wtorek, 10 kwietnia 2012

5.Dla Ciebie wszystko


Tom
Siedziałem przy stole męcząc się z jajecznicą na swoim talerzu i ukradkiem obserwowałem Billa. Nie wyglądał zbyt dobrze, ale nie dziwiłem mu się. Po swojej nocnej przygodzie z dzikiem chyba miał dość głupich dowcipów. Znowu się na mnie obraził i zacząłem się zastanawiać, czy nasze łóżkowe zabawy nie obudziły w nim jakichś kobiecych instynktów. Zachowywał się jak nastolatka przed okresem.
Matka i Gordon bezbłędnie wyczuli, że coś jest nie tak, ale nie poruszali tego tematu. Mój bliźniak mordował jajecznicę na swoim talerzu nie biorąc ani kęsa.
-Bill?- odezwałem się spokojnie.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Masz może ochotę się przejść?- spytałem złośliwie.- No, wiesz, do lasu, jak za starych...
Czarny spojrzał na mnie ze złością. Wstał od stołu i wybiegł z kuchni. Szybko pokonał schody i zamknął się w swoim pokoju trzaskając drzwiami.
Mama i Gordon spojrzeli na mnie oskarżycielsko.
-No co?- spytałem wracając do jedzenia.
Skoro Bill chce się boczyć, proszę bardzo. Mi tam wszystko jedno. Zresztą, dobrze wiedziałem, że do wieczora i tak mu przejdzie.



Bill
Usiadłem na łóżku nie mając już nawet sił się wściekać o to wszystko. Sam byłem sobie winny i dobrze to wiedziałem, chociaż i tak nie mogłem się powstrzymać od wyzywania Toma w myślach. Wziąłem do ręki swój pamiętnik i zacząłem pisać. Nie wolno mi było pisać o naszych dziwnych relacjach, ale przecież o kłótni odnośnie wczorajszego zajścia jak najbardziej.
                                                                                        
"Wcześniej wspominałem, że Tom jest świetnym bratem. Zapomnij! To wredna kanalia, która tylko czeka na okazję, żeby się ze mnie pośmiać. Wczorajszy wybryk był najgorszy, ale nie będę o tym pisał, bo trochę mi wstyd. Mam nadzieję, że Toma zjedzą myszy albo chociaż podgryzą mu jego małego Tommy'ego. (Jeśli kiedyś to przeczytasz, Tom, to tak, wiem, jak nazywasz swojego kutasa. Wsadź go sobie w dupę!)
Wracając do sprawy... Bliźniak znowu wyprowadził mnie z równowagi i mam ochotę się do niego nie odzywać. Tak mniej więcej do końca życia. Niestety, obiecaliśmy Davidowi, że w wolnym czasie trochę poćwiczymy i popracujemy nad nową piosenkę. Muszę więc jakoś znieść jego obecność ( jak robię to już przez prawie dwadzieścia lat) i wypełnić to zadanie. Coś czuję, że nie będzie łatwo"

Daty nie pisałem, nigdy tego nie robiłem. Jakoś... Nie potrzebowałem tego, zawsze świetnie orientowałem się w swoich notatkach. Kiedy jakąś przeczytałem, wiedziałem, kiedy to się mniej więcej zdarzyło.
Schowałem pamiętnik i wyrwałem z zeszytu jakąś kartkę. Wziąłem do ręki długopis i po chwili namysłu zacząłem pisać.


~dwa tygodnie później~

Tom
Spakowanie swojej torby nie było trudnym zadaniem, ale mama i tak uparła się, że mi pomoże. Wkurzało mnie to, w końcu skończyłem już dwadzieścia lat, a ona nadal traktowała mnie jak bachora w pieleszach. Na szczęście udało mi się ją umiejętnie podpuścić i poszła do Billa.
No, tak. Co do Billa, to przez dwa tygodnie raczej się unikaliśmy. Znaczy... W ciągu dnia w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Pierwsza próba była zarazem ostatnią. I to wcale nie była moja wina, to ten cymbał wyprowadził mnie z równowagi. Tak mnie wkurwił, że zamachnąłem się na niego moją kochaną gitarą Gibson Les Paul z serii Custom. Możecie więc sobie wyobrazić, w jakim byłem stanie, skoro zrobiłem coś tak idiotycznego. Gdyby moja kochana gitara rozbiła się na jego pustym łbie, z miejsca bym go zabił.
Na szczęście wkroczył Gordon i zażegnał kłótnię. Nazwał nas małymi bachorami i chyba to on wysłał matkę do pomocy przy pakowaniu w ramach kary. Gdy ona od rana płakała, że już wyjeżdżamy (co działo się zawsze, kiedy mieliśmy wolne i spędzaliśmy je w rodzinnym domu), Gordon wzdychał z ulgą nie mogąc się doczekać momentu, kiedy wykopie nas za drzwi. A ja... chyba byłem neutralny.
Nasze dzienne kłótnie nie miały wpływu na to, co działo się w nocy. Bill mimo wszystko przychodził co noc, gdzie w łóżku wyładowywaliśmy na sobie całą złość. Celowo byliśmy brutalni i, z jakiegoś powodu, strasznie nas to kręciło.
Nadal nie zdecydowałem się na wykonanie tego ostatecznego kroku. Wiedziałem, że zostało mi tylko kilka dni i będę musiał to zrobić, ale na razie wolałem o tym nie myśleć. Migawki z obejrzanego filmu ciągle brykały mi przed oczami i rozpraszały, cokolwiek bym nie robił.
Ratunku!
W busie był tylko David i kierowca. Po Geo i Gusa mieliśmy dopiero jechać. Przywitaliśmy się z menagerem i kierowcą, zapakowaliśmy swoje toboły i wyjechaliśmy. Mieliśmy ruszyć w dalszą część trasy, a ja wolałem nie wiedzieć, jakie miejsca zwiedzimy i ile rozwrzeszczanych fanek przyprawi mnie o głuchotę. Jak Boga kocham (albo nie) instrumenty nie dają takiego czadu na koncertach jak kilkadziesiąt wrzeszczących bab. Zamiast nosić stopery podczas prób i koncertów, powinni nam je dawać na czas spotkań z fanami. Nie żeby zainteresowanie dziewczyn mi przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Po prostu nie chcę być głuchym w wieku trzydziestu lat, a na to się zanosi.
Bill włożył sobie słuchawki w uszy mówiąc wszystkiemu dookoła "mam was w dupie", a ja...
Nic.
W Hamburgu przesiedliśmy się do tourbusa i zabraliśmy Gusa i Geo. Zmęczony wakacjami w rodzinnym domu, zmordowany po kłótniach z Billem i wykończony śmianiem się z niego, zasnąłem w mgnieniu oka.



Bill
Tom zachowywał się, jakby w ogóle mnie nie było i to bardzo, ale to bardzo mnie denerwowało. Miałem ochotę wywinąć mu jakiś kawał, ale dobrze pamiętałem, jak skończył się ostatni taki pomysł i powstrzymałem się. Zamiast coś kombinować zwyczajnie wyłożyłem się na łóżku i postanowiłem spać aż do śmierci. Albo nawet dłużej.
Do Poczdamu dojechaliśmy nad ranem ze względu na... korki?! Cóż, nie mam pojęcia, dlaczego jechaliśmy całą noc, ale jakoś mało mnie to obchodziło. David wręczył nam kluczyki do naszych pokoi w hotelach i kazał spadać. Był to ostatni dzień wolnego, bo kiedy my mieliśmy odpoczywać, do turbusów pakowany wszystkie nasze glingry i inne, zdaniem Davida, potrzebne rzeczy. Oprócz tego dosiadło się jeszcze kilka osób z naszej drużyny, między innymi Natalie, która potrafiła zrobić z moją twarzą i włosami prawdziwe cuda.
Nawet nie zobaczyłem, jak mam w pokoju. Po prostu położyłem się i tak leżałem. Nawet się nie połapałem, kiedy odleciałem.



Tom
Wieczorem do mojego pokoju wparował Gus i zwalił mnie z łóżka. Stwierdził, że mamy iść na kolację.
Nakryłem się kołdrą.
-Spadaj- burknąłem.
Perkusista ściągnął ze mnie kołdrę akurat w momencie, kiedy ziewałem. Otworzyłem szeroko oczy kiedy poczułem w ustach nieprzyjemny smak. Ten ćwok wepchnął mi do ust brudną skarpetkę!
-Ale masz minę- rzucił krztusząc się ze śmiechu.
Wystrzeliłem jak rakieta, ale Gus i tak zdążył mi umknąć. Nie przejmując się tym, że nie mam butów, wybiegłem za nim na korytarz.
-Wracaj tu!- wrzeszczałem jak głupi biegnąc za nim.
Perkusista mimo swojej... hmm, tuszy, był bardzo szybki. A przynajmniej szybszy niż Tom Kaulitz bez butów. Schody pokonał błyskawicznie i śmiejąc się do rozpuku doprowadzał mnie do jeszcze większego szału.
Wpadłem na stołówkę jak burza i niemal zderzyłem się ze stolikiem, przy którym siedział już David z Geo. Widząc mnie takiego wkurzonego obaj okazali zdziwienie, a Gus zrobił minę niewiniątka.
-Tom? Dobrze się czujesz?- spytał David unosząc brwi do góry.
-Oczywiście!- syknąłem.
-Dlaczego nie masz butów?- zapytał powoli Geo.
Zdałem sobie sprawę, że inni wczasowicze przebywający obecnie w stołówce patrzą się na mnie jak na wariata. Z pewnością nie tak wyobrażali sobie sławnego Toma Kaulitza. Gdyby nie grono słuchaczy, rzuciłbym niecenzuralne słowo. Bardzo niecenzuralne słowo. Powstrzymałem się w ostatniej chwili. Usiadłem przy stoliku i zacząłem obmyślać plan zemsty. Dopiero po chwili połapałem się, że nigdzie nie ma Billa.
-Gdzie jest...- zacząłem, ale Geo mi przerwał.
-Śpi.
-Trzeba było go obudzić.
-Próbowałem. Śpi jak zabity. Upewniłem się, że żyje i dałem mu spokój.
-Idę po niego- rzuciłem odruchowo.
Wstałem od stołu i wyszedłem ze stołówki. Żaden z kumpli tego nie skomentował. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, zapewne dlatego, że nie miałem butów. To chyba nawet odstraszało fanów, bo kilka dziewczyn patrzyło na mnie niepewnie. Musiałem mieć zabójczą minę, bo nikt do mnie nie podszedł.
Gdy już wlazłem do pokoju Billa uświadomiłem sobie, że nie rozmawiamy ze sobą. Chyba najwyższy czas, żeby to zmienić. Nic nie zyskałem tym, że się nie odzywaliśmy, bo Bill i tak do mnie przychodził. Wolałem więc być z nim w pokojowych stosunkach.
Usiadłem na jego łóżku i spojrzałem na niego. Leżał rozwalony na całe wyro i najwyraźniej spało mu się całkiem smacznie, bo w ogóle nie wyczuł, że ktoś do niego przyszedł.
-Bill?- odezwałem się cicho szturchając go za ramię.
Mruknął coś cicho i mlasnął przez sen przewracając się na lewy bok.
-Bill- jęknąłem głośniej z dezaprobatą. Kiedy nadal nie reagował, westchnąłem i nachyliłem się nad nim. Mogłem się oszukiwać, ale pragnąłem tego tak samo, jak on.
Chciałem go. I od tego nie było odwołania.
Przymknąłem lekko powieki łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Z wprawą rozsunąłem jego wargi językiem i wśliznąłem się nim do środka. Cały czas miałem otwarte oczy i czekałem na jakąkolwiek reakcję błagając go w myślach, żeby mnie nie ugryzł w język.
Nic takiego na szczęście się nie stało. Czarny z ochotą odwzajemnił moją pieszczotę mrucząc jak mały kotek. Mimowolnie westchnął, kiedy odsunąłem się od niego, a zaspane, brązowe oczy spojrzały prosto w moje.
-Złamałeś zasadę, Tom- mruknął cicho oblizując wargi.- Złamałeś...
-Wcale nie- zaprotestowałem.- Po prostu musiałem cię jakoś obudzić, spałeś jak zabity. Wstawaj, chłopaki czekają na nas na dole.
Mój bliźniak usiadł na łóżku i ziewnął szeroko. Przeciągnął się i wstał.
-Zapomniałem- powiedział nagle i luknął na mnie kątem oka.- Przecież my ze sobą nie gadamy.
-Daj już spokój. Dobrze wiesz, że to bez sensu.
-Wyśmiałeś mnie!- rzucił z oburzeniem.
-Wcale nie. Po prostu byłem rozbawiony twoimi urojeniami.
-To nie były urojenia- wkurzył się.- Tam naprawdę był dzik! Mógł mnie zabić, a ty się ze mnie śmiałeś.
-Zapomnijmy o tym, dobra? Nic by się nie stało, gdyby nie zachciało ci się durnych wygłupów. Ogarnij się i chodź na kolację. Znając Josta to za jakąś godzinę wpakuje się do tego pokoju i każe nam zademonstrować efekty naszej ciężkiej pracy po wakacjach. Jak myślisz, jaką będzie miał minę, kiedy nas usłyszy?
-Dobra- zgodził się wreszcie Bill niechętnie.- Ale następnym razem tak łatwo ci nie pójdzie.
Uśmiechnąłem się tylko i otworzyłem drzwi.
-Tom?
-Hmm?
-Gdzie twoje buty?


1 komentarz:

  1. Buty.. Brak butów rozwalił mnie paychicznie i leże na ziemi i turlam się ze śmiechu jak naleśnik. I w ogóle.. A zresztą nic xD
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)