sobota, 6 lipca 2013

21.Granice



Robin
Poniedziałek po feriach…
Gdy zadzwonił budzik, miałem ochotę umrzeć.
- Ja dzisiaj nigdzie nie idę – mruknąłem cicho, chowając głowę pod poduszką.
- Wstawaj – wymamrotał Seba, samemu nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. Westchnąłem ciężko.
- Seba? – wymruczałem.
- Co? – spytał.
- Co za idiota wymyślił szkołę?
- Nie chcesz się spotkać ze swoim kochasiem?
- Nie mam kochasia. A nawet jeśli, wolę tu zostać i spać.
- Dziwna ta twoja miłość.
- Nowoczesna… A poza tym, też mi wielka radocha ze spotkania z nim i wiecznie przyklejoną do niego Lucy.
- A jednak! Zazdrość!

Prychnąłem, odwracając się do niego plecami.
- Nie gadam z tobą. Wiesz, jeszcze jestem na ciebie obrażony za… Wiesz, za co.
Sebastian zaśmiał się głośno.


Sebastian
Silna wola  i samokontrola to dwie cechy mojego charakteru, które zawsze w sobie lubiłem. Szczególnie przydawały mi się właśnie w dorosłym życiu i zdecydowanie w najmniej spodziewanych momentach.
Ocierając się penisem o pośladki Robina, obie te cechy okazały się niezwykle przydatne. Miałem ochotę porządnie ukarać dzieciaka za ten głupi wybryk, kiedy to poszedł sobie na wieczorną wycieczkę z Brownem i miał nieprzyjemne spotkanie z policjantami (którym uciekł, ale to już inna historia). Myślałem nad tym, jak mu skutecznie zakomunikować, że ani trochę nie podobało mi się to, co zrobił, aż wreszcie przyszło olśnienie.
Wsuwając się w powoli w jego ciasny tyłek, musiałem naprawdę głęboko oddychać, żeby nie dać się porwać. Wydawać by się mogło, że to nic nadzwyczajnego – przecież to był tylko tyłek, a że ciasny… Nie pierwszy i zapewne nie ostatni. Taki tyłek ma każdy i gdybym szukał, zapewne znalazłbym ciaśniejszy. Mimo wszystko tylko ten jeden, należący do Robina, potrafił sprawić, że kiedy już w niego wszedłem, wszystkie hamulce niemal od razu puszczały i powstrzymywałem się chyba tylko siłą woli. I, dzięki temu, udało mi się wdrożyć plan w życie.

…Zanim przystąpiłem do działania, pchnąłem kilka razy w głąb. Nie potrafiłem się opanować. Potem… Potem wziąłem głęboki oddech, znieruchomiałem i powiedziałam ochryple.
- Chcesz więcej?
Robin klęczał do mnie tyłem, wypinając się w moją stronę. Oddychał ciężko i zaciskał dłonie na pościeli. Złapałem go za włosy i pociągnąłem lekko, odchylając jego głowę do tyłu. Nie widziałem jego twarzy.
- T-tak… - odparł cicho, próbując poruszyć biodrami, ale przytrzymałem go mocno i nie pozwoliłem mu na to.
Sama myśl o tym, co miałem zrobić, sprawiła, że łatwiej było mi się pohamować, bo zwyczajnie rozbawienie zaczęło przeważać podniecenie.
- Wzór ogólny cykloalkanów.
Robin szarpnął głową i spojrzał na mnie ze zdumieniem. Jego oczy wciąż błyszczały podnieceniem i pragnieniem.
- Co? – pisnął niemal tak, jakby był przed mutacją.
- Wzór ogólny cykloalkanów – powiedziałem z satysfakcją, wbijając się w niego lekko, na zachętę. Złapałem jego penisa u podstawy i zacisnąłem tam rękę tak, żeby to dobrze poczuł, ale żeby go to nie bolało.
Oddychał ciężko, kręcąc głową, ale nie odpowiedział. Przymknął oczy i oparł czoło na poduszce. Jego ciało drżało.
- Czekam – mruknąłem, gładząc jedną ręką jego smukłe plecy.
- J-ja…
- Cykloalkany. Mówiłem, że zostaniesz ukarany. Jeśli chcesz dojść, musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań.
Robin jęknął. Przez chwilę poruszałem się w nim lekko, wciąż zaciskając dłoń tak, żeby nie mógł dojść. W końcu wydukał odpowiedź.
- CnH2n, PROFESORZE. I „n” wię-aach! W-większe lub równe… Równe 3.
Czułem, jak pot spływał mi wzdłuż pleców w kierunku pośladków. Zamknąłem na chwilę oczy, powstrzymując orgazm. Pieprzenie tego gówniarza było zdecydowanie zbyt przyjemne.
- Alkiny.
Linn jęknął głośno, zaciskając mocno ręce na kołdrze. Stękał chwilę i próbował odsunąć moją rękę ze swojego krocza, ale nie pozwoliłem mu na to. Zacisnąłem ją mocniej, przez co jęknął. Poluźniłem trochę uścisk, ponieważ był to zdecydowanie bolesny jęk.
- No, dalej – powiedziałem cicho, głaszcząc go po plecach jak jakiś zboczeniec. – Czekam.
- CnH2n-2.
- Pewny jesteś? – pogłaskałem delikatnie jego członka.
- Ach! TAK!
Zadałem mu jeszcze tylko jedno pytanie, a potem nie droczyłem się z nim już więcej, bo zwyczajnie sam nie miałem na to sił. Wystarczyły dwa pchnięcia, żeby doszedł, jęcząc boleśnie w poduszkę. Ja skończyłem zaraz  po nim. Upadłem na łóżko i przekręciłem się na wznak, oddychając ciężko. Seks, jaki uprawiałem z Robinem, był zdecydowanie lepszy niż jakikolwiek inny.
Spojrzałem w bok, widząc jakiś ruch. To było dziwne, bo Robin zawsze od razu zasypiał, tym razem jednak jego oczy ciskały błyskawice. Walnął mnie w ramię i pokazał mi drzwi.
- Dzisiaj śpisz w łazience!
W pierwszej chwili nie zrozumiałem, co powiedział, a potem zacząłem się śmiać. Usiadłem i pocałowałem go w policzek, chociaż wyraźnie się wykręcał. Jego twarz odbijała tylko jedną emocją i było to święte oburzenie.
- Przecież mówiłem, że cię ukarzę.
Robin fuknął coś jak rozjuszony kotek, odwrócił się do mnie plecami, naciągnął kołdrę na głowę i… zasnął…

Objąłem go w pasie i pocałowałem w kark, próbując go udobruchać. Boczył się na mnie za to już naprawdę długo, a ja nie lubiłem, kiedy ktoś w kółko narzekał na to samo. Nie miałem też zamiaru robić mu krzywdy, co jak się okazało, nie do końca mi wyszło. Wiedziałem, że mu się należało, a mimo to było mi głupio, że na drugi dzień wyraźnie odczuwał ból w genitaliach. Nie wiedziałem, czy za mocno ścisnąłem, czy tylko udawał, fakt był taki, że miałem lekkie wyrzuty sumienia. Na pocieszenie kupiłem mu bombonierkę. Był ogromnym entuzjastą słodyczy, dlatego to wydawało mi się najlepsze. W ramach odwetu za to, co mu zrobiłem, nie podzielił się ze mną ani jedną czekoladką, ale chyba mi wybaczył. Wspominał to tylko po to, żeby widzieć moją skruszoną minę.
Burknął coś w poduszkę, ale nie próbował się wyrwać.
- Ktoś tu ma mały problem – mruknąłem, zaciskając dłoń na jego porannej erekcji.
- Jak nie będziesz dotykał, samo przejdzie – odparł lekko zawstydzony.
Tyle razy widziałem go już nago, a on dalej się wstydził.
Uprawialiśmy seks już wiele razy, ale były rzeczy, których nigdy jeszcze nie robiliśmy. Robin na przykład ani razu nie wziął mojego członka w usta nawet na chwilę. Nie pytałem go o to, bo skoro nie próbował tego jeszcze zrobić, pewnie po prostu nie czuł się gotowy. Co ciekawe, nigdy nawet nie wspominał o tym, że chciałby być na górze. Nie wiedziałem, czy się wstydził, czy może kierowało nim coś innego. Gdyby mnie zapytał, zgodziłbym się. Właściwie czekałem, aż zapyta, ale on uparcie milczał, biorąc to, co mu dawałem i nawet nie prosząc o więcej.
To zdecydowanie nie był charakter podobny do tego Xaviera, którego znałem. Poznanie dzieciaka dogłębnie pokazało mi, że nie należy utożsamiać dzieci z rodzicami, bo to są zupełnie inne osoby.
- Musimy wstać – westchnąłem, odsuwając się lekko.
Skinął smętnie głową i usiadł na łóżku, ziewając szeroko.


Robin
W szkole było nudno. Wszyscy jeszcze żyli feriami i mało kto myślał o nauce. Nawet największe mózgi w naszej szkole (a ja, jakimś cudem, stałem na ich czele) nie myślały teraz o nauce, ale o ciepłym wyrku, z którego musieliśmy się wyczołgać i przyjść do tej durnej szkoły. Seba kilka razy musiał przyjechać do szkoły na jakąś radę i żeby uporządkować jakieś tam papiery, więc jemu jakoś łatwiej było się wdrożyć w nauczanie. Brał wszystkich po kolei do tablicy i kazał nam liczyć zadania.
- Linn. Zamiast spać w ławce, spróbuj rozwiązać kolejne zadanie.
Spojrzałem na niego z niechęcią. Nigdy nie lubiłem, jak ktoś przerywał mi drzemkę. Zwłaszcza że tępy ból wręcz rozsadzał mi czaszkę. Poprawiłem na nosie okulary i zerknąłem na zadanie. Było takie… dziwne.
Z westchnieniem podszedłem do tablicy i zacząłem coś pisać bez składu i ładu, nie bardzo wiedząc, co robię ani co powinienem zrobić.
- Linn, napisałeś na tablicy kompletne brednie. Jeśli zaraz tego nie poprawisz, dostaniesz specjalne zadanie domowe.
Skrzywiłem się i spojrzałem na tablicę. Zmazałem wszystko, co tam napisałem i jeszcze raz przeanalizowałem treść zadania. Od wgapiania się w literki jeszcze bardziej rozbolał mnie łeb.
- Chyba nie wiem…
- Powinieneś – stwierdził surowo. – Pomyśl trochę. Nie wierzę, że w dwa tygodnie wiatr wywiał ci z głowy wszystkie informacje, które próbowałem ci tam wbić od początku roku.
Jęknąłem w duchu, spuszczając lekko głowę i jeszcze raz myśląc nad zadaniem. Zacząłem coś pisać, zerkając niepewnie na chemika, jakby szukając u niego pomocy. Jego twarz była jednak zupełnie nieprzenikniona.
- Nie wiem, proszę pana – mruknąłem. Pomasowałem skronie. Cholerny ból głowy!
- Dobrze się czujesz? – spytał, unosząc lekko brwi. Skinąłem mu niemrawo.
- Zostań po lekcji – powiedział.
- Dobrze, proszę pana.
Usiadłem w ławce i… poszedłem dalej spać.
Po lekcji poszedłem posłusznie do Seby. Gdy już wszyscy wyszli i zamknęli drzwi klasy, chemik spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Dobrze się czujesz? – spytał ponownie.
- Trochę boli mnie głowa, ale to nic wielkiego – odparłem. Nie chciałem go martwić. Już było widać, że jest zaniepokojony.
Sięgnął do prostokątnej torby, w której taszczył wszystkie nasze sprawdziany i wyciągnął z niej tabletki. Podał mi je i podsunął swój kubek z kawą.
- Proszę.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Myślałem, że nauczyciele nie mogą dawać uczniom żadnych leków.
- Musisz przyznać, że myślenie ci dzisiaj zbytnio nie idzie.
Połknąłem tabletkę, zapijając ją jego kawę.
- Robin?
Odstawiłem kubek i obejrzałem się. W drzwiach stał Phil i był czymś wyraźnie zaskoczony.
- Chciałeś czegoś, Brown? – spytał chłodno Seba.
Phil go zignorował.
- Idziesz?
Skinąłem mu głową.
- Dziękuję za pomoc, proszę pana. Przekażę wszystko swojemu opiekunowi – wymyśliłem na poczekaniu i razem z Philem wyszliśmy z klasy.
- O co chodziło? – zaciekawił się blondyn.
- Se… Uhm, źle się poczułem i to już właściwie nie pierwszy raz – skłamałem. – Chemik chce, żeby wreszcie powiedział o tym swojemu opiekunowi. Wiesz, żebym poszedł do lekarza, bo nigdy nie wiadomo, czy to coś poważnego czy nie.
- Mam nadzieję, że nie…
- Ja też. Chodźmy na szlugę…

Kiedy już po lekcjach próbowałem przemknąć się jakoś do samochodu Sebastiana, zobaczyłem Phila wychodzącego ze szkoły tylnym wyjściem. Był daleko, ale z pewnością mnie rozpoznał. Spojrzał na mnie przelotnie, a potem pomachał mi i poszedł przed siebie. Odczekałem chwilę, aż zniknął za bramą, po czym przeszedłem przez bramę na parking i wsiadłem do samochodu. Seba już na mnie czekał.
- Co tak długo? – zapytał.
Wywróciłem oczami.
- Ojej, spóźniłem się całe dwie minuty – odparłem ironicznie.
- Zapnij pas – odpowiedział tylko, odpalając samochód. – Już ci lepiej?
Gdy wyjeżdżał z terenu szkoły, rozejrzałem się trochę nerwowo w poszukiwaniu Phila, ale nigdzie go nie widziałem. Odetchnąłem z ulgą. Wolałem się nie tłumaczyć z tego, dlaczego jeżdżę samochodem akurat z chemikiem. Jak na razie nikt nie podejrzewał, że mieszkamy razem. Seba zachowywał się w stosunku do mnie tak samo jak wcześniej, więc nie było powodów, żeby ktoś coś podejrzewał. Mimo wszystko byłem pewien, że musimy być ostrożni. Mi to właściwie nie robiło aż takiej różnicy, ale dla niego na pewno miało wielkie znaczenie. Nie chciałem, żeby przeze mnie miał kłopoty w pracy.
- Halo, ziemia do Robina!
Podskoczyłem i spojrzałem na niego trochę nieprzytomnie.
- Co?
- Pytałem, czy już ci lepiej?
- Mm… Tak. Przeszło mi jak zjadłem tabletkę.
- To dobrze.
Zdjąłem okulary i przetarłem je o koszulkę, zastanawiając się, co ugotować na obiad. Z każdym dniem Seba robił się coraz bardziej wybredny. Niby jadł jak zawsze, ale proponował na obiad coraz bardziej wyszukane i zróżnicowane dania. Może coś włoskiego… A może chińszczyzna? Co powiesz na kuchnię żabojadów? A może pierogi ruskie? A bigos polski robiłeś kiedyś…?
Nie, nie robiłem, ale nigdy mu tego nie powiedziałem. Po prostu wchodziłem na Internet, ściągałem przepis i starałem się zrobić coś, co ma ręce i nogi. Zazwyczaj mi wychodziło, a jeśli nie, Sebastian nawet się zbytnio nie gniewał. No, może poza tym jednym razem, kiedy kuchenka stanęła w płomieniach… Ale to był tylko raz, kiedy mi już totalnie nic nie wyszło, a on się wściekł, że chciałem pozbawić nas dachu nad głową. Nabijał się, że mieszkalibyśmy na ulicy Podmostowej, w szóstym kartonie od lewej. Tak, nawet on ma poczucie humoru.
- Co mam zrobić na obiad? – spytałem, przeciągając się na siedzeniu.
- Może zamówimy pizzę? Nie czułeś się dzisiaj zbyt dobrze…
Uniosłem brwi ze zdziwienia.
- To aż takie ważne?
Chyba sam się zdziwił tym, co powiedział, bo zacisnął usta i ZA BARDZO skupił się na parkowaniu. Gdy wyłączył auto i wyciągnął kluczyki ze stacyjki, spojrzał na mnie i mruknął.
- Może być gulasz.
Skinąłem głową, odpiąłem pas i wysiadłem z auta. Miałem ochotę się roześmiać i za cholerę nie wiedziałem, dlaczego.


Sebastian
To aż takie ważne, przedrzeźniałem w myślach gówniarza, wręcz depcząc mu po piętach, kiedy szliśmy w kierunku domu. Wstrętny bachor! Ja mu z dobroci serca proponuję, że zamówię pizzę, bo widziałem, że w szkole naprawdę źle się czuł i nie chciałem, żeby się zbytnio przemęczał, a on mi tu z takim tekstem! Już nawet nie można się zaniepokoić tym, że coś jest nie tak? Czy to źle, że chciałem go trochę odciążyć? Źle się czuł, chyba miałem prawo wyrazić swoją troskę o jego zdrowie, co?!
To aż takie ważne, po raz kolejny powtórzyłem ironicznie w myślach. Cholerny, mały…
Najśmieszniejsze było to, że nie wiedziałem, czy ważne. Właściwie gdy się nad tym głębiej zastanowić, nigdy mnie zbytnio takie rzeczy nie obchodziły. W końcu jeśli kogoś bolała głowa, dałem mu tabletkę, a skoro potem nie bolała, to po co się nad nim litować, prawda? Było, minęło i już. Jednak Robin…
Robin z jakiegoś powodu był inny.  Niechęć już dawno zastąpiło inne, cieplejsze uczucie. Była to najzwyklejsza sympatia do tego dzieciaka. Polubiłem go, a to rzadko mi się zdarza. Było w nim coś, co przyciągało mnie jak magnes i nie był to tylko dobry seks. Po raz pierwszy, odkąd skończyłem studia, dzieliłem mieszkanie z kimś innym, w dodatku z osobą, z którą uprawiałem seks. Oczywiście, umówiliśmy się, że to tylko seks, ale nie byłem głupi – w przypadku wspólnego mieszkania między partnerami zawsze rodzą się jakieś cieplejsze uczucia jak sympatia, szacunek czy przywiązanie. To naturalne. Nienaturalne było jednak to, że z taką łatwością mi to przyszło.
I chyba tak, to było ważne. Obchodziło mnie, czy z Robinem jest wszystko w porządku i jeśli coś mu dolegało, chciałem o tym wiedzieć. To ze mną mieszkał, to ja się nim opiekowałem, więc to mi powinien mówić takie rzeczy. Można więc sobie wyobrazić, że kiedy zadał mi to z pozoru niewinne pytanie, byłem wściekły.
Bo się pojawiło.
Bo miał rację.
Bo… Na pewno coś jeszcze, ale…
Nie wiedziałem co.


***
UWAGA!
Jest coś, z czym muszę się do Was zwrócić. Zależy mi na tym, żeby jak najwięcej osób wyraziło swoją opinię na ten temat, nawet jeśli będą to same anonimy.
Pamiętacie pewnie, że po zakończeniu "Odkryć siebie" wspomniałam o dodatku w postaci historii Joe i Colina bądź Theo i Roba. I tak się składa, że zaczęłam pisać historię Joe i Colina. Jest tylko jedno "ale". CHCIAŁABYM TO WYSTAWIĆ NA WYDAJE.PL JAKO E-BOOK, ZA KTÓREGO TRZEBA BY ZAPŁACIĆ.
I tu mam pytanie do Was, bo w końcu dla Was to piszę. Szczerze powiedziawszy, trochę mi głupio tak zrobić, że dodatek do jednego opowiadania wystawić za pieniądze, ale zasięgnęłam opinii mądrzejszych od siebie i tamci mówią zgodnie "Life is brutal. Jeśli ktoś będzie chciał, to kupi, a jeśli nie - to nie". No i jaka jest Wasza opinia na ten temat? Wiem, że pewnie wszyscy chcieliby to przeczytać na blogu, ja jednak chciałabym wydać to opowiadanie w takiej formie. Cena e-booka nie byłaby większa niż 6 złotych i wydaje mi się, że to raczej symboliczna kwota. 
Co Wy na to? No i czy ktoś byłby zainteresowany tym opowiadaniem? Bardzo zależy mi na poznaniu Waszego zdania na ten temat. W przypadku wystawienia tego jako odpłatny tekst, fragment będzie do pobrania, żebyście mogli przeczytać i się przekonać, czy nie chcę Wam wcisnąć jakiegoś gówna.
Nie przedłużając więcej - pozdrawiam i miłego weekendu!


19 komentarzy:

  1. Kocham wszystkie twoje opowiadania. Uwielbiam twój styl pisania i wymyślone historie. Bardzo chętnie przeczytałabym nowe opowiadanie, ale ja niestety nie zapłacę za e-booka. Przykro mi. Może kiedyś będę miała możliwość przeczytania historii Joe i Colina.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze super!
    A co do e-booka to chętnie bym czytała, ale niestety nie poczytam skoro trzeba będzie płacić, ale to już Twoja decyzja.
    Pozdrawiam i weny życzę! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam nic przeciwko. Kwota 6 zł. nie jest duża i myślę, że większość się ze mną zgodzi. Co do dzisiejszej notki, była boska i co tu dużo mówić uwielbiam Granice. Czekam z niecierpliwością do soboty. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odcinek dobry. Jak każdy. Nie komentuję, wybacz. Ale wiedz, że czytam to opowiadanie. Jedyne, jakie czytam w internecie.
    A co to sprawy z e-bookiem, ja raczej nie zapłaciłabym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze mną jest tak, ze nie mam konta w banku i przelewy robię na poczcie xD Jeśli będzie opcja zrobienia zwykłego przelewu na poczcie bez żadnego cudowania, to ja jestem skłonna kupić sobie tego e-booka xD
    A jak nie będzie opcji zrobienia tego przez ten portal, to wyślę ci kasę prosto na konto, a e-booka poproszę na maila xD

    OdpowiedzUsuń
  6. To mój pierwszy komentarz i wiedz, że przeczytałam wszystkie twoje opowiadania i kocham, jednak e-booka(mimo, że bym przeczytała, a jakże) to ja też raczej nie kupię, ale mam nadzieję, że wiele innych osób kupi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam podobny problem jak unda ale może poprosze znajomego i potem oddam mu kase. Jestem bardzo zainteresowana e- bookiem więc napewno coś wymyśle. Bardzo lubie twoje opowiadania i czekam na karzdy rozdział z niecierpliwością. Sara16

    OdpowiedzUsuń
  8. Odcinek świetny. :D Nie wiem, co mógłbym tutaj jeszcze napisać, bo mam totalną pustkę w głowie. Ech.
    Co do e-booka, to ja niestety go nie kupię, gdyż nawet nie czytałem tego opowiadania. xD
    No cóż, weny życzę. ^^

    Pozdrawiam,
    Illusion.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie, nie będę płacić, za coś co powinno być za darmo;) Owszem, lubię Twoje opowiadanie, ale nie mam zamiaru płacić za coś, co powinno być za darmo. Rzeczy w internecie powinny być darmowe i tyle. Jak chcesz dostawać pieniądze, to wydaj książkę i tyle;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu autorów wydaje ebooki za które trzeba płacić i jakoś ludzie je czytają i kupują. Wydanie książki to wielki koszt, a może warto dać szansę innym zarobić. Te 5/6 zł to niewiele. Jedna paczka chipsów mniej.

      Usuń
    2. Możliwe, ale nie wiem czy zauważyłaś, czy nie, ale to raczej nie jest jakaś wybitna literatura i nie powinno się za to płacić;) Moim zdaniem to bezsensu i tyle.

      Usuń
    3. Zacznijmy od tego, że rzeczy w internecie wcale nie powinny być darmowe, bo i takie nie są. Dlaczego by miały? To czy coś jest darmowe zależy tylko od autorów.
      Po drugie, za niewybitną literaturę się płaci. Niestety. Możesz mi wierzyć na słowo, są powieści, które nie zasługują na takie miano, a zdobyć można je tylko poprzez kupno.

      Usuń
  10. Może w przypadku, gdyby było to całkowicie nowe opowiadanie, a nie dodatek do innego... A tak, po prostu szkoda kasy. O, albo mogłabyś najpierw napisać całe opowiadanie, wstawić na ten portal jako e-booka, na blog wrzucić jeden lub dwa rozdziały i kolejne powiedzmy raz na dwa miesiące. Zakład, że wiele osób kupiłoby e-booka, bo zwyczajnie nie mogłoby się doczekać zakończenia?
    A, na przyszłość radziłabym tego typu rzeczy wrzucać w osobnym poście. Na dziesięć komentarzy tylko jeden dotyczy rozdziału, a to trochę mało.
    A jak już jesteśmy przy rozdziale... Coś czuję, że lada szelest Phil nieźle namiesza. W końcu nie jest aż tak głupi, by nie zauważyć, że Robin pił z kubka nauczyciela...
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  11. Osobiście uważam, że nie ma sensu kombinować z tą opłatą.
    Jestem Twoją stałą czytelniczką, choć jeszcze mnie tu nie widziałaś (ponieważ do komentowania czegokolwiek wróciłam dopiero jakiś czas temu, a zamierzam napisać solidną opinię o wszystkich Twoich opowiadaniach).
    Historia Joe i Colina interesowała mnie od samego początku i bardzo chciałabym ją przeczytać, ALE:
    1) rozumiem, że 6 zł to nie jest dużo, jednak dla mnie już za dużo. Staram się w miarę oszczędzać, ponieważ nie mam nieograniczonych środków i te, które posiadam wydaję na książki. Każda jest droga, a więc nawet te 6 zł robi różnicę, kiedy wiem, że muszę jakąś kupić.
    2) odniosę się do komentarza odnośnie ebooków, na których autorzy zarabiają - sprawa wygląda zupełnie inaczej. Wiele wydawnictw albo w ogóle nie wydaje ebooków, ale robi to rzadko, ponieważ ta inwestycja się nie opłaca. Ani dla wydawcy, ani dla autora. Po pierwsze, ludzie wciąż wolą w większości wydania papierowe, a po drugie, do sieci i tak najczęściej trafiają pirackie wersje, które można ściągnąć, więc po co za nie płacić? Tak myśli wiele osób.
    3) sama piszę opowiadania i publikuję je w internecie. I to od bardzo dawna. Ale nigdy nie myślałam, żeby na nich zarabiać. Owszem, planuję wydać coś w formie książki i wtedy sytuacja jest inna, ale wiem, że jeśli wstawiłabym opowiadanie na jakiś portal za opłatą, to niewiele osób by je przeczytało. Opowiadania pisane w internecie są raczej swego rodzaju promocją, wypromowaniem siebie i swojego stylu. Później można próbować z wydaniem książki (którą zresztą, Twojego autorstwa, pewnie bym kupiła), ale na fanfickach nie zarobisz nigdy. Tak samo jest z tymi opowiadaniami. Owszem, lubię je i podoba mi się jak piszesz, ale nie przyniosłyby Ci zysków. Dlatego, że to, co ma znaleźć się na papierze, trzeba napisać inaczej.

    I dlatego właśnie nie jestem za wstawianiem tego opowiadania w formie ebooka, ale pomysł Ariany jest całkiem dobry. Jestem pewna, że gdybyś wstawiła tego ebooka za opłatą, ale jednocześnie opublikowała jakiś fragment (te dwa, trzy rozdziały) na blogu, a potem resztę dodawała na przykład co te dwa miesiące (a więc z dość długimi przerwami, jednak nie za długimi), to wiele osób by zapłaciło z niecierpliwości. Jednocześnie czytelnicy, którzy nie wybraliby zapłacenia, również mogliby przeczytać tę historię :).

    Pozdrawiam,
    Himitsu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, właściwie to nikt nie zauważył, że jedynie "chciałabym" to wystawić w takiej formie. Osobiście to zgadzam się niemal z Wami wszystkimi, poza tym, że wszystko w internecie powinno być za darmo. Cena 6 zł to maks, jeśli już bym się na tego e-booka uparła. Tak naprawdę myślałam o 3,90 zł czy coś, ale nieważne. To jedynie dodatek, więc właściwie pytam o to tak orientacyjnie, żeby wiedzieć, na czym stoję.
      Miałam to dopiero napisać oficjalnie po zamknięciu ankiety, ale HISTORIA JOE I COLINA PT. "POSKROMIĆ ZŁOŚNIKA" POJAWI SIĘ NA BLOGU PO ZAKOŃCZENIU GRANIC:). Mam nadzieję, że wszyscy są szczęśliwi;). No, chyba że będziecie słabo komentować, to wtedy pierwsze rozdziały posłużą jedynie jako promocja całości.
      Pomysł Ariany... Cóż, raczej skorzystam, ale do tego jeszcze daleka droga. Wbrew pozorom, te opowiadania zajmują mi masę czasu i same się nie piszą.
      Mam do Ciebie jedno pytanie. Piszesz, że to, co ma znaleźć się na papierze, trzeba napisać inaczej. Jeśli mogłabyś napisać, co konkretnie masz na myśli, byłabym bardzo wdzięczna. W końcu po to założyłam tego bloga, żeby szkolić swój warsztat, a nie stać w miejscu.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. W myślach Himitsu nie czytam, ale podejrzewam, że może jej chodzić o Ewę Białołęcką i jej opowiadanie "Róża Selerbergu", które jest przeróbką jej fan fiction "Róża Gryffindoru". Znajdziesz jej profil i link do opowiadania na fanfiction kropka net.
      Ariana

      Usuń
    3. Po pierwsze, jestem niezmiernie szczęśliwa, że opowiadanie pojawi się na blogu po "Granicach" (które, nota bene, są - według mnie - Twoim najmocniejszym dziełem i naprawdę czekam na nowe rozdziały z wielką niecierpliwością. Jednak brakuje mi tej nowej notki w poniedziałki), choć doszłam do wniosku, że za e-booka również bym zapłaciła. Nie potrafiłabym wytrzymać ;).

      Po drugie, Ariano, prawdę mówiąc pierwsze słyszę o tej historii, choć namiętnie zaczytuję się w fanfickach o Harrym Potterze, a nazwisko autorki wydaje się znajome. To z kolei inna sprawa i fakt - osobiście uważam, że wydawanie fanficków jest raczej trudne. Nie mam nic przeciwko takim do książek, filmów czy innych dzieł, ale ukazanie się na papierze historii o kimś realnym (jak na przykład o TH), jest dla mnie przesadą. I dalej będę tak twierdzić, nawet, jeśli Ninie Reichter z jej "Ostatnią spowiedzią" się udało.

      Natomiast, miałam na myśli kilka rzeczy. Na początek, to zależy od formy, jaką chciałabyś przybrać. Jeśli powieść, to żadne z tych opowiadań (pomimo długości) na takową się nie nadaję. Nie dlatego, że są złe, ale ponieważ trzeba by było nanieść sporo poprawek. Między innymi, dodać więcej odpisów, pewnie usunąć niektóre elementy, coś pozmieniać... Po prostu to wymagałoby pracy. I dlatego mówię o "napisaniu tego inaczej" :).
      Jednakże, same historie są bardzo dobre i osobiście bardzo chętnie przeczytałabym je w wersji papierowej ("Granice" na przykład). Z tym jednak prawdopodobnie było wiele kłopotu przez sam temat.
      W każdym razie, dziękuję Ci za to, że piszesz, bo Twój blog jest jednym z nielicznych, które pozostają wśród moich odwiedzanych i które czytam regularnie.

      Pozdrawiam,
      Himitsu

      Usuń
  12. Pewnie, że to było ważne! Przecież Sebastianowi zależy na Robinie, tylko nie chce tego jeszcze przyznać sam przed sobą. Ale spokojnie, nikt się nigdzie nie spieszy, poczekamy na to, aż to zrozumie :D A Phil niech spada! O!

    OdpowiedzUsuń
  13. Chciałam zapytać, czy z Granic zrobisz ebooka tak jak z np. Odkryć siebie i dasz do pobrania?
    Chcę przeczytać to jako całość i wtedy napiszę co sądzę na temat opowiadania. ^^

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)