sobota, 27 lipca 2013

24.Granice



Robin
– Uważaj!
Za późno. Piłka, którą drużyna przeciwników cisnęła w stronę Angeli, rąbnęła mnie prosto w nos – dziewczyna miała na tyle rozumu, żeby się schylić. Ja schowałem się za nią i nie zdążyłem zareagować.
– Och, wybacz, Robin – mruknęła ze skruchą. – Mogłam złapać.
– W porządku – mruknąłem, starając się nie jęczeć z bólu. Leciała mi krew, ale tylko trochę, za to bolało jak cholera. – Nic mi nie jest. Moja wina.
– Na pewno ok? Krew ci leci.
– W porządku, nie musisz się martwić – uśmiechnąłem się lekko.
Angela odwzajemniła gest.
– Chodź do łazienki.
Phil złapał mnie za nadgarstek i ściągnął z boiska.
– Graj dalej, poradzę sobie – powiedziałem zdziwiony. Był najlepszy w naszej drużynie, więc powinien jakoś pozbijać tych z przeciwnej, żebyśmy wygrali. Nauczyciel obiecał dobre oceny dla zwycięzców, więc było o co walczyć, zwłaszcza że ludzie z mojej kasy raczej nie kwapili się do zbyt częstego stawiania się na lekcji wychowania fizycznego.
– Dadzą sobie radę. Pokaż to.
Wciąż zdziwiony, pozwoliłem sobie pomóc. Mokrą chusteczką starł mi krew z twarzy, a potem dał drugą suchą, żebym mógł zatamować krwotok. Patrzył mi w oczy z dziwną troską, która…
No, ej, powiedziałem mu, że jestem gejem. Zakochanym w nim w dodatku. Powinien się czuć niezręcznie, prawda? W takim razie może mi ktoś wyjaśnić, dlaczego to ja czułem się wybitnie nie na miejscu? Sam nie wiedziałem, czemu – spełniło się w końcu moje marzenie. Phil zaczynał zwracać na mnie większą uwagę. Może czułem się tak dziwnie dlatego, że to było niespodziewane. Może właśnie dlatego, że to było moje marzenie i tak naprawdę nie wierzyłem w to, że się spełni? Jedno było pewne.
Cała ta sytuacja była wybitnie dziwna.
– Idę na lekcję – powiedział w końcu, uśmiechając się lekko. – Dasz sobie radę sam, nie?
Prychnąłem.
– No, pewnie. Za kogo mnie masz?
Prawdopodobnie za ciotę, odpowiedziałem sobie w myślach. Gdy wyszedł, westchnąłem ciężko i spojrzałem w lustro. Mój nos był cały czerwony.
– No, super.


Sebastian
– Kto wie, jaka to będzie hybrydyzacja?
Cisza. Jeden Rai podniósł niepewnie rękę. Zignorowałem to.
– Naprawdę nikt? Przecież to nie jest aż takie trudne! Wałkowaliśmy teorię przez dwie lekcje! Rai, opuść rękę. Jestem świadom tego, że wiesz. Chcę, żeby ktoś inny trochę pomyślał.
Dalej nikt się nie odzywał. Nie byłem pewny, czy naprawdę tego nie rozumieją, czy po prostu mają mnie w dupie.
– Czekam na odpowiedź. Pomyślcie trochę.
Dalej cisza. Rozejrzałem się po klasie. Zauważyłem, że kilka osób bawi się telefonami, dwie grają w kółko i krzyżyk, kilka uczy się z innych przedmiotów, a pozostali próbują wtopić się w ławkę, żeby tylko nie wyczytać ich nazwiska. Miałem dość już po ostatniej ich kartkówce, ale chyba jednak jestem masochistą.
– W porządku – stwierdziłem. – Skoro w taki sposób nie potrafię was zainteresować lekcją, wyciągacie karteczki. – Zbiorowy jęk trochę poprawił mi humor. Może jak wstawię im jeszcze kilka jedynek, zmądrzeją. – Jeśli myślicie, że śliźniecie się na dopku do następnej klasy, jesteście w błędzie. Nie przepuszczę nikogo, jeśli nie będzie miał chociaż podstawowej wiedzy. Wszyscy już mają kartki? Rai, ty napiszesz przy moim biurku. Chodź. – Chłopak bez słowa wstał i usiadł na wskazanym przeze mnie miejscu. – W porządku. Tylko jedno pytanie, a mianowicie – co to jest hybrydyzacja? Wszyscy zapisali to niezwykle skomplikowane gramatycznie zdanie? Macie pięć minut. Do dzieła.
Minęła może minuta, kiedy Rai podał mi swoją kartkę z niepewnym uśmiechem. Przeczytałem jego definicję i skinąłem głową na znak, że dobrze. Po pięciu minutach zebrałem wszystkie kartki, Rai wrócił na miejsce, a ja błyskawicznie sprawdziłem kartkówki. Właściwie nie było co sprawdzać.
– Rai, dziewięć na dziewięć.
– To było na dziewięć? – spytał ktoś zdziwiony.
– Oczywiście.
– Jak pan chce ocenić jedną definicję na dziewięć?
– To proste – uśmiechnąłem się zimno. – Albo umiesz, albo nie.
– Ale to nie fair! – zaprotestował ktoś.
– Życie też nie jest fair! – odparowałem. – Zadałem wam najprostsze pytanie, jakie tylko mogłem zadać. Pierwsza, krótka definicja pod tematem, coś, bez czego nie jesteście w stanie zrozumieć kolejnych zagadnień. Na trzydzieści osób w klasie, dwadzieścia pięć dostało szmaty. Czterem wstawiłem po cztery punkty, za połowicznie napisaną definicję, ale nie jest to powód do dumy. Usadzę was wszystkich, jeśli będzie trzeba.
– Jesteśmy humanistami, po prostu nie rozumiemy chemii – odezwał się ktoś.
– Nie wiedziałem, że humanista jest synonimem słowa „debil”.
– Nie każdy musi być dobry ze wszystkiego.
– Nie kazałem wam pisać równań, tylko teorię. Humaniści są dobrzy w kuciu regułek na pamięć, prawda? Nauczenie się kilku z chemii to taki wielki problem? Jeśli chcecie, zacznę wam robić sprawdziany z zadań. Dla mnie nawet lepiej, łatwiej się je sprawdza.
Dzieciaki patrzyły na mnie nienawistnie. Od protestowania powstrzymał je dzwonek.  Wciąż wściekłe, spakowały się i wyszły. Tylko Rai się pożegnał jak na wychowaną osobę przystało. Z jakiegoś powodu był jedynym uczniem, do którego mówiłem po imieniu… Cholera.
Wpisałem oceny do dziennika i uśmiechnąłem się na myśl o kartkówce, jaką zrobię tym wstrętnym bachorom na następnej lekcji. Nauczę ich podstaw chemii, choćby mnie to miało zabić.
Następną lekcję miałem z klasą Robina. Brown zachowywał się tak, jak zawsze, żadnych plotek na temat tego, że jestem pedofilem, nie słyszałem, więc zapewne postanowił trzymać gębę na kłódkę. Oczywiście. Jeśli chciał przekonać Robina, że ma czyste intencje, dochowanie tajemnicy było jak najbardziej odpowiednim krokiem. Kusiło mnie, żeby przeczołgać go z jakichś trudnych zadań, ale odpuściłem sobie. To nie byłby dobry ruch i nie chciałem też przenosić prywatnego życia na zawodowe. Fakt, że miałem nad gówniarzem chociaż minimalną władzę, trochę uspokajał moje skołatane nerwy. Nie miałem złudzeń co do przyszłości, ale nie chciałem oddać Robina bez żadnej walki. Oczywiście, nie zamierzałem nagle spełniać jego zachcianek i obsypywać kwiatami. Na takie zagrania czułem się już za stary. Jeżeli Robin ma wybrać mnie, to zrobi to nie dlatego, że głaskam go po główce, tylko dlatego, że lubi mnie takim, jakim jestem naprawdę. Czyli chujem, skoro już jestem ze sobą szczery. Wydawało mi się, że traktowałem dzieciaka dobrze. Jeśli jednak to jest za mało, chyba będę zmuszony trochę pocierpieć już po jego stracie, bo to, że odejdzie, było dla mnie oczywiste.
– Na zadanie domowe kilka zadanek. Od 1.1 do 1.82. (Ja tak na serio miałam na chemii, ale ten facet, który mnie uczył, był po prostu the best;) – dop.aut.)
– Kilka? – spytał Brown kpiąco.
– Oczywiście. Przypominam, że są na ocenę. Powtórzcie też właściwości alkanów, alkenów i alkinów, bo te zagadnienia będą nam potrzebne na następnej lekcji. Jakieś pytania do tego, co przerabialiśmy dzisiaj?
Kilka osób podniosło ręce i po kolei pytałem, o co chodzi. Już się nauczyli, że jeśli naprawdę czegoś nie wiedzą, mają się zgłaszać. Rozumiałem, co ich przed tym powstrzymywało – po prostu bali się, że ich wyśmieję za jakieś banalne pytania, ale przecież tak nie było. Od tego jest szkoła, żeby rozwiać jakiekolwiek wątpliwości nawet odnośnie najbardziej banalnych rzeczy. Właściwie cieszyłem się, kiedy pytali, bo to oznaczało, że słuchali i mieli jako takie pojęcie o temacie. Jako nauczyciel chyba o niczym innym nie mogłem marzyć i w sumie cieszyłem się, że była chociaż jedna klasa, która doceniała moje wysiłki.
Zadzwonił dzwonek. Kiedy zacząłem zbierać papiery z biurka, zobaczyłem, że Brown najpierw kładzie Robinowi rękę na ramieniu, a potem zaciska ją na jego nadgarstku i ciągnie gdzieś, uśmiechając się szeroko. Zanim wyszli z klasy, Brown uśmiechnął się z triumfem w moją stronę. Z trudem zachowałem kamienną twarz, czując ogarniającą mnie panikę.
Wygrywał, właściwie nie wkładając w to żadnego wysiłku. Robin mógł być mój ciałem, ale jego serce i dusza należało do Phila Browna.
Nic nie mogłem na to poradzić.

Ostatnia lekcja doprowadziła do tego, że tylko rozbolała mnie głowa. Kolejna klasa, która nie miała kompletnie pojęcia, co my właściwie robimy na zajęciach. Miałem ochotę krzyczeć, tupać i skakać, byle tylko jakoś się wyładować. Nadmiar negatywnej energii wpływał na mnie naprawdę koszmarnie.
– Wyglądasz jak zombie – mruknął Atkinson, rzucając mi niechętne spojrzenie. Prócz niego już nikogo w środku nie było.
– Sprowokuj mnie, a skończysz jako przekąska – warknąłem w jego kierunku, odwieszając na miejsce kluczyki i wkładając dziennik w ostatnią przegródkę.
Matematyk prychnął, poprawiając na nosie okulary. Podszedłem do zlewu – tak, nawet zlew był w pokoju nauczycielskim – i umyłem swój kubek. Odstawiłem go na miejsce i pozbierałem swoje rzeczy. Wsadziłem do torby kartkówki, a książkę, którą skonfiskowałem jednej uczennicy, zostawiłem na wierzchu. Jeśli będzie miała szczęście, ktoś jej ją odda. Chyba.
– Nie powiem dyrektorowi o tym, co zrobiłeś, ale to tylko dlatego, że Linn wydaje się ciebie naprawdę lubić – burknął w moją stronę. – Niemniej jednak uważam, że popełniasz wielki błąd, a twoje zachowanie jest niemoralne i nieetyczne. Będę miał na ciebie oko.
– Tak, tak… Oczywiście. Rób ze mnie pedofila.
Mój telefon zawibrował w kieszeni spodni. Wyciągnąłem go i odczytałem wiadomość od Robina.

„Nie czekaj dzisiaj na mnie. Wrócę sam ok. 18. Zamów pizzę czy cośJ

– Kurwa – mruknąłem, ze złością wciskając telefon do kieszeni. Linn z pewnością będzie się gdzieś włóczył z Brownem! Mogłem mu nie dawać tych pieprzonych stu euro w ramach kieszonkowego! A chciałem być miły! Tylko miły! – Ja pierdolę!
Zarzuciłem kurtkę na ramiona, wziąłem torbę i niemal tratując Atkinsona, wyszedłem z pokoju nauczycielskiego. Byłem tak zajebiście wściekły, że nie da się tego wyrazić słowami.



Robin
– Jesteś pewien, że chcesz iść tam ze mną? – spytałem niepewnie.
Od śmierci rodziców minęły już prawie trzy miesiące. Nie licząc pogrzebu, byłem na ich grobie tylko raz. Nie czułem potrzeby odwiedzania ich ani modlenia się za nich. To smutne, ale nic nie mogłem na to poradzić. Czułem się, jakbym stracił ich o wiele wcześniej, a ich śmierć była tylko formalnością.
Zdałem sobie sprawę, że mieszkam z Sebastianem już trzy miesiące! Wow. Dopiero teraz sobie to uświadomiłem.
Było dobrze. Seba traktował mnie naprawdę… czule. Opiekował się mną bardziej niż ktokolwiek mógłby go podejrzewać. Był zdecydowanie lepszym kompanem niż początkowo sądziłem. Rozumiał mnie zaskakująco dobrze. Był gejem i dzięki temu mogłem go pytać o różne rzeczy, a on mi odpowiadał. Uczył mnie chemii. I przytulał za każdym razem, kiedy w snach nawiedzało mnie widmo rodziców. Pełnił w moim życiu zdecydowanie większą rolę niż partner do łóżka. Nie wiedziałem tylko czy to dobrze, czy źle.
– … i jeśli tylko tobie to nie przeszkadza, z chęcią ci potowarzyszę.
Spojrzałem na Phila. Musiał coś do mnie mówić od dłuższej chwili, ale ja chyba się zwyczajnie wyłączyłem. Pierwszy raz w jego obecności, jeśli mam być szczery.
– Dawno już u nich nie byłem. Niestety, nie byli tacy fajni jak twoi.
Phil wzruszył ramionami.
– Są normalni i tyle.
– Mówisz tak, jakbyś nie znał moich.
Zaśmiał się.
– Punkt dla ciebie.
Weszliśmy do małego sklepiku przy drodze, gdzie kupiłem dwa proste znicze i zapałki, za które zapłaciłem ledwie pięć euro. Trzydzieści pięć schowałem do kieszeni, a sześćdziesiąt podałem Philowi.
– Co? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Pożyczałem. Oddaję na razie tyle.
– A, racja – zaśmiał się i wziął pieniądze. – Nigdy nie zapomnę, kiedy zadzwoniłeś do mnie i jak nakręcony zacząłeś nawijać, że pilnie potrzebna ci kasa. Na co ją właściwie wydałeś?
Był naprawdę ciekawy, ale ja tylko wzruszyłem ramionami, nie mając zamiaru odpowiadać. Na pewno nie byłby zbytnio zadowolony, gdyby się dowiedział, że kupiłem za nie prezent dla Sebastiana na urodziny. Czasami lepiej jest żyć w błogiej nieświadomości.
– Gdzie zgubiłeś Lucy? – zmieniłem temat.
Tym razem to on wzruszył ramionami.
– Powiedziałem, że ostatnio spędzałem z tobą mało czasu i że na pewno czujesz się pominięty. Zakomunikowałem jej, że dzisiejszy dzień spędzę z tobą i olałem ją.
– Myślałem, że ci na niej zależy – zdziwiłem się.
– Bo zależy, ale przecież związek to nie jakieś niewolnictwo czy coś. Nie muszę się jej ze wszystkiego spowiadać ani pytać jej o zgodę, kiedy chcę spędzić trochę czasu z kumplem.
– To i tak dziwne – mruknąłem, po czym zażartowałem. – A mógłbyś ją teraz bzykać… Naprawdę ci to nie przeszkadza?
Phi był chyba zdumiony, że tak łatwo z tego żartuję, skoro mi się podoba. A może już zapomniał o tym, co mu powiedziałem?
Nie, chyba nie, doszedłem do wniosku, patrząc mu w oczy. Nie zapomniał i chyba nawet mu to schlebiało.
– Zawsze mogę pobzykać ciebie – odparł lekkim tonem.
Zmyliłem kroku, rzucając mu pełne zdumienia spojrzenie. Jezu, czy on naprawdę to powiedział?
Widząc moją minę, roześmiał się, ale nie brzmiało to całkiem szczerze.
– Żartowałem. Chociaż, szczerze powiedziawszy, zaintrygowałeś mnie – przyznał, patrząc w dal. – Nigdy się nie zastanawiałem nad tym, jak to jest między dwoma facetami. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić na przykład ciebie z Bootem, chociaż scenę z kuchni mam wciąż przed oczami… – skrzywił się, a ja zarumieniłem się ja piwonia. Co za upokorzenie! – W każdym bądź razie, zastanawiałem się, czy ja bym tak mógł.
Na usta cisnęło mi się pełne zaciekawia „i?”, które ledwo co powstrzymałem. Nie miałem zamiaru poniżać się jeszcze bardziej. Moje serce biło dziwnie szybko, właściwie nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęło tak dudnić.
– Po dwóch głębszych chyba każdy może – odparłem niechętnie, próbując obrócić jego słowa w żart.
Nie pozwolił mi na to.
– Nie myślałem jednak o dwóch głębszych, tylko tak… normalnie. Jak robię to z Lucy.
– Raczej nie byłaby zadowolona z tego, co mówisz.
Weszliśmy przez ogromną bramę na cmentarz i lawirując pomiędzy nagrobkami, rzucaliśmy sobie spojrzenia – ja niepewne, a on pełne dziwnej determinacji, której nie rozumiałem. Co on chciał mi właściwie powiedzieć?
– Przecież tego nie słyszy, a ty jej nie powtórzysz. Nie wiem, w czym problem.
– To twoja dziewczyna. Powinieneś ją szanować.
– Szanuję. Gdybym nie szanował, zdradzałbym ją.
– To, że nie zdradzasz jej cieleśnie, nie oznacza, że nie robisz tego w myślach.
– Nie udawaj takiego świętoszka – mruknął, uderzając mnie w ramię. – Pytam cię czysto teoretycznie. Ile razy zdradziłeś w myślach tego pożal się panie boże belfra, odkąd dogadzacie sobie w wolnych chwilach?
Odpowiedź na to pytanie była dla mnie kolejnym szokiem, bo gdy to szybko przekalkulowałem, stało się jasne, że nie zrobiłem tego nigdy. Nigdy, kiedy dotykałem, całowałem lub kochałem się z Sebastianem nie pomyślałem, że robię to z kimś innym. Nigdy nie wyobrażałem sobie na jego miejscu nikogo innego. Fakt, wcześniej nieraz to robiłem, a gdy zastanawiałem się, jak to jest mieć w sobie czyjegoś penisa, w moich myślach był Phil i to on mnie posuwał. Nieważne było, jak, lecz to, że w ogóle to robił. Myślałem o nim naprawdę często, a żeby jakoś się tych myśli pozbyć, uczyłem się. Rezultaty właściwie doskonale widać.
– No, właśnie – odpowiedział sam sobie triumfalnie, błędnie odczytując moją skonsternowaną minę. – Więc nie praw mi morałów.
– Nie prawię – warknąłem, gdy stanęliśmy przed wspólnym grobem moich rodziców. – Jestem od tego naprawdę daleki. – Przeżegnałem się i zacząłem modlić cichutko, prosząc o zbawienie dla duszy moich rodziców. Może nie będę mnie już więcej prześladować w snach? Gdy skończyłem, w ciszy zapaliłem im znicze i postawiłem na grobie. Phil przeżegnał się, kończąc modlitwę. – Lucy ci ufa i na pewno byłoby jej przykro, gdyby to usłyszała.
– A od kiedy się o to martwisz? Powinieneś się cieszyć.
– Dlaczego? – spytałem, chociaż, oczywiście, miał rację.
– Bo mnie kochasz.
Tu musiałem spoważnieć.
– Wyjaśnijmy sobie coś. To, że coś do ciebie czuję…
– Kochasz mnie – przypomniał mi niemal okrutnie.
– W porządku, kocham! Nie oznacza to jednak, że dam ci się zmanipulować. Jesteśmy przyjaciółmi, Phil i nigdy tak naprawdę nie oczekiwałem, że będziemy dla siebie kimś więcej. Mogę być zazdrosny o twoje kontakty z Lucy, ale to nie oznacza, że cieszyłoby mnie, gdybyś ją skrzywdził. Rozumiesz?
Nie byłem do końca szczery, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Tak naprawdę utopiłbym Lucy w łyżeczce wody przy pierwszej lepszej okazji i miałem z tego powodu okropne wyrzuty sumienia. Wiedziałem jednak, że nie mogę mu o tym powiedzieć. Nie mogłem dać mu aż takiej władzy nad sobą. Mógł być moim przyjacielem, ale w obecnej sytuacji, prawdopodobni by mnie w końcu zniszczył. Chcący czy nie – to już nie miałoby znaczenia.
– Chodzi ci o to, że dopóki jestem z Lucy, nie pozwolisz mi na żaden… bliższy kontakt z tobą?
Spojrzałem na niego ze zdumieniem. Co to w ogóle było za pytanie?
Zmarszczyłem brwi. Nigdy nie uważałem się za idiotę, wręcz przeciwnie, powiedziałbym nawet, że jestem całką inteligentną osobą. Miałem jednak wrażenie, że coś zupełnie mi się pokręciło! Przecież Phil nie mógł sugerować tego, co… sugerował! To niemożliwe!
– Dlaczego się tak na mnie patrzysz? – spytał, chyba lekko speszony. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę.
– Czemu się tak patrzę? Serio? Phil, czy ty właśnie zasugerowałeś, że masz jakieś… zamiary względem mnie?
Phil podrapał się po głowie, wzdychając ciężko. Zarumienił się lekko.
– To było czysto teoretyczne pytanie.
– I pewnie oczekujesz czystko teoretycznej odpowiedzi? – spytałem ironicznie.
– Już ci mówiłem, że rozbudziłeś moją ciekawość. Mam wrażenie… Mam wrażenie, że wcześniej po prostu nigdy nie rozpatrywałem naszej znajomości w takich kategoriach. Trochę się w tym pogubiłem. Robin, znasz mnie. Wiesz, że nie mam zbyt wielkich oporów przed wieloma rzeczami. Po prostu jestem ciekawy czy… – urwał.
– Czy? – spytałem, chociaż wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł. Nie mogłem się jednak powstrzymać, tak jak nie mogłem wpłynąć na to, że bez powietrza bym umarł.
– Czy spodobałoby mi się, gdybym ja... Gdybyś ty… W sensie, gdy my… Och, wiesz, o co mi chodzi.
Powiedz to, prosiłem w myślach. Chcę to usłyszeć.
– Gdyby co?
Blondyn spojrzał w bok.
– Gdybyśmy się… p–pocałowali. Albo dotykali.
To się nie dzieje, myślałem zszokowany. To nie może być prawda! Phil zainteresowany… mną? Czy to oznaczało, że gdybym nie był takim tchórzem i przyznał się do tego wcześniej, w chwili obecnej najprawdopodobniej bylibyśmy parą? To do niego bym się przytulał? To on, tak jak w moich marzeniach, byłby moim kochankiem?
Nie mogłem w to uwierzyć.
– Nie chcę być twoim eksperymentem – mruknąłem pierwsze, co mi przyszło do głowy.
– Wiem – odpowiedział.
I chyba naprawdę wiedział.
Nie wracaliśmy więcej do tematu. Poszedłem z nim na hot doga, a potem jeszcze odwiedziłem mojego małego pupilka. Machał wesoło ogonem, kiedy wyjąłem go z kartonu i przytuliłem.
 – Szkoda, że nie mogę cię przygarnąć – powiedziałem mu chyba po raz setny. Spędziłem z nim trochę czasu, a potem wróciłem do domu.



Sebastian
Nosiło mnie po całym mieszkaniu. Zamówiłem pizzę, ale nawet jej nie dotknąłem. Jakoś straciłem apetyt. W końcu zdecydowałem się położyć spać, żeby szybciej minął mi czas. Nie miałem ochoty kompletnie na nic. Jedyne, o czym marzyłem, to żeby już był następny dzień. No i żeby był lepszy od tego, bo ten… Grr…
Przewracałem się z boku na bok, zagrałem w pasjansa na komputerze, znowu się trochę powierciłem na łóżku. W końcu zrobiłem się śpiący, ale nie mogłem zasnąć ze świadomością, że oni są teraz RAZEM. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Paląca zazdrość była tak destrukcyjna, że niemal wypalała mi żyły. Wiedziałem, że nie powinienem czegoś takiego czuć, że Robin nie znaczy dla mnie aż tyle, a jednak gdzieś tam w podświadomości wciąż to we mnie siedziało i nie dawało o sobie zapomnieć.
Wychodzi na to, że jestem niezwykle zaborczą osobą.
Usłyszałem dźwięk klucza przekręcanego w zamku, a potem ciche skrzypienie drzwi. Chwila niemal idealnej ciszy, przerywana szuraniem materiału, a potem w drzwiach pojawił się Robin, najwyraźniej zdziwiony tym, że leżę.
– Źle się czujesz? – spytał z troską.
Nie, nie czułem się źle. Już nie.
– To był po prostu męczący dzień – odparłem wymijająco.
Uśmiechnął się lekko. Odłożył plecak, zdjął bluzę i wsunął się pod kołdrę obok mnie.
– Trochę leniuchowania nikomu nie zaszkodzi – rzucił, kładąc się do mnie tyłem i wciskając swój tyłek w moje krocze. Objąłem go w pasie i przysunąłem jeszcze bliżej. Pocałowałem go lekko w kark i zamknąłem oczy z przeświadczeniem, że ten dzień… wcale nie był taki zły. W końcu nie mógł, skoro Robin i tak skończył w moim łóżku, prawda?





8 komentarzy:

  1. Skończył, ale też ma nadzieję, że Phil się nim interesuje... A on go tak perfidnie oszukuje. Świnia! Seba, walcz o Robina! Walcz! Przecież jest Twój!
    Boże, jak ja kocham to opowiadanie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże... Z każdym rozdziałem coraz bardziej nienawidzę Phila. To zwykła szuja, która nie ma pojęcia o prawdziwej przyjaźni. Błagam, nie pozwól, by Robin się z nim przespał. Chyba bym Ci tego nie wybaczyła.
    Za to z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej lubię Sebastiana. Owszem, jest draniem, ale ma w sobie to magiczne "coś", co sprawia, że nie mogę, nie potrafię go znielubić.
    Czekam niecierpliwie na to, aż Robin zda sobie wreszcie sprawę z tego, że źle ulokował swoje uczucia.
    Ariana
    PS. Dwie sprawy: 1. Ile planujesz rozdziałów tego opowiadania? i 2. Wiem, że się czepiam, ale czy mogłabyś coś takiego: "(Ja tak na serio miałam na chemii, ale ten facet, który mnie uczył, był po prostu the best;) – dop.aut.)" oznaczać gwiazdką czy czymś takim i wyjaśnienie dać pod rozdziałem? Nie wiem jak innych, ale mnie strasznie to irytuje i wybija z rytmu czytania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle świetny odcinek. Ale ten Phil strasznie mnie wkurza. Mam nadzieje że Robin zorientuje się jaki z niego przyjaciel. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tam lubię Phila :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sebastian ile jeszcze sie tak męczyc planujesz z tym ukrywaniem uczuć ... :<

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez to opowiadanie nie mogę spać ;/
    Boję się, że Robin ulegnie Philowi. A Sebastiana mi żal.
    Miał na pieńku z ś.p. ojcem Robina, ale to sympatyczny mężczyzna. W każdym razie chce dobrze. Inaczej niż Phil. ;/
    Chyba nie wytrzymam do kolejnej soboty :C

    + nominowałam Cię do The Versatile Blogger :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowalam cię do The Versatile Blogger.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)