wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 11


Andy
Siedziałem w kuchni, objadając się naleśnikami, które przygotowała mi mama. Wciąż próbowała mnie jakoś utuczyć, ale jak na razie jej starania odnosiły marny skutek.
-Mamo?
-Tak?
-Dzisiaj po szkole przyjdzie do mnie kolega i zostanie na noc. Zrób coś dobrego do jedzenia, ok?
-Pewnie!- rzuciła z uśmiechem.- Tak się cieszę, że znalazłeś sobie przyjaciół w nowej szkole. Jeśli mam być szczera, bałam się, że...
Westchnąłem wyłączając się. Przyjaciele, co? Tia, jasne. Chyba raczej chłopaka, który chciał trochę poeksperymentować, a wsadzanie swojego ptaka w mój tyłek wydało mu się na tyle ekscytujące, żeby tego spróbować.
-Muszę już iść- rzuciłem, odstawiając talerzyk do zlewu. Umyłem ręce i szybko wytarłem je w ręcznik, po czym ubrałem się w miarę ciepło i wyszedłem na dwór. Czekał mnie ładny kawałek do szkoły. Eh.
Chociaż wiedziałem, że to trochę głupie, miałem nadzieję, że Lucas porozmawia ze mną. Wiedziałem, że to marzenia ściętej głowy, bo to, że spędziłem  z nim jeden dzień i cała reszta to dla niego tylko zwykła igraszka. Byłby jednak miło, gdyby potraktował mnie poważnie. Faktem jest, że nie mam znajomych w szkole. Jedyne kontakty, jakie nawiązałem, było kilka luźnych znajomości z dziewczynami. Im nie przeszkadzał mój styl i chyba trochę mnie lubiły. Niestety, nie były to osoby, które mogłyby mnie obronić przed osobnikami silniejszymi ode mnie.
Wszedłem do szkoły i odwiesiłem kurtkę w szatni, po czym ruszyłem pod odpowiednią klasę. Rety, ja chcę do domu!


Lucas
Spanie z Adamem nie było zbyt dobrym pomysłem. Trzy razy w nocy zarobiłem od gówniarza potężnego kopa w jaja. W dodatku tak się to małe gówno rozpychało, że spadłem na podłogę. W normalnej sytuacji bym go wykopał gdzieś indziej, ale... Nawet ja nie jestem na tyle okrutny, żeby wysłać dzieciaka do pokoju ojca, który... No, jeśli właśnie ponownie nie pieprzy innego faceta, z pewnością ma fiuta na wierzchu. Chyba nie chciałbym odpowiadać za skrzywienie psychiczne tego małego. Ja już doznałem uszczerbku na zdrowiu na widok tego, jak ten cały Mac... Blee... On... pieprzył mi starego! To przecież... oburzające!
Wiedziałem, że nie powinienem się tym przejmować,a tym bardziej go potępiać, w końcu robię dokładnie to samo. No, ale w tej namiastce związku przynajmniej jestem tym, który pieprzy! To chyba sukces, co? Tak czy siak, zdecydowałem, że... po prostu o tym zapomnę. Stary jest dorosły, a skoro na tyle głupi, żeby pozwolić sobie wsadzić... Cóż, jego dupa, jego problem.
Ja nie popełnię takiego błędu.
Siedziałem na fizyce i kompletnie nie miałem pojęcia, co się dookoła mnie dzieje. Na szczęście siedzący obok mnie Tomas był z tego przedmiotu całkiem dobry, więc spisywanie wszystkiego z jego zeszytu nie było specjalnie trudne.
-Słyszałem, że miałeś tarcie z Mullerem- mruknął do mnie.
Westchnąłem.
-Chlusnął And... pedałowi gorącą kawą w twarz.
-No i?- spytał brunet, unosząc brwi.
-Umówiłem się z nim, że będzie odrabiał mi wszystkie zadania domowe, a ja... nie pozwolę go gnębić- skłamałem gładko, na co Tomas tylko prychnął.
-Ciota jesteś. Bronić jakiegoś pedałka dla kilku zadań? Daj spokój, inni dadzą ci je za darmo.
-Ale ja chcę zobaczyć, jak on się przede mną płaszczy. Chodził po szkole z zadartym nosem, a potem przybiegł do mnie z podkulonym ogonem...- dodałem, mając nadzieję, że mi uwierzy.
-No, chyba że tak...- burknął Tomas, marząc coś w zeszycie.- Cholera, narysowałem źle soczewkę!
-He?


Andy
Tak, jak się spodziewałem, Lucas nie odezwał się do mnie ani razu. Przerwy spędził w towarzystwie kolegów i... Mary? Chyba tak miała na imię ta dziewczyna. Obserwowałem ich ukradkiem, pijąc sok pomarańczowy. Lucas rozmawiał o czymś zawzięcie z jakimś chłopakiem, którego nie znałem. Mary wpatrywała się w niego jak w obrazek, tuląc się do jego lewego ramienia, ale on zupełnie nie zwracał na nią uwagi. Nie trudno jednak było się domyślić, że coś między nimi musiało być. I...
Zmarszczyłem brwi, nie mogąc przez chwilę uwierzyć w to, co widzę.
Tomas, najlepszy kumpel Lucasa, zawsze wyszczekany i gotowy do zrobienia zadymy, wpatrywał się w dziewczynę dość nieciekawie. Jego wzrok był... melancholijny? Smutny? Dla innych mogło to być niewidoczne, ale ja byłem wyczulony na to, żeby odbierać czyjś nastrój na podstawie drobnych i pozornie nic nie znaczących gestów. Wtedy łatwiej o uniknięcie różnych konfliktów.
Czyżby Tomas kochał się w tej dziewczynie? To mogłoby być prawdopodobne, ale... Nie, chyba przesadzam. Przecież...
CHLUS!
Zanim się obejrzałem, cała moja twarz i cześć ubrań były pokryte niedopitym sokiem pomarańczowym. Wyplułem trochę tego, co dostało mi się do ust i otworzyłem oczy zszokowany.  Napój ściekał mi po brodzie i kapał na podłogę.
-Smacznego, pedale! Widzę, że uwielbiasz sok pomarańczowy!- krzyknął chłopak, który to zrobił. Był to ten sam, który chlusnął mi kawą prosto w twarz.
Ignorując to, że wszyscy się ze mnie śmieją, chwyciłem w rękę moją torbę i z dumnie podniesioną głową wyszedłem ze stołówki. Wszyscy się ze mnie śmiali, ale nie chciałem im pokazać, że to mnie boli. Gdybym się dowiedzieli, jak to na mnie wpływa, gnębiliby mnie jeszcze bardziej.
Zrezygnowany próbowałem jakoś wyczyścić się w łazience, ale włosy posklejały mi się od lepkiego picia. Korzystając z tego, że miałem jeszcze około dziesięciu minut przerwy, włożyłem głowę pod kran i próbowałem spłukać napój razem z żelem do włosów.
Gdy otworzyły się drzwi łazienki, nie zareagowałem.
To był błąd.
Zanim zdążyłem chociażby pisnąć, czterech dryblasów już wciągnęło mnie do jeden z kabin, gdzie śmiejąc się próbowali mi wsadzić głowę w ubikację.



Lucas
Wiedziałem, że zabiję Mullera, ale to dopiero wtedy, jak skończy szkołę. Postanowiłem jednak, że jak na razie, mogę mu przecież porządnie wpierdolić, żeby zmądrzał.
-Tomas, chodź. Mamy sprawę do załatwienia.
Brunet westchnął i ruszył za mną. Nie odezwał się ani słowem, kiedy rozglądałem się po korytarzu w poszukiwaniu tego idioty. Zdecydowałem się zajrzeć do łazienki i pod tym pretekstem sprawdzić, co z Andym. Kiedy wychodził ze stołówki w asystencie tych wszystkich śmiechów, miałem ochotę pozabijać tych ludzi. Wiedziałem, że czuł się upokorzony i... przeszkadzało mi to. Nie wiem, dlaczego, ale przeszkadzało. Może dlatego, że pieprzenie go jest fajne? Tak czy siak, miałem zamiar bronić tego, co moje.
Moje rzeczy to świętość i nikt nie miał prawda tego dotykać.
Gdy wszedłem do toalety sytuacja stała się dla mnie jasna w ułamku sekundy. Nie zastanawiając się długo rzuciłem się do przodu i ramieniem odepchnąłem dwóch chłopaków, od razu dopadając tych, którzy trzymali krzyczącego Trampa.
-Czego ty chc...
Z całej siły uderzyłem go w twarz, nie pozwalając mu wsadzić głowy Andiego do toalety. Zatoczył się do przodu i przytrzymał spłuczki, zakrywając krwawiący nos. Drugi z chłopaków, który trzymał Andiego brutalnie za włosy, znieruchomiał zaskoczony.
-Jeden krok i macie w pysk- rzucił Tomas, pilnując dwóch pozostałych chłopaków.
-O co ci chodzi Brey?- spytał jeden z nich.
-To moje terytorium- powiedziałem.- A ten pedał jest mój.
-Przeleciałeś już go?
-Fajnie było?
-Jeszcze słowo, a pogadamy trochę inaczej. Zostawcie go.
Chłopak puścił włosy Trampa, który jęcząc złapał się za głowę. Skulił się na podłodze, wyraźnie nie czuł się za dobrze.
-Spadać stąd. Przekażcie kolegom, że on jest mój. Każdy, który go chociażby tknie, dostanie wpierdol. Jasne?
Najbardziej kumaty z nich wszystkich wzruszył tylko obojętnie ramionami. Cała czwórka wyszła z toalety bez słowa.
Nie wiedziałem, jak się zachować. Z jednej strony chciałem jakoś pomóc tej małej niezdarze, ale z drugiej nie mogłem tego zrobić ze względu na obecność Tomasa.
-Żyjesz?- spytałem tylko.
Andy kiwnął głową, wstając z podłogi. Wciąż trzymał się za głowę. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Masakra! Zachciało mi się zabaw z pedałkami!
Cholera!
-Idziemy- rzuciłem do Tomasa.- A ty uważaj trochę... pedale- dodałem, patrząc na Andiego.
Wyszedłem z łazienki, wzdychając głośno. Było źle.
Zdecydowanie źle.


Andy
Uśmiechnąłem się do siebie niewesoło, kiedy Lucas już wyszedł z toalety. Nie zastanawiając się długo, dokończyłem mycie włosów i pobiegłem na lekcje. Do samego końca wszyscy chłopacy nabijali się ze mnie. Żeby tego nie słuchać, w jedno ucho włożyłem sobie słuchawkę, chcąc chociaż trochę odciąć się od tych nieprzyjemnych słów i upokorzenia.
Po lekcjach wyszedłem przed szkołę i nie zastanawiając się długo, poszedłem w stronę swojego domu. Na podwózkę pewnie i tak nie miałem co liczyć, więc...
Zrezygnowany wszedłem do domu, rzucając plecak w kuchni. Moja komórka zabrzęczała, dostałem sms-a od Lucasa.
"Gdzie jesteś?"
Westchnąłem i odpisałem mu, że w domu. Wiedziałem, że za chwilę pewnie przyjedzie, więc szybko sprawdziłem, co jest na obiad. Mama zapewne położyła się, często tak robiła- gotowała obiad i kładła się spać. Nie dziwię się, pewnie jej się nudziło. Ojca nigdy nie było, a ja wracałem ze szkoły dosyć późno. Ojciec był konserwatywny i nie chciał, żeby pracowała, tylko zajmowała się domem. Nie do końca był zachwycony tym, że oglądam się za chłopakami, ale na szczęście nigdy mi tego nie wypominał.
Usłyszałem, jak pod dom podjeżdża samochód. Wyjrzałem przez okno i westchnąłem, widząc Lucasa, który akurat przeszedł przez bramkę i szedł w kierunku domu. Poszedłem od razu otworzyć, żeby nie dzwonił, w końcu nie chciałem budzić mamy.
-Hej- rzucił.
-Hej. Wchodź.
Skonfiskowałem mu buty i wręczyłem miękkie papcie, a kurtkę odwiesiłem na wieszak.
-Jesteś głodny? Mama już ugotowała obiad- powiedziałem, prowadząc go do kuchni. Rozglądał się z ciekawością.
-Z chęcią coś przekąszę. Przytulnie tutaj- rzekł, siadając przy stole.
-Mama potrafi zdziałać prawdziwe cuda ze zwykłych bibelotów i kawałków serwetek. Proszę, mam nadzieję, że lubisz spaghetti.
-Mniam, uwielbiam.
Usiadłem obok niego, również zabierając się za swoją porcję. Przez chwilę żaden z nas się nie odzywał, koncentrując się na obiedzie. Usiadłem na krześle po turecku.
-Andy, to co dzisiaj się stało...- zaczął, przerywając ciszę.
Machnąłem ręką.
-Nieważne. Nic się nie stało.
-Słuchaj, nie dam rady cię cały czas pilnować. Musisz nauczyć się bronić.
-Może kiedy indziej. To naprawdę nic wielkiego. Tylko trochę mnie potargali za włosy, to wszystko. Jedz i nie marudź.
Lucas westchnął cierpiętniczo wracając do jedzenia.
Gdy skończyliśmy, włożyłem naczynia do zlewu i zrobiłem nam gorącą herbatę. Wypiliśmy ją, rozmawiając o błahych sprawach. Nie bardzo wiedziałem, co powinienem zrobić. Czułem się nieswojo i trochę głupio. Nie miałem pojęcia, o czym mógłbym z nim rozmawiać. Jestem prawie na 100% pewny, że jego zainteresowania znacznie odbiegają od moich.
Eh... I bądź tu mądry!


Lucas
Nie chciało mi się wierzyć, że Andy tak lekko to wszystko przyjął, ale wiedziałem, że jest uparty i nic mi nie powie. Im dłużej z nim przebywałem, tym łatwiej było mi przewidzieć jego reakcje, chociaż czasami potrafił mnie chamsko zaskoczyć. Na przykład teraz. Powinien być na mnie wściekły, że go nie obroniłem, a on zwyczajnie wzruszył ramionami i powiedział, że nic złego się nie stało. Trochę szkoda, bo chciałem się uśmiechnąć kpiąco i dać mu do zrozumienia, że to ja rządzę. Niestety, pozbawił mnie tej szansy.
Po zjedzeniu obiadu, swoją drogą przepysznego, wypiliśmy jeszcze po ciepłej herbacie. Tramp miał trochę niepewną minę, jakby nie do końca wiedział, jak ma się zachować. Cóż. Jego problem. Ja takich oporów nie miałem.
-Może chodźmy do mnie do pokoju? Mama śpi, nie chciałbym jej obudzić- powiedział, bawiąc się pustą szklanką.
-Ok- wzruszyłem ramionami.- Twoja mama śpi o tej porze?
-Chyba po prostu jej się nudzi. Nie wiem, już dawno doszedłem do wniosku, że za cholery nie zrozumiem jej postępowania.
Wziął swój plecak i poprowadził mnie schodami do swojego pokoju, który... był w jakimś stopniu podobny do Andiego. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ład w nieładzie, tak chyba można by określić to, co tam zastałem. Pooglądałem wszystko z uwagą ciekawy, jakie ma zainteresowania. Nic jednak nie dostrzegłem, więc odpuściłem.
Podszedłem do wieży i włączyłem ją puszczając cicho muzykę.
-Metallica?- spytałem ze zdziwieniem.
Wzruszył ramionami.
-Od czasu do czasu.
-"Nothing else matters" jest fajne.
Uśmiechnął się lekko.
-To... co robimy?- zapytałem.

2 komentarze:

  1. I wkradają się już wcześniejsze problemy wychowawcze nam w fabułę. Co ciekawe, bardzo podoba mi się stosunek Andy'ego do tego, z jednej strony nie potrafi zrozumieć matki, ale z drugiej akceptuje i stara się schodzić z drogi, postawa ojca, dla mnie kompletnie nie zrozumiała, jednak... słyszy się takie historie i fajnie, że poruszasz problemy powszechne w swoich opowiadaniach, że przemycasz je mimochodem, dziękuję ci za tę odrobinę powagi w prostym niby opowiadaniu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Lucas przyznaj się po prostu, że nie chcesz, żeby ktoś krzywdził Andyego i po sprawie, a nie kręcisz coś z rzeczami i kręcisz.. Ja tam wole jak Andy jest taką ciapą i się sam nie umie bronić, niż gdyby miał kurde pójść na kurs karate i dawać sobie radę samemu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)