czwartek, 12 listopada 2015

51.Światło w ciemności



– Ciii… Ciii, nie płacz – szeptał cicho Tomek, biorąc braciszka na ręce i przytulając go. Zaczął kręcić się po pokoju, kołysząc go lekko w ramionach. Samuel miał sucho i ciepło, no i to nie była jeszcze pora karmienia, zdarzało się jednak, że mały się budził w nocy i zaczynał płakać. Prawdopodobnie się bał.
Zazwyczaj to Kacper chodził do Samuela w nocy. Tomek nie spodziewał się, że małe dziecko może dać tak popalić, ale wszyscy odczuli w kościach jego pojawienie się. Maria pilnowała małego co drugą noc, a w pozostałe zazwyczaj Kacper. Teraz jednak nie było go w kraju, poleciał w jakąś podróż służbową – wziął Paula ze sobą – i to Tomkowi przypadła w udziale opieka nad chłopcem.
Samuel przestał w końcu płakać, ale wciąż nie wyglądał na chętnego do położenia się z powrotem spać. Tomek poprawił go sobie w ramionach i kołysał go dalej, szepcząc do niego uspokajająco.
Zack stanął w drzwiach. Nie odrywał od niego wzroku nawet na chwilę, oparty ramieniem o futrynę.
– Wszystko z nim w porządku? – spytał cicho.

– Chyba tak – odparł Tomek równie cicho. – Chyba po prostu się przebudził.
Zapadła cisza. Tomek pogłaskał dziecko po plecach i kołysał je dalej. Samuel zazwyczaj w końcu się poddawał i zasypiał.
Wszystko jakoś… poukładało się, od kiedy pojawił się Samuel. Kacper dość szybko zrobił testy na ojcostwo, które wykazały, że Samuel faktycznie jest jego synem. Chcąc nie chcąc, Kacper zatrudnił Marię na stałe i dodatkowo jeszcze gosposię, która zajęła się przygotowywaniem posiłków. Tomek uspokoił się przy dziecku, poświęcając mu każdą wolną chwilę. Zack czasami aż bywał zazdrosny widząc, że Tomek skupia większą uwagę na dziecku niż na nim.
Nagle skończyły się koszmary i ataki paniki, skończyły się napady złego humoru i smutku… Od pojawienia się Samuela miał o wiele płytszy sen, zupełnie jakby jego organizm dopasował się do dziecka. Gdy tylko Samuel zapłakał, Tomek od razu się budził, nawet jeśli to Kacper wstawał i się nim zajmował. Zamiast myśleć o stracie matki, Tomek skupiał swoją uwagę głównie na braciszku, nie mogąc się doczekać chwili, aż mały zacznie się bawić zabawkami, chodzić, mówić…
To tak, jakby ostatni element układanki wskoczył na swoje miejsce. Jakby ten cały horror, przez który musiał przejść, właśnie się skończył. Jakby to wszystko musiało się zdarzyć, żeby teraz mógł żyć spokojnie, mając u swego boku kochającego chłopaka, ojca, brata… Jego życie powoli nabierało coraz więcej kolorów. To nie tak, ze zapomniał o matce niecałe trzy miesiące po jej śmierci. Po prostu pustkę po jej stracie zaczęły wypełniać inne osoby. Wciąż o niej pamiętał, wciąż o niej myślał, wciąż miała miejsce w jego sercu. Nie była już jednak jedyną osobą, dla której zrobił tam miejsce.
– Zdecydowanie chcę mieć kiedyś z tobą dzieci – rzucił nagle Zack, patrząc na niego z delikatnym uśmiechem. – Będziesz świetną mamusią.
– Ha ha – burknął Tomek bez cienie rozbawienia.
– Mówię poważnie. – Zack podszedł do Tomka i pogłaskał Sama po plecach. – Uwielbiam sposób, w jaki się nim zajmujesz.
– Jesteś o niego zazdrosny.
– Tylko czasami. Kiedyś przyjdzie czas, że będę gotowy podzielić się tobą z kimś innym. Kiedy tak się stanie, postaramy się o bobaska.
– Przerażasz mnie – rzucił Tomek z uśmiechem. Zack go trochę zaskoczył, bo przecież nie byli razem nawet pół roku, a on mówił mu już o dzieciach. Ale fakt, znali się dłużej, kręcili ze sobą prawie od samego początku, więc… A może Zack już wiedział, że to on jest dla niego tym jedynym? Tak jak Tomek wiedział, że dla niego liczy się tylko Zack. I niech sobie mówi kto co chce, że uważa tak, bo jest dzieciakiem. Miał to gdzieś, on swoje wiedział.
Sam w końcu zasnął po kilku minutach, więc Tomek odłożył go ostrożnie do łóżeczka i nakrył kocykiem.
– Widzę, ile to dziecko dla ciebie znaczy, Tomek – mruknął Zack, całując go w czoło. – Będziesz świetnym ojcem. Masz to we krwi. Widać, że nawet Kacper jak chce, to potrafi. Ale wiesz… to dziecko to najszybciej za jakieś dziesięć lat.
Tomek uśmiechnął się lekko, przymykając drzwi do pokoju Samuela i wchodząc do swojego.
To naprawdę było zaskakujące, jak łatwo Kacper wdrożył się w ojcostwo. Zack wyraźnie miał nadzieje, że Kacper nie będzie chciał dziecka przebrać ani nakarmić – zwłaszcza po tym jak za pierwszym razem zarzygało mu całą koszulę – ani nawet wziąć na ręce. Co się okazało, Kacper był ulepiony z trochę innej gliny. To całe „dzieci nie pasują do mojego stylu życia” było wierutną bzdurą. Kacper po kilku dniach obserwowania Marii zachowywał się, jakby wychował z czwórkę dzieci. Nie miał problemów z tym, że Samuel na niego rzygał; przebierał mu pampersy bez mrugnięcia okiem, kąpał go i pilnował jak oka w głowie. Okazało się, że był fenomenalnym ojcem, pewnym każdego swego ruchu i chociaż Tomek wiedział, że Kacper by się w życiu do tego nie przyznał, to jednak lubił spędzać czas z Samuelem. Dla nich wszystkich zachowanie Kacpra było niezrozumiałe, ale cóż. To był Kacper. Nie, żeby ktokolwiek na tej planecie rozumiał jego postępowanie. Dla Tomka było ważne, że Kacper nie próbował pozbyć się Samuela, reszta była bonusem.
Jakoś tak… dzielili się opieką nad małym bez zbytnich problemów. Gdy jadali razem śniadania, nie było dnia, żeby nie mieli o czym porozmawiać. Trzeba było przecież zrobić pokój dla Samuela, pomalować ściany i ponaklejać na nie odpowiednie statki kosmiczne i gwiazdki… Przydałoby się też jeszcze jedno łóżeczko, no i ciuszków nigdy za wiele… Dzięki Samuelowi ich życie nabrało zupełnie nowego wymiaru. Tomek nigdy się nie spodziewał, że będzie miał ochotę całować Lilith za cokolwiek po stopach.
A jednak.
Obaj rozebrali się do naga i weszli pod kołdrę, przytulając się do siebie. Zack pogłaskał go po biodrze, potem po udzie i pośladku, składając delikatne pocałunki na linii jego szczęki. Tomek już się przekonał, że lubi spełniać fantazje erotyczne Zacka. Nigdy by się nie spodziewał, że tak go podnieci obudzenie się z poruszającym się w nim Zacku w łóżku. To było… dziwne, tak dryfować przez chwilę na granicy jawy i snu i czuć, jak coś ciepłego, wilgotnego i pulsującego wsuwa się i wysuwa z niego. Jego ciało było rozluźnione i nie stawiało żadnego oporu, pozwalając Zackowi na wszystko.
Gdy Tomek już zupełnie się rozbudził i zrozumiał, co się dzieje, dla Zacka było już po wszystkim. Strzelił głęboko w nim, głośno oznajmiając swoje zadowolenie. To były… dobre chwile. Warte zapamiętania.
Czasami, gdy Tomek myślał o swoim związku z Zackiem, czuł w sercu dziwne ciepło, które sprawiało, że aż miał ochotę płakać. Ze szczęścia. Często ludzie zastanawiają się, czym sobie zasłużyli na wszystkie złe rzeczy, które przydarzyły im się w życiu. Nikt nie zastanawia się, czym sobie zasłużyli na te dobre, zupełnie jakby im się należały. A to nie była prawda. Na niektóre rzeczy trzeba sobie zasłużyć, na niektóre nie. Na wiele nie ma się wpływu, ale Tomek wierzył, że… Że jeśli złe przydarzały mu się, bo podpadł czymś komuś na górze, to dobre działy się w jego życiu, bo temu komuś czymś zaimponował.
Każdy w życiu ma swoje gorsze i lepsze chwile. Niektóre nasze gorsze chwile byłyby dla innych tymi lepszymi. O tym też zazwyczaj ludzie nie myślą, ale Tomek… Tomek myślał. Był artystą, który mimo młodego wieku trochę już przeżył. Dostrzegał więcej niż inni, a może tylko chciał tak myśleć? Tak czy siak wiedział, że jeśli dla kogoś wyrzucenie z pracy jest końcem świata, dla kogoś innego byłoby tylko kłodą pod nogi, którą jednak da się obejść. Były rzeczy, które się w życiu naprawdę liczyły. Były też takie, które tylko wydawały się liczyć. To od ludzi zależało, czy będą potrafili docenić to, co naprawdę jest ważne.
To, co przydarzyło mu się w ciągu ostatniego roku, dało mu niezłą lekcję życia i Tomek zamierzał ją zapamiętać. Nie chciał popełniać wciąż tych samych błędów. Chciał być szczęśliwy, nie mając wyimaginowanych wymagać. Teraz już potrafił docenić proste rzeczy i z tego zamierzał czerpać radość. I spełnienie.
I może coś więcej też.


Paul stał w łazience w samej bieliźnie i oglądał swoje ciało z każdej strony. Westchnął ciężko. Odkąd on i Kacper tak jakby się zeszli, Paul czuł się bardziej komfortowo ze swoim wyglądem. Nie oznaczało to jednak, że zaakceptował swój wygląd w pełni. Wręcz przeciwnie.
Zawsze wiedział, ze jest przystojny, więc teraz, kiedy to utracił, odczuwał tę stratę bardziej niż odczuwaliby to pewnie inni , mniej przystojni mężczyźni. Gdyby wcześniej nie był ładny, pewnie szybciej zaakceptowałby swój nowy wygląd. Jego sytuację mógł zrozumieć tylko inny przystojny mężczyzna, który też w pewnym momencie został oszpecony. Gdyby na jego miejscu był Kacper, na pewno też miałby problemy z zaakceptowaniem tego, że już nikt nie ślini się na jego widok.
Tak to już, niestety, było.
– Co ty znowuż robisz? – spytał Kacper niemrawo, ziewając i wchodząc do łazienki.
– Myślisz, że da się to usunąć? – zapytał Paul, nawet nie patrząc w jego stronę. – Chociaż twarz i szyję? Żeby tak nie rzucało się w oczy?
Kacper westchnął.
– Co żeś się tak uparł na te blizny? Przecież ci powiedziałem, że mi nie przeszkadzają.
– Ale mnie tak. Chcę wyglądać dobrze.
– Wyglądasz dobrze.
– To chcę wyglądać lepiej.
– Brzmisz jak rozkapryszone dziecko – skomentował Kacper. – Serio, Paul, śmierć Oli niczego cię nie nauczyła?
– Co ona ma do tego?
Blondyn pokręcił głową, patrząc na niego z politowaniem.
– Wolałbyś umrzeć ładny, tak jak ona? Czy przeżyć wypadek i mieć blizny, których nie możesz się do końca pozbyć?
– Przeżyć – mruknął Paul niezadowolony. – Co nie zmienia faktu, że nie podoba mi się mój wygląd.
– Paul, masz prawie czterdzieści lat. Po cholerę ci wyglądać jak młody bóg?
– Chcę być atrakcyjny, wiesz? Chcę, żeby mężczyźni patrzyli na mnie i widzieli przystojniaka, a nie ofiarę wypadku.
– To jej z siebie nie rób. – Kacper wzruszył ramionami. Paul zacisnął usta. Dla tego kutasa wszystko było zawsze tak cholernie proste. Wrrr, czasami miał ochotę przywalić mu w twarz. – Jesteś atrakcyjny dla mnie. To ci nie wystarcza?
– Teraz? Może. Co, jak już ci się znudzę?
Kacper wywrócił oczami, wyglądając na poirytowanego.
– Jaaasne… Ruchałem cię przez cztery lata i się nie znudziłem, a teraz się nagle znudzę.
– Zostawiłeś mnie.
– Nie zostawiłem. Powiedziałem tylko, że mam narzeczoną, to różnica.
– Tylko, kurwa, dla ciebie – warknął Paul. Wiedział, że nie ma racji, bo… no bo Lilith. Kacper mówił poważnie, ona była dla niego tylko kolejną osobą do pieprzenia z tym, że niby miał ją poślubić. Paul powinien wzruszyć ramionami i dalej mu truć ze swoimi uczuciami, chociaż… Jak  by na to nie spojrzeć, to jego zniknięcie i wypadek zdawały się przyczynić do tego, że Kacper trochę się nim zainteresował.
Kacper westchnął. Wyglądał na zmęczonego, zwłaszcza że negocjacje nie poszły tak, jak to zaplanował.
– Nie siedź tu za długo – wymruczał. Zatrzymał się jeszcze w drzwiach. – Paul… Nie odbyliśmy jeszcze tej rozmowy, ale wbrew temu, co sobie pewnie uroiłeś w głowie, nie wykorzystuję cię. I na pewno nie zamierzam cię zostawić. – Umilkł na chwilę, po czym dodał, niemal zwalając Paula z nóg. – Gdy Samuel podrośnie… chcę, żeby nazywał cię papą. Więcej tego nie powtórzę, więc dobrze to sobie zapamiętaj.
Paul stał i gapił się z otwartymi ustami na zamknięte drzwi łazienki, obok których jeszcze przed chwilą stał Kacper. Przesłyszał się? Bo przecież to był… To był Kacper, prawda? Kacper Małecki. Kacper nie mówił tego typu rzeczy. Kacper był chamskim i wyrachowanym człowiekiem, nie przejmującym się innymi. Paula coś ominęło czy ktoś Kacpra najzwyczajniej w świecie podmienił?
Jasne, widział zachodzące w nim zmiany. Były tak duże, że ciężko byłoby ich nie zauważyć, ale nawet biorąc to pod uwagę i tak nie wydawało się możliwe, żeby Kacper tak powiedział. Chciał, żeby Samuel nazywał Paula „papą”? Miał być dla dziecka Kacpra drugim ojcem? NAPRAWDĘ?! To było tak nierealne, że pewnie było. Wszystko, co przy Kacprze wydawało się nierealne, stawało się realne. Gdyby Kacper wymyślił wehikuł czasu czy coś w tym stylu to Paul by się w ogóle nie zdziwił.
Pokręcił głową, patrząc na siebie w lustrze. Serce waliło mu jak młotem z ekscytacji i trochę strachu, że to tylko sen, w brzuchu czuł dziwny ucisk, a na twarzy miał wypieki.
Teraz tak jakoś jeszcze bardziej chciał ładnie wyglądać, ale już nie tylko dla siebie samego i zadowolenia z tego, że inni faceci się za nim oglądają.
Teraz chciał wyglądać dobrze jeszcze dla Kacpra, nawet jeśli ten twierdził, że kompletnie mu blizny Paula nie przeszkadzają. To w końcu był Kacper, prawda? Na pewno kłamał.
Westchnął ciężko i po kilku kolejnych minutach wyszedł wreszcie z łazienki. Wdrapał się na łóżko i ułożył wygonie na swojej połowie.
– Śpisz? – spytał.
– A jak myślisz? – zapytał Kacper z lekką kpiną w głosie.
– Że nie – odparł Paul neutralnie, nieprzejęty tonem Kacpra. Był tak podjarany jego słowami, że wątpił, żeby był w stanie wściekać się na niego przez kolejny rok.
– Pytałeś z jakiegoś konkretnego powodu?
– Naprawdę nie przeszkadzają ci moje blizny?
Kacper jęknął.
– Miałem nadzieję – zaczął z przekąsem – że masz ochotę na małe co nieco. Ale nieee… Po co? Zdaje się, że przeszedłem do innej drużyny tylko po to, żeby być z facetem, który ma do powiedzenia więcej niż baba. Super.
– Jak ci tak bardzo zależy – Paul podniósł głos zirytowany – to mogę ci najpierw wsadzić, a dopiero potem zadawać pytania.
Kacper zaśmiał się cicho.
– Zabrzmiało perwersyjnie. Bawimy się teraz w policjantów i złodziei?
– Och, zamknij się! – Paul pchnął go w ramię. – Dlaczego ty zawsze wszystko komplikujesz?
– Sam wszystko komplikujesz. A wracając do pytania, to tak, twoje blizny mi kompletnie nie przeszkadzają. Natomiast to, że zrobił się z ciebie niemrawy i przewrażliwiony sukinsyn już tak. No ale… Opcja jest taka. Jeśli ci tak bardzo zależy, mam namiary na pewną prywatną klinikę. Dzwoniłem już tam nawet i, jeszcze raz powtórzę, jeśli ci naprawdę na tym zależy, możesz się tam poddać operacji. Nie usuną blizn całkiem, ale znacznie je zmniejszą czy coś tam.
– Wiesz, ile to kosztuje?
– Jakieś cztery lata mojej pracy, dzięki za przypomnienie, ale jako że nigdy nie dostałeś ode mnie prezentu na urodziny, a znamy się nie od dziś, to możemy uznać, że będzie to prezent za wszystkie zaległe lata i najbliższych pięć. Co ty na to?
Co on na to? Czy Kacper naprawdę musiał pytać?


Ciężko było nie płakać, odnosząc porażkę zaledwie krok od mety.
Tyler trzymał się dzielnie, kiedy w finale wyczytano jego i Matthiasa jako zespół, który zajął trzecie miejsce. Trzecie. Ludzie na nich głosowali, lubili ich, a i tak wygrał ktoś inny.
Kiedy zaczynali odnosić sukcesy, Tyler nigdy by się nie spodziewał, że zajdą tak daleko. Traktował to wszystko jak dobrą zabawę, nie robiąc sobie żadnych nadziei, jednak za każdym razem przechodzili dalej. Jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia. U Tylera nie było inaczej. Im dalej przechodził z Matthiasem, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to jest do wygrania. Naprawdę mieli szansę wygrać i w momencie, kiedy zaczęło mu zależeć, przegrał.
Po prostu przegrał.
Po minie Simona widział, że też nie jest zadowolony z rezultatu programu, ale cóż… to dla zwycięzcy był przeznaczony kontrakt na wydanie płyty, więc…. Jasne, Simon podpisał umowę z One Direction, mimo że też dostali bęcki w finale, ale to nie było to samo. Gdzie on i Matt, a gdzie One Direction? To była inna liga.
Po prostu inna liga.
Ale czy to naprawdę aż tak źle? Jasne, przegrał, ale przecież to nie był koniec świata, prawda? Zaszedł z Matthiasem tak daleko. To, że przegrali akurat tutaj, nie oznacza, że przegrają też gdzie indziej. Do tej pory zawsze był w cieniu Zacka, w cieniu jego osiągnięć, w cieniu jego wszystkiego tak naprawdę. Zack zawsze był od niego lepszy i mimo że Tyler naprawdę kochał swojego starszego brata, to w głębi duszy był trochę o niego zazdrosny. A teraz? Teraz wreszcie znalazł coś, w czym Zack nie mógł go przyćmić. Nie, żeby Zack chciał albo specjalnie umniejszał wartość Tylera w oczach innych, to po prostu było subiektywne odczucie Tylera. Teraz wreszcie miał coś swojego, coś w czym zdawał się być naprawdę dobry. Załamywanie się na pewno nie pomoże mu się wybić. Nie było co płakać nad rozlanym mlekiem. I Tomek i Zack mieli rację, kiedy mu to bez przerwy powtarzali. Nadszedł widocznie czas, żeby wreszcie wziąć to sobie do serca i zacząć więcej działać niż się nad sobą użalać. W końcu nad tymi, co się nad sobą użalają, nikt się nie lituje.
Prowadzący spytał Tylera, dlaczego ma taką wojowniczą minę i czy to przez werdykt.
Tyler uśmiechnął się lekko.
– Niee… To znaczy, trochę tak – przyznał. – Po prostu uświadomiłem sobie, że to nie ma dla mnie znaczenia, wiesz? – Wszyscy patrzyli na niego zaskoczeni, zapewne spodziewając się zupełnie innej reakcji. – Jeszcze nie tak dawno bałem się śpiewać. Śpiewałem tylko wtedy, gdy udało mi się gdzieś dorwać do alkoholu. – Część ludzi zaśmiała się. – Nie miałem odwagi zrobić tego w innych warunkach i okolicznościach. Zgłosiłem się do tego programu, bo poprosiła mnie o to dziewczyna z klasy, która mi się bardzo podobała. Na początku nie byłem zbyt entuzjastycznie do tego nastawiony. – Ludzie znowu zachichotali, zapewne pamiętając jego początki i to, jak niemal siłą musieli go wepchnąć na scenę, żeby wystąpił. – Chciałem odpaść jak najszybciej, ale jakimś cudem ja i Matthias przechodziliśmy dalej. Okazuje się, że jednak jest coś, w czym jestem dobry. Nie uważam, żebyśmy tutaj z Matthiasem przegrali. Wiele się nauczyłem podczas trwania tego programu i na pewno będę śpiewał dalej. Dobrze się tutaj bawiłem, poczułem się pewniej sam ze sobą i jestem szczęśliwy. Widocznie ktoś inny zasłużył na wygraną bardziej niż my. Pozostaje mi tylko pogratulować. – Tyler uśmiechnął się lekko i szczerze, bo naprawdę nie była to jakaś zasłona dymna dla jego prawdziwych uczuć. Wierzył w każde jedno swoje słowo.
To jeszcze nie był koniec Tylera Warrowa.
Czas Tylera Warrowa miał dopiero nadejść.


– Och? Jesteś w domu?
Bastian obejrzał się przez ramię i zobaczył ojca stojącego w progu.
– Tak, postanowiłem dzisiaj zostać.
– Hmm… W porządku. Przygotuję nam coś na kolację, pobaw się z Natanielem.
– Okej. Chodź, młody.
Nataniel zdecydował się trochę porysować, co Bastian przyjął z ulgą, bo naprawdę nie miał nastroju na jakiekolwiek zabawy. Został w domu bo… No właśnie. Bo.
Nie spodziewał się, że to stanie się tak szybko, ale cóż, stało się. Nie dość, że jakoś nie miał już ochoty iść do klubu i wyrywać facetów to jeszcze zaczął sobie uzmysławiać, że ten irytujący mały kujon naprawdę wrył mu się w czaszkę i nie potrafił o nim zapomnieć. Mówi się, że doceniamy to, co mamy, dopiero kiedy to stracimy i inne pierdoły. Bastian jakoś w to nie wierzył, a na pewno nie w przypadku Adama Wolfa, ale o dziwo zatęsknił za tym małym gnojkiem.
Czas sobie leciał, na koncie Bastiana przybywało podbojów, ale jakoś nie ludzi, z którymi szczerze mógłby pogadać i pożartować. Adam był jedyny w swoim rodzaju, ironiczny i wredny, nie bojący się przygrzmocić Bastianowi, jeśli mu się należało. Teraz, kiedy kontakt się urwał, Bastian zaczynał za tym tęsknić. Za jego głupotą i mądrością jednocześnie, za wyrozumiałością i cierpliwością, za… za wszystkim, zdaje się.
Udało mu się spotkać raz Adama i próbował nawiązać z nim kontakt, ale Adam… zmienił się. Ściął włosy i przefarbował na ciemniejszy kolor, nosił jakieś ciężkie buciory, które z powodzeniem mogłyby zmiażdżyć Bastianowi jaja i wyglądał o wiele mniej przyjaźnie niż wcześniej. No i… nie był zachwycony spotkaniem. Na wszystko to, co Bastian zdołał z siebie wydusić, odpowiedział jednoznacznie – jeśli Bastian czegokolwiek od niego chce, najpierw ma się upewnić, że tak jest naprawdę. Że kiedy już wreszcie rozgryzie, czego właściwie chce, to dopiero wtedy może przyjść, nie wcześniej. I Bastian, choć bardzo nie chciał, wiedział, że musi to uszanować. Adam prosił, żeby dał mu przestrzeń i nie próbował się z nim przyjaźnić, bo tego Adam nie chciał. Bastian sam nie wiedział, czy przyjaźnienie się było w ogóle opcją dla nich. Dziwnie byłoby mu się przyjaźnić z kimś, kogo zgwałcił i z kim uprawiał od czasu do czasu seks. Adam był dla niego kimś więcej.
Pozostało tylko rozgryźć, kim.
… i dlaczego nie ma ochoty chodzić na imprezy i wyrywać facetów.
… no i czemu jakoś tak bez Adama nagle wszystko zdawało się stracić urok.
To było po prostu śmieszne, tylko jakoś Bastian nie potrafił się z tego śmiać. 


4 komentarze:

  1. Super choć mam pdf nie darowałam sobie przeczytać ten fragment jeszcze raz:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne jak zawsze... Dotychczas siedziałam cicho i nie komentowałam, ale usłyszałam ostatnio ploty że myślisz o zawieszeniu działalności.... Błagam cię, nie rób tego! Twój styl jest genialny, proszę, przemyśl jeszcze swoją decyzję ;((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam do prośby!
      Piszesz świetnie i czytam Twoje opowiadania od dłuższego czasu. Nawet jeśli nie będziesz nic wstawiać na bloga, to proszę twórz dalej, bo świetnie Ci to idzie. Może nawet spróbuj coś wydać :)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)