niedziela, 3 marca 2013

2.Granice


Robin
W drugi piątek szkoły stała się rzecz straszna.
Zaspałem.
Wystrzeliłem z łóżka jak torpeda dokładnie dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji. Zwykle tyle czasu zajmowało mi dojście do szkoły. W mgnieniu oka umyłem zęby, wsypałem do plecaka książki i zeszyty, ubrałem się, ignorując niezapięte guziki i z rozczochranymi włosami pobiegłem do szkoły. Po drodze oglądałem się z każdej strony, żeby mieć pewność, że wyglądam dobrze i na przykład nie zapomniałem założyć spodni albo z kieszeni nie wystają mi majtki albo skarpetki. Nie wziąłem natomiast okularów.
Kiedy dotarłem do szkoły, byłem już spóźniony całe trzy minuty. Zastanawiałem się nawet, czy nie odpuścić sobie tej lekcji, ale gdyby rodzice się o tym dowiedzieli, miałbym naprawdę przechlapane. Zmobilizowałem ostatnie siły i wbiegłem na trzecie piętro, gdzie mieścił się gabinet chemiczny. Zapukałem i wszedłem, czując gorąco na twarzy. Musiałem się nieźle zgrzać podczas tego szaleńczego biegu.
- Dzień dobry… Przepraszam za spóźnienie, zaspałem – wydukałem, spuszczając wzrok. Chemik nawet na mnie nie spojrzał, a przynajmniej nie wtedy, kiedy ja patrzyłem. Gapili się za to wszyscy inni, co zawsze źle na mnie działało. Czułem się po prostu nieswojo.
Przecisnąłem się między ławkami i zająłem swoje miejsce, wypakowując się.
- Linn, o której kończysz dzisiaj zajęcia? – spytał nauczyciel, wstając ze swojego miejsca.
Jęknąłem w duchu.
- Po czternastej, proszę pana.
- W takim razie widzimy się w tym gabinecie właśnie o tej godzinie.
Westchnąłem, ale skinąłem jedynie głową na znak zgody. Nie było sensu się spierać, przecież ostrzegał.
- Zapiszcie sobie temat dzisiejszej lekcji…
- Stary, teraz to dałeś do pieca – mruknął Phil, uśmiechając się krzywo.
- Zaspałem. To wszystko twoja wina! Zachciało ci się mnie bombardować sygnałkami przez całą noc.
- Ja się nie spóźniłem.
- Ale ja tak i przez ciebie będę miał przechlapane.
- Przeszkadzam wam? – spytał nauczyciel.
Zarumieniłem się mimowolnie. Wbiłem oczy w zeszyt i wyburczałem przeprosiny. To zdecydowanie był kiepski początek moich relacji z chemikiem. Czułem, że w przyszłości może mnie to wiele kosztować i nie miałem pojęcia, skąd się te obawy biorą. Tak czy siak, po lekcjach wszyscy moi znajomi poszli na pizzę i piwo, a ja zostałem w śmierdzącym składziku przylegającym do pracowni chemicznej i pod bacznym wzrokiem nauczyciela, musiałem sprzątać ten cały burdel, jaki został z zeszłego roku.
- Wszystko poukładaj alfabetycznie. Posegreguj papiery, umyj podłogę i okna. Potem się zastanowię, co dalej.
Miałem ochotę mu coś odpyskować w stylu „może zostawi mi pan coś na inny dzień”, ale zacisnąłem tylko zęby i ze zgrozą rozejrzałem się po całym tym pobojowisku. Nie mam pojęcia, jakim cudem wcześniej ktokolwiek był w stanie znaleźć coś w takim syfie.
Odczekałem, aż chemik wyjdzie, a potem wyciągnąłem z plecaka swoje słuchawki i puściłem sobie jakieś metalowe  gówno, którego Phil słucha przez cały czas. Dla miłości byłem w stanie nawet zmienić swoje gusta muzyczne, a to w moim przypadku naprawdę wiele. Wszedłem na krzesło i zacząłem ostrożnie zdejmować małe buteleczki. Co prawda nie kazał mi ścierać kurzy, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
Starałem się zanucić to okropne coś lecące z moich słuchawek, ale coś kulawo mi to szło. Praca szła mi naprawdę mozolnie. Po mniej więcej godzinie wysprzątałem regały z papierzyskami i poukładałem wszystkie buteleczki. Większość była oznaczona jako silnie trująca albo żrąca. Gdy było już po wszystkim, wyciągnąłem miotłę i zacząłem zamiatać. Skończyła mi się lista odtwarzania, więc wyciągnąłem swój telefon i zacząłem szukać kolejnej.
Właściwie nie wiem, co mnie ostrzegło. W jednej chwili wszystko było w porządku, a w następnej poczułem się zagrożony. Obejrzałem się przez ramię i odskoczyłem w ostatniej chwili, unikając zmiażdżenia przez ciężki, stary regał po brzegi wypchany różnymi chemikaliami. Krzyknąłem z bólu, kiedy brzeg górnej półki przycisnął moją nogę do podłogi.
Wszystko ucichło. Nagle i zupełnie niespodziewanie. Siedziałem jak sparaliżowany, właściwie nie czując bólu. To był szok.
Drzwi składziku otworzyły się z hukiem i stanął w nich nauczyciel. Jego mina wyrażała przerażenie. Chyba myślał o tym samym, co ja… Gdyby ta ciężka szafa spadła na mnie, zmiażdżenie byłoby moim najmniejszym zmartwieniem. Te wszystkie żrące substancje prawdopodobnie wcześniej zamieniłyby mnie w kupkę wijącego się bólu, ewentualnie spopieliły niektóre części mojego ciała i odebrały mi życie.
- Co się stało?! – spytał zdenerwowany, podchodząc do mnie.
- Regał się przewrócił – wyjąkałem. – Nie wiem czemu, nie dotykałem go!
- Wszystko w porządku? – spytał mężczyzna.
- Moja noga…
- Cholera… Wytrzymaj jeszcze chwilę.
Chemik wyszedł, a po chwili wrócił z jakąś szmatką. Przez nią dotknął regał i podniósł go lekko, dając mi możliwość wyciągnięcia nogi. Krzywiąc się z bólu, zrobiłem to. Bolało jak cholera, ale miałem nadzieję, że nie będzie złamana. Jeszcze tego by mi brakowało w pierwsze dni szkoły.
Nauczyciel podciągnął moją nogawkę wyżej i zaczął delikatnie badać obolałe miejsce. Syknąłem cicho.
- Nie jest złamana, na szczęście to tylko stłuczenie. Staraj się nie oddychać. Niektóre opary…
- Wywołują nowotwory – dokończyłem. – Wiem.
Złapał mnie za rękę i podciągnął do góry. Z jego pomocą jakoś wydostałem się ze składziku. Zamknął drzwi i posadził mnie na krześle.
- Chyba sam będę musiał się tym zająć – westchnął, mierzwiąc swoje blond włosy. – Czy ktoś mógłby cię odebrać? Niestety, nie bardzo mam czas, żeby cię odwozić.
- Um… Zadzwonię do taty, powinien już być w domu.
- W porządku.
Chemik podszedł do biurka, dając mi czas na wykonanie telefonu. Mój ojciec nie był zachwycony tym, że musi po mnie przyjechać, ale nie chciał też wyjść na nieczułego przy nauczycielu, więc po kilku wyzwiskach zdecydował się przyjechać. Obiecałem czekać na niego pod szkołą.
- Przyjedzie? – spytał, podchodząc do mnie z kartką A4.
- Tak, zaraz będzie.
- Trzymaj – wręczył mi kartkę. – Nie wykonałeś swojego zadania i jeszcze zdemolowałeś mi składzik, więc na poniedziałek zrobisz wszystkie te zadania. Radzę ci je przynieść rozwiązane i lepiej żebyś się pojawił na lekcji, jasne?
Spojrzałem z niechęcią na dokładnie sto zadań napisanych drobnym drukiem. Z niezbyt zadowoloną miną przeczytałem pierwsze i już wiedziałem, że to będzie długi weekend. A tak długo na niego czekałem! Całe pięć dni!
Jęknąłem cicho.
- Co? – spytał mężczyzna, unosząc jedną brew. – Za mało?
Spojrzałem na niego z miną zbitego psa.
- W porządku. Na poniedziałek je zrobię – powiedział z niechęcią. Żegnaj mój kochany weekendzie, żegnaj bezpowrotnie. – Mój tata będzie czekał na dole.
- Więc chyba powinniśmy już iść.
Schowałem zadania do swojej torby. Z pomocą chemika udało mi się dojść do windy i razem zjechaliśmy na dół, a potem wyszliśmy przed szkołę. Czułem się naprawdę dziwnie.
Chwilę czekaliśmy na mojego ojca. Stałem oparty o barierkę, a nauczyciel tuż obok, jakby bał się, że zaraz się przewrócę. Gdy zobaczyłem tatę wjeżdżającego na szkolny parking, w ogóle się nie cieszyłem. Wiedziałem, że w samochodzie dostanę ostrą reprymendę. Byłem dla niego zbyt nieważny, żeby poświęcał mi swój bezcenny czas. Tak było od zawsze, więc już się przyzwyczaiłem. Zazdrościłem Philowi – jego rodzice byli naprawdę super. Uwielbiałem u niego nocować i spędzać z nimi czas. Dawali mi to, czego nigdy nie mogłem dostać od własnych. Matka, choć starała się mną zajmować, nie poświęcała mi zbyt wiele uwagi. Ojciec był zbyt zajmujący, żeby starczało jej czasu jeszcze dla mnie.
Spojrzałem na nauczyciela i zobaczyłem, że jego szczęki zacisnęły się mocno, a oczy momentalnie pociemniały. Przeszły mnie ciarki – tak twardego wzroku jeszcze u niego nie widziałem. Gdy spojrzałem na ojca, zdałem sobie sprawę, że patrzy na chemika z wyraźną niechęcią, co mnie dziwiło. Czy to możliwe, że się znali?
- Nie mogę uwierzyć, że to ty, Seba – powiedział mój ojciec, uśmiechając się kpiąco do chemika.
- Vice versa, Xavier. Kupę lat – odparł chłodno nauczyciel. Nie podali sobie rąk. – Twój smarkacz rozrabia od pierwszego dnia. Jak widać niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Spojrzałem na niego z lekką pokorą, ale i zdziwieniem. Niektórzy zachowywali się o wiele gorzej niż ja, dlaczego więc to ja działałem na niego jak płachta na byka?
Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Coś  zdecydowanie było nie tak, jak powinno.
- Mój syn jest dobrym i przykładnym uczniem, więc się go nie czepiaj. Robin, wskazuj do auta, jedziemy do domu. Mama czeka już z obiadem.
Stary najwyraźniej nie pomyślał o tym, że właśnie z powodu mojej kontuzji musiał tu przyjechać. Westchnąłem cicho i zacząłem kuśtykać do samochodu w nadziei, że cokolwiek dziwnego się właśnie dzieje, szybko się skończy.
Usiadłem z przodu i zapiąłem pas, czekając, aż ojciec wreszcie wsiądzie i pojedziemy do domu. Noga wciąż mnie bolała, ale było już trochę lepiej. Gdy wreszcie dorośli się pożegnali i odjeżdżaliśmy, zobaczyłem zaciętą minę nowego nauczyciela. Z jakoś powodu poczułem, że to wcale nie wróży mi dobrze.
- Robin, nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale masz mieć u tego sukinsyna co najmniej piątkę, rozumiesz? Nie chcę nawet słyszeć o gorszej ocenie. Czwórka w ogóle nie wchodzi w grę, jasne?
- Nawet na semestr? – spytałem ze zdziwieniem. Mój tata był straszny pod tym względem, ale mimo wrzasków, tolerował czasami czwórki. Ewentualnie dostawałem wtedy w twarz, ale na tym się kończyło. Tym razem jego głos naprawdę brzmiał groźnie. On nie żartował.
- Nawet na semestr. Piątka, Robin, albo nie pokazuj się w domu. I nie żartuję w tym momencie. Jeśli dowiem się, że masz słabszą ocenę, wyrzucę cię z domu. Rozumiesz?
Spojrzałem na ojca szeroko otwartymi oczami. Zerknął na mnie poważnie. Jego mina była tak samo zacięta jak chemika, zanim odjechaliśmy ze szkolnego parkingu.
- W porządku, ale dlaczego?
- Po prostu. Jesteś moim synem i nie pozwolę, żebyś miał u tego skurwysyna słabą ocenę, rozumiesz? Masz go zagiąć na każdej możliwej płaszczyźnie. Masz być przykładnym uczniem, który zawsze wie więcej niż trzeba. Nie obchodzi mnie, czy uczysz się czegoś dodatkowo na korkach czy nie. Masz mieć piątkę albo nie jesteś moim synem. Czy to jasne?
Przełknąłem ciężko ślinę.
- Jasne.
Przez resztę drogi żaden z nas się nie odezwał. Próbowałem przetrawić to, co usłyszałem. Czy ojciec naprawdę właśnie mi powiedział, że jeśli akurat z chemii będę miał głupią czwórkę u tego nauczyciela, to wyrzuci mnie z domu? Groźba brzmiała okropnie, ale znałem swojego ojca wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że nie będzie miał dla mnie litości, jeśli nie spełnię jego warunków. Przez chwilę naprawdę się bałem. Zanim doczłapałem do swojego pokoju już się w miarę uspokoiłem. Przecież w zeszłym roku miałem szóstkę! Wszystkie sprawdziany pisałem celująco, ja naprawdę rozumiałem i umiałem chemię. Dlaczego akurat teraz miałoby mi iść gorzej? Fakt, jestem tylko uczniem i wielu rzeczy jeszcze nie wiem, ale, nie chcąc się przechwalać, jestem w klasie najlepszy. Jeśli inni dadzą sobie radę, to ja też.
Rzuciłem się na łóżko i wybrałem numer Phila. Odebrał niemal od razu.
- Co tam? – spytał.
- Przed chwilą omal nie zostałem zabity przez stary regał w tym cholernym składziku. Dasz wiarę?
- Coś ty znowu zrobił?
- Nic nie zrobiłem! Zamiatałem podłogę, kiedy nagle zrobił BUM! Ledwo uszedłem z życiem! Tylko moja noga ucierpiała.
- Nasz blondas pewnie był wściekły, co?
- Raczej przerażony – mruknąłem. – Gdyby to wszystko wylało się na mnie, byłbym trupem, Phil.
- Cały ty – powiedział i zaśmiał się. – Jak nie wpakujesz się w kłopoty to nie możesz żyć.
- Tia… Odkryłem coś ciekawego.
- Ta? Niby co?
- Mój stary i chemik się nie lubią. Znają się i obaj przez chwilę wyglądali, jakby mieli zamiar się pozabijać.
Phil zagwizdał.
- No, to masz przerąbane.
- Czemu?
- Pomyśl, mózgowcu. Skoro blondas nie lubi twojego starego, będzie się odgrywał na tobie.
- Nie sądzę. W każdym bądź razie ruszaj dupsko i wbijaj do mnie. Moje zadania z chemii się same nie zrobią, a o ile sobie przypominam, w poniedziałek musimy wygłosić kolejną pasjonującą mowę na godzinie wychowawczej.
Phil jęknął.
- Dobrze, że wszyscy na tym śpią. Dzięki temu czuję się mniej upokorzony. Na razie muszę kończyć, mama woła mnie na obiad.
- Żarłok.
- Ej, jestem nastolatkiem! Muszę dużo jeść.
- Jasne, jasne. Tylko pośpiesz się.
- Nom. Będę za jakieś pół godziny.
Phil się rozłączył. Westchnąłem. Z jednym miał rację – dobrze, że na godzinach wychowawczych większość klasy spała. Już sam fakt, że kiedy w ten poniedziałek twierdziliśmy, że używki są złe i wszyscy roześmiali nam się w twarz, był wystarczająco upokarzający. Uniesiona brew wychowawcy sprawiła, że zburaczałem po czubki uszu. Miałem wrażenie, że moja twarz się pali. Phil tylko wywrócił oczami, mrucząc coś w stylu „nie wiem, o co wam chodzi”. Tak czy siak, tematów było wiele i większość z nich miała ich umoralniać. Nie wyobrażałem sobie tego zbytnio. Wyglądało na to, że co poniedziałek ja i Phil będziemy robić z siebie debili, a we wtorek, środę i piątek będę się męczył na chemii. Ten rok zapowiadał się naprawdę uroczo.
Phil na pewno nie zdąży w pół godziny, pomyślałem.
Wyciągnąłem z plecaka zadania, sięgnąłem po mój brudnopis i zacząłem rozwiązywać przykład po przykładzie. Do przyjścia Phila udało mu się zrobić zaledwie sześć zadań. Wstrętny facet musiał bardzo dobrze umieć chemię. Każdy jeden przykład był żmudny i pracochłonny i chociaż znałem wiele sposobów na szybsze liczenie, w tym wypadku żaden nie mógł zostać zastosowany. Zostałem załatwiony  naprawdę elegancko.
Drzwi mojego pokoju otworzyły się z impetem i zobaczyłem uśmiechniętego przyjaciela.
- No i czego się szczerzysz? – burknąłem.
- Jesteś kujonem jedynym w swoim rodzaju.
- Och, spadaj.
- Też cię kocham.
Moje serce zabiło mocno. Tak bardzo chciałbym usłyszeć te słowa naprawdę… Właściwie nikt jeszcze nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha. Nawet moi rodzice byli ponad to.
- Lepiej chodź tu i mi pomóż. To istna tragedia.
- Sam się prosiłeś.
- Spadaj!
Phil siedział u mnie do wieczora. Opracowaliśmy kolejny temat godziny wychowawczej i pomógł mi zrobić kilka zadań. Wziął te łatwiejsze, bo nie był z chemii tak dobry jak ja, a większość z nich była dla niego za trudna. Robił więc te, które był w stanie, zostawiając mi całą resztę, ale cieszyłem się, że w ogóle mi pomaga, bo nie musiał tego robić. Nawet jeśli było to dwadzieścia zadań, to miałem całe dwadzieścia mniej. No, i mogłem spędzać z nim czas sam na sam. Mogłem się do niego uśmiechać i słuchać jego zwierzeń. Wiedziałem, że prócz mnie nikomu innemu nie mówi tego, co tak naprawdę myśli i czuje.
Nic tak nie wyróżnia jak obdarowanie kogoś zaufaniem. Dzięki niemu czułem się naprawdę wyjątkowy  i miałem wrażenie, że mogę wszystko. Żadne przeciwności losu nie mogły mnie powstrzymać.
Okazało się, że do czasu.

13 komentarzy:

  1. Współczuję Robinowi ojca... Ciekawe, czemu on i Sebastian się nie lubią. Tajemnicza sprawa. Końcówka prześliczna. <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy TwT :cc ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się na jutro.

      Usuń
    2. Dobrze, będę czekać:*
      Weeeeeeeny <3

      Usuń
    3. Niestety, zamiast pisać rozdział zostałam zmuszona do klejenia na ścianie fototapety ze cztery razy większej niż ja. Uroki remontu -.-' Jutro rozdział na 99,99%.

      Usuń
    4. Oj, no dobrze. Rozumiem:*
      To czekam do jutra :)

      Usuń
  3. I Robin faktycznie ma przechlapane. Piątka z chemii? Abstrakcja ;-) Ciekawe dlaczego jego ojciec, swoją drogą dupek, i nauczyciel tak się nie lubią? Szkoda mi też, Robina bo wciąż ma nadzieję na jakiś związek z Philem. Ale coś czuje ,że szykujesz dla niego innego partnera. Pisz dalej kochana, duuuużo weny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz wkręcam się w coś innego niż twincest i doszłam do wniosku, że nieważne o kim piszesz - ważne, że to Ty jesteś tego autorką. ;3

    Życzę dużo weny i czasu na tworzenie.
    + powodzenia w szkole, bo to teraz jest najważniejsze :)

    karuzeela

    OdpowiedzUsuń
  5. uhuhu robi się coraz bardziej ciekawie <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na rozdział.:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany, ojciec Robina jest straszny... Jestem ciekawa, co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Faktycznie.. Ojciec Robina jest paskudny. A ja narzekam na swoich... xD Chociaż nie.. Moi też potrafią być paskudni, ale tam, nieważne. XP Dobrze, że chociaż ma przyjaciela. No cóż, nic z tego zapewne nie będzie, ale powzdychać i pomarzyć można, no nie? ^^
    Weny. ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeeej! Odcinek Boski!
    Współczuję takiego ojczulka... ech...ale rodziny się nie wybiera nie? Moi też strasznie naciskają. I co najśmieszniejsze muszę mieć szusteczkę z chemii, zbieg okoliczności? Oczywiście nie pod groźbą wylądowania na ulicy, ale kara na kompa jest okrutną sprawą. Ale odbiegam od tematu.
    No więc nie pogardziłabym paringiem nauczyciel+uczeń... Och, takie romanse zawsze są ekscytujące! Było by świetnie.
    Ale już nie mogę się doczekać tego jak tam jest u nich naprawdę. Moje domysły są na pewno omylne.
    Pozdrawiam i duuuużo weeeny życzę! <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)