Lotnisko w Seattle
było ogromne. Tak z dziesięć razy większe niż te, z którego wystartował w
Poznaniu. I bardziej nowoczesne.
Nigdy wcześniej nie
leciał samolotem, więc początkowo trochę się bał. Nie wiedział, co gdzie trzeba
zrobić i tak dalej, na szczęście podróż minęła mu bez większych przygód.
Właściwie nie
wiedział, jak do tego wszystkiego doszło. Jednego dnia wyszedł ze szpitala, a
drugiego już leciał do Stanów. Gdy wrócił do domu, matka miała już dla niego
bilet i wizę. Długo rozmawiali o tym, co się stało. Na początku przestraszył
się, że też chce go opuścić tak jak wszyscy inni. Potem jednak zrozumiał, że
ona naprawdę się o niego bała.
Wiadomość, że leci do
Stanów była dla niego szokiem. Nie sądził, żeby kiedykolwiek miał możliwość tam
polecieć, bo zwyczajnie nie było ich na to stać, a teraz się okazało, że ma tam
zamieszkać. Matka w tajemnicy mu wyznała, że wysyła go do jego ojca, bo
praktycznie rzecz biorąc miał tego nie wiedzieć. O swoim ojcu w ogóle niezwykle
mało wiedział. Mama nigdy nawet nie chciała pokazać mu zdjęcia. Wiedział tylko,
że byli parą na studiach, na imię mu Kacper, obecnie mieszka zagranicą i że
nigdy nie chciał mieć dzieci, ale że przesyła pieniądze, dzięki którym miał
nowy telefon i trochę markowych ciuchów oraz opłacane lekcje rysunku. Nie
potrafił nawet sprecyzować swoich uczuć do tego mężczyzny. Już chyba wszystko
było mu obojętne.
Czuł się dziwnie
wypruty ze wszystkich emocji. Lekarz mu powiedział, że nie może się pogrążać w
tej apatii, bo będzie czuł się tylko gorzej, ale on nie chciał walczyć. Jego
życie już nic dla niego nie znaczyło.
Pociągnął za rączkę
swojej walizki i ruszył przed siebie, poprawiając drugą torbę na ramieniu.
„Kacper”, bo tak kazał się tytułować, gdy rozmawiali przez telefon, miał czekać
zaraz przy wejściu, ale tych była masa i nie wiedział zbytnio, o które chodzi.
W pewnym momencie
zauważył przy drzwiach postawnego, przystojnego blondyna ubranego w garnitur.
Mężczyzna wyraźnie na kogoś czekał. Przy wejściu. Nie wiedział dlaczego, ale
był po prostu pewien, że to jego ojciec. W końcu sam był tak jasnym blondynem.
Z tej odległości nie mógł zobaczyć oczu tego faceta, ale podejrzewał, że będą
intensywnie niebieskie, tak jak jego własne. Do matki w ogóle nie był podobny.
Podszedł niepewnie do
mężczyzny.
– Tomek? – zapytał
nieznajomy, zanim chłopak zdążył się odezwać.
– Tak, to ja –
powiedział spokojnie, odetchnąwszy z ulgą. Nie byłoby fajnie szukać go po tym
ogromnym lotnisku. – Pan to zapewne Kacper?
– Zgadza się. – Podali
sobie dłonie. Mężczyzna wziął od niego torbę. – To twoje wszystkie rzeczy?
– Tak.
– W porządku. Chodźmy.
Jesteś głodny? Mam trochę czasu, możemy iść do restauracji.
– Nie, dziękuję.
Zapadła cisza. Tomek
czuł się niezręcznie z myślą, że ma przed sobą swojego ojca. Po siedemnastu
latach wreszcie mógł go zobaczyć. Tyle razy marzył, że ojciec przychodzi po
niego i mówi, że go kocha, a potem mocno przytula. I zabierałby go na ryby i na
wyścigi, układałby z nim klocki i bawił się kolejką… Niestety, ojciec nigdy nie
przyszedł, nieważne ile dni by go nie wyczekiwał.
W ciszy załadowali
jego rzeczy do jednej z nowszych Toyot i pojechali do domu Kacpra. Mieszkał na
przedmieściach, w ładnej dzielnicy z dużymi domkami szeregowymi. Miał sporą
kuchnię z wyspą na środku, zaopatrzoną w bardzo nowoczesny sprzęt; przestronny,
przeszklony z dwóch stron salon i kilka pokoi na górze. Dla Tomka uszykował
największy w końcu korytarza, ze sporym, podwójnym łóżkiem i osobną łazienką.
Kolory były jasne, a meble wyglądały na nowe i praktycznie nieużywane.
– Dobra, młody, ja
teraz muszę jechać do pracy – powiedział Kacper, patrząc na zegarek. –
Radziłbym ci odespać różnicę czasu. Lodówka jest pełna jedzenia, więc się nie
krępuj. Moja sekretarka zakupiła już dla ciebie książki, przywiozę ci je
dzisiaj. Szkołę zaczynasz od poniedziałku. Zapiszę cię też na lekcje
angielskiego, żebyś jak najszybciej mógł zacząć sesje z psychologiem. Jeśli
będziesz czegoś potrzebował, jestem pod telefonem.
Tomek skinął głową,
siadając na łóżku. Ton Kacpra był rzeczowy i spokojny, bez żadnego
emocjonalnego zaangażowania. Ojciec patrzył na niego beznamiętnie i z
najwyraźniej dobrze skrywaną niechęcią. Dopiero teraz uderzyło go z całą mocą,
że ojciec go nie chciał, kiedy mama jeszcze była w ciąży i teraz najwyraźniej
się to nie zmieniło.
Gdy tylko Kacper sobie
poszedł, zabrał się za rozpakowywanie swoich rzeczy. Popłakiwał sobie cicho. Miał
ochotę umrzeć i żałował, że nie zabito go w tej przeklętej szatni. A tak się
starał! Mieli kije do baseballu, więc to był wręcz cud, że po tych wszystkich
razach w głowę nic wielkiego mu się nie stało.
Gdy rozpakował swoje
rzeczy, położył się na trochę spać. Przykrył się kołdrą i zwinął w kłębek,
przytulając do poduszki. Marzył o tym, żeby zasnąć i już się nie obudzić.
Kacper nie był
zachwycony pojawieniem się nastolatka. Kiedy czekał na niego na lotnisku, cały
czas klął, na czym świat stoi. Że też po osiemnastu latach ten mały, głupi
epizod musiał wypłynąć na światło dzienne. Ola była chyba szalona, prosząc go o
coś takiego. Nigdy by się nie zgodził, gdyby nie to, że całą rozmowę słyszała
jego sekretarka i dowiedziawszy się o całej sprawie, praktycznie wymusiła na
nim zgodę.
Najgorsze było to, że
gdzieś w środku poczuł dumę, kiedy zobaczył jak wygląda chłopak. Był kropka w
kropkę taki sam jak on w jego wieku. Z jednej strony cieszył się, że jego
bachor jest taki ładny, z drugiej nie mógł uwierzyć, że taki z niego mięczak.
No, cóż… Nie można mieć wszystkiego.
Co do jednego musiał
się z Olą zgodzić. Dzieciak naprawdę wyglądał źle. Gdy spojrzał w jego oczy
przez chwilę miał wrażenie, jak coś zimnego pełznie mu po plecach. W tych
oczach było tyle bezbrzeżnego smutku… Nigdy nie widział czegoś takiego. Nie
znaczyło to jednak, że nagle odkrył w sobie chęć do posiadania potomstwa i tak
dalej. Wcale nie. Był wściekły, że dał się w to wrobić i zamierzał dzieciaka
traktować jak powietrze, kiedy tylko będzie mógł.
Gdy wrócił wieczorem
do domu, wszędzie było ciemno. Wszedł po schodach na górę i otworzył drzwi od
pokoju Tomka. Chłopak spał zwinięty w kulkę. Pewnie był zmęczony.
Westchnął ciężko i
zszedł z powrotem. Nie miał pojęcia, co gówniarz może lubić jeść, więc zrobił
to, co lubi on sam. Ola zapewne mu codziennie gotowała wymyślne obiadki. Mógłby
się założyć, że była fenomenalną matką. On w ogóle nie zamierzał się
dzieciakowi przyznawać, że przyczynił się do jego poczęcia. Niewiedza jest
błogosławieństwem.
Kończył gotować
makaron do spaghetti, kiedy usłyszał ciche powitanie.
– Dobry wieczór.
– Dobry wieczór –
odparł spokojnie Kacper, patrząc na chłopaka uważnie. – Zjesz spaghetti?
– Uhm… Tak, dziękuję.
– Zaraz będzie gotowe.
Możesz nakryć do stołu. Sztućce się w tej szerokiej szufladzie, a talerze w
pierwszej szafce po prawej.
Tomek bez słowa zabrał
się za wyciąganie potrzebnych rzeczy i rozkładaniem tego na stole. Kacper
obserwował jego pewne i spokojne ruchy. Zupełnie nieświadomie przyglądał mu się
jak jakiś desperat. Nie mógł się na tego gówniarza napatrzeć. Boże, to naprawdę
był jego syn! Syn! JEGO! Chłopak miał już prawie osiemnaście lat, a do niego
wciąż to nie docierało.
W pewnym momencie
zauważył, że oczy chłopca są lekko zaczerwienione. Płakał? Ciekawe, dlaczego?
Odcedził makaron i po
chwili postawił na stole dwa pełne talerze parującego jeszcze makaronu.
– Dziękuję –
powiedział cicho Tomek.
– Smacznego – odparł
Kacper, również siadając do stołu.
Jedli w milczeniu.
Kacper czuł się dziwnie. Zazwyczaj nie miał okazji rozmawiać z osobami w wieku Tomka.
Czasami jedynie nakrzyczał na dzieciaki sąsiadów, kiedy nie dawały mu pracować
albo robiły zdecydowanie za długie i głośne imprezy. Tomek był jednak inny.
Jeśli wziąć pod uwagę jego ostatnie wyczyny, to był dla niego jak z kosmosu.
– Skąd pan zna moją
mamę? – zapytał Tomek. Zamierzał udawać, że nie wie nic o ich pokrewieństwie,
tak jak zresztą prosiła go matka. Miał jednak nadzieję, że uda mu się wyciągnąć
jakieś szczegóły odnośnie ich przeszłości. Uważał, że zna zdecydowanie za mało
faktów z tego okresu ich życia.
– Ze studiów – odparł
spokojnie mężczyzna, poprawiając się na krześle. – Wylądowaliśmy na tej samej
imprezie w akademiku. Czemu pytasz?
Kacper zadał to
pytanie tylko dla podtrzymania konwersacji. Mało go obchodził ten chłopak, ale
nie chciał robić dla niego wyjątku i traktować go gorzej niż innych ludzi.
– Uhm… Mama mi nigdy o
panu nie wspominała – powiedział cicho, bawiąc się makaronem w talerzu. – To
dla mnie po prostu dziwne, że nagle mnie wysyła do zupełnie obcej osoby i to aż
do Stanów.
– Widać narozrabiałeś
do tego stopnia, że inaczej nie mogła – odparł Kacper sucho.
Pobłażać gówniarzowi
też nie zamierzał.
Przy stole zrobiło się
nagle jakoś drętwo. Atmosfera momentalnie zgęstniała. Tomek wbił wzrok w talerz
i burknął cicho.
– Przepraszam. –
Odsunął od siebie talerz. – Już się najadłem.
– Nie odejdziesz od
stołu, dopóki nie zjesz tego, co masz na talerzu. – Kacper zatrzymał go w pół
ruchu.
– Nie jestem głodny. I
nie mam pięciu lat, więc nie musi mnie pan tak traktować.
– Będę cię traktował
tak, jak się zachowujesz. A zachowujesz się jak dziecko. Jedz.
– Nie jest pan moim
ojcem! – powiedział Tomek buntowniczo, ale nie ruszył się z krzesła.
Kacper już na końcu
języka miał słowa, że owszem, jest, na szczęście w ostatniej chwili udało mu
się powstrzymać.
– Nieważne. Mieszkasz
u mnie i będziesz tu żył na moich zasadach. A zasada numer jeden mówi, że nie
odejdziesz od stołu, dopóki nie zjesz tego, co masz na talerzu.
Chłopak westchnął i w
końcu odpuścił. Nie chciał robić sobie w nim od początku wroga. Jego życie i
bez tego było już wystarczająco nieprzyjemne.
Kacper miał ochotę
uśmiechnąć się pod nosem, kiedy chłopak z niechęcią zaczął jeść. Dobrze było
wiedzieć, że można gówniarza do pionu ustawić. Może to była wina Olki, że
dzieciak skończył w szpitalu? Baby zawsze za bardzo się cackają z bachorami, a
potem są takie efekty. Już on mu pokaże, co to znaczy mieszkać z normalnym
facetem. Szybko wybije mu z głowy głupie pomysły.
Tomek naprawdę nie
mógł już w siebie wcisnąć resztki jedzenia, ale zrobił to dla świętego spokoju.
Gdy zjadł, podziękował, umył naczynia i poszedł do swojego pokoju.
Tak minął mu pierwszy
dzień w Stanach Zjednoczonych.
W nocy spał
niespokojnie i śniła mu się sytuacja z szatni. Długo przewracał się z boku na
bok, zanim wreszcie zasnął na dobre.
Następnego dnia był
piątek. Kacper poszedł do pracy i tyle go widział. Zostawił mu pięćdziesiąt
dolarów, żeby zrobił sobie zakupy. Nie rozmawiali jeszcze o tym, co Tomek lubi
jeść. Wyjście na dwór nie było jednak aż takim głupim pomysłem. Nudził się
okropnie od rana, więc postanowił zwiedzić okolicę.
Szedł przed siebie ze
słuchawkami w uszach aż dotarł do pobliskiego parku. Nie zastanawiając się
długo, ruszył jedną ze ścieżek, a potem rozłożył się na trawie tuż za sporym
dębem. Było tam niezwykle spokojnie. Za spokojnie. Zresztą, sam nie wiedział,
co mógłby zrobić, żeby przestać myśleć o tych okropnych rzeczach, które mu się
przydarzyły.
Zamknął oczy i niemal
w tym samym momencie poczuł dość mocne uderzenie w bok. Otworzył szeroko oczy i
zerwał się do siadu, rozglądając się na boki. Ze zdumieniem zobaczył, że leży
na nim młody chłopak z umorusaną czymś twarzą. Tuż obok stało trzech innych
chłopaków, którzy krzyczeli coś do niego i wymachiwali pięściami. Tomek do
końca nie rozumiał, ale słowo „ciota” powtarzało się tak często, że tylko
kompletny idiota by nie załapał.
– Czego chcecie? –
zapytał Polak, marszcząc brwi. Był starszy i miał nadzieję, że poradzi sobie z
dzieciakami. Nie chciał zostawiać tego chłopca w potrzebie. Wiedział za dobrze,
jak to jest być na jego miejscu.
– Nie wtrącaj się.
– Zabierajcie się
stąd, zanim inaczej sobie porozmawiamy.
Jeden z chłopców
prychnął i popchnął go. Tomek bez chwili wahania również go popchnął.
– Wypad!
– Mój brat skopie wam
tyłki! – odezwał się chłopiec zza pleców Tomka.
– Przestań się
wiecznie nim zasłaniać, cioto, i stań do walki jak mężczyzna!
Zanim zdążył
odpowiedzieć, kolejna osoba się wtrąciła, krzycząc z daleka.
– Tyler!
– Cześć, bro – odparł
Tyler, patrząc na swoich oprawców z cwaniackim uśmiechem.
Tomek nie dziwił się,
że dzieciak jest taki pewny. Ten chłopak nie miał może jakoś przesadnie
rozbudowanej masy mięśniowej, ale wyraz jego twarzy był przerażający.
– Spierdalać! –
warknął do trójki chłopaków, która zrozumiawszy, że jest na przegranej pozycji,
odeszła pospiesznie, marudząc pod nosem.
– A ty czego tu
chcesz? – spytał chłopak, patrząc na Tomka wrogo.
– Daj spokój – mruknął
„Tyler”. – Pomógł mi. Jestem Tyler – powiedział z uśmiechem – a to mój starszy
brat, Zack.
– Tomek.
– Jak? Thomas? –
spytał starszy chłopak, marszcząc brwi.
– Nie, nie Thomas. Tomek.
– Brzmi niemal
identycznie. – Tomek wzruszył ramionami. – W każdym razie dzięki za pomoc. A ty
– zwrócił się do brata – miałeś na mnie grzecznie czekać przez dziesięć minut.
To taki wielki problem?
– Oj, przestań. To nie
moja wina, że się doczepili.
– Idziemy do domu,
ofiaro. Cześć.
– Cześć.
Tomek był speszony
tym, że musiał rozmawiać po angielsku. Jakoś jednak mu się udało wybrnąć. Na
szczęście mówili zrozumiale i przystępnie, a to co musiał im odpowiedzieć nie
było jakoś skomplikowane.
Bał się trochę iść do
szkoły. Nigdy nie miał problemów z angielskim, ale co innego uczyć się go w
Polsce, a co innego przyjechać do Stanów Zjednoczonych i umieć dogadać się w
każdej sytuacji.
Z ciężkim
westchnieniem rozłożył się ponownie na trawie.
Do domu wrócił dopiero
wieczorem, zaopatrzony w trochę warzyw i jakieś mięso. Matka ostatnio zrobiła
mu przyspieszony kurs gotowania. Coś w stylu „Co musi wiedzieć facet, żeby nie
zdechnąć z głodu”. Nawet nieźle mu szło.
W każdym razie matka się nie spodziewała, że będzie mu dobrze szło, bo nigdy
się nie pchał do garów.
Sobota i niedziela
minęła mu na stresowaniu się tym, co ma nadejść w poniedziałek. Ponoć jego
szkoła była jakieś pięćset metrów od tego domu, również na obrzeżach i mieściła
prawie tysiąc sześćset osób. Gdy Tomek o tym usłyszał, mimowolnie poczuł dziwne
nieprzyjemne rewelacje w żołądku. W jego poprzedniej było zaledwie trzysta
osób, a był tam taki busz, jakby byli w dżungli. Nawet nie chciał sobie
wyobrażać, co będzie tutaj.
Rano był tak
zestresowany, że zupełnie nie mógł nic przełknąć. Na Internecie sprawdził swój
plan i wziął tylko te odpowiednie książki. Był w klasie IIg. Jak to zobaczył,
to aż zrobiło mu się słabo. Kto widział, żeby w szkole było aż tyle klas? G
było dopiero siódme w alfabecie i…
– Gotowy?
Tomek spojrzał na
Kacpra z jakimś błaganiem w oczach, ale on taktownie udawał, że nic takiego nie
dostrzega. Najwyraźniej postawił sobie za punkt honoru nie pozwolić Tomkowi się
do niego zbliżyć choćby nie wiem co. Chłopak był ciekawy, czy gdyby umierał jak
w tych wszystkich filmach, to ojciec przytuliłby go i powiedział mu, że go
kocha i że jest jego ojcem. Chociaż tak dla świętego spokoju, żeby jakoś godnie
pożegnać go z tym światem. Może jak już będzie wystarczająco zestresowany to
tak zrobi…?
– T–tak – odparł lekko
łamiącym się głosem. Chrząknął, nie chcąc pokazać swojej słabości. Kacper
przecież i tak miał to w dupie.
– To idziemy. Wziąłeś
wszystko?
– Mhm… Chyba tak.
Kacper nie zapytał,
jaki nastrój ma przed tym, co go czekało. Droga była krótka i minęła w ciszy.
– No to… powodzenia.
Tomek przełknął ciężko
ślinę i bez słowa wysiadł z samochodu.
– Tomek?
Chłopak obejrzał się, patrząc
na Kacpra pytająco.
– Nie wracam dzisiaj
na noc, więc musisz sam sobie poradzić. Dobrze?
– Mhm, jasne. To do
zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Tomek wziął głęboki
oddech i z duszą na ramieniu poszedł do szkoły. Wszędzie kręciła się masa
ludzi. Nikt nie zwracał na niego zbytniej uwagi. Pewnie i tak większość się nie
znała. Nie to, co w jego mieścinie. Nowy uczeń budził sensację jak cholera,
wszyscy się na niego gapili i chcieli o nim wiedzieć każdą jedną rzecz. Tutaj
tak nie było. Widząc to, mimowolnie się rozluźnił.
Szafki na rzeczy były
na parterze. Kacper dał mu namiar na jego szafkę i szyfr. Na szczęście
znalezienie jej i otworzenie było proste.
Nagle na korytarzu
zrobiło się jakoś cicho. Tomek obejrzał się mimowolnie i zdał sobie sprawę, że
naprzeciwko siebie stanęły dwie grupy chłopaków. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie.
Tomek jednak mimowolnie uznał tych po swojej prawej za mniej groźnych, bo ci
drudzy trzymali w rękach kije do baseballu. Kiedy to zobaczył, mimowolnie
poczuł jak miękną mu kolana.
– To ty.
Tomek zamknął oczy i
wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Nikt mu tu przecież nie zrobi
krzywdy… Nikt go nie zna i nic o nim nie wie. Wszystko będzie dobrze.
Podskoczył, gdy ktoś
położył mu rękę na ramieniu i obrócił w swoją stronę. Jego oczy momentalnie
spojrzały w błękitne i zimne jak lód oczy wyższego od niego o kilka centymetrów
chłopaka.
Znał go.
– Z–zack – powiedział
mimowolnie.
Chłopak patrzył na
niego z lekkim zdziwieniem.
– Dobrze się czujesz?
– zapytał.
– Tak, tak… Jestem
trochę… zestresowany – przyznał, chcąc swój stan zwalić na fakt zmiany szkoły.
– To mój pierwszy dzień.
– Tak właśnie
myślałem, że wcześniej cię nigdy nie widziałem. Czemu tak dziwnie mówisz?
– Hm? – zdziwił się Tomek.
– Dziwnie mówisz –
powtórzył. – Tak jakbyś seplenił czy coś…
– Ah. Dopiero uczę się
angielskiego – powiedział. Wciąż był zaskoczony tą rozmową. – Jestem z Polski.
– Z Polski? A gdzie to
jest?
– W Europie –
powiedział ktoś, stając obok Zacka. Spojrzał na niego czujnie. – Idziemy?
– Jasne – odparł Zack.
– To… trzymaj się.
Tomek skinął głową.
Dopiero kiedy Zack odchodził, Tomek zauważył, że idzie razem z tymi chłopaki z
kijami do baseballu. Sam trzymał jeden z nich.
– Wow, nie wierzę! –
Chłopak spojrzał na dziewczynę, która podeszła do niego, uśmiechając się lekko.
– Zack Warrow się do ciebie odezwał. Znacie się?
– Em, nie…
– Musiałeś go
zaintrygować – powiedziała z lekkim westchnieniem. – On z nikim nie gada. Co
zrobiłeś, że cię polubił?
–Nic.
– Na pewno? Wiesz, on
zwykle nie lubi ludzi tak o, za nic. To człowiek, któremu nie wchodzi się w
drogę. Jeszcze nikt na tym dobrze nie wyszedł.
– To znaczy?
– Jest agresywny. Po
prostu lepiej na niego uważać.
Nie musiała mu tego
powtarzać. Skoro był agresywny i w dodatku najwyraźniej lubił obecność kija
baseballowego w swojej ręce, był jak najbardziej osobą, której wolałby nie
widzieć już nigdy więcej.
– Mogłabyś mi
powiedzieć, gdzie teraz klasa IIg ma matmę?
– Jesteś w IIg? Od
kiedy?
– Od dzisiaj. A czemu?
– No, to moja klasa. O
ile ciężko znać wszystkich z tej szkoły, tak jednak swoją klasę kojarzę. Jestem
Patricia.
– Tomek.
– Thomas?
– Tomek.
– Brzmi prawie
identycznie.
Chłopak tylko
uśmiechnął się lekko.
Patricia była bardzo
miła. Opowiadała mu o różnych nauczycielach – na których trzeba uważać, a
których można zlać. Tomek jednak już zdecydował, że skoro jego sytuacja wygląda
tak a nie inaczej, to weźmie się za naukę, żeby jakoś zapełnić głowę
informacjami. Może uda mu się w tej sposób wyprzeć to, co stało się w jego
rodzinnym mieście? Byłoby fajnie.
Nauczyciel od
matematyki przedstawił go klasie, co minęło bez większych ekscesów. Ławki były
pojedyncze, więc zajął jedyną wolną po środku i skupił się na zadaniach. Co
prawda sporo tego, co mówił nauczyciel nie rozumiał, ale przerabiał już ten
temat w swojej starej szkole i to w gimnazjum, więc kiedy miał iść do tablicy,
zrobił zadanie bez problemu.
– Przerabiałeś już ten
materiał wcześniej? – zapytał nauczyciel. – Uczniowie zazwyczaj mają z tym
problemy.
– Em, tak – rzekł
spokojnie. – Miałem te tematy już w gimnazjum.
– Funkcje kwadratowe w
gimnazjum? – zdziwił się mężczyzna. – Jesteś z Europy, tak? Z jakiego dokładnie
kraju?
– Z Polski. – Inni
uczniowie w klasie zaszemrali, słysząc, jaki kawał drogi przeleciał aż do
Seattle. – To między Rosją a Niemcami.
Tomek był pewien, że
tak łatwiej skojarzą. W końcu jakieś pojęcie od dwóch wojnach światowych chyba mieli, prawda?
– Rozumiem –
powiedział tylko nauczyciel.
… albo i nie.
Na przerwie poznał już
kilka osób. Trzy dziewczyny i czterech chłopaków. Przygarnęli go na stołówce,
co przyjął z ulgą.
– O co chodzi z tymi
chłopakami? – zapytał wskazując na dwa stoliki. Były to znowu te grupy, które
spotkał na korytarzu. I był tam też Zack. Znowu wyglądali jakby mieli się zaraz
pobić.
– Jedni to drużyna
baseballowa, a drudzy to futboliści. To dwa główne sporty w naszej szkole –
wyjaśniła Renata. – Rywalizują ze sobą o „władzę”. Przez to, że obie drużyny
odpadły na tym samym etapie zawodów w zeszłym roku, nie wyłonił się „władca”
szkoły. No więc mierzą się tak wzrokiem i lepiej nie sympatyzować otwarcie z
żadną z drużyn. Są przerażający. Poza tym, to zamknięte grono. Nikt przeciętny
nie może się obracać w ich towarzystwie. To taka niepisana zasada.
– Trzymać się z
daleka. Przyjąłem – powiedział z lekkim uśmiechem.
Renata zaśmiała się.
– Lubię cię.
Może nie będzie tak
źle, pomyślał, jedząc powoli swój lunch. Stres już mu trochę przeszedł. W miarę
rozumiał to, co się do niego mówi. A gdy nie, to prosił, żeby powtórzyli albo
wyjaśnili. Najgorzej było na lekcji angielskiego, która była odpowiednikiem
języka polskiego w Polsce. To była jazda bez trzymanki i kiedy wyszedł z klasy,
przemaglowany przez nauczycielkę na wszystkie możliwe sposoby, czuł się jakby
miał o dwadzieścia lat więcej.
Ale gdzieś tam pod
skórą czuł, że może… Może tak trochę się tutaj odnajdzie. Był anonimowy. Tak
anonimowy jak tylko chciał. Nikt nie znał jego przeszłości, nikt nie mógł z
niego szydzić, chyba że znowu coś przeskrobie.
A faktem było, że nie
zamierzał się wyróżniać z tłumu. Zdecydował się być tak przeciętny, jak tylko
się da.
To jest ekstra ja chcę wiecej :D mam nadzieje że masz więcej takich interesujących rozdziałów
OdpowiedzUsuńMówiłaś, że początek będzie nudny, bo wprowadzenie? No cóż, nie miałaś racji :D Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńJesli Ty TO uwazasz za nudne to ja juz nie wiem jaka akcja bedzie w dalszej czesci tego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńCudo, cudo! Jak wszystko co piszesz!
Niecierpliwie czekam na dalsze rozdzialy tej historii <3
~Fluffery
O matko! To dopiero pierwszy rozdział, a ja już czuję te emocje. Kurde, nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Czekam na kontynuację.
OdpowiedzUsuńWeny <3
Super, przebiło prolog ;D
OdpowiedzUsuńSuper prolog XD
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze napisany <3
W ogóle wszystko co piszesz jest super :D
Mam jakieś dziwne przeczucie że coś będzie na rzeczy ponieważ Tomkiem i Zackiem ^^
Czekam na kolejne rozdziały ><
Czekam na kolejny rozdział - ten był cudowny. Też uwazam, że Tomek i Zack - to będzie coś więcej.
OdpowiedzUsuńCiekawe. nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńChcę więcej ....!!!
OdpowiedzUsuńDUUUUUUUUUUUUUUUŻO weny :)
Pozdrawiam :)
Mogę troszkę ponarzekać? Wiesz, że piszesz bardzo dobrze, więc nie będę się na ten temat rozwodziła. Pomysły również masz ciekawe. Ale... No właśnie. Wydaje mi się, że ciekawszym rozwiązaniem by było, gdyby Tomek nie wiedział, że jedzie do ojca.
OdpowiedzUsuńCzy bardzo się pomylę, jeśli napiszę, że Zack będzie kimś ważnym w życiu Tomka? ;)
Zastanawiam się też, jak ułożą się losy Oli. Czy będziemy je poznawali w dalszych rozdziałach?
Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały,
Ariana
Wygląda na to, że Tomek będzie kręcił z Zackiem. Szkoda, bo miałam nadzieję, że (wiem, że jestem zboczona) może coś będzie z tatusiem
OdpowiedzUsuńJejku, jak mnie tu dawno nie było! Teraz koniecznie muszę wszystko nadrobić!
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że mnie niesamowicie podoba się pomysł na to nowe opowiadanie. Może to tylko moje spaczenie, ale już widzę, że chłopakowi nie będzie łatwo. Po takich przejściach jak jego, nie jestem pewna czy dobrym pomysłem było wysłanie go do kogoś kto go ewidentnie nie chce znać i z wielką niechęcią (jak na razie ) podchodzi do swojego nowego współlokatora. Fakt, że chłopak jest jego synem wydaje się być mu obojętny, a to że bardzo niedawno prowokował chłopaków do zabicia go też nie daje mu do myślenia i może próby wsparcia Tomka.
Hmm, Zack...Jak na razie jest jedną wielką niewiadomą. Ale mam nadzieję, że zbliży się on do Tomka i może nawet nieświadomie bardzo mu pomoże. Trzymam za nich kciuki.
Piszesz świetnie, także do wykonania pomysłu nigdy nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Niecierpliwie, więc oczekuję nowego rozdziału, aby się przekonać jak potoczą się losy chłopaka :)
Pozdrawiam gorąco i życzę weny i dużo wolnego czasu :D
W wolnej chwili zapraszam do mnie:
http://opowiadania-slash-desire.blogspot.com/2014/04/you-need-doctor-baby-you-scared-11.html
To dopiero pierwszy rozdział a już czuję nić sympatii do Tomka :)
OdpowiedzUsuńWierzę że wszystko się ułoży tak jak powinno...