, że puszczę was kantem. Jeśli podpiszecie ze mną umowę, od przyszłego tygodnia wchodzimy do studio.
Mężczyzna obejrzał się.
- No, muszę już lecieć. To wasza szansa chłopaki, nie zmarnujcie jej. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.
Jost uniósł lampkę z winem w parodii toastu i wypił całą jej zawartość, a potem odstawił na tacę kelnera i odszedł.
Chłopcy popatrzyli po sobie, a potem podskoczyli z radości, rzucając się sobie w ramiona.
Wyglądało na to, że ich marzenia miały powoli zaczynać się spełniać.

***
Do końca jeszcze sporo, ale za kilka odcinków wszystko się wyjaśni. Wiem, bo już napisałam ten fragment, ale nie powiem, w którym dokładnie, bo... No, trochę Was jeszcze pomęczę.
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam!

20 komentarzy:

  1. Super... fajny odcinek...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahhh... Ty uwielbiasz nas męczyć! Ale odcinek był BOSKI <3
    Uwielbiam to opo...

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! I Jost się pojawił. Fajnie to pokazałaś. Odcinek boski, cieszę się, że nie doszło pomiędzy bliźniakami do kłótni po ostatnich wydarzeniach.
    Czekam i pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam sobie, czytam, aż w końcu wylałam kawę na laptopa. Nie, nie, nie z winy opowiadania, po postu ryknięcie, które miało brzmieć "Karolina" z drugiego pokoju wytrąciło mnie z równowagi. A gdy już powróciłam do spokojnego rozkoszowania się treścią straciłam wątek.
    Znowu czytam sobie, aż dochodzę do momentu o scenie i już wiem, że bliźniacy pokażą swoją "artystyczną duszę" gościom Gordona. W sumie dobrze, ze tego zamówionego zespołu nie było, bo David Jost nie zauważyłby wtedy chłopaków. A tak nawiasem, bardzo fajnie wplotłaś tu Davida. Witaj sceno niemiecka!, chciałoby się krzyknąć.
    Ja już czekam na TEN odcinek, w którym wszystko w miarę się wyjaśni.
    Pisuj dużo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje ,że porządnie rozkręcisz to opowiadanie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja myślę, że David jest podesłany przez Simone i tu namiesza XD haha :D Jak zwykle bardzo fajny odcinek :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie to wszystko opisałaś <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj ty niedobra! Chcesz nas zamęczyć na śmierć! :D
    Nie mogę doczekać się odcinka w którym wszystko się wyjaśni.

    CZYTELNICZKA :*

    OdpowiedzUsuń
  9. oo super pomysł z koncertem na tej imprezie ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj oj... zbiera ci się skarbie *groźna minka*
    Będziesz nas męczyć?! Ty sadystko XDD
    ....mi to w sumie pasuje. Jestę masochistkę .3.
    Ale cóż, podobał mi się sposób, w jaki wplotłaś Davida do opka, ogólnie... witamy TH <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny odcinek. Bill z chłopakami nareszcie mogli się pokazać i mają szansę na sławę itd. Tylko pytanie czy tak ławo im pójdzie jak się to wydaje. Poza tym nadal myślę co zgotowała im Simone. Z utęsknieniem czekam na rozwiązanie zagadek. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie na 6 rozdział Spontanicznej decyzji.

      Usuń
  12. gordon ciapa hahah niezłe :D gdy wkroczył jost bałam się przez chwilkę że za dwa odc opo się skończy :( cóż, mam nadzieje, że jeszcze przez długi czas bd mogła wyczekiwać nowych odcinków, powodzenia! :*

    OdpowiedzUsuń
  13. och męcz nas ile wlezie:D
    notka wspaniała jak zwykle.
    już nie mogę się doczekać dalszej części. pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  14. W końcu pojawił się nasz Jost haha :D
    No i pierwszy występ całego teamu!
    Ciekawi mnie ciąg dalszy. Nie trzymaj nas w takiej niepewności XD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Mi nadal nie daje spokoju Simone... Cały czas chodzi mi po głowie pytanie co ta zołza wykombinowała... A co do odcinka to jest mega... Chłopaki się w końcu ze sobą dogadali... No i jeszcze David ich zauważył... Po prostu cud,miód i orzeszki ^^

    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Hahaha, jak chłopcy się na końcu ucieszyli. Uwielbiam Twoją twórczość. Najbardziej przypadła mi przypadło do gustu "odkryć siebie", miałam wiele nieprzespanych nocy, wprowadziłaś mnie w cudowny świat Endiego, za co Ci serdecznie dziękuje. Co do rozdziału, co mam powiedzieć? Brak słów, chce dalej! Nie doczekam sie chyba poniedziałku, coś tak czuje. Weny i jeszcze raz weny.
    Love Kaulitz na 100 %

    OdpowiedzUsuń
  17. SUPER *.* Oby tak dalej :* WENY! ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak to mówią.. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy, więc znając życie sielanka nie będzie trwała długo.. Ach! Ta przewidywalność.. #jestęJasnowidzę Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)