Sebastian
- W związku z tym, że
już za dwa tygodnie zaczynają się wasze ferie, zaplanowałem naszej klasie
wycieczkę na trzy dni w góry. Jest to niedziela, poniedziałek i wtorek.
Wybrałem schronisko w Norymbergii. Dostaniemy śniadanie i obiadokolację. Pokoje
dwu-trzy osobowe. Trochę pozwiedzamy, między innymi kościół św. Sebalda, dom
Albrechta Dürera i Tucherów, Muzeum Narodowe i jeszcze jakieś do wyboru. Na
pewno jeszcze Muzeum Transportu. Tych, którzy będą niegrzeczni, zabiorę do
Muzeum Zabawek. Przewiduję, że większość czasu spędzimy na stoku, jeżdżąc na
nartach. Wybierzemy się też do kina na jakiś film. W podziemiach schroniska jest
dyskoteka, w tych dniach sala jest wolna, więc możemy sobie tam zrobić
kameralną imprezę. Wyjazd w niedzielę o piątej rano. Koszt to czterysta
pięćdziesiąt euro. Większość z was już zapłaciła, chociaż pewnie jeszcze o tym
nie wie. Uprzedzam tylko, że mimo ukończenia lat osiemnastu nadal jesteście
uczniami tej szkoły i jeśli ja albo pan Atkinson, który jedzie z nami, złapiemy
was na piciu lub robieniu czegoś niedozwolonego, macie przechlapane i lecę po
sprawowaniu. To z grubsza tyle. Czy ktoś ma jakieś pytania? Nie? W takim razie
proszę usprawiedliwienia.
Połowa klasy rzuciła
się od razu do mojego biurka, chcąc jak najszybciej to załatwić i mieć spokój.
Okropne bachory, gdyby nie uciekały ze szkoły, nie musiałyby tego teraz
usprawiedliwiać.
Robin i Phil przez
całą lekcję grali w kółko i krzyżyk, ale zignorowałem to. W końcu to tylko
lekcja wychowawcza, a jeśli chodzi o chemię… Jakaś kartkóweczka nie zaszkodzi.
Gdy lekcja dobiegła
końca, wyszedłem na korytarz na dyżur. Obserwowałem w oknie, jak Brown, Walkers,
Linn i jeszcze kilka osób z mojej klasy przechodzą przez dziurę w siatce i
znikają w krzakach. A więc to tam robią schadzki i palą fajki, pomyślałem.
Miałem ochotę wysmarować im kilka uwag, ale dałem sobie spokój.
Zacząłem się
zastanawiać nad rzeczami, które muszę kupić sobie i Robinowi na tę wycieczkę. Z
pewnością buty, bo Linn nie miał żadnych naprawdę porządnych na taką pogodę. Do
tej pory się tym nie przejmowałem, bo i tak woziłem go do szkoły i zabierałem,
więc praktycznie wcale nie wychodził. Kurtka mogła być, ale przydałyby się
jeszcze jakieś rękawiczki, szalik… Czapkę miał. Ja nie miałem. Nie ma bata,
trzeba jechać na zakupy.
Ktoś chrząknął cicho.
Odwróciłem głowę i zobaczyłem Raia, tego chłopaka, któremu wpisałem dwójkę,
chociaż na nią nie zasłużył.
- Em… Dzień dobry –
powiedział nieśmiało.
- Dzień dobry.
- Uhm… Chciałem panu
podziękować za to, że dał mi pan szansę. Obiecuję, że pana nie zawiodę.
- Cieszy mnie to –
odparłem obojętnie. No, bo co miałem mu powiedzieć? Wszystko się okaże w
trakcie.
- To dla pana… - podał
mi spore opakowanie czekoladek.
- Nie mogę…
- Przecież to nie
przekupstwo – oburzył się. – Proszę.
Pokręciłem tylko
głową, ale wziąłem czekoladki.
- Dziękuję.
Rai uśmiechnął się i
odbiegł w podskokach, a potem zniknął na schodach. Schowałem czekoladki do
klasy, a potem poszedłem na dół do pokoju nauczycielskiego po dziennik innej
klasy.
Ten dzień był okropny.
Robin
- Idziesz z nami po
szkole na piwo? – spytała Lucy, siadając obok mnie na konarze i odpalając sobie
papierosa.
Pokręciłem przecząco
głową.
- Nie mogę. Mam sporo
zadań z chemii do zrobienia.
- Idziesz i koniec –
mruknął Phil. – Wszyscy idą, ty też musisz.
- Mieszkam u tego
faceta na trochę innych zasadach niż z rodzicami – argumentowałem. To było
pierwsze, co mi przyszło do głowy.
- Chyba żartujesz –
prychnął Phil. – Masz już osiemnaście lat, do cholery. Ten koleś chyba nie
zamierza trzymać się pod kloszem do końca twojego życia, co?
- Mhm… po prostu jest
trochę… dziwny. Nie uważasz, że i tak wykazał się dobrą wolą, że mnie przygarnął?
Nie musiał tego robić. Wbrew pozorom utrzymanie nastolatka nie jest takie
proste.
- Bredzisz. Nie
wierzę, że aż tyle na ciebie wydaje. No, teraz jedynie ta wycieczka.
Zagryzłem dolną wargę.
- Chyba nie jadę… -
mruknąłem. – Nic mi o niej nie mówił i… Nie wiem, czy mi da na nią pieniądze.
- Robin, chyba kpisz!
Jedziesz i jesteś ze mną w pokoju, innej opcji nie ma.
Uśmiechnąłem się
wymuszenie. Seba nic mi wcześniej nie mówił o tej wycieczce, a poza tym,
czterysta pięćdziesiąt euro to tylko początek wydatków związanych z takim
wyjazdem. Niby dlaczego miałby wydawać na mnie tyle kasy? Bo ja chcę jechać? A
kogo to obchodzi?
Westchnąłem
zrezygnowany. Chciałem jechać, ale też nie chciałem pytać o to Sebę, żeby nie
było, że go naciągam. Najlepiej przemilczeć to i już. A jeśli zapyta, najwyżej
powiem, że nie chcę jechać czy coś… Lepiej, żeby nie wydawał na mnie tych
pieniędzy. To i tak cud, że mnie przygarnął. Eh, to będzie pierwsza zima, w
której nie pojadę na narty. Jeździłem z rodzicami co roku, spędzaliśmy w górach
przynajmniej tydzień. Co z tego, że mama aż dwa razy się połamała? Tata chciał
jeździć i ciągnął nas ze sobą. Mamę dla bezpieczeństwa po prostu zostawiał w
hotelu, a mnie brał na stok i od małego uczył jeździć.
Po lekcjach pożegnałem
się z kolegami z klasy i postanowiłem przejść się na cmentarz. Był ładny
kawałek, ale Seba i tak miał jeszcze jedną godzinę. Wszedłem do sklepu i
kupiłem dwa ładne znicze, a potem poszedłem do rodziców. Po raz pierwszy od
pogrzebu poszedłem na ich grób.
Dziwnie się czułem,
przekraczając bramę cmentarza i idąc między grobami nieznanych mi ludzi.
Zatrzymałem się przed odpowiednim nagrobkiem i westchnąłem ciężko.
Jak śmiesznie się to
wszystko potoczyło… Gdyby feralnego dnia moi rodzice zostali w domu, teraz
prawdopodobnie to oni staliby nad moim grobem. Chciałem się przecież zabić i z
pewnością bym zginał, gdyby nie odwaga Sebastiana. Ja nie jestem taki pewien,
czy skoczyłbym za nim w lodowatą wodę. Musiał wiedzieć, jak bardzo ryzykuje, a
mimo to uratował mnie. Zaryzykował własne życie, żeby wyciągnąć z wody
znienawidzonego dzieciaka.
Nie mogłem w to uwierzyć.
To, co wtedy się stało, wydaje mi się jakieś takie odległe i zamazane, zupełnie
jakby było tylko głupim snem. Tyle się zmieniło w moim życiu i to w tak krótkim
czasie, że za pewnymi zmianami chyba po prostu nie nadążałem. Trochę szokowało
mnie to, że tak łatwo się przystosowałem do nowych warunków. Moi rodzice
zginęli tak nagle, a ja przeszedłem przez to bez najmniejszego szwanku.
Straciłem dom i jestem na łasce u obcego człowieka, a mimo to czuję się tam
bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej. Jak to możliwe, że Seba kojarzył mi się
z ciepłem domowym i ostoją bezpieczeństwa? Przecież był kimś preferującym
dokładnie odwrotny styl „życia”. A jednak… Nawet Phil nie sprawiał, że czułem
się tak dobrze. Kochałem go, to prawda, ale Phil to jeszcze głupi dzieciak.
Może i jest w moim wieku, ale jeszcze wiele musi przejść, żeby dojrzeć. Taka
była, niestety, prawda.
Zmówiłem cicho
modlitwę i zapaliłem rodzicom znicze. Czułem wyrzuty sumienia, że dopiero teraz
ich odwiedzam, ale cóż… Wyrodne dzieci chyba tak mają.
Wróciłem pod szkołę
akurat w momencie, kiedy chemik przedzierał się przez przysypany śniegiem
trawnik w stronę parkingu. Pierwszy dotarłem do samochodu. Nie spytał, gdzie
byłem, mimo że widział, że nie wychodzę ze szkoły.
Wsiedliśmy do
samochodu.
- Ok – zaczął. –
Raczej nie chcemy, żeby ktoś zobaczył nas razem, co?
Spojrzałem na niego,
nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Wywrócił oczami.
- Jedziemy na zakupy.
- Zakupy? Robiłeś
zakupy trzy dni temu…
A przedwczoraj tak
mnie przerznąłeś, że nawet dzisiaj czuję dupę, pomyślałem. Ach, chyba nie
wspominałem, że podrapałem go po plecach aż do krwi. Kiedy mi to pokazał, omal
nie zapadłem się pod ziemię ze wstydu.
- Nie takie zakupy,
osiołku – mruknął. – O ile sobie przypominam, już pod koniec przyszłego
tygodnia jest ta przeklęta wycieczka, a ty nie masz połowy potrzebnych rzeczy.
Spojrzałem na niego ze
zdumieniem.
- Wycieczka? –
spytałem.
- No, wycieczka. Czy
ty w ogóle nie słuchałeś tego, co mówiłem na godzinie wychowawczej?
- Słuchałem, ale… -
zająknąłem się.
- Ale co?
- No, po prostu…
Myślałem, że nie pojadę.
Seba wyglądał na
autentycznie zdziwionego.
- Skąd ci to przyszło
do głowy?
Zawahałem się. Co
właściwie mam mu powiedzieć? Przez chwilę milczałem, a potem postanowiłem
postawić na szczerość.
- Po prostu… To, że
mnie do siebie wziąłeś i w ogóle to i tak… bardzo wiele. Nawet dalecy krewni
nie zaproponowali mi tego – powiedziałem cicho. – Wiem, że wydajesz na mnie
sporo pieniędzy, chociaż z pozoru wygląda to inaczej. Dajesz mi bezcenne rady
dotyczące chemii, za które wcześniej słono płaciłem. Ja po prostu… nie chcę
ciągnąć od ciebie pieniędzy, jeśli nie jest to absolutnie koniecznie.
- Chcesz jechać na tą
wycieczkę? – spytał surowo.
Spuściłem wzrok.
- Tak, ale…
- Więc jedziesz –
przerwał mi. Zerknął na mnie. – Jezu, Robin, zupełnie ci odbiło? Powiedziałem
przecież, że ci ze wszystkim pomogę. Jesteś nastolatkiem, a nastolatki
przepuszczają najwięcej kasy. Mam pieniądze i zapewnię ci takie życie, do
jakiego przywykłeś.
- Ale…
- Nie rozumiem,
dlaczego jesteś taki niepewny swojej pozycji – znowu mi przerwał. – Powiem to
tylko raz, więc słuchaj. Twój stary był skurwysynem jakich mało i gdyby już nie
żył, sam pewnie bym go ukatrupił. A ty jesteś jego synem. Fakt, to trochę
głupia sytuacja, ale co z tego? Powiedziałem, że ci pomogę. Teraz, kiedy jesteś
w szkole średniej i na studiach. Nie ma szans, żebyś sam mógł się utrzymać na
studiach dziennych. Nie na takich ciężkich studiach, zwyczajnie byś się zamęczył.
Będę za to wszystko płacił, dopóki się nie wykształcisz. Pewnie bym cię olał,
gdyby nie twój fenomenalny talent do chemii. Takiego czegoś nie wolno
zmarnować. Rozumiesz?
- Mmm…
- Nie bój się mnie
prosić o pieniądze, jeśli są ci na coś potrzebne. Masz osiemnaście lat, zapewne
twoi koledzy robią imprezy albo umawiają się na piwo… Jeśli będziesz chciał z
nimi iść, w porządku.
Siedziałem, gapiąc się
na swoje kolana. Uśmiechnąłem się lekko, czując dziwną radość w sercu. To, co
powiedział Seba sprawiło, że trochę lepiej się poczułem. Pomoże mi aż do
momentu kończenia studiów. To jeszcze mnóstwo czasu. A potem, kiedy już znajdę
pracę, będę mógł mu się odwdzięczyć. Bo choć obcy, zrobił dla mnie więcej niż
inni.
Sebastian
Studia…
Jedno było jasne. W
chwili obecnej owszem, stać mnie na nie, ale byłoby mi to ciężko pogodzić
finansowo z innymi wydatkami. Sam nie wiedziałem jak ten problem rozwiązać.
Potrzebowałem jakiejś roboty, w której mógłbym sobie dorobić. I nagle… olśniło
mnie!
Korepetycje! Mogę
dawać korepetycje z chemii. Moi uczniowie odpadają, ale przecież w mieście jest
sporo innych szkół. To nie byłby taki głupi pomysł, ogłosić się gdzieś. Chętni
na pewno się znajdą, a i fundusz domowy się
sporo podreperuje. Robin pewnie i tak będzie pracował w wakacje, ale wolałbym
sam mu wszystko zasponsorować, żeby mógł się skupić tylko na nauce.
Pojechaliśmy na zakupy
do sąsiedniego miasta, żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo spotkania kogoś
znajomego. Wybrałem wielkie centrum handlowe, w którym razem z Robinem buszowaliśmy
przez prawie pięć godzin. Kupiliśmy wszystko, co tylko było nam potrzebne, przy
okazji wydałem niemal całą swoją wypłatę, ale… warto było. Linn wyglądał na
lekko speszonego, ale i zadowolonego z zakupów.
- Może zjemy tutaj? –
spytałem, zatrzymując się przed restauracją.
Robin wzruszył
ramionami.
Weszliśmy do środka i
usiedliśmy przy stoliku w rogu. Zamówiliśmy jakiś prosty posiłek i wypiliśmy po
gorącej kawie.
- Masakra, że jutro
dopiero wtorek – westchnął Robin, odsuwając od siebie prawie pusty talerz. Nie
spodziewałem się, że zakupy aż tak zaostrzą jego apetyt.
Prychnąłem.
- Nie narzekaj. I tak
nie masz gorzej niż ja.
Zaśmiał się.
- Tak? A to czemu?
- Bo ty nie musisz się
użerać przez osiem godzin z bandą rozwrzeszczanych bachorów, tylko ewentualnie
z jednym, biednym nauczycielem.
- I myślisz, że to
takie straszne? – spytał sarkastycznie.
Uśmiechnąłem się
kpiąco.
- Jeśli chcesz, z
chęcią przywrócę cię na stanowisku mojego zastępcy na godzinach wychowawczych i
będziesz przemawiał w moim imieniu na zadane przeze mnie tematy, hm?
Robin zrobił tak
głupią minę, że parsknąłem śmiechem.
- Dobra, zapomnij.
- To nie było zabawne.
Zrobiliśmy sobie obciach przed całą klasą.
- Sami się o to
prosiliście.
- Marudzisz.
Kiedy wracaliśmy już
do domu, zauważyłem, że Robin pisze do kogoś smsa. Miałem dobry wzrok i udało
mi się przeczytać jego treść. Były to zaledwie dwa słowa.
„Jednak jadę:)”
Zacisnąłem dłonie na
kierownicy. Nagle zupełnie popsuł mi się humor i sam nie wiedziałem, dlaczego
zdenerwowało mnie to, że do niego napisał. Może właśnie to, że to był ON. Nie
znosiłem bachora i obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby uprzykrzyć mu
życie.
Niech to wszystko
szlag trafi!
***
Dzisiaj niestety trochę krótko, ale staram się pisać dłuższe notki, więc tak od dwudziestego-któregoś będzie to już widoczne. Widzę, że wszyscy po całym świecie się rozjechali:). Wakacje są the best.
Pozdrawiam!
***
Dzisiaj niestety trochę krótko, ale staram się pisać dłuższe notki, więc tak od dwudziestego-któregoś będzie to już widoczne. Widzę, że wszyscy po całym świecie się rozjechali:). Wakacje są the best.
Pozdrawiam!
Oooo ktoś tu się zakochuje xDD
OdpowiedzUsuńEch...I znowu czekać tydzień na kolejny odcinek... Najlepsze jest to, że za tydzień mam wycieczkę szkolną i dlużej będę musiała czekać bo nie będę mieć dostępu do neta -_- Życzcie mi powodzenia :D
Z tego opowiadania była by świetna książka.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, jak zwykle zresztą ;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
zabiję cie za tą wzmianke w wakacjach na końcu. ja się wlasnie uzeram z praca na metodologie i za cholere nie wiem, z ktorej strony sie za to zabrac.
OdpowiedzUsuńale rozdzial milutki ^^ to jak Seba troszczy sie o Robina i jego przyszlosc... ;)
Czyżby Sebastian był zazdrosny o Phila? Wycieczka... Może być ciekawie :D
OdpowiedzUsuńWidać, że jednak Sebastian chce naprawdę pomóc Robinowi. Troszczy się o niego. I zadba o jego przyszłość. On nawet jest chyba lepszy od rodziców chłopaka. Co tam, że między nimi jest maluśki romans, kto by tam się przejmował. ;P XD A ta wycieczka zapowiada się ciekawie. Coś czuję, że Seba będzie chciał dowalić Philowi, bo najwyraźniej zaczyna być zazdrosny o Robina. ^^ Czekam z niecierpliwością do następnego piątku. Weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Illusion.
Zapraszam. :D
Usuńhttp://over-the-rainbow-twincest-by-illusion.blogspot.com/2013/06/1-syszaes-kiedys-cisze.html
yaaaaaay <3
OdpowiedzUsuń*zajebiście konstruktywny komentarz, tak* ale wybacz - już nie myślę, następnym razem napiszę bardziej sensowny komentarz. :3
To opowiadanie jest absolutnie cudowne, niesamowite, nieziemskie... A rzaden z tych epitetow i tak nie wyraza wspanialosci tej historii. <3<3<3
OdpowiedzUsuńMam taka malutka, tyci prosbe... Czy z okazji wczorajszego dnia dziecka nie udalo by Ci sie dodac dodatkowego rozdzialu Granic w tym tygodniu? To tylko taka mini prosba z mojej strony.
PS. Jestes swietna autorka, a Twoje opowiadania czyta sie z zapartym tchem. Zycze Ci rozwijania swej pasji i mozliwosci samodoskonalenia :*
Pozdrawiam :*
Może gdybym ostatnie trzy dni z powodu zmęczenia po podróży nie chodziła po ścianach, to zapewne wstawiłabym coś nadprogramowego, ale niestety tak się nie stało. Ogółem zaczynam pracę, więc ogranicza to mój czas na pisanie i wolę wstawiać rozdziały co tydzień, zamiast tak, jak w przypadku "Twarzą w twarz". No sami chyba przyznacie, że to kompletna katastrofa!
UsuńA poza tym, wydawało mi się, że to blog dla dorosłych:P
Ale to może tylko takie moje odczucie, żeby chomikować wszystkie swoje teksty tak, żeby nikt postronny ich nie znalazł.
Pozdrawiam!
Wielka szkoda, ze nie masz czasu dodac dodatkowego rozdzialu Granic. Wedlug mnie kazdy dorosly w glebi duszy nadal jest dzieckiem (zwlaszcza dla rodzicow) poza tym kazda okazja do dodatkowego odcinka jest dobra :D
OdpowiedzUsuń