wtorek, 13 maja 2014

1.Światło w ciemności



Lotnisko w Seattle było ogromne. Tak z dziesięć razy większe niż te, z którego wystartował w Poznaniu. I bardziej nowoczesne.
Nigdy wcześniej nie leciał samolotem, więc początkowo trochę się bał. Nie wiedział, co gdzie trzeba zrobić i tak dalej, na szczęście podróż minęła mu bez większych przygód.
Właściwie nie wiedział, jak do tego wszystkiego doszło. Jednego dnia wyszedł ze szpitala, a drugiego już leciał do Stanów. Gdy wrócił do domu, matka miała już dla niego bilet i wizę. Długo rozmawiali o tym, co się stało. Na początku przestraszył się, że też chce go opuścić tak jak wszyscy inni. Potem jednak zrozumiał, że ona naprawdę się o niego bała.

Wiadomość, że leci do Stanów była dla niego szokiem. Nie sądził, żeby kiedykolwiek miał możliwość tam polecieć, bo zwyczajnie nie było ich na to stać, a teraz się okazało, że ma tam zamieszkać. Matka w tajemnicy mu wyznała, że wysyła go do jego ojca, bo praktycznie rzecz biorąc miał tego nie wiedzieć. O swoim ojcu w ogóle niezwykle mało wiedział. Mama nigdy nawet nie chciała pokazać mu zdjęcia. Wiedział tylko, że byli parą na studiach, na imię mu Kacper, obecnie mieszka zagranicą i że nigdy nie chciał mieć dzieci, ale że przesyła pieniądze, dzięki którym miał nowy telefon i trochę markowych ciuchów oraz opłacane lekcje rysunku. Nie potrafił nawet sprecyzować swoich uczuć do tego mężczyzny. Już chyba wszystko było mu obojętne.
Czuł się dziwnie wypruty ze wszystkich emocji. Lekarz mu powiedział, że nie może się pogrążać w tej apatii, bo będzie czuł się tylko gorzej, ale on nie chciał walczyć. Jego życie już nic dla niego nie znaczyło.
Pociągnął za rączkę swojej walizki i ruszył przed siebie, poprawiając drugą torbę na ramieniu. „Kacper”, bo tak kazał się tytułować, gdy rozmawiali przez telefon, miał czekać zaraz przy wejściu, ale tych była masa i nie wiedział zbytnio, o które chodzi.
W pewnym momencie zauważył przy drzwiach postawnego, przystojnego blondyna ubranego w garnitur. Mężczyzna wyraźnie na kogoś czekał. Przy wejściu. Nie wiedział dlaczego, ale był po prostu pewien, że to jego ojciec. W końcu sam był tak jasnym blondynem. Z tej odległości nie mógł zobaczyć oczu tego faceta, ale podejrzewał, że będą intensywnie niebieskie, tak jak jego własne. Do matki w ogóle nie był podobny.
Podszedł niepewnie do mężczyzny.
– Tomek? – zapytał nieznajomy, zanim chłopak zdążył się odezwać.
– Tak, to ja – powiedział spokojnie, odetchnąwszy z ulgą. Nie byłoby fajnie szukać go po tym ogromnym lotnisku. – Pan to zapewne Kacper?
– Zgadza się. – Podali sobie dłonie. Mężczyzna wziął od niego torbę. – To twoje wszystkie rzeczy?
– Tak.
– W porządku. Chodźmy. Jesteś głodny? Mam trochę czasu, możemy iść do restauracji.
– Nie, dziękuję.
Zapadła cisza. Tomek czuł się niezręcznie z myślą, że ma przed sobą swojego ojca. Po siedemnastu latach wreszcie mógł go zobaczyć. Tyle razy marzył, że ojciec przychodzi po niego i mówi, że go kocha, a potem mocno przytula. I zabierałby go na ryby i na wyścigi, układałby z nim klocki i bawił się kolejką… Niestety, ojciec nigdy nie przyszedł, nieważne ile dni by go nie wyczekiwał.
W ciszy załadowali jego rzeczy do jednej z nowszych Toyot i pojechali do domu Kacpra. Mieszkał na przedmieściach, w ładnej dzielnicy z dużymi domkami szeregowymi. Miał sporą kuchnię z wyspą na środku, zaopatrzoną w bardzo nowoczesny sprzęt; przestronny, przeszklony z dwóch stron salon i kilka pokoi na górze. Dla Tomka uszykował największy w końcu korytarza, ze sporym, podwójnym łóżkiem i osobną łazienką. Kolory były jasne, a meble wyglądały na nowe i praktycznie nieużywane.
– Dobra, młody, ja teraz muszę jechać do pracy – powiedział Kacper, patrząc na zegarek. – Radziłbym ci odespać różnicę czasu. Lodówka jest pełna jedzenia, więc się nie krępuj. Moja sekretarka zakupiła już dla ciebie książki, przywiozę ci je dzisiaj. Szkołę zaczynasz od poniedziałku. Zapiszę cię też na lekcje angielskiego, żebyś jak najszybciej mógł zacząć sesje z psychologiem. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, jestem pod telefonem.
Tomek skinął głową, siadając na łóżku. Ton Kacpra był rzeczowy i spokojny, bez żadnego emocjonalnego zaangażowania. Ojciec patrzył na niego beznamiętnie i z najwyraźniej dobrze skrywaną niechęcią. Dopiero teraz uderzyło go z całą mocą, że ojciec go nie chciał, kiedy mama jeszcze była w ciąży i teraz najwyraźniej się to nie zmieniło.
Gdy tylko Kacper sobie poszedł, zabrał się za rozpakowywanie swoich rzeczy. Popłakiwał sobie cicho. Miał ochotę umrzeć i żałował, że nie zabito go w tej przeklętej szatni. A tak się starał! Mieli kije do baseballu, więc to był wręcz cud, że po tych wszystkich razach w głowę nic wielkiego mu się nie stało.
Gdy rozpakował swoje rzeczy, położył się na trochę spać. Przykrył się kołdrą i zwinął w kłębek, przytulając do poduszki. Marzył o tym, żeby zasnąć i już się nie obudzić.

Kacper nie był zachwycony pojawieniem się nastolatka. Kiedy czekał na niego na lotnisku, cały czas klął, na czym świat stoi. Że też po osiemnastu latach ten mały, głupi epizod musiał wypłynąć na światło dzienne. Ola była chyba szalona, prosząc go o coś takiego. Nigdy by się nie zgodził, gdyby nie to, że całą rozmowę słyszała jego sekretarka i dowiedziawszy się o całej sprawie, praktycznie wymusiła na nim zgodę.
Najgorsze było to, że gdzieś w środku poczuł dumę, kiedy zobaczył jak wygląda chłopak. Był kropka w kropkę taki sam jak on w jego wieku. Z jednej strony cieszył się, że jego bachor jest taki ładny, z drugiej nie mógł uwierzyć, że taki z niego mięczak. No, cóż… Nie można mieć wszystkiego.
Co do jednego musiał się z Olą zgodzić. Dzieciak naprawdę wyglądał źle. Gdy spojrzał w jego oczy przez chwilę miał wrażenie, jak coś zimnego pełznie mu po plecach. W tych oczach było tyle bezbrzeżnego smutku… Nigdy nie widział czegoś takiego. Nie znaczyło to jednak, że nagle odkrył w sobie chęć do posiadania potomstwa i tak dalej. Wcale nie. Był wściekły, że dał się w to wrobić i zamierzał dzieciaka traktować jak powietrze, kiedy tylko będzie mógł.
Gdy wrócił wieczorem do domu, wszędzie było ciemno. Wszedł po schodach na górę i otworzył drzwi od pokoju Tomka. Chłopak spał zwinięty w kulkę. Pewnie był zmęczony.
Westchnął ciężko i zszedł z powrotem. Nie miał pojęcia, co gówniarz może lubić jeść, więc zrobił to, co lubi on sam. Ola zapewne mu codziennie gotowała wymyślne obiadki. Mógłby się założyć, że była fenomenalną matką. On w ogóle nie zamierzał się dzieciakowi przyznawać, że przyczynił się do jego poczęcia. Niewiedza jest błogosławieństwem.
Kończył gotować makaron do spaghetti, kiedy usłyszał ciche powitanie.
– Dobry wieczór.
– Dobry wieczór – odparł spokojnie Kacper, patrząc na chłopaka uważnie. – Zjesz spaghetti?
– Uhm… Tak, dziękuję.
– Zaraz będzie gotowe. Możesz nakryć do stołu. Sztućce się w tej szerokiej szufladzie, a talerze w pierwszej szafce po prawej.
Tomek bez słowa zabrał się za wyciąganie potrzebnych rzeczy i rozkładaniem tego na stole. Kacper obserwował jego pewne i spokojne ruchy. Zupełnie nieświadomie przyglądał mu się jak jakiś desperat. Nie mógł się na tego gówniarza napatrzeć. Boże, to naprawdę był jego syn! Syn! JEGO! Chłopak miał już prawie osiemnaście lat, a do niego wciąż to nie docierało.
W pewnym momencie zauważył, że oczy chłopca są lekko zaczerwienione. Płakał? Ciekawe, dlaczego?
Odcedził makaron i po chwili postawił na stole dwa pełne talerze parującego jeszcze makaronu.
– Dziękuję – powiedział cicho Tomek.
– Smacznego – odparł Kacper, również siadając do stołu.
Jedli w milczeniu. Kacper czuł się dziwnie. Zazwyczaj nie miał okazji rozmawiać z osobami w wieku Tomka. Czasami jedynie nakrzyczał na dzieciaki sąsiadów, kiedy nie dawały mu pracować albo robiły zdecydowanie za długie i głośne imprezy. Tomek był jednak inny. Jeśli wziąć pod uwagę jego ostatnie wyczyny, to był dla niego jak z kosmosu.
– Skąd pan zna moją mamę? – zapytał Tomek. Zamierzał udawać, że nie wie nic o ich pokrewieństwie, tak jak zresztą prosiła go matka. Miał jednak nadzieję, że uda mu się wyciągnąć jakieś szczegóły odnośnie ich przeszłości. Uważał, że zna zdecydowanie za mało faktów z tego okresu ich życia.
– Ze studiów – odparł spokojnie mężczyzna, poprawiając się na krześle. – Wylądowaliśmy na tej samej imprezie w akademiku. Czemu pytasz?
Kacper zadał to pytanie tylko dla podtrzymania konwersacji. Mało go obchodził ten chłopak, ale nie chciał robić dla niego wyjątku i traktować go gorzej niż innych ludzi.
– Uhm… Mama mi nigdy o panu nie wspominała – powiedział cicho, bawiąc się makaronem w talerzu. – To dla mnie po prostu dziwne, że nagle mnie wysyła do zupełnie obcej osoby i to aż do Stanów.
– Widać narozrabiałeś do tego stopnia, że inaczej nie mogła – odparł Kacper sucho.
Pobłażać gówniarzowi też nie zamierzał.
Przy stole zrobiło się nagle jakoś drętwo. Atmosfera momentalnie zgęstniała. Tomek wbił wzrok w talerz i burknął cicho.
– Przepraszam. – Odsunął od siebie talerz. – Już się najadłem.
– Nie odejdziesz od stołu, dopóki nie zjesz tego, co masz na talerzu. – Kacper zatrzymał go w pół ruchu.
– Nie jestem głodny. I nie mam pięciu lat, więc nie musi mnie pan tak traktować.
– Będę cię traktował tak, jak się zachowujesz. A zachowujesz się jak dziecko. Jedz.
– Nie jest pan moim ojcem! – powiedział Tomek buntowniczo, ale nie ruszył się z krzesła.
Kacper już na końcu języka miał słowa, że owszem, jest, na szczęście w ostatniej chwili udało mu się powstrzymać.
– Nieważne. Mieszkasz u mnie i będziesz tu żył na moich zasadach. A zasada numer jeden mówi, że nie odejdziesz od stołu, dopóki nie zjesz tego, co masz na talerzu.
Chłopak westchnął i w końcu odpuścił. Nie chciał robić sobie w nim od początku wroga. Jego życie i bez tego było już wystarczająco nieprzyjemne.
Kacper miał ochotę uśmiechnąć się pod nosem, kiedy chłopak z niechęcią zaczął jeść. Dobrze było wiedzieć, że można gówniarza do pionu ustawić. Może to była wina Olki, że dzieciak skończył w szpitalu? Baby zawsze za bardzo się cackają z bachorami, a potem są takie efekty. Już on mu pokaże, co to znaczy mieszkać z normalnym facetem. Szybko wybije mu z głowy głupie pomysły.
Tomek naprawdę nie mógł już w siebie wcisnąć resztki jedzenia, ale zrobił to dla świętego spokoju. Gdy zjadł, podziękował, umył naczynia i poszedł do swojego pokoju.
Tak minął mu pierwszy dzień w Stanach Zjednoczonych.
W nocy spał niespokojnie i śniła mu się sytuacja z szatni. Długo przewracał się z boku na bok, zanim wreszcie zasnął na dobre.
Następnego dnia był piątek. Kacper poszedł do pracy i tyle go widział. Zostawił mu pięćdziesiąt dolarów, żeby zrobił sobie zakupy. Nie rozmawiali jeszcze o tym, co Tomek lubi jeść. Wyjście na dwór nie było jednak aż takim głupim pomysłem. Nudził się okropnie od rana, więc postanowił zwiedzić okolicę.
Szedł przed siebie ze słuchawkami w uszach aż dotarł do pobliskiego parku. Nie zastanawiając się długo, ruszył jedną ze ścieżek, a potem rozłożył się na trawie tuż za sporym dębem. Było tam niezwykle spokojnie. Za spokojnie. Zresztą, sam nie wiedział, co mógłby zrobić, żeby przestać myśleć o tych okropnych rzeczach, które mu się przydarzyły.
Zamknął oczy i niemal w tym samym momencie poczuł dość mocne uderzenie w bok. Otworzył szeroko oczy i zerwał się do siadu, rozglądając się na boki. Ze zdumieniem zobaczył, że leży na nim młody chłopak z umorusaną czymś twarzą. Tuż obok stało trzech innych chłopaków, którzy krzyczeli coś do niego i wymachiwali pięściami. Tomek do końca nie rozumiał, ale słowo „ciota” powtarzało się tak często, że tylko kompletny idiota by nie załapał.
– Czego chcecie? – zapytał Polak, marszcząc brwi. Był starszy i miał nadzieję, że poradzi sobie z dzieciakami. Nie chciał zostawiać tego chłopca w potrzebie. Wiedział za dobrze, jak to jest być na jego miejscu.
– Nie wtrącaj się.
– Zabierajcie się stąd, zanim inaczej sobie porozmawiamy.
Jeden z chłopców prychnął i popchnął go. Tomek bez chwili wahania również go popchnął.
– Wypad!
– Mój brat skopie wam tyłki! – odezwał się chłopiec zza pleców Tomka.
– Przestań się wiecznie nim zasłaniać, cioto, i stań do walki jak mężczyzna!
Zanim zdążył odpowiedzieć, kolejna osoba się wtrąciła, krzycząc z daleka.
– Tyler!
– Cześć, bro – odparł Tyler, patrząc na swoich oprawców z cwaniackim uśmiechem.
Tomek nie dziwił się, że dzieciak jest taki pewny. Ten chłopak nie miał może jakoś przesadnie rozbudowanej masy mięśniowej, ale wyraz jego twarzy był przerażający.
– Spierdalać! – warknął do trójki chłopaków, która zrozumiawszy, że jest na przegranej pozycji, odeszła pospiesznie, marudząc pod nosem.
– A ty czego tu chcesz? – spytał chłopak, patrząc na Tomka wrogo.
– Daj spokój – mruknął „Tyler”. – Pomógł mi. Jestem Tyler – powiedział z uśmiechem – a to mój starszy brat, Zack.
– Tomek.
– Jak? Thomas? – spytał starszy chłopak, marszcząc brwi.
– Nie, nie Thomas. Tomek.
– Brzmi niemal identycznie. – Tomek wzruszył ramionami. – W każdym razie dzięki za pomoc. A ty – zwrócił się do brata – miałeś na mnie grzecznie czekać przez dziesięć minut. To taki wielki problem?
– Oj, przestań. To nie moja wina, że się doczepili.
– Idziemy do domu, ofiaro. Cześć.
– Cześć.
Tomek był speszony tym, że musiał rozmawiać po angielsku. Jakoś jednak mu się udało wybrnąć. Na szczęście mówili zrozumiale i przystępnie, a to co musiał im odpowiedzieć nie było jakoś skomplikowane.
Bał się trochę iść do szkoły. Nigdy nie miał problemów z angielskim, ale co innego uczyć się go w Polsce, a co innego przyjechać do Stanów Zjednoczonych i umieć dogadać się w każdej sytuacji.
Z ciężkim westchnieniem rozłożył się ponownie na trawie.
Do domu wrócił dopiero wieczorem, zaopatrzony w trochę warzyw i jakieś mięso. Matka ostatnio zrobiła mu przyspieszony kurs gotowania. Coś w stylu „Co musi wiedzieć facet, żeby nie zdechnąć z głodu”.  Nawet nieźle mu szło. W każdym razie matka się nie spodziewała, że będzie mu dobrze szło, bo nigdy się nie pchał do garów.
Sobota i niedziela minęła mu na stresowaniu się tym, co ma nadejść w poniedziałek. Ponoć jego szkoła była jakieś pięćset metrów od tego domu, również na obrzeżach i mieściła prawie tysiąc sześćset osób. Gdy Tomek o tym usłyszał, mimowolnie poczuł dziwne nieprzyjemne rewelacje w żołądku. W jego poprzedniej było zaledwie trzysta osób, a był tam taki busz, jakby byli w dżungli. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co będzie tutaj.
Rano był tak zestresowany, że zupełnie nie mógł nic przełknąć. Na Internecie sprawdził swój plan i wziął tylko te odpowiednie książki. Był w klasie IIg. Jak to zobaczył, to aż zrobiło mu się słabo. Kto widział, żeby w szkole było aż tyle klas? G było dopiero siódme w alfabecie i…
– Gotowy?
Tomek spojrzał na Kacpra z jakimś błaganiem w oczach, ale on taktownie udawał, że nic takiego nie dostrzega. Najwyraźniej postawił sobie za punkt honoru nie pozwolić Tomkowi się do niego zbliżyć choćby nie wiem co. Chłopak był ciekawy, czy gdyby umierał jak w tych wszystkich filmach, to ojciec przytuliłby go i powiedział mu, że go kocha i że jest jego ojcem. Chociaż tak dla świętego spokoju, żeby jakoś godnie pożegnać go z tym światem. Może jak już będzie wystarczająco zestresowany to tak zrobi…?
– T–tak – odparł lekko łamiącym się głosem. Chrząknął, nie chcąc pokazać swojej słabości. Kacper przecież i tak miał to w dupie.
– To idziemy. Wziąłeś wszystko?
– Mhm… Chyba tak.
Kacper nie zapytał, jaki nastrój ma przed tym, co go czekało. Droga była krótka i minęła w ciszy.
– No to… powodzenia.
Tomek przełknął ciężko ślinę i bez słowa wysiadł z samochodu.
– Tomek?
Chłopak obejrzał się, patrząc na Kacpra pytająco.
– Nie wracam dzisiaj na noc, więc musisz sam sobie poradzić. Dobrze?
– Mhm, jasne. To do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Tomek wziął głęboki oddech i z duszą na ramieniu poszedł do szkoły. Wszędzie kręciła się masa ludzi. Nikt nie zwracał na niego zbytniej uwagi. Pewnie i tak większość się nie znała. Nie to, co w jego mieścinie. Nowy uczeń budził sensację jak cholera, wszyscy się na niego gapili i chcieli o nim wiedzieć każdą jedną rzecz. Tutaj tak nie było. Widząc to, mimowolnie się rozluźnił.
Szafki na rzeczy były na parterze. Kacper dał mu namiar na jego szafkę i szyfr. Na szczęście znalezienie jej i otworzenie było proste.
Nagle na korytarzu zrobiło się jakoś cicho. Tomek obejrzał się mimowolnie i zdał sobie sprawę, że naprzeciwko siebie stanęły dwie grupy chłopaków. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie. Tomek jednak mimowolnie uznał tych po swojej prawej za mniej groźnych, bo ci drudzy trzymali w rękach kije do baseballu. Kiedy to zobaczył, mimowolnie poczuł jak miękną mu kolana.
– To ty.
Tomek zamknął oczy i wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Nikt mu tu przecież nie zrobi krzywdy… Nikt go nie zna i nic o nim nie wie. Wszystko będzie dobrze.
Podskoczył, gdy ktoś położył mu rękę na ramieniu i obrócił w swoją stronę. Jego oczy momentalnie spojrzały w błękitne i zimne jak lód oczy wyższego od niego o kilka centymetrów chłopaka.
Znał go.
– Z–zack – powiedział mimowolnie.
Chłopak patrzył na niego z lekkim zdziwieniem.
– Dobrze się czujesz? – zapytał.
– Tak, tak… Jestem trochę… zestresowany – przyznał, chcąc swój stan zwalić na fakt zmiany szkoły. – To mój pierwszy dzień.
– Tak właśnie myślałem, że wcześniej cię nigdy nie widziałem. Czemu tak dziwnie mówisz?
– Hm? – zdziwił się Tomek.
– Dziwnie mówisz – powtórzył. – Tak jakbyś seplenił czy coś…
– Ah. Dopiero uczę się angielskiego – powiedział. Wciąż był zaskoczony tą rozmową. – Jestem z Polski.
– Z Polski? A gdzie to jest?
– W Europie – powiedział ktoś, stając obok Zacka. Spojrzał na niego czujnie. – Idziemy?
– Jasne – odparł Zack. – To… trzymaj się.
Tomek skinął głową. Dopiero kiedy Zack odchodził, Tomek zauważył, że idzie razem z tymi chłopaki z kijami do baseballu. Sam trzymał jeden z nich.
– Wow, nie wierzę! – Chłopak spojrzał na dziewczynę, która podeszła do niego, uśmiechając się lekko. – Zack Warrow się do ciebie odezwał. Znacie się?
– Em, nie…
– Musiałeś go zaintrygować – powiedziała z lekkim westchnieniem. – On z nikim nie gada. Co zrobiłeś, że cię polubił?
–Nic.
– Na pewno? Wiesz, on zwykle nie lubi ludzi tak o, za nic. To człowiek, któremu nie wchodzi się w drogę. Jeszcze nikt na tym dobrze nie wyszedł.
– To znaczy?
– Jest agresywny. Po prostu lepiej na niego uważać.
Nie musiała mu tego powtarzać. Skoro był agresywny i w dodatku najwyraźniej lubił obecność kija baseballowego w swojej ręce, był jak najbardziej osobą, której wolałby nie widzieć już nigdy więcej.
– Mogłabyś mi powiedzieć, gdzie teraz klasa IIg ma matmę?
– Jesteś w IIg? Od kiedy?
– Od dzisiaj. A czemu?
– No, to moja klasa. O ile ciężko znać wszystkich z tej szkoły, tak jednak swoją klasę kojarzę. Jestem Patricia.
– Tomek.
– Thomas?
– Tomek.
– Brzmi prawie identycznie.
Chłopak tylko uśmiechnął się lekko.
Patricia była bardzo miła. Opowiadała mu o różnych nauczycielach – na których trzeba uważać, a których można zlać. Tomek jednak już zdecydował, że skoro jego sytuacja wygląda tak a nie inaczej, to weźmie się za naukę, żeby jakoś zapełnić głowę informacjami. Może uda mu się w tej sposób wyprzeć to, co stało się w jego rodzinnym mieście? Byłoby fajnie.
Nauczyciel od matematyki przedstawił go klasie, co minęło bez większych ekscesów. Ławki były pojedyncze, więc zajął jedyną wolną po środku i skupił się na zadaniach. Co prawda sporo tego, co mówił nauczyciel nie rozumiał, ale przerabiał już ten temat w swojej starej szkole i to w gimnazjum, więc kiedy miał iść do tablicy, zrobił zadanie bez problemu.
– Przerabiałeś już ten materiał wcześniej? – zapytał nauczyciel. – Uczniowie zazwyczaj mają z tym problemy.
– Em, tak – rzekł spokojnie. – Miałem te tematy już w gimnazjum.
– Funkcje kwadratowe w gimnazjum? – zdziwił się mężczyzna. – Jesteś z Europy, tak? Z jakiego dokładnie kraju?
– Z Polski. – Inni uczniowie w klasie zaszemrali, słysząc, jaki kawał drogi przeleciał aż do Seattle. – To między Rosją a Niemcami.
Tomek był pewien, że tak łatwiej skojarzą. W końcu jakieś pojęcie od dwóch wojnach  światowych chyba mieli, prawda?
– Rozumiem – powiedział tylko nauczyciel.
… albo i nie.
Na przerwie poznał już kilka osób. Trzy dziewczyny i czterech chłopaków. Przygarnęli go na stołówce, co przyjął z ulgą.
– O co chodzi z tymi chłopakami? – zapytał wskazując na dwa stoliki. Były to znowu te grupy, które spotkał na korytarzu. I był tam też Zack. Znowu wyglądali jakby mieli się zaraz pobić.
– Jedni to drużyna baseballowa, a drudzy to futboliści. To dwa główne sporty w naszej szkole – wyjaśniła Renata. – Rywalizują ze sobą o „władzę”. Przez to, że obie drużyny odpadły na tym samym etapie zawodów w zeszłym roku, nie wyłonił się „władca” szkoły. No więc mierzą się tak wzrokiem i lepiej nie sympatyzować otwarcie z żadną z drużyn. Są przerażający. Poza tym, to zamknięte grono. Nikt przeciętny nie może się obracać w ich towarzystwie. To taka niepisana zasada.
– Trzymać się z daleka. Przyjąłem – powiedział z lekkim uśmiechem.
Renata zaśmiała się.
– Lubię cię.
Może nie będzie tak źle, pomyślał, jedząc powoli swój lunch. Stres już mu trochę przeszedł. W miarę rozumiał to, co się do niego mówi. A gdy nie, to prosił, żeby powtórzyli albo wyjaśnili. Najgorzej było na lekcji angielskiego, która była odpowiednikiem języka polskiego w Polsce. To była jazda bez trzymanki i kiedy wyszedł z klasy, przemaglowany przez nauczycielkę na wszystkie możliwe sposoby, czuł się jakby miał o dwadzieścia lat więcej.
Ale gdzieś tam pod skórą czuł, że może… Może tak trochę się tutaj odnajdzie. Był anonimowy. Tak anonimowy jak tylko chciał. Nikt nie znał jego przeszłości, nikt nie mógł z niego szydzić, chyba że znowu coś przeskrobie.
A faktem było, że nie zamierzał się wyróżniać z tłumu. Zdecydował się być tak przeciętny, jak tylko się da.

13 komentarzy:

  1. To jest ekstra ja chcę wiecej :D mam nadzieje że masz więcej takich interesujących rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłaś, że początek będzie nudny, bo wprowadzenie? No cóż, nie miałaś racji :D Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesli Ty TO uwazasz za nudne to ja juz nie wiem jaka akcja bedzie w dalszej czesci tego opowiadania :)
    Cudo, cudo! Jak wszystko co piszesz!
    Niecierpliwie czekam na dalsze rozdzialy tej historii <3
    ~Fluffery

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko! To dopiero pierwszy rozdział, a ja już czuję te emocje. Kurde, nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Czekam na kontynuację.
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, przebiło prolog ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Super prolog XD
    Bardzo dobrze napisany <3
    W ogóle wszystko co piszesz jest super :D
    Mam jakieś dziwne przeczucie że coś będzie na rzeczy ponieważ Tomkiem i Zackiem ^^
    Czekam na kolejne rozdziały ><

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na kolejny rozdział - ten był cudowny. Też uwazam, że Tomek i Zack - to będzie coś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe. nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chcę więcej ....!!!
    DUUUUUUUUUUUUUUUŻO weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mogę troszkę ponarzekać? Wiesz, że piszesz bardzo dobrze, więc nie będę się na ten temat rozwodziła. Pomysły również masz ciekawe. Ale... No właśnie. Wydaje mi się, że ciekawszym rozwiązaniem by było, gdyby Tomek nie wiedział, że jedzie do ojca.
    Czy bardzo się pomylę, jeśli napiszę, że Zack będzie kimś ważnym w życiu Tomka? ;)
    Zastanawiam się też, jak ułożą się losy Oli. Czy będziemy je poznawali w dalszych rozdziałach?
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  11. Wygląda na to, że Tomek będzie kręcił z Zackiem. Szkoda, bo miałam nadzieję, że (wiem, że jestem zboczona) może coś będzie z tatusiem

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku, jak mnie tu dawno nie było! Teraz koniecznie muszę wszystko nadrobić!
    Zacznę od tego, że mnie niesamowicie podoba się pomysł na to nowe opowiadanie. Może to tylko moje spaczenie, ale już widzę, że chłopakowi nie będzie łatwo. Po takich przejściach jak jego, nie jestem pewna czy dobrym pomysłem było wysłanie go do kogoś kto go ewidentnie nie chce znać i z wielką niechęcią (jak na razie ) podchodzi do swojego nowego współlokatora. Fakt, że chłopak jest jego synem wydaje się być mu obojętny, a to że bardzo niedawno prowokował chłopaków do zabicia go też nie daje mu do myślenia i może próby wsparcia Tomka.
    Hmm, Zack...Jak na razie jest jedną wielką niewiadomą. Ale mam nadzieję, że zbliży się on do Tomka i może nawet nieświadomie bardzo mu pomoże. Trzymam za nich kciuki.
    Piszesz świetnie, także do wykonania pomysłu nigdy nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Niecierpliwie, więc oczekuję nowego rozdziału, aby się przekonać jak potoczą się losy chłopaka :)
    Pozdrawiam gorąco i życzę weny i dużo wolnego czasu :D

    W wolnej chwili zapraszam do mnie:
    http://opowiadania-slash-desire.blogspot.com/2014/04/you-need-doctor-baby-you-scared-11.html

    OdpowiedzUsuń
  13. To dopiero pierwszy rozdział a już czuję nić sympatii do Tomka :)
    Wierzę że wszystko się ułoży tak jak powinno...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)