wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 17


Andy
W piątek po lekcjach prosto ze szkoły udałem się do centrum, gdzie zapisałem się ma kurs samoobrony. Nie wiedziałem, czy to był dobry pomysł, ale zawsze lepiej taki, niż żaden.
Kiedy dotarłem na miejsce, były już trzy osoby. Nie wyglądały na kogoś, kto ma jakieś problemy. Prawdopodobnie chciały jedynie zabezpieczyć się, w razie gdyby  coś...
Westchnąłem ciężko, widząc zaciekawione spojrzenia rzucane w swoją stronę. Czy wszyscy ludzie muszą tak na mnie reagować?
Po chwili przyszły jeszcze dwie osoby i to chyba byli wszyscy. Cieszyłem się, że jest nas tak mało.
-Wy wszyscy na kurs samoobrony?
Spojrzałem w stronę drzwi, skąd odezwał się męski głos. Stał w nich chłopak , który mógł mieć co najwyżej dwadzieścia pięć lat. Był ubrany w luźne dresy i adidasy. Miał brązowe włosy i, o dziwo, niebieskie oczy.
-Zapraszam na salę- rzucił tylko.
Kiedy byliśmy już w środku, chłopak stanął do nas przodem w lekkim rozkroku.
-Jestem Colin i od dzisiaj będę waszym instruktorem. Nauczę was podstawowych chwytów, które pomogą wam obronić się w razie jakiegokolwiek napadu. To, czego was nauczę, jest o tyle fajne, że nie potrzeba do tego siły, żeby poradzić sobie z napastnikiem, nawet o wiele większym i silniejszym od siebie. Dzisiaj wam jeszcze odpuszczę, ale na następnych zajęciach każdy z was musi mieć strój sportowy. Czy ktoś zapisał się tutaj dlatego, że już ma jakieś problemy?
Zawahałem się. Chciałem się zgłosić, ale kiedy nikt inny tego nie zrobił, ja również nie podniosłem ręki. Miałem już dość upokorzeń, a ten facet, choć zabójczo przystojny, nie wyglądał mi na zbyt miłego.
Niemal od razu się o tym przekonałem.
-Ty, w makijażu... Jak masz a imię?
Uniosłem brwi, zdziwiony jego słowami. Patrzył prosto na mnie.
-Tak, do ciebie mówię, księżniczko. Na następne zajęcia to wszystko ma zniknąć.
Prychnąłem, oburzony.
-Będę przychodził w czym chcę.
-Przyjdziesz w tym, w czym ja ci każę.
-Płacę i nie będziesz mi rozkazywał.
Instruktor uniósł jedną brew, uśmiechając się kpiąco.
-W porządku. Skoro tak bardzo chcesz wyglądać jak... pedał, twoja sprawa. Powinieneś sobie jednak zdawać sprawę z tego, że twój wygląd dla niektórych homofobów jest wręcz rażący.
-Nigdy nie twierdziłem, że jestem gejem!- warknąłem zły.
-Nie musisz. Całym sobą dajesz to do zrozumienia, że jest inaczej. Brakuje Ci tylko czerwonej strzały na plecach w kierunku tyłka, żeby wszyscy wiedzieli, o co chodzi.
-Mam to gdzieś. Nie obchodzi mnie, co myślą inni.
-To jest twój błąd- powiedział ostro.- Jeśli chcecie dobrze się obronić i zwiększyć swoje szanse, musicie się zastanawiać, co myślą inni. Księżniczko, twój styl jest prowokujący. Sprawia, że zwracasz na siebie większą uwagę, a wielu ludzi źle traktuje osoby inne od siebie. Wyróżnianie się często więcej kosztuje. Nie wierzę, że masz aż taką brzydką mordę, że musisz się pod tym chować. Na następne zajęcia zmyj makijaż i będzie po kłopocie.
Zacisnąłem zęby i pokazałem mu fuck'a. Uśmiechnął się kącikami ust i skupił się na kimś innym.
Wszyscy się przedstawili.
-Może mały pokaz, zanim zakończymy dzisiejsze zajęcia? Jest jakiś ochotnik?
Zapadła cisza, wszyscy patrzyli po sobie niepewnie. Colin westchnął cicho.
-Chodź, Księżniczko- powiedział, patrząc na mnie z uwagą.
-Nie chcę!
-Chodź, nie marudź. W końcu chcesz się czegoś nauczyć, prawda?
Zrezygnowany podszedłem do niego. Stanęliśmy na jakimś materacu. Przez chwilę dotykał mojego przedramienia.
-Co ty robisz?- spytałem.
-Sprawdzam, czy nie zrobię ci krzywdy. Często gwałtowne wykręcenie ręki kończy się naderwaniem ścięgna, zwłaszcza jeśli nie jest się rozgrzanym. U ciebie chyba jest ok. Gotowy?
Nie zdążyłem jeszcze odpowiedzieć, a już wykręcił boleśnie moją rękę, złapał mnie za bluzę na piersi i przerzucił, pomagając sobie kolanem. Upadłem na materac, jęcząc cicho z bólu.
-Jak ręka?- zapytał, łapiąc mnie za biodra i pomagając wstać.- Podobało się?- spytał reszty.
-Jasne, to było super!- powiedziała jakaś młoda dziewczyna, wpatrując się w Colina maślanymi oczami.
-W porządku. Widzimy się za tydzień.
Zrobiłem krok do przodu, nie będąc pewnym, czy idę prosto. Colin tak szybko mnie załatwił, że zanim zorientowałem się, co się dzieje, już było po wszystkim.
-Uważaj na siebie, Księżniczko!- krzyknął jeszcze za mną.
-Mam na imię Andy, do cholery!- wrzasnąłem zły.
To chyba jednak nie był taki dobry pomysł.




Lucas
Siedziałem na blacie w kuchni i obierałem banana ze skórki. Zastanawiałem się, jak zmusić Andiego do starego układu. Przecież było dobrze! Tak fajnie mi się go pieprzyło, co prawda wiele okazji do tego nie było, a właściwie tylko jednam ale i tak był super. Na tyle, że chciałem jeszcze.
Głupi pedał.
-Tu nic nie ma- mruknął Tomas zawiedziony, zamykając lodówkę.
Spojrzałem na niego z politowaniem.
-Lody są w zamrażarce, baranie.
Uśmiechnął się i bez słowa zaczął buszować po zamrażarce. Pokręciłem głową, wgryzając się  banana. Durny Tomas.
-Jak tam Mary?- spytał, kiedy już znalazł to, co chciał.
-A jak ma być?
-Dała ci ostatnio?
-No...
-Fajnie było?
-Czemu cię to tak interesuje?
-Fajna laska, na pewno nieźle ci się ją pieprzy.
-Dupa jak dupa, jedynie cycki ma naprawdę fajne.
-Chyba mi nie wmówisz, że tylko to ci się w niej podoba?
Tomas usiadł na stole i łyżeczką zaczął wygrzebywać lody z dużego pudełka.
-Pff, daj spokój- mruknąłem.- Oprócz dziury i cycek w laskach nie ma nic fajnego, a na dłuższą metę są po prosu nudne.
-Jakoś Mary pieprzysz w miarę regularnych odstępach czasu i nie zauważyłem, żeby cię nudziła.
-Po protu jest chętna i gorąca. Stary, ta laska nie ma żadnych zahamowań! Robi loda jak mistrzyni!
-Mhmm...- mruknął Tomas, ponownie skupiając się na swoich lodach.- A mimo wszystko nie chcesz jej na stałe.
-Daj już spokój, dobra? W ogóle czasami żałuję, że nie jestem pedałem.- Tomas spojrzał na mnie jak na wariata, mrużąc lekko oczy.- Naprawdę!- zapewniłem.- No bo zobacz. Facetom zależy głównie na ruchaniu, nie? Gdybym bym pedałem, znalazłbym sobie jakiegoś chłopca do pieprzenia, żebym mógł się regularnie zaspokajać. Faceci nie są tak skomplikowani jak baby, więc bez problemu mógłbym go zrozumieć. Raczej wiele by ode mnie nie wymagał i pewnie robiłby loda lepiej niż nawet taka laska jak Mary. W końcu dziewczyna nie może wiedzieć, co najbardziej cię podnieca, prawda? Najpierw musi cię poobserwować, na co reagujesz najbardziej, a potem próbować w ten sposób cię pieścić. A facet? To jak telepatia jakaś. Sam wie, co lubi najbardziej, więc nie ma problemu z odgadnięciem twoich potrzeb.
-Zaczynam się bać- stwierdził Tomas, machając nogami jakby miał ADHD.- Ale chyba masz rację. Tylko wiesz co? Po trzeźwemu w życiu nie zrobiłbym komuś loda.
Prychnąłem.
-No ja przecież też! Znalazłbym sobie kogoś, kto by to robił i nie oczekiwał tego samego ode mnie. Wiesz, wieczny dominator.
-Jak znajdziesz kogoś takiego, podzielisz się, prawda?
-Jasne!
-Spoko... Tylko wiesz co? Jak na razie Mary i tak wydaje mi się lepsza...
-Och, spadaj! Tylko jedno ci w głowie. Nie masz innych tematów?
-Masz coś do żarcia? Tak szybko zwiałem z domu, że nawet nie zjadłem obiadu.
Westchnąłem, kręcąc głową z politowanie. Tomas był niby taki mądry, a... taki głupi.





Andy
Nadszedł kolejny dzień, w którym miałem mieć lekcję samoobrony. Przez ten tydzień sytuacja w szkole się nie zmieniła- nadal byłem gnębiony i poniżany. Czułem się stłamszony i po raz pierwszy zacząłem się poważnie zastanawiać, czy nie przestać się malować. Bycie innym jeszcze nigdy nie kosztowało mnie tak wiele.
Przed zajęciami udałem się do toalety, gdzie zmyłem pospiesznie makijaż. Miałem już dość upokorzeń i chciałem, żeby ten cały Colin odpierwiastkował się ode mnie.
Kiedy już zajęcia się zaczęły, wciąż nie czułem się zbyt komfortowo. W luźnych dresach i sportowych butach wyglądałem zupełnie inaczej, niż zazwyczaj. No i instruktor wciąż nazywał mnie Księżniczką.
Nic jednak nie upokorzyło mnie jak dziewczyna z grupy, która rozwaliła mnie na oczach innych.
Chciało mi się po prostu płakać. Jestem aż tak beznadziejny, że nie potrafię nawet pokonać dziewczyny? Śmiech innych sprawił, że moje oczy zaszkliły się niebezpiecznie i tylko siłą woli powstrzymywałem się od wybuchu. Próbowałem się uśmiechnąć, ale kpiące spojrzenie Colina sprawiło, że nie potrafiłem. Po raz kolejny poczułem się jak bezwartościowy śmieć, który nikomu nie jest potrzebny do szczęścia.
Kumulujące się we mnie od tygodni emocje były zbyt silne i nie dałem rady się powstrzymać. Nie chcąc się jeszcze bardziej upokarzać, prawie biegiem ruszyłem do drzwi wyjściowych. Mijając Colina, wyciągnąłem rękę i pokazałem mu fuck'a, chcąc chociaż w ten sposób udowodnić sobie, że wcale nie jestem aż taki beznadziejny.
Na korytarzu już otwarcie się rozpłakałem. Biegiem dotarłem do łazienki. Łzy przysłaniały mi widok i miałem problemy z trafieniem do jednej z kabin. Gdy w końcu mi się udało, zamknąłem za sobą pospiesznie drzwi i osunąłem się na podłogę, łkając nieprzerwanie. Skuliłem się, ukrywając twarz w dłoniach.
Chciałem umrzeć. Już, w tej sekundzie. Nawet, gdybym miał długo cierpieć.
Umrzeć, umrzeć, umrzeć...
Drzwi ustąpiły i zaskrzypiały, kiedy ktoś je otworzył.
-Ciii... Nie płacz. Już dobrze, wszystko będzie dobrze...- szeptał Colin uspokajająco, obejmując mnie i przyciągając do siebie. Na jego słowa rozpłakałem się jeszcze bardziej, bo wiedziałem, że nic nie będzie dobrze. Nic, dopóki nie wyprowadzę się z miasta albo nie umrę.
Mężczyzna objął mnie w pasie i podciągnął do góry. Pozwoliłem mu na to, bezwładny jak marionetka. Zamknął drzwi kabiny i posadził mnie na swoich kolanach, ponownie obejmując mnie mocno i wtulając w siebie. Byłem tak zrozpaczony, że nawet nie miałem sił dziwić się temu, co zrobił.
-Cii, Andy... Cii...- uspokajał mnie, szepcząc mi do ucha. Czułem, jak jego ręka delikatnie głaska mnie na zmianę po głowie i plecach. Biły od niego siła i ciepło i po raz pierwszy od kilku tygodni poczułem się względnie bezpieczny. Nie wiedziałem, dlaczego tak nagle zmienił swój stosunek do mnie, ale cieszyłem się, że mam się do kogo przytulić.
Nie wiem, jak długo jeszcze płakałem, ale uspokajałem się bardzo wolno. W końcu przestałem szlochać i siedziałem z zamkniętymi oczami, wykończony płaczem, zmęczony swoim życiem. Colin nadal mnie do siebie przytulał i głaskał po plecach, najwyraźniej czekając, aż coś zrobię, ale... nie chciałem. Zamknąłem oczy i mocniej wtuliłem twarz w jego szyję, obejmując brzuch drżącymi dłońmi. 
Nie wiem, kiedy usnąłem.
Gdy się obudziłem, leżałem na wąskim, twardym łóżku, przykryty niebieskim kocem w kratkę. Rozejrzałem się nieprzytomnie po pomieszczeniu, dostrzegając biurko zawalone papierzyskami i jasnofioletowe ściany, które gdzieniegdzie zdobił jakiś mały obrazek oprawiony w brązową ramkę. Z prawej strony znajdowała się drewniana tablica, do której poprzyczepiane były różne kartki.
-Obudziłeś się wreszcie.
W drzwiach stał Colin. Wyglądał, jakby właśnie wyszedł spod prysznica i chyba tak było, bo jego włosy były mokre. Nie miał na sobie koszulki, jedynie jakiś dresy. Dziwiło mnie, że nie jest mu zimno, w końcu na dworze była ujemna temperatura.
-Która godzina?- spytałem. Byłem zażenowany tym, co stało się wcześniej.
-Dwudziesta- rzucił, ubierając na siebie koszulkę, a potem bluzę z kapturem.- Jak się czujesz?
Chrząknąłem cicho.
-Dobrze.
-Mhm...
Włączył czajnik elektryczny i usiadł na okrakiem na krześle tak, że oparcie było z przodu. Oparł o nie obie ręce i wpatrywał się we mnie.
-Co?- spytałem zbity z tropu.
-Widziałem twoje siniaki- powiedział poważnie.- Masz poważny problem.
Westchnąłem cicho, naciągając koc na ramiona.
-Opowiesz mi o tym?
-Niby czemu miałbym to robić?
-Może poczujesz się wtedy lepiej.
Zapadła cisza, przerywana jedynie bulgotaniem wody w czajniku. Przez dłuższą chwilę patrzyłem na niego w skupieniu, po czym, z wyraźnym odciąganiem, pobieżnie zobrazowałem mu całą sytuację.
-Powinieneś to zgłosić na policję.
-I podać do sądu pół szkoły?- uśmiechnąłem się kpiąco.- Zaczęło się od Lucasa, potem był jego kumpel, ale on, mimo licznych gróźb i tego, że celowo go obrzygałem, odpuścił. Potem inni zaczęli się czepiać i jak do tej pory zawsze znajdzie się ktoś, komu zabawianie się moim kosztem sprawia radość.
-Mimo wszystko powinieneś to zgłosić.
Pokiwałem przecząco głową.
-Gdyby to nie wypaliło, w ogóle nie miałbym życia.
-Mimo wszystko powinieneś spróbować. To, co się dzieje, to naprawdę poważna sprawa. To nie jest zwykłe dokuczanie komuś, tylko ewidentne robienie krzywdy. Tak nie może być dłużej, Andy.
-Nie pójdę na policję!- powiedziałem stanowczo.
Zapadła cisza. Leżałem, starając się nie myśleć w ogóle. Chciałbym, aby ta chwila trwała wiecznie- leżałem spokojnie na łóżku, było mi ciepło, czułem się bezpiecznie i niczego więcej nie potrzebowałem. Gdybym mógł, trwałbym tak wieki.
-Skoro nie chcesz iść z tym na policje, musisz nauczyć się bronić- powiedział Colin z cichym westchnieniem, patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.- Muszę cię ostro przeszkolić... Mam dla ciebie propozycję.
-Hm...? Jaką?
-Codziennie od siedemnastej do dziewiętnastej mam wolną salę. Przyjdź.
-Nie mam pieniędzy.
-Nie chcę, żebyś mi płacił. Zapłaciłeś za kurs, ale nie musisz przychodzić na te lekcje z grupą. Przychodź o siedemnastej, będę miał prawie dwie pełne godziny tylko dla ciebie. Szybciej nam to wtedy pójdzie. Co ty na to?
-Super, tylko... dlaczego to robisz? Byłem pewien, że mnie nie lubisz.
-Tylko cię prowokowałem. Nic osobistego. Chcesz się czegoś napić?
-Herbaty, jak masz.
-Ok.
Colin szybko zrobił mi ciepłą herbatę i wręczył mi kubek. Rozmawialiśmy jeszcze trochę o wszystkim i o niczym i muszę przyznać, że spoko z niego gość. Kiedy nie traktował mnie jak piąte koło u wozu i kompletnego nieudacznika, był naprawdę fajny.
Około dwudziestej pierwszej odwiózł mnie pod dom, życząc dobrej nocy.
Gdy już leżałem na łóżku, myśląc o wydarzeniach minionego dnia, po raz pierwszy nie chciało mi się płakać. Wierzyłem, że Colin mi pomoże. Miałem nadzieję, że niedługo moja męka wreszcie się skończy.

2 komentarze:

  1. Spoko, spoko, spoko... Tylko żeby mi się Andy nie zabujał w Colinie, bo ten to wyraźnie na niego leci >< Trafił swój na swego, tylko Luc jeszcze nadal głupi jak but, taki inteligentny życiowo, a nie potrafi zrozumieć uczuć drugiej osoby, i nawet Tomasa uczuć nie kapuje, tylko czekać jak ten wytnie mu jakiś numer z zawiedzioną Mary LOL

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezła akcja.. Zakochałam się w tym rozdziale.. Ewidentnie i niezaprzeczalnie.. No, ale jak się Andy nauczy samoobrony to już nie będzie ciotą i nie będzie tak fajnie i zabawnie i w ogóle ;3;
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)