czwartek, 1 listopada 2012

~~.8.~~


Ból.
Pierwsze uczucie, jakie przebiło się przez ciemność i dotarło do świadomości Toma. Na wpół przytomnie pomyślał, że przecież to niemożliwe. Spadł w przepaść. Zginął. Nie powinien nic czuć. W takim razie skąd ten ból?
Przypomniał sobie o bracie. Nigdy by nie przypuszczał, że Bill tak uparcie się go uczepi i poleci razem z nim. Tak bardzo bał się wysokości i tego, że spadnie. Dlaczego to zrobił? Bał się zostać sam?
Blondyn spróbował odetchnąć, ale jego cierpienie tylko się wzmogło. Spróbował otworzyć oczy, lecz nie był w stanie. Mógł tylko lekko poruszyć palcami.
Bill... Co z Billem? Czy dobrze się czuje? Gdzie on jest? Co się tak właściwie stało? Nic z tego nie rozumiał. Jakim cudem przeżył? Spadli przecież z tak ogromnej wysokości! Powinni się zabić w momencie upadku. A jednak on czuje zupełnie tak samo, jak wtedy, gdy żył. A może dopiero umiera?
Jego umysł był zamroczony przez cierpienie. Podświadomie pozostawał w tym dziwnym transie, żeby nie czuć tak bardzo bólu. Nigdy go nie lubił. Przez tydzień w tym dziwnym miejscu doświadczył go więcej niż przez całe swoje życie. To nie było fair.
- Tom! Hej, obudź się! - usłyszał znajomy głos.
Bill...
Poczuł niewyobrażalną ulgę. Jego brat żyje i najwyraźniej ma się dobrze.
- Nieźle grzmotnął o ziemię. Mógł sobie coś połamać - odezwał się nagle jakiś inny głos.
- Tak, to prawda. Gdybyście widzieli, jak to wyglądało z naszej perspektywy - następny głos.
Gdzie my jesteśmy, do cholery, myślał Tom.
- Na pewno jesteście bliźniakami? Macie inny kolor włosów - kolejny głos.
- Przefarbowałem swoje - głos Billa.
- Billy... - wychrypiał cicho Tom.
Spróbował ponownie otworzyć oczy. Po kilku próbach udało mu się lekko uchylić powieki. Dostrzegł Billa, ale aż w sześciu kopiach. Zamrugał niecierpliwie. Miał przecież tylko jednego bliźniaka.
- Jak się czujesz? - spytał Czarny.
Jego melodyjny głos był istnym balsamem dla jego uszu.
- Bywało lepiej - odparł cicho i nawet uśmiechnął się lekko.
Bill widząc, że bratu nic nie jest, odetchnął głęboko. Tom spróbował wstać, ale nie był w stanie się ruszyć. Miał problemy z oddychaniem. Rozejrzał się po grocie, w której byli. Czarny siedział przy nim po jego prawej stronie, a z drugiej było kilkanaście innych osób. Zamknął oczy i otworzył je, nie wierząc temu, co zobaczył, ale obraz się nie zmienił.
- Billy... Czy ja mam omamy? - spytał niepewnie.
- Nie. Oni naprawdę tu są.
- Cześć, Tom! - powiedzieli wszyscy chórem, machając do niego.
- Co oni tutaj robią? - spytał.
- Ale z niego gaduła. Tylko się obudził, a już mu się gęba nie zamyka - odezwał się ktoś.
- Jest gorszy od ciebie, Damian - kolejny głos, tym razem damski.
Tom spojrzał na pokaźną grupę młodych ludzi. Z początku myślał, że nadal widzi podwójnie, ale połapał się, że ma przed sobą bliźniaków. Dla pewności jednak zerknął na własnego brata, który patrzył na niego z troską. Trzymał go za rękę. Dziwne, wcześniej tego nie czuł.
- Co tu jest grane, do cholery? – spytał,  już kompletnie głupiejąc.
- Jak ty się wyrażasz w towarzystwie dam? - spytał jakiś oburzony damski głos.
- Dowal mu, Sylwia! - odezwał się kolejny głos ze śmiechem.
Wszyscy zaczęli gadać jeden przez drugiego. Tom zamknął oczy i jęknął. Jeszcze tylko ich w tym bałaganie brakowało.
- Powie mi ktoś wreszcie, co tu jest grane... do cholery? - spytał w miarę spokojnie,  kładąc nacisk na ostatnie dwa słowa.
Bill westchnął.
- Chyba nie chcesz tego wiedzieć - powiedział cicho.
Tom spojrzał na bliźniaka. Zauważył, że jest załamany. Na początku myślał, że po prostu był smutny, bo się o niego troszczył, ale dostrzegł, że to coś więcej.
Co się stało, zastanawiał się zdziwiony. Bill był słabszy psychicznie, ale dopóki on go nakręcał, nie tracił nadziei. Dlaczego teraz jest taki przygnębiony?
- Wierz mi, chcę - warknął do brata.
Czarny westchnął.
- Masz tu przed sobą dwanaście osób. Bliźniaki jednojajowe, tak jak my... - zaczął Bill.
- No, i co z tego?
- To, że oni znaleźli się tutaj w podobny sposób jak my i też próbowali znaleźć wyjście... ale im się to nigdy nie udało. Stąd nie ma wyjścia.
- Co?!
Tom patrzył na brata szeroko otwartymi oczami. Wściekłość dodała mu sił. Jęcząc z bólu, zaczął się podnosić do pozycji siedzącej.
- Nie wstawaj.
- Pomóż mi albo pieprz się!
Bill z cichym westchnieniem pomógł bratu usiąść. Tom klął jak szewc. To, że wszystko go bolało, ogromnie potęgowało jego irytację. W sumie to od samego początku Tom chodził zirytowany albo wściekły. Przynajmniej Czarny był pewny, że nic poważnego mu się nie stało.
- Dobra, o co tu chodzi? – spytał, patrząc podejrzliwie na grupę ludzi.
- Jak w ogóle się tutaj znaleźliście? - spytał wysoki, postawny blondyn z mnóstwem piegów na twarzy. Miał niebieskie oczy i głupio się uśmiechał. Ubrany był w zwykłe jeansy i czarną kurtkę. Wyglądał, jakby przeszedł w tym stroju prawdziwy obóz przetrwania.
- Byliśmy na Starej Stacji w naszym mieście. Rąbnął w nią piorun, tuż obok nas - powiedział Bill, patrząc na brata wymownie.
- Wow! Nieźle! - odezwała się ruda dziewczyna z zielonymi oczami. Miała na sobie ciemny dres, również brudny i bardzo zniszczony.
- Moglibyście się przedstawić? - spytał Tom.
- Damian, a to mój bliźniak Daniel.
- Sylwia, a to moja bliźniaczka Sara.
- Patryk i Aleks.
- Adam i Szymon.
- Krystian i Mateusz.
- Diana i Weronika.
Tom bezczelnie lustrował wzrokiem każdego po kolei. Niebieskooki blondyn miał na imię Damian, a jego wierną kopią był Daniel. Sylwia była wygadanym rudzielcem w ciemnym dresie, a jej bliźniaczka, Sara, była ubrana tak samo. Dalej miał przed sobą Patryka i Aleksa. Obaj nosili okulary, mieli piwne oczy i byli szatynami z dość długimi włosami. Ubrani byli w jeansy, ciemne adidasy i kolorowe bluzy. Następny był... Adam. Wyglądał, jakby uciekł z jakiegoś zakładu. Na szyi miał obrożę, włosy przefarbował na czarny kolor. Nosił czarną skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami i ciemne rurki wciśnięte w glany. Jego brat, Szymon, wyglądał podobnie, z tym że miał na głowie kolorową fryzurę - kiedyś zapewne był to irokez, ale już niewiele z niego zostało. Krystian i Mateusz byli mocno napakowanymi brunetami odznaczającymi się latynoską urodą. Obaj byli porażająco przystojni i modnie ubrani: mieli na sobie jasne koszulki i czarne szorty, których nie kupi się w pierwszym lepszym sklepie. Na końcu siedziała Diana z Weroniką. Były to murzynki z krótkimi, kręconymi włosami i sympatycznym wyrazem twarzy. Obie miały na sobie czarne, obszerne koszulki i szerokie spodnie oraz sportowe buty. Wszyscy byli brudni, a ich ubrania były porwane w kilku miejscach. Cała ekipa była zbieraniną ludzi różniących się między sobą praktycznie pod każdym względem. Łączyło ich tylko jedno - mieli bliźniaka.
- Próbowaliście się stąd wydostać? - spytał Tom.
- Tak, ale nie udało się nam - odparł Mateusz.
- Jak się wszyscy odnaleźliście?
- Tak samo, jak znaleźliśmy was. Przez przypadek - rzekła Sara.
- Ile czasu już tutaj jesteście?
- Najdłużej jesteśmy tutaj ja i Adam - powiedział Szymon.
- Najdłużej czyli ile? - spytał Bill.
- Dziesięć lat.
Tom i Bill spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
-To w końcu my żyjemy, czy nie? No bo już nic z tego nie rozumiem -rzekł Tom.
- Nie mamy pojęcia. W życiu każdego z nas wydarzył się wypadek, po którym zostaliśmy uwięzieni tutaj. Nikomu nie udało się odnaleźć wyjścia. Podejrzewamy, że w ogóle go tutaj nie ma. Prawdopodobnie nie żyjemy - Sylwia wzruszyła ramionami.
- Gdzieś musi być jakiś haczyk - westchnął Bill.
- Zabiję tego pieprzonego kawalarza! Niechno go tylko znajdę! - syknął Tom, zaciskając ręce w pięści.
- Jeśli chcecie, to możecie iść dalej, ale nie łudźcie się - stąd nie można uciec - rzekł z goryczą Krystian.
Wszyscy westchnęli jak jeden mąż.
- To bez sensu! A w ogóle... Jakim cudem przeżyliśmy taki upadek?! Jeśli to jest bezpieczne... z chęcią skoczę jeszcze raz! - rzekł Tom.
- Następnym razem na pewno się zabijesz. Mieliście cholerne szczęście. Widzisz te ciemne punkty poruszające się w powietrzu? To są krwiożercze potwory. Nazwaliśmy je Anielskimi Demonami, bo wyglądają jak anioły, ale są czarne i zachowaniem przypominają demony. Latają tak cały dzień. Zabiły już... kilku naszych. Gdy spadaliście w dół, jednego przetrąciliście... - tłumaczył Damian.
- Co?!
- Naprawdę! Gdybyście siebie widzieli! Lecicie w dół i nagle przysunęliście w jednego z nich. Rozerwało go na strzępy, tylko pióra się z niego posypały. Dzięki niemu straciliście swój rozpęd, a że on był miękki... Wyglądało to tak, jakbyście spadli mniej więcej z piętnastu metrów - dokończył Daniel.
- Dlaczego ja straciłem przytomność, a Bill nie?
- Obaj byliście nieprzytomni, kiedy was stamtąd zabieraliśmy. Bill nie miał żadnych obrażeń, bo upadł na ciebie. To ty wyrżnąłeś w ziemię. Tak czy siak, jesteście niezłymi farciarzami - dopowiedział Damian.
- Dlaczego te stwory nas nie zaatakowały? - spytał Czarny.
- Nie mam pojęcia. Chyba po prostu mają dobry dzień.
- Jak cholera! Dobra, Bill, zbierajmy się. Musimy się stąd wydostać - burknął Tom.
Wszyscy spojrzeli na niego zdumieni.
- Za mocno uderzyłeś się w głowę? Stąd nie ma wyjścia! - powiedziała Sara.
- To wy tak uważacie – odparł, próbując wstać z kwaśną miną.
- Jesteś naiwny - wytknął mu Szymon.
- A ty głupi - odgryzł się.
Szymon poczerwieniał ze złości. Zerwał się ze swojego miejsca i ze wściekłą miną spoglądał na Cogera.
- Odszczekaj to! - syknął do Toma, zaciskając dłonie w pięści.
- Nie mam zamiaru. Stwierdzenie faktu nie jest przestępstwem. Gdybyś naprawdę myślał, to zauważyłbyś pewne prawidłowości.
- O co ci chodzi?! Jesteś powalony!
- Tom ma na myśli to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wychodząc z tego założenia, można wywnioskować dwie ważne rzeczy. Po pierwsze każdemu z nas przydarzył się nieszczęśliwy wypadek, po którym znaleźliśmy się w dziwacznym miejscu. Po drugie są tutaj tylko bliźniaki jednojajowe. Zbieg okoliczności? Może tak, a może nie. Jak na mój gust, zostaliśmy tu sprowadzeni z jakiegoś powodu - odezwał się cicho Bill.
Szymon zaczął klaskać z głupią miną.
- Brawo, piękne przemówienie! Ile tutaj jesteście? Miesiąc? Dwa? Ja jestem tu dziesięć lat! Dziesięć pieprzonych lat! Wiele tu przeszedłem i ktoś taki jak ty nie będzie mi mówił, co mam robić! Szukaliśmy z Adamem miesiącami, ale nic nie znaleźliśmy. Wszędzie tylko skały, podziemne tunele, góry, pustynie i lodowce! Ale proszę bardzo! Idźcie sobie! Będą dwie gęby mniej do wykarmienia.
- Szymon, przestań - powiedział Adam.
- Nie! To świry, nie widzicie tego? To...
- I mówi to facet z kolorowym irokezem na głowie - zaśmiał się Tom.
Bill patrzył z niepewną miną raz na jednego chłopaka, a raz na drugiego. Trochę go dziwiło, że nikt się nie wtrąca, tylko wszyscy z zainteresowaniem czekają na rozwój wypadków. Szczerze powiedziawszy to Tom całkiem dobrze się trzymał na nogach, biorąc pod uwagę, jak wyglądał kwadrans wcześniej. Trochę mu się trzęsły kolana, ale w tych spodniach prawie nie było tego widać.
- Myślisz że ty wyglądasz normalnie w tych workowatych ubraniach i z tym debilnym kolczykiem w ustach?
- Przynajmniej nikt nie pomyśli, że biegam na smyczy.
- Co?!
- Stary, chodzisz w obroży! Nie mam nic do metali, ale nie pozwolę, żeby ktoś krytykował moje ciuchy! Jeśli ktoś ma tu coś odszczekać, to ty!
- Po moim trupie!
- Już jesteś trupem, stary, tylko jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy!
- Co, nowa teoria? - spytał ironicznie Adam, który miał już dość kłótni i tego, że jakiś „idiota” obraża jego brata.
- Dajcie już spokój. To bez sensu. Macie tu jakąś wodę? - odezwał się Bill.
- Tak - powiedział Damian.
- Ale nie dla was. I tak idziecie na pewną śmierć, więc szkoda jej marnować. Poza tym, nie chcemy się z wami dzielić - dorzucił od razu Szymon.
Czarny wkurzył się. Co ten palant sobie wyobraża? Zachowuje się, jakby pozjadał wszystkie rozumy.
-Nie to nie, łaski bez!  - zirytował się Bill. - Nie mam zamiaru się prosić! Radziliśmy sobie sami przez tyle czasu, więc obejdzie się bez waszej pomocy. Ale wiedz, że jesteś głupim, niedorozwiniętym, nieudolnym, porąbanym palantem, który myśli, że wszystko wie! Nie dziwię się, że przez dziesięć lat nie udało ci się znaleźć wyjścia! Z takim małym mózgiem też nie dałbym sobie rady! - Bill aż poczerwieniał ze złości.
Wszyscy patrzyli na niego zaszokowani. Nikt by się nie spodziewał, że taki spokojny i łagodny chłopak w ogóle potrafi kogoś wyzwać i jeszcze dopiec mu przy tym do żywego. Tom patrzył na bliźniaka równie zdezorientowany jak inni, ale po chwili uśmiechnął się tylko. Czarny zaczynał się zachowywać jak kiedyś, kiedy jeszcze byli nierozłączni.
- Ty... - syknął Szymon, ale Bill mu przerwał.
- Zamknij się, bo ci przywalę!
Wszyscy wybuchli śmiechem. Szymon był o głowę wyższy od młodego Cogera, a poza tym tęższy. Chudy Bill nie wyglądał na specjalnie silnego.
- Ale się boję. Ojej, już biegnę do mamusi - ironizował chłopak.
- Lepiej zacznij!
- Jesteś żałosny! Że niby ty... - zaczął drwić Szymon, ale Bill, nie namyślając się długo, wyprowadził szybki i celny cios pięścią, trafiając zdziwionego metalowca w nos.
Tom poczuł ból w ręce i zaśmiał się, kiedy Szymon upadł na tyłek.
- Cholera, boli! - warknął Bill, machając dłonią.
Poszkodowany złapał się za nos, z którego buchnęła krew i patrzył na Czarnego jak na wariata. Nie sądził, że chłopak zrealizuje groźbę.
- Jak śmiesz... - zaczął Adam, ale Tom szybko zareagował.
- Spadaj! - powiedział i uderzył go w twarz najmocniej, jak tylko mógł w takim stanie.
Adam padł na ziemię i już nie wstał. Był nieprzytomny. Tom się cieszył, że wcześniej poharatał sobie tylko wewnętrzną stronę dłoni, inaczej chyba by się popłakał z bólu przy takim uderzeniu.
- Chodźmy stąd! Nic tu po nas - rzekł Bill, obserwując nieprzyjazne twarze.
Tom tylko zaśmiał się w odpowiedzi. Czarny podszedł do niego, wcisnął mu się pod ramię i pomagając mu iść, wyszli z groty. Blondyn trochę kulał, ale był w stanie kontynuować wędrówkę.
- Znowu sami - westchnął cicho.
- Tak... - odparł Bill.
- Żałujesz?
- Może trochę. Ale to teraz nieważne. Musimy znaleźć wodę, trzeba wreszcie zmyć z ciebie krew i opatrzyć twoje ręce.
- Eh, dobra. Idźmy przy samej ścianie, te dziwne stwory krążące w górze nie wyglądają zbyt zachęcająco.
Czarny spojrzał do góry. Kilkanaście metrów nad ziemią w kółko latały dziwne postacie. Były całe czarne i miały skrzydła. Z tej odległości nie można było dostrzec dokładnego wyglądu, ale bracia byli pewni, że cokolwiek to jest, na pewno nie ma nic wspólnego z człowiekiem.
- Spadajmy stąd, zanim nas zaatakują -  powiedział Tom.
- Dlaczego nas nie ruszają? Nic z tego nie rozumiem.
- Nie myśl o tym. I przestań siorbać tym nosem, na litość boską! Wiesz jakie to jest denerwujące?
- Przepraszam, ale nic na to nie poradzę! Przeziębiłem się.
Tom tylko westchnął. Nie dość, że odgłosy wydawane przez Billa działały mu na nerwy, to jeszcze szli w żółwim tempie. Zapowiadał się bardzo długi dzień.
Przez kilka godzin żaden z nich się nie odezwał. Bill był coraz bardziej zmęczony, prowadzenie brata nie było łatwe. Może by mu szło lepiej, gdyby nie był przeziębiony, a może nie.
- Rety, Tom! Jeśli z tego wyjdziemy, zrzuć parę kilo! Ważysz z tonę!
Blondyn tylko prychnął.
- Ważę siedemdziesiąt kilogramów. To idealna waga przy moim wzroście.
- Nie dla kogoś, kto musi cię prowadzić!
- Nie narzekaj! Zawsze mogło być gorzej.
- To chyba się stanie moją dewizą życiową.
- Ta...
Pod wieczór chłopcy znaleźli grotę, w której mogli przenocować. Szczęście im dopisało, ponieważ w środku z jednej ze ścian wypływał malutki strumyk. Zadowoleni ugasili pragnienie.
- Oderwij kawałek swojej koszulki - powiedział nagle Bill.
- Dlaczego moja koszulka?!
- Bo jest taka długa, że nawet jeśli oderwiesz spód to i tak bez problemu włożysz ją w spodnie.
- Nie zgadzam się.
- Chcesz chodzić cały uświniony we krwi? Poza tym, w ranę może wdać się zakażenie. Mielibyśmy już całkiem pozamiatane.
Tom burcząc pod nosem, jak bardzo nie znosi brata, ściągnął bluzę i koszulkę, po czym oderwał cały spód. Był wściekły, bo to była jego ulubiona, ale nie miał wyjścia. Nałożył na siebie resztki swojej koszulki i włożył bluzę. W grocie było bardzo zimno.
Bill kazał mu przemyć twarz i ręce w strumyku. Kiedy Tom już to zrobił, Czarny dokładnie starł z niego krew i porwał koszulkę na mniejsze pasy, które przypominały bandaż.
- Robiłeś to kiedyś? - spytał Tom.
- Nie. Jak będzie za mocno to mów.
- Ok.
Bill wiedział mniej więcej, jak powinien zawiązać koszulkę. Zrobił to w miarę sprawnie. Niestety nic nie mógł zrobić z podrapaną twarzą bliźniaka. Tom musiał po prostu czekać, aż te rany się zagoją.
- Jestem wykończony... - westchnął poszkodowany, kładąc się na ziemi.
- A ja głodny - mruknął Bill, idąc w ślady brata.
Blondyn jęknął.
- Nie przypominaj mi o tym!
- Nic nie poradzę na to, że chce mi się jeść!
- Trzeba było najpierw spytać o jedzenie, a dopiero potem bić tamtego gościa.
- Jeśli myślisz, że jesteś zabawny, to...
- Daj spokój. Ja lepiej nie będę cię denerwował, bo jeszcze mi przyłożysz, tak jak tamtemu.
Bill spojrzał na brata z taką miną, że ten wybuchnął śmiechem.
- Zamknij się i śpij!- warknął do niego Czarny, szturchając go w bok.
Tom nic nie powiedział, tylko z uśmiechem zamknął oczy. Szybko zasnął.

***
Trochę nieadekwatnie do dzisiejszego święta, ale co tam.
Miłego weekendu!

11 komentarzy:

  1. Tego to ja się nie spodziewałam, naprawdę...
    Przewidywałam wszystko, ale nie to, że ktokolwiek będzie w tym przedziwnym miejscu razem z nimi...
    Hah, Bill dobrze mu przyłożył, jestem z niego dumna xD
    No to teraz do soboty <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój Billy i jego charakterek <3
    Czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  3. O jeeeej. Dzisiaj padłam. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, bardzo mnie tym zaskoczyłaś ale nadal jest to dla mnie bardzo interesujące i intrygujące jednocześnie ;) Czekam na nowy odcinek. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, no zaskoczyłaś mnie totalnie. Co to jakaś przechowalnia bliźniaków czy miejsce gdzie trafiając skłócone rodzeństwa by dostać szkołę życia? Totalnie nie mam pojęcia, ale wyobraźnie masz mega. Odcinek bardzo fajny, Bill pokazał swój charakterek. Uwielbiam twoje dialogi. Czasem rozbawiają mnie do łez. Czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam.
    PS. U mnie pojawił nowy odcinek na www.granicemilosci-twincest.blogspot.com
    Kitty

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz to już nic z tego nie rozumiem... Ale podobało mi się, jak Bill przywalił temu kolesiowi. :D
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha, Billy się wkurzył :)
    Podoba mi się pomysł z tymi bliźniakami jednojajowymi. I oczywiście Tom się nabija z Czarnego,a on jak zwykle coś wypali, uwielbiam te dialogi.
    "- Rety, Tom! Jeśli z tego wyjdziemy, zrzuć parę kilo! Ważysz z tonę!
    Blondyn tylko prychnął.
    - Ważę siedemdziesiąt kilogramów. To idealna waga przy moim wzroście.
    - Nie dla kogoś, kto musi cię prowadzić!"

    Tylko nie rozumiem, gdzie podziały się zwłoki tego "anioła", bo skoro rozerwało go na strzępy to coś powinno spaść oprócz piór. Ale to pewnie tylko moja wizja. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny odcinek. Szkoda tylko, że nie dogadali się z tamtymi. W sumie, lepiej trzymać się w grupie.. Ale we dwójkę chyba też sobie dadzą radę.
    Szczerze, to i ja nic jeszcze z tego nie rozumiem, więc.. Trzeba czekać na ciąg dalszy.
    Może coś się wyjaśni.

    Pozdrawiam. : D

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, co to za miejsce, że nie są tam sami, a w dodatku trafiają tam tylko (chyba) bliźniaki jednojajowe? Jakieś przeklęte piekło dla bliźniaków, czy co? Bo niebo to to nie jest xD
    Ha! W Billu obudził się potwór :D Brawo! Tamtemu się należało.
    Kiedy się to wszystko wyjaśni?

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie no! Ten odcinek przerósł moje oczekiwania <3 Jesteś świetna, a twoja wyobraźnia czasem mnie przeraża xD Co to ma być za miejsce? Jak na razie nic z tego nie rozumiem, ale mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni. Brawo dla Billa! Należało się tamtemu! Nie powinien zaczynać z bliźniakami Coger!
    WENY! :D
    PS. Zapraszam do mnie na: es-ist-gegen-meinen-willen.blogspot.com
    Jest nowa notka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. http://deadly-psychopath.blogspot.com/ pojawiła się dziewiątka. Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Serdecznie chciałabym zaprosić moją idolkę opowiadań do przeczytania i ocenienia mojego pierwszego dzieła. Byłoby mi szalenie miło, gdybyś odwiedziła.

    zapraszam na
    http://niewolnik-kaulitz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)