sobota, 28 listopada 2015

7.Body language



– Tak, mamo – powtórzyłem chyba po raz tysięczny do telefonu. – Tak, tak… Eee, nie, nie przypomniałem sobie zbyt wiele, tylko kilka rzeczy.
Westchnąłem ciężko i tak szybko jak mogłem wcisnąłem telefon Tomowi. Przez chwilę patrzył na mnie zaspany, w końcu było jeszcze wcześnie jak na nas, ale w końcu zaczął rozmawiać z mamą. Ja tylko zakopałem się głębiej pod kocem. Tom jak zwykle podkręcił klimę na maksa i w pokoju była dosłownie lodówka.
Nawet nie słuchałem, o czym z nią gada. Po prostu zamknąłem oczy i poszedłem dalej spać. Nigdy nie spałem tak dobrze jak z Tomem, więc zamierzałem z tego korzystać ile się da.

Gdy przebudziłem się następny raz, Toma już nie było. Słyszałem wcześniej jak kręci się po pokoju i w końcu wychodzi, ale to nie skłoniło mnie do wstania z łóżka. Coś do mnie gadał, coś o przyjeździe Georga, ale dopóki nie kazał mu wypierdalać z jego łóżka, niezbyt mnie obchodziło, co miał do powiedzenia. Spałem. I już.
Dlatego też gdy zszedłem na dół do kuchni i nagle tam zobaczyłem Georga to byłem mile zaskoczony. Wyśmiał mnie, że najwyraźniej nie wiedziałem o jego przyjeździe, po czym objął mnie mocno i ścisnął w niedźwiedzim uścisku.
Zaczęliśmy rozmawiać i trochę obgadywać Gustava, skoro był jedynym nieobecnym członkiem TH.
– Nie wiem ile przytył, ale kilka ładnych kilo, a ona mu powiedziała, że kochanego ciała nigdy za wiele – śmiał się Georg. – Ej, tej lasce naprawdę podoba się, że on jest pulchny.
– Delikatnie rzecz ujmując – wtrąciłem.
Tom wywrócił oczami.
– Oj, przestań. Sam mógłbyś brać udział w reklamie anoreksji.
– Co ty tak nagle bronisz Gustava, co? – zainteresowałem się.
– No ktoś musi, skoro sam nie może.
Parsknąłem, bo to było trochę dziwne. Może Gustav mu się przyznał, że trochę go bolą te ich głupie przytyki i dlatego Tom tak zareagował? To nie byłby pierwszy raz. Wbrew pozorom w naszym zespole Gustav najbardziej ufał Tomowi, a nie mnie czy Georgowi. Jeśli coś mu leżało na wątrobie i chciał się tym podzielić to pierwszym kandydatem do tego był właśnie Tom. Czasami trochę mnie to wkurzało, zwłaszcza jeśli Tom nie chciał mi powiedzieć, o co chodziło, ale przez te wszystkie lata już jakoś przywykłem. Nawet trochę zacząłem szanować fakt, że Tom był słowny i jeśli obiecał, że nie powie, to nie mówił. Ale tylko tak troszeczkę, bo cała reszta mnie po prostu chciała wiedzieć i byłem mega wkurwiony, kiedy nie mogłem, no ale… Nigdy nie jest tak w stu procentach idealnie, prawda?
Cały dzień kręciliśmy się to po domu, to po studio, gdzie chłopaki wygłupiali się jak dzieci z przedszkola, grając razem i tworząc naprawdę okropne kawałki. Wieczorem postanowiliśmy zabrać Georga trochę na miasto, krążyliśmy po ulicach bez celu, aż wreszcie wylądowaliśmy w jednym z klubów, gdzie trochę potańczyliśmy, powygłupialiśmy się i postanowiliśmy przenieść imprezę do domu, do którego wróciliśmy lekko wstawieni.
Zaskoczyło mnie to, że Tom kompletnie nie próbował do nikogo uderzyć. Nadal nie mogłem rozgryźć, czy on naprawdę postanowił zrobić sobie wolne od dziewczyn czy po prostu Ria tak mocno zalazła mu za skórę, że nie potrafił o niej zapomnieć i cierpiał po rozstaniu. Nie wyglądał na cierpiącego, właściwe to nie wyglądał nawet na przejętego, co było mocno dezorientujące dla kogoś, kto nie znał szczegółów. (Na przykład ja).
Czy tylko mnie się wydawało to frustrujące czy może jednak znalazłby się ktoś, kto podziela moje zdanie?


Dobra, skończone, pomyślałem z westchnieniem, okładając wszystko do teczki i zapinając ją. Przeciągnąłem się i okręciłem w fotelu, czując jak strzelają mi wszystkie kości. Praktycznie wszyscy pojechali już do domu, został tylko mężczyzna przy wejściu do budynku, który pewnie też już poszedłby do domu, gdyby nie ja.
Uśmiechnąłem się do niego przepraszająco przy wyjściu. Zawsze był dla mnie miły i jeszcze przynosił mi kawę, kiedy reszta się zmyła, więc należało mu się chociaż tyle.
Pogoda kompletnie mi się nie podobała, zwłaszcza że miałem jakieś dwieście kilometrów do zrobienia. Nie znosiłem prowadzić zimą ani w taki deszcz, ale cóż, jeśli chciałem być jak najszybciej w domu, nie miałem innego wyjścia.
Puściłem sobie jakąś skoczną muzykę, żebym czasem nie zasnął za kółkiem. Niby wypiłem kawę, ale pracowałem cały dzień i byłem taki zmęczony…
Droga dłużyła się i dłużyła. Nic zresztą dziwnego, skoro ciągle lało i nie chciało przejść. Miałem nadzieję, że jak ujadę z pięćdziesiąt kilometrów to wreszcie przestanie padać, w kocu chmury gdzieś przechodzą prędzej czy później, ale im dalej jechałem, tym gorsza zdawała się być pogoda.
Cholerny deszcz, pomyślałem rozeźlony.
Dlaczego akurat dzisiaj musiało tak lać? Byłem naprawdę zły, że nie pojechałem z Tomem dzień wcześniej do rodziców. Nie musiałbym prowadzić auta w takich okropnych warunkach. I nie jechałbym w tak ślimaczym tempie. Ale niee… Musiałem się uprzeć na skończenie tych cholernych projektów, żeby nie myśleć o nich przez cały weekend, no to teraz miałem za swoje.
Włączyłem głośniej radio. Tom na szczęśnie nie dobrał się do niego, więc leciała moja playlista.
– Dobra, Bill – mruknąłem do siebie. – Jeszcze tylko godzina jazdy i będziesz na miejscu. Wyśpisz się wreszcie, powygłupiasz z Tomem, pogadasz z rodzicami i pójdziesz spać…
Westchnąłem cicho. Ostrożnie wszedłem w zakręt, podążając za jadącym przede mną autem.  Nie chciałem mieć kraksy. Tom by mnie zabił, gdybym porysował jego ukochany samochód.
Nagle niemal znikąd pojawił się jeep, którego zniosło w przeciwnego pasa ruchu. Niekontrolowany ruch sprawił, że jadący przede mną samochód nie dał rady go ominąć. Auta zderzyły się, zagradzając mi jezdnię. Odbiłem mocno w prawo, ale i tak nie udało mi się uniknąć kolizji.
To był ułamek sekundy.
Potem zrobiło się ciemno, zimno i mokro. Przez chwilę czułem ciepłą krew i zimny deszcz spływające po mojej twarzy, ramionach i torsie.
A później nie czułem już nic.
Traciłem i odzyskiwałem przytomność. Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło od wypadku. Może minuty, a może całe godziny. Czułem posmak krwi w ustach. Bałem się. Próbowałem się poruszyć, ale nie mogłem, zupełnie jakbym był zupełnie sparaliżowany.
Było mi zimno… Tak przeraźliwie, cholernie zimno. Kapiący na mnie deszcz nie ułatwiał mi tego w żaden sposób. Czułem, że jest źle. Że mogę tego nie przeżyć. Ta bezsilność, niemoc wykańczały mnie. Mokre włosy lepiły mi się do czoła i opadały na oczy.
Kiedy więc po raz kolejny poczułem senność, miałem nadzieję, że tym razem już się nie przebudzę, a przynajmniej dopóki nie pojawi się jakaś pomoc. Dopóki nie pojawi się Tom.
Tom…


Zacisnąłem mocno dłonie w pięści. Gdybym miał dłuższe paznokcie, pewnie przebiłbym skórę aż do krwi. Czułem, że się trzęsę, ale nic nie mogłem na to poradzić.
Georg odwrócił się w moją stronę cały uradowany, ale uśmiech zamarł mu na ustach, kiedy mnie zobaczył.
Nie mogłem oddychać. Czułem, że próbuję nabrać powietrza w płuca, tak jak zawsze, ale… po prostu nie mogłem. Nie mogłem.
Tom był po mnie w przeciągu kilku sekund. Mówił, żebym oddychał, że muszę się uspokoić, ale ja nie potrafiłem. Przesunąłem wzrokiem po całym pomieszczeniu, po drinkach stojących na stole i czekających, aż je wypijemy, a potem po prostu odpłynąłem.
Gdy się ocknąłem, leżałem na kanapie, Tom i Georg pochylali się nade mną zmartwieni.
– Tom… – wyszeptałem, wciąż przestraszony.
– Cii, już dobrze – odpowiedział uspokajająco. – Już dobrze, wszystko w porządku, jesteś bezpieczny.
Zaszlochałem cicho. To było straszne, to uczucie bezradności i czekanie na śmierć. Niewiedza, czy pojawi się jakaś pomoc, czy może jednak nie. Czy nie jest się skazanym na śmierć. Czy może nie umrze, zanim dotrze pomoc. Bezsilność. Tak ogromna bezsilność i powolne tracenie nadziei, czyli wszystkiego, co jeszcze mu zostało.
A potem ciemność. Nie uspokajająca, tylko jeszcze bardziej przerażająca. Miałem  to wszystko przed oczami, zupełnie jakbym co chwilę przenosił się z powrotem do chwili wypadku i przeżywał to od nowa.  Do tej pory chciałem sobie przypomnieć to, co utraciłem, ale po tym wspomnieniu nie byłem już taki pewny, czy właśnie tego chcę. A raczej na pewno nie chciałem takich wspomnień, było mi dobrze bez nich.
Minęło chyba z pół godziny, zanim wreszcie się uspokoiłem. Tom i Georg kazali mi wypić kilka shotów na rozluźnienie i tak zrobiłem. Nie pijałem zbyt dużo ani często, więc po trzech miałem już nieźle w czubie. Siedziałem na kanapie z podwiniętymi pod siebie nogami i sączyłem drinka, jednym uchem przysłuchując się rozmowie Toma i Georga. Rozmawiali trochę o muzyce, trochę o dziewczynach i ślubie Gustava… Georg opowiadał, co słychać u ich znajomych w Niemczech i że wszyscy pytają, kiedy przyjedziemy. Wtedy, gdy miałem wypadek, nie zdążyliśmy się z nikim spotkać, a po wypadku nie byłem zbyt chętny, więc Tom nie nalegał i sam też nigdzie nie jechał. Niektórych osób nie widzieliśmy już kupę czasu, dobrze było wiedzieć, że wszystko u nich w porządku.
Było już koło północy, kiedy przeprosiłem ich i powiedziałem, że pójdę się już położyć. Wiedziałem, że nie będą mieli mi tego za złe. Zmęczenie dawało mi się we znaki, ostatni okres w moim życiu nie był dla mnie łatwy. Wiele nocy, podczas których wracały do mnie wspomnienia, niestety w towarzystwie bólu głowy. Chciałem choć tego dnia móc spokojnie zasnąć nie musieć obawiać się tego, że znowu obudzi mnie ból i to jeszcze przypomnę sobie coś, czego kompletnie nie rozumiem.
Jak się okazało, tym razem miało być jeszcze gorzej.
Zimno, deszcz, strach i metaliczny posmak w ustach. Gdy obudziłem się po raz pierwszy, serce tłukło mi się o żebra w zawrotnym tempie. Byłem cały zapocony i przestraszony.
Po drugim razie chwyciłem się nadziei, że to już ostatni koszmar tej nocy i mogę spać spokojnie.
Za trzecim po prostu się popłakałem.
Jeśli tak miała wyglądać teraz każda noc, jeśli za każdym razem miałem przeżywać ten wypadek od nowa i od nowa, to wcale nie chciałem pamiętać. Z chęcią uderzyłbym się znowu w łeb, żeby to wszystko w cholerę zapomnieć i mieć z głowy. Nie chciałem do końca życia wzdrygać się na widok deszczu albo samochodu, jeśli to ja mam być kierowcą. Dopóki nie pamiętałem samego zdarzenia, czaił się we mnie lęk, jasne, ale nie był zbyt sprecyzowany ani ukierunkowany. Nie było to nic wielkiego. Teraz, kiedy przypomniało mi się to wszystko, dokładnie wiedziałem skąd wzięły się te lęki i walczenie z nimi było o wiele trudniejsze.
Nie wiem, ile siedziałem z twarzą ukrytą w dłoniach. Ile czasu płakałem, wahając się, czy iść do Toma i poprosić go o pomoc, czy może dać mu spokój i pozwolić mu też wreszcie odpocząć. Tom też obrywał po tym wypadku. Co prawda rykoszetem, ale też się męczył i też to wszystko ze mną przeżywał. Należała mu się chociaż jedna noc, kiedy może wypić sobie z przyjacielem i pożartować.
Ale, oczywiście, tak się nie stało. Nie wiem, czy była to bliźniacza więź, intuicja czy tylko paranoja Toma, ale zajrzał do mnie przed pójściem spać.
– Bill? Nie śpisz? – spytał cichutko, uchylając delikatnie drzwi od mojego pokoju.
Pociągnąłem nosem.
– N– nie – odparłem równie cicho.
– Co się stało? – spytał wyraźnie zaskoczony. Był pijany, poznawałem to po jego chodzie i głosie. Wiedziałem też, że wytęża właśnie wszystkie działające szare komórki i próbuje odnaleźć się w sytuacji najlepiej jak potrafi.
– Śnił mi s–się w–wypadek. T–trzy razy – wyszlochałem. – N–nie wiem, czy chc–chcę się jeszcze dzisiaj kłaść spać.
Tom usiadł obok mnie na łóżku.
– Bill, jest czwarta nad ranem, nie możesz teraz wstać.
– Nie chcę, ż–żeby mi się to znowu przyśniło.
Być może brzmiałem dla niego jak rozkapryszony bachor, ale w tamtej chwili niezbyt mnie to obchodziło. Bałem się. Tak cholernie się bałem, że ten sen będzie mnie dręczył ilekroć uda mi się zasnąć. Nie chciałem tego i w tamtej chwili byłem gotowy nie spać, byleby tylko tego uniknąć.
– Nie przyśni ci się, zobaczysz. – Usłyszałem, że Tom rozpina pasek, a potem rozporek. – Zostanę z tobą, okej? Zawsze spało się nam lepiej razem, teraz też może się udać. Okej?
– O–okej – odparłem, ocierając policzki i oczy z łez.
Tom szybko rozebrał się do końca i wsunął pod moją cienką kołdrę. Położyliśmy się do siebie przodem i oparliśmy się o siebie czołami.
– Będzie dobrze – powiedział cicho, głaszcząc uspokajająco moje ramię.
Uśmiechnąłem się tylko przez łzy. Leżeliśmy tak chwilę. Wsłuchiwałem się w oddech Toma i próbowałem dopasować swój do jego. Gdy mi się to udało, zsunąłem się niżej na łóżku i wtuliłem mocno w jego klatę. Objął mnie odruchowo i pocałował w czoło.
Jak zwykle, przy Tomie czułem się po prostu bezpiecznie. Zasypiając miałem o wiele mniejsze obawy niż kiedy mojego bliźniaka nie było.

Rano czułem się o wiele lepiej niż sądziłem, że będę się czuł. Byłem nawet całkiem wypoczęty jak na osobę, którą pół nocy nękały koszmary i nie warczałem na każdego, kto się zbliżył, a to oznaczało, że humor też mam nienajgorszy.
Georg wyglądał za to jakby ktoś go dopiero co zdjął z krzyża. Nie dość, że porządnie  popił z Tomem, to jeszcze różnica czasu musiała być dla niego zabójcza, bo ledwo doszedł do stołu w kuchni i usiadł na krześle. Nie powiem, że widok jego zmarnowanej gęby nie poprawił mi humoru, bo to byłoby kłamstwo.
– Ja nie wiem jak wy to robicie – wymamrotał w stół. Oparł głowę na ramionach i leżał, patrząc przed siebie przekrwionymi oczami. Mimo prysznica wciąż zalatywało do niego alkoholem.
– Nie pijemy zaraz po wylądowaniu, ot cała tajemnica – dogryzłem mu. – Jesz normalnie z nami czy chcesz coś innego?
– Z wami – odparł niemrawo. – Różnica czasu dokopała mi bardziej niż to pijaństwo. On jeszcze śpi?
– Nie, siedzi w łazience. Wiesz jak to Tom z rana – rzuciłem z uśmiechem.
Georg zaśmiał się.
– Taa… Musi się cały wysmarować kremem, bo umrze. Myślisz, że on tam po prostu sobie wali, czy serio tak dba o nawilżenie skóry?
Zrobiłem nam obu kawę i zabrałem się za robienie naleśników. Przechodziłem jakaś fazę naleśnikową i mógłbym je jeść na śniadanie, obiad i kolację.
– Kto wie? Ja się tylko cieszę, że stać nas na dwie łazienki i nie muszę czekać, aż on stamtąd wylezie.
– Wszystko słyszę – wtrącił Tom, wchodząc do kuchni. Na głowie miał turban z ręcznika.
Georg zaśmiał się.
– Do twarzy ci – rzucił.
– Ładnemu we wszystkim ładnie, nie słyszałeś? – odparł Tom, wyciągając kubek z szafki i robiąc sobie kawę.
– Już sobie tak nie wlewaj.
– On sobie wlewa całe życie, teraz już go nie oduczysz – powiedziałem.
Tom tylko parsknął z miną „i kto to mówi?”.
– Znowu naleśniki? – spytał, gdy zobaczył, co robię. – Jeszcze trochę i sam będziesz jak ten naleśnik. Nie słyszałeś, że jest się tym co się je?
– Ty za to będziesz butelką wódki – odparłem.
– Ale jaką drogą, ha!
Przekomarzałem się z nim jeszcze chwilę. Georg nie wtrącał się, jedynie naśmiewał z tego, co do siebie mówimy.
– Dobrze jest znowu spędzić z wami trochę czasu – wyskoczył na końcu, kiedy postawiłem już naleśniki na stole i przysiadłem się do nich. – Brakowało mi waszej głupoty.
– A nam twojej nie! – Tom popchnął go ze śmiechem. Zaczęli się przepychać i łaskotać. Wywróciłem jedynie oczami, ale delikatny uśmiech nie schodził mi z twarzy. Naprawdę dobrze było powspominać czasem stare czasy i pobyć trochę tak, jak byliśmy kiedyś. Jakoś od wyjazdu do Los Angeles przestawałem czuć magię Tokio Hotel, zupełnie jakby umarła z chwilą, w której oddzieliliśmy się od chłopaków. Każdy z nas miał teraz swoje własne życie i to nie był już ten sam zespół co kiedyś. Byliśmy dojrzalsi i trochę inaczej do pewnych spraw podchodziliśmy. Bywały chwile, kiedy naprawdę tęskniłem za starymi czasami.
Po południu Tom i Georg znowu zaszyli się w studio, a ja z braku laku wybrałem się na zakupy. To było jedno z niewielu zajęć, które mógłbym robić dosłownie zawsze i wszędzie. Nie było sytuacji, w której ja mógłbym nie chcieć iść na zakupy – a przynajmniej tak to wyglądało.
Wybrałem się do swojego ulubionego centrum handlowego, nie szukając właściwie nic konkretnego. Tak po prostu miałem ochotę kupić coś odjazdowego.
W pierwszej chwili jej nie zauważyłem, bo stała do mnie tyłem i oglądała jedną z wystaw sklepowych. Właściwie to prawie na nią wleciałem, w ostatniej chwili lekko zmieniając się kierunek i tylko ją szturchając.
Spojrzała na mnie i oboje stanęliśmy jak wryci.
Patrzyliśmy na siebie niepewnie, chyba nie wiedząc jak się odezwać. Ona pozbierała się szybciej, ja nie miałem pojęcia, jak zareagować. Nie pamiętałem kompletnie nic sprzed wypadku, co mogłoby mi pomóc wywnioskować, jaki miała do mnie stosunek po zerwaniu z moim bratem. Teoretycznie to nie ja z nią zerwałem i się z nią nie kłóciłem, ale znałem siebie i wiedziałem, że mogłem wcisnąć do tego całego bałaganu swoje trzy grosze, a Ria nie wybaczała łatwo takich rzeczy.
– Hej? – Zabrzmiało to bardziej jak pytanie, za co od razu się skarciłem. Powinienem brzmieć pewnie, ale ciężko było się o to postarać, skoro nie wiedziało się, jakiej reakcji na to nagłe spotkanie oczekiwać.
– Cześć – powiedziała, przeciągając lekko sylaby. – Wybrałeś się na zakupy? Z Tomem? – Rozejrzała się czujnie, zupełnie jakby Tom miał wyskoczyć zza rogu.
– Nie, nie, jestem sam – odpowiedziałem, przestępując z nogi na nogę. To było cholernie niezręczne. Nagle przypomniało mi się, że to Tom zerwał z nią, a nie na odwrót i poczułem się jeszcze bardziej niepewnie.
Zapadła niezręczna cisza. Kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć. Najchętniej to po prostu bym się odwrócił na pięcie i odszedł, ale głupio by było to tak po prostu zrobić, więc stałem tam jak idiota i zastanawiałem się, co mogę jej powiedzieć. To, że nie miałem pojęcia, było już inną historią.
Ria najwyraźniej nie zamierzała się pierwsza odezwać, więc w końcu pękłem i wypaliłem.
– Hej, słuchaj, przykro mi, że tobie i Tomowi nie wyszło.
Otworzyła szeroko oczy w pierwszej chwili, a potem uniosła starannie wymodelowane brwi.
– Przykro ci? – spytała po krótkiej chwili zaskoczona.
A więc jednak kłapałem dziobem, pomyślałem. Podrapałem się po karku.
– Eee… Wiesz, miałem wypadek i nie pamiętam za bardzo, w jakich okolicznościach ty i Tom się rozstaliście, więc…
– Nie pamiętasz? – przerwała mi.
Pokręciłem przecząco głową.
– Nie, niestety.
– Tom ci nie powiedział?
Znowu pokręciłem głową. Przez chwilę po prostu na mnie patrzyła, jakby oczekiwała, że parsknę śmiechem i jej powiem, że żartowałem. Kiedy niczego takiego się nie doczekała, uśmiechnęła się sarkastycznie i rzuciła.
– To nic dziwnego, że przepraszasz.
A potem po prostu odeszła, zostawiając mnie zdezorientowanego i jeszcze bardziej zagubionego, bo…
… co tak właściwie miał znaczyć ten komentarz?


4 komentarze:

  1. Ja chcę więcej, i chcę się dowiedzieć o co jej chodzi. 😊
    Dużo weny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też chce wiecej, ale wiem o co jej chodzi, bzyknęli się Tom i Bill (chyba że nie mam racji::P)

      Usuń
  2. Kurcze, męczysz nas tym rozstaniem od początku opowiadania. Wyjaśnij to wreszcie albo rzuć chociaż jakąś podpowiedź. XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się wydaje, że Ria za wiele zaczęła oczekiwać i Bill coraz bardziej oddalał się od Toma. Nie podobało mu się to i zdecydował się mu po prostu wyznać, że go kocha i się trochę sytuacja skomplikowała. Może nawet zrobił to przy Rii, patrząc jej bezczelnie w oczy, wiedząc doskonale, że nie jest Tomowi obojętny. Ria mogla też Tomowi kazać wybierać i wybrał Billa. Ciężko powiedzieć, nie wiedząc co czuje i myśli Tom. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny odcinek. Robi się coraz ciekawiej, oby jeszcze odcinki były w marę szybko to już będzie cud miód i malina.
    Buziaczki kochana :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)