piątek, 13 kwietnia 2012

Rozdział 21

Lucas
Zabawa była przednia. Około północy obaj byliśmy już nieźle wcięci, wyluzowani i roześmiani. Nie mogliśmy się odpędzić od towarzystwa. Doszło nawet do tego, że pozwoliłem jednemu pedałowi zrobić sobie w kiblu loda. Cały czas wyobrażałem sobie, że to ten cholerny Tramp, wtedy czułem jeszcze więcej przyjemności niż bez tych wyobrażeń.
Kiedy chłopak skończył, przełknął moje nasienie i jeszcze zlizał wszystko to, czego nie był w stanie przyjąć od razu.
-Pojebało cię?- zapytałem ze zdumieniem.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Nikt wcześniej tego dla ciebie nie zrobił?
-To nieestetyczne i niehigieniczne, nie wspominając już o tym, że kompletnie nieodpowiedzialne! Co, jeśli mam AIDS?!
-Myślałem, że ci się spodoba- zignorował moją wypowiedź.- Wiesz, robiłem to pierwszy raz i...
-Co?! Jak to p...?! Ile ty masz lat?!
Chłopak zaśmiał się cicho.
-Siedemnaście. Prawie.
-Ty mały gnojku, ja nie jestem pedofilem!
Chłopak chyba wyczuł, że trochę się wściekłem, bo pospiesznie się ulotnił. Odetchnąłem głęboko i pozbierałem się do kupy. Kiedy podszedłem do baru, zauważyłem coś dziwnego. Tomas stał na scenie i... śpiewał. Gdyby nie to, że szło mu to naprawdę świetnie, chyba bym pękł. Znam go od dziecka i nigdy się nie chwalił, że potrafi to robić. Dziewczyny piszczały głośno, prawie go zagłuszając, a on śpiewał i śpiewał dalej, mocnym, przyjemnym dla ucha głosem. Gdy skończył, zeskoczył ze stołu i wziął od jakiegoś chłopaka plik pieniędzy. Najwyraźniej się założył.
Poszedł do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Dałem czadu, co?- spytał zadowolony. Pomachał mi pieniędzmi przed nosem.- Ja stawiam.
-Nigdy nie mówiłeś, że umiesz śpiewać- powiedziałem z wyrzutem, obejmując go jedną rękę za szyję i przyciągając do siebie. Byłem już lekko wstawiony i omal nie spadłem ze stołka barowego, kiedy tak gwałtownie się ruszyłem.
Obaj wybuchnęliśmy śmiechem. Tomas był świetnym kompanem. Wdrapał się na sąsiedni stołek i spojrzał na mnie figlarnie.
-Nigdy nie pytałeś- odparł.
-No wiesz!- żachnąłem się.
-Dwa razy coś dobrego, byle mocne- rzucił do barmana, a ten uśmiechnął się tylko lekko.
Wyluzowałem. Po raz pierwszy od długiego czasu naprawdę się wyluzowałem. Bawiłem się wspaniale. W przerwach z alkoholem szliśmy na parkiet, wyrywając najlepsze sztuki w promilu dwudziestu metrów.
O drugiej w nocy, ledwo przytomni zdecydowaliśmy, że pora wracać. Nie było mowy o tym, żeby któryś z nas prowadził, więc zamówiłem nam taksówkę. Usiedliśmy na chodniku przed klubem i zapaliliśmy sobie po fajce, czekając. Zimno sprawiło, że odrobinę oprzytomniałem. Tomas włączył swój telefon i zaśmiał się na widok ilości nieodebranych połączeń.
-Mam przejebane- stwierdził tylko, chowając komórkę do kieszeni.
Kiedy podjechała taksówka, obaj wsiedliśmy. Podałem adres Tomasa, bo do niego było bliżej.
-Chyba jutro nie idę do budy- westchnął, prawie wtapiając się w siedzenie.
Zaśmiałem się cicho, kiedy głowa zsunęła mu się po śliskim obiciu i oparł się o moje ramię. Kierowca widząc, że jesteśmy pijani, nie odezwał się nawet słowem. Chyba nawet trochę się bał tego, co moglibyśmy mu zrobić.
Mimowolnie zadrżałem, kiedy jego ręka zaczęła smyrać moje spodnie dokładnie na kroczu. Spojrzałem na niego ze zdumieniem, ale on robił to zupełnie nieświadomie.
-Tomas- mruknąłem zażenowany.
Spojrzał na mnie, a ja pokazałem mu, gdzie właśnie mnie smyra. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, zabrał rękę, w zamian za to oplatając nią moją szyję.
-Sorry, Luc. Nie zauważyłem.
-Spoko.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i zachichotaliśmy cicho. Przez dłuższą chwilę tylko się tak na siebie gapiliśmy. Nie mam pojęcia, kiedy nagle zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej, a nasze usta dotknęły się. Trwaliśmy tak przez chwilę, jakby niepewni, co dalej.
W ułamku sekundy obaj podjęliśmy decyzję. Wystawiłem język, jakbym chciał liznąć loda i trafiłem na jego język. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Nasze języki jeszcze raz się tak o siebie otarły, a potem zaczęliśmy się całować. Tomas robił to równie dobrze jak ja i chociaż całował o wiele lepiej niż Andy, nie wywoływał u mnie aż takich skrajnych emocji. Nie mogę jednak powiedzieć, że lizanie się z nim nie było przyjemne, bo było jak cholera.
Zanim dojechaliśmy pod jego dom, przelizaliśmy się chyba na wszystkie możliwe sposoby. Aż język mi zdrętwiał od tych intensywnych pieszczot.
Kierowca chrząknął z zażenowaniem.
-Jesteśmy na miejscu- burknął.
Tomas zaczął się śmiać, przerywając któryś-tam pocałunek z kolei.
-Jesteś gejem?- zapytał.
Dobre pytanie.
-Nie. A ty?
Pokręcił przecząco głową.
-Do jutra- rzucił i wysiadł z taksówki, idąc chwiejnie w stronę domu.
Podałem kierowcy mój adres i wziął głęboki oddech, żeby jakoś opanować emocje. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
Na miejscu zapłaciłem taksówkarzowi, który odetchnął z ulgą, gdy już wysiadłem i zatrzasnąłem drzwi. Wciąż w dobrym humorze wszedłem na podwórko i rzuciłem okiem na podjazd.
-O kurwa.
Na podjeździe stał samochód mojego starego. Potrząsnąłem głową, chcąc jakoś odgonić ponure myśli. Wszedłem do domu i niemal od razu natknąłem się na ojca.
-Gdzie byłeś?- spytał ostro. Zapalił światło, na co jęknąłem cicho, zasłaniając twarz.
-Cholera, zgaś to.
-Gdzie byłeś?!
-A jak myślisz? Na imprezie!
-Na imprezie? W środku tygodnia?! Co ty sobie wyobrażasz?
-Daj mi spokój, chcę spać!
Stary zacisnął zęby ze złości.
-Nie tym tonem, Lucas! Poza tym cudowne słowa powitania! Tylko tyle masz mi do powiedzenia po tylu dniach mojej nieobecności w domu?
-A ty? Jak niby ty mnie witasz, co?- wkurzyłem się.
-Tak, jak sobie na to zasłużyłeś! Zaufałem ci! Zostawiłem dom warty majątek pod opiekę, a ty tak po prostu sobie imprezujesz?! Gdzie masz samochód?!
-Nic ci do tego.
-Lucas...
-Odwal się!- krzyknąłem wściekły.- A tak w ogóle, co ty sobie wyobrażasz?! Przyjeżdżasz tutaj jak do hotelu i jeszcze śmiesz mi prawić jakieś morały! To ja tu mieszkam i jeśli jeszcze nie zauważyłeś, jestem pełnoletni! Będę robił, co mi się podoba. Nic ci, kurwa, do tego!
BUM!
Spojrzałem na starego ze zdumieniem, łapiąc się za twarz.
Uderzył mnie?
Pomacałem piekący policzek.
Uderzył mnie.
Uderzył mnie!
Jak śmiał...?!
-Zrób to jeszcze raz, a przysięgam, że ci oddam- syknąłem ostrzegawczo.
-Spróbuj podnieść na mnie rękę, niewdzięczny gówniarzu, a popamiętasz. Tak mi się odpłacasz za to wszystko, co dla ciebie zrobiłem?! Tyle masz szacunku do własnego starego?!
-Wielkie dzięki, tatusiu od siedmiu boleści! Zrobiłeś dla mnie, naprawdę, kurwa, wiele.
-Wynoś się!- krzyknął, wyrazie doprowadzony do furii.
-Co?
-Wynocha! Nie chcę ciebie tutaj widzieć!
Przez chwilę patrzyłem na niego bez słowa, zastanawiając się, czy mówił serio. Wyglądało na to, że tak.
-Dobra.
Odwróciłem się na pięcie i wybiegłem z domu, nie przejmując się tym, że nie mam ze sobą pieniędzy, ciuchów, niczego. Właśnie wylądowałem na bruku, ale alkohol krążący w moich żyłach obrócił całe to zdarzenie w głupi dowcip. Byłem niemal pewien, że ojciec przemyśli to wszystko jeszcze raz i nie pozwoli, żebym się wykończył na ulicy. Chociaż, kto wie? Przecież i tak już od dawna ma mnie gdzieś!
Pieprzyć to wszystko.
Poszedłem do Mary. Nie wiem, na co liczyłem. Chyba chciałem, żeby ktoś trochę poprawił mi humor. Chciałem wziąć prysznic i iść spać, ale jak zwykle pokrzyżowano mi szyki.
Mary nie była zadowolona. Najbardziej ubodło ją to, że nie wziąłem ją na imprezę. Zaczęła mnie oskarżać i miałem głupie wrażenie, że tak naprawdę większość obelg trafiła pod niewłaściwy adres. Nie powiedziałem nawet słowa, pokazałem jej za to fuck'a i znowu zwiałem.
Położyłem się w parku na ławce i trzęsąc się z zimna, patrzyłem w niebo. Było naprawdę ładne. Wyciągnąłem telefon zastanawiając się przez chwilę, czynie zadzwonić do Trampa. Co jak co, ale pedał był na tyle miękki, żeby chociaż posłuchać, jak się żalę. Może chociaż on nie prawiłby mi morałów?
Wyraźnie przybity porzuciłem ten pomysł i schowałem komórkę do kieszeni.
Zasnąłem.

Obudził mnie przerażający ból w okolicach brzucha.
-Co...?
Kolejne uderzenie w twarz, które zamroczyło mnie na dłuższą chwile, nie pozwalając się skupić. Dopiero po chwili zorientowałem się, że ktoś zrobił sobie ze mnie worek treningowy. Słyszałem różne słowa, śmiechy i wyraźnie zadowolenie w głosach tych, którzy mnie napadli.
-Chyba ma dość- powiedział ktoś w końcu.- Bierzcie, jak ma coś wartego uwagi i spadamy.
Próbowałem się wyrwać, kiedy czyjeś lodowate ręce przeszukiwały mnie całego, powodując u mnie odruch wymiotny. Telefon musiał mi wypaść, bo nie znaleźli nic godnego uwagi i uciekli.
Chciało mi się najzwyczajniej w świecie beczeć i pewnie bym sobie ulżył, gdybym nie usłyszał wibracji mojego telefonu. Chociaż zakopany w śniegu, świetnie go słyszałem. Udało mi się go wymacać i odebrać połączenie.
Nie sprawdziłem, kto dzwoni.
-Halo?- spytałem cicho.
-Lucas? Synu, gdzie jesteś?
Stary.
-Nie wiem- odpowiedziałem cicho.- Wiesz co? Trzeba było mnie dobić na miejscu...
-Coś się stało? Gdzie jesteś.
-W parku...
Kiedy przerwałem połączenie, z trudem usiadłem i jęknąłem z bólu. Ktokolwiek mnie pobił, nawet nie próbował być delikatny.
Ojciec znalazł mnie dopiero po kolejnych dwóch godzinach, kiedy zakrwawiony i przemarznięty do szpiku kości dreptałem wzdłuż drogi. Kierowałem się do domu Tomasa.
Przerażenie na jego twarzy dziwnie mnie usatysfakcjonowało. Miałem przynajmniej jakiś mały dowód na to, że chociaż trochę go obchodzę. Właściwie już dawno przestałem wierzyć w to, że ojciec mnie kocha. Nigdy go nie było, a kiedy wreszcie raczył się pojawić, nigdy nie okazywał mi żadnych uczuć. Nie dawał mi nawet do zrozumienia, że jest do mnie przywiązany. Po prostu dawał mi pieniądze, jakby to miało załatwić całą sprawę i zaspokoić wszystkie moje potrzeby. Kiedy osiem lat temu zmarła mama, nie miałem pojęcia, że tak beznadziejnie będzie mnie traktował.
-Halo...? Cześć, Jason. Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale mógłbyś do mnie natychmiast przyjechać...? Wiem, że jest środek nocy... Jason, proszę. Pobili Lucasa, jest cały we krwi. Nie ufam tym podrzędnym doktorkom w miejskich szpitalach. Byłbym spokojniejszy, gdybyś to ty go obejrzał... Dziękuję, Jason. Wynagrodzę ci to, obiecuję.
Słuchałem tego, na wpół przytomny. Miałem dreszcze. Zanim dojechaliśmy do domu, zasnąłem.




Andy
Byłem zdumiony, gdy fantastycznej trójki nie było w szkole. Mary dotarła dopiero na drugą lekcję, a Lucas na trzy ostatnie. Kiedy wpadłem na niego na korytarzu, wrzasnąłem z przerażenia.
Wyglądał okropnie.
Na skroni miał przyklejony mały plaster, jego nos był opuchnięty, a warga rozcięta. Miał śliwkę pod okiem, które było zdrowo zaczerwienione. Na policzku rozlał mu się brzydki siniak, niemal identyczny jak ten, którego kiedyś nabił mi i musiałem go ukrywać pod makijażem.
-Wyglądasz okropnie- wyrwało mi się.
-Dzięki- mruknął.
Chociaż wcześniej pałałem do niego szczerą nienawiścią, nie chciałem, żeby taki pobity paradował po szkole. Zrobiło mi się go zwyczajnie żal.
-Chodź.
Zaciągnąłem go do łazienki i zamknąłem nas w jednej z kabin. Posadziłem go na sedesie i zacząłem grzebać w kosmetyczce.
-Co ty chcesz zrobić?- spytał obojętnie. Wyglądał jak jakaś zmora.
-Spokojnie.
Zacząłem mu nakładać na twarz podkład.
-Fe, przestań.
-Spokojnie- powtórzyłem.- Nikt tego nie zauważy, a twój siniak nie będzie się tak bardzo rzucał w oczy. I nos... Jest trochę opuchnięty, ale poza tym, zaraz nie będzie budził żadnych zastrzeżeń.
Nie protestował więcej. Zamknął oczy, westchnął cicho i pozwolił mi się nim zająć. Starałem się to robić jak najdelikatniej i tak, żeby faktycznie nie było widać za bardzo podkładu. Gdy po jakichś dziesięciu minutach skończyłem i postawiłem go przed lustrem, po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnął.
-Wow, Andy. Idealnie, prawie nic nie widać. Dziękuję.
Otworzyłem oczy ze zdumienia. On mi dziękuje...?
-Chyba musieli mocno ci przyłożyć- stwierdziłem, mrużąc oczy.
-Czemu tak myślisz?- zapytał.
Pokręciłem jedynie głową.
-Wyraźnie ci się co nieco przestawiło. Podziękowałeś mi.
Znowu lekko się uśmiechnął.
-Jeśli obiecam, że nikt już tutaj nie zrobi ci krzywdy, dasz mi drugą szansę?
-Szansę na co?
-Chcę z tobą być, Andy.
-Ale...
-Po prostu to przemyśl- przerwał mi szybko.- Tylko tyle, dobra?
Kiwnąłem głową.
-Jesteś spoko ziom, Andy- mruknął, przesuwając kciukiem po mojej dolnej wardze. Na chwilę utonąłem w jego turkusowych oczach. Pogłaskał mnie po policzku i opuścił rękę.- Cudo.
Wyszedł, pozostawiając mnie oniemiałego na środku łazienki.


11 komentarzy:

  1. o ludzie, czytałam poprzednie twoje opowiadania, powiem ci: boskie, ja sie od nich uzależniłam, uzupełniaj troche częściej, prosze

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgłaszam się :3 Dobrze, że zmieniłaś domenę. Blogspot jest dużo bardziej zajebisty, a onet ostatnio jest naprawdę irytujący.

    Rozdział wydaje mi się najlepszy z tych jakie do tej pory dodałaś.
    Nawet nie wiesz jaki przyjemny dreszcz mnie przeszedł na tej scenie w taksówce~! I chociaż mój spaczony umysł dopuszczał do siebie świadomość, że Tomas nie jest taki do końca całkiem hetero, to jednak mnie zaskoczyłaś.
    I miałaś rację, zaczynam odczuwać sympatię do Lucasa.

    I właściwie muszę przyznać, że zaciekawiły mnie Twoje inne opowiadania, choć nigdy nie byłam fanką Tokio Hotel, a wszelkie fanficki omijałam szerokim łukiem. (a jak na złość uwielbiam twincesty i cały czas się na nie natykałam...) Pozdrawiam!

    Swoją drogą zawsze podziwiałam osoby które potrafią prowadzić kilka opowiadań na raz. Ja nawet jednego nie umiem .___.

    OdpowiedzUsuń
  3. O Kurwa.. Nie no, zajebiste ^.^. Ciężko będzie się przestawić, ale dam radę.. ;))...

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG, to było świetne. Ja chcę nexta! Teraz, zaraz! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Oficjalnie mogę powiedzieć, że zakochałam się w tym opowiadaniu. Jest genialne, oryginalne, trzyma w napięciu i jest nieprzewidywalne. W jeden dzień przeczytałam wszystkie rozdziały i nie mogę doczekać się następnych. Inne twoje opowiadania też są świetne, ale to chyba podoba mi się najbardziej. Życzę dużo weny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze też byłabym oniemiałam, gdyby mnie tak zrobił ;O No ogólnie odcinek mi się podobał i dużo się w nim działo... Mam nadzieję, że na 22 rozdział nie będę długo czekała;) Pozdrawiam ;** [ tokio-problem i joke-of-fate - ma nadzieję że zajrzysz ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  7. Że co? "- Chcę z tobą być, Andy." O cholercia. Ale on tak serio? To nie jest jakaś tam jego gra, żeby coś uknuć i skrzywdzić Andyego? A może po tym pobiciu coś się w nim zmieniło. Chociaż nie widzę go otwarcie chodzącego z Andym. Ale nadzieja zawsze istnieje. :D
    Ojciec bardzo przestraszył się, że Lucas zniknął, a potem jeszcze znalazł go w takim stanie... Ech, w nerwach robi się i mówi mnóstwo rzeczy. Ważne by potem ze sobą porozmawiać. Ciekawe, kiedy Lucas powie ojcu, że wie o nim i tym facecie. Ja sądzę, że ojciec kocha Lucasa, tylko nie umie tego wyrazić.

    Coś mi się wydaje, że Tomas nie jest do końca hetero. Z chęcią całował się z Lucasem. Co z tego, że był pijany. Wyszły na jaw jego pragnienia. Ostatnio jest ciągle zamyślony, coś się z nim dzieje. Może coś odkrywa w sobie. Super by to było. :D Poza tym to lizanko w taksówce było hot. Szkoda, że nie wysiedli razem i nie zrobili małej robótki ręcznej. :D Ale i tak jestem ciekawa co będzie, jak się spotkają.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś świetna. Kocham twojego bloga i przeczytałam już wszystkie opowiadanka. Musze przyznać że masz wielki talent. To opko podoba mi się w 100% i błagam dodawaj odcinki częściej. Ja się już uzależniłam... Czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wzruszyłam się... Łzy w oczach i zachwyt... Luc <3 Jego ojciec, odzyskana wiara Luca w miłość rodzica! To było wspaniałe! To że dali wycisk Lucowi i poczuł jak to jest być samemu, bez nikogo, zdanego na siebie... mam nadzieję, że teraz Luc będzie cenił o wiele bardziej wszystkich ludzi, a Tomas po powrocie do budy nie potraktuje naszego jak ścierwo, tylko dlatego że po pijanemu obaj się całowali. Ale co dziwne, zakładałam że Tomcio zabujał się w Mary, więc co jest?! Mam nadzieję, że co najwyżej jak Luc jest bi, a nie... że kocha Luca, bo to by było już przegięcie, no! ;) Wszystko zaczyna się układać, tylko mnie jeszcze denerwuje fakt tego, że Andy jako nieco bardziej uczuciowy z dwójki nie będzie potrafił rzucić Colina... Mam nadzieję, że znajdzie w sobie siłę. No i kurczę, super rozdział, gratuluję! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. WoW :O
    Tego się nie spodziewałam! Luc na imprezie i daje jakiemuś facetowi zrobić sobie loda?!
    Potem to wyrzucenie z domu...
    Dobrze mu tak. Nareszcie wiedział co czuł Andy.
    A Andy... Wcale mi się to nie podoba, ale wygląda na to, że niedługo się zejdą :/
    Tak strasznie żal mi Colina ;-;
    Idę się popłakać w kącie T^T

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezu biedny Lucas.. Moja mała blond włosa gnida tak perfidnie potraktowana.. Już zaczynam rozumieć czemu jest takim dupkiem.. No, ale cóż.. I ta cała sytuacja w kiblu.. Jebłam.. Nawet dał sobie zrobić makijaż.. Człowieku co się z tobą dzieje?!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)