piątek, 19 kwietnia 2013

8.Granice

Robin
Może mi się tylko wydawało, ale coś było nie tak.
Przerwa świąteczna płynęła sobie spokojnie. Dobrze dogadywałem się z Sebastianem, chociaż widziałem, że on wciąż nie jest co do mnie przekonany. Z jakiegokolwiek powodu mnie nie lubił, ważne było, że powoli udawało mu się zmieniać o mnie zdanie. Nie chciałem, żeby mnie nie lubił tylko przez to, że moim ojcem był ten a nie inny człowiek. Starałem się też mu zbytnio nie przeszkadzać, a nasze konwersacje były płynne i sensowne. W każdym bądź razie, mogło być o wiele gorzej.
W nasze relacje zakradło się jednak coś dziwnego. Na początku nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. Zrozumiałem dopiero wtedy, kiedy mój żołądek zaczynał wariować za każdym razem, gdy chemik chociaż na chwilę mnie dotknął – a to położył mi ręce na ramionach, nachylił się nade mną i jego oddech owiał moją twarz, nasze palce zetknęły się, kiedy coś sobie podawaliśmy podczas śniadania, mijaliśmy się i dotykaliśmy ramionami… Za każdym razem robiło mi się dziwnie gorąco i czułem podniecenie. Nie jakieś duże, ale to było coś elektryzującego i dziwnego.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że on też zdawał się to czuć. Nic na ten temat nie mówił, ale widziałem, że świetnie zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje. To… napięcie było dziwne. Niby nic wielkiego, a pobudzało mnie skuteczniej niż jakikolwiek porno. Cóż, nie trudno było zauważyć, że Sebastian jest cholernie przystojny i męski. Tu jednak naszła mnie jedna przykra myśl – skoro podobają mi się TAKIE osobniki tej samej płci, to czy to oznacza, że preferuję pozycję uległą? Fakt, Sebastian nie był sporo ode mnie większy, ale jednak był, a to sprawiało, że kiedy moje myśli pobiegły tylko w sobie znanym kierunku, siebie zawsze widziałem na pozycji uległej.
Jak tak dobrze się zastanowić, to kiedy jeszcze w swoim starym pokoju masturbowałem się pod kołdrą i wyobrażałem sobie Phila, nadal gdzieś tam w podświadomości widziałem siebie jako tego, który daje. To trochę przerażające, nie sądzicie? Są trzy rodzaje gejów – jedni tylko dają, drudzy dają i biorą, a trzeci tylko biorą. Ten ostatni typ występuje najrzadziej, ale jednak tacy się zdarzają. Wolałbym się klasyfikować jako ten drugi, ale kiedy dobrze to przemyślałem, doszedłem do wniosku, żeby chyba jestem tym, co po prostu daje.
A raczej będę. Nigdy jeszcze nie doszło do niczego pomiędzy mną a innym chłopakiem, ale… Niech mnie szlag, ale odnosiłem wrażenie, że gdyby tylko Sebastian skinął palcem, bez słowa protestu bym mu się oddał. To chyba była ta słynna rozwiązłość gejów i wytłumaczenie zaskakujących statystyk, że kiedy jeden hetero prześpi się z dwoma kobietami, w takim samym okresie czasu gej zaliczy z dziesięciu sobie podobnych, o ile nie więcej. Nie ma co ukrywać, że geje są bardziej perwersyjni. Mnie też to się udzielało. Nie obchodziło mnie, że nigdy jeszcze tego nie robiłem czy że jestem zakochany. Gdyby tylko Sebastian chciał, bez słowa sprzeciwu bym mu dał.
Był przystojny. Był seksowny i z pewnością nieźle wyposażony. Kto by nie chciał pójść z takim facetem do łóżka?
Przerażające… Cholernie przerażające, ale prawdziwe.
Zauważyłem coś jeszcze… Mianowicie to, że jakby bez udziału woli dotykamy się coraz częściej. Nie robiłem tego specjalnie, a jednak i tak takim czy innym zachowaniem prowokowałem sytuację, w której musielibyśmy się dotknąć. A to się potknąłem o próg, a to poślizgnąłem w kuchni, a to uderzyłem w coś głową, a to wpadłem na niego… Dziwne, głupie i kompletnie niedojrzałe, ale skuteczne i warte zastanowienia.
Można więc powiedzieć, że chociaż w czasie wolnym nie robiliśmy nic konkretnego, to jednak dużo się wydarzyło. I miało się wydarzyć o wiele więcej.
Kilka dni po Wigilii przyśnił mi się koszmar.
Zaczął się w momencie, kiedy leciałem w dół, a pode mną była tylko woda. Nie miałem żadnej szansy na zatrzymanie się, pozostało mi tylko bolesne oczekiwanie na to, co się zdarzy. Krzyknąłem i na chwilę zamknąłem oczy, gdy wpadłem do wody. Zimna ciecz otuliła mnie szczelnie, nie pozostawiając żadnej drogi ratunku. Zacząłem się krztusić i rzucać, usta napełniły mi się wodą. Nie miałem drogi ucieczki.
- Obudź się!
Właściwie nie usłyszałem, o co chodziło, ale głos był na tyle natarczywy, że zdołał wybudzić mnie ze złego snu. Spojrzałem na Sebastiana – siedział tuż obok mnie i wciąż trzymał ręce na moich ramionach. Oddychałem ciężko. Sebastian przyglądał mi się z nieprzeniknioną twarzą.
Sam nie wiem, co mną kierowało. Po prostu zerwałem się i rzuciłem na niego. Objąłem go mocno za kark i wtuliłem głowę w jego szyję. To on mnie wyciągnął z wody. Ocalił mi życie. Przy nim czułem się bezpiecznie.
- Robin? – spytał chemik, obejmując mnie jedną ręką. – Co ci się śniło?
Wahałem się chwilę. Mając osiemnaście lat nie powinienem bać się wody, ale czy po tym, co mnie spotkało, mój strach można było uznać za śmieszny?
- Czy to byli twoi rodzice?
 Pokiwałem przecząco głową.
- Woda… To była woda. Nie mogłem… wypłynąć.
- Dlaczego?
- Ja… nie umiem pływać.
- Żartujesz!
Zarumieniłem się lekko, wciąż do niego przytulony.
- Jak to się stało, że nie umiesz?
Wzruszyłem ramionami.
- Tak jakoś…
Przez chwilę nic nie mówił.
- W porządku. Jutro idziemy na basen.
- CO?!
- Idź spać – powiedział spokojnie, odsuwając się lekko. – Jest środek nocy.
Kiwnąłem głową, chociaż trochę się bałem, że znowu coś złego mi się przyśni. Nie śmiałem jednak prosić, żeby jeszcze chwilę ze mną został.
Ułożyłem się na łóżku i skuliłem. Ku mojemu zdumieniu, otulił mnie delikatnie kołdrą.
- Dobranoc – powiedział wstając.
- Dobranoc – odpowiedziałem cicho.
Gdy wyszedł, jeszcze chwilę leżałem z zamkniętymi oczami.
Przez całą noc nie przyśnił mi się ani jeden koszmar.


Sebastian
- No, wskakuj. Woda jest całkiem ciepła.
Obserwowałem z rozbawieniem jak dzieciak niepewnie patrzy na wodę w basenie olimpijskim. Sam już byłem zanurzony po samą szyję, utrzymując się na powierzchni głównie dzięki płynnym i delikatnych ruchom nóg. Robin siedział na brzegu w krótkich spodenkach kąpielowych i nie wyglądał na zbyt przekonanego.
Był ładnie zbudowany. Żadnych przesadnych mięśni ani wystających żeber. Był taki w sam raz jak na mój gust. Skórę miał raczej bladą, co było trochę dziwne, bo jego ojciec miał znacznie ciemniejszą karnację. Wyglądało więc na to, że dzieciak odziedziczył po starym głównie kruczoczarne włosy.
- No, szybciej.
W basenie było tylko kilka osób, które pływały gdzieś zupełnie po drugiej stronie. Byłem z tego zadowolony. Nikt nie wiedział, że przygarnąłem do siebie młodego Linna po śmierci jego rodziców i wolałem, żeby tak zostało. To mogłoby wywołać różne dziwne spekulacje, a tego chciałem uniknąć.
Robin w końcu się przemógł i wciąż trzymając się brzegu, zsunął się niepewnie do wody.
- Czemu od razu przyszliśmy tutaj? – spytał naburmuszony. – W ogóle nie mam tu gruntu.
- Szybciej się na uczysz na głębszej wodzie.
- O ile wcześniej się nie utopię.
- Słuchaj, wyłowiłem cię z rzeki, kiedy woda w niej miała kilka stopni poniżej zera. Możesz być pewien, że po tamtej kąpieli nie pozwolę ci tak po prostu utopić się w basenie.
- Od razu czuję się lepiej! – mruknął z ironią.
Miałem ochotę się zaśmiać. Kiedy nie był taki pewny siebie, przedstawiał sobą doprawdy interesujący widok.
- Podpłyń do mnie – powiedziałem, odsuwając się trochę od niego.
- Gdybym umiał to…
- Spróbuj. Złapię cię w razie czego. Przecież widziałeś jak się to robi. Nie udawaj sieroty.
- Jestem sierotą – burknął.
- Nie mówiłem w tym kontekście – warknąłem. Jeśli próbował wywołać u mnie wyrzuty wspomnienia z powodu tego, co powiedziałem, to chyba trochę mu się udało.
Przez kolejne dwie godziny Robin nauczył się w miarę pływać. Był naprawdę pojętnym uczniem. Szkoda tylko, że nas obu kosztowało to sporo nerwów. Dzieciak był tak pyskaty, że aż nie wierzyłem własnym uszom. Potrafił zripostować moje docinki w taki inteligentny sposób, że nie mogłem go tak po prostu zgasić, bo się nie dawał. Na każdą moją odpowiedź miał swoją własną. Żrąc się tak, uczyłem go pływać. Wiele razy zakrztusił się wodą przez to swoje burczenie do mnie, ale ważne, że były jakieś efekty.
Właściwie to nie mogłem uwierzyć, że jest taki bystry. Już dawno nie spotkałem nikogo, kto tak łatwo dotrzymywałby mi kroku. Jeśli chodziło o mój charakter, byłem mistrzem docinek. Chyba też po części z tego powodu uczniowie czuli do mnie respekt i nie pyskowali – po prostu wiedzieli, że ze mną się nie da. Robin naprawdę był bystry. Wbrew własnej woli poczułem do niego cień szacunku. Przez tych kilka miesięcy zdążyłem się przekonać, że na opinię i oceny naprawdę sobie zapracował. Nic dodać, nic ująć.
Gdy wróciliśmy do domu, nadal trochę się na mnie boczył. Kolacja przebiegła nam w milczeniu, aczkolwiek nie czułem się z tego powodu źle. Właściwie to cisza mi nie przeszkadzała. Miałem wrażenie, że Robin zwyczajnie manifestuje mi swoje niezadowolenie, ale tak naprawdę nie jest zły. Nawet całkiem dobrze mi się z nim mieszkało. Gotował, sprzątał, prał i jeszcze ładnie wyglądał. Nie był też jakiś głupi, chociaż to, że często biegał do piwnicy zapalić, było trochę denerwujące. Machnąłem jednak na to ręką. Skoro chce się truć, proszę bardzo. Dbał o to, żeby nie smrodzić mi fajkami w domu, więc nie chciałem być upierdliwy. Postanowiłem, że dopiero będę, kiedy wrócimy do szkoły po przerwie świątecznej. Nie odpuszczę gnojkowi za żadne skarby świata. Będzie kuł chemię dzień i noc, a obudzony w środku nocy bez zająknięcia wyrecytuje mi definicję alkanów, alkenów, alkinów i czegokolwiek jeszcze sobie zapragnę. Gówniarz miał potencjał, a ja miałem zamiar zrobić wszystko, żeby przez ten ostatni rok szkoły rozwinął skrzydła najbardziej jak się da.



Robin
- Obudź się! Robin! Robin!
Otworzyłem szeroko oczy. Zerwałem się do siadu, oddychając ciężko. Mokra od potu koszulka kleiła mi się do pleców, a drżące place zaciskałem na grubej kołdrze. Sebastian patrzył na mnie, marszcząc jasne brwi.
- Znowu to samo? – spytał cicho.
W ciemności pokoju widziałem go średnio na jeża – nie potrafiłem nic odczytać z jego twarzy. Odetchnąłem głęboko.
- Tak. Przepraszam, że znowu cię obudziłem – powiedziałem cicho.
- Nic się nie stało – odparł od razu.
Odsunąłem kołdrę i wstałem z łóżka.
- Gdzie…?
- Muszę do łazienki.
Wszedłem do sąsiedniego pomieszczenia i zapaliłem światło. Przemyłem twarz zimną wodą. Nie patrzyłem w lustro, nie chcąc zobaczyć zmęczenia na swojej twarzy. Dałem sobie chwilę na złapanie oddechu. Nie miałem pojęcia, dlaczego śni się ta przeklęta woda! Przecież nie mogłem aż tak się bać! Gdyby tak było, w życiu nie poszedłbym z Sebastianem na ten durny basen. Dlaczego więc tak mnie to męczyło?
Gdy wyszedłem z łazienki zauważyłem, że w kuchni pali się jakieś światło. Chemik miał taki fajny bajer w meblach, gdzie dotknął ręką kawałka metalu i zapalały mu się lampki wbudowane w meble tak, że widział cały blat. Stanąłem w  progu. Byłem ciekawy, co robi.
Sebastian sięgał do szafki na samej górze, a spodenki, w których spał, przyjemnie opięły się na jego pośladkach. Aż się na niego zagapiłem.
- Siadaj – polecił.
Westchnąłem cicho i posłusznie usiadłem na jednym z krzeseł. Po chwili Sebastian podał mi jeden z kubków.
- Uważaj, gorące – rzucił.
- Co to? – zapytałem.
- Gorąca czekolada – odparł, biorąc ostrożny łyk ze swojego. Oparł się tyłkiem o meble i przyglądał mi się. Czułem się jak pod mikroskopem.
- Naprawdę przepraszam za te pobudki – powtórzyłem po raz kolejny. – Ja… nie wiem, skąd to się bierze.
- Z czasem ci przejdzie.
- Mam nadzieję.
- Co dokładnie ci się śni?
- Jak lecę w dół i wpadam do wody, a potem nie mogę oddychać i zaczynam się topić.
- Cóż… Może to oduczy cię próbowania doprowadzenia swojej osoby do stanu zgonu.
- Bardzo śmieszne! – warknąłem. – Wiesz, że z samobójców nie powinno się nabijać?! A jeśli przez ciebie wpadnę w głęboką depresję i zamiast tego spróbuję podciąć sobie żyły albo się powiesić?! Co wtedy?
Sebastian wzruszył ramionami.
- Po prostu nie rób tego w moim domu – rzucił kpiąco.
Spojrzałem na niego jak na wariata.
- Teraz już chyba rozumiem, skąd się biorą zabójstwa w afekcie.
Sebastian prychnął tylko.
- Przecież nie mówiłem tego serio – wymamrotał. Dopił swoją czekoladę i odstawił kubek do zlewu, zalewając go wodą.
Wypiłem resztę swojej czekolady i zrobiłem to samo. Bez słowa poszliśmy do swoich pokoi.
Znowu miałem koszmar.
Znowu obudził mnie Sebastian.
- To samo? – spytał. Cały się trząsłem. Nienawidziłem tego głupiego snu, był okropny i straszny. Ja czułem się strasznie.
Chemik pogłaskał mnie uspokajająco po plecach. Przymknąłem na chwilę oczy. Jeszcze przez chwilę miałem dreszcze. Chciało mi się płakać.
Spojrzałem na niego z niemym błaganiem. Sam właściwie nie wiedziałem, o co chciałem go błagać. O to, żeby mnie przytulił? Zapisał gdzieś, gdzie mi pomogą? Pocieszył?
Nie wiem. W tamtej chwili wpadło mi jednak do głowy coś zgoła innego.
Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale zamknąłem je po chwili. Wpatrywałem się w niego, a on we mnie, wciąż głaskając moje plecy. Może mi się tylko wydawało, ale miałem wrażenie, że jego twarz jest coraz bliżej. Nie wiedziałem, czy tak jest naprawdę, czy to ja się przysunąłem, czy może on nachylił… W panującym półmroku udało mi się jednak dość dobrze dostrzec jego twarz. Nie wyglądał na tak zdezorientowanego jak ja się czułem. Podświadomie wiedziałem, do czego to zmierza, ale nie mogłem w to uwierzyć. Ja? I… chemik? Nauczyciel? Niemożliwe!
W następnej chwili nasze wargi musnęły się lekko. Nawet nie wiedziałem, kiedy zamknąłem oczy. Pierwsza próba zakończyła się sukcesem, więc po chwili nasze usta znowu się poruszyły, ocierając się lekko o siebie. Nagle miałem wrażenie, że cały się palę, zupełnie jakby ktoś podpalił mi łóżko.
Kolejny ruch ust, tym razem dłuższy. Następny był bardziej gwałtowny.
Nasze usta naparły na siebie mocniej, potem jeszcze mocniej i mocniej, aż w końcu zaczęliśmy robić to naprawdę chaotycznie i szybko. Przeszedł mnie elektryzujący dreszcz, kiedy nasze języki spotkały się po raz pierwszy. Złapał mnie za biodra i zacisnął na nich ręce, z aprobatą witając moje ręce na swojej szyi.
Kompletnie nie miałem pojęcia, co się dzieje. Po prostu odpowiadałem na namiętne pocałunki, chętnie splatając swój język z tym należącym do niego. Narządy ocierały się o siebie, penetrując wnętrza naszych ust. Ze wstydem poczułem, że mi staje. Westchnąłem cicho.
Poczułem rozczarowanie, kiedy nasze usta się rozdzieliły. Oblizałem je odruchowo, czując przyjemne mrowienie w wargach i języku. To było cholernie pobudzające.
Zauważyłem, że nie przeszedł obok pocałunku obojętnie. Oddychał szybciej niż zazwyczaj, ciężej.
- Ja…  Dobranoc– powiedział cicho. Jego ręka zmierzwiła mi włosy.
- Dobranoc – odpowiedziałem szeptem, bojąc się, że załamie mi się głos. Wstał i wyszedł, a ja dotknąłem ust nie, nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
Jeszcze długo nie mogłem zasnąć, myśląc o tym, co się wydarzyło.

***
Rozdział niesprawdzony. Wstawiam, korzystając z chwili wolnego czasu.
Mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Naprawdę kocham to opowiadanie. Slash piszesz genialnie.
    Wiesz, że Okowy życia przeczytałam już enty raz wraz z one-shot'em?
    Zdecydowanie to jest lepsze od jakiegokolwiek twincest'a. Tylko te rozdziały są takie krótkie...
    Nie mogę się doczekać kolejnej części :c

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Muszę się ogarnąć. Moje ulubione opowiadanie z wszystkich przeczytanych na tym blogu. Genialne. Dobra, uff, do rzeczy. Akcja jest po prostu genialna, fantastyczna. Obie postacie są dobre, nie są jakieś przerysowane.(Sebastian. afdghafjksakfyugafgfahfgkafah. <3) kurde nie wiem co napisać. Chciałam walnąć jakiś długi komentarz, ale pustkę w głowie. Zresztą mało kto myśli o tej godzinie (zwłaszcza ja). Nom. oczywiście, muszę pozacieszać, bo wreszcie pocałunek (k-k-k-k-k-k-k-k-k kiiiiissss(śpiewa)(robi taniec radości)(rzuca się po łóżku)). Cieszy mnie jeszcze to, że wszystko dzieje się w swoim czasie i biegnie swoim torem. Jeden pocałunek, a nie od razu seks. Po prostu akcja, jakaś fabuła, stopniowanie napięcia itp. Zresztą jak w każdym twoim opowiadaniu, ale po prostu musiałam to podkreślić, bo nie mogę znaleźć ostatnimi czasy żadnych nowych, dobrych blogów. No więc, nie mam co dodać. Oczywiście oprócz. Pisz dalej i oby wena cię nie opuściała. No i jeszcze - SEEEEEEEEEEEBASTIAAAAAAAAAN!<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. To było tak cudowne, że zanim pomyślałam nad komentarzem, przeczytałam jeszcze dwa razy.
    Historia jest po prostu przecudowna, kocham bohaterów tego opowiadania, po prostu mam takiego zaciesza na mordce, że to przy moim dołku aż dziwne. Poprawiłaś mi humor, bardzo poprawiłaś. Zdecydowanie jesteś moją mistrzynią.
    Akcja jest po prostu cudowanie rozbudowana. Jeden pocałunek, tylko jeden pocałunek...A nie od razu seks. I na dodatek ten wątek z koszmarem. Taki cudowny, bardzo mi się spodobał. Och, uwielbiam cię po prostu. Szkoda, że, jak już wspomniano, notki są tak krótkie. Cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
    życzę weny i zdecydowanie o więcej takich notek poproszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wprost wychodzę z siebie, nie mogąc doczekać się nowego odcinka. Ciekawią mnie ich reakcje na następny dzień. :3
    Scena z pocałunkiem pięknie opisana, w życiu nie czytałam lepszej. I fajnie, że tylko na całowaniu się skończyło.
    Nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
    Pozdrawiam i życzę dużo dużo weny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Łiii, fajne to było! Ciekawe, co teraz będzie o tym myślał Sebastian...
    No nic, czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Woda nie może mieć 'kilka stopni poniżej zera' . Woda może mieć od 100 do 0 stopni. W temperaturze 0 zamienia się w lód, a on może mieć temperaturę poniżej zera.
    T.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)