sobota, 23 listopada 2013

10.Twarzą w twarz

Chodzenie do szkoły stało się ostatnio niezwykle uciążliwe, pomyślał Tom, stojąc przed wejściem. Westchnął ciężko i warcząc coś cicho, wszedł do środka. Głupie wrażenie, że wszyscy się na niego gapią nie opuszczało go nawet na chwilę, nawet jeśli tak naprawdę nikt się nie patrzył.
Stanął pod klasą, zastanawiając się gorączkowo, co powie Czarnemu, kiedy ten już się pojawi. Nie miał pojęcia, chociaż główkował nad tym cały weekend. Na samą myśl o tej rozmowie chciał uciekać tam, gdzie pieprz rośnie, a to zdarzało mu się baaardzo rzadko.
– Hej.
– Hej.
– Coś ty taki zwieszony dzisiaj, co? – spytał Alan.
Tom westchnął.
– Nie wyspałem się i tyle.
– Nie wyspałeś się? – spytał Alan z prawdziwym zdziwieniem. Tom wzruszył ramionami. Chłopak uśmiechnął się porozumiewawczo. – Nie spałeś z jakiegoś konkretnego powodu?

Dredziarz spojrzał na niego ze zdziwieniem. Alan, chichocząc cicho, wyciągnął komórkę, czegoś w niej poszukał, a potem podsunął mu ją pod nos. Pokazał mu treść esemesa.
Nadawca: Bill
Treść: CAŁOWALIŚMY SIĘ:)!!!!!
Policzki Toma momentalnie zabarwiły się na bordowo.
– ZABIJĘ GO! Weź to skasuj!
Alan wciąż chichotał, nawet jak Tom pacnął go w łeb z groźną miną.
– Przestań się śmiać! To nie jest zabawne!
– Ale się zrobiłeś czerwony, hahaha!
– Tak, jasne, śmiej się! Menda jedna! Wszyscy jesteście po jednych pieniądzach.
Alan tylko jeszcze bardziej się roześmiał, nic sobie nie robiąc z morderczego spojrzenia Dredziarza.
– Fajnie było?
– Nie twoja sprawa.
– No, weź, Tom! Nie bądź taki, powiedz mi.
– Nie.
– No, weź.
– NIE! Nie, nie  i nie! Jestem asertywny i mówię nie!
– Też mi asertywność. O, cześć, Bill.
Tom obejrzał się szybko i jeszcze bardziej poczerwieniał. Alan roześmiał się.
– Żartowałem.
– Ty cholerny, mały…! – Tom złapał kolegę za szyję i zaczął go podduszać. Musiał jednak przestać, bo przyszła już nauczycielka, z którą mieli mieć lekcję.
– Jeszcze się z tobą policzę! – powiedział Tom, po czym wszedł do klasy z wyraźnie naburmuszoną miną. Zajął swoje miejsce i doszedł do wniosku, że nie ma pojęcia, jak ma gadać z Billem. A może najlepiej z nim nie gadać? A może nie przyjdzie dzisiaj do… Cóż, właśnie wszedł do klasy i przeprosił  za spóźnienie, więc odpada.
To będzie dłuuugi dzień, pomyślał Dredziarz, zezując na Billa, którego twarz nie wyrażała absolutnie niczego. Och, czasami naprawdę zazdrościł mu, że tak łatwo mógł przywdziać na twarz  maskę obojętności, przez którą naprawdę nieliczni mogli się przebić. On sam czuł, że nie może i wiedział, że choćby nie wiem, co, nie będzie w stanie ukryć przed nim swojego zażenowania.
Ku jego zdziwieniu, przez wszystkie lekcje Bill nie odezwał się do niego nawet słowem. Miał setki okazji, ale tego nie zrobił, więc Tom powoli się uspokoił i jego serce przestało pompować krew jakby było zaćpane. Dopiero po matematyce, która była ich ostatnią lekcją, ktoś złapał go za rękaw bluzy na korytarzu. Gdy Dredziarz się odwrócił i zdał sprawę, że to Bill, momentalnie znowu zaczął panikować.
– Możemy porozmawiać? – spytał Czarny spokojnie.
Tom przełknął ślinę i skinął głową. W szkole prawie nikogo już nie było, ich klasa też już zniknęła na schodach, rozmawiając o czymś głośno. Odeszli mimo to bardziej pod ścianę. Tom oparł się o nią barkiem, wciskając ręce w kieszenie swoich jeansów. Spojrzał niepewnie na Billa.
– Chciałem spytać… – urwał, wyraźnie szukając jakichś słów, które poprawnie oddałyby to, co chciał przekazać. – Chciałem wiedzieć, co myślisz o tym, co zdarzyło się na imprezie…
Tom poczuł rumieniec wypływający na jego policzki. Uświadomił sobie jednak, że głos Billa brzmiał trochę… niepewnie. Czyżby Bill też był poruszony tym, co się stało?
– A co za różnica? – spytał zamiast tego.
Czarny uśmiechnął się lekko, ale nie był to wesoły uśmiech.
– Dobra, to może inaczej… Wiem, że traktujesz mnie jak wroga i w ogóle… Powiedzieliśmy sobie wiele dziwnych, czasami krzywdzących rzeczy. I wiem, też, że się w ten sposób przed tobą odsłaniam, ale chcę wiedzieć, czy mam u ciebie szanse.
Dredziarz zamarł. To zabrzmiało naprawdę odważnie. W końcu mógł powiedzieć mu „nie” i wykpić go, że nigdy ich nie miał. Bill musiał naprawdę mu zaufać, że jednak nie jest na tyle potworem, żeby to zrobić i postanowił wyłożyć karty na stół.
Zanim odpowiedział, poczekał aż nauczycielka koło nich przejdzie i zejdzie po schodach, mamrocząc coś do nich, żeby się nie bili. Zdecydowanie byli od tego dalecy.
– Nie mogę uwierzyć, że prowadzimy taką rozmowę – stwierdził Tom. Miał zamiar wyjść z twarzą z tej konwersacji i to w wielkim stylu. – Nie jestem gejem. – Bill patrzył na niego bez wyrazu. W jego oczach błysnęło coś na kształt smutku, ale Tom nie był tego pewien. Właściwie często miał okazję patrzeć na Billa z tak bliska, ale nigdy jakoś nie zwrócił uwagi na jego oczy. Wydawały mu się tak cholernie znajome, jakby codziennie oglądał je w lustrze. – Ale ty też nie jesteś facetem, więc sądzę, że w tym przypadku, problem bycia – bądź nie – gejem nie stanowi problemu.
Czarny spojrzał na niego z niedowierzaniem. Na jego twarzy odmalowało się święte oburzenie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co Tom powiedział.
– No, wiesz – burknął z irytacją. – Nawet w TAKIEJ chwili musisz mnie obrażać?
– Przecież chyba powinieneś być zadowolony, hm? W końcu powiedziałem, że nie będę dla ciebie jedynie mokrym snem.
– Zapomnij! – warknął Bill, zarzucając ze złością torbę na ramię. – Zmieniłem zdanie!
Tom szybko złapał go w pasie i przyciągnął do siebie. Czuł się o wiele lżej, kiedy już miał to za sobą. Nie wiedział, co może wyniknąć z tego ich całego związku, ale miał zamiar się nim cieszyć. W końcu z kimś takim jak Bill na pewno nie będzie się nudził, nawet jeśli nie będą się już bić… zbyt często.
Bill szamotał się, więc przytrzymał go mocniej.
– Puszczaj mnie, ty… TY…!!!
Tom obrócił go przodem do siebie i oparł się wygodnie plecami o ścianę. Trzymał mocno Billa w pasie, nic sobie nie robiąc z tego, że ten próbuje się wyrwać.
– Jak chociaż przez chwilę mogłem pomyśleć, że…
– Przestań już.
– Jak cię zaraz walnę to…
– To, że robisz za kobietę w tym związku nie oznacza, że ci nie oddam, więc uważaj sobie.
Bill zacisnął zęby ze złością.
– Puść.
Patrzyli sobie hardo w oczy. Tom nachylił się trochę. Ich usta dzieliła naprawdę niewielka odległość. Mogli dostrzec złote plamki w swoich oczach z tej odległości. Bill przestał się szamotać, chociaż wciąż miał zaciśnięte gniewnie usta. Trwali tak dłuższą chwilę. Tom miał wrażenie, że zbliżyli się jeszcze bardziej i przymknął oczy, ale jego usta przez kolejne setki lat nie dotknęły tych miękkich warg.
Kiedy wreszcie to się stało, niemal uszło z niego całe powietrze. Pierwsze muśnięcia były spokojne i badawcze, zupełnie jakby nie byli pewni, czego mogą się po sobie spodziewać. Tom nie próbował wsuwać mu języka do ust, chciał poczekać na to co zrobi Bill.
Chłopak objął go wokół szyi i przysunął się jeszcze trochę bliżej, tak, że ich ciała stykały się ze sobą na całe długości. Przez chwilę ich języki tańczyły ze sobą, a potem odsunęli się lekko od siebie, oddychając ciężko.
– Skoro zamierzasz traktować mnie jak babę – rzucił Bill – to jeszcze dam ci popalić. Jedna głupia gafa, a cała szkoła usłyszy, jaki jesteś nieczuły.
Czarny odwrócił się na pięcie i poszedł sobie. Tom zachichotał i pobiegł za nim. Ten kawałek, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć, ich ręce wyprawiały naprawdę dziwne rzeczy, najwyraźniej niepewne, czy powinny spleść ze sobą palce. Co prawda nie zrobiły tego, ale sposób, w jaki o sobie pocierały przez całą drogę do szatni, był dość… jednoznaczny.
– Spotkamy się jutro? – zapytał Bill. – W sumie to… daj mi swój numer.
– Chcesz do mnie pisać jak zakochana nastolatka?
– Jeszcze słowo, a jutro wykrzyczę na cały korytarz, że mnie podglądałeś jak robiłem sobie dobrze i…
– Dobra, dobra, już nic nie mówię. Pisz.
Wymienili się numerami, a potem niezgrabnie pocałowali w usta na pożegnanie i rozeszli w swoje strony. Bill wsiadał do tramwaju, kiedy dostał od Tom pierwszego esemesa.
„Jak na taką chudzinę masz zaskakująco odstający tyłek;)”
Bill miał ochotę go po prostu zabić.
Prawdziwa lawina esemesów posypała się wieczorem. Przez cały okres trwania tych pisemnych tortur Bill nieustannie miał lekki wzwód i dałby sobie rękę obciąć, że Tom też. Pisali o wielu rzeczach, głównie jednak skupili się na drażnieniu siebie nawzajem. Żaden z nich jednak nie czuł się pokrzywdzony, bo obaj zasnęli z uśmiechem na ustach.
Następnego dnia Tom zaspał do szkoły. W sumie nic dziwnego, skoro całą noc śniła mu się ta czarna menda i to w takich konfiguracjach, że na samą myśl kręciło mu się w głowie. Sam nie wiedział, co było lepsze – te wyobrażenia senne czy masturbowanie się w międzyczasie. Skończyło się jednak na tym, że zdecydowanie się nie wyspał, nie miał jednak zamiaru zepsuć sobie z tego powodu dnia.
Spóźnił się cały kwadrans, więc zdecydował się nie iść na pierwszą lekcję. Zamiast tego napisał esemesa, który miał mu umilić czas.

Bill nie był zadowolony z nieobecności Toma. Właściwie to był wściekły, bo Tom nic mu nie wspominał, że go nie będzie i jeśli nie zaspał, to…
Jego telefon zawibrował w kieszeni. Wyciągnął go po kryjomu.
Nadawca: Tom.
Treść: Choć do łazienki na drugim piętrze.
Pff, pomyślał Bill. Jeszcze będzie mi rozkazywał, buc jeden, dodał w myślach, mimowolnie podnosząc rękę i pytając, czy może iść do toalety. Nauczyciel machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę i wrócił do swojego wykładu, który usypiał połowę klasy, zwłaszcza o takiej godzinie.
Czarnowłosy wszedł do łazienki i rozejrzał się w poszukiwaniu swojego… Hm, ciężko właściwie określić. Chłopaka? W sumie, całowali się i zdeklarowali, że będą coś ten–teges, ale czy to znaczy, że Tom jest jego chłopakiem?
– Bu!
Bill podskoczył i krzyknął, kiedy ktoś nagle trzepnął go w plecy.
– Kaulitz! – warknął, popychając śmiejącego się Toma do tyłu. – Odbiło ci?! Chcesz, żebym zawału dostał?!
– Oj, nie marudź. O czym tak zawzięcie myślałeś, co?
– O tym, co ci zrobię, jak już się pojawisz. Nie jestem na twoje zawołanie, wiesz? Tak ciężko było dopisać „proszę” na końcu bądź początku esemesa?
– Aż taka z ciebie baba?
– Baba czy nie, szacunek mi się należy, głąbie.
Tom westchnął.
– Zanim się przelizaliśmy, byłeś zdecydowanie zabawniejszy.
Bill spojrzał na niego spod byka.
– Wracam na lekcję.
– No, hej, daj spokój. Nie ściągnąłem cię tutaj, żeby się tylko przywitać.
– Też mi przywitanie.
Tom wciągnął Czarnego do jednej z toalet i zamknął za nimi drzwi, a potem nachylił się i po prostu go pocałował, uciszając tym samym kolejną tyradę Billa na temat jego zachowania. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy zmuszeni byli przerwać, żeby nabrać tchu, Dredziarz westchnął z zadowoleniem.
– Pójdziemy po szkole na pizzę?
– Randka? – spytał Bill podejrzliwie.
Tom wywrócił oczami i zaśmiał się.
– Randka. To jak? Pójdziemy?
Jego dłonie głaskały wystające kości biodrowe Billa, ale nie próbowały go złapać w bardziej „kontrowersyjnych” miejscach. Tom chyba uznał, że to nie miejsce ani pora, bo Bill raczej wątpił, żeby w jakimś ustronnym, odpowiednim miejscu specjalnie się hamował.
– W porządku, możemy iść.
– Super.
Jeszcze raz złączyli swoje usta, skubiąc wargi zębami, a potem Bill westchnął i zdecydował się wrócić na lekcję. Tom już na nią nie poszedł, bo nie było sensu tego robić.
– Już myślałem, że się tam utopiłeś – mruknął Alan, robiąc dokładne notatki z tego, co mówił nauczyciel. Bill miał nadzieję, ze przed sprawdzianem Alan da się namówić na ich skserowanie.
 Jeśli chodzi o to, że Kaulitzowie zaczęli być dla siebie w miejscach publicznych całkiem mili, przeszło to w sumie bez echa. Nie pokazywali, jakie naprawdę łączą ich stosunki, ale zachowywali się jak koledzy z klasy i chociaż dla innych było to dziwne, wszyscy szybko to zaakceptowali. Po zajęciach ubrali na siebie kurtki, czapki i poszli do pizzerii.
– Biorąc pod uwagę nasze początki, nie wierzę, że skończyliśmy w taki sposób – rzekł Tom znad kawałka swojej pizzy. Dobrali się naprawdę nieźle, w końcu obaj byli wegetarianami. – Zastanawiam się tylko, czy zamierzasz się ze mną kłócić, gdy przyjdzie do płacenia rachunku.
– Nie, jeśli każesz mi to zwrócić w inny sposób – rzucił Bill prowokacyjnie, akurat kiedy Tom pił colę przez słomkę. Dredziarz zakrztusił i kasłał przez chwilę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. – No, weź, bo pomyślę, że prawiczek jesteś.
– A ty to niby co? Sam się niedawno do tego przyznałeś.
– Ale nie zachowuję się w tak pruderyjny sposób jak ty.
– Jaki pruderyjny? Przecież to normalne tak reagować! Takich rzeczy nie mówi się w towarzystwie.
– Cóż, na pewno mówi się w towarzystwie kogoś, z kim się lizało, macało i ma się zamiar zrobić to znowu.
– Jesteś cholernie pokręcony.
– I napalony. Serio myślisz, że mam zamiar być dziewicą do swoich osiemnastych urodzin? Niedoczekanie.
– Za dużo pornosów się naoglądałeś.
Bill uśmiechnął się kpiąco.
– Ty za to zdecydowanie za mało. Ale hej! Może obejrzymy jakiegoś razem?
– Nie! – sprzeciwił się od razu Tom. Znając charakter Billa i to, jak skutecznie potrafił go prowokować, długą by już sobie tą dziewicą nie był. Dla niego to nie było takie łatwe, w sensie, przebranżowanie się z dziewczyn na chłopaków, a właściwie na tego konkretnego, który zwyczajnie go podszedł i udowodnił, że ma co zaoferować. Wpadł jak śliwka w kompot.
– Jedz i nie marudź – rzucił Bill, polewając obficie kawałek pizzy sosem czosnkowym. – Jeszcze zmienisz zdanie.
– Twoje niedoczekanie.
– Chyba twoje.
– Twoje.
– Nie, bo twoje.
– Niebo zostaw lotnikom.
– Nie bądź taki mądry.
– Ty też.
Spojrzeli na swoją pizzę, sztyletując ją wzrokiem, nie chcąc patrzeć tak na siebie. W sumie każdy jeden temat, jaki zaczęli, kończył się na przemawianiu, ale w sumie Tom jeszcze nigdy tak dobrze się nie bawił na… randce.
Cholerna randka, na której oprócz ciągłych kłótni, pojawiły się dziwne uśmiechy, głębokie spojrzenia w oczy okraszone rumieńcami na policzkach i zbereźne myśli o tym, co by robili, gdyby nie byli w pieprzonej pizzerii. Tom znowu czuł, że kręci mu się w głowie.
– To co z tą zapłatą w naturze? – zapytał Dredziarz, gdy już się najedli. Bill rozsiadł się wygodnie  i odchylił do tyłu, gładząc brzuch.
– Ale się najadłem. Może jednak trzeba było zamówić średnią, co? Następnym razem zdecydowanie trzeba wziąć mniejszą. A co do zapłaty… Hm, kiedy i gdzie?
– Teraz, na środku ulicy?
– Och, spadaj. Jeśli tak, to biorę u ciebie pożyczkę na wieczne nieoddanie i możesz obejść się smakiem.
Tom parsknął.
– Akurat ci pozwolę. Bierzemy coś jeszcze?
– Niee… Bo wszystko zwrócę.
– Chcesz jeszcze chwilę posiedzieć czy się zbieramy?
– W sumie to możemy już iść… Eh, zaraz pójdę spać.
– No, ja też – Tom ziewnął. – Jestem wykończony.
– Przynajmniej sobie dłużej pospałeś.
– Akurat. Gdybym spał jak trzeba, nie spóźniłbym się do szkoły.
Bill prychnął.
– I tak spałeś dłużej…

Hagen nie miał okazji zapytać ojca o Billa i Toma i w zasadzie nie wiedział jak powinien to zrobić. Ojciec miał do niego zaufanie i wiele rzeczy mu mówił, ale sprawa dotyczyła jego… Cóż, przyjaciół?
Nie miał w swoim życiu zbyt wielu bliskich osób. Był kimś, kto zwykle trzymał się na uboczu i gromił wzrokiem każdego, kto odważył się spojrzeć mu w twarz. Nie pomagał też fakt, że jego ojciec był dyrektorem szkoły. Tych kilka czynników skutecznie trzymało na dystans dzieciaki z jego otoczenia. Bill i Tom byli jednak inni i chociaż ich znajomość zaczęła się niefortunnie i rozwijała głównie w kozie, to jednak trwała i nie ograniczała się tylko do „cześć” na korytarzu. Poza tym, Hagen miał dziwne przeczucia co do tej dwójki, a intuicja nigdy go jeszcze nie zawiodła.
Postanowił zapytać ojca wprost. Jedli właśnie razem obiad, kiedy wziął głęboki oddech i zaczął.
– Tato?
– Hm? – ojciec spojrzał na niego pytająco.
– Chciałbym się o coś spytać. To może zabrzmieć głupio, ale… – urwał i podrapał się po karku.
– Ale? – zaciekawił się mężczyzna. Georg rzadko miał problemy z doborem słów, kiedy chciał coś powiedzieć. Zwykle walił prosto z mostu.
– Czy Billa i Toma coś łączy? – spytał. Mężczyzna znieruchomiał, więc Hagen zmarszczył brwi i kontynuował. – Wiem, że jeśli tak, to na pewno o tym wiesz. Oni nie zachowują się jak normalni ludzie czy wrogowie. Tak łatwo się ze sobą zsynchronizowali… Urodzili się tego samego dnia, mają identyczne oczy, podobne głosy… Niby się kłócą, ale przecież nie byliby w stanie tak szybko zacząć funkcjonować jak dobrze naoliwiona maszyna.
– Zwariowałeś, Georg. Sam fakt, że ta dwójka chodzi razem do jednej klasy, jest już niezwykle irytujący. Gdyby byli braćmi to chyba bym złożył rezygnację.
– Ale tato, przecież… Słuchaj, nie jestem głupi. Coś jest nie tak. Obaj pojawili się w naszej szkole tego samego dnia. Mają te same nazwisko. Ty też nie traktujesz ich sprawiedliwie! Wiecznie wlepiasz im szlabany i to wtedy, kiedy są razem. Czy ktoś po prostu próbuje…?
– Naprawdę oszalałeś, Georg. Słuchaj, nie wiem, w co oni próbując cię wkręcić, ale to…
– Wiem, o czym mówię i ty też wiesz. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
– Już powiedziałem, że coś sobie uroiłeś, albo oni próbują coś ci wmówić. Zamiast zajmować się głupotami, lepiej skup się na nauce. Piszesz w tym roku maturę.
Hagen westchnął, dzióbiąc widelcem w talerzu.
– Mogę z powrotem swój bas?
Mężczyzna westchnął ciężko, ale skinął głową.
Hagen był pewny, że zrobił to, bo chciał, żeby się od niego odczepił.
On jednak nie zamierzał tak tego zostawić. Chciał dowiedzieć się prawdy za wszelką cenę i uda mu się. Prędzej czy później, dowie się o co to całe zamieszanie z Billem i Tomem i dlaczego wszyscy zachowują się, jakby zupełnie powariowali.


***
Przybyłam z kolejnym rozdziałem. Mózg zaraz mi eksploduje z nadmiaru informacji i to jeszcze wkutych po niemiecku, więc dla relaksu zajęłam się TWT. Nie sprawdzałam dokładnie tekstu, tylko przeleciałam go wzrokiem, więc mogą pojawić się błędy. Następny raczej się szybko nie pojawi, więc chwilowo musi Wam wystarczyć ten rozdział.
Mam nadzieję, że się chociaż podobał:) I że rehabilituje się powoli za te jakieś trzy miesiące(?) bez tego opowiadania.
Pozdrawiam!


9 komentarzy:

  1. Hah. Jestem pierwszy raz pierwsza. :D
    Rozdział jak zwykle genialny. Co ty dużo mówić; piszesz wspaniale. ^_^ Tak bardzo zazdroszczę tobie talentu... :) I nie widziałam ani jednego błędu.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Heej !
    Rozdział świetny ! tylko dlaczego taki krótki ??!
    Ja tu cierpie bez twoich opowiadan !! Serio !
    Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieje, że pojawi sie szybciej niż za 3miechy !
    PS; Powodzenia i weny życze :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bliźniaki są razem... Nie wierzę! Przecież oni się pozabijają przy pierwszej poważniejszej kłótni xD
    A Georg nadal węszy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Odcinek jak zwykle fajny, akcja zaczyna się rozkręcać. Ale jeszce lepiej by było gdybyś odwiesiła to opowiadanie. :) Nie mogę się doczekać następnej części. Weny życzę, zwłaszcza do tego opowiadania. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam to drugi raz... pomijajac literowki, ktorych nie chce mi sie wypisywac, wylapalam jeszcze "choć" zamiast "chodź" ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak! Cudowny rozdział! To w ''jaki sposób'' oni są razem, jest przesłodkie! <3 Uwielbiam to i z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały :),
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. och matko, kocham To opowiadanie, nie mogę doczekać się nexta:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam jak oni się kłócą, zupełnie jak przedszkolaki. Cały czas zastanawiam się czy chłopcy sklecą jakiś zespół, pewnie tak ... wtedy to dopiero będą kłótnie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)