Robin
Poniedziałek po
feriach…
Gdy zadzwonił budzik,
miałem ochotę umrzeć.
- Ja dzisiaj nigdzie
nie idę – mruknąłem cicho, chowając głowę pod poduszką.
- Wstawaj – wymamrotał
Seba, samemu nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. Westchnąłem ciężko.
- Seba? – wymruczałem.
- Co? – spytał.
- Co za idiota
wymyślił szkołę?
- Nie chcesz się
spotkać ze swoim kochasiem?
- Nie mam kochasia. A
nawet jeśli, wolę tu zostać i spać.
- Dziwna ta twoja
miłość.
- Nowoczesna… A poza
tym, też mi wielka radocha ze spotkania z nim i wiecznie przyklejoną do niego
Lucy.
- A jednak! Zazdrość!
Prychnąłem, odwracając
się do niego plecami.
- Nie gadam z tobą.
Wiesz, jeszcze jestem na ciebie obrażony za… Wiesz, za co.
Sebastian zaśmiał się
głośno.
Sebastian
Silna wola i samokontrola to dwie cechy mojego
charakteru, które zawsze w sobie lubiłem. Szczególnie przydawały mi się właśnie
w dorosłym życiu i zdecydowanie w najmniej spodziewanych momentach.
Ocierając się penisem
o pośladki Robina, obie te cechy okazały się niezwykle przydatne. Miałem ochotę
porządnie ukarać dzieciaka za ten głupi wybryk, kiedy to poszedł sobie na
wieczorną wycieczkę z Brownem i miał nieprzyjemne spotkanie z policjantami
(którym uciekł, ale to już inna historia). Myślałem nad tym, jak mu skutecznie
zakomunikować, że ani trochę nie podobało mi się to, co zrobił, aż wreszcie
przyszło olśnienie.
Wsuwając się w powoli
w jego ciasny tyłek, musiałem naprawdę głęboko oddychać, żeby nie dać się
porwać. Wydawać by się mogło, że to nic nadzwyczajnego – przecież to był tylko
tyłek, a że ciasny… Nie pierwszy i zapewne nie ostatni. Taki tyłek ma każdy i
gdybym szukał, zapewne znalazłbym ciaśniejszy. Mimo wszystko tylko ten jeden,
należący do Robina, potrafił sprawić, że kiedy już w niego wszedłem, wszystkie
hamulce niemal od razu puszczały i powstrzymywałem się chyba tylko siłą woli.
I, dzięki temu, udało mi się wdrożyć plan w życie.
…Zanim przystąpiłem do działania, pchnąłem kilka razy w głąb. Nie
potrafiłem się opanować. Potem… Potem wziąłem głęboki oddech, znieruchomiałem i
powiedziałam ochryple.
- Chcesz więcej?
Robin klęczał do mnie tyłem, wypinając się w moją stronę. Oddychał
ciężko i zaciskał dłonie na pościeli. Złapałem go za włosy i pociągnąłem lekko,
odchylając jego głowę do tyłu. Nie widziałem jego twarzy.
- T-tak… - odparł cicho, próbując poruszyć biodrami, ale przytrzymałem
go mocno i nie pozwoliłem mu na to.
Sama myśl o tym, co miałem zrobić, sprawiła, że łatwiej było mi się
pohamować, bo zwyczajnie rozbawienie zaczęło przeważać podniecenie.
- Wzór ogólny cykloalkanów.
Robin szarpnął głową i spojrzał na mnie ze zdumieniem. Jego oczy wciąż
błyszczały podnieceniem i pragnieniem.
- Co? – pisnął niemal tak, jakby był przed mutacją.
- Wzór ogólny cykloalkanów – powiedziałem z satysfakcją, wbijając się w
niego lekko, na zachętę. Złapałem jego penisa u podstawy i zacisnąłem tam rękę
tak, żeby to dobrze poczuł, ale żeby go to nie bolało.
Oddychał ciężko, kręcąc głową, ale nie odpowiedział. Przymknął oczy i
oparł czoło na poduszce. Jego ciało drżało.
- Czekam – mruknąłem, gładząc jedną ręką jego smukłe plecy.
- J-ja…
- Cykloalkany. Mówiłem, że zostaniesz ukarany. Jeśli chcesz dojść,
musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań.
Robin jęknął. Przez chwilę poruszałem się w nim lekko, wciąż zaciskając
dłoń tak, żeby nie mógł dojść. W końcu wydukał odpowiedź.
- CnH2n, PROFESORZE. I „n” wię-aach! W-większe
lub równe… Równe 3.
Czułem, jak pot spływał mi wzdłuż pleców w kierunku pośladków.
Zamknąłem na chwilę oczy, powstrzymując orgazm. Pieprzenie tego gówniarza było
zdecydowanie zbyt przyjemne.
- Alkiny.
Linn jęknął głośno, zaciskając mocno ręce na kołdrze. Stękał chwilę i
próbował odsunąć moją rękę ze swojego krocza, ale nie pozwoliłem mu na to.
Zacisnąłem ją mocniej, przez co jęknął. Poluźniłem trochę uścisk, ponieważ był
to zdecydowanie bolesny jęk.
- No, dalej – powiedziałem cicho, głaszcząc go po plecach jak jakiś
zboczeniec. – Czekam.
- CnH2n-2.
- Pewny jesteś? – pogłaskałem delikatnie jego członka.
- Ach! TAK!
Zadałem mu jeszcze tylko jedno pytanie, a potem nie droczyłem się z nim
już więcej, bo zwyczajnie sam nie miałem na to sił. Wystarczyły dwa pchnięcia,
żeby doszedł, jęcząc boleśnie w poduszkę. Ja skończyłem zaraz po nim. Upadłem na łóżko i przekręciłem się
na wznak, oddychając ciężko. Seks, jaki uprawiałem z Robinem, był zdecydowanie
lepszy niż jakikolwiek inny.
Spojrzałem w bok, widząc jakiś ruch. To było dziwne, bo Robin zawsze od
razu zasypiał, tym razem jednak jego oczy ciskały błyskawice. Walnął mnie w
ramię i pokazał mi drzwi.
- Dzisiaj śpisz w łazience!
W pierwszej chwili nie zrozumiałem, co powiedział, a potem zacząłem się
śmiać. Usiadłem i pocałowałem go w policzek, chociaż wyraźnie się wykręcał.
Jego twarz odbijała tylko jedną emocją i było to święte oburzenie.
- Przecież mówiłem, że cię ukarzę.
Robin fuknął coś jak rozjuszony kotek, odwrócił się do mnie plecami,
naciągnął kołdrę na głowę i… zasnął…
Objąłem go w pasie i
pocałowałem w kark, próbując go udobruchać. Boczył się na mnie za to już
naprawdę długo, a ja nie lubiłem, kiedy ktoś w kółko narzekał na to samo. Nie
miałem też zamiaru robić mu krzywdy, co jak się okazało, nie do końca mi
wyszło. Wiedziałem, że mu się należało, a mimo to było mi głupio, że na drugi
dzień wyraźnie odczuwał ból w genitaliach. Nie wiedziałem, czy za mocno
ścisnąłem, czy tylko udawał, fakt był taki, że miałem lekkie wyrzuty sumienia.
Na pocieszenie kupiłem mu bombonierkę. Był ogromnym entuzjastą słodyczy,
dlatego to wydawało mi się najlepsze. W ramach odwetu za to, co mu zrobiłem,
nie podzielił się ze mną ani jedną czekoladką, ale chyba mi wybaczył. Wspominał
to tylko po to, żeby widzieć moją skruszoną minę.
Burknął coś w
poduszkę, ale nie próbował się wyrwać.
- Ktoś tu ma mały
problem – mruknąłem, zaciskając dłoń na jego porannej erekcji.
- Jak nie będziesz
dotykał, samo przejdzie – odparł lekko zawstydzony.
Tyle razy widziałem go
już nago, a on dalej się wstydził.
Uprawialiśmy seks już
wiele razy, ale były rzeczy, których nigdy jeszcze nie robiliśmy. Robin na
przykład ani razu nie wziął mojego członka w usta nawet na chwilę. Nie pytałem
go o to, bo skoro nie próbował tego jeszcze zrobić, pewnie po prostu nie czuł
się gotowy. Co ciekawe, nigdy nawet nie wspominał o tym, że chciałby być na
górze. Nie wiedziałem, czy się wstydził, czy może kierowało nim coś innego.
Gdyby mnie zapytał, zgodziłbym się. Właściwie czekałem, aż zapyta, ale on
uparcie milczał, biorąc to, co mu dawałem i nawet nie prosząc o więcej.
To zdecydowanie nie
był charakter podobny do tego Xaviera, którego znałem. Poznanie dzieciaka
dogłębnie pokazało mi, że nie należy utożsamiać dzieci z rodzicami, bo to są
zupełnie inne osoby.
- Musimy wstać –
westchnąłem, odsuwając się lekko.
Skinął smętnie głową i
usiadł na łóżku, ziewając szeroko.
Robin
W szkole było nudno.
Wszyscy jeszcze żyli feriami i mało kto myślał o nauce. Nawet największe mózgi
w naszej szkole (a ja, jakimś cudem, stałem na ich czele) nie myślały teraz o
nauce, ale o ciepłym wyrku, z którego musieliśmy się wyczołgać i przyjść do tej
durnej szkoły. Seba kilka razy musiał przyjechać do szkoły na jakąś radę i żeby
uporządkować jakieś tam papiery, więc jemu jakoś łatwiej było się wdrożyć w
nauczanie. Brał wszystkich po kolei do tablicy i kazał nam liczyć zadania.
- Linn. Zamiast spać w
ławce, spróbuj rozwiązać kolejne zadanie.
Spojrzałem na niego z
niechęcią. Nigdy nie lubiłem, jak ktoś przerywał mi drzemkę. Zwłaszcza że tępy
ból wręcz rozsadzał mi czaszkę. Poprawiłem na nosie okulary i zerknąłem na
zadanie. Było takie… dziwne.
Z westchnieniem
podszedłem do tablicy i zacząłem coś pisać bez składu i ładu, nie bardzo
wiedząc, co robię ani co powinienem zrobić.
- Linn, napisałeś na
tablicy kompletne brednie. Jeśli zaraz tego nie poprawisz, dostaniesz specjalne
zadanie domowe.
Skrzywiłem się i
spojrzałem na tablicę. Zmazałem wszystko, co tam napisałem i jeszcze raz
przeanalizowałem treść zadania. Od wgapiania się w literki jeszcze bardziej rozbolał
mnie łeb.
- Chyba nie wiem…
- Powinieneś –
stwierdził surowo. – Pomyśl trochę. Nie wierzę, że w dwa tygodnie wiatr wywiał
ci z głowy wszystkie informacje, które próbowałem ci tam wbić od początku roku.
Jęknąłem w duchu,
spuszczając lekko głowę i jeszcze raz myśląc nad zadaniem. Zacząłem coś pisać,
zerkając niepewnie na chemika, jakby szukając u niego pomocy. Jego twarz była
jednak zupełnie nieprzenikniona.
- Nie wiem, proszę
pana – mruknąłem. Pomasowałem skronie. Cholerny ból głowy!
- Dobrze się czujesz?
– spytał, unosząc lekko brwi. Skinąłem mu niemrawo.
- Zostań po lekcji –
powiedział.
- Dobrze, proszę pana.
Usiadłem w ławce i…
poszedłem dalej spać.
Po lekcji poszedłem
posłusznie do Seby. Gdy już wszyscy wyszli i zamknęli drzwi klasy, chemik
spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Dobrze się czujesz?
– spytał ponownie.
- Trochę boli mnie
głowa, ale to nic wielkiego – odparłem. Nie chciałem go martwić. Już było
widać, że jest zaniepokojony.
Sięgnął do
prostokątnej torby, w której taszczył wszystkie nasze sprawdziany i wyciągnął z
niej tabletki. Podał mi je i podsunął swój kubek z kawą.
- Proszę.
Uśmiechnąłem się
lekko.
- Myślałem, że
nauczyciele nie mogą dawać uczniom żadnych leków.
- Musisz przyznać, że
myślenie ci dzisiaj zbytnio nie idzie.
Połknąłem tabletkę,
zapijając ją jego kawę.
- Robin?
Odstawiłem kubek i
obejrzałem się. W drzwiach stał Phil i był czymś wyraźnie zaskoczony.
- Chciałeś czegoś,
Brown? – spytał chłodno Seba.
Phil go zignorował.
- Idziesz?
Skinąłem mu głową.
- Dziękuję za pomoc,
proszę pana. Przekażę wszystko swojemu opiekunowi – wymyśliłem na poczekaniu i
razem z Philem wyszliśmy z klasy.
- O co chodziło? –
zaciekawił się blondyn.
- Se… Uhm, źle się
poczułem i to już właściwie nie pierwszy raz – skłamałem. – Chemik chce, żeby
wreszcie powiedział o tym swojemu opiekunowi. Wiesz, żebym poszedł do lekarza,
bo nigdy nie wiadomo, czy to coś poważnego czy nie.
- Mam nadzieję, że
nie…
- Ja też. Chodźmy na
szlugę…
Kiedy już po lekcjach
próbowałem przemknąć się jakoś do samochodu Sebastiana, zobaczyłem Phila
wychodzącego ze szkoły tylnym wyjściem. Był daleko, ale z pewnością mnie
rozpoznał. Spojrzał na mnie przelotnie, a potem pomachał mi i poszedł przed
siebie. Odczekałem chwilę, aż zniknął za bramą, po czym przeszedłem przez bramę
na parking i wsiadłem do samochodu. Seba już na mnie czekał.
- Co tak długo? –
zapytał.
Wywróciłem oczami.
- Ojej, spóźniłem się
całe dwie minuty – odparłem ironicznie.
- Zapnij pas –
odpowiedział tylko, odpalając samochód. – Już ci lepiej?
Gdy wyjeżdżał z terenu
szkoły, rozejrzałem się trochę nerwowo w poszukiwaniu Phila, ale nigdzie go nie
widziałem. Odetchnąłem z ulgą. Wolałem się nie tłumaczyć z tego, dlaczego
jeżdżę samochodem akurat z chemikiem. Jak na razie nikt nie podejrzewał, że
mieszkamy razem. Seba zachowywał się w stosunku do mnie tak samo jak wcześniej,
więc nie było powodów, żeby ktoś coś podejrzewał. Mimo wszystko byłem pewien,
że musimy być ostrożni. Mi to właściwie nie robiło aż takiej różnicy, ale dla
niego na pewno miało wielkie znaczenie. Nie chciałem, żeby przeze mnie miał
kłopoty w pracy.
- Halo, ziemia do
Robina!
Podskoczyłem i
spojrzałem na niego trochę nieprzytomnie.
- Co?
- Pytałem, czy już ci
lepiej?
- Mm… Tak. Przeszło mi
jak zjadłem tabletkę.
- To dobrze.
Zdjąłem okulary i
przetarłem je o koszulkę, zastanawiając się, co ugotować na obiad. Z każdym
dniem Seba robił się coraz bardziej wybredny. Niby jadł jak zawsze, ale
proponował na obiad coraz bardziej wyszukane i zróżnicowane dania. Może coś
włoskiego… A może chińszczyzna? Co powiesz na kuchnię żabojadów? A może pierogi
ruskie? A bigos polski robiłeś kiedyś…?
Nie, nie robiłem, ale
nigdy mu tego nie powiedziałem. Po prostu wchodziłem na Internet, ściągałem
przepis i starałem się zrobić coś, co ma ręce i nogi. Zazwyczaj mi wychodziło,
a jeśli nie, Sebastian nawet się zbytnio nie gniewał. No, może poza tym jednym
razem, kiedy kuchenka stanęła w płomieniach… Ale to był tylko raz, kiedy mi już
totalnie nic nie wyszło, a on się wściekł, że chciałem pozbawić nas dachu nad
głową. Nabijał się, że mieszkalibyśmy na ulicy Podmostowej, w szóstym kartonie
od lewej. Tak, nawet on ma poczucie humoru.
- Co mam zrobić na
obiad? – spytałem, przeciągając się na siedzeniu.
- Może zamówimy pizzę?
Nie czułeś się dzisiaj zbyt dobrze…
Uniosłem brwi ze
zdziwienia.
- To aż takie ważne?
Chyba sam się zdziwił
tym, co powiedział, bo zacisnął usta i ZA BARDZO skupił się na parkowaniu. Gdy
wyłączył auto i wyciągnął kluczyki ze stacyjki, spojrzał na mnie i mruknął.
- Może być gulasz.
Skinąłem głową,
odpiąłem pas i wysiadłem z auta. Miałem ochotę się roześmiać i za cholerę nie
wiedziałem, dlaczego.
Sebastian
To aż takie ważne,
przedrzeźniałem w myślach gówniarza, wręcz depcząc mu po piętach, kiedy szliśmy
w kierunku domu. Wstrętny bachor! Ja mu z dobroci serca proponuję, że zamówię
pizzę, bo widziałem, że w szkole naprawdę źle się czuł i nie chciałem, żeby się
zbytnio przemęczał, a on mi tu z takim tekstem! Już nawet nie można się
zaniepokoić tym, że coś jest nie tak? Czy to źle, że chciałem go trochę
odciążyć? Źle się czuł, chyba miałem prawo wyrazić swoją troskę o jego zdrowie,
co?!
To aż takie ważne, po
raz kolejny powtórzyłem ironicznie w myślach. Cholerny, mały…
Najśmieszniejsze było
to, że nie wiedziałem, czy ważne. Właściwie gdy się nad tym głębiej zastanowić,
nigdy mnie zbytnio takie rzeczy nie obchodziły. W końcu jeśli kogoś bolała
głowa, dałem mu tabletkę, a skoro potem nie bolała, to po co się nad nim
litować, prawda? Było, minęło i już. Jednak Robin…
Robin z jakiegoś
powodu był inny. Niechęć już dawno
zastąpiło inne, cieplejsze uczucie. Była to najzwyklejsza sympatia do tego
dzieciaka. Polubiłem go, a to rzadko mi się zdarza. Było w nim coś, co
przyciągało mnie jak magnes i nie był to tylko dobry seks. Po raz pierwszy,
odkąd skończyłem studia, dzieliłem mieszkanie z kimś innym, w dodatku z osobą,
z którą uprawiałem seks. Oczywiście, umówiliśmy się, że to tylko seks, ale nie
byłem głupi – w przypadku wspólnego mieszkania między partnerami zawsze rodzą
się jakieś cieplejsze uczucia jak sympatia, szacunek czy przywiązanie. To
naturalne. Nienaturalne było jednak to, że z taką łatwością mi to przyszło.
I chyba tak, to było
ważne. Obchodziło mnie, czy z Robinem jest wszystko w porządku i jeśli coś mu
dolegało, chciałem o tym wiedzieć. To ze mną mieszkał, to ja się nim
opiekowałem, więc to mi powinien mówić takie rzeczy. Można więc sobie
wyobrazić, że kiedy zadał mi to z pozoru niewinne pytanie, byłem wściekły.
Bo się pojawiło.
Bo miał rację.
Bo… Na pewno coś
jeszcze, ale…
Nie wiedziałem co.
***
UWAGA!
Jest coś, z czym muszę się do Was zwrócić. Zależy mi na tym, żeby jak najwięcej osób wyraziło swoją opinię na ten temat, nawet jeśli będą to same anonimy.
Pamiętacie pewnie, że po zakończeniu "Odkryć siebie" wspomniałam o dodatku w postaci historii Joe i Colina bądź Theo i Roba. I tak się składa, że zaczęłam pisać historię Joe i Colina. Jest tylko jedno "ale". CHCIAŁABYM TO WYSTAWIĆ NA WYDAJE.PL JAKO E-BOOK, ZA KTÓREGO TRZEBA BY ZAPŁACIĆ.
I tu mam pytanie do Was, bo w końcu dla Was to piszę. Szczerze powiedziawszy, trochę mi głupio tak zrobić, że dodatek do jednego opowiadania wystawić za pieniądze, ale zasięgnęłam opinii mądrzejszych od siebie i tamci mówią zgodnie "Life is brutal. Jeśli ktoś będzie chciał, to kupi, a jeśli nie - to nie". No i jaka jest Wasza opinia na ten temat? Wiem, że pewnie wszyscy chcieliby to przeczytać na blogu, ja jednak chciałabym wydać to opowiadanie w takiej formie. Cena e-booka nie byłaby większa niż 6 złotych i wydaje mi się, że to raczej symboliczna kwota.
Co Wy na to? No i czy ktoś byłby zainteresowany tym opowiadaniem? Bardzo zależy mi na poznaniu Waszego zdania na ten temat. W przypadku wystawienia tego jako odpłatny tekst, fragment będzie do pobrania, żebyście mogli przeczytać i się przekonać, czy nie chcę Wam wcisnąć jakiegoś gówna.
Nie przedłużając więcej - pozdrawiam i miłego weekendu!
Kocham wszystkie twoje opowiadania. Uwielbiam twój styl pisania i wymyślone historie. Bardzo chętnie przeczytałabym nowe opowiadanie, ale ja niestety nie zapłacę za e-booka. Przykro mi. Może kiedyś będę miała możliwość przeczytania historii Joe i Colina.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Rozdział jak zawsze super!
OdpowiedzUsuńA co do e-booka to chętnie bym czytała, ale niestety nie poczytam skoro trzeba będzie płacić, ale to już Twoja decyzja.
Pozdrawiam i weny życzę! <3
Nie mam nic przeciwko. Kwota 6 zł. nie jest duża i myślę, że większość się ze mną zgodzi. Co do dzisiejszej notki, była boska i co tu dużo mówić uwielbiam Granice. Czekam z niecierpliwością do soboty. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOdcinek dobry. Jak każdy. Nie komentuję, wybacz. Ale wiedz, że czytam to opowiadanie. Jedyne, jakie czytam w internecie.
OdpowiedzUsuńA co to sprawy z e-bookiem, ja raczej nie zapłaciłabym.
Ze mną jest tak, ze nie mam konta w banku i przelewy robię na poczcie xD Jeśli będzie opcja zrobienia zwykłego przelewu na poczcie bez żadnego cudowania, to ja jestem skłonna kupić sobie tego e-booka xD
OdpowiedzUsuńA jak nie będzie opcji zrobienia tego przez ten portal, to wyślę ci kasę prosto na konto, a e-booka poproszę na maila xD
To mój pierwszy komentarz i wiedz, że przeczytałam wszystkie twoje opowiadania i kocham, jednak e-booka(mimo, że bym przeczytała, a jakże) to ja też raczej nie kupię, ale mam nadzieję, że wiele innych osób kupi.
OdpowiedzUsuńMam podobny problem jak unda ale może poprosze znajomego i potem oddam mu kase. Jestem bardzo zainteresowana e- bookiem więc napewno coś wymyśle. Bardzo lubie twoje opowiadania i czekam na karzdy rozdział z niecierpliwością. Sara16
OdpowiedzUsuńOdcinek świetny. :D Nie wiem, co mógłbym tutaj jeszcze napisać, bo mam totalną pustkę w głowie. Ech.
OdpowiedzUsuńCo do e-booka, to ja niestety go nie kupię, gdyż nawet nie czytałem tego opowiadania. xD
No cóż, weny życzę. ^^
Pozdrawiam,
Illusion.
Nie, nie będę płacić, za coś co powinno być za darmo;) Owszem, lubię Twoje opowiadanie, ale nie mam zamiaru płacić za coś, co powinno być za darmo. Rzeczy w internecie powinny być darmowe i tyle. Jak chcesz dostawać pieniądze, to wydaj książkę i tyle;)
OdpowiedzUsuńWielu autorów wydaje ebooki za które trzeba płacić i jakoś ludzie je czytają i kupują. Wydanie książki to wielki koszt, a może warto dać szansę innym zarobić. Te 5/6 zł to niewiele. Jedna paczka chipsów mniej.
UsuńMożliwe, ale nie wiem czy zauważyłaś, czy nie, ale to raczej nie jest jakaś wybitna literatura i nie powinno się za to płacić;) Moim zdaniem to bezsensu i tyle.
UsuńZacznijmy od tego, że rzeczy w internecie wcale nie powinny być darmowe, bo i takie nie są. Dlaczego by miały? To czy coś jest darmowe zależy tylko od autorów.
UsuńPo drugie, za niewybitną literaturę się płaci. Niestety. Możesz mi wierzyć na słowo, są powieści, które nie zasługują na takie miano, a zdobyć można je tylko poprzez kupno.
Może w przypadku, gdyby było to całkowicie nowe opowiadanie, a nie dodatek do innego... A tak, po prostu szkoda kasy. O, albo mogłabyś najpierw napisać całe opowiadanie, wstawić na ten portal jako e-booka, na blog wrzucić jeden lub dwa rozdziały i kolejne powiedzmy raz na dwa miesiące. Zakład, że wiele osób kupiłoby e-booka, bo zwyczajnie nie mogłoby się doczekać zakończenia?
OdpowiedzUsuńA, na przyszłość radziłabym tego typu rzeczy wrzucać w osobnym poście. Na dziesięć komentarzy tylko jeden dotyczy rozdziału, a to trochę mało.
A jak już jesteśmy przy rozdziale... Coś czuję, że lada szelest Phil nieźle namiesza. W końcu nie jest aż tak głupi, by nie zauważyć, że Robin pił z kubka nauczyciela...
Ariana
Osobiście uważam, że nie ma sensu kombinować z tą opłatą.
OdpowiedzUsuńJestem Twoją stałą czytelniczką, choć jeszcze mnie tu nie widziałaś (ponieważ do komentowania czegokolwiek wróciłam dopiero jakiś czas temu, a zamierzam napisać solidną opinię o wszystkich Twoich opowiadaniach).
Historia Joe i Colina interesowała mnie od samego początku i bardzo chciałabym ją przeczytać, ALE:
1) rozumiem, że 6 zł to nie jest dużo, jednak dla mnie już za dużo. Staram się w miarę oszczędzać, ponieważ nie mam nieograniczonych środków i te, które posiadam wydaję na książki. Każda jest droga, a więc nawet te 6 zł robi różnicę, kiedy wiem, że muszę jakąś kupić.
2) odniosę się do komentarza odnośnie ebooków, na których autorzy zarabiają - sprawa wygląda zupełnie inaczej. Wiele wydawnictw albo w ogóle nie wydaje ebooków, ale robi to rzadko, ponieważ ta inwestycja się nie opłaca. Ani dla wydawcy, ani dla autora. Po pierwsze, ludzie wciąż wolą w większości wydania papierowe, a po drugie, do sieci i tak najczęściej trafiają pirackie wersje, które można ściągnąć, więc po co za nie płacić? Tak myśli wiele osób.
3) sama piszę opowiadania i publikuję je w internecie. I to od bardzo dawna. Ale nigdy nie myślałam, żeby na nich zarabiać. Owszem, planuję wydać coś w formie książki i wtedy sytuacja jest inna, ale wiem, że jeśli wstawiłabym opowiadanie na jakiś portal za opłatą, to niewiele osób by je przeczytało. Opowiadania pisane w internecie są raczej swego rodzaju promocją, wypromowaniem siebie i swojego stylu. Później można próbować z wydaniem książki (którą zresztą, Twojego autorstwa, pewnie bym kupiła), ale na fanfickach nie zarobisz nigdy. Tak samo jest z tymi opowiadaniami. Owszem, lubię je i podoba mi się jak piszesz, ale nie przyniosłyby Ci zysków. Dlatego, że to, co ma znaleźć się na papierze, trzeba napisać inaczej.
I dlatego właśnie nie jestem za wstawianiem tego opowiadania w formie ebooka, ale pomysł Ariany jest całkiem dobry. Jestem pewna, że gdybyś wstawiła tego ebooka za opłatą, ale jednocześnie opublikowała jakiś fragment (te dwa, trzy rozdziały) na blogu, a potem resztę dodawała na przykład co te dwa miesiące (a więc z dość długimi przerwami, jednak nie za długimi), to wiele osób by zapłaciło z niecierpliwości. Jednocześnie czytelnicy, którzy nie wybraliby zapłacenia, również mogliby przeczytać tę historię :).
Pozdrawiam,
Himitsu
Hej, właściwie to nikt nie zauważył, że jedynie "chciałabym" to wystawić w takiej formie. Osobiście to zgadzam się niemal z Wami wszystkimi, poza tym, że wszystko w internecie powinno być za darmo. Cena 6 zł to maks, jeśli już bym się na tego e-booka uparła. Tak naprawdę myślałam o 3,90 zł czy coś, ale nieważne. To jedynie dodatek, więc właściwie pytam o to tak orientacyjnie, żeby wiedzieć, na czym stoję.
UsuńMiałam to dopiero napisać oficjalnie po zamknięciu ankiety, ale HISTORIA JOE I COLINA PT. "POSKROMIĆ ZŁOŚNIKA" POJAWI SIĘ NA BLOGU PO ZAKOŃCZENIU GRANIC:). Mam nadzieję, że wszyscy są szczęśliwi;). No, chyba że będziecie słabo komentować, to wtedy pierwsze rozdziały posłużą jedynie jako promocja całości.
Pomysł Ariany... Cóż, raczej skorzystam, ale do tego jeszcze daleka droga. Wbrew pozorom, te opowiadania zajmują mi masę czasu i same się nie piszą.
Mam do Ciebie jedno pytanie. Piszesz, że to, co ma znaleźć się na papierze, trzeba napisać inaczej. Jeśli mogłabyś napisać, co konkretnie masz na myśli, byłabym bardzo wdzięczna. W końcu po to założyłam tego bloga, żeby szkolić swój warsztat, a nie stać w miejscu.
Pozdrawiam!
W myślach Himitsu nie czytam, ale podejrzewam, że może jej chodzić o Ewę Białołęcką i jej opowiadanie "Róża Selerbergu", które jest przeróbką jej fan fiction "Róża Gryffindoru". Znajdziesz jej profil i link do opowiadania na fanfiction kropka net.
UsuńAriana
Po pierwsze, jestem niezmiernie szczęśliwa, że opowiadanie pojawi się na blogu po "Granicach" (które, nota bene, są - według mnie - Twoim najmocniejszym dziełem i naprawdę czekam na nowe rozdziały z wielką niecierpliwością. Jednak brakuje mi tej nowej notki w poniedziałki), choć doszłam do wniosku, że za e-booka również bym zapłaciła. Nie potrafiłabym wytrzymać ;).
UsuńPo drugie, Ariano, prawdę mówiąc pierwsze słyszę o tej historii, choć namiętnie zaczytuję się w fanfickach o Harrym Potterze, a nazwisko autorki wydaje się znajome. To z kolei inna sprawa i fakt - osobiście uważam, że wydawanie fanficków jest raczej trudne. Nie mam nic przeciwko takim do książek, filmów czy innych dzieł, ale ukazanie się na papierze historii o kimś realnym (jak na przykład o TH), jest dla mnie przesadą. I dalej będę tak twierdzić, nawet, jeśli Ninie Reichter z jej "Ostatnią spowiedzią" się udało.
Natomiast, miałam na myśli kilka rzeczy. Na początek, to zależy od formy, jaką chciałabyś przybrać. Jeśli powieść, to żadne z tych opowiadań (pomimo długości) na takową się nie nadaję. Nie dlatego, że są złe, ale ponieważ trzeba by było nanieść sporo poprawek. Między innymi, dodać więcej odpisów, pewnie usunąć niektóre elementy, coś pozmieniać... Po prostu to wymagałoby pracy. I dlatego mówię o "napisaniu tego inaczej" :).
Jednakże, same historie są bardzo dobre i osobiście bardzo chętnie przeczytałabym je w wersji papierowej ("Granice" na przykład). Z tym jednak prawdopodobnie było wiele kłopotu przez sam temat.
W każdym razie, dziękuję Ci za to, że piszesz, bo Twój blog jest jednym z nielicznych, które pozostają wśród moich odwiedzanych i które czytam regularnie.
Pozdrawiam,
Himitsu
Pewnie, że to było ważne! Przecież Sebastianowi zależy na Robinie, tylko nie chce tego jeszcze przyznać sam przed sobą. Ale spokojnie, nikt się nigdzie nie spieszy, poczekamy na to, aż to zrozumie :D A Phil niech spada! O!
OdpowiedzUsuńChciałam zapytać, czy z Granic zrobisz ebooka tak jak z np. Odkryć siebie i dasz do pobrania?
OdpowiedzUsuńChcę przeczytać to jako całość i wtedy napiszę co sądzę na temat opowiadania. ^^