wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 14


Lucas
Andy nie wyglądał za dobrze. Na widok jego opuchniętej i umazanej we krwi twarzy, miałem ochotę zabić tego gnojka, który to zrobił. Nie miałem pojęcia, dlaczego Tom mi pomaga, ale nie chciało mi się teraz o tym myśleć. Najważniejsze było zawiezienie Andiego do szpitala i przekonanie się, że nic mu nie jest.
Lekarz opatrzył jego rany, kręcąc tylko głową z niedowierzaniem. Siedziałem obok Trampa, czekając, aż się obudzi.
-Powiedz Szkiełku, żeby przestał się wreszcie pakować w kłopoty- westchnął lekarz.
-Szkiełku?- spytałem zdziwiony.
-Temu tutaj- wskazał na bruneta.- On zdecydowanie za często tutaj trafia.
-Co mu jest? Czemu się nie budzi?
-Spokojnie, zaraz powinien wrócić do świata żywych. Hm... chyba nic wielkiego mu się nie stało. Będzie miał setki siniaków na całym ciele i przez kilka dni może go trochę boleć głowa. Opuchlizna powinna zejść w ciągu kilku sześciu, siedmiu dni. Dam mu maść, która przyspieszy gojenie. O, cześć, Szkiełko. Jak się czujesz?
Andy rozejrzał się nieprzytomnie po sali.
-Nie jestem żadne Szkiełko!- mruknął, próbując usiąść. Jęknął z bólu, ale udało mu się. Złapał się za głowę i przymknął oczy, krzywiąc się.
-Mocno boli?- spytał lekarz.
-Jak cholera- powiedział cicho Andy.- Co ty tutaj robisz?- spytał, patrząc się na mnie ze zdziwieniem.
-Dostałem telefon, że sklepali cię w parku i pojechałem po ciebie- wzruszyłem ramionami.- Chodźmy już stąd, nie znoszę szpitali- dodałem.
Lekarz dał brunetowi jakąś maść, a potem wyszliśmy ze szpitala. W drodze do jego domu niezbyt się odzywaliśmy. Kiedy już zaparkowałem przed jego domem, westchnąłem ciężko.
-O której zwykle wychodzisz do szkoły?- spytałem.
Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.
-A co za różnica?
-O której?
-Bo ja wiem... Zwykle około 7.25.
-Ok. Będę po ciebie przyjeżdżał o 7.40. 
-Chcesz mnie wozić do szkoły?
-To nic osobistego. Po prostu nie lubię Mullera i nie pozwolę, żeby sobie ciebie bił, kiedy mu się podoba. Zmykaj już, Tomas na mnie czeka.
-Do jutra- rzucił. Wysiadł z samochodu i poszedł do domu.
Westchnąłem ciężko. Wyglądało na to, że przez mój pomysł ruchania sobie Andiego będę miał więcej problemów, niż mógłbym przypuszczać.



Andy
Chociaż Lucas traktował mnie przedmiotowo, chyba trochę mu na mnie zależało. Następnego dnia przyjechał po mnie, tak jak obiecał. Po drodze zjechał gdzieś na jakieś pobocze i przyssał się do moich ust.
-Popraw mi humor...- mruknął, kładąc moją rękę na swoim kroczu. Chciało mi się śmiać. Zauważyłem, że straszny z niego pieszczoch. Uwielbiał, kiedy ktoś dotykał jego penisa.
Nieśmiało rozpiąłem mu spodnie i zacząłem go pieścić, wciąż pozwalając mu się zachłannie całować. Podgryzał lekko moje wargi i mruczał z zadowolenia, kiedy go pieściłem... Uwielbiałem go dotykać tak bardzo, jak on lubił być dotykany. Wciąż było mi z tego powodu trochę głupio i za każdym razem się czerwieniłem, ale próbowałem jakoś przełamać swoje opory i byłem z tego zadowolony. Syknąłem, kiedy zacisnął rękę na moim boku, gdzie akurat znajdował się jeden z siniaków. Oderwał się od moich ust i westchnął, odsuwając moją rękę od swojego krocza. Wziął głęboki, uspokajający oddech, a potem z wyraźną niechęcią zapiął spodnie. Wyglądał jak dziecko, któremu ktoś ukradł lizaka.
-Podnieś koszulkę- rozkazał, zapinając pasek od spodni.
Zrobiłem, co kazał, patrząc na niego niepewnie. Zmarszczył brwi, przyglądając się moim siniakom, które były doskonale widoczne na tle bladej skóry. Przejechał po jednym opuszkami palców.
-Skurwysyn. Zabiję gnoja!- warknął wyraźnie zły.
-Daj spokój, to nie ma sensu. Jeśli będziesz próbował się za to jakoś odegrać, będzie mnie jeszcze bardziej gnębił, bo zobaczy, że cię to wkurza. Lepiej olej to, może wtedy dadzą mi spokój.
Prychnął, odpalając silnik i wyjeżdżając na drogę.
-Mam mu to tak po prostu puścić płazem?!- spytał z niedowierzaniem.
-Dokładnie. Jeżeli to zignorujesz, da mi spokój.
-A jak znowu cię pobiją? Co wtedy?
Tym razem ja prychnąłem.
-Nie sądzisz, że to jakby nie twoja sprawa? W końcu to mnie pobili, nie ciebie. To mnie boli, nie ciebie. Nie musisz się tym przejmować. Jestem przyzwyczajony do tego, że ciągle mam gdzieś siniaki, ciągle się wywracam- parsknął ni to ze śmiechu, ni z irytacji.- Po prostu sobie odpuść...
-Nie ma mowy.
Zapadła cisza. Przez chwilę myślałem intensywnie, jak go przekonać i wpadłem na pewien pomysł.
-Kompromis?- spytałem, unosząc jedną brew.
-Jaki?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie wdasz się w żadną bójkę z powodu tego, co zrobili. Jeśli jeszcze raz mnie pobiją, rób z nimi co chcesz. Może być?
Milczał przez chwilę, a potem wyraźnie niezadowolony skinął głową.
-W porządku. ale to pierwszy i ostatni raz, kiedy się zgadzam na coś takiego.
-Ok.



Lucas
Zostawiłem Andiego przy samochodzie i zamyślony skierowałem się w stronę szkoły. Co prawda obiecałem, że nie sklepię tamtej bandy kretynów, ale o wykręceniu im jakiegoś numeru nie wspominałem. Po dłuższej chwili wpadłem na genialny pomysł. Uśmiechnąłem się cwaniacko na samą myśl o tym, co chcę zrobić. Może i Muller nie poczuje mojej pięści na swojej twarzy, ale wylot ze szkoły na czas nieokreślony też będzie całkiem dobry.

-To nie ja, panie dyrektorze, przysięgam!
Siedziałem na krześle przy biurku dyrektora, który patrzył na mnie z rządzą mordu. Wyglądał na wzburzonego i zwyczajnie wkurwionego. Może mój pomysł jednak nie był taki dobry...
-Lucas, błagam! Po prostu się przyznaj, wyciągnę z tego mniejsze konsekwencje. Powiedz, co dzisiaj zrobiłeś podczas lekcji- powiedział wręcz błagalnie.
-Nic nie zrobiłem. No, dobra, wyszedłem, na fajkę, ale wcześniej też to robiłem i nikt się nie czepiał- tłumaczyłem się, udając kompletnego durnia.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi!
-Wcale nie!- zaprzeczyłem gorliwie.
-Lucas- mruknął mężczyzna, prostując się na krześle.- Wiem, że to ty przykleiłeś panią Petters do... sedesu. Nie lubisz historii, nigdy nie miałeś dobrych ocen z tego przedmiotu... Wyszedłeś podczas lekcji. Kamery nagrały cię, jak szedłeś korytarzem! Wiem, że to ty! Upokorzyłeś panią Barbarę! Pracuję w tej szkole od trzydziestu lat i jeszcze nie widziałem jej w takim stanie! Jeśli się przyznasz, zawieszę cię tylko na miesiąc.
-Nie zrobiłem tego!- uniosłem się.- Zawsze przyznaję się do swoich przewinień! Zawsze! Dlaczego teraz miałbym tego nie zrobić?!
-Lucas...
-Do cholery jasnej! Przyznałem się, że wybiłem okno, że pobiłem kilku pedałków...
-Lucas...
-... że zwinąłem staremu Ronniemu kartkówki, że spuściłem starej Morisonowej powietrze z wszystkich czterech kół, ale teraz to naprawdę nie ja!
Dyrektor wpatrywał się we mnie ze zmrużonymi oczami. Patrzyłem mu prosto w oczy, żeby go przekonać, że to naprawdę nie ja.
W końcu westchnął i przeczesał włosy ręką.
-W porządku. Zawołaj do mnie Joe Mullera, on również tamtędy przechodził. Skoro nie ty, pewnie on.
-Może lepiej niech pan jeszcze raz sprawdzi kamery?- zasugerowałem, udając oburzonego owym oskarżeniem.- Może ktoś jeszcze tamtędy przechodził? Przecież przy wejściu do toalety nauczycieli też jest kamera.
Dyro pokiwał tylko głową i pozwolił mi odejść.
Kiedy tylko opuściłem gabinet, zagryzłem nerwowo wargę. Mało brakowało! Dobrze, że wszedłem to toalety oknem, inaczej miałbym przechlapane. Zabranie plecaka Mullerowi i schowanie go w toalecie nauczycieli nie było trudne, a wysmarowanie wszystkich sedesów sztuczną spermą, czyli silnym klejem, bajecznie proste. Biedna Petters... Padło akurat na nią. Cóż, zemściło się za jeden ze sprawdzianów, za który postawiła mi pałę tylko dlatego, że się nie podpisałem. Spotkała ją kara boska, prawda?
Wszedłem do klasy.
-Pan dyrektor chce, aby Muller do niego natychmiast przyszedł- powiedziałem spokojnie i wróciłem na swoje miejsce.
-Po nazwisku to po pysku, Brey- warknął, wstając ze swojego miejsca i wychodząc z klasy. 
Aż mnie skręcało, żeby uśmiechnąć się z zadowolenia, ale Andy ciągle się na mnie gapił, a nie chciałem, żeby się czegoś domyślił.
-Ty to zrobiłeś?- spytał cicho Tomas.
Uśmiechnąłem się do niego w sposób, który tylko on mógł zrozumieć po tylu latach znajomości. Był to uśmiech niewinnego chłopca, który tak naprawdę nieźle nabroił, ale jest na tyle sprytny, żeby nie dać się złapać. Tomas pokręcił tylko lekko głową z uśmiechem.
-Dobra robota- rzucił z uśmiechem, bawiąc się długopisem.



Andy
Biedna Petters! Ten, kto przykleił ją do klopa, miał naprawdę tupet. Byłem ciekawy, kto aż tak bardzo jej nie lubił, że tak ją załatwił. Zdziwiłem się, kiedy dyrektor wezwał Lucasa. Nie byłem głupi, szybko kojarzyłem fakty i wiedziałem, że jest duże prawdopodobieństwo... No, że to on zawinił.
Wyglądał jednak tak, jakby nie wiedział, dlaczego dyrektor się do niego przyczepił.
Tylko dlaczego mu nie wierzyłem?
Po lekcjach sprawdziłem na planie, gdzie odbywają się lekcję polskiego. Cóż, sąsiedni kraj, zawsze wiedza może się przydać. Poza tym, miał go uczyć jakiś młody praktykant, więc tym bardziej mi zależało, żeby wybadać teren.
Idąc po schodach na górę, minąłem Lucasa idącego ze swoim kumplem w przeciwnym kierunku.
-Hej, a ty dokąd?
Obejrzałem się, patrząc na niego ze zdziwieniem. Nie wiedziałem, ile mogę zdradzić przy Tomasie, dlatego zrobiłem w miarę przestraszoną minę.
-Jak to dokąd? Na zajęcia.
-Skończyliśmy już lekcje- mruknął blondyn, patrząc na mnie pytająco.
-Są zajęcia dodatkowe, Einsteinie.
-Dodatkowe? A kiedy...- chrząknął cicho.- Kiedy odrobisz moje lekcje?
-Po tych zajęciach?- spytałem kpiąco, poprawiając torbę na ramieniu.
Tomas przysłuchiwał się naszej rozmowie z lekko uniesionymi brwiami. Ręce wsadził w kieszenie i patrzył raz na mnie, a raz na Lucasa.
-Nie rób ze mnie idioty, pedale. Bo cię ten... walnę- rzucił Brey kulawo.
-Och, doprawdy?- spytałem ironicznie.- Odrobię ci lekcję później, teraz już muszę iść.
Brwi Tomasa podjechały jeszcze wyżej, ale ja tylko sapnąłem cicho i poszedłem na górę. Rany, nigdy się nie dogadam z tym człowiekiem!
Po chwili usłyszałem czyjeś pospieszne kroki i Lucas pojawił się obok.
-Mógłbyś być przy Tomasie bardziej potulny, bo się czegoś domyśli- burknął z urazą.- No przecież nie mogę cię teraz zlać. I tak wyglądasz jak jakaś ofiara przemocy domowej.
-Dzięki- mruknąłem, wchodząc do odpowiedniej klasy.
-Daruj sobie te zajęcia i chodź. Mieliśmy jechać do mnie- warknął.
W klasie nikogo jeszcze nie było. Usiadłem w drugiej ławce i wyciągnąłem z torby picie. Napiłem się soku.
-Poczekasz godzinę- odparłem, chowając butelką do plecaka.
-Ale ON nie poczeka- mruknął niepocieszony.
Parsknąłem cicho.
-Twój pech.
-Zabiorę cię do kina...- przekonywał.
-Nie.
-Do wesołego miasteczka?
-Chętnie, ale nie przy minus dziesięć na termometrze.
-To może...
Drzwi klasy otworzyły się i do środka wszedł jakieś chłopak. Miał około dwudziestu pięciu lat i był zjawiskowo przystojny. Chociaż jego brązowe oczy i kruczoczarne włosy zapewne zwalały dziewczyny z nóg, mnie jakoś jego uroda nie powaliła. Po prostu... chyba wolę turkusowookich blondynów. Jak Lucas na przykład.
-Hej... Jesteście tylko wy dwaj?- spytał, drapiąc się po głowie.
-Nie- mruknął Lucas, chcąc wstać.
-Tak- powiedziałem, sadzając go z powrotem na miejscu. Wiedziałem, że później mnie za to zabije, ale nie mogłem sobie darować delektowania się jego głupią miną.
-Ok. Mam nadzieję, że po jakimś czasie pojawi się więcej ochotników. Ja jestem Robert Brzęczyszczykiewicz. Jestem rodowitym Polakiem. Jak już będziecie potrafili wymówić moje nazwisko, polski stanie się dla was bajecznie prosty. Jak wy się nazywacie?
-Lucas.
-Andy.
-Świetnie. Wyciągnijcie sobie jakieś zeszyty, podam wam kilka podstawowych zdań i ciekawostek, które z pewnością was rozbawią. Więc...
Lucas omal nie umarł z nudów, świetnie to widziałem. Nie robił żadnych notatek, nie mogąc się już doczekać, kiedy wreszcie będzie mógł sobie iść. Gdy lekcja dobiegła końca, odetchnął z ulgą.
-Ale nuda...- jęczał, kiedy jechaliśmy do jego domu.
-Od razu nuda... Fajnie jest się czegoś nauczyć.
-Pff... Nie kpij sobie ze mnie.
-Nie kpię. Hej!- warknął i zatrąbił ze złością naciskając pospiesznie hamulec.- No co za głupia baba?! Kto w ogóle dał jej prawko?! No blondynka jakaś!
Nie skomentowałem tego.
W domu nikogo nie było. Gosposia ugotowała obiad i poszła do swojego domu. Zjedliśmy pyszną zupę ogórkową, a potem, ku mojemu zdumieniu, Lucas zaprowadził mnie gdzieś do piwnicy.
-Co tutaj będziemy robić?- spytałem, kiedy szliśmy długim korytarzem.
-Pływać- odparł, wzruszając ramionami.
-Masz wodę w piwnicy?
-To nie piwnica. Zresztą, sam zobaczysz.
Pchnął jakieś drzwi i po chwili moim oczom ukazała się mała hala, a w niej sporych rozmiarów basen.
-No chyba żartujesz! Masz basen w piwnicy?!- spytałem z niedowierzaniem.
-To nie piwnica. Podziemia.
-Wielka mi różnica.
-Bardzo wielka- odparł, ściągając bluzę przez głowę.- Na co czekasz? Wyskakuj z ciuszków, przecież nie będziesz się kąpał w ubraniu?
-Chcesz po prostu pływać? I nic więcej? Podmienił cię ktoś?
Lucas właśnie pozbywał się ostatniej części garderoby. Bez skrępowania ściągnął bieliznę i wszedł do przylegającego pomieszczenia. Miałem nadzieję, że założy kąpielówki, ale tam chyba były natryski, bo wrócił mokry. Uśmiechnął się do mnie, lubieżnie oblizując swoje pełne wargi i odgarnął mokre kosmyki z czoła.
-Przekonaj się.

2 komentarze:

  1. Yhm... Nie ma jak j. polski w budzie niemieckiej... Swoją drogą ciekawe, gdzie mają takie dodatkowe zajęcia, pamiętam jak w moim gimnazjum, w którym uczono tylko niemieckiego poza polskim były dodatkowe aczkolwiek płatne lekcje angielskiego, ech... gdyby były za darmo, ech... stare dzieje~

    Ciekawi mnie, kiedy Tomas opuści(jeśli to zrobi przez swoją miłość do Barbie) Luca? Czy wtedy, kiedy ten zostanie zmuszony przez okrutne niemożliwe do pominięcia uwarunkowania do przyznania, że kocha Andy;ego, a w ogóle ten to w ogóle jest kochaniutki, z tym swoim rumieńcem i martwieniem, kiedy go Luc zostawi na lodzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. "-Co tutaj będziemy robić?- spytałem, kiedy szliśmy długim korytarzem.
    -Pływać- odparł, wzruszając ramionami.
    -Masz wodę w piwnicy?" - jebłam, padłam, kurwa spadłam i nie wstaje. Ten tekst sprawił, że przeżyłam epicki lot łóżko-podłoga. Kocham cię,m słyszysz?? I te opka też~

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)