środa, 11 kwietnia 2012

15.Dla Ciebie wszystko


Tom
Nie byłem pijany.
Fakt, piłem, ale nie byłem na tyle głupi, żeby się upijać, chociaż miałem na to wielką ochotę. Tylko trochę szumiało mi w głowie. Był to już stan, w którym nie byłem do końca sobą i trochę mi odbijało. Grzecznie wróciłem do hotelu jeszcze przed północą, jednak na dworze było chłodną i kiedy tylko wszedłem do budynku, a było tam ze czterdzieści stopni, od razu mnie siekło.
Zakręciło mi się w głowie i odetchnąłem głęboko, przytrzymując się ściany. Przez chwilę stałem spokojnie, a potem zaśmiałem się cicho.
Nie zastanawiając się długo, poszedłem do pokoju bliźniaka. Widząc, że śpi, prychnąłem tylko i pociągnąłem za ramię, zrzucając go z łóżka.
-Co jest Billy?! Wstawaj, zabawmy się!
Bill zaśmiał się histerycznie, co sprawiło, że znieruchomiałem. On również spojrzał na mnie, ale ten wzrok był dziwny. Nie podobał mi się.
-O co chodzi?- zapytał.
-Siedź tu i nie ruszaj się!- powiedziałem, czując, że alkohol powoli puszcza i już nie jestem taki zamroczony. Może sprawiło to dziwne zachowanie Billa, a może to, że w jego pokoju było zimno.
Zapaliłem światło i odwróciłem się z powrotem do mojego brata. Uniosłem brwi, widząc, że siedzi na podłodze, nie ruszając się. Jedynie jego oczy mnie śledziły. Ja gapiłem się na niego, on na mnie.
-Co ty wyprawiasz?- spytałem w końcu.
-Kazałeś mi się nie ruszać- powiedział bardzo poważnie.
-Wstań z tej podłogi, bo zaziębisz sobie dupsko.
-Mógłbyś do mnie tak nie mówić?- oburzył się. Wstał i spojrzał na mnie, a potem zaśmiał się głupio.
-Dobrze się czujesz?- zapytałem, po raz kolejny mając głupie wrażenie, że coś jest nie tak. Pomijając już fakt, że po sprzeczce był na mnie wyraźnie wściekły, teraz... Rany.
Zaśmiał się tylko głupio i zaczął coś sobie nucić. Przez chwilę jego wzrok był nieobecny, a palce wystukiwały rytm o udo. Potem zanucił trochę głośniej, zaczynając kołysać się.
Otworzyłem szerzej oczy. Mój bliźniak zaczął tańczyć. Cały czas chichotał i charczał dziwnie, wyraźnie próbując coś nucić, ale mu nie wychodziło. Spojrzałem ze zdumieniem na jego ręce, które w zmysłowy sposób przesunęły się po jego brzuchu, z którego podwinął koszulkę. Złapał ją i powoli ściągnął. Obkręcił się, wciąż rżąc jak głupi i upuścił ją.
-Co ty...?- wyszeptałem.
Byłem ZZZ.
Zszokowany.
Zmieszany.
Zażenowany.
Bill tańczył zmysłowo, śmiejąc się do mnie głupio.
-Jak ci się podoba taniec twojej prywatnej dziwki?- wymruczał, wykonując dziwne ruchy biodrami. Miał przy tym minę, jakby właśnie szczytował i w dodatku pocierał swoje krocze ręką.
-Bill, opanuj się!
Odwrócił się do mnie i zsunął z pośladków spodenki, pokazując mi tyłek.
-Przeleć swoją kurwę, Tooom...
Podbiegłem do niego i jak poparzony z powrotem naciągnąłem mu na tyłek spodenki. Spojrzał na mnie z uśmiechem i ponownie zaczął je zsuwać.
-Bill!
Zobaczyłem, że jego źrenice są dziwnie rozszerzone.
-Ćpałeś?- spytałem przerażony.
Pokręcił energicznie głową, po raz kolejny próbując pozbyć się swoich spodenek. Kiedy mimowolnie siłą podciągnąłem mu je w górę, przestał się kołysać. Spojrzał na mnie mrużąc oczy. Zobaczyłem, że dolna warga mu zadrżała, a oczy stały się dziwnie szkliste.
O, nie...
Kurwa, nie!
Tylko nie to!
-Bill...?
Rozpłakał się. Otworzyłem usta ze zdumienia, a on tak stał i płakał.
-Już mnie nie kochasz! Dlaczego, Tom...?
-Nie pozwolę ci się teraz rozbierać!- powiedziałem, patrząc na niego uważnie. Odsunął się lekko, patrząc mi prosto w oczy. Coś mi się przekręciło w środku, kiedy tak łzy płynęły po jego policzkach, a ramiona trzęsły się od szlochu.
-Myślałem, że mnie chociaż lubisz. Że będziesz mi pomagał, kiedy tego potrzebuję.
-Bill, przecież...
-Szkoda, że odzyskałem głos- szlochał dalej, wciąż patrząc mi w oczy.- Byłoby lepiej, gdybym do końca życia został kaleką.
Coś mnie tknęło. Skądś znałem te słowa. Czy on...?
-Bill...?
-Miałbyś wtedy spokój...- mówił cicho, ocierając z policzków wciąż płynące łzy.- Nie musiałbyś mnie słuchać, mógłbyś mieć własne życie. Gdybym nie mógł już śpiewać, nie byłbym ci więcej potrzebny... Znalazłbyś sobie kogoś na moje miejsce, kogoś, kto nie wkurzałby cię tak, jak ja. Kogoś, kogo byś lubił. A ja mógłbym zostać w domu i... I... W telewizji og-glądać cię... Cieszyć-yć się, że znam-m kogoś tak utalentowanego...
Patrzyłem na niego, nie mogąc uwierzyć. Czy on naprawdę...?
-Dlaczego tak myślisz?- wydusiłem.
-Powiedziałeś to, Tom. Sam słyszałem!- na nowo się rozpłakał.- Powiedziałeś, że jestem kurwą, szmatą... Że mnie nienawidzisz, i że jestem dziwką, i jeszcze, że... Że... mnie nienawidzisz. Że... że żałujesz tego, jaki byłeś dla mnie dobry i... I... szkoda, że dalej mogę mówić... I jeszcze...
Ukrył twarz w dłoniach. Serce biło mi jak oszalałe, a całą twarz miałem czerwoną. Ze wstydu, że to wszystko usłyszał. Wciąż czułem bolesny ucisk w sercu, kiedy tak patrzyłem jak drży.
-Zawsze myślałem, że chociaż mnie lubisz... Zawsze... A ty...- przerwał na chwilę, próbując się trochę uspokoić i nagle roześmiał się gorzko. Zachowywał się jak wariat, a mi wszystkie flaki podchodziły do gardła. Słyszał, słyszał te wszystkie bzdury!
Spojrzał na mnie, śmiejąc się dalej, chociaż łzy nadal płynęły po jego policzkach.
-Jestem żałosny, co? Na początku chciałem umrzeć, ale to wywołałoby zbyt wielki skandal. Może wypicie kwasu załatwiłoby sprawę? W końcu byłbym kaleką i wszyscy byliby szczęśliwi. Trochę brakowałoby mi śpiewania, ale jakoś dałbym sobie radę.
-Bill...- wyszeptałem zszokowany.
-Ja też żałuję, że odzyskałem głos. Może gdybym go nie miał, nie doszłoby do tego wszystkiego. A ty... chociaż trochę byś się mną przejmował. Ja... nie chcę być kurwą... w twoich oczach...
Znowu przestał się śmiał i został tylko płacz.
-Chce mi się pić- powiedział nieoczekiwanie. Cokolwiek sprawiło, że tak zaczęło mu odbijać, obiecałem sobie, że nigdy więcej nie pozwolę mu tego tknąć.
Kiedy odwrócił się ode mnie i podszedł do swojej torby, szybko wyciągnąłem komórkę i z prędkością światła wybrałem numer do Davida. Tylko on mógł mi pomóc w tej sytuacji.
-Czego chcesz?
-Mamy problem... Przyjdź szybko do pokoju Billa. To naprawdę ważne.
Rozłączyłem się, mając nadzieję, że mnie nie zignoruje. Mój bliźniak tymczasem wygrzebał z torby butelkę pepsi i zaczął pić, jakby miał mega kaca. Stróżka popłynęła mu po brodzie, ale otarł ją niecierpliwie. Kiedy w butelce już nic nie zostało, wyrzucił ją przez okno. Odwrócił się do mnie, opierając o parapet i splótł dłonie. Wciąż płakał, czego w ogóle nie rozumiałem.
Co tutaj się, do cholery, dzieje?
-Bill?-podszedłem do niego.- To, co powiedziałem, nie było...
BUM!
Poczułem tylko pieczenie pod lewym okiem i wyrżnąłem orła na podłogę.
Bill walnął mnie w twarz!
Otworzyłem oczy i zaraz tego pożałowałem.
BUM!
Jęknąłem, kiedy jego pięść spotkała się z moim okiem. Usiadł na moich biodrach. Zasłoniłem twarz rękami, a on uderzał na oślep. Na przemian płakał i śmiał się, jakby to, co się dzieje, jednocześnie go bawiło, smuciło i przerażało.
-Dlaczego już mnie nie lubisz?!- krzyknął wyraźnie wściekły. Jedna ręka wsunęła się pod moją bieliznę jak wąż, a ostre paznokcie zacisnęły się na mojej męskości. Momentalnie opuściły mnie siły i odsłoniłem twarz, po raz kolejny czując celne uderzenie. Tym razem dostałem w nos. W ułamku sekundy buchnęła z niego krew, ale nie miałem bratu tego za złe.
Żeby tylko puścił mojego penisa...
Puścił. Nagle. Zobaczyłem, że złapał się za usta, a po chwili zwymiotował obok mojej głowy jakąś białą pianą. Jego oczy otworzyły się szerzej, ale nie wyglądał na przerażonego.
-O!- powiedział tylko.
Zakryłem sobie usta dłońmi, patrząc z przerażeniem, jak wymiotuje... tym czymś.
W tym momencie do pokoju wpadł David.
-Rzygam- rzucił Bill, śmiejąc się głośno, zaraz jednak znowu zwymiotował.
-Boże!- rzekł David zszokowany.- Bierz go, jedziemy do szpitala!
Kiwnąłem tylko głową, wstając z podłogi. Wziąłem brata na ręce i najszybciej jak mogłem, pobiegłem za Davidem. Bill chwilowo przestał wymiotować, co bardzo mnie cieszyło. Jego czoło pokrył dziwny pot i gdy wsadzałem go do busa zdałem sobie sprawę, że bliźniak dziwnie mi ciąży.
-Bill...?- zapytałem przerażony.
-Chcę spać, Tommy- powiedział tylko cicho.
David ruszył z piskiem opon. Pytał, co się stało, ale nie byłem w stanie udzielić odpowiedzi. Po chwili Bill skulił się, łapiąc za brzuch, a potem zwymiotował, tym razem oprócz piany pojawiła się jeszcze krew.
-Kurwa, zarzyga cały samochód!- jęknął David, jeszcze bardziej przyspieszając.
Bill wyciągnął jedną ręką i pokazał menagerowi fuck'a, a dwa palce drugiej wsadził sobie do ust zanim zdążyłem go powstrzymać. Wywołał kolejne torsje, tym razem wymiotując zupełnie w inne miejsce.
-Trzymaj się, Billy- mruknąłem przerażony.
Bill ponownie zaczął płakać.
-Boli- szepnął cicho. Wtulił twarz w moją szyję. Posadziłem go sobie na kolanach i szeptałem do niego, ale miałem wrażenie, że mnie nie słuchał.
Gdy zajechaliśmy na miejsce, szybko wygrzebałem się z busa i pędem pobiegłem do budynku szpitala. Wbiegłem na korytarz i zacząłem wołać o pomoc. Bill przestał wymiotować, lecz znowu zaczął płakać cicho.
Jakiś potężny sanitariusz wziął go ode mnie i ułożył na łóżku. Nagle zrobiło się wielkie zamieszanie, koło Billa pojawiło się mnóstwo osób, przyciskając go do łóżka. Bliźniak wyrwał się, siadając tam i szukając czegoś wzrokiem.
-Tom!- krzyknął, szlochając.- Ja tylko żartowałem. Nie chcę stracić głosu! Tom!
Chciałem za nim pobiec, ale David przytrzymał mnie w miejscu.
-Lekarze się nim zajmą. Co tam się stało, u diabła?!
Nie odpowiedziałem. Jakaś pielęgniarka zajęła się moim rozwalonym nosem, który pulsował boleśnie. Bill może i jest chucherkiem, ale bije się jak prawdziwy mężczyzna.
Szkoda tylko, że zwykle zachowuje się jak baba.



Bill
Obudziłem się, czując potworne mdłości. Nie zastanawiając się długo, przewróciłem się na łóżku i zwymiotowałem na podłogę. Skoro jestem w hotelu, ktoś to posprząta. To jeden z wielu plusów przebywania w takim miejscu. 
Jęknąłem cicho, czując okropny ból w okolicach podbrzusza. W sumie to bolały mnie wszystkie flaki.
Sięgnąłem pod poduszkę, chcąc wygrzebać swój telefon, ale go tam nie znalazłem. Rozejrzałem się uważnie i otworzyłem usta ze zdumienia, kiedy zorientowałem się, że nie jestem w swoim hotelowym pokoju. Ten wyglądał raczej... jak sala szpitalna.
-Żart, prawda?- mruknąłem do siebie.- Salo zniknij!
Nie zniknęła. Zmęczony opadłem na poduszki. Co się stało? Zaraz, jak to było... Co robiłem wcześniej?
Aaa...
Pokłóciłem się z Tomem i zjadłem tabletki na sen. Usnąłem i... czy było coś potem?
Pustka, więc chyba nie. Tylko... dlaczego jestem w szpitalu?
Westchnąłem głęboko, krzywiąc się. To z pewnością sprawka Toma! Co ten patafian znowu mi zrobił, do cholery...?!
Nie wiem, ile tak wyzywałem go w myślach. Czekałem, aż ktoś do mnie przyjdzie i mi powie, co się dzieje, ale jak na złość, wszyscy mnie olali. Kiedy więc do pokoju wszedł Tom z dość kwaśną miną, zerwałem się do siadu.
-Tom!- krzyknąłem radośnie, starając się nie pamiętać, że w końcu pożarłem się z nim dzień wcześniej. Już chciałem go zapytać o powód mojego pobytu w szpitalu, ale zobaczyłem jego zaczerwieniony i opuchnięty nos.- Co ci się stało...?
Bliźniak uniósł lekko brwi, patrząc na mnie jak na wariata.
-Biłeś się z kimś?- spytałem.
Prychnął cicho, siadając obok mnie na łóżku i zgrabnie omijając moje wymioty, które wciąż sobie leżały na podłodze.
-Co za głupie pytanie- rzucił.
-Czyli biłeś się.
-Nie. Nie biłem- odparł z sarkazmem.- Bill, czy ty naprawdę nie pamiętasz tego, co się stało?
-Pokłóciliśmy się. No i co?- warknąłem, splatając ręce na piersi.- Czemu jestem w szpitalu?! Coś ty mi znowu zrobił?
-Bill, powiedz mi, co pamiętasz z wczorajszego wieczoru? Co się stało po naszej kłótni?
-O co ci chodzi?
-Odpowiedz.
Westchnąłem i zmarszczyłem brwi.
-Poszedłeś sobie. Nie mogłem zasnąć i... zjadłem dwie tabletki...- mruknąłem cicho. Tom wpatrywał się we mnie uważnie, czekając na dalszą część.- Nie działały, więc wziąłem... Eee... kolejną, dla większej skuteczności.
-Jedną?- bliźniak uniósł brwi.
-Noo... trzy.
-Aha.
-A... potem jeszcze dwie... I... jeszcze... jedną.
Tom uniósł dłonie i zaczął coś liczyć na palcach.
-Zeżarłeś osiem tabletek? Brawo inteligencji Billa Kaulitza. Ale dość biadolenia. Co było potem?
-Zasnąłem... I obudziłem się tutaj.
Warkoczyk odchrząknął nerwowo, jakby zakrztusił się własną śliną.
-Jaja sobie robisz? To nie jest zabawne!
-O co ci chodzi?! Przecież mówię prawdę!
Jego oczy otworzyły się szeroko.
-Nic nie pamiętasz?- zapytał słabo.
-A co mam pamiętać?
Nie rozumiałem, czego on znowu chce. Rany, czy to naprawdę mój brat?
-Może to nawet lepiej- mruknął pod nosem.
-Co lepiej?! To nie jest zabawne! Co mi się stało?
-Przedawkowałeś. Znalazłem ulotkę u ciebie w łazience. Te tabletki mają silne skutki uboczne. Lekarz powiedział, że dwa razy uratowałem ci dupsko. Za pierwszym razem wtedy, kiedy wywaliłem cię z łóżka, a za drugim wtedy, kiedy tu przywiozłem.
-Ale co...
-Daj mi skończyć- przerwał mi.- Omal się nie zabiłeś, baranie! Gdybym się nie schlał i nie przyszedł do twojego pokoju, zasnąłbyś na wieki!- warknął, a ja momentalnie pobladłem.- Co chwilę zmieniał ci się nastrój, gadałeś od rzeczy, śmiałeś się i płakałeś, a potem rozkwasiłeś mi ryj.
-Yhm... Sorry- mruknąłem.
Wywrócił oczami.
-Napiłeś się pepsi i zaszła jakaś reakcja chemiczna. Tabletki się spieniły i w normalnej sytuacji powinieneś się dusić, ale miałeś to szczęście, że tylko tym wymiotowałeś.
-Pianą?
-Tak, a potem jeszcze krwią. Razem z Davidem przywieźliśmy się tutaj, a lekarze zrobili ci płukanie żołądka i dokładnie cię przebadali. Na szczęście płukanie wystarczyło. Naprawdę nic nie pamiętasz?
Pokręciłem przecząco głową, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałem. Interesowała mnie jednak tylko jedna rzecz.
-Co... mówiłem?- zapytałem niepewnie.
Tom wyraźnie się speszył i odwrócił wzrok.
-Tom?
Warkoczyk wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie przepraszająco. W jego oczach widziałem tylko wstyd i ból.
-Obraziłem cię?- spytałem, ale pokręcił tylko przecząco głową.
-Ja...- zaciął się.- Bill, obiecaj, że wysłuchasz mnie do końca.
-Ok.
-Wiem, że... słyszałeś moją rozmowę z... Geo.
Coś momentalnie ścisnęło mi się w żołądku. Odwróciłem głowę do ściany, zaciskając dłonie na pościeli.
-To... Ja... Pamiętasz, że trochę wcześniej przyszedłeś do mnie i poprosiłeś, żebyśmy zamienili się rolami w łóżku?- spytał wyraźnie speszony.- Wiedziałem, że nie odpuścisz i na samą myśl dostawałem palpitacji serca. Miałem potężnego cykora, że będziesz nalegał i nie panowałem nad sobą. To, co powiedziałem do Geo nie było prawdą. Przysięgam, Bill!- zapewnił mnie gorliwie, a ja zagryzłem dolną wargę, walcząc ze łzami.- Nigdy tak o tobie nie myślałem. Dobrze wiesz, że... kocham cię. To, co mówię w wywiadach, jest szczerą prawdą. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, ono praktycznie kręci się wokół ciebie i Tokio Hotel. Nigdy nie chciałem cię zranić, Bill. Przepraszam.
-Chciałeś, żebym stracił głos na dobre...- wyszeptałem.
-Bill, umarłbym bez twojego zrzędzenia. W ciągu tego miesiąca, podczas którego nie mogłeś mówić myślałem, że oszaleję. Poza tym... lubię twój głos. Serio, Bill. Wybacz.
-Dlaczego mi to zrobiłeś, Tom?- po moich policzkach popłynęły łzy.
Tom przyciągnął mnie do siebie i objął, głaszcząc po plecach. Pocałował mnie w czoło.
-Nie płacz. Nie przeze mnie. Nie możesz płakać przeze mnie- szeptał cicho.
Objąłem go mocniej za szyję. 
-Nie mów tak więcej- wyłkałem błagalnie.
-Nie powiem. Przysięgam.

1 komentarz:

  1. Kocham ten rozdział.. Najbardziej na świecie!! Jest po prostu najlepszy.. Bezbłędny!! Niezaprzeczalnie mój ulubiony~
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)