O tym, że Bill miał
wypadek, dowiedział się dzięki kamerze, którą zamontował w jego pokoju. Gdy po
przyjściu do domu coś go tknęło, żeby tam zajrzeć, zignorował to uczucie. Zjadł
spokojnie obiad i pograł trochę na gitarze, zanim wreszcie uległ i postanowił
zerknąć na pokój Billa.
Czarny akurat wchodził
do środka, kompletnie skrzywiony. Opierał się o starszego od siebie mężczyznę.
Na jednej nodze miał gips aż po kolano, a jego ciuchy były w strasznym stanie.
Zapewne rozcinali mu je, żeby założyć mu gips. Mężczyzna posadził go na łóżku,
a potem nożyczkami pociął resztę spodni. Nie było szans, żeby jakoś je
przeciągnąć przez gips. Przez chwilę ze sobą rozmawiali, ale Tom myślał jedynie
gorączkowo o tym, co też Billowi mogło się stać. Znowu przypomniał sobie zdarzenie
jeszcze w szkole i kompletnie nic z tego nie rozumiał.
W nocy śnił mu się
koszmar. Znowu. Widział przy sobie małe niemowlę. Płakał głośno i to dziecko
też. Czuł, że stanie się coś złego. Jego malutka rączka zaciskała się na równie
drobnej piąstce drugiego dziecka. Ktoś próbował ich uspokoić, ale nie był w
stanie utulić tego żalu.
A potem dziecko
zniknęło. Tom słyszał jego oddalający się płacz, aż wreszcie został tylko on
sam, ze swoim żalem. Czuł, jakby ktoś wyrwał mu serce.
Rano w szkole czekał
niecierpliwie przed wejściem, mając nadzieję, że Bill się pojawi. W sumie
wątpił w to, bo kiedy wychodził z domu, zobaczył, że Czarny dalej śpi. Po swoim
koszmarze nie potrafił już zasnąć i spędził czas na graniu w jakieś gry na
komputerze. Od czasu do czasu obserwował Billa. Nie wiedział, dlaczego to robi.
W końcu nie przepadał za tym… Nie, nie pedałkiem. Nie miał nic do gejów.
Zwyczajnie ten chłopak działał mu na nerwy i już. Czuł jednak w stosunku do
niego coś… dziwnego. Zupełnie jakby musiał zadbać, żeby temu idiocie się nic
nie stało. Nie miał pojęcia, skąd to się bierze. W końcu Bill nie potrzebował
ochrony, a już na pewno nie jego. A jednak gdzieś tam w podświadomości tkwiło w
nim to jak cierń pod skórą.
Czarny nie przyszedł.
Tom nie był z tego powodu zachwycony.
Na przerwie znalazł
Gustava. Chłopak siedział samotnie pod biblioteką, wciśnięty w róg tak, że
niemal nie było go widać. Niemal, bo był to raczej… pulchny osobnik, taki misio
i tak naprawdę ciężko go było przeoczyć.
– Hej – zagadał
Dredziarz. – Uczysz się?
– Powiedzmy – odparł
chłopak z lekkim uśmiechem. Gdy spojrzał na Toma, zmarszczył brwi. – Coś nie
tak?
– Czemu pytasz? –
zdziwił się Kaulitz.
– Wyglądasz na
zmartwionego. Powinieneś iść do lekarza.
Dredziarz zaśmiał się.
– Jestem zdrowy.
Serio. To było coś… dziwnego.
– Dziwnego?
– Nie potrafię ci tego
wyjaśnić. Jak to rozgryzę, dam ci znać. Czemu siedzisz tu sam?
Gustav wzruszył
ramionami.
– Powiedzmy, że nie jestem
zbyt dobry w nawiązywaniu kontaktów. Chyba się do tego nie nadaję.
– No, co ty? Nie
kumplujesz się tu z nikim?
Chłopak chrząknął.
Zrobiło mu się wyraźnie głupio przed Tomem, w końcu Kaulitz był znany i każdy
chciał się z nim zaprzyjaźnić. Gustav nie rozumiał, dlaczego Tom zwrócił uwagę
akurat na niego.
– Dobrze mi tak, jak
jest – odparł wreszcie.
Nie wyglądał na
takiego. Tom zrozumiał, że Gustav jest samotny w tej szkole. Nie chciał go za
bardzo wypytywać, w końcu dopiero co go poznał, ale polubił tego chłopaka.
– Nikomu nie jest tak
dobrze – rzucił. – Co powiesz na pizzę po szkole? Dawno już nie jadłem żadnego
fast–fooda. Ja stawiam!
– Nie musisz.
– Daj spokój. Nie daj
się prosić. Nie ma dzisiaj Billa w szkole… i nudzi mi się. Zawsze się z nim
trochę pokłóciłem, pobiłem i w ogóle, a teraz nie przyszedł i nie mam co ze
sobą zrobić.
Gustav zaśmiał się.
– Nie słyszałeś, że
kto się czubi, ten się lubi?
– Weź to wypluj.
Przy Gustavie Tom
trochę wyluzował. Poszli do pizzerii, gdzie… siedział Hagen.
Czytał jakąś książkę i
był sam. Tom pomyślał, że to straszne siedzieć w miejscu publicznym i nie mieć
do kogo się odezwać, więc chwycił Gustava za rękaw i pociągnął go do boksu, w
którym siedział już Hagen. Gdy chłopak zobaczył, kto się do niego dosiada,
skrzywił się.
– Cześć – powiedział
Tom, ignorując jego minę. – Nie obrazisz się, jak się przysiądziemy?
– Obrażę – burknął
Hagen.
Gustav uśmiechnął się
przepraszająco.
– Co zamówiłeś? –
spytał Dredziarz. – Mam ochotę na pizzę. Hmm, a może coś innego. Co ty na to,
Gustav?
– Pizza jest ok.
– Tylko że ja jem
wegetariańską, więc będziesz musiał wcisnąć całą swoją – powiedział jakby
przepraszająco Tom.
– Zdziwiłbym się,
gdyby jej nie wcisnął – mruknął Georg.
Dredziarz kopnął go
pod stołem.
Na początku kolorowo
nie było. Tom starał się jakoś nawiązać konwersację, ale nie mógł wciągnąć w
rozmowę ani jednego, ani drugiego. Gustav był chyba onieśmielony sposobem bycia
Hagena, a Hagen zwyczajnie nie miał humoru. Jak zawsze. Dopiero kiedy Gustav
odpowiedział coś wybitnie głupiego na jakąś zaczepkę Toma, Georg zaczął się
śmiać.
– Ucisz go –
powiedział. – Chciałbym to doczytać do końca.
– W pizzerii się je, a
nie czyta – odszczeknął się Kaulitz. – Co ci się stało w rękę?
Hagen miał
obandażowaną dłoń i ciekawiło to Toma od samego początku, ale nie chciał być
nachalny. Teraz, kiedy byli w połowie pochłaniania swojego dzisiejszego obiadu,
Hagen nie wyglądał tak buntowniczo. Musiał być naprawdę głodny.
– Struna od basu mi
pękła – mruknął niechętnie.
– Grasz na basie?! –
spytali jednocześnie zdziwieni Tom i Gustav.
Hagen uniósł brwi.
– Coś nie tak?
– Gram na perkusji.
– Gram na gitarze.
Gustav i Tom spojrzeli
na siebie ze zdziwieniem, a potem obaj odwrócili się w stronę Georga. Przez
chwilę panowała cisza, a potem parsknęli śmiechem.
– To chyba jakiś żart.
– Ej, nieźle.
– Chyba mamy wspólny
temat!
I faktycznie mieli.
Przez dwie godziny gadali rodzajach muzyki, jaką preferują i okazało się
również, że każdy z nich niezwykle poważnie traktuje muzykę i gra od wielu lat.
Poznali się trochę lepiej, pokłócili o to, który zespół gra najlepszą muzykę i
rozstali się w całkiem pokojowych stosunkach. Dopiero kiedy Tom wszedł do
swojego pokoju i usiadł na łóżku, z westchnieniem wrócił myślą do Billa.
Co on miał z nim
zrobić?
Zajrzał na kamerkę.
Bill akurat wychodził z łazienki, kuśtykając. Wyglądał na bardzo zmęczonego,
miał na sobie jedynie kolorowy szlafrok przewiązany w biodrach. Połknął jakieś
tabletki, a potem położył się na łóżku i chyba znowu chciał iść spać.
Bill był okropnie
skołowany po wypadku, ale już w poniedziałek poszedł z powrotem do szkoły.
Wszyscy się na niego gapili jakby chłopak ze złamaną nogą był jakimś zombie,
które można obserwować jak małpę w zoo.
Okropnie go to
drażniło.
– Rety, Bill! Co ci
się stało?!
Czarny odetchnął z
ulgą, gdy przy jego boku pojawił się Alan.
– Hej. Miałem mały
wypadek.
– Widzę właśnie. Masz
poobijaną całą twarz. Daj mi plecak, pomogę ci.
– Dam sobie…
– Nawet nie marudź.
Pewnie idąc o kulach i tak jest ci niewygodnie.
Bill oddał koledze
plecak i powoli poszli pod klasę, w której mieli mieć pierwszą lekcję. Jakoś
tak nie przeoczył momentu, w którym do szkoły wszedł Tom. Zdziwił się, kiedy
zauważył obok niego złodzieja źle napisanych kartkówek. Obaj rozmawiali o
czymś, Tom z wyraźnym entuzjazmem, złodziej kartkówek z lekkim uśmiechem. Bill
widział dziwne spojrzenia ludzi wokół, zupełnie jakby towarzystwo Gustava było
kompletnie niepożądane.
Starszy chłopak
pożegnał się i wszedł po schodach na górę, a Dredziarz rzucił plecak pod ścianę
i usiadł na parapecie całkiem blisko Billa. Czarny był zaskoczony tym, że Tom
nie docina mu z powodu pobijanej twarzy i nogi w gipsie, ale z drugiej strony,
czy czyjaś krzywda była powodem do nabijania się? Nawet jeśli niezbyt się
lubili, on sam nie byłby w stanie się cieszyć, gdyby to Dredziarz miał wypadek.
Po prostu… nie.
W klasie znowu Bobby
kopał w jego krzesełko. Mimo że on i Tom w ogóle ze sobą już nie spędzali
czasu, chłopak wyraźnie cieszył się z denerwowania Czarnego. Alan tym razem nie
wkroczył, bo nie zdążył – Tom z całej siły uszczypnął kolegę z ławki w udo i
wystosował do niego taki liścik, że Bobby nie odważył się nawet nogą dotknąć
krzesełka Billa.
To było BARDZO dziwne.
Jeszcze dziwniejsze
było to, że dyrektor kazał mu zostać dwie godziny w kozie za… spóźnienie się na
lekcję.
– To jakiś żart? –
spytał Hagen, kiedy zobaczył obok siebie dwóch Kaulitzów.
– Co znowu
przeskrobałeś? – spytał Tom zaciekawiony.
Georg westchnął
ciężko.
– No, właśnie nic –
mruknął. – Spytałem tylko grzecznie starego, dlaczego nie zrobił obiadu i przez
przypadek usłyszało to kilka niepożądanych osób. Dzieciaki zaczęły się nabijać,
że facet ma w domu babę i sam gotuje, z jakiegoś powodu podkopało to jego
autorytet i dostało się mnie. A wy?
– Spóźniłem się na
lekcję – wymamrotał Bill niechętnie.
Tom podrapał się po
głowie.
– Twój stary
powiedział, że mam dotrzymać Billowi towarzystwa, żeby nie czuł się samotny.
– To kpina jakaś –
marudził Bill. – Czy twój stary nie widzi, że jestem cały połamany? Wszystko
mnie boli jak cholera, a on mnie zamknął w kozie! No, serio, to chyba lekka
przesada. Mógł mi kazać to odsiedzieć jak już dojdę do siebie.
– Chyba miał dzisiaj
kiepski dzień.
– Co ci się właściwie
stało? – spytał Georg, patrząc na gips Czarnego.
– Miałem wypadek
samochodowy – przyznał. – Kierowca wciąż leży w szpitalu, ale ponoć wyliże się
z tego. Ja miałem trochę więcej szczęścia.
– Chłopcy, idę sobie
zrobić kawę – rzuciła nauczycielka. – Postarajcie się nie zdemolować całego
gabinetu, ok?
– O niczym innym nie
marzę – burknął Dredziarz, kiedy kobieta już wyszła. – Tylko Gustava tu
brakuje! Właśnie, pomóż mu z tą przeklętą matmą. Ponoć jesteś całkiem dobry.
– Odpierdol się.
– Bez wulgaryzmów
proszę.
– Jak nie dociera do
ciebie za pierwszym, dziesiątym ani setnym razem, może po „odpierdol się”
wreszcie dotrze – warknął Hagen z irytacją. Położył się na ławce z wyraźnym
zamiarem zaśnięcia.
– Myślałem żeby się
umówić na jakieś granie. Wiesz, on na perkusji, a na gitarze, ty na basie…
Mogłoby być fajnie.
– Umiesz grać na
gitarze? – spytał powątpiewająco Bill.
Dredziarz parsknął
urażony.
– Oczywiście. To takie
dziwne?
– Jakoś mi nie wyglądasz
na kogoś takiego.
– Żartujesz? Jak niby
ktoś taki wygląda?
– Jak człowiek.
– Zaraz cię strzelę i
zapomnę, że chwilowo jesteś kaleką.
– Udowodnij –
powiedział Bill wyzywająco.
– Co mam udowodnić?
– Że umiesz grać?
– Niby jak?
– A jak myślisz?
– Nie wiem, może mnie
oświecisz?
– Jak jesteś taki
mądry, to może sam się domyśl.
– Rety, wy na pewno
nie jesteście rodziną? – wtrącił Hagen, patrząc to na jednego, to na drugiego.
– Zaraz obok jest sala muzyczna. Mają kilka gitar. Możesz wziąć jedną i coś
zagrać, nie wiem, co za problem. Może się wtedy wreszcie obaj zamkniecie.
Tom i Bill
jednocześnie pokazali mu środkowy palec, co znowu wyglądało dość komicznie w
ich wykonaniu. A potem jeszcze krzyknęli jednocześnie.
– Nie małpuj mnie!
– Mam wrażenie, jakby
ktoś jedną niezwykle uciążliwą osobę sklonował i za jakieś grzechy, nie mam
pojęcia jakie, pokarał mnie aż wami dwoma. Idź po tę cholerną gitarę i dajcie
wreszcie odpocząć moim uszom!
Tom skrzywił się, ale
wstał i wyszedł z klasy. Wrócił po chwili z gitarą akustyczną, którą dostroił
twierdząc, że dźwięki nie są czyste. Bill, ku swemu wielkiemu niezadowoleniu,
musiał się z nim zgodzić.
– Życzysz sobie coś
konkretnego? – zapytał.
– Metallica.
Dredziarz zmarszczył
czoło i zaczął grać „Nothing else matters”.
I robił to idealnie.
Gdy skończył, skłonił się kpiąco.
– Teraz mi wierzysz,
Kaulitz?
– Ej, nie po nazwisku!
– warknął Bill, celując w niego kulą. Hagen ledwo powstrzymał śmiech, tak
komicznie to wyglądało. – I, choć przyznaję to z wielkim bólem serca, to ci wierzę.
Nauczycielka wróciła
do klasy i opieprzyła Dredziarza, że wziął sobie gitarę. Za karę musiał dla
niej grać aż do końca kary. Gdy wreszcie mogli iść do domu, Tom z westchnieniem
usiadł na schodach przed szkołą i czekał na matkę, która miała go odebrać.
Usłyszał z tyłu głośne przekleństwa. Obrócił głowę i schylił się w ostatniej
chwili, ledwo unikając lecącej w jego kierunku kuli.
– Hej!
– Ja pierdolę!... Będę
się tak wyrażał, do cholery!... Nie, nie przestanę! Mam się tłuc taki kawał
tramwajami?! Mam złamaną nogę!... A co mnie, do chuja, obchodzi, że coś ci
wypadło?! Ja tu ledwo chodzę!... Tak, moja wina, bo chciałem iść do szkoły!
Super!... Och, daj mi święty spokój! Sam wrócę do domu, JEŚLI przyjdzie mi na
to ochota! I nie czekaj z kolacją! – Bill rozłączył się, ze złością wkładając
telefon do kieszeni. – Nic, tylko jebnąć między oczy. Mógłbyś mi podać kulę?
Tom miał ochotę na niego wrzasnąć, ale kiedy usłyszał tę
rozmowę, cała złość mu przeszła. Podał Czarnemu kulę i patrzył, jak się z tym
wszystkim męczy.
Jego telefon
zawibrował.
– Tak?
– Cześć, kochanie.
Słuchaj, nie mogę dzisiaj po ciebie przyjechać.
– CO?!
Zdecydowanie za dużo
ostatnio tych zbiegów okoliczności, pomyślał, patrząc krzywo w stronę
kuśtykającego Billa.
– Dobrze, mamo, wrócę
sam. Pa.
– Ale…
Rozłączył się i
pobiegł za Billem. Skoro i tak nikt po niego nie przyjedzie, może się ulitować
nad nim i mu pomóc. Nie był w końcu bez serca.
– Czego chcesz? –
zapytał Czarny.
– Masz coś do picia?
– Nie odpowiada się
pytaniem na pytanie.
– Ale ja swoim
pytaniem odpowiedziałem na twoje pytanie – powiedział Dredziarz z rozbawieniem.
Bill zmarszczył czoło
i westchnął. Tom miał rację.
Chłopak zatrzymał się
i z trudem zdjął plecak z ramion, a potem wyciągnął picie i chciał je podać
koledze, ale ten wyrwał mu cały plecak, omal go nie przewracając.
– Co ty robisz?! –
warknął Czarny.
Tom uśmiechnął się
szeroko.
– Pomagam ci. Mama nie
może po mnie przyjechać – wyjaśnił – więc pojadę z tobą tramwajem.
Bill prychnął, ale był
już wyraźnie zmęczony i nie zaprotestował.
Szli bardzo powoli, w
ciszy. Tom poczuł irytację na myśl, że nikt po Billa nie przyjechał. W końcu to
nie była zwykła sytuacja, żeby tak po prostu go zostawić. A gdyby zasłabł
gdzieś po drodze?
– Może masz ochotę coś
zjeść? – spytał nagle Tom.
– Nie, nie… Chcę już
iść do domu – rzekł Bill spokojnie. – Naprawdę jestem zmęczony.
– Ok, jak chcesz. W
takim razie chodźmy.
W tramwaju nie było
miejsca, ale Tom nachylił się do jakiegoś licealisty i powiedział mu coś na
ucho, po czym nastolatek, krzywiąc się, wstał. Dredziarz wskazał miejsce
Billowi.
– Nie trzeba było…
– Siadaj i nie marudź.
Bill był niezwykle
blady, a na jego czoło wstąpił pot. Chyba naprawdę był tym wszystkim zmęczony.
Tom nie mógł patrzeć,
jak się męczy, więc gdy wysiedli z tramwaju, zabrał mu kule i zarzucił go sobie
na barana. Bill wyklinał go niemal przez całą drogę, ale wreszcie dał sobie
spokój, widząc, że jego oprawca w ogóle na docinki nie reaguje.
Tom odstawił go
dopiero pod domem, wręczył mu kule i uśmiechnął się lekko.
– Zostań lepiej parę
dni w domu – poradził. – Przyjdź, jak poczujesz się lepiej.
Bill zmarszczył brwi.
– Uważaj, bo pomyślę,
że naprawdę się troszczysz.
Dredziarz wyciągnął
rękę i, ku zdumieniu Czarnego, pogłaskał go lekko po policzku. Patrzyli sobie w
oczy chyba całą wieczność. Potem wymamrotał coś i odszedł, zostawiając go
kompletnie zdezorientowanego pod drzwiami.
Biedny Bill : <
OdpowiedzUsuńDobrze ze Tom mu pomaga , milo z jego strony .
Ich dogryzki sa swietne hah kto sie czubi ten sie lubi xD
Jest! Dziękuję Ci, że wstawiłaś ten rozdział, bo uwielbiam to opowiadanie!I mimo, że jest zawieszone, to wstawiasz chociaż ten jeden rozdział na miesiąc, dzięki czemu bardziej potrafię je docenić. Dziękuję! ;)
OdpowiedzUsuńRozbraja mnie opiekuńczość Toma w stosunku do Billa. Kto się czubi, ten się lubi ^^ świetnie zakombinowałaś zgranie się chłopaków co do ich instrumentów. Z niecierpliwością czekam na ich dalsze losy.
Pozdrawiam i weny życzę! ;>
kurde, kocham to opo! tak mi brakowało czegoś takiego, po prostu miód!
OdpowiedzUsuńtaki opiekuńczy Tom... mimo iż są wakacje brakowało mi czegoś co bd rozgrywać się po części w szkole, moim zdaniem takie rzeczy wychodzą ci zdecydowanie najlepiej.
pisz więcej, :*
Tak, kto się czubi, ten się lubi, zdecydowanie :D Fajnie, że Tom pomaga Billowi, a Bill mógłby to docenić, a nie tylko warczeć. Końcówka... Mmm... Miodzio :D
OdpowiedzUsuńO matko... I teraz mamy czekać do sierpnia na kolejną notkę? D: Ja chcę już... XD To opowiadanie jest zarąbiste. I jest coraz ciekawiej, więc mam jednak nadzieję, że pojawi się coś szybciej... Weny. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Illusion.
Jej... nie wierzę, że właśnie to opowiadanie jest zawieszone.. Uwielbiam je! I w końcu zbliżają sie do siebie... Szkoda, że jeden rozdział na miesiąc... Błagam, odwieś... Kocham takiego Toma.. Proszę, pisz częściej!
OdpowiedzUsuń~Sinnlos
Wiem, że wena potrafi być bardzo kapryśna więc nie można poganiać. Mogę jedynie życzyć Ci jej powrotu.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest cudowne. Czekam z utęsknieniem na następny rozdział.
Jeszcze raz, weny!
Tracheotomie
Rany, nie wiem jak mogłaś zawiesić właśnie to opowiadanie. Jest świetne. Dlatego życzę duuużo weny! Czekam na następny odcinek !
OdpowiedzUsuńAaa! Wiedziałam, że tak będzie! Teraz będę czeeekać i się zastanawiać, co dalej, co dalej? :O Życzę weny, może uda Ci się je odwiesić! :)
OdpowiedzUsuńgenialny odcinek, na serio. Szkoda mi biednego Billa i cieszę się że Tom mu pomaga.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na nexta. :D
Jak możesz nam to robić, chyba twoje najlepsze opowiadanie i zawieszone :((
OdpowiedzUsuńWiii. Super notka!
OdpowiedzUsuńGenialna po prostu:)
czekam na kolejną.
Tak więc życzę weny.
świetny odcinek :) cieszy mnie że Tom chociaż w małym stopniu troszczy się o Bill'a :D Wierzę że niedługo coś dodasz ;) życzę ci ogromu weny co do tego opowiadania, napewno ci się przyda ;)
OdpowiedzUsuń