wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 8


Lucas
Tramp był wyraźnie zażenowany całą tą sytuacją, a ja coraz lepiej się bawiłem. Widziałem, jaki jest speszony i chyba podświadomie wiedziałem, że chce się zgodzić na moją propozycję.
Cóż... Dobrze, że jest takim mięczakiem, w innym przypadku zaciągnięcie go do łóżka nie byłoby takie proste.
-Zgadzasz się?- zapytałem z ciekawością.
-Um... Ja... Chyba... No, tak... Chyba... tak- wydukał niepewnie, patrząc mi w oczy.
-A... twoje warunki?
-No... A ty masz jakieś? Bo jeśli tak, to...
-Mam kilka -powiedziałem.- Najważniejszy to taki, że buzię trzymasz na kłódkę. Nikt nie może o tym wiedzieć. Po drugie, żadnych sugestii, zwłaszcza w towarzystwie. W budzie masz się zachowywać tak, jakbyśmy byli wrogami. Dla innych jesteś moim chłopcem od odrabiania zadań domowych. Co do spotkań... Wolisz u mnie czy u siebie? Twoi starzy często są w domu?
-To zależy... Ojca przeważnie nie ma, wraca bardzo późno, a matka praktycznie cały dzień spędza w domu.
-Czyli u mnie. Z grubsza to wszystkie moje warunki. A twoje?
-Ja... No, cóż... Masz nie traktować mnie przedmiotowo, a to oznacza, że nie możesz mnie zmuszać do...- do stolika podeszła kelnerka, dając nam zamówienie. Odeszła, życząc nam smacznego.- Do... seksu- dokończył Andy, rumieniąc się nieznacznie.- I... byłoby miło, gdybyś nie traktował mnie jak dziwkę.
-Nie zamierzam- mruknąłem.
Podsunąłem mu pod nos pizzę.
-Jedz. Straszne z ciebie chuchro, trzeba cię trochę podkarmić- rzuciłem.
Burknął coś pod nosem, odrywając kawałek pizzy i obficie polewając go ketchupem. Wgryzł się w niego z prawdziwą przyjemnością. Zrobiłem to samo, czując nieprzyjemne ssanie w żołądku.
-Jesteś czysty?- spytał.
-W sensie?
-No... czy nie masz żadnego syfa?
-Pff. Za kogo ty mnie masz?
-Za tego, który sypia z kim popadnie?- zapytał, unosząc zadziornie jedną brew.
Rozkręcał się, to było widać.
-Jestem zdrowy, ale i tak będziemy używać gumek.
Spłonął rumieńcem, na co uśmiechnąłem się tylko lekko.
-Jedziemy dzisiaj do mnie...- zacząłem, ale mi przerwał.
-Dzisiaj nie mogę. Obiecałem, że pomogę mamie w kuchni. Robi małe przyjęcie dla swoich nowych koleżanek w pracy i trzeba przygotować trochę żarcia.
-Więc... jutro.
-Ok.


Andy
Czułem się źle, siedząc z nim w pizzerii i rozmawiając o tym, na jakich warunkach otrzymuje dostęp do mojego tyłka. To było... dziwne. Bardzo, bardzo dziwne.
Gdy zjedliśmy, dopijaliśmy jeszcze naszą colę. Wymieniliśmy się numerami telefonów.
-Lubisz pisać sms-y?- spytałem zaciekawiony.
-Zależy.
-Od czego?
-Od mojego humoru.
W samochodzie nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Lucas puścił z radia jakąś skoczną muzyczkę, a ja patrzyłem na mijane domy i sklepy. Zdziwiłem się, że jest już ciemno. Okazało się, że w pizzerii spędziliśmy prawie dwie godziny, było już więc około 18.00.
Gdy zatrzymaliśmy się przed moim domem, Lucas ściszył muzykę i spojrzał na mnie. W świetle lamp jego oczy nabierały jeszcze piękniejszego odcieniu i wyglądały jak wzburzone morze.
-To... Uhm... Cześć- powiedziałem niepewnie.
Chciałem otworzyć drzwi, kiedy nagle usłyszałem jego cichy głos.
-Andy...
Odwróciłem się zaskoczony. Wpatrywałem się w niego z mocno bijącym sercem, kiedy powoli zbliżył swoją twarz do mojej. Jego ręka zawędrowała na moje udo i głaskała je przez chwilę, a potem przeniosła się na twarz. Zbliżył się jeszcze bardziej i złączył nasze usta w pocałunku.
Odruchowo rozchyliłem wargi i sapnąłem cicho, kiedy poczułem jego język we wnętrzu swojej jamy ustnej. Mój język wychodził mu naprzeciw, odpowiadając na każde jedno muśnięcie. Przylgnęliśmy do siebie jeszcze bliżej, całując się coraz bardziej zachłannie, by w pewnym momencie odrobinę zwolnić. Tym razem mój język wdarł się do jego ust i przejechał po jego zębach, a potem z powrotem on wrócił do moich i na odwrót.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, musiałem wziąć głębszy oddech, inaczej chyba bym się udusił. Chociaż na dworze było bardzo zimno, ja czułem rozlewające się w moim ciele gorąco. Mój penis był na wpół twardy.
Lucas oblizał usta, patrząc na mnie z jawnym pożądaniem.
-Do jutra- mruknął cicho. 
Skinąłem mu głową, nie będąc pewnym, jak zareagować. Wysiadłem z samochodu, czując, że mam nogi jak z waty i prosty jak struna poczłapałem do swojego domu. Gdy zamknęły się za mną, zjechałem po nich na dół i przysiadłem na podłodze, chowając czerwoną twarz w dłoniach.
To było wspaniałe!
Odlotowe!
Cudowne!


Lucas
Miałem małe problemy z prowadzeniem samochodu, ponieważ byłem porządnie rozproszony. Każdy chyba by zresztą był, gdyby między nogami miał sporych rozmiarów stojący problem.
Gdy tylko schowałem samochód do garażu, od razu pobiegłem na górę, zamykając się w swoim pokoju. Położyłem się na łóżku i zsunąłem lekko majtki nadal pozostając w szerokich spodniach. Zacząłem się pospiesznie masturbować i jęczałem, uśmiechając się.
-Aaach, uch... Aaa...
Doszedłem w mgnieniu oka. Wytarłem rękę w chusteczkę (odkąd zaczęły mi się śnić te dziwne erotyki, położyłem sobie je tam profilaktycznie, żeby mieć czym wycierać spermę) i rozłożyłem się wygodnie na łóżku, odpalając sobie papierosa. Przymknąłem oczy i uśmiechałem się do siebie jak idiota albo człowiek, który właśnie dostał w prezencie cały świat.
Ja dostałem tyłek Andiego i już nie mogłem się doczekać, aż wreszcie go zerżnę...
Ta, pomarzyłem sobie, a teraz serio... Byłoby fajnie tak po prostu go przerżnąć, ale obiecałem mu, że nie zrobię mu krzywdy. Nigdy nie łamałem danego słowa, zawsze wywiązywałem się ze swoich obietnic... które składałem raczej rzadko, nie chcąc nakładać na siebie zbytnich ograniczeń. Poza tym, wiedziałem, że ten numerek dla niego może nie być zbyt przyjemny, tylna penetracja ponoć mocno boli, a skoro nie wiedziałem, czy po jednym razie ta chcica na fiutki mi przejdzie, musiałem się zabezpieczyć. Tak więc, żadnego rżnięcia, jedyne normalny, ewentualnie umiarkowanie brutalny seks. Pedał już nie raz udowodnił, że ma charakterek, tak więc nie obawiałem się, że będzie zimny w łóżku. Zbyt gorący pewnie też nie, ale mi to nie przeszkadza. W końcu, to ja mam dominować, on ma tylko grzecznie rozsunąć nogi w odpowiednim momencie i wypiąć tyłeczek.
Ach... To z pewnością będzie wielki dzień.
Doczekanie do niego jednak było o wiele trudniejsze. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, z nudów nawet odrobiłem wszystkie lekcje! Wyobrażacie to sobie?! W dodatku spaliłem całą paczkę papierosów. Mój stary dziwnie się na mnie patrzył, kiedy co chwilę latałem do kuchni po żarcie. Na szczęście z samego rana miał samolot do Nowego Jorku i wyglądało na to, że znowu tam trochę posiedzi.
Całe szczęście!
W szkole siedziałem na lekcjach i nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Kompletnie! Chciałem już wsadzić Trampa do samochodu, zawieść go do siebie i zrobić to, na co mam ochotę. Kiedy ja tam dostawałem szału, on siedział sobie znudzony w ławce i notował to, co mówił nauczyciel.
-Panie Brey? Nudzę pana?- odezwał się mężczyzna.
Podniosłem głowę z ławki i spojrzałem na nauczyciela matematyki.
-Nie, wcale.
-Skoro już się pan nudzi, pewnie obliczył pan kolejne zadanie? Może zechciałby pan je zademonstrować na tablicy?
Westchnąłem ciężko. Wyglądało na to, że za chwilę dostanę kolejną banię. Świetnie.
Ta wredna menda odwróciła się i podeszła do swojego biurka. Wstałem i wtedy zobaczyłem, że Andy wyciągnął do mnie rękę ze swoim zeszytem. Bez słowa go wziąłem i szybko przepisałem zadanie na tablicę. Facet spojrzał na mnie z krzywym uśmiechem na twarzy.
-Och, panie Brey. Jesteś lekarstwem na każdego doła- mruknął staruszek, patrząc na mnie z politowaniem.
-Zrobiłem zadanie.
-Nie to, co trzeba. Usiądź już, zanim dobry humor mi minie i wstawię ci tą jedynkę.
Westchnąłem ciężko. Cała klasa się ze mnie śmiała, a pedał jedynie westchnął cierpiętniczo, biorąc swój zeszyt i zabierając się za kolejne zadanie. Usiadłem w swojej ławce, modląc się, żeby ten dzień już się skończył.


Andy
Czas dłużył mi się niemiłosiernie, ale po matematyce przynajmniej już miałem co robić- zastanawiałem się, dlaczego Luc jest takim... kretynem. Nie wiem, co on robi na lekcjach, ani jak zdał do tej klasy, skoro w ogóle nie uważa na lekcjach. Zresztą... chyba nawet nie chcę wiedzieć.
Do końca zajęć zostały mi tylko dwie lekcje i właśnie wtedy jak na złość zaczęło się dla mnie piekło. Jeden z dryblasów, który wozi się po szkole, chlusnął mi w twarz kawą. Jakby tego było mało, ta kawa była gorąca. Zasłoniłem twarz dłońmi i jęknąłem cicho, kuląc się na środku korytarza. Cała twarz i szyja mnie piekły, a ubranie na torsie miałem mokre.
-Pojebało cię?!
Usłyszałem głuchy trzask, jakby ktoś uderzył w szafkę.
-O co ci chodzi, stary?! To tylko zwykły pedał!
-Pedał czy nie, od dzisiaj jest moim chłopcem do odrabiania zadań. Wiesz, co to oznacza?! Nie? No, to ci powiem. Jeżeli zobaczę cię gdzieś w pobliżu, inaczej sobie pogadamy.
-Zupełnie ci odbiło. Jeszcze się policzymy!
-Czekam, palancie!... A wy na co się gapicie?! Wynocha mi stąd, już!
Słyszałem podniesione głosy innych uczniów. Na ślepo wyciągnąłem rękę i podszedłem do szafek, opierając się o nie. Spróbowałem otworzyć jedno oko, ale mocno łzawiło i cały obraz miałem rozmazany.
-Chodź.
Lucas chwycił mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić. Potykałem się o własne nogi, ale nic nie powiedziałem. Weszliśmy gdzieś.
-Parzy- jęknąłem z bólu.
-Zaraz przestanie- mruknął blondyn. Usłyszałem szum lecącej wody, a potem Lucas odsunął moje ręce od twarzy i przyłożył do nich zimny papier.
-To na szczęście nie był wrzątek- powiedział cicho.
-Mhm...
Przez chwilę ścierał z mojej twarzy kawę, a potem przecierał moje oczy.
-Spróbuj otworzyć oczy- rzucił.
Zrobiłem to, o co prosił. Nadał wszystko było rozmazane, ale już mniej. Wziąłem od blondyna papier i włożyłem go pod wodę, a potem zacząłem sobie przemywać oczy. Rozmazałem sobie po twarzy makijaż, ale kiedy tylko już poradziłem sobie z oczami, zmyłem czarne smugi mydłem. Wytarłem się i westchnąłem ciężko. Całą twarz miałem czerwoną.
-Lepiej?- spytał, unosząc jedną brew.
-Tak, dzięki- mruknąłem.
-Nie wiem jak ty, ale mi nie chce się tutaj dłużej siedzieć. Zrywam się do domu, a ty... jedziesz ze mną.
-Ale lekcje...
-Jeśli ci tak bardzo zależy, możesz iść do pielęgniarki się zwolnić. Na pewno się zgodzi. Ja idę do auta, masz pięć minut.
-Ok.
Nie chciałem uciekać z lekcji, ale faktem było, że nie czułem się zbyt dobrze. Szybko załatwiłem sprawę z pielęgniarką i wyszedłem na zewnątrz. Lucas już czekał w samochodzie, grzebiąc coś w radiu.
Usiadłem na miejscu pasażera i odetchnąłem głęboko.
-Co lubisz jeść? Gosposia jeszcze nie zaczęła robić obiadu- powiedział, wyjeżdżając ze szkolnego parkingu.
-Cokolwiek.
-Odkurzacz?
-Nie, aż taki wszystkożerny nie jestem.
-Dobra, gosposia sama coś wymyśli, ale na deser może naleśniki z bitą śmietaną i syropem?
-Ok.
Zapadła cisza. Po chwili już byliśmy pod domem Lucasa. Uniosłem brwi, widząc, że to właściwie nie jest dom, tylko wręcz willa.
-Wow! To twoja chata?
Uśmiechnął się.
-Robi wrażenie, co? Chodź.
Wyszedłem z samochodu i poszedłem za blondynem. Wprowadził mnie głównym wejściem. Ściągnęliśmy buty i kurtki, a potem chłopak zaczął mnie gdzieś prowadzić. Całe moje dotychczasowe mieszkanie z powodzeniem zmieściłoby się w jego salonie. Przeszliśmy przed niego do kuchni, po której krzątała się starsza kobieta.
-Cześć.
-Cześć, Lucas.
-Na deser chcę naleśniki z bitą śmietaną i syropem malinowym, dobra? Przyprowadziłem kolegę, zje ze mną- powiedział, sięgając do mebli i wyciągając dwie szklanki oraz jakiś sok.
-Dobrze. Na wieczór przygotuję wam desery lodowe, będziesz miał co spalać w siłowni.
-Super. Dzięki. Chodź, Andy.
Speszony pożegnałem się z kobietą i ruszyłem w dalszą drogę. Długimi, szeroki jasnobrązowymi schodami Lucas poprowadził mnie na górę, a potem w końcu korytarza otworzył jakieś drzwi i wszedł do środka.
-To mój pokój- powiedział. stawiając szklanki i karton z sokiem na stoliku. Jego pokój był ogromny, miał nawet schodki. Na podwyższeniu znajdowało się ogromne, wręcz królewskie łoże nakryte błękitną pościelą. Ściany były jasne, a panele były jak lustro, w którym odbijał się cały wystrój pokoju. Całkiem z drugiej strony stały meble razem z komputerem. Była również wieża stereo i biurko, pod którym wylądował plecak Lucasa i obok drzwi, zapewne prowadzące do łazienki.
-Fajnie się tu urządziłeś- powiedziałem, z podziwem patrząc na fototapetę wiszącą przy meblach, która przedstawiała podwodny świat.
-Pokój jak pokój- wzruszył ramionami, nalewając sok do szklanek.- Rozgość się. Jesteś już głodny?
Pokręciłem przecząco głową, biorąc od niego sok. Czułem się nieswojo, bo wiedziałem, co zaraz nastąpi.


Lucas
Widziałem niepewną minę Andiego. Był speszony i nie miałem pomysłu, jak mógłbym go rozluźnić. Przez chwilę myślałem gorączkowo, jak go trochę rozruszać, bo przecież nie chciałem się pieprzyć z kawałkiem drewna, i wpadł mi do głowy genialny pomysł.
-Poczekaj tu chwilę- rzuciłem.
Zbiegłem do salonu i otworzyłem barek swoim kluczem, który sobie dorobiłem, kiedy ojciec raz zapomniał go schować. Uśmiechnąłem się na widok najrozmaitszych trunków z różnych krajów, aż w końcu zdecydowałem się na wytrawne wino z 1854. Jedna szklaneczka i Andy będzie chętnie wypinał tyłeczek, a o to mi przecież chodzi.

4 komentarze:

  1. Zapowiada się romantyczna heca, oj tak~
    Swoją drogą ciekawą osobą staje się Luc po powrocie do domu, taki nie-brutal, aż ciekawe co się z nim stanie po przejściach z uroczym Andym^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że Lucas się już kurde zaczął wkurzać. Cała ta sytuacji z tą kawą.. Wydało mi się zachowanie Luca takie trochę.. Opiekuńcze i w ogóle, ale czego ja oczekują.. Do miłości jeszcze trochę~
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże...Kawą po oczach, ty chuju, którego imienia nie znam, dostanie Ci się! Lucas uroczy brutal..mmm <3 haha. Romantycznie będzie bardzo wyczywam xddd

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże...Kawą po oczach, ty chuju, którego imienia nie znam, dostanie Ci się! Lucas uroczy brutal..mmm <3 haha. Romantycznie będzie bardzo wyczywam xddd

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)