wtorek, 10 kwietnia 2012

11.Dla Ciebie wszystko

Tom
To, co zrobiliśmy, coraz bardziej mnie męczyło. Czułem potworne wyrzuty sumienia i przez pół nocy przewracałem się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Jak zwykle nie wyszło z tego nic konstruktywnego, a rano wyglądałem jak siedem nieszczęść. Nie chciałem tego okazywać, więc skorzystałem ze swoich umiejętności aktorskich i udawałem, że jedynie martwię się Billem. Chociaż nie... Ja naprawdę się o niego martwiłem, tylko musiałem ukrywać swoje odczucia do do nocy. Tej, tamtej, podczas której zrobił mi loda, poprzedniej, gdzie wziąłem go i się popłakał i tych innych wieczorów, kiedy robiliśmy rzeczy, o których bracia nie powinni nawet myśleć.
Coraz bardziej mnie to wszystko przytłaczało, zwłaszcza że Bill działał na mnie w jakiś chory sposób. Sama wizja jego nagiego, chudego ciała powodowała u mnie dreszcze podniecenia, co zdecydowanie nie było zbyt dobrym objawem.
Czułem się strasznie.
I tak samo zapewne wyglądałem.
Rano nie zamieniliśmy ze sobą zbyt wiele słów. Przy śniadaniu również towarzyszyła nam nienormalna, jak dla nas, cisza. Wszyscy byli zdołowani czekającą Billa operacją. Zanim jednak udaliśmy się do szpitala, David zabrał nas na zorganizowaną przez siebie konferencję prasową, na której wyjaśniliśmy wszystkim, że Bill będzie musiał poddać się operacji i na czas jego rehabilitacji musimy zaniechać występów. Trasa koncertowała została zawieszona na czas nieokreślony, chociaż Jost burczał coś, że po dwóch miesiącach wracamy.
W szpitalu Bill miał na sobie jakiś szlafrok. Chociaż miała to być operacja krtani, wymóg szpitala był jasny- operowany musi być nagi. Tak więc Bill nic pod spodem nie miał.
Tylko ja byłem z nim w sali, w której czekał, aż przyjdzie po niego lekarz. Krążył po całym pomieszczeniu, zaglądając dosłownie w każdy kąt. Nie odzywał się, ale w jego oczach widziałem strach i rozpacz. Gdybym mógł, zająłbym jego miejsce.
Nie mogłem.
-Spokojnie- mruknąłem, przecierając zmęczoną twarz dłońmi.
-Fajnie ci się tak mówi, bo to nie ciebie będą tam kroić!- pisnął tym swoim głosikiem wyraźnie zirytowany i przestraszony.
-Nikt nie będzie cię tam kroił. Wyluzuj!
-Nie, wcale! Tylko rozetną mi gardło, wytną mi struny głosowe i wstawią mi takie metale od gitary, żeby tamte już się nie zużyły. Będę śpiewał i brzmiał jak gitara elektryczna!
Prychnąłem słysząc jego słowa i popukałem się w czoło.
-Głupi jesteś? Zupełnie ci odbiło. Uśpią cię, nawet nic nie poczujesz. A potem...
-A jak się już nie obudzę? Mogę podać mi za dużo środka nasennego albo się pomylą i zatrują mnie gazem rozweselającym! Pomyślałeś o tym?!
-Bill... -jęknąłem zdruzgotany.
-Ja...- zaczął, ale umilkł, kiedy do pokoju wszedł lekarz.
-Zapraszam, panie Kaulitz- powiedział z pokrzepiającym uśmiechem.
Zauważyłem, jak Bill głęboko przełyka ślinę, przez chwilę nie ruszając się z miejsca, a potem bardzo powoli podszedł do drzwi. Gdy szliśmy korytarzem, nagle zatrzymał się.
-Bill...?- zapytałem zdziwiony.
-Rozmyśliłem się- powiedział.
-Nie ma mowy!- rzuciłem, próbując go wepchnąć do sali operacyjnej, ale zaparł się nogami i ani drgnął.- Bill, do cholery! Zgodziłeś się!
-Ja nie chcę...
Lekarz chyba to przewidział, bo po chwili Bill został wprowadzony do sali przez dwóch umięśnionych sanitariuszy. Wyglądali bardziej jak bramkarze przebrani w stroje lekarskie, ale nie skomentowałem tego.  Po wprowadzeniu mojego bliźniaka do sali, odeszli. Drzwi zamknęły się, a ja odetchnąłem. Stamtąd już chyba nie ucieknie.
Ledwo zdążyłem się odwrócić, a usłyszałem jakiś huk w pomieszczeniu i z środka wybiegł Bill kompletnie roztrzęsiony i czerwony na twarzy. Złapałem go i nie pozwoliłem mu uciec.
-Co jest?- spytałem ze zdumieniem.
-Tam są studenci...- spojrzałem  na niego z niezrozumieniem.- Pieprzeni studenci medycyny- wyjaśnił mi, zaciskając ręce na mojej bluzie.- Nie będę się obnażał przy jakichś pieprzonych zboczeńcach!
-Panie Kaulitz?
Spojrzałem na lekarza, który stracił już całe swoje opanowanie i wyglądał na zdrowo poirytowanego.
-Czy przestanie pan wreszcie sprawiać problemy i wejdzie pan na salę?
-Na pewno nie wtedy, kiedy oni tam będą- powiedział ze złością.
-To nie zależy od pana- rzucił mężczyzna surowo.- Studenci są osobami, które mają pełne prawo przebywania w sali podczas różnych operacji, a wycinania torbiela krtani jeszcze nie widzieli. To dla nich okazja.
-Pierdol się. Dopóki oni tam będą, nie będzie żadnej operacji.
Zgwizdałem, słysząc słowa Billa. Wiedziałem, że nie odpuści.
-Tom?- lekarz zwrócił się do mnie.- Mógłby pan wyjaśnić swojemu bratu, że nie złamiemy dla niego zasad? Że tutaj jest tylko pacjentem, a jego nazwisko nic nie znaczy? Takie są przepisy i nie zmieniamy ich dla nikogo.
Westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że ma trochę racji, ale kiedy przeniosłem spojrzenie na Billa... Musiał wyczytać w moim oczach opinię na ten temat, bo jego oczy zaszkliły się od łez. Puścił moją bluzę i odsunął się ode mnie.
-Pierdolcie się wszyscy!
Biegiem ruszył do sali, w której czekaliśmy na operację.
-Bill!- krzyknąłem za nim, ale nawet się nie odwrócił. Porządnie wkurzony spojrzałem na lekarza.- Czy to naprawdę konieczne? Nie może pan zrobić wyjątku?
-Nie- rzucił ostro.
-Proszę zrozumieć... Głos ma dla Billa wielkie znaczenie, zarobkuje nim. To tak jak pan miałby stracić rękę. Fakt, że stracił go podczas koncertu był dla niego bardzo stresujący. A to, że musi przejść operację, zupełnie wytrąciło go z równowagi. Niech pan będzie człowiekiem. On już dość się wycierpiał w ciągu kilku ostatnich dni.
-Takie są przepisy. Nie zmieniamy ich dla NIKOGO- warknął.- Mało jest ludzi, którzy chcieliby pokazywać innym swoje operacje. Dlatego nie robimy wyjątków dla nikogo. Oni muszą się jakoś tego nauczyć, nie ma innej opcji. Tak było, jest i będzie.
Spojrzałem na studentów, którzy stali w drzwiach sali, przysłuchując się naszej rozmowie. Było ich dosyć sporo.
-Wiesz co, doktorku? Pierdol się- powiedziałem z przymilnym uśmiechem.- Skoro tak bardzo ci na tym zależy, Bill będzie miał operację gdzieś indziej. W szpitalu, gdzie zgodzą się na taki zabieg bez gapiów, a jeśli nie- w jakiejś prywatnej klinice. Stać nas na to. Tylko wiesz... Jakby nie patrzeć, w ostatnim czasie nasza popularność bardzo wzrosła, na nasze koncerty przychodzą miliony ludzi. Na pewno też wielu z tych okolic. Jestem ciekawy, jak bardzo opinia tego szpitala się pogorszy, kiedy się okaże, że ich największemu idolowi nie pozwolono przejść tej operacji w odpowiednich warunkach? Że zignorowano jego prośbę o wyprowadzenie gapiów i że nie zwrócono uwagi na to, że to wszystko musiało być dla niego bardzo stresujące i taka postawa lekarzy to czyste chamstwo i brak jakiegokolwiek zrozumienia. Bill słynie z tego, że jest złośliwy, ale nieśmiały. Ludzie na pewno staną po jego stronie.
Lekarz był cały czerwony na twarzy i patrzył na mnie z rządzą mordu. Zasalutowałem mu kpiąco i odwróciłem się z zamiarem odejścia. Bill z pewnością już gdzieś zwiał, trzeba będzie go znaleźć.
-Zaczekaj...- mruknął. Obejrzałem się na lekarza, którzy zaciskał mocno ręce w pięści.-W porządku. Podczas zabiegu nie będzie nikogo prócz wykwalifikowanych specjalistów.
-Nie baw się ze mną w gierki słowne- powiedziałem.- Nie jestem taki głupi, ich też możesz nazwać specjalistami. Po prostu mają stąd zniknąć, jasne?
Kiedy pół godziny później Bill znalazł się znowu w sali, przyszedł inny lekarz, aby go operować, ponieważ tamten był zbyt wkurzony i mógłby wszystko spaprać. Był o wiele milszy i kiedy dowiedział się o całej sytuacji, pozwolił nawet Billowi mieć bieliznę podczas zabiegu.
Obaj mogliśmy więc odetchnąć z ulgą.
W pierwszej chwili miałem zamiar dołączyć do reszty zespołu siedzących w gabinecie lekarza, który pozwolił im tam poczekać do końca operacji, ale rozmyśliłem się.
Naciągnąłem na głowę kaptur, założyłem spore okulary i okryłem się dokładnie kurtką. Miałem nadzieję, że nie zostanę rozpoznany.
Bill z pewnością trochę poleży na stole operacyjnym, a obudzi się następnego dnia. Tak powiedział lekarz. Byłem pewien, że wszystko będzie dobrze i nie mam czym się martwić. Miałem więc czas, żeby jakoś odreagować ostatnie tygodnie i chociaż na chwilę przestać myśleć o moim popieprzonym życiu.

Zaśmiałem się głośno, kiedy dwie laski zaczęły o mnie rywalizować na parkiecie. Ludzie tańczyli ze sobą, prężąc się w wyzywających pozach i próbując zachęcić partnerów do działania. Ewentualne single robiły to samo szukając kogoś, kto się nimi zainteresuje i będzie chciał się pieprzyć w którejś z łazienek.
Złapałem jedną z dziewczyn za ogromną pierś, przysuwając ją do siebie i całując dosyć mocno. Masowała lekko mojego penisa przez spodnie wywołując u mnie podniecenie. Alkohol szumiał mi w uszach i wszystko wokół mnie wirowało.
Na początku nie chciałem pić. Nie chciałem tańczyć. Chciałem po prostu się odstresować, ale okazało się, że bez alkoholu nie potrafię. Zacząłem więc pić, oddalając się od rzeczywistości i zapominając o tym wszystkim, co w tej chwili było ważne.



Bill
Obudziłem się w nieznanym mi miejscu i przez chwilę ze strachem zastanawiałem się, gdzie jestem. Ból w okolicach szyi szybko mi przypomniał, że miałem operację i zapewne środki nasenne dopiero przestają działać. Rozejrzałem się po pomieszczeniu unosząc dłoń do szyi. Było ciemno. Dotknąłem delikatnie bandaża i aż wstrzymałem oddech czując pulsujący ból. Szybko zabrałem rękę nie chcąc się jeszcze bardziej uszkodzić.
Westchnąłem z ulgą, kiedy do pomieszczenia weszła młoda pielęgniarka. Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle.
-Już się pan obudził?- zapytała z jawnym zdumieniem, podchodząc do mojego łóżka.
Zagryzłem dolną wargę, zastanawiając się, jak się z nią dogadać.
-Chce pan coś powiedzieć? Jeśli tak, niech pan mrugnie dwa razy.
Zrobiłem to, chociaż wydawało mi się to wyjątkowo głupie.
Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie i ze stolika nocnego wyciągnęła jakiś notes i długopis. Zapaliła lampkę przy łóżku i podała mi oba przedmioty.
-Proszę to napisać.
Zagryzłem dolną wargę i zmrużyłem lekko oczy. Wciąż nie do końca się obudziłem.
"Gdzie jest Tom?"
Podałem jej kartkę, przyglądając się jej twarzy z uwagą.
-Tom? Czy to pański brat?- kiwnąłem lekko głową.- Ten z warkoczykami?- Ponownie kiwnąłem głową, czekając na jakieś informacje z jej strony. Zmarszczyła brwi.- Nie widziałam go tutaj. Zaraz pójdę do pańskich przyjaciół, są u doktora Wassermana. Zawołam kogoś. Z pewnością będą wiedzieć, gdzie jest pański brat.
Uśmiechnęła się do mnie sympatycznie i po chwili wyszła.
Do pokoju wszedł Gus wyraźnie spięty. Nie chciał patrzeć mi w oczy.
-Pielęgniarka mówiła, że pytałeś o Toma- mruknął cicho, mnąc w ręce jakąś kartkę.
"Jest na korytarzu? Dlaczego jeszcze do mnie nie przyszedł?"
Podałem perkusiście notes. Na widok mojej wiadomości wyraźnie się speszył. Westchnął głęboko i podrapał się po głowie.
-Toma nie... ma- wydukał, nie patrząc na mnie.
Spojrzałem na niego z niezrozumieniem. Jak to nie ma? To gdzie jest? Nie czekał, aż już będzie po wszystkim?
Nie chcąc wpadać w panikę napisałem kolejną wiadomość, czując nieznośne kłucie serca.
"Gdzie on jest?"
Tom nie mógł mnie teraz zostawić! Nie w takiej chwili! Przecież mnie kocha!
-Nie wiem- powiedział Gus przepraszająco.
Poczułem, jak w moich oczach zbierają się łzy. Gus już nic więcej nie musiał mówić. Wszystko było jasne.
Pospiesznie nabazgrałem na kartce kolejną informację.
"Chcę zostać sam."
Perkusista spojrzał na mnie speszony, po czym kiwnął głową i wyszedł wyraźnie zadowolony, że może to zrobić.
Szybko wszystko zrozumiałem.
Tom gdzieś zniknął. Poszedł gdzieś sobie jak to zwykle robił, kiedy nikt nie zwracał na niego uwagi. Chłopaki nie wiedzieli, jak mi to powiedzieć, dlatego przysłali do mnie Gusa. On był najspokojniejszy z całej naszej bandy i najlepiej potrafił przekazać złe wiadomości.
Po moich policzkach pociekły łzy. Chociaż z mojego gardła nie wydostał się nawet jeden dźwięk, moje ramiona trzęsły się spazmatycznie, kiedy coraz bardziej pogrążałem się w rozpaczy.
Bo... Tom mnie nie chce. Nie zależy mu na mnie na tyle mocno, żeby być ze mną po operacji. Wolał gdzieś sobie pójść. Nie było sensu się łudzić na coś innego.
Tom mnie zostawił.
Świadomość tego bolała.
Bolała na tyle mocno, że miałem ochotę umrzeć. Pragnąłem zamknąć oczy i już się nie budzić. Chciałem zapomnieć o bólu i o tym, że go kocham...
Zapomnieć o tym, że... on mnie już nie.



Tom
Wyszedłem na zaplecze klubu i paliłem sobie papierosa. Czułem na sobie spojrzenia różnych ludzi. Na szczęście wszyscy byli na tyle pijani, że raczej nie będą pamiętać o tym, że tu byłem.
Mam nadzieję.
Coś zaczęło mi wibrować w kieszeni i zaśmiałem się, kiedy połaskotało mnie w udo. Ze zmarszczonymi brwiami wyciągnąłem komórkę, wiedząc już, kto dzwoni. Spojrzałem na wyświetlacz i nie pomyliłem się.
Geo.
W gorącej wodze kąpany Geo. Pewnie Jost się nieźle wkurzył, że zniknąłem. Próbował do mnie dzwonić już wcześniej, ale nie odbierałem.
Jak szkoda, co Jost...?
Zaśmiałem się głupio. Nie chciałem wyłączać telefonu, nigdy tego nie robiłem. Czasami mógł być mi natychmiast potrzebny, w końcu wyszedłem bez ochrony i w dodatku coś ważnego mogło się wydarzyć.
Telefon znowu się rozdzwonił, co zignorowałem, odpalając kolejnego papierosa. Nie rozumiałem, dlaczego tak się do mnie dobijają. Już nie raz robiłem takie mety i wszyscy dobrze wiedzieli, że się nie odezwę, dopóki sam nie będę chciał.
Przymknąłem oczy, zaciągając się papierosem, kiedy przyszedł do mnie sms. Rozbawiony odblokowałem klawiaturę telefonu i wcisnąłem opcję "otwórz".
Momentalnie znieruchomiałem i chyba nawet wytrzeźwiałem. Dziwny szum w uszach ustał, wszystko jakby ucichło. Byłem tylko ja i to pieprzone zdanie, które widziałem na telefonie.
"Bill się obudził."
Nie trudno było się domyślić reszty. Skoro się obudził, na pewno o mnie pytał. Skoro pytał, musieli mu powiedzieć, że mnie nie ma. A skoro się dowiedział, że mnie nie ma...
-Nie panikuj- nakazałem sobie cicho.
Pospiesznie schowałem telefon do kieszeni i biegiem ruszyłem z powrotem do klubu. Szybko przepchnąłem się pomiędzy ludźmi i wybiegłem stamtąd. W pobliżu nie było żadnej taksówki, ale było ciemno. Znałem drogę do szpitala, w końcu nią przyszedłem.
Biegłem ile sił w nogach, zastanawiając się od razu, jaką podać wymówkę. Nie Dawidowi czy chłopakom, tylko... Billowi.
Kiedy wpadłem do szpitala, odetchnąłem głęboko, czując, jakby coś mi rozrywało płuca od środka. Chwilę odczekałem, łapiąc się za klatkę piersiową, a potem na sztywnych nogach ruszyłem w głąb korytarza.
-Proszę pana...- zaczepiła mnie jakaś pielęgniarka. Spojrzałem na nią ze zniecierpliwieniem.- Przepraszam, pan Tom Kaulitz?
-Tak!- warknąłem niezbyt przyjemnie.
-Proszę za mną, pański brat się obudził i pytał o pana.
O niee...
-Pytał?
-Napisał to na kartce.
-D-dlaczego tak szybko się obudził?
Chciałem jakoś uciszyć swoje wyrzuty sumienia, ale... nie potrafiłem.
Kurwa, mój brat miał poważną operację, a ja sobie poszedłem do klubu się bawić! Idiota, idiota, idiota!
-Nie wiadomo, lekarze również byli zdziwieni. Proszę, to ta sala.
Kobieta odeszła, zostawiając mnie samego. Niepewnie nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Zagryzłem dolną wargę.
-Bill...?- odezwałem się cicho.
Ani drgnął.
Podszedłem do łóżka i zapaliłem lampkę na stoliku. Serce mi się ścisnęło na widok jego zapuchniętej od płaczu twarzy. Wpatrywałem się w niego, chociaż obraz mi się powoli zamazywał przez łzy. Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem przy śpiącym bracie.
-Przepraszam, Billy...- wyszeptałem cicho, nie wiedząc, co mógłbym powiedzieć. Poza tym, on i tak spał.- Przepraszam...
Oparłem się o łóżko i zacząłem delikatnie przeczesywać palcami czarne kosmyki. Drugą ręką odszukałem jego dłoń i splotłem nasze palce. Nie wiem, ile czasu tak po prostu się na niego patrzyłem. Ile czasu wyzywałem się w myślach od nieodpowiedzialnych sukinsynów.
Zawaliłem.



Bill
Obudziłem się, czując na brzuchu jakiś ciężar. Zdziwiony spojrzałem tam i westchnąłem cicho.
Tom spał sobie smacznie oparty o mnie i wyglądało na to, że zbyt szybko się nie podniesie. Byłem ciekawy, kiedy przyszedł. Pewnie mu powiedzieli, że się obudziłem. Tak dobrze go znałem... Nie trudno było się domyślić, że poczuł się winny i dlatego tak szybko przybiegł do szpitala. To było takie oczywiste...
Nie miałem zamiaru rozmawiać z nim na ten temat. Postanowiłem, że będę milczał. Nie było sensu o tym rozmawiać, bo to i tak do niczego by nie doprowadziło. Nie chciałem się upokarzać i pokazywać mu, jak bardzo mnie to zabolało. Po co? I tak obdzierałem się z resztek dumy wręcz żebrając o to, aby poświęcił mi trochę więcej uwagi. Tyle dobrze, że nie miał nic przeciwko naszym zbliżeniom. Chyba... nie miał. Tak to przynajmniej wyglądało.
Odetchnąłem i skrzywiłem się, czując okropny ból w okolicach szyi. Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek będą mi tam zakładać szwy, a tu suprise! Że też musiało trafić akurat na mnie.
Dotknąłem dłonią głowy bliźniaka. Nawet nie drgnął. Zacząłem delikatnie głaskać jego warkoczyki i uśmiechnąłem się lekko, ze smutkiem.
-Bill...?- wymruczał mój brat, mlaskając cicho.
Otworzył zaspane i zdrowo podpuchnięte oczy i spojrzał na mnie nie do końca przytomny, wciąż leżąc na moim brzuchu. Skinąłem mu lekko głową. To, że nie mogłem mówić, okropnie mnie irytowało.
-Jak się czujesz?
Pokazałem mu uniesiony kciuk i uśmiechnąłem się niepewnie.
-Teraz już tylko z górki, co?- zapytał cicho.
Skinąłem mu głową na znak zgody. A co innego miałem zrobić?
-Lekarz powiedział, że już dzisiaj możesz wyjść ze szpitala. David dał nam wszystkim wolne. Pomyślałem, że moglibyśmy pojechać do domu, chyba że wolisz zaszyć się na jakimś odludziu... Jeśli nie, to spędzimy ten czas w domu. Będziemy spać do dwunastej, oglądać telewizję do rana i żreć co tylko nam wpadnie pod rękę. Co ty na to?
Kiwnąłem głową na znak zgody. Kilka tygodni w rodzinnym domu wydawało się być dobrym pomysłem. Tom będzie siedział w domu, w końcu na takim zadupiu nie tak łatwo o jakieś porządne rozrywki. A ja trochę odpocznę. Będę miał czas, żeby niektóre rzeczy przemyśleć i przede wszystkim będę wracał do zdrowia bez rzeszy świadków. Na samą myśl, że przez ponad miesiąc nic nie mogę powiedzieć, robiło mi się słabo, ale... Skoro nie było innego wyjścia, pozostało mi się tylko przemęczyć.
Tom zaśmiał się cicho, odrobinę sztucznie, ale ja świadomie to zignorowałem. Żadnych rozmów o tym, że mnie zostawił!
Objął mnie i przytuliliśmy się do siebie.
Chciałem mu powiedzieć, jak bardzo go kocham, ale...
... nie mogłem.

2 komentarze:

  1. Mój. Biedny. Mały. Kochany. Billy. Jak. Tom. Mógł. Zrobić. Coś. Takiego.? To. Okrutne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzialność Toma na poziomie ZERO ;D. Ale cieszę się, że się dobrze skonczyło :)....Tylko Tom mógłby zacząc KU*WA myslec ;)))))))))))))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)