Robin
W drugi piątek szkoły
stała się rzecz straszna.
Zaspałem.
Wystrzeliłem z łóżka
jak torpeda dokładnie dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji. Zwykle tyle
czasu zajmowało mi dojście do szkoły. W mgnieniu oka umyłem zęby, wsypałem do
plecaka książki i zeszyty, ubrałem się, ignorując niezapięte guziki i z
rozczochranymi włosami pobiegłem do szkoły. Po drodze oglądałem się z każdej
strony, żeby mieć pewność, że wyglądam dobrze i na przykład nie zapomniałem
założyć spodni albo z kieszeni nie wystają mi majtki albo skarpetki. Nie
wziąłem natomiast okularów.
Kiedy dotarłem do
szkoły, byłem już spóźniony całe trzy minuty. Zastanawiałem się nawet, czy nie
odpuścić sobie tej lekcji, ale gdyby rodzice się o tym dowiedzieli, miałbym
naprawdę przechlapane. Zmobilizowałem ostatnie siły i wbiegłem na trzecie
piętro, gdzie mieścił się gabinet chemiczny. Zapukałem i wszedłem, czując
gorąco na twarzy. Musiałem się nieźle zgrzać podczas tego szaleńczego biegu.
- Dzień dobry…
Przepraszam za spóźnienie, zaspałem – wydukałem, spuszczając wzrok. Chemik
nawet na mnie nie spojrzał, a przynajmniej nie wtedy, kiedy ja patrzyłem.
Gapili się za to wszyscy inni, co zawsze źle na mnie działało. Czułem się po
prostu nieswojo.
Przecisnąłem się
między ławkami i zająłem swoje miejsce, wypakowując się.
- Linn, o której
kończysz dzisiaj zajęcia? – spytał nauczyciel, wstając ze swojego miejsca.
Jęknąłem w duchu.
- Po czternastej,
proszę pana.
- W takim razie
widzimy się w tym gabinecie właśnie o tej godzinie.
Westchnąłem, ale
skinąłem jedynie głową na znak zgody. Nie było sensu się spierać, przecież
ostrzegał.
- Zapiszcie sobie
temat dzisiejszej lekcji…
- Stary, teraz to
dałeś do pieca – mruknął Phil, uśmiechając się krzywo.
- Zaspałem. To
wszystko twoja wina! Zachciało ci się mnie bombardować sygnałkami przez całą
noc.
- Ja się nie
spóźniłem.
- Ale ja tak i przez
ciebie będę miał przechlapane.
- Przeszkadzam wam? –
spytał nauczyciel.
Zarumieniłem się
mimowolnie. Wbiłem oczy w zeszyt i wyburczałem przeprosiny. To zdecydowanie był
kiepski początek moich relacji z chemikiem. Czułem, że w przyszłości może mnie
to wiele kosztować i nie miałem pojęcia, skąd się te obawy biorą. Tak czy siak,
po lekcjach wszyscy moi znajomi poszli na pizzę i piwo, a ja zostałem w
śmierdzącym składziku przylegającym do pracowni chemicznej i pod bacznym
wzrokiem nauczyciela, musiałem sprzątać ten cały burdel, jaki został z zeszłego
roku.
- Wszystko poukładaj
alfabetycznie. Posegreguj papiery, umyj podłogę i okna. Potem się zastanowię,
co dalej.
Miałem ochotę mu coś
odpyskować w stylu „może zostawi mi pan coś na inny dzień”, ale zacisnąłem
tylko zęby i ze zgrozą rozejrzałem się po całym tym pobojowisku. Nie mam
pojęcia, jakim cudem wcześniej ktokolwiek był w stanie znaleźć coś w takim
syfie.
Odczekałem, aż chemik
wyjdzie, a potem wyciągnąłem z plecaka swoje słuchawki i puściłem sobie jakieś
metalowe gówno, którego Phil słucha przez
cały czas. Dla miłości byłem w stanie nawet zmienić swoje gusta muzyczne, a to
w moim przypadku naprawdę wiele. Wszedłem na krzesło i zacząłem ostrożnie
zdejmować małe buteleczki. Co prawda nie kazał mi ścierać kurzy, ale przezorny
zawsze ubezpieczony.
Starałem się zanucić
to okropne coś lecące z moich słuchawek, ale coś kulawo mi to szło. Praca szła
mi naprawdę mozolnie. Po mniej więcej godzinie wysprzątałem regały z
papierzyskami i poukładałem wszystkie buteleczki. Większość była oznaczona jako
silnie trująca albo żrąca. Gdy było już po wszystkim, wyciągnąłem miotłę i
zacząłem zamiatać. Skończyła mi się lista odtwarzania, więc wyciągnąłem swój
telefon i zacząłem szukać kolejnej.
Właściwie nie wiem, co
mnie ostrzegło. W jednej chwili wszystko było w porządku, a w następnej
poczułem się zagrożony. Obejrzałem się przez ramię i odskoczyłem w ostatniej
chwili, unikając zmiażdżenia przez ciężki, stary regał po brzegi wypchany
różnymi chemikaliami. Krzyknąłem z bólu, kiedy brzeg górnej półki przycisnął
moją nogę do podłogi.
Wszystko ucichło.
Nagle i zupełnie niespodziewanie. Siedziałem jak sparaliżowany, właściwie nie
czując bólu. To był szok.
Drzwi składziku otworzyły
się z hukiem i stanął w nich nauczyciel. Jego mina wyrażała przerażenie. Chyba
myślał o tym samym, co ja… Gdyby ta ciężka szafa spadła na mnie, zmiażdżenie
byłoby moim najmniejszym zmartwieniem. Te wszystkie żrące substancje
prawdopodobnie wcześniej zamieniłyby mnie w kupkę wijącego się bólu,
ewentualnie spopieliły niektóre części mojego ciała i odebrały mi życie.
- Co się stało?! –
spytał zdenerwowany, podchodząc do mnie.
- Regał się przewrócił
– wyjąkałem. – Nie wiem czemu, nie dotykałem go!
- Wszystko w porządku?
– spytał mężczyzna.
- Moja noga…
- Cholera… Wytrzymaj
jeszcze chwilę.
Chemik wyszedł, a po
chwili wrócił z jakąś szmatką. Przez nią dotknął regał i podniósł go lekko,
dając mi możliwość wyciągnięcia nogi. Krzywiąc się z bólu, zrobiłem to. Bolało
jak cholera, ale miałem nadzieję, że nie będzie złamana. Jeszcze tego by mi
brakowało w pierwsze dni szkoły.
Nauczyciel podciągnął
moją nogawkę wyżej i zaczął delikatnie badać obolałe miejsce. Syknąłem cicho.
- Nie jest złamana, na
szczęście to tylko stłuczenie. Staraj się nie oddychać. Niektóre opary…
- Wywołują nowotwory –
dokończyłem. – Wiem.
Złapał mnie za rękę i
podciągnął do góry. Z jego pomocą jakoś wydostałem się ze składziku. Zamknął
drzwi i posadził mnie na krześle.
- Chyba sam będę musiał
się tym zająć – westchnął, mierzwiąc swoje blond włosy. – Czy ktoś mógłby cię
odebrać? Niestety, nie bardzo mam czas, żeby cię odwozić.
- Um… Zadzwonię do
taty, powinien już być w domu.
- W porządku.
Chemik podszedł do
biurka, dając mi czas na wykonanie telefonu. Mój ojciec nie był zachwycony tym,
że musi po mnie przyjechać, ale nie chciał też wyjść na nieczułego przy
nauczycielu, więc po kilku wyzwiskach zdecydował się przyjechać. Obiecałem
czekać na niego pod szkołą.
- Przyjedzie? –
spytał, podchodząc do mnie z kartką A4.
- Tak, zaraz będzie.
- Trzymaj – wręczył mi
kartkę. – Nie wykonałeś swojego zadania i jeszcze zdemolowałeś mi składzik,
więc na poniedziałek zrobisz wszystkie te zadania. Radzę ci je przynieść
rozwiązane i lepiej żebyś się pojawił na lekcji, jasne?
Spojrzałem z niechęcią
na dokładnie sto zadań napisanych drobnym drukiem. Z niezbyt zadowoloną miną
przeczytałem pierwsze i już wiedziałem, że to będzie długi weekend. A tak długo
na niego czekałem! Całe pięć dni!
Jęknąłem cicho.
- Co? – spytał
mężczyzna, unosząc jedną brew. – Za mało?
Spojrzałem na niego z
miną zbitego psa.
- W porządku. Na
poniedziałek je zrobię – powiedział z niechęcią. Żegnaj mój kochany weekendzie,
żegnaj bezpowrotnie. – Mój tata będzie czekał na dole.
- Więc chyba powinniśmy
już iść.
Schowałem zadania do
swojej torby. Z pomocą chemika udało mi się dojść do windy i razem zjechaliśmy
na dół, a potem wyszliśmy przed szkołę. Czułem się naprawdę dziwnie.
Chwilę czekaliśmy na
mojego ojca. Stałem oparty o barierkę, a nauczyciel tuż obok, jakby bał się, że
zaraz się przewrócę. Gdy zobaczyłem tatę wjeżdżającego na szkolny parking, w
ogóle się nie cieszyłem. Wiedziałem, że w samochodzie dostanę ostrą reprymendę.
Byłem dla niego zbyt nieważny, żeby poświęcał mi swój bezcenny czas. Tak było
od zawsze, więc już się przyzwyczaiłem. Zazdrościłem Philowi – jego rodzice
byli naprawdę super. Uwielbiałem u niego nocować i spędzać z nimi czas. Dawali
mi to, czego nigdy nie mogłem dostać od własnych. Matka, choć starała się mną
zajmować, nie poświęcała mi zbyt wiele uwagi. Ojciec był zbyt zajmujący, żeby
starczało jej czasu jeszcze dla mnie.
Spojrzałem na
nauczyciela i zobaczyłem, że jego szczęki zacisnęły się mocno, a oczy
momentalnie pociemniały. Przeszły mnie ciarki – tak twardego wzroku jeszcze u
niego nie widziałem. Gdy spojrzałem na ojca, zdałem sobie sprawę, że patrzy na
chemika z wyraźną niechęcią, co mnie dziwiło. Czy to możliwe, że się znali?
- Nie mogę uwierzyć,
że to ty, Seba – powiedział mój ojciec, uśmiechając się kpiąco do chemika.
- Vice versa, Xavier.
Kupę lat – odparł chłodno nauczyciel. Nie podali sobie rąk. – Twój smarkacz
rozrabia od pierwszego dnia. Jak widać niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Spojrzałem na niego z
lekką pokorą, ale i zdziwieniem. Niektórzy zachowywali się o wiele gorzej niż
ja, dlaczego więc to ja działałem na niego jak płachta na byka?
Atmosfera stawała się
coraz bardziej napięta. Coś zdecydowanie
było nie tak, jak powinno.
- Mój syn jest dobrym
i przykładnym uczniem, więc się go nie czepiaj. Robin, wskazuj do auta,
jedziemy do domu. Mama czeka już z obiadem.
Stary najwyraźniej nie
pomyślał o tym, że właśnie z powodu mojej kontuzji musiał tu przyjechać.
Westchnąłem cicho i zacząłem kuśtykać do samochodu w nadziei, że cokolwiek
dziwnego się właśnie dzieje, szybko się skończy.
Usiadłem z przodu i
zapiąłem pas, czekając, aż ojciec wreszcie wsiądzie i pojedziemy do domu. Noga
wciąż mnie bolała, ale było już trochę lepiej. Gdy wreszcie dorośli się
pożegnali i odjeżdżaliśmy, zobaczyłem zaciętą minę nowego nauczyciela. Z jakoś
powodu poczułem, że to wcale nie wróży mi dobrze.
- Robin, nie obchodzi
mnie jak to zrobisz, ale masz mieć u tego sukinsyna co najmniej piątkę,
rozumiesz? Nie chcę nawet słyszeć o gorszej ocenie. Czwórka w ogóle nie wchodzi
w grę, jasne?
- Nawet na semestr? –
spytałem ze zdziwieniem. Mój tata był straszny pod tym względem, ale mimo
wrzasków, tolerował czasami czwórki. Ewentualnie dostawałem wtedy w twarz, ale
na tym się kończyło. Tym razem jego głos naprawdę brzmiał groźnie. On nie
żartował.
- Nawet na semestr.
Piątka, Robin, albo nie pokazuj się w domu. I nie żartuję w tym momencie. Jeśli
dowiem się, że masz słabszą ocenę, wyrzucę cię z domu. Rozumiesz?
Spojrzałem na ojca
szeroko otwartymi oczami. Zerknął na mnie poważnie. Jego mina była tak samo
zacięta jak chemika, zanim odjechaliśmy ze szkolnego parkingu.
- W porządku, ale
dlaczego?
- Po prostu. Jesteś
moim synem i nie pozwolę, żebyś miał u tego skurwysyna słabą ocenę, rozumiesz?
Masz go zagiąć na każdej możliwej płaszczyźnie. Masz być przykładnym uczniem,
który zawsze wie więcej niż trzeba. Nie obchodzi mnie, czy uczysz się czegoś
dodatkowo na korkach czy nie. Masz mieć piątkę albo nie jesteś moim synem. Czy
to jasne?
Przełknąłem ciężko
ślinę.
- Jasne.
Przez resztę drogi
żaden z nas się nie odezwał. Próbowałem przetrawić to, co usłyszałem. Czy
ojciec naprawdę właśnie mi powiedział, że jeśli akurat z chemii będę miał
głupią czwórkę u tego nauczyciela, to wyrzuci mnie z domu? Groźba brzmiała
okropnie, ale znałem swojego ojca wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że nie będzie
miał dla mnie litości, jeśli nie spełnię jego warunków. Przez chwilę naprawdę
się bałem. Zanim doczłapałem do swojego pokoju już się w miarę uspokoiłem.
Przecież w zeszłym roku miałem szóstkę! Wszystkie sprawdziany pisałem celująco,
ja naprawdę rozumiałem i umiałem chemię. Dlaczego akurat teraz miałoby mi iść
gorzej? Fakt, jestem tylko uczniem i wielu rzeczy jeszcze nie wiem, ale, nie
chcąc się przechwalać, jestem w klasie najlepszy. Jeśli inni dadzą sobie radę,
to ja też.
Rzuciłem się na łóżko
i wybrałem numer Phila. Odebrał niemal od razu.
- Co tam? – spytał.
- Przed chwilą omal
nie zostałem zabity przez stary regał w tym cholernym składziku. Dasz wiarę?
- Coś ty znowu zrobił?
- Nic nie zrobiłem!
Zamiatałem podłogę, kiedy nagle zrobił BUM! Ledwo uszedłem z życiem! Tylko moja
noga ucierpiała.
- Nasz blondas pewnie
był wściekły, co?
- Raczej przerażony –
mruknąłem. – Gdyby to wszystko wylało się na mnie, byłbym trupem, Phil.
- Cały ty – powiedział
i zaśmiał się. – Jak nie wpakujesz się w kłopoty to nie możesz żyć.
- Tia… Odkryłem coś
ciekawego.
- Ta? Niby co?
- Mój stary i chemik
się nie lubią. Znają się i obaj przez chwilę wyglądali, jakby mieli zamiar się
pozabijać.
Phil zagwizdał.
- No, to masz
przerąbane.
- Czemu?
- Pomyśl, mózgowcu.
Skoro blondas nie lubi twojego starego, będzie się odgrywał na tobie.
- Nie sądzę. W każdym
bądź razie ruszaj dupsko i wbijaj do mnie. Moje zadania z chemii się same nie
zrobią, a o ile sobie przypominam, w poniedziałek musimy wygłosić kolejną pasjonującą
mowę na godzinie wychowawczej.
Phil jęknął.
- Dobrze, że wszyscy
na tym śpią. Dzięki temu czuję się mniej upokorzony. Na razie muszę kończyć,
mama woła mnie na obiad.
- Żarłok.
- Ej, jestem
nastolatkiem! Muszę dużo jeść.
- Jasne, jasne. Tylko
pośpiesz się.
- Nom. Będę za jakieś
pół godziny.
Phil się rozłączył.
Westchnąłem. Z jednym miał rację – dobrze, że na godzinach wychowawczych
większość klasy spała. Już sam fakt, że kiedy w ten poniedziałek twierdziliśmy,
że używki są złe i wszyscy roześmiali nam się w twarz, był wystarczająco
upokarzający. Uniesiona brew wychowawcy sprawiła, że zburaczałem po czubki
uszu. Miałem wrażenie, że moja twarz się pali. Phil tylko wywrócił oczami,
mrucząc coś w stylu „nie wiem, o co wam chodzi”. Tak czy siak, tematów było
wiele i większość z nich miała ich umoralniać. Nie wyobrażałem sobie tego
zbytnio. Wyglądało na to, że co poniedziałek ja i Phil będziemy robić z siebie
debili, a we wtorek, środę i piątek będę się męczył na chemii. Ten rok
zapowiadał się naprawdę uroczo.
Phil na pewno nie
zdąży w pół godziny, pomyślałem.
Wyciągnąłem z plecaka
zadania, sięgnąłem po mój brudnopis i zacząłem rozwiązywać przykład po
przykładzie. Do przyjścia Phila udało mu się zrobić zaledwie sześć zadań.
Wstrętny facet musiał bardzo dobrze umieć chemię. Każdy jeden przykład był
żmudny i pracochłonny i chociaż znałem wiele sposobów na szybsze liczenie, w
tym wypadku żaden nie mógł zostać zastosowany. Zostałem załatwiony naprawdę elegancko.
Drzwi mojego pokoju
otworzyły się z impetem i zobaczyłem uśmiechniętego przyjaciela.
- No i czego się
szczerzysz? – burknąłem.
- Jesteś kujonem
jedynym w swoim rodzaju.
- Och, spadaj.
- Też cię kocham.
Moje serce zabiło
mocno. Tak bardzo chciałbym usłyszeć te słowa naprawdę… Właściwie nikt jeszcze
nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha. Nawet moi rodzice byli ponad to.
- Lepiej chodź tu i mi
pomóż. To istna tragedia.
- Sam się prosiłeś.
- Spadaj!
Phil siedział u mnie
do wieczora. Opracowaliśmy kolejny temat godziny wychowawczej i pomógł mi
zrobić kilka zadań. Wziął te łatwiejsze, bo nie był z chemii tak dobry jak ja,
a większość z nich była dla niego za trudna. Robił więc te, które był w stanie,
zostawiając mi całą resztę, ale cieszyłem się, że w ogóle mi pomaga, bo nie
musiał tego robić. Nawet jeśli było to dwadzieścia zadań, to miałem całe
dwadzieścia mniej. No, i mogłem spędzać z nim czas sam na sam. Mogłem się do
niego uśmiechać i słuchać jego zwierzeń. Wiedziałem, że prócz mnie nikomu
innemu nie mówi tego, co tak naprawdę myśli i czuje.
Nic tak nie wyróżnia
jak obdarowanie kogoś zaufaniem. Dzięki niemu czułem się naprawdę
wyjątkowy i miałem wrażenie, że mogę
wszystko. Żadne przeciwności losu nie mogły mnie powstrzymać.
Okazało się, że do
czasu.
Współczuję Robinowi ojca... Ciekawe, czemu on i Sebastian się nie lubią. Tajemnicza sprawa. Końcówka prześliczna. <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Kiedy TwT :cc ???
OdpowiedzUsuńPostaram się na jutro.
UsuńDobrze, będę czekać:*
UsuńWeeeeeeeny <3
Niestety, zamiast pisać rozdział zostałam zmuszona do klejenia na ścianie fototapety ze cztery razy większej niż ja. Uroki remontu -.-' Jutro rozdział na 99,99%.
UsuńOj, no dobrze. Rozumiem:*
UsuńTo czekam do jutra :)
I Robin faktycznie ma przechlapane. Piątka z chemii? Abstrakcja ;-) Ciekawe dlaczego jego ojciec, swoją drogą dupek, i nauczyciel tak się nie lubią? Szkoda mi też, Robina bo wciąż ma nadzieję na jakiś związek z Philem. Ale coś czuje ,że szykujesz dla niego innego partnera. Pisz dalej kochana, duuuużo weny ;-)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz wkręcam się w coś innego niż twincest i doszłam do wniosku, że nieważne o kim piszesz - ważne, że to Ty jesteś tego autorką. ;3
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czasu na tworzenie.
+ powodzenia w szkole, bo to teraz jest najważniejsze :)
karuzeela
uhuhu robi się coraz bardziej ciekawie <3
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział.:D
OdpowiedzUsuńRany, ojciec Robina jest straszny... Jestem ciekawa, co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie.. Ojciec Robina jest paskudny. A ja narzekam na swoich... xD Chociaż nie.. Moi też potrafią być paskudni, ale tam, nieważne. XP Dobrze, że chociaż ma przyjaciela. No cóż, nic z tego zapewne nie będzie, ale powzdychać i pomarzyć można, no nie? ^^
OdpowiedzUsuńWeny. ;D
Jeeej! Odcinek Boski!
OdpowiedzUsuńWspółczuję takiego ojczulka... ech...ale rodziny się nie wybiera nie? Moi też strasznie naciskają. I co najśmieszniejsze muszę mieć szusteczkę z chemii, zbieg okoliczności? Oczywiście nie pod groźbą wylądowania na ulicy, ale kara na kompa jest okrutną sprawą. Ale odbiegam od tematu.
No więc nie pogardziłabym paringiem nauczyciel+uczeń... Och, takie romanse zawsze są ekscytujące! Było by świetnie.
Ale już nie mogę się doczekać tego jak tam jest u nich naprawdę. Moje domysły są na pewno omylne.
Pozdrawiam i duuuużo weeeny życzę! <3