sobota, 6 lipca 2013

6.Twarzą w twarz



O tym, że Bill miał wypadek, dowiedział się dzięki kamerze, którą zamontował w jego pokoju. Gdy po przyjściu do domu coś go tknęło, żeby tam zajrzeć, zignorował to uczucie. Zjadł spokojnie obiad i pograł trochę na gitarze, zanim wreszcie uległ i postanowił zerknąć na pokój Billa.
Czarny akurat wchodził do środka, kompletnie skrzywiony. Opierał się o starszego od siebie mężczyznę. Na jednej nodze miał gips aż po kolano, a jego ciuchy były w strasznym stanie. Zapewne rozcinali mu je, żeby założyć mu gips. Mężczyzna posadził go na łóżku, a potem nożyczkami pociął resztę spodni. Nie było szans, żeby jakoś je przeciągnąć przez gips. Przez chwilę ze sobą rozmawiali, ale Tom myślał jedynie gorączkowo o tym, co też Billowi mogło się stać. Znowu przypomniał sobie zdarzenie jeszcze w szkole i kompletnie nic z tego nie rozumiał.
W nocy śnił mu się koszmar. Znowu. Widział przy sobie małe niemowlę. Płakał głośno i to dziecko też. Czuł, że stanie się coś złego. Jego malutka rączka zaciskała się na równie drobnej piąstce drugiego dziecka. Ktoś próbował ich uspokoić, ale nie był w stanie utulić tego żalu.

A potem dziecko zniknęło. Tom słyszał jego oddalający się płacz, aż wreszcie został tylko on sam, ze swoim żalem. Czuł, jakby ktoś wyrwał mu serce.

Rano w szkole czekał niecierpliwie przed wejściem, mając nadzieję, że Bill się pojawi. W sumie wątpił w to, bo kiedy wychodził z domu, zobaczył, że Czarny dalej śpi. Po swoim koszmarze nie potrafił już zasnąć i spędził czas na graniu w jakieś gry na komputerze. Od czasu do czasu obserwował Billa. Nie wiedział, dlaczego to robi. W końcu nie przepadał za tym… Nie, nie pedałkiem. Nie miał nic do gejów. Zwyczajnie ten chłopak działał mu na nerwy i już. Czuł jednak w stosunku do niego coś… dziwnego. Zupełnie jakby musiał zadbać, żeby temu idiocie się nic nie stało. Nie miał pojęcia, skąd to się bierze. W końcu Bill nie potrzebował ochrony, a już na pewno nie jego. A jednak gdzieś tam w podświadomości tkwiło w nim to jak cierń pod skórą.
Czarny nie przyszedł. Tom nie był z tego powodu zachwycony.
Na przerwie znalazł Gustava. Chłopak siedział samotnie pod biblioteką, wciśnięty w róg tak, że niemal nie było go widać. Niemal, bo był to raczej… pulchny osobnik, taki misio i tak naprawdę ciężko go było przeoczyć.
– Hej – zagadał Dredziarz. – Uczysz się?
– Powiedzmy – odparł chłopak z lekkim uśmiechem. Gdy spojrzał na Toma, zmarszczył brwi. – Coś nie tak?
– Czemu pytasz? – zdziwił się Kaulitz.
– Wyglądasz na zmartwionego. Powinieneś iść do lekarza.
Dredziarz zaśmiał się.
– Jestem zdrowy. Serio. To było coś… dziwnego.
– Dziwnego?
– Nie potrafię ci tego wyjaśnić. Jak to rozgryzę, dam ci znać. Czemu siedzisz tu sam?
Gustav wzruszył ramionami.
– Powiedzmy, że nie jestem zbyt dobry w nawiązywaniu kontaktów. Chyba się do tego nie nadaję.
– No, co ty? Nie kumplujesz się tu z nikim?
Chłopak chrząknął. Zrobiło mu się wyraźnie głupio przed Tomem, w końcu Kaulitz był znany i każdy chciał się z nim zaprzyjaźnić. Gustav nie rozumiał, dlaczego Tom zwrócił uwagę akurat na niego.
– Dobrze mi tak, jak jest – odparł wreszcie.
Nie wyglądał na takiego. Tom zrozumiał, że Gustav jest samotny w tej szkole. Nie chciał go za bardzo wypytywać, w końcu dopiero co go poznał, ale polubił tego chłopaka.
– Nikomu nie jest tak dobrze – rzucił. – Co powiesz na pizzę po szkole? Dawno już nie jadłem żadnego fast–fooda. Ja stawiam!
– Nie musisz.
– Daj spokój. Nie daj się prosić. Nie ma dzisiaj Billa w szkole… i nudzi mi się. Zawsze się z nim trochę pokłóciłem, pobiłem i w ogóle, a teraz nie przyszedł i nie mam co ze sobą zrobić.
Gustav zaśmiał się.
– Nie słyszałeś, że kto się czubi, ten się lubi?
– Weź to wypluj.
Przy Gustavie Tom trochę wyluzował. Poszli do pizzerii, gdzie… siedział Hagen.
Czytał jakąś książkę i był sam. Tom pomyślał, że to straszne siedzieć w miejscu publicznym i nie mieć do kogo się odezwać, więc chwycił Gustava za rękaw i pociągnął go do boksu, w którym siedział już Hagen. Gdy chłopak zobaczył, kto się do niego dosiada, skrzywił się.
– Cześć – powiedział Tom, ignorując jego minę. – Nie obrazisz się, jak się przysiądziemy?
– Obrażę – burknął Hagen.
Gustav uśmiechnął się przepraszająco.
– Co zamówiłeś? – spytał Dredziarz. – Mam ochotę na pizzę. Hmm, a może coś innego. Co ty na to, Gustav?
– Pizza jest ok.
– Tylko że ja jem wegetariańską, więc będziesz musiał wcisnąć całą swoją – powiedział jakby przepraszająco Tom.
– Zdziwiłbym się, gdyby jej nie wcisnął – mruknął Georg.
Dredziarz kopnął go pod stołem.
Na początku kolorowo nie było. Tom starał się jakoś nawiązać konwersację, ale nie mógł wciągnąć w rozmowę ani jednego, ani drugiego. Gustav był chyba onieśmielony sposobem bycia Hagena, a Hagen zwyczajnie nie miał humoru. Jak zawsze. Dopiero kiedy Gustav odpowiedział coś wybitnie głupiego na jakąś zaczepkę Toma, Georg zaczął się śmiać.
– Ucisz go – powiedział. – Chciałbym to doczytać do końca.
– W pizzerii się je, a nie czyta – odszczeknął się Kaulitz. – Co ci się stało w rękę?
Hagen miał obandażowaną dłoń i ciekawiło to Toma od samego początku, ale nie chciał być nachalny. Teraz, kiedy byli w połowie pochłaniania swojego dzisiejszego obiadu, Hagen nie wyglądał tak buntowniczo. Musiał być naprawdę głodny.
– Struna od basu mi pękła – mruknął niechętnie.
– Grasz na basie?! – spytali jednocześnie zdziwieni Tom i Gustav.
Hagen uniósł brwi.
– Coś nie tak?
– Gram na perkusji.
– Gram na gitarze.
Gustav i Tom spojrzeli na siebie ze zdziwieniem, a potem obaj odwrócili się w stronę Georga. Przez chwilę panowała cisza, a potem parsknęli śmiechem.
– To chyba jakiś żart.
– Ej, nieźle.
– Chyba mamy wspólny temat!
I faktycznie mieli. Przez dwie godziny gadali rodzajach muzyki, jaką preferują i okazało się również, że każdy z nich niezwykle poważnie traktuje muzykę i gra od wielu lat. Poznali się trochę lepiej, pokłócili o to, który zespół gra najlepszą muzykę i rozstali się w całkiem pokojowych stosunkach. Dopiero kiedy Tom wszedł do swojego pokoju i usiadł na łóżku, z westchnieniem wrócił myślą do Billa.
Co on miał z nim zrobić?
Zajrzał na kamerkę. Bill akurat wychodził z łazienki, kuśtykając. Wyglądał na bardzo zmęczonego, miał na sobie jedynie kolorowy szlafrok przewiązany w biodrach. Połknął jakieś tabletki, a potem położył się na łóżku i chyba znowu chciał iść spać.

Bill był okropnie skołowany po wypadku, ale już w poniedziałek poszedł z powrotem do szkoły. Wszyscy się na niego gapili jakby chłopak ze złamaną nogą był jakimś zombie, które można obserwować jak małpę w zoo.
Okropnie go to drażniło.
– Rety, Bill! Co ci się stało?!
Czarny odetchnął z ulgą, gdy przy jego boku pojawił się Alan.
– Hej. Miałem mały wypadek.
– Widzę właśnie. Masz poobijaną całą twarz. Daj mi plecak, pomogę ci.
– Dam sobie…
– Nawet nie marudź. Pewnie idąc o kulach i tak jest ci niewygodnie.
Bill oddał koledze plecak i powoli poszli pod klasę, w której mieli mieć pierwszą lekcję. Jakoś tak nie przeoczył momentu, w którym do szkoły wszedł Tom. Zdziwił się, kiedy zauważył obok niego złodzieja źle napisanych kartkówek. Obaj rozmawiali o czymś, Tom z wyraźnym entuzjazmem, złodziej kartkówek z lekkim uśmiechem. Bill widział dziwne spojrzenia ludzi wokół, zupełnie jakby towarzystwo Gustava było kompletnie niepożądane.
Starszy chłopak pożegnał się i wszedł po schodach na górę, a Dredziarz rzucił plecak pod ścianę i usiadł na parapecie całkiem blisko Billa. Czarny był zaskoczony tym, że Tom nie docina mu z powodu pobijanej twarzy i nogi w gipsie, ale z drugiej strony, czy czyjaś krzywda była powodem do nabijania się? Nawet jeśli niezbyt się lubili, on sam nie byłby w stanie się cieszyć, gdyby to Dredziarz miał wypadek. Po prostu… nie.
W klasie znowu Bobby kopał w jego krzesełko. Mimo że on i Tom w ogóle ze sobą już nie spędzali czasu, chłopak wyraźnie cieszył się z denerwowania Czarnego. Alan tym razem nie wkroczył, bo nie zdążył – Tom z całej siły uszczypnął kolegę z ławki w udo i wystosował do niego taki liścik, że Bobby nie odważył się nawet nogą dotknąć krzesełka Billa.
To było BARDZO dziwne.
Jeszcze dziwniejsze było to, że dyrektor kazał mu zostać dwie godziny w kozie za… spóźnienie się na lekcję.

– To jakiś żart? – spytał Hagen, kiedy zobaczył obok siebie dwóch Kaulitzów.
– Co znowu przeskrobałeś? – spytał Tom zaciekawiony.
Georg westchnął ciężko.
– No, właśnie nic – mruknął. – Spytałem tylko grzecznie starego, dlaczego nie zrobił obiadu i przez przypadek usłyszało to kilka niepożądanych osób. Dzieciaki zaczęły się nabijać, że facet ma w domu babę i sam gotuje, z jakiegoś powodu podkopało to jego autorytet i dostało się mnie. A wy?
– Spóźniłem się na lekcję – wymamrotał Bill niechętnie.
Tom podrapał się po głowie.
– Twój stary powiedział, że mam dotrzymać Billowi towarzystwa, żeby nie czuł się samotny.
– To kpina jakaś – marudził Bill. – Czy twój stary nie widzi, że jestem cały połamany? Wszystko mnie boli jak cholera, a on mnie zamknął w kozie! No, serio, to chyba lekka przesada. Mógł mi kazać to odsiedzieć jak już dojdę do siebie.
– Chyba miał dzisiaj kiepski dzień.
– Co ci się właściwie stało? – spytał Georg, patrząc na gips Czarnego.
– Miałem wypadek samochodowy – przyznał. – Kierowca wciąż leży w szpitalu, ale ponoć wyliże się z tego. Ja miałem trochę więcej szczęścia.
– Chłopcy, idę sobie zrobić kawę – rzuciła nauczycielka. – Postarajcie się nie zdemolować całego gabinetu, ok?
– O niczym innym nie marzę – burknął Dredziarz, kiedy kobieta już wyszła. – Tylko Gustava tu brakuje! Właśnie, pomóż mu z tą przeklętą matmą. Ponoć jesteś całkiem dobry.
– Odpierdol się.
– Bez wulgaryzmów proszę.
– Jak nie dociera do ciebie za pierwszym, dziesiątym ani setnym razem, może po „odpierdol się” wreszcie dotrze – warknął Hagen z irytacją. Położył się na ławce z wyraźnym zamiarem zaśnięcia.
– Myślałem żeby się umówić na jakieś granie. Wiesz, on na perkusji, a na gitarze, ty na basie… Mogłoby być fajnie.
– Umiesz grać na gitarze? – spytał powątpiewająco Bill.
Dredziarz parsknął urażony.
– Oczywiście. To takie dziwne?
– Jakoś mi nie wyglądasz na kogoś takiego.
– Żartujesz? Jak niby ktoś taki wygląda?
– Jak człowiek.
– Zaraz cię strzelę i zapomnę, że chwilowo jesteś kaleką.
– Udowodnij – powiedział Bill wyzywająco.
– Co mam udowodnić?
– Że umiesz grać?
– Niby jak?
– A jak myślisz?
– Nie wiem, może mnie oświecisz?
– Jak jesteś taki mądry, to może sam się domyśl.
– Rety, wy na pewno nie jesteście rodziną? – wtrącił Hagen, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Zaraz obok jest sala muzyczna. Mają kilka gitar. Możesz wziąć jedną i coś zagrać, nie wiem, co za problem. Może się wtedy wreszcie obaj zamkniecie.
Tom i Bill jednocześnie pokazali mu środkowy palec, co znowu wyglądało dość komicznie w ich wykonaniu. A potem jeszcze krzyknęli jednocześnie.
– Nie małpuj mnie!
– Mam wrażenie, jakby ktoś jedną niezwykle uciążliwą osobę sklonował i za jakieś grzechy, nie mam pojęcia jakie, pokarał mnie aż wami dwoma. Idź po tę cholerną gitarę i dajcie wreszcie odpocząć moim uszom!
Tom skrzywił się, ale wstał i wyszedł z klasy. Wrócił po chwili z gitarą akustyczną, którą dostroił twierdząc, że dźwięki nie są czyste. Bill, ku swemu wielkiemu niezadowoleniu, musiał się z nim zgodzić.
– Życzysz sobie coś konkretnego? – zapytał.
– Metallica.
Dredziarz zmarszczył czoło i zaczął grać „Nothing else matters”.
I robił to idealnie. Gdy skończył, skłonił się kpiąco.
– Teraz mi wierzysz, Kaulitz?
– Ej, nie po nazwisku! – warknął Bill, celując w niego kulą. Hagen ledwo powstrzymał śmiech, tak komicznie to wyglądało. – I, choć przyznaję to z wielkim bólem serca, to ci wierzę.
Nauczycielka wróciła do klasy i opieprzyła Dredziarza, że wziął sobie gitarę. Za karę musiał dla niej grać aż do końca kary. Gdy wreszcie mogli iść do domu, Tom z westchnieniem usiadł na schodach przed szkołą i czekał na matkę, która miała go odebrać. Usłyszał z tyłu głośne przekleństwa. Obrócił głowę i schylił się w ostatniej chwili, ledwo unikając lecącej w jego kierunku kuli.
– Hej!
– Ja pierdolę!... Będę się tak wyrażał, do cholery!... Nie, nie przestanę! Mam się tłuc taki kawał tramwajami?! Mam złamaną nogę!... A co mnie, do chuja, obchodzi, że coś ci wypadło?! Ja tu ledwo chodzę!... Tak, moja wina, bo chciałem iść do szkoły! Super!... Och, daj mi święty spokój! Sam wrócę do domu, JEŚLI przyjdzie mi na to ochota! I nie czekaj z kolacją! – Bill rozłączył się, ze złością wkładając telefon do kieszeni. – Nic, tylko jebnąć między oczy. Mógłbyś mi podać kulę?
Tom miał ochotę  na niego wrzasnąć, ale kiedy usłyszał tę rozmowę, cała złość mu przeszła. Podał Czarnemu kulę i patrzył, jak się z tym wszystkim męczy.
Jego telefon zawibrował.
– Tak?
– Cześć, kochanie. Słuchaj, nie mogę dzisiaj po ciebie przyjechać.
– CO?!
Zdecydowanie za dużo ostatnio tych zbiegów okoliczności, pomyślał, patrząc krzywo w stronę kuśtykającego Billa.
– Dobrze, mamo, wrócę sam. Pa.
– Ale…
Rozłączył się i pobiegł za Billem. Skoro i tak nikt po niego nie przyjedzie, może się ulitować nad nim i mu pomóc. Nie był w końcu bez serca.
– Czego chcesz? – zapytał Czarny.
– Masz coś do picia?
– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
– Ale ja swoim pytaniem odpowiedziałem na twoje pytanie – powiedział Dredziarz z rozbawieniem.
Bill zmarszczył czoło i westchnął. Tom miał rację.
Chłopak zatrzymał się i z trudem zdjął plecak z ramion, a potem wyciągnął picie i chciał je podać koledze, ale ten wyrwał mu cały plecak, omal go nie przewracając.
– Co ty robisz?! – warknął Czarny.
Tom uśmiechnął się szeroko.
– Pomagam ci. Mama nie może po mnie przyjechać – wyjaśnił – więc pojadę z tobą tramwajem.
Bill prychnął, ale był już wyraźnie zmęczony i nie zaprotestował.
Szli bardzo powoli, w ciszy. Tom poczuł irytację na myśl, że nikt po Billa nie przyjechał. W końcu to nie była zwykła sytuacja, żeby tak po prostu go zostawić. A gdyby zasłabł gdzieś po drodze?
– Może masz ochotę coś zjeść? – spytał nagle Tom.
– Nie, nie… Chcę już iść do domu – rzekł Bill spokojnie. – Naprawdę jestem zmęczony.
– Ok, jak chcesz. W takim razie chodźmy.
W tramwaju nie było miejsca, ale Tom nachylił się do jakiegoś licealisty i powiedział mu coś na ucho, po czym nastolatek, krzywiąc się, wstał. Dredziarz wskazał miejsce Billowi.
– Nie trzeba było…
– Siadaj i nie marudź.
Bill był niezwykle blady, a na jego czoło wstąpił pot. Chyba naprawdę był tym wszystkim zmęczony.
Tom nie mógł patrzeć, jak się męczy, więc gdy wysiedli z tramwaju, zabrał mu kule i zarzucił go sobie na barana. Bill wyklinał go niemal przez całą drogę, ale wreszcie dał sobie spokój, widząc, że jego oprawca w ogóle na docinki nie reaguje.
Tom odstawił go dopiero pod domem, wręczył mu kule i uśmiechnął się lekko.
– Zostań lepiej parę dni w domu – poradził. – Przyjdź, jak poczujesz się lepiej.
Bill zmarszczył brwi.
– Uważaj, bo pomyślę, że naprawdę się troszczysz.
Dredziarz wyciągnął rękę i, ku zdumieniu Czarnego, pogłaskał go lekko po policzku. Patrzyli sobie w oczy chyba całą wieczność. Potem wymamrotał coś i odszedł, zostawiając go kompletnie zdezorientowanego pod drzwiami.


13 komentarzy:

  1. Biedny Bill : <
    Dobrze ze Tom mu pomaga , milo z jego strony .
    Ich dogryzki sa swietne hah kto sie czubi ten sie lubi xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest! Dziękuję Ci, że wstawiłaś ten rozdział, bo uwielbiam to opowiadanie!I mimo, że jest zawieszone, to wstawiasz chociaż ten jeden rozdział na miesiąc, dzięki czemu bardziej potrafię je docenić. Dziękuję! ;)
    Rozbraja mnie opiekuńczość Toma w stosunku do Billa. Kto się czubi, ten się lubi ^^ świetnie zakombinowałaś zgranie się chłopaków co do ich instrumentów. Z niecierpliwością czekam na ich dalsze losy.
    Pozdrawiam i weny życzę! ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. kurde, kocham to opo! tak mi brakowało czegoś takiego, po prostu miód!
    taki opiekuńczy Tom... mimo iż są wakacje brakowało mi czegoś co bd rozgrywać się po części w szkole, moim zdaniem takie rzeczy wychodzą ci zdecydowanie najlepiej.
    pisz więcej, :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, kto się czubi, ten się lubi, zdecydowanie :D Fajnie, że Tom pomaga Billowi, a Bill mógłby to docenić, a nie tylko warczeć. Końcówka... Mmm... Miodzio :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko... I teraz mamy czekać do sierpnia na kolejną notkę? D: Ja chcę już... XD To opowiadanie jest zarąbiste. I jest coraz ciekawiej, więc mam jednak nadzieję, że pojawi się coś szybciej... Weny. ;)

    Pozdrawiam,
    Illusion.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej... nie wierzę, że właśnie to opowiadanie jest zawieszone.. Uwielbiam je! I w końcu zbliżają sie do siebie... Szkoda, że jeden rozdział na miesiąc... Błagam, odwieś... Kocham takiego Toma.. Proszę, pisz częściej!

    ~Sinnlos

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiem, że wena potrafi być bardzo kapryśna więc nie można poganiać. Mogę jedynie życzyć Ci jej powrotu.
    Opowiadanie jest cudowne. Czekam z utęsknieniem na następny rozdział.

    Jeszcze raz, weny!
    Tracheotomie

    OdpowiedzUsuń
  8. Rany, nie wiem jak mogłaś zawiesić właśnie to opowiadanie. Jest świetne. Dlatego życzę duuużo weny! Czekam na następny odcinek !

    OdpowiedzUsuń
  9. Aaa! Wiedziałam, że tak będzie! Teraz będę czeeekać i się zastanawiać, co dalej, co dalej? :O Życzę weny, może uda Ci się je odwiesić! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. genialny odcinek, na serio. Szkoda mi biednego Billa i cieszę się że Tom mu pomaga.
    Z niecierpliwością czekam na nexta. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak możesz nam to robić, chyba twoje najlepsze opowiadanie i zawieszone :((

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiii. Super notka!
    Genialna po prostu:)
    czekam na kolejną.
    Tak więc życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny odcinek :) cieszy mnie że Tom chociaż w małym stopniu troszczy się o Bill'a :D Wierzę że niedługo coś dodasz ;) życzę ci ogromu weny co do tego opowiadania, napewno ci się przyda ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)