czwartek, 15 listopada 2012

~~.10.~~



Tom leżał na boku i wpatrywał się w brata. Jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności na tyle, że widział zarys jego sylwetki i kontury twarzy.
Bill nie mógł jeść tych dziwnych owoców. Zwymiotował wszystko prawie natychmiast. To nie była dobra wiadomość. Jeśli szybko czegoś nie znajdą, Czarny się wykończy. Tom nie mógł na to pozwolić, ale czuł się bezsilny. Nie miał wpływu na to, co się dzieje. Mógł tylko mieć nadzieję. Nie była to zbyt pocieszająca perspektywa.
Czas im uciekał. W ostateczności, jeśli nie znajdą niczego innego do jedzenia, muszą szybko szukać wyjścia. To była ich ostatnia deska ratunku. Spędzili w tym miejscu już ponad tydzień, ale czy mogli mówić, że to długo, skoro Adam i Szymon włóczą się po tym świecie już dziesięć lat? Tom w ogóle dziwił się, że tyle wytrzymali. Nie mieli przecież nadziei na to, że się wydostaną. Dlaczego się tutaj męczą? Jeśli on i Bill nie odnajdą wyjścia, popełnią samobójstwo. Nie wiedział, czy brat się na to zgodzi, ale był pewny, że zdoła go do tego przekonać. Czarny miał do niego zaufanie i słuchał go, przynajmniej w niektórych wypadkach. Przekonanie go do skoku z jakiegoś urwiska nie powinno być trudne.
Tom z westchnieniem przysunął się bliżej bliźniaka. Miał takie chore wrażenie, że stanie się coś złego, że niedługo go straci. Na samą myśl o tym ogarniało go paraliżujące uczucie strachu i oblewał zimny pot. Nie wiedział, co jest grane, ale miał złe przeczucia. Tak bardzo chciał zatrzymać przy sobie brata, że to aż bolało.
Bill, pomyślał smutny. Co się teraz z nami stanie?
Jedno było pewne: nie mogli pozostać w tej przepaści, muszą jakoś z niej wyjść. Ciekawiło go, jak radzą sobie tamci? Że też musieli wdać się z nimi w bójkę! Może daliby im jakieś inne rzeczy do zjedzenia! Nie mogli przecież przez tyle lat jeść tego samego, skoro oni już po kilku dniach mieli dość. On sam też nie wiedział, ile jeszcze będzie w stanie tolerować takie odżywianie się. Z każdym kolejnym dniem coraz mniej mu to smakowało.
Poczuł napływające do oczu łzy, które zaraz zaczęły mu spływać po policzkach. Nawet nie próbował ich powstrzymywać. Bill spał, mógł więc się w spokoju wypłakać. Starał się robić to cicho, żeby nie obudzić śpiącego obok brata, ale od czasu do czasu wyrywało mu się głośniejsze chlipnięcie. Im bardziej chciał stłumić swój płacz, tym głośniej szlochał. Tak cholernie się bał, że nie dadzą sobie rady! Czuł się tak samo zrozpaczony i bezsilny jak wtedy, kiedy znalazł nieprzytomnego Billa na stacji, a być może nawet gorzej. W tamtej sytuacji zadzwonił po karetkę, czekał aż przyjadą. Miał nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Jednak czy teraz nie zachowują się naiwnie, wierząc, że kiedykolwiek się z tego wyrwą? Mogą przecież iść i iść i nigdy się stąd nie wydostać. Cały ich wysiłek pójdzie na marne i skończą tak jak tamci: pogodzą się z tym i stracą wszelką nadzieję. Będą jak martwi, nie będą chcieli żyć, lecz jedynie egzystować. Albo, jeśli starczy im odwagi, popełnią samobójstwo.
Żadna perspektywa nie wyglądała obiecująco. Czarny też musiał zdawać sobie z tego sprawę, to przecież on był przeziębiony i głodny. To on bardziej się tutaj nacierpiał, to jego lęki były wystawiane na próbę. Tom zadrżał na samą myśl o tym, że teraz nadeszła jego kolej.
Przysunął się jeszcze bliżej do Billa i sięgnął pod swoją koszulkę, gdzie miał naszyjnik od bliźniaka. Ścisnął go w ręce. Gdyby nie ten prezent, nigdy nie wydostaliby się z tamtych tuneli. Swoją drogą, to ciekawe, że to właśnie one zaczęły się świecić. Pomogły im, ale dlaczego? W ogóle nic nie potrafił z tego wszystkiego zrozumieć.
Nagle coś go tknęło. Przypomniał sobie, że kiedy Bill uderzył tamtego wariata, jego brat nawet nie drgnął. Najzwyczajniej w świecie nie poczuł bólu! Dlaczego? Czym oni się od nich różnią?! Że też musieli się z nimi rozstać w takich okolicznościach! Mogli zadać im kilka pytań, zamiast pobić dwóch z nich i odejść! Cholera!
Tom poczuł, że Bill odwraca się w jego stronę i przytula się do niego przez sen. Oddychał ciężej niż normalnie, widocznie ta głupia choroba nieźle dawała mu w kość. Nawet przez sen ciągle pociągał nosem, na szczęście robił to rzadziej niż za dnia. Gdyby wiedział, że się do niego przytulił, zapewne by się odsunął. Nie chciał się przyznać, że potrzebował bliskości drugiego człowieka, ale i tak to starszemu szło to oporniej. Mimo to Tom nie oszczędzał swojej dumy, wystawiając ją na ciężkie próby. Wcale nie tak łatwo jest przyznać się do swoich błędów i to osobie, którą najbardziej one dotknęły. Ale kiedy już się przełamał i wyrzucił to z siebie, poczuł się o wiele lepiej. Szkoda tylko, że jeszcze wiele rzeczy zostało niewyjaśnionych i prędzej czy później będą musieli się za to zabrać.
Westchnął cicho. Powinien iść spać, z samego rana ruszą w dalszą drogę. Musi być wypoczęty, a na pewno będą go bolały wszystkie mięśnie. Jego ciało protestowało przeciwko jakiemukolwiek ruchowi.
Spojrzał jeszcze raz na brata. Wsunął rękę w jego włosy i delikatnie pogłaskał go po głowie. Wcale nie czuł się jakby miał osiemnaście lat, bo inaczej nie pozwalałby sobie na takie gesty. Z tego się przecież wyrasta. Teraz jakoś nie miało to znaczenia. Billy był jego małym braciszkiem i jeśli chciał go przytulić albo okazać mu swoje przywiązanie, to nikomu nic do tego, a zwłaszcza jego dumie.
Jesteś sentymentalnym kretynem, Coger, ale i tak cię lubię, powiedział sobie w myślach.
Uśmiechnął się, zamknął oczy i zapadł w niespokojny sen.

- Tom! Śpiochu, wstawaj! - usłyszał głos Billa.
Otworzył lekko oczy i spojrzał na niego zdezorientowany. Nigdy nie lubił pobudek.
- Co jest? – spytał, ziewając głośno i siadając.
Jeszcze nie do końca rozbudzany przetarł oczy i dłonią rozgarnął włosy. Na dworze było jeszcze ciemnawo.
- Nie możesz spać czy co? - spytał Tom.
- Tom, one tutaj krążą - powiedział spanikowany.
- Kto tutaj krąży?
- Te czarne postacie. Anielskie Demony czy jak im tam. One chodzą po grotach. Wyszedłem na chwilę, bo musiałem na stronę i zobaczyłem jednego, jak wychodził z jaskini. Chyba mnie nie zauważył. Szybko uciekłem. Widziałem, jak wchodził do następnej, a potem do jeszcze jednej... A co, jeśli przyjdzie tutaj? Tamci mówili, że one są niebezpieczne. Jak my się teraz stąd wydostaniemy?
Głos Czarnego lekko się załamywał. Bill okropnie bał się tych postaci, to było widać na pierwszy rzut oka. Tom też miał pewne obawy, chociaż te stwory na razie zostawiały ich w spokoju. Tamci jednak faktycznie wspominali, że zabiły kilka osób. Coś musiało w tym być, a oni nie mogli ryzykować.
Blondyn wstał, podszedł do wylotu jaskini i wyjrzał na zewnątrz. Mimo że wciąż było ciemnawo, faktycznie można było dostrzec czarną postać zaglądającą do jaskiń na przeciwległej ścianie skalnej.
- Ilu ich widziałeś? - spytał Tom, podchodząc z powrotem do brata.
- Tylko jednego - odparł Bill.
- Nie uważasz, że to dziwne?
- No, nie wiem... On wygląda, jakby czegoś szukał. Mam nadzieję, że nie chodzi mu o nas.
- To raczej wątpliwe. Ale dlaczego tylko jeden? Dlaczego chodzi sam? Gdzie jest reszta?
- Nie wiem, ale jednego chyba udałoby się wykiwać. Moglibyśmy poczekać, aż sobie pójdzie, a potem szybko się stąd zbierać. Nie mam ochoty na zawarcie bliższej znajomości.
Bill zadrżał. Był przerażony.
- Nie bój się, damy sobie radę - powiedział Tom.
- Jeśli próbujesz mnie pocieszyć, to wysil się trochę bardziej.
Blondyn westchnął tylko.
- Kaszana! - stwierdził i znowu podszedł do wylotu jaskini.
Stał przy samej skale i obserwował czarną postać. Nie poruszała się zbyt szybko albo po prostu z tej odległości jemu się tak wydawało. Tak czy siak, zachowanie tego czegoś było dziwne. No i gdzie podziała się reszta?
Coś tu wyraźnie było nie tak, tylko nie miał pojęcia, co.
- Długo zamierzasz tam stać? - spytał Bill.
- Nie wiem. Cholera, trzeba było zostać z tamtymi i trochę ich wypytać. Może daliby nam jakieś wskazówki.
Czarny westchnął.
- Może... Ale już nic na to nie poradzimy. Tom, a jeśli on nas tu znajdzie? A potem zawoła kolegów i wszyscy się tutaj zlecą? W życiu im nie uciekniemy.
- Nie panikuj! Dawaliśmy sobie radę do tej pory i teraz też sobie poradzimy! Udało nam się uciec tym dziwadłom w tunelach, zwiejemy też innym.
- Nie wiem czemu, ale te mnie bardziej przerażają.
Tom prychnął.
- Jasne! Nie wmówisz mi, że wrzaśniesz jeszcze głośniej niż wtedy w tunelach!
- Ty też krzyczałeś - przypomniał mu bliźniak.
- Ta... Ale ty mnie pobiłeś na głowę.
- Teraz tak mówisz, bo jest ci głupio - zaśmiał się Bill.
Tom zarumienił się lekko. Był zażenowany swoją reakcją, dlatego nie skomentował wypowiedzi brata. Jeszcze tylko bardziej by się wkopał.
Przynajmniej trochę mu się poprawił nastrój, pomyślał i nagle znieruchomiał.
Czarna postać zmierzała do jaskiń zlokalizowanych na tej samej ścianie, co ich grota. Tom poczuł ciarki na plecach i cofnął się niepewnie.
- Co się stało? - spytał Bill.
- Idzie tu - wyszeptał przerażony.
- Co?!
Czarny patrzył na niego, jakby zobaczył przybyszów z Marsa. Na jego twarzy malował się strach.
- Tom, powiedz, że mnie wkręcasz! – zażądał, patrząc na niego błagalnie.
- Chciałbym, ale on naprawdę tu idzie. Niekoniecznie do naszej, ale ma zamiar przeszukiwać te groty. Nie uda nam się teraz stąd uciec, zobaczyłby nas. Wejdźmy trochę głębiej i ukryjmy się. Może sobie pójdzie. Jak się rozjaśni, pewnie będzie latał w górze i da nam spokój.
- Jesteś pewny?
Nie, pomyślał, ale nie miał zamiaru mówić tego głośno. Tylko by go bardziej wystraszył.
- Tak - powiedział.
- Nie patrzysz mi w oczy.
- Bo nie mam ochoty.
- Wiem, że kłamiesz.
- Czy ty mi coś sugerujesz?! - Tom udał oburzenie.
- Dlaczego nie chcesz powiedzieć mi prawdy?
- Zachowujesz się jak sześciolatek! Dlaczego nie chcesz powiedzieć mi prawdy? Nie patrzysz mi w oczy - przedrzeźniał młodszego.
- Ja... - zaczął Bill, ale nie wiedział, co powiedzieć.
Odszedł kawałek w głąb jaskini, usiadł i schował głowę między kolanami. Nie płakał, ale chyba było mu trochę przykro. Tom westchnął cicho i poszedł sprawdzić, gdzie jest ta czarna postać. Ku jego przerażeniu, szła właśnie do ich groty!
Szybko podbiegł do Billa.
- Musimy się schować - szepnął do niego.
Czarny tylko kiwnął głową. Weszli bardziej w głąb groty i schowali się za jeden z głazów. Na pewno nie byli widoczni od strony wejścia.
Tom wcisnął się w sam kąt i przytrzymał Billa tuż przy sobie tak, że opierał się plecami o jego klatkę.
- Postaraj się nie kaszleć i nie oddychać zbyt głośno - szepnął mu do ucha.
Młodszy tylko kiwnął głową na znak zgody. Siedzieli nieruchomo, nasłuchując jakichś kroków, ale wszędzie panowała idealna cisza, nie było słychać nawet szumu wiatru. Nie mieli pojęcia, ile tak trwali w bezruchu. Po dłuższej chwili chcieli wstać i sprawdzić, czy ta dziwna postać już sobie poszła, ale wtedy nagle obaj poczuli nienaturalny chłód. Sparaliżował ich strach.
- Tom - szepnął cichutko Bill.
- Co? - spytał.
- Zaraz kichnę.
Tom zatkał bratu usta dłonią, żeby ten nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Miał nadzieję, że Bill może oddychać. Spojrzał na ziemię i zadrżał. Dostrzegł długi cień, który z każdą chwilą robił się coraz większy. Ta dziwna postać musiała wejść w głąb jaskini. Co prawda zostawili niedojedzone owoce, ale żeby tylko z tego powodu aż tak dokładnie ją sprawdzać?
Tom nasłuchiwał jakichś kroków, ale nic nie słyszał. Czuł obecność tego dziwnego stwora i było mu bardzo zimno. Nagle cień jakby zaczął się zmniejszać i chłopak z ulgą pomyślał o tym, że im się udało.
I nagle... Bill wyrwał się i kichnął głośno. Tom patrzył na niego z otwartymi ustami. Nie bardzo rozumiał, co tak właściwie się stało. Usłyszał jakiś dziwny odgłos. Czarny spojrzał na coś nad głazem i jego oczy rozszerzyły się ze strachu. Siedział tak nieruchomo i patrzył na coś. Tom dopiero po chwili, kiedy się ocknął z jakiegoś dziwnego odrętwienia, podążył powoli za wzrokiem brata.
Zobaczył zakapturzoną czarną postać, która wydała z siebie potworny pisk. Czarny wydarł się głośno. Nim Tom zdążył go uciszyć, dwie dziwne macki oplotły klatkę Billa i porwały go za głaz.
Przerażony Tom zerwał się ze swojego miejsca i wybiegł za bliźniakiem. Czarny wydzierał się na całe gardło. Kiedy blondyn stanął w wylocie jaskini, czarna postać trzymała Billa jakiś metr nad ziemią i wydawała z siebie okropne piski. Miała ze dwa i pół metra wysokości. Wyglądała jakby była ubrana w czarną sukienkę tkaną z jakiegoś przezroczystego materiału. Zamiast rąk miała dwie macki, a z pleców sterczały jej ogromne, czarne jak smoła skrzydła. Nie miała nóg, lecz wyglądała jak duch. Nie przypominała też typowego stereotypowego anioła.
Postać wpatrywała się w Billa jak w przekąskę.
Czarnowłosy chłopak krzyczał głośno i machał nogami w powietrzu. Rozpaczliwie próbował jakoś się uwolnić, ale nie był w stanie.
- Tom! Tom, pomocy! - wrzeszczał.
Postać wydała z siebie kolejny pisk. Tom wybiegł z jaskini i zaczął do niej krzyczeć.
- Puść go, ty pokrako!
- Tom! - krzyczał Bill.
Anielski Demon, jak go nazwali tamci bliźniacy, wydał z siebie nieartykułowany odgłos, coś jakby mruknięcie. Zanim blondyn zdążył do nich podbiec, wzbił się w powietrze, wciąż mackami oplatając krzyczącego Billa. Tom nie mógł nic zrobić.
Patrzył tylko bezradnie za potworem, który porwał jego brata. Upadł na kolana i rozpłakał się.
Postać tak mocno trzymała młodzieńca za ramiona, że sprawiała mu ból, ale on wrzeszczał z innego powodu. Lecieli kilkadziesiąt metrów nad ziemią, Bill musiał zamknąć oczy, żeby nie widzieć jak są wysoko. Gdyby zerknął, na pewno by zwymiotował.
Powieki miał mocno zaciśnięte i nie chciał ich otwierać. Krzyczał imię swojego brata, ale wiedział, że przecież Tom nie umie latać i mu nie pomoże. Musi radzić sobie sam, a to jest równoznaczne z tym, że już po nim. Jeśli tylko ten potwór zdecyduje się go zabić, nie będzie w stanie się obronić i zginie. Na samą myśl o tym żołądek podchodził mu do gardła. Wcale nie chciał zginąć, nie w taki sposób. Nie uśmiechało mu się zostać rozszarpanym przez jakieś monstrum. Już wolał upadek z urwiska.
Nagle postać zwolniła, a potem puściła go i upadł na ziemię. Przerażony i zdezorientowany jeszcze dobrze nie otworzył oczu, a już zaczął uciekać na czworakach. Poczuł, jak coś zimnego oplata się wokół jego lewej kostki i przyciąga go z powrotem po ziemi. Zawył z bólu. Już wiedział, jak czuł się Tom, kiedy przejechał się po ścianie. Okropne uczucie. Odwrócił się na wznak i oddychając ciężko, obserwował swojego oprawcę. Cokolwiek to było, twarz miało zakryte czarną maską zlewającą się z resztą. W masce była jedynie dziura na otwór gębowy. Cokolwiek to było, ciągle wydawało z siebie ciche pomruki, jakby było z siebie zadowolone. Widząc, że na razie nie ma zamiaru go ruszać, Bill rozejrzał się wokoło. Z powrotem wrócił na górę. Za postacią znajdował się zwalony pień, po którym on i Tom mieli przejść, zanim spadli w dół. No, tak, zlecieli tam w dość nietypowych okolicznościach, to trzeba było im przyznać. Chyba byli po drugiej stronie, tak przynajmniej mu się wydawało, bo kilkanaście metrów za nim zaczynał się las. Znowu. Od przepaści do lasu ziemia była porośnięta trawą, tak samo suchą i wyblakłą, jak wszędzie, gdzie byli.
Spróbował wstać, ale macka chwyciła go za kostkę i szarpnęła do góry. Bill znowu się przewrócił.
Chyba nie chce, żebym wstawał, pomyślał. Nie spuszczając wzroku z potwora, odsunął się trochę od niego. Chyba nie miał nic przeciwko, bo nie zareagował. Bill odetchnął z ulgą. Demon nie chciał go zabić, a przynajmniej nie w tej chwili. Miał więc jakieś szanse. Tylko jak uciec, skoro wokół niego była tylko trawa? Tom na pewno by coś wymyślił, a ponoć to on był tym mądrzejszym bliźniakiem.
Bill westchnął. Beznadzieja! Opadł bezwładnie na ziemię i spojrzał w niebo. Chmury jak zwykle ciemne, wręcz granatowe i jakieś takie nieprzyjemne. Całe to miejsce było dziwne. Nie było tu żadnych zielonych roślin, tylko same wyblakłe i jakby podtrute. Krajobrazy w tym miejscu były ponure i wprawiały w przygnębienie. Nie było nic, co mogłoby sprawić jakąkolwiek przyjemność.
Nagle zaburczało mu w brzuchu. Mimo że w pobliżu był tylko ten stwór, zarumienił się.
- Co się gapisz? - burknął cicho, widząc twarz postaci skierowaną w swoją stronę.
Oczywiste było, że nie otrzyma odpowiedzi. Zamknął oczy. Bał się tego, co miało się stać, ale zaczynał go ogarniać spokój. Nie wiedział, dlaczego tak jest, przecież nadal był przerażony całą tą sytuacją. Coś miało jednak na niego zbawienny wpływ i było mu trochę lżej. Chociaż tyle dobrego w tym wszystkim.
Leżał tak i leżał, aż w końcu zasnął.
Obudził się, kiedy zrobiło mu się bardzo zimno. Przyzwyczaił się do chłodu, jednak to było coś więcej niż zwykły spadek temperatury. Otworzył oczy i rozejrzał się. Włosy zjeżyły mu się na głowie, kiedy zamiast jednego potwora, dostrzegł trzy. Stały wokół niego i wszystkie miały twarze skierowane w jego stronę. Nie bardzo wiedząc, o co im chodzi, trwał w bezruchu. Podejrzewał, że to może już być jego koniec. Zamknął oczy i przygotował się na najgorsze, gdy jednak przez dłuższą chwilę nic się nie działo, otworzył jedno oko. Stwory nadal stały nieruchomo. Otworzył drugie i zamrugał.
Dlaczego nie atakują, myślał. Nic z tego nie rozumiem.
Zastanawiał się nad tym, kiedy nagle coś mocno uderzyło go w głowę. Zobaczył przed oczami gwiazdki i złapał się za obolałe miejsce, jęcząc cicho.
- Cholera! - burknął do siebie.
Pod jego nogami leżało znienawidzone przez niego jabłuszko. Nazwali je tak razem z Tomem. Była to nazwa żartobliwa, w końcu ten owoc był ze trzy razy większy od normalnego jabłka. Chłopak skrzywił się mocno. Skąd to się wzięło? Spojrzał do góry i z cichym okrzykiem przeturlał się na bok, inaczej zostałby zmiażdżony przez ogrom lecących na niego owoców.
Spojrzał na to zdziwiony i dostrzegł kolejnego potwora. To on musiał to wszystko tutaj rzucić. Chcą go nakarmić? O co im chodzi?
Bill spojrzał na stertę owoców i westchnął zrezygnowany. Były tam tylko jabłuszka. Nie tolerował tego jedzenia, więc nie miał zamiaru się za to zabierać. A był taki głodny!
Potwory obserwowały go i jakby czekały na jego ruch. Bill położył się z powrotem na ziemi i zamknął oczy. Poczuł, że coś go łapie za nogę i po chwili wisiał już głową w dół. Otworzył oczy. Było mu trochę niewygodnie i zaczynał wpadać w panikę. O co tym razem chodzi?
Jedna macka trzymała go za kostkę, a druga podsunęła mu owoc pod nos. Czarny spojrzał na nie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Odepchnął mackę, ale ona natychmiast znowu wróciła na swoje miejsce.
- Nie chcę tego - powiedział, ale do potwora to nie docierało.
Zirytowany chwycił owoc w rękę i z całej siły cisnął nim w monstrum. W tej chwili nie bardzo go obchodziło, co się z nim potem stanie. Nie miał ochoty tego jeść i nikt nie będzie mu nic wciskał na siłę!
Szybko jednak pożałował swojej chwilowej brawury. Potwór szarpnął nim do góry, a potem cisnął o ziemię. Bill jęknął z bólu, coś chrupnęło mu w barku. Macka jednak ponownie szarpnęła nim do góry, by powtórzyć cios. Zrobiła tak jeszcze raz, a potem ponownie zawisł głową w dół. Był zupełnie bezwładny. Otworzył lekko oczy. Znowu druga macka podsunęła mu pod nos jabłuszko. Skrzywił się i odepchnął je ostatkiem sił.
Zamknął oczy i czekał na najgorsze.
Potwór chyba się wkurzył, bo puścił go. Czarny upadł na ziemię. Tylko cudem nie skręcił sobie karku. Leżał bezwładnie, zaciskając zęby. Całe ciało pękało z niewyobrażalnego bólu i nic nie mógł na to poradzić.
- Tom... - szepnął cicho.
Westchnął. Poczuł, jak coś ponownie łapie go za kostkę. Jego bezwładne ciało było ciągnięte po ziemi jak najzwyklejszy grat. Bill w przypływie wisielczego humoru pomyślał, że traktują go tak, jak za życia: jak śmiecia. Gdy już wreszcie brat zaczął go doceniać i szanować, inni nie mają takiego zamiaru.
W końcu potwór zostawił go w spokoju i Bill mógł odpocząć. Zdał sobie sprawę z tego, że nawet jeśli udałoby im się wrócić do domu, to przecież i tak wszyscy nadal będą go poniżać. Tom może już by tego nie robił, ale reszta na pewno nie reagowałaby tak samo. Bliźniak nie będzie w stanie go obronić, gdyby komuś zachciało się go pomęczyć. On sam z jedną osobą być może dałby sobie radę, ale jeśli byłoby ich więcej? Nie miałby najmniejszych szans. Miał przechlapane i nawet bliźniak nie był już w stanie tego zmienić. Chyba właśnie tego Tom najbardziej się bał. Nie lubił tej bezsilności, która teraz dawała im nieźle w kość.
Ciekawe, co z Tomem, pomyślał. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Tylko jeden potwór przeszukiwał jaskinie, więc pewnie jest bezpieczny. Gdybym tylko miał jakąkolwiek pewność, że nic mu nie grozi! Mógłbym nawet oddać życie, gdybym wiedział, że on wróci do domu! Ale przecież nie mogę oddać czegoś, czego nie mam. Jestem beznadziejny!
Odetchnął głęboko, po czym zerknął na potwory. Zostały tylko dwa. Wyglądały jak dwa koguty przed walką. Ku jego zdumieniu rzuciły się na siebie i zaczęły się szamotać. Patrzył na to obojętnie. Coraz bardziej gubił się w tym wszystkim. Chciał, żeby ten koszmar wreszcie się skończył, żeby dano mu spokój. Nieważne, czy umrze, czy nie. Miał już tego dość. Był głodny, okropnie poobijany i cały we krwi. Jego ciuchy były zniszczone i śmierdziały, poza tym już od ponad tygodnia nie brał kąpieli. Oprócz tego był przeziębiony, w płucach mu świszczało i najadł się strachu za wszystkie czasy. Jakby tego było mało, kilka metrów od niego walczyły sobie dwa potwory, a on nawet nie był zdziwiony! Pomyślał, że teraz został już oficjalnym świrem i nic tego nie zmieni.
Nawet gdyby jakimś cudem udało mu się uciec, w życiu nie odnalazłby brata. Musiałby z powrotem skoczyć w przepaść, ale tym razem nie mógł liczyć na szczęście. Zostałby z niego placek i tak to by się skończyło. Jeśliby przeżył, i tak pewnie by nie odnalazł brata, a nawet gdyby... Nie daliby rady wspiąć się z powrotem do góry. Byłoby po nich. Gdyby bliźniak go odnalazł i jakimś cudem wydostał się z przepaści, a sam ten pomysł brzmiał nieprawdopodobnie, to i tak nie poradziłby sobie z tymi stworami. Uwięziłyby ich obu albo zabiły. Już sam nie wiedział, co gorsze. A jeśliby założyć, że jednak jakoś się wywiną, to tak czy siak nie wiedzą, jak się z tego wszystkiego wygrzebać. Wędrowaliby dalej nie wiadomo dokąd aż wreszcie coś by ich załatwiło na dobre. Tamci mieli rację: byli naiwni. Łudzenie się, że kiedykolwiek uda im się od tego uciec, było żałosne. Powinni byli popełnić samobójstwo już na samym początku i nie męczyć się tak. Bo inaczej nie można było tego określić. To była istna męczarnia. Bill czuł się jak torturowane i głodzone zwierzątko. Po tym wszystkim, co musiał przejść przed śmiercią, liczył na trochę więcej szczęścia. Właśnie dlatego popełnił samobójstwo. Naiwnie wierzył, iż zazna trochę radości i wreszcie nie będzie musiał się bać, że ktoś do niego podejdzie i bez powodu zrobi mu krzywdę. Zamiast tego wylądował w jakimś postrzelonym świecie z psychicznymi, walczącymi między sobą potworami, które go męczą i każą mu jeść ohydne rzeczy. Gdyby wiedział, co go tu czeka, za żadne skarby świata nie targnąłby się na swoje życie. Dziękowałby za to, co ma i nie prosiłby o więcej. Każdy jednak jest mądry po szkodzie.
Życie pozagrobowe jest zdecydowanie za bardzo przereklamowane.
Żałosne!
Czarny zobaczył, że potwory przestały walczyć, a jeden z nich rozpłynął się w powietrzu. Ten drugi spojrzał na niego i zaczął się zbliżać. Billa ogarnął nieuzasadniony strach. Ostatkiem sił podniósł się i na chwiejnych nogach zaczął iść w stronę lasu. Co chwilę oglądał się na ciemną postać, która nie wydając z siebie nawet najmniejszego dźwięku, coraz bardziej się do niego zbliżała.
Potknął się i wywrócił, ale szybko się pozbierał i kontynuował wędrówkę. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe, a oddechy stały się płytsze z wysiłku. Usta mu zadrżały, kiedy zimna macka oplotła się wokół jego kostki, po czym pociągnęła go tak jak poprzednio. Wywrócił się i znowu przejechał po twardej ziemi. Na wpółprzytomnie pomyślał, że to już naprawdę koniec.

8 komentarzy:

  1. Jeny, straszne... Przecież Bill bez Toma sobie nie poradzi!
    Te stwory są dziwne!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Życie pozagrobowe jest zdecydowanie za bardzo przereklamowane."- to argument na wypadek gdybym miała ochotę się zabić.
    Wiedziałam, że Bill kichnie/kaszlnie. Heh, to do niego podobne. Cholerne Anioło-dementory, a Billy biedny, bo nie ma przy nim Toma.

    OdpowiedzUsuń
  3. O jacie.. Ciekawe co ten potwór będzie chciał zrobić z Billem. Bo zachowanie tych stworów jest baardzo dziwne. I co z Tomem? Hm. Teraz zostaje tylko czekać na dalszą część.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. O jery, jery, jeryy! To jest straszne! I w ogóle co te potwory chciały? Zrobić sobie z Billa zwierzaczka XD? A co z Tomem? Ych... aż się boję ;P
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie dzisiaj notka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jeszcze nie zaczęłam. Piszę pracę typu maturalnego z historii (pierwsze zadanie domowe, które odrabiam w tym roku szkolnym =.=') i dopiero jak skończę, zacznę pisać. Naprawdę nie wiem, czy zdążę, ale postaram się.
      Jak się pojawi, to pewnie około godziny dwudziestej drugiej.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ok dziękuję za odpowiedź.
      Pozdrowienia!

      Usuń
  6. Kiedy można spodziewać się kolejnego odcinka? Bo dłużej już nie wytrzymam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)