czwartek, 6 czerwca 2013

~4~



Tom siedział na łóżku i obserwował Billa. Gapił się tak na niego już dobre pięć minut. Czarny trzymał na kolanach książkę i wpatrywał się w nią jak w sztabkę złota albo, w przypadku Toma, flaszkę wódki. Było to ciekawe, bo nie przewrócił ani jednej kartki. W dodatku trzymał książkę odwróconą do góry nogami.
Bill się zamyślił. Odkąd dwa dni temu spotkał Kevina, ciągle o nim myślał. Zacinał się tak średnio piętnaście razy dziennie. Blondyn był z tego powodu wkurzony. Czuł, jakby gadał do ściany.
Westchnął cicho.
- Bill? - odezwał się poirytowany.
Cisza. Czarny nawet się nie poruszył.
- Bill?! - powtórzył chłopak, czując, że zaraz straci cierpliwość.
Boże, jak on nie znosił Kevina Zakrzewskiego! Matka powinna go zabić już w kołysce! Życie Toma byłoby wtedy o wiele prostsze.

- Bill?! - wydarł się blondyn.
Czarny aż podskoczył, zwalając książkę na podłogę.
- Mówiłeś coś? - zapytał, podnosząc na niego wzrok.
- Tak, do cholery! Od dobrych pięciu minut mógłbym do ciebie gadać, a ty nie usłyszałbyś ani słowa! Zawiesiłeś się! Znowu! - syknął ze złością.
- Przepraszam. Myślałem...
- O Kevinie, wiem! Dałbyś już sobie spokój. Ten koleś ma cię gdzieś, chyba wyraźnie dał ci to do zrozumienia! Przestań tak ciągle o nim rozmyślać, bo to i tak nie sprawi, że nagle zamieni się w dobrego braciszka i będzie cię czcił i wielbił.
- Nie chcę, żeby...
- Ani słowa! Mam już tego dość! Ciągle tylko Kevin, Kevin i Kevin! Rzygnę, jak jeszcze raz o nim usłyszę! Nie znoszę go! Gdybym miał możliwość zabicia go, na pewno bym to zrobił! A jeśli nie, to chociaż rozkwasił mu nos! Cokolwiek, do cholery!
- Daj spokój!
- To ty daj spokój! Nie rozumiesz, że on nie chce nas znać? My jego też nie! Koniec, kropka!
- Ja chciałbym go poznać! - naburmuszył się Bill.
Tom prychnął. Był coraz bardziej wkurzony.
- Wyobrażasz sobie, że jest jakimś księciem?! Proszę cię! To kryminalista! To, że stary zmajstrował go tak samo jak nas, nie oznacza, że musimy się z nim zadawać!
Blondyn już nie mówił, lecz krzyczał. Był wściekły jak diabli.
- Nie wrzeszcz, nie jestem głuchy! Nie musisz się na mnie wyżywać!
- Nie wyżywam się! Po prostu zaczynam mieć tego dość! A jeżeli on nie jest naszym bratem? Dalej byś ciągle się rozglądał, czy może go nie zobaczysz?! A może jesteś pedałem?! Chcesz go przelecieć?! Bo już nie rozumiem, o co ci chodzi!
- Przesadziłeś! - krzyknął Bill, zrywając się na równe nogi. Widać było, że jest wściekły. - Chciałbym po prostu go poznać, czy to tak wiele?! A tobie o co tak właściwie chodzi?! Jesteś o niego zazdrosny?! Boisz się, że będę wolał jego od ciebie?
- A jeśli tak to co?!
Zapadła cisza. Bracia patrzyli na siebie. Obaj byli okropnie wkurzeni i zaciskali ręce w pięści. Starali się powstrzymać odruch rzucenia się na bliźniaka.
- Jesteś głupi! - rzucił Bill.
- To ty jesteś głupi! Chcesz się zadawać z kryminalistą!
- Ty zadawałeś się z nim przez dwa lata! Ja chcę tylko poznać naszego brata!
- A jeżeli on nie jest naszym bratem?! Może tylko blefował?! Skąd pewność, że nie kłamał?!
Czarny westchnął i przeczesał włosy dłonią.
- Jeżeli by się okazało, że nie jesteśmy spokrewnieni, chyba dałbym mu spokój.
- Chyba?!
- Tom, proszę, nie krzycz! Nie wiem, dlaczego tak go sobie wkręciłem!
- Pedał! - warknął blondyn wściekle.
Czarny syknął coś ze złością.
- Tom...
- Pedał! - powtórzył starszy Coger.
- Jeżeli się nie zamkniesz, uderzę cię!
- Pedał, pedał, pedał!
Bill nie wytrzymał. Chwycił to, co miał pod ręką, czyli akurat pustą szklankę, i rzucił nią w bliźniaka. Tom schylił się, żeby nie dostać. Czarny automatycznie chwycił za kolejną rzecz i cisnął nią w blondyna. Tom poczuł okropny ból. Mały wazonik rozbił się na jego lewym policzku, a dokładniej na kości.
Starszy Coger odwrócił się plecami do brata, zasłaniając twarz.
Zapadła cisza.
- Tom... - odezwał się cicho Bill.
Blondyn rzucił mu zimne spojrzenie. Czuł, że jeśli teraz nie wyjdzie, to chyba go zabije. Biegiem ruszył w stronę drzwi, po drodze chwytając kurtkę.
- Tom! - krzyknął za nim bliźniak.
- Pieprz się, dupku! - wrzasnął chłopak i wściekły zatrzasnął za sobą drzwi.
Szybko ruszył w stronę schodów. Słyszał, że Bill wybiega za nim, więc zbiegał w dół z prędkością światła, co chwilę się potykając. Gdy już wybiegł z klatki na ulicę, odetchnął z ulgą. To cud, że nie spadł i się nie zabił.
Rozejrzał się, po czym ruszył biegiem w lewo. Zresztą, było mu wszystko jedno. Musiał ochłonąć, inaczej zrobiłby komuś krzywdę, najprawdopodobniej bratu. No, ewentualnie jakiemuś ciekawskiemu sąsiadowi, który słyszał kłótnie i jest zainteresowany tym, co się stało. Chociaż pewnie wszyscy słyszeli, o co się pokłócili. Głupie mieszkanie w bloku! W normalnym domu było o wiele lepiej! Przynajmniej nikt nie podsłuchiwał! No, chyba że wrzeszczało się na podwórku, wtedy wszyscy sąsiedzi wiedzieli, co się dzieje.
Gdy był już kilka przecznic dalej, zwolnił i zaczął iść spokojnym krokiem. Trochę bolały go nogi i oddychał ciężko. Wcisnął ręce w kieszenie i ze złością kopnął jakiś kamień. Czuł, jak jego lewy policzek pulsuje i piecze. Był mokry. Tom miał nadzieję, że to woda, a nie krew.
Pieprzony Bill! Co on sobie, do cholery, wyobraża?! Gdyby nie byli braćmi, już by go zabił! Zasłużył sobie na tęgie lanie.
Blondyn powoli zaczynał żałować, że wyszedł z mieszkania, zamiast przyłożyć bliźniakowi. Cóż, chyba właśnie dlatego tak szybko stamtąd wybiegł. Wiedział, że jak będzie miał więcej czasu na zastanawianie się, to bezlitośnie spuści mu lanie.
Krążył po mieście, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Starał się iść w miarę prosto, żeby się nie zgubić. Jeszcze tylko tego mu brakowało. Było już ciemno, więc zapytanie kogoś o drogę mogłoby być kłopotem. Nie chciał przecież napytać sobie biedy i dać się okraść.
Doszedł do parku. Przechadzał się nim przez jakieś pół godziny, po czym usiadł na ławce i westchnął. Pokłócił się z Billem. I o co?! O głupiego Kevina Zakrzewskiego, który być może nawet nie był ich bratem! Przez tego chłopaka znowu jego relacje z Czarnym zaczynają się psuć. Nie sądził, żeby to ich na dobre poróżniło, ale nie chciał się z nim kłócić. Miał już dość ciągłych sprzeczek, docinek oraz nienawiści, którą darzył Billa jeszcze ponad rok temu. Nie miał zamiaru do tego wracać. Uważał to za zamknięty rozdział w ich życiu i chciał, żeby tak pozostało. Wolał nie dopisywać w nim kolejnych stron. Ta książka była już definitywnie skończona.
Coś trzeba z tym zrobić, pomyślał. Nie mogę przecież tak tego zostawić, inaczej nigdy się nie dogadamy.
Tom zaczął się zastanawiać nad całą sytuacją. Musiałby być samobójcą, żeby próbować przekonać Billa, że nie ma racji. Byli braćmi, a co za tym idzie, tak samo uparci. Żaden z nich by nie odpuścił, dopóki problem nie rozwiązałby się sam. Trzeba więc wymyślić jakiś sposób, żeby wybić Billowi tego kretyna z głowy.
Blondyn przypomniał sobie, że gdyby okazało się, że nie są braćmi, to prawdopodobnie dałby mu spokój. Może to był sposób? Udowodnienie Czarnemu, że nie są spokrewnieni z Kevinem?
- Gorzej, jak jesteśmy - burknął do siebie cicho.
Cóż, nie miał nic do stracenia. Jeżeli szatyn potwierdzi, że są braćmi, Bill nie musi o tym wiedzieć.
Zirytowany Coger wyciągnął telefon z kieszeni. Zignorował informację o kilkunastu nieodebranych połączeniach od Billa, a wiadomości usunął nawet ich nie czytając. Prychnął cicho. Jak braciszek się trochę pomartwi, to nic mu się nie stanie.
Wybrał numer do znienawidzonego przez siebie rówieśnika. Cholera, jak on go nie znosił! Nacisnął zieloną słuchawkę i przycisnął komórkę do ucha, chcąc już mieć to z głowy.
- Halo? - odezwał się zaspany głos w słuchawce.
Obudziłem go, pomyślał Tom z satysfakcją.
- Cześć, Kevin! - rzucił blondyn, kładąc nacisk na pierwsze słowo.
- He? Ochroniarz? Czego chcesz? - odezwał się szatyn już bardziej przytomnie.
Coger postanowił przejść od razu do konkretów.
- Udowodnij mi, że jesteś moim bratem.
- Niby czemu miałbym to robić?
I co mu odpowiedzieć? Żadne kłamstwo nie przychodziło chłopakowi do głowy, więc doszedł do wniosku, że najlepiej zrobi, jeśli powie prawdę.
- Bill się wparł, że musi cię poznać, bo jesteśmy braćmi.
- To nie jest mój problem.
Tom prychnął.
- Będzie, jak cię dorwie. Wiesz, że on jest upierdliwy, prawda? Nie da ci spokoju. Wystarczy tylko troszeczkę go podpuścić...
- Odpieprzcie się ode mnie! Obydwaj! - wkurzył się Kevin.
- Wierz mi, że o niczym innym nie marzę. Na sam dźwięk twojego imienia mam odruchy wymiotne...
- I vice versa - wtrącił szatyn.
- ... ale Bill wparł się, że musi cię poznać i koniec. Mam nadzieję, że tylko sobie żartowałeś, że jesteśmy braćmi. Udowodnisz mi to i wszyscy będą szczęśliwi.
- A jeśli nie żartowałem?
- Bill nie musi o tym wiedzieć.
- Masz pecha, stary. Jesteśmy braćmi. Trzymaj swojego zwariowanego braciszka na smyczy, jeżeli nie potrafisz go upilnować.
Kevin rozłączył się. Blondyn westchnął i ponownie wybrał jego numer. On się tak łatwo nie poddaje. Wiedział, że szatyn będzie starał się go ignorować, ale nie może wyłączyć telefonu, bo zapewne nie ma budzika. Dzwonił więc do niego i dzwonił, aż wreszcie za siódmym razem odebrał.
- Czego, do cholery?! - krzyknął Kevin.
- Spotkajmy się - zaproponował Tom ku własnemu zdziwieniu.
- Nie chcę mieć z wami nic wspólnego! Jesteście nienormalni!
- Tak, to już wiem. Nawet pani psycholog nam to powiedziała. Ale ja ci nie wierzę, a przynajmniej nie do końca. Udowodnij, że jesteśmy braćmi. Będę potem mógł myśleć, jak wyperswadować temu uparciuchowi zadawanie się z psychopatą i kryminalistą.
Szatyn prychnął.
- Dobra, niech stracę. Za pół godziny pod budą przy wejściu, budynek numer trzy. Nie spóźnij się, bo nie mam zamiaru czekać.
Kevin rozłączył się. Tom z westchnieniem podniósł się z ławki i ruszył w kierunku uczelni. Oto nadeszła chwila prawdy! Oby ten psychol blefował!
Blondyn z kwaśną miną wszedł na teren uczelni i podszedł do wejścia budynku. Zdziwił się, kiedy po jego rówieśniku nie było ani śladu, za to zamek w drzwiach był wyłamany. Czyżby Kevin wszedł do środka? To nie było w jego stylu, zapewne nie robiłby sobie kłopotów już od samego początku. Ktoś jednak wszedł do środka.
Tom zawahał się. Wiedział, że jeżeli tam wejdzie, może wpaść w niezłe tarapaty. Nie byłby jednak sobą, gdyby tego nie zrobił.
Pchnął lekko drzwi i wszedł do środka. Starał się poruszać jak najciszej. Czuł przypływ adrenaliny, który kiedyś towarzyszył mu niemal non stop. Uwielbiał to uczucie, zwłaszcza, kiedy robił graffiti i słyszał syreny radiowozu policyjnego. Miał kilka takich przypadków w swojej karierze.
Pokonał schody i szedł powoli korytarzem. Budynek wydawał się być pusty. Może osoba, która się włamała, już sobie poszła? Dlaczego nie włączył się alarm?
Tom westchnął cicho. Usłyszał jakiś szmer zza drzwi na prawo, więc podszedł do nich i zajrzał przez szparę.
Poczuł, jak jego ciało ogarnia nienaturalny chłód. Jego oczy otworzyły się z przerażenia.
Nie, to niemożliwe, pomyślał.
Po pokoju przemieszczał się czarny stwór. Anielski Demon, tak nazwali go bliźniacy z Innego Świata. Wyglądał, jakby czegoś szukał. Albo kogoś. Tom miał nadzieję, że nie chodziło mu o niego. On miał dość już po jednym spotkaniu, nie miał ochoty na następne.
Chciał odsunąć się od drzwi i szybko stamtąd uciec. Zdążył jednak zrobić tylko jeden krok w tył, gdy usłyszał przeraźliwy pisk i drzwi zostały wyważone. Impet uderzenia był na tyle duży, że oderwał go od podłogi i cisnął nim o przeciwległą ścianę. Chłopak upadł na podłogę, czując potworny ból w plecach i rozpaczliwie próbując zaczerpnąć powietrza. Był zamroczony. Niepewnie wstał. Okropnie trzęsły mu się kolana. Zmrużonymi oczami spojrzał na potwora, który wydał z siebie kolejny pisk, po czym rzucił się w jego stronę.
Tom chciał zrobić unik, ale jego ciało było jak z ołowiu i okropnie bolało. Był za wolny. O wiele za wolny.
Zamknął oczy, przygotowując się na najgorsze, kiedy nagle coś z ogromną siłą popchnęło go na podłogę, strącając z linii ognia. Jęknął z bólu. Poczuł, jak ktoś przygniata go do podłogi, sapiąc mu głośno do ucha. Oddech tej osoby zalatywał papierosami i miętową gumą do żucia.
- Kevin?! - spytał zdumiony blondyn, gdy minął pierwszy szok.
- Nie, matka Teresa z Kalkuty! - wysapał szatyn.
Chwycił Cogera za ubrania i jednym płynnym ruchem postawił do pionu, po czym złapał go za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia.
- Spadamy, stary! - rzucił szatyn.
Tom, potykając się o własne nogi, próbował nad nim nadążyć. W sumie gdyby nie on, zapewne by się przewrócił i musiałby uciekać na czworaka.
- Co to jest?! - krzyknął Kevin.
- Nie chcesz wiedzieć! - odparł blondyn.
Już dobiegali do schodów, kiedy nagle Tom poczuł, jak coś zimnego oplata się wokół jego lewej kostki. Zdumiony stracił równowagę i z cichym jękiem wyłożył się na podłodze. Usłyszał krzyk Kevina. Obejrzał się przerażony. Macka jakimś sposobem wydłużyła się, a teraz zaczęła się kurczyć, przyciągając ich do siebie. Przeklinał tak głośno, że zagłuszył nawet wściekłego szatyna próbującego jakoś się uwolnić.
Tom rozpaczliwie starał się czegoś chwycić, ale był ciągnięty środkiem korytarza i nie było takiej rzeczy, która mogłaby mu pomóc. Kevin również próbował, lecz udało mu się jedynie wyrwać kawałek listwy. Coger przekręcił się tak, żeby jechać po podłodze na tyłku.
- Zrób coś! - wrzasnął szatyn, patrząc ze strachem na monstrum.
- Niby co?! - wkurzył się Tom.
Gdy już byli przy stworze, Kevin z całej siły uderzył go listwą. Potwór syknął ostrzegawczo, lecz puścił ich. Tom szybko się odwrócił i zaczął uciekać. Najpierw na czworakach, a potem już na dwóch nogach. Szatyn zrobił dokładnie to samo. Widać obaj opanowali raczkowanie do perfekcji.
Stwór pisnął wściekle, jednak nie gonił ich już więcej. Przerażeni wybiegli na dwór, Kevin jeszcze potknął się o próg i prawie wywrócił. Z pomocą Cogera szybko się pozbierał i co sił w nogach zaczęli biec przed siebie. Nie odzywali się, nie chcąc tracić niepotrzebnie sił. Zatrzymali się dopiero wtedy, gdy wybiegli na ulicę i w oddali zobaczyli grupkę chłopców idących chodnikiem.
Tom oparł dłonie na ugiętych kolanach i próbował złapać oddech. Szatyn stanął przy lampie i trzymając się za brzuch, starał się odetchnąć.
- Nie wierzę, że to powiem, ale cieszę się, że cię widzę! - wysapał Tom.
Kevin tylko kiwnął głową. Jeszcze do niego nie dotarło to, co się stało.
Na chwilę wstrzymali oddech, nasłuchując, jednak panowała idealna cisza. Blondyn słyszał tylko szaleńcze bicie swojego serca i przyspieszony oddech.
Nagle krzyknął i upadł na kolana, kuląc się. Jego ciało oblał zimny pot i poczuł nagle irracjonalny przypływ strachu. Klęczał przez chwilę z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Tom? - spytał dziwnie Kevin.
- Bill! - wrzasnął chłopak rozpaczliwie.
Blondyn zerwał się z chodnika i pędem ruszył w stronę mieszkania. Czuł, że jego bliźniak ma kłopoty. Boże! A jeśli one jego też zaatakowały? Skoro pojawił się jeden, mogło być ich więcej! Oby tylko wszystko było z nim w porządku.
- Tom! - krzyczał szatyn biegnąc za nim. - O co tu chodzi?! Wiesz, co to było?!
Blondyn nie odpowiedział. Tak strasznie bał się o brata, że nawet nie zrozumiał, co Kevin do niego mówi. Miał szczęście, bo gdy dobiegł do przystanku, akurat zatrzymywał się tam tramwaj. Wbiegł do niego, nie przejmując się tym, że nie ma biletu. Kevin zrobił to samo.
- Wiesz, co to było? - chłopak powtórzył pytanie.
- Nie tyle wiem, co już to kiedyś widziałem - powiedział posępnie Tom.
Tupał nogą, niecierpliwiąc się. Zawsze wydawało mu się, że tramwaje poruszają się w miarę szybko, ale teraz miał wrażenie, że po prostu się wlecze. Każda sekunda była cenna, nie mógł tracić czasu w głupi sposób. W ogóle nie miał ochoty odpowiadać Kevinowi. Nie potrafił się skupić. Po głowie tłukło mu się tylko jedno słowo i było to imię jego bliźniaka.
Już raz znalazł się w podobnej sytuacji. Był wtedy na Starej Stacji, siedział przy nieruchomym Billu i zapłakany czekał na karetkę. Wtedy też czuł, jakby wszyscy robili mu na złość i specjalnie zwalniali. Nienawidził tego!
- Niby gdzie? - spytał Kevin.
- Co? - odezwał się Coger, nie bardzo rozumiejąc, o co został zapytany.
- Gdzie to widziałeś?
- I tak byś mi nie uwierzył.
Dojechali na odpowiednią stację. Tom poczekał, aż otworzą się drzwi, po czym pędem ruszył w stronę bloku. Słyszał, że Kevin podąża za nim i był mu za to trochę wdzięczny. W razie gdyby z Billem było coś nie tak, prawdopodobnie będzie mógł liczyć na jego pomoc.
Zmierzył schody agresywnym spojrzeniem, po czym mobilizując ostatnie siły zaczął po nich wbiegać na górę.
- Stary, zwolnij! - usłyszał głos szatyna, ale nie miał zamiaru go posłuchać.
Biegł i biegł, przeklinając w myślach swoją słabą kondycję. Niemal zapłakał ze szczęścia, kiedy zobaczył drzwi prowadzące do ich mieszkania. Chwytał za klamkę, gdy usłyszał przeraźliwy krzyk bliźniaka wołający jego imię.
-Bill!- wrzasnął zrozpaczony blondyn, wpadając do mieszkania.



6 komentarzy:

  1. WIĘCEJ proszę.
    To ciekawsze od szkolnych lektur.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz częściej. Ta notka jest za krótkie

    OdpowiedzUsuń
  3. więceeej ! wstawiaj rozdziały częściej - to opowiadanie jest o wiele lepsze od Granic ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholerka, znowu potwory... Ale w prawdziwym świecie? Dziwne...
    Co z Billem? Dopadły go?
    Kurde, dawaj next!

    OdpowiedzUsuń
  5. o boze...
    spodziewalam sie ze stanie sie cos podobnego, a miimo to jestem w szoku. jezu, patrze sie przestraszona przedsiebie i siedze z gula w gardle, nie zadsne. cholera..
    kochamcie za to, obsesjo.

    - mazohyst

    ps przepraszam za taki nieskladny komentarz, ale jestem natelefonie brata i nie ogarniam jego klawiatury.

    OdpowiedzUsuń
  6. wow!!! Czego te wstretne stwory znowu od nich chcą?! Zastanawia mnie co wspólnego ma z tym Kevin... Mega odcinek

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)