Andy
Siedziałem w kuchni, czekając, aż czerwona plama mignie mi
za oknem. Odkąd Lucas został pobity i zaczęliśmy na nowo się kolegować, minął
cały tydzień. Codziennie Lucas woził mnie do szkoły i odwoził do domu. Nie
wracaliśmy do sprawy pocałunku i unikałem zbyt bliskiego kontaktu z nim,
chociaż nie mogłem zaprzeczyć, że bardzo go chciałem.
Ten tydzień był naprawdę cudowny, chociaż... Colin nie
miał dla mnie czasu. Wcale. Kiedy raz do niego poszedłem, znowu byłem świadkiem
ostrej wymiany zdań pomiędzy nim a Joe, ale wyglądało na to, że żaden z nich
nie brał słów drugiego do siebie. Kłócili się jak stare dobre małżeństwo i w mojej
głowie od razu zapaliła się czerwona lampka.
Lucas nie pogodził się z Tomasem, za to ja poznałem go z
Theo i Robem. Okazało się, że już mieli okazję się spotkać, ale to nawet
lepiej. Dalej chodziłem na dodatkowe lekcje polskiego, a Lucas, choć wściekły,
chodził tam ze mną. Maja również się przyłączyła, a po kilku dniach skusił się
również Theo. Kiedy zdecydował, że będzie chodził na te zajęcia, zmusił do nich
również Roba, który przez dobre dwie przerwy patrzył na mnie wilkiem.
Było cudownie.
W poniedziałek na nudnych lekcjach dużo myślałem. O mnie, Lucasie,
Colinie... Doszedłem do wniosku, że muszę z nim porozmawiać i... chyba zerwać.
Tak dziwnie się to wszystko poukładało, że już sam nie wiedziałem co o tym
myśleć. Może i głupio robiłem, tak po prostu wybaczając Lucasowi, ale ja go
naprawdę lubiłem. Kiedy nie robił z siebie cwaniaczka i nie było przy nim
kolegów, ujawniało się jego niezwykłe poczucie humoru i zwykła radość z życia.
Był naprawdę wspaniały i miałem wrażenie, że z każdym jednym dniem coraz
bardziej mi na nim zależy. Z Colinem było dokładnie odwrotnie. Z każdym
kolejnym dniem miał dla mnie mniej czasu, cały czas spędzając z rudzielcem.
Biorąc pod uwagę te okoliczności, decyzja stawała się o wiele prostsza.
- Dzisiaj nie musisz mnie odwozić - powiedziałem po
ostatniej lekcji, idąc korytarzem.
- Dlaczego? - spytał Lucas ze zdumieniem.
- Muszę iść do Colina, dawno go nie widziałem.
- Dalej jesteście razem? - mruknął zły. - Myślałem, że już
z nim zerwałeś.
- Nie podjąłem jeszcze decyzji - uciąłem. - W każdym bądź
razie, do jutra.
Lucas westchnął, ale nie skomentował tego. Drań, dobrze
wiedział, po co tak naprawdę chcę tam iść.
Kiedy już byłem pod domem Colina i zapukałem (dzwonek
nadal nie działał), nikt mi nie otworzył. Zdziwiło mnie to, bo byłem pewien, że
Colin jest w domu. Nacisnąłem na klamkę i, ku mojemu zdziwieniu, drzwi
ustąpiły. Wszedłem do środka, zamykając je cicho i zacząłem się rozglądać po
domu. Wszędzie było cicho, a w zlewie piętrzył się stos brudnych garów.
Uchyliłem drzwi sypialni i uniosłem brwi ze zdziwienia.
Na łóżku leżał Joe. Spał, skulony jak mały kociak, a tuż
obok niego, właściwie przytulony, leżał Colin. Jego oczy były jednak otwarte i
bawił się rudymi kosmykami, przeczesując je palcami i odgarniając z czoła,
kiedy co rusz wracały na swoje miejsce.
Chrząknąłem cicho. Colin zerwał się jak oparzony, patrząc
na mnie ze zdziwieniem. Zamrugał kilka razy.
- O! A-andy! Cz-cześć! - powiedział niepewnie.
- Cześć. Em... możemy pogadać?
- Jasne.
Przeczesał ręką włosy i przeciągając się, poszedł za mną
do kuchni.
Zapadła cisza. Krępująca cisza, której żaden z nas nie
chciał przerwać. W końcu Colin się odezwał.
- Ja... wiem, jak to wyglądało, ale... To nie tak... -
powiedział niepewnie.
Spojrzałem na niego bez cienia wyrzutu. W końcu
przyszedłem tu w jednym celu, a on mi to tylko ułatwił.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, Colin - rzekłem,
uśmiechając się lekko. - Jeśli czujesz do Joe miętę, to... ja nie mam nic
przeciwko. Właściwie to przyszedłem tutaj, bo... Mam wrażenie, że nasz związek
to niewypał. No, wiesz, było fajnie i tak dalej, ale... Widzę, że nie bardzo
masz teraz dla mnie czas i spędzasz go z Joe, a ja... Tak naprawdę zbytnio nie
tęskniłem, kiedy spotykałem się z Lucasem.
- Więc... nie masz do mnie pretensji? - spytał ze
zdziwieniem.
Pokręciłem przecząco głową.
- Nie. Wcale. Przyszedłem tutaj, żeby ci powiedzieć, że...
to koniec - mruknąłem. - Ale chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi! - dodałem
szybko.
Colin odetchnął z wyraźną ulgą.
- Uff, całe szczęście. Nie chciałem sprawić ci przykrości
i...
- Czyli... ty też nie masz nic przeciwko?
- Nie.
- Więc w porządku.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem zgodnie się
roześmialiśmy.
- Wiesz już, co mu się stało? - spoważniałem nagle.
Szatyn przestał się uśmiechać.
- Tak. Opowiedział mi. - Patrzył przez chwilę na mnie,
jakby zastanawiając się, czy może mi o tym powiedzieć. - Powiem ci, ale... to
nie jest zbyt przyjemne. Widzisz, jego ojciec jest alkoholikiem. Kiedy sobie
popije, często się znęca nad nim albo jego matką, zwłaszcza, jeśli ma jakiś
powód. Kiedy wcześniej Joe został zawieszony w prawach ucznia, ojciec mu
powiedział, że jeśli to się powtórzy, będzie musiał się wynieść. No i Joe się
pilnował, ale potem była ta głupia sytuacja z Potters...
- Petters - mruknąłem. - Lucas przykleił ją do klopa,
wiem. Prawie mi się przyznał.
- No i to poszło na Joe. Dyrektor zawiesił go na cały
miesiąc. Na początku Joe pozorował chodzenie do szkoły, ale w końcu jego ojciec
się o tym dowiedział. Akurat popił i zaczęli się bić. Jego ojciec wciąż jest od
niego silniejszy. On… pobił go jakimś kablem i zaatakował go scyzorykiem. Kiedy
mi to opowiadał, wszystkie flaki wywróciły mi się na drugą stronę. Zresztą, sam
widziałeś, jak mocno go pobił, a na końcu wyrzucił z domu tak, jak stał. Joe
nie miał dokąd iść, jego koledzy nie mieli warunków, żeby mu pomóc. Powiedział,
że przemyślał wszystko i stwierdził, że ma bardzo niskie realne szanse na
normalne życie. Nie był w stanie sam się utrzymać i jeszcze skończyć szkoły, a
poza tym, wydaje mi się, że to wszystko źle na niego działało pod względem
psychicznym. Załamany, postanowił się... zabić. Wtedy go znaleźliśmy.
- Zostanie tutaj? Co tak właściwie jest między wami?
Spaliście ze sobą?
Colin zaczerwienił się wyraźnie.
- Nie... nie spaliśmy - burknął ponuro. - Całowaliśmy się
i chyba nawet mu się podobało. Chyba zostanie tutaj, mi to bynajmniej nie
przeszkadza. Chciałbym go poznać. On... bardzo mi się podoba, Andy. Jest
cudowny.
- Wiesz, że on w szkole tępił gejów?
- No niby tak, ale... nie jest powiedziane, że nie jest
chociaż bi.
- Życzę ci szczęścia, ale... nie licz na to, że łatwo ci
odda swój tyłek. To jest Joe Muller. Gdybym miał obstawiać, to jestem niemal
pewien, że prędzej on zdominuje ciebie, niż ty jego.
- No, weź, Andy! - oburzył się Colin. - Nawet tak nie mów.
Uśmiechnąłem się.
- Ale to prawda.
Lucas
Czy szkoła zawsze jest taka nudna, kiedy nikogo się nie
bije? Jakoś nie miałem ochoty nikogo sklepać, wszyscy chodzili spokojni i
zadowoleni. Poza tym, do świąt został zaledwie tydzień i nie chciałem nikomu
zaserwować w prezencie podbitego oka.
Andy cholernie mnie zmiękczył.
Na SKSach było jak zwykle zabawnie. Sport to jedna z
niewielu rzeczy, która naprawdę była przyjemna i pożyteczna. Przy okazji można
było się rozerwać i wyładować. Zawsze grałem razem z Tomasem, bo świetnie się
rozumieliśmy i zawsze wszystko nam wychodziło. Tym razem jednak nie było już
tak kolorowo. Obaj unikaliśmy podawania do siebie, przez co dostawaliśmy
potężnego łupnia. Nawet Andy na bramce nie mógł zbyt wiele zdziałać.
Widziałem, że jest wściekły, kiedy zostawialiśmy go sam na
sam z dwoma napastnikami, ale jakoś ani ja, ani Tomas nie mieliśmy ochoty się
wracać. Miałem głupie wrażenie, że mi się za to oberwie, ale... Mam to w dupie.
Po małym sparingu Andy został na chwilę z trenerem i ten
tłumaczył mu jego ewentualne błędy, a ja i Tomas poszliśmy z resztą do szatni.
Mieliśmy rzeczy obok siebie.
- Jeszcze ci nie przeszło? - spytał zły.
- Mi? - zdziwiłem się. - To ty się na mnie sfochałeś.
- Bo zachowałeś się jak świnia. Nie miałeś prawa jej tego
mówić.
- Dobrze wiesz, że miałem rację.
- Może i tak, ale...
- Takie mam o niej zdanie. To ona robiła mi wyrzuty, że
jej nie zabrałem z nami. Jeśli naprawdę chcesz się kłócić przez jakąś głupią
laskę, to proszę bardzo. Ja zdania nie zmienię.
Tomas westchnął ciężko.
- Nie chcę się kłócić. Możemy się umówić, że... nie
będziesz jej ubliżał w mojej obecności i za bardzo jej dokuczał?
- Dobra - zgodziłem się niechętnie. - Ale nie licz na zbyt
wiele. Dla mnie ona jest spalona.
- W porządku.
Ta rozmowa była głupia. Nie miałem jednak zamiaru tego
roztrząsać, ważne, że wreszcie się pogodziliśmy. Przez ten czas brakowało mi
komentarzy Tomasa i jego głupiego zachowania. Był prawdziwym przyjacielem i nie
chciałem go stracić, zwłaszcza przez jakąś głupią dziewczynę.
Do szatni wszedł uśmiechnięty Andy. Widząc, że rozmawiam z
Tomasem, uśmiechnął się jeszcze szerzej, choć byłem pewien, że to niemożliwe.
Stanął przy swoich rzeczach i zaczął przetrzepywać plecak.
- I love Rock and Roll...
Tomas nawet nie spojrzał na telefon, tylko zaklął cicho.
- Znowu Betty? - spytałem.
Kiwnął głową, krzywiąc się.
- Na sto procent. Muszę spadać. Cześć.
- Cześć.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za Tomasem, westchnąłem
cicho.
- Pogodziliście się? - zapytał Andy z ciekawością.
- Mhmm...
- Czas najwyższy.
- Wiem. Idziemy gdzieś potem?
- W sumie... możemy gdzieś iść. Jakieś propozycje?
- Kręgle?
- Widzę, że znowu chcesz dostać łupnia.
Naburmuszyłem się.
- Jeszcze zobaczymy.
Wszyscy już poszli, ale ja chciałem wziął prysznic w
szkole. Było to możliwe, bo mieliśmy do tego specjalne pomieszczenie, no i była
gorąca woda oraz mydło i czyste ręczniki.
- Przyłączysz się? - spytałem zadziornie.
- Czemu nie - zgodził się od razu, co bardzo mnie
zdziwiło.
Po hali wciąż krążył trener, więc nie mogliśmy sobie
pozwolić na zbyt wiele. Weszliśmy pod dwa natryski, oddzielone od siebie
ścianką w wysokości półtora metra. Widziałem tylko głowę i ramiona Andy'ego,
który mruczał cicho z zadowolenia, kiedy stał pod bieżącą wodą.
- Tylko się tam za bardzo nie podniecaj - powiedziałem
głośno.
- Vice versa.
- Robisz to specjalnie !- oskarżyłem go.
- Wcale nie! - oburzył się i rzucił we mnie mydłem.
Dostałem prosto w głowę.
- Tak się nie będziemy bawić!
- A co mi zrobisz? - zaśmiał się, patrząc na mnie
wyzywająco.
Nie zastanawiając się długo, szybko przeszedłem do jego
natrysku i pchnąłem go na ścianę. Tramp poślizgnął się na mokrych kafelkach i
wyrżnął się, upadając na goły tyłek. Parsknąłem śmiechem, kiedy zobaczyłem jego
obrażoną minę.
- Au! To bolało! - warknął do mnie, wstając pospiesznie.
Znowu go pchnąłem, ale tym razem zdążył złapać mnie za
nadgarstek i obaj wyrżnęliśmy niezłego orła. Jęknąłem cicho, zderzając się z
mokrymi kafelkami i ciepłym ciałem Andy'ego.
- Świetnie... - mruknąłem cicho.
Mimowolnie zacząłem się o niego ocierać sugestywnie, na co
jego oczy otworzyły się szeroko, a policzki pokryły zdradzieckim rumieńcem.
- Lucas...
Nie przerwałem. Samo ocieranie się o niego było cholernie
przyjemne. Czułem, jak mój członek powoli zaczyna twardnieć, a policzki również
robią się czerwone. Chociaż już nie raz znajdowałem się w podobnej sytuacji,
nie było pode mną chłopaka. To wciąż było dla mnie nowe i trochę... żenujące,
co wcale nie oznacza, że nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie, to było tak zajebiste,
jak seks z kobietą nigdy nie będzie.
- Andy... Pozwól mi - powiedziałem cicho, przyspieszając
swoje ruchy.
- Luc...
- Pozwól mi.
- C-co?
- Wejść... Chcę wejść...
- Nie.
- ... w ciebie. Zgódź się...
- Nie, Lucas - powiedział słabo.
- Proszę...
Andy popatrzył mi w oczy, jeszcze mocniej się czerwieniąc.
Widziałem, że się waha, aż w końcu kiwnął niepewnie głową. Rozsunąłem mu nogi i
przymierzyłem się do wejścia, kiedy usłyszałem głuchy trzask drzwi.
Ktoś wszedł do pomieszczenia z natryskami.
Zerwaliśmy się jak poparzeni i szybko poszedłem do siebie,
nagle dostrzegając, że mydło to bardzo interesująca rzecz.
- Kto tu jest?
- To tylko my! - krzyknął Andy. - Lucas i Andy.
- W porządku. Pospieszcie się chłopcy, zaraz zamykam tu
wszystko.
- Dobrze!
Trener odszedł, a my odetchnęliśmy z ulgą.
Było naprawdę blisko.
- Nie pozwolisz mi kontynuować, co? - burknąłem zawiedziony.
Andy uśmiechnął się jedynie i odszedł, wycierając się
ręcznikiem.
Westchnąłem ciężko, zakręcając kurek z ciepłą wodą i
puszczając lodowatą. Jeśli miałem przetrwać ten dzień, musiałem jakoś ostudzić
swój zapał.
Andy
Umówiliśmy się wieczorem, więc kiedy Lucas odwiózł mnie do
domu, od razu zabrałem się za lekcje. Pomogłem mamie posprzątać w domu i
zrelacjonowałem dzień w szkole. Była zadowolona, bo dostałem się do drużyny i
znalazłem sobie nowych przyjaciół. Dobrze wiedziała, że ze względu na mój wygląd
nie jest to łatwe. Nadal się malowałem, choć już nie tak mocno i dałem sobie
spokój z paznokciami. Mimo to większość uczniów i nauczycieli już mnie
zaakceptowała i nie miałem zbytnich problemów, nie licząc tych durnych
wyrostków, którzy tylko szukali pretekstu, żeby mi wlać.
Nie malowałem się na to spotkanie. Jakoś tak wiedziałem,
że to niepotrzebne i nie chodziło o to, że nie chcę narobić Lucasowi siary. Ja
po prostu nie miałem ochoty pomalować się na ten wypad i było mi z tym dobrze.
Kiedy tylko czerwona plama mignęła mi za oknem, pożegnałem
się z mamą i wyszedłem z domu.
- Cześć! - rzuciłem z uśmiechem, kiedy wsiadłem już do
samochodu.
- Cześć - odparł Lucas, odwzajemniając gest. - Dzisiaj ci
dokopię! - mruknął, włączając się w ruch uliczny.
- Zobaczymy.
- Może się założymy?
- To nie jest zbyt dobry pomysł.
- Czemu? Jeśli wygrasz, zabiorę cię jeszcze do McDonalda,
ale jeśli przegrasz...
- Już się boję...
- ... to też zabiorę cię do McDonalda - dodał z
rozbawieniem.
Zaśmiałem się.
- Komuś chyba dopisuje humorek - powiedziałem.
Skinął mi lekko głową.
- Masz rację. Jestem taki jakiś wohhho... Niech mnie ktoś
powszczyma! (błąd zamierzony- dop.aut.).
Parsknąłem śmiechem.
- To z tego kabaretu o bubie?
- Noo...
Na kręgielni było wiele ludzi, ale nam to w ogóle nie
przeszkadzało. Bawiliśmy się w najlepsze, rywalizując ze sobą tylko dla zabawy.
Co jakiś czas Lucas dotykał lekko mojej ręki, ocierał się o mnie ramieniem albo
łapał za biodra. Robił to na tyle dyskretnie, że nikt nie widział w tym nic
podejrzanego, ale dla mnie jego gesty i powłóczyste spojrzenia były prawdziwą
torturą. Na samą myśl, co moglibyśmy teraz robić w tym jego przeklętym aucie,
miałem erekcję. Czułem na sobie jego wygłodniały wzrok i musiałem zagryzać
dolną wargę, żeby pełen zadowolenia uśmiech nie wypłynął mi na gębę.
Lucas mnie chciał. Mógł twierdzić inaczej, ale ja
widziałem to w jego oczach. Nie miałem żadnych wątpliwości i czułem dziwne
skurcze w żołądku za każdym razem, kiedy mi się przypatrywał albo rzucał mi to
swoje uwodzicielskie spojrzenie.
Wspominałem już, że on jest cudowny?
- Nie lubię cię - mruknął naburmuszony, kiedy na samym
końcu zbiłem wszystkie kręgle i tym samym pokonałem go kilkoma punktami.
Uśmiechnąłem się niepewnie. Wiedziałem, że Lucas
nienawidzi przegrywać.
Westchnął cicho, wsuwając nogi w swoje szerokie adidasy i
przeciągając się jak kot.
- Chodźmy stąd, mam już dosyć tego miejsca - stwierdził,
po czym dodał. - I nigdy więcej nie zabiorę cię na kręgle!
Zaśmiałem się cicho, idąc za nim krok w krok. Błysk w jego
oczach uświadomił mnie, że blondyn nie jest nas mnie zły.
Kiedy zatrzymał się pod domem, dostałem słodkiego całusa,
który w moment przerodził się w cudowny, namiętny pocałunek.
- Do jutra - mruknął Lucas, odsuwając się odrobinę.
- Do jutra - szepnąłem cicho, wysiadając z samochodu.
Moje życie zdecydowanie zrobiło się fantastyczne.
no raz wchodze: nie ma, wchodze po 10 minutach: jest, powiem ci że bardzo fajny odc, naprawde
OdpowiedzUsuńKurcze, kurcze, kurcze! Wiedziałam, że do siebie wrócą to było jak w banku! Oni są słodcy, kocham ich xD. Tylko znając życie, po jakimś czasie znowu coś się zepsuje, jestem tylko ciekawa CZO :> Pozdrawiam ;**
OdpowiedzUsuń[ tokio-problem i joke-of-fate ]
kocham kocham KOCHAM
OdpowiedzUsuńO taaaak. Wiedziałam, że do siebie wrócą! <3 Uwielbiam ich razem. Z niecierpliwością czekam na następną notkę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDobrze, że Andy i Colin zostaną tylko przyjaciółmi. Jej, Joe dał się Colinowi pocałować? Aż szkoda, że nas przy tym nie było. :D
OdpowiedzUsuńLucas i Andy prawie zostali przyłapani pod prysznicem. Mina trenera, a także i ich byłaby dość widowiskowa.
Ten pocałunek w aucie, wydał mi się taki romantyczny. Taki typu chłopak odwozi dziewczynę, tu mamy chłopaka po randce do domu i obdarowuje ukochaną osobę smakiem swych ust. Niczego nie oczekuje, po prostu dziękuje za mile spędzony czas. :D
Fajnie, że Lucas i Tomas się pogodzili. A Andy coraz lepiej się czuje w ich towarzystwie.
Dziękujemy i nawzajem ! Notka... mrrr... chyba wiesz o co chodzi ;) Supcio <33
OdpowiedzUsuńJuż polubiłam te opowiadanie!! :d Pliss pisz szybko kolejny rozdział!!
OdpowiedzUsuń^^
http://engel-tranen.blog.onet.pl/ósemka. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć, tzn napisać... bez kitu, mi się to nigdy nie zdarza... Niesamowite opowiadanie :D Gratuluję świetnej fabuły i wyczucia uczuć xD
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i powodzenia :)
No i oczywiście czekam na nexta xD
I co to się za fluffy porobiło, jak uroczo i wesoło ;) Niech mnie, czuję się tak, jakby wszystko się miało ku końcowi, krok po kroku, wszystko układa się na swoim miejscu, i tylko patrzeć aż całe Puzzle będą XD
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się pomysł na rozwiązanie sprawy z Colinem, chociaż trochę żałuję, że nie było jakiejś niemal krwawej jatki, z płaczem i rwaniem włosów przez Colina, no ale... przynajmniej biedny Joe znalazł sobie drugi dom XD
Aha, genialny pomysł, nieudacznicy chodzący się uczyć języka polskiego, ciekawe jak inni patrzą że Luc łazi za tą całą dziwaczną ferajną na te zajęcia :P
Jakiego ja miałam wyszczerza na buzi jak czytałam ten rozdział! Ale od razu mi zszedł jak Colion opowiadał o Joe... WENY! Dodaj pliss szybko kolejne rozdziały! ^^
OdpowiedzUsuńTak myślałam!
OdpowiedzUsuńColin i Joe stworzą piękną parę ♥ Choć czuję, że w łóżku będą prawdziwe wojny!
Nasi chłopcy też sobie radzą niczego sobie hym, hym, hym >:)
Wszystko co dobre, kiedyś się kończy i nie wierze, że do końca opowiadania życie Andyego będzie taką sielanką.. Twoje opowiadania słyną z tego, że pod koniec dzieje się najwięcej i na to liczę również tym razem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń