– Tomek! Hej!
Blondyn westchnął,
słysząc jak ktoś nawołuje jego imię. Nie wiedział, dlaczego wszyscy się do
niego przyczepili jak rzep, ale miał tego trochę dosyć. Każde tego typu
spotkanie kończyło się dla niego mini zawałem. Dlaczego nie mogli po prostu
zostawić go w spokoju?
Wziął głęboki oddech i
odwrócił się w stronę osoby, która go wołała. Zdziwił się, bo początkowo jej
nie skojarzył. Dopiero po chwili zorientował się, że to młodszy brat Zacka,
Tyler Warrow. Chłopak stał po drugiej stronie drogi, czekając aż światło zmieni
się na zielone. Gdy tak się stało, niemal w podskokach do niego podbiegł.
– Cześć – powiedział
blondyn.
– No, siema! Nie
sądziłem, że cię jeszcze spotkam.
– No, ja też. – Tomek
uśmiechnął się lekko. Tyler nie stanowił dla niego zagrożenia, mógł być
spokojny.
– W sumie się cieszę –
powiedział chłopak z uśmiechem. – Słuchaj, jesteś z Polski, nie? Bro mi mówił. Mógłbyś
mnie pouczyć tego języka? Proszę,
proszę, proszę!
– Polskiego? – zdziwił
się Tomek. – A po co ci język polski?
– Eh, no… – Tyle
zarumienił się lekko. – Wyrwałem ostatnio przez neta jedną laskę z Polski i w
ogóle. Chciałbym jej zaimponować.
– To trudny język.
Jeden z najtrudniejszych na świecie.
– Będę bardziej cool.
– Tomek parsknął śmiechem, słysząc to. – To jak? – Tyler spojrzał na niego z
nadzieją. – Pomożesz mi? Pomożesz? Odwdzięczę się jakoś.
– Jeśli ci tak zależy
to jasne. W zamian możesz mi pomóc podszkolić angielski.
– Nie ma sprawy! –
Tyler uśmiechnął się szeroko. Był niezwykle pogodny. Aż się nie chciało
wierzyć, że taki gbur jak Zack był jego bratem. – To kiedy zaczynamy?
Młody aż przebierał
nogami, paląc się do tego pomysłu. Tomek stwierdził, że w sumie mogliby zacząć
od razu. Kacper i tak był w pracy i zapewne po pracy też niezbyt chętnie wróci
do domu, a on tak naprawdę nie miał do kogo się odezwać. Zaczynało mu brakować
ludzkiego towarzystwa. A Tayler był nieszkodliwy. Mógłby spędzać z nim czas,
nie oglądając się co chwilę przez ramię. To byłaby miła odmiana.
– Jeśli chcesz, to
możemy już teraz iść do mnie.
Warrow aż podskoczył w
miejscu. Tomek po raz pierwszy od dłuższego czasu miał ochotę się uśmiechnąć. I
to w dodatku szczerze.
Przez całą drogę
prawie w ogóle się nie odzywał, jedynie dopytując chłopaka o niektóre rzeczy.
Tyler opowiadał mu o szkole, jedynce z matmy, za którą ojciec przetrzepie mu
skórę i dziewczynie poderwanej przez Internet. Gdy już doszli na miejsce,
zdecydowali się najpierw przygotować sobie coś szybkiego do jedzenia, a potem
obładowani kanapkami poszli do pokoju Tomka. Rozsiedli się na łóżku i
spałaszowani jedzenie, a potem wzięli się za naukę.
Tyler miał genialną
pamięć. W mig wszystko zapamiętywał. Jego przerażona mina, gdy już naprawdę
zobaczył, jak trudny będzie to dla niego język, była po prostu bezcenna.
– Rety, serio? Każdy
czasownik się tak odmienia?
– Nom, i to większość
nieregularnie – zaśmiał się Tomek, kiedy Tyler spojrzał na niego ze zgrozą. –
Poddajesz się?
– Nie ma mowy! –
żachnął się chłopak. – Chcę się nauczyć i koniec. Mógłbyś mi to gdzieś
dokładnie rozpisać?
– Jasne, ale to trochę
potrwa.
– Em, to może jak to
przygotujesz to po prostu przekażesz mi przez brata, co? Ja się tego nauczę i
wtedy będziemy mogli pójść dalej. Bo bez sensu, żebyś tracił czas, zanim wkuję
te wszystkie tabelki.
Tomek nie był zbyt
chętny odezwać się z własnej woli do Zacka Warrowa, bo ten chłopak zwyczajnie
go przerażał. Doszedł jednak do wniosku, że czas najwyższy przełamywać swoje
opory, a w tej szkole naprawdę nie było źle. Postanowił więc wystawić siebie na
taką małą próbę.
Tyler jeszcze chwilę z
nim posiedział, a potem ulotnił się po telefonie od ojca. Tomek znów został
sam. Jego wzrok mimowolnie podążył do szkicownika leżącego na biurku. Po chwili
zastanowienia wstał i włożył go do plecaka. Chciał znów rysować. Może coś go w
końcu natchnie i wróci do zajęcia, które wcześniej było całym jego życiem?
Zack Warrow był
przerażający jeszcze zanim wylądował na dywaniku u dyrektora z powodu bójki. A
kiedy już stamtąd wyszedł miał tak ponury wyraz twarzy, że samym tylko wzrokiem
zapewne mógł zabijać. Na dywaniku wylądował też członek drużyny futbolowej,
więc Bastian również miał pełne ręce roboty tego dnia.
Tomek zacisnął palce
na teczce, w której przygotował materiały dla Tylera. Kurcze, no… Obiecał mu
je. I nawet spędził cały dzień na ich przygotowywaniu, bo jarało go, że może
kogoś w Stanach uczyć swojego ojczystego języka. Tylko dlaczego bratem tego
chłopaka musiał być ten cholerny Zack?
– Dobra, Tomek –
mruknął do siebie. – Odwagi. Wdech, wydech i do dzieła.
Jak powiedział, tak
zrobił. Miał tyle szczęścia, że Zack stronił od towarzystwa wszystkich, nawet
swoich kolegów i nie było trudno złapać go samego. Chrząknął cicho, ale Warrow
nie zareagował.
– Em, Zack? Zack
Warrow? – odezwał się niepewnie.
Baseballista odwrócił
się do niego z żądzą mordu w oczach i Tomek już zamierzał uciekać, kiedy wyraz
oczu chłopaka diametralnie się zmienił.
– Ach, to ty –
powiedział z lekkim zdziwieniem w głosie. – Coś się stało?
Blondyn mimowolnie
odetchnął z ulgą.
– Em, w sumie to
chciałbym, żebyś przekazał to swojemu bratu – powiedział, wciskając mu do ręki
ciemną teczkę.
– Bratu? – zdumiał
się. – Mojemu bratu?
– No, tak – odparł
Tomek. – Nie mówił ci nic?
– Nie.
– No… Spotkaliśmy się
i zapytał, czy mogę go pouczyć polskiego. Obiecałem, że mu przygotuję materiały.
Poprosił, żeby przekazać mu je przez ciebie.
– Nie jestem jego
kurierem.
Tomek zagryzł dolną
wargę.
– To możesz mi podać
do niego numer? Bo w sumie zapomniałem się z nim wymienić.
Zack przewrócił
oczami.
– Dobra. Zapisujesz?
Tomek skinął głową.
Trochę się zdziwił, że Zack pamięta numer swojego brata na pamięć, ale w sumie
jeśli wziąć pod uwagę, jak szybko Tyler wpadał w kłopoty, mogło to być
przydatne w jakiś tam sposób. Blondyn zapisał numer telefonu i dokładnie w tym
momencie Zack wyrwał mu z dłoni teczkę.
– Hej!
– Wezmę to sobie. –
Zack skinął na teczkę i odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia.
– To znaczy, że
przekażesz mu materiały?
Ciemnowłosy tylko
rozłożył ręce, nie określając się jednoznacznie.
Tomek ucieszył się, że
napisał to wszystko na komputerze i ewentualnie może to wydrukować drugi raz.
Albo przesłać Tylerowi na maila.
Wyciągnął komórkę i
postanowił do niego napisać.
„ Hej, Tyler, tutaj
TomekJ.
Twój brat wziął ode mnie materiały, ale nie jestem pewien, czy ci je przekaże.
Jak coś to podaj mi maila, wyślę ci je elektronicznie.”
Długo nie musiał
czekać na odpowiedź.
„Hej, Tomek. Nie
przejmuj się moim bratem, jakoś zdobędę potem te notatki. Mam nadzieję, że nie
był dla ciebie niemiły?”
Tomek schował się w
swojej samotni obok sali gimnastycznej i uśmiechnął się półgębkiem na
wspomnienie miny Warrowa. Była straszna.
„Chyba jest dzisiaj po
prostu nie w humorze.”
„Jak zawsze:/. Burak z
niego. Czasami normalnie nie wierzę, że jest moim bratem.”
Blondyn też czasami w
to nie wierzył. Może jak bardziej ich pozna, zauważy między nimi więcej
podobieństw?
„No, trochę. Jesteście
do siebie podobni z wygląduJ”
„Nigdy więcej mi tego
nie mów:/ Przy nim też lepiej nie. Zabije cię”
„Postaram się
pamiętać. Wolałbym go nie wkurzać. A właściwie, to czemu piszemy o twoim bracieJ?”
Tyler chyba też się
nudził na przerwie, bo bardzo szybko mu odpisywał. Tomkowi zajmowało to trochę
więcej czasu, bo gdy czegoś nie rozumiał albo nie wiedział, jak napisać,
korzystał ze słownika, który wgrał sobie na telefon.
„Hm, w sumie to nie
wiem. Możemy popisać o czymś innym, i tak mi się nudzi. Czemu właściwie
przeprowadziłeś się aż tutaj? Przecież to prawie po drugiej stronie kuli
ziemskiej”
Tomek westchnął. Miał
nadzieję, że Tyler nie będzie go wypytywać. Nie chciał nikomu mówić o tym, co
zaszło w Polsce. Być może jeśli nikt się nie dowie, będzie mógł żyć tutaj w
spokoju.
„Długa historia.
Wolałbym o tym nie mówić.”
„Temat tabu?”
„Trochę tak. Nic
strasznegoJ.
To po prostu sprawy rodzinne”
Lepiej skłamać nić dać
mu do myślenia. Absolutnie nikt nie mógł się dowiedzieć.
„W porządku, skoro nie
chcesz mówić to ok. Nie będę cię wypytywał. Jak ci się w ogóle podoba w
Stanach? Lepiej niż w domu?”
„Nie jest źleJ.
Ale trochę tęsknię za mamą. Przyzwyczaiłem się już do jej zrzędzenia;)”
„Przeprowadziłeś się
tutaj sam? Czy z tatą?”
To pytanie było
trudne. Mógłby w sumie się przyznać do tego, jak jest naprawdę, ale trochę się
wstydził tego, że ojciec go nie chce. Postanowił więc odpowiedzieć najprościej
jak się dało.
„Sam. Mieszkam u
znajomego mojej mamy ze studiów.”
Tyler nie był głupi.
Tomek wiedział, że jego historia nie do końca trzyma się kupy. W końcu kto, do
jasnej ciasnej Anielki, przeprowadza się na inny kontynent do nieznajomego
faceta z powodu spraw rodzinnych? Tomek miał jednak nadzieję, że Tyler sobie
odpuści i zejdą na jakiś inny temat albo przestaną w ogóle teraz ze sobą pisać.
„Szczerze, to
zabrzmiało dość dziwnie^^”
Tomek westchnął. Mógł
się domyślić, że nie pójdzie mu tak lekko.
„Bo to jest dziwne,
szczerze mówiąc. Ale o tym też wolałbym nie rozmawiać ani pisać”
Blondyn czekał dość
niecierpliwie na odpowiedź. Zaskakująco dobrze pisało mu się z Tylerem. Może
będzie miał wreszcie jakieś prawdziwego przyjaciela? Zawsze zazdrościł osobom,
które posiadały kogoś, do kogo mogły się ze wszystkim zwrócić o każdej porze
dnia i nocy.
Zadzwonił dzwonek,
więc Tomek mimowolnie zamierzał napisać Tylerowi, że musi iść na lekcję i nie
chce się narażać nauczycielowi, więc nie będzie mu odpisywał, ale zanim zdążył
to zrobić, dostał esemesa od Tylera.
„Rozumiem. Słuchaj,
nie mogę teraz pisać, bo właśnie zaczyna mi się w–f. Do następnegoJ”
Tomek uśmiechnął się.
„ Ja też mam teraz
zajęcia. Do zobaczeniaJ”
Schował telefon do
kieszenie, zarzucił torbę na ramię i poszedł pod klasę, gdzie miały się zacząć
zajęcia. Mijał po drodze chłopaków z drużyny baseballowej, w tym Zacka Warrowa.
Miał głupie wrażenie, że ten chłopak dziwnie mu się przyglądał, ale gdy na
niego spojrzał, Zack wcale na niego nie patrzył. Skrobał coś właśnie na swoim
telefonie.
Na lekcji chemii
trochę się nudził. Nigdy nie przepadał za tym przedmiotem, a nauczyciel który
go uczył, nie umiał chyba wiele więcej niż on sam. Bardziej niż prowadzenie
zajęć zajmowało go uspokojenie rozbrykanej klasy. Tomek siedział w samym rogu w
ostatnim rzędzie, tak że mógł tam robić cokolwiek chciał. Zagryzł dolną wargę i
sięgnął do torby, po czym wyciągnął z niej swój szkicownik, ołówek i specjalną
gumkę. Przez chwilę patrzył się w białą kartkę i stukał w ławkę końcówką
ołówka, nie wiedząc, co mógłby narysować. Wcześniej rysował tylko portrety i
ewentualnie poszczególne części ciała. Chciał kiedyś narysować akt…
Po chwili
zastanowienia zabrał się za rysowanie. Nie czuł się na siłach do rysowania
zwykłego portretu, to musiało być coś innego. Coś zupełnie innego…
Tak się skupił na
rysowanie, że jak ktoś go chwycił za ramię to podskoczył. Ostatnio miał to w
zwyczaju.
– Idziesz? – zapytał
Adam, patrząc na niego dziwnie. Tomek pospiesznie zakrył to, co już narysował i
poderwał się ze swojego krzesła. Klasa była już prawie zupełnie pusta. Rety,
nawet nie usłyszał dzwonka!
– Tak, jasne. Jasne –
odparł roztargniony. Schował pospiesznie rzeczy do torby.
– Dobrze się czujesz?
– spytał Adam, patrząc na niego sceptycznie.
– Jasne – powiedział
blondyn, kierując się do wyjścia z klasy. – Nie rozumiem, dlaczego wszyscy
ciągle mnie o to pytają.
– Bo zachowujesz się,
jakby nie było w porządku. Czy ty rysowałeś?
Tomek spojrzał na
Adama i powiedział tak pewnie jak tylko mógł.
– Nie.
Adam parsknął.
– Kłamca.
– Wcale nie.
– Tak. Rysowałeś. To
jakaś tajemnica? Bo jeśli tak, to nie rób tego w miejscu publicznym, wtedy nikt
się nie dowie.
– Nie rysowałem.
– Wcale.
– Naprawdę! – Tomek
zarumienił się lekko pod bacznym okiem rówieśnika. Nie chciał, żeby ktoś
wiedział o jego hobby!
– Jaaase… – Adam
przewrócił oczami. – No, ale jak tam chcesz. Mnie to szczerze mało obchodzi.
Tomek już nie
odpowiedział. Przerwa trwała tylko dziesięć minut, a on i tak musiał się
schować za Adamem, żeby Bastian go nie wypatrzył. Tomek naprawdę nie rozumiał, o
co chodzi tym trzepniętym sportowcom i miał nadzieję, że jak najszybciej dadzą
mu spokój. Wrr… Zaczynało go wkurzać to przeklęte chowanie się po różnych
dziurach, żeby tylko żaden nie miał okazji go zaczepić.
Po lekcjach, kiedy
wracał do domu, dostał esemesa od Tylera.
„Zack dał mi materiałyJ
Trochę tego jest o.O Ale postaram się jak najszybciej to ogarnąć. Jeszcze raz
wielkie dzięki”
Tomek się właściwie
cieszył z tych ich lekcji. Uważał, że będzie miał z tego same korzyści, bo
fajnie będzie uczyć kogoś swojego ojczystego języka, a poza tym Tyler pomoże mu
z angielskim, co w chwili obecnej było ważniejsze niż umartwianie się i
płakanie w poduszkę. Jeśli chciał jakoś zaaklimatyzować się w tym miejscu,
musiał podszkolić ten język. Innego wyjścia nie było. Postanowił przypomnieć
Tylerowi o jego obietnicy.
„Nie ma sprawy. Nie
zapominaj, że obiecałeś poduczyć mnie angielskiego”
Niemal od razu dostał
odpowiedź.
„Pamiętam, pamiętamJ
Daj mi kilka dni na ogarnięcie tego i wtedy zaczniemy pełną parą”
„Spoko. Jak już
będziesz gotowy to daj mi znaćJ”
Tyler już nie odpisał.
Kacper natomiast wziął
się za gotowanie, bo kiedy Tomek wszedł do kuchni, obiad był prawie gotowy.
Trochę go dziwiło, że jego ojcu chce się gotować i raczej nie robił tego
dlatego, że ktoś z nim zamieszkał.
– Och, jesteś. To
dobrze. Mamy dzisiaj gościa.
– Gościa? – zdziwił
się Tomek. Odkąd tu był, Kacper jeszcze ani razu nie miał żadnego „gościa”.
– Tak, mój przyjaciel
zje dzisiaj z nami obiad i zostanie na trochę. Bądź dla niego miły.
– W porządku. – Tomek
wzruszył ramionami. Nie bardzo wiedział, dlaczego miałby być niemiły. Przecież
nie znał tamtego faceta.
Zaniósł na górę swoją
torbę i zajrzał do zeszytów, ile ma zadane na następny dzień. Gdy zszedł na
dół, „gość Kacpra” siedział już przy stole w kuchni. Był to mężczyzna mniej
więcej w wieku jego ojca. Cały czas uśmiechał się i opowiadał o czymś z
przejęciem. Miał zielone oczy i kasztanowe, kręcone włosy, które dodawały mu
uroku. Był szczupły i dość wysoki. Patrzył na Kacpra niemal z czcią.
– Dzień dobry –
powiedział niepewnie Tomek, przestępując z nogi na nogę. Obaj mężczyźni
spojrzeli na niego. Tomek nie bardzo wiedział jak się zachować.
– Dzień dobry – odparł
nieznajomy, uśmiechając się szeroko. Wstał i wyciągnął do Tomka rękę. – Jestem
Paul.
– Tomek. Miło mi.
Facet uśmiechnął się
jedynie szeroko w odpowiedzi. Wyglądał na bardzo sympatycznego i Tomek z
miejsca go polubił. Usiadł obok niego przy stole. Kacper zmrużył oczy, patrząc
na nich, po czym odwrócił się z powrotem do garów.
– Długo tutaj mieszkasz?
– spytał Paul, patrząc na Tomka z ciekawością. – Jesteś rodziną Kacpra? Podobni
jesteście.
Kacper drgnął na to
stwierdzenie, co nie umknęło uwadze Tomka. Westchnął w duchu ze smutkiem i
uśmiechnął się lekko do Paula.
– Nie, nie jesteśmy
rodziną. To zwykły zbieg okoliczności. A co do tego, ile tu mieszkam, to
niedługo. Trochę ponad tydzień.
– Rozumiem. – Paul
skinął głową. – Ile masz lat?
Tomek zmarszczył brwi.
Paul wyglądał, jakby naprawdę zależało mu na jego odpowiedzi. Cóż, Tomek mógł
wyglądać na starszego. Nie rozumiał jedynie, dlaczego temu mężczyźnie zależy na
tym, żeby to wiedzieć. To było zdecydowanie podejrzane.
– Niedługo skończę
osiemnaście – odparł. Paul uśmiechnął się szeroko. Wyraźnie mu ulżyło.
– Rozumiem. A jak ci
się pod…
– Już przestań do
niego strzelać tymi pytaniami jak z karabinu – mruknął Kacper, patrząc na niego
spod byka. – Gadasz tak szybko, że ja sam ledwo cię rozumiem. On nie zna dobrze
angielskiego.
Paul prychnął, a Tomek
się lekko zjeżył, nawet jeśli to była prawda.
– Radzi sobie.
– Radzę sobie.
Kacper zamrugał, a
Paul i Tomek spojrzeli na siebie, nie wierząc, że powiedzieli to jednocześnie.
Paul wybuchł śmiechem.
– Lubię cię, młody.
Fajny z ciebie chłopak.
Kacper sapnął tylko,
najwyraźniej powstrzymując się od komentarza. Po chwili postawił przed nimi
parujące półmiski. Były dwa rodzaje surówek, sałata, gulasz i jeszcze kilka
innych rzeczy, których Tomek nigdy wcześniej nie widział na oczy. Zabrał się
więc za ziemniaki, obficie polewając je sosem i surówkę, która wyglądała
naprawdę smakowicie. Kompletnie wyłączył się z rozmowy Kacpra i Paula, bo po
pierwsze mało go obchodziło, o czym gadają, a po drugie nie wszystko rozumiał.
Był jednak dobrym obserwatorem i zaczynało mu powoli świtać, jaki rodzaj
relacji wiąże Kacpra i Paula.
Być może naoglądał się
za dużo filmów, a może naczytał za dużo książek. Może widział tylko to, co
chciał widzieć albo sądził podług siebie. Gdy jednak zobaczył, że obaj naprawdę
są zajęci rozmową, zajrzał dyskretnie pod stół. Mężczyźni ocierali się o siebie
kolanami i łydkami. Rzucali sobie powłóczyste spojrzenia. Tomek miał wrażenie,
że gdyby go tutaj nie było, już by coś działali na tym stole. Urojenia? Być
może. Kto właściwie wie?
Tomek zjadł tę małą
porcję, którą sobie nałożył na talerz, podziękował, umył po sobie naczynia i
poszedł na górę. Zabrał się za czytanie lektury, bo jeszcze sporo mu zostało.
Przeczytał jednak tylko kilkanaście stron, bo potem wyciągnął z plecaka swój
szkicownik i zaczął kończyć rysunek, który powstał do połowy na chemii. Wyszła
mu z tego niby twarz, ale całość obrazu była czarna i tylko cienie wydobywały z
całego rysunku jakiekolwiek kształty. Na pierwszy rzut oka było widać, że to
twarz częściowo przysłonięta kapturem, który Tomek sobie wymyślił. Tylko
nieliczni byliby się w stanie zorientować po takiej małej ilości szczegółów
(nawet jeśli podobieństwo było uderzające), że Tomek uwiecznił na swoim
portrecie mroczną wersję Zacka Warrowa.
Odkąd tylko go
spotkał, ten chłopak ciągle krążył mu po głowie. Z początku myślał, że to po
prostu strach, bo Zach jednoznacznie kojarzył mu się z tym wszystkim, co
przyczyniło się do jego krzywdy w Polsce. Z drugiej jednak strony było w tym
chłopaku coś intrygującego. Przerażającego? Owszem, ale także intrygującego. Na
tyle, że po dość długiej przerwie od rysowania Tomek wreszcie chwycił za ołówek
i namalował coś więcej niż kilka bezużytecznych bazgrołów.
Właściwie to… czuł się
lepiej. Jasne, początkowo okropnie się bał tych wszystkich osiłków. Zbyt wiele
się nasłuchał i naczytał o takich drużynach, ale już się przekonał, że ci
chłopacy wcale nie są tacy źli. I że on sam wcale nie ma wypisane na czole
„ciota”. To nie była Polska. To było Seattle, był anonimowy, nikt nic o nim nie
wiedział.
Nie musiał się bać.
„Unikanie” Zacka czy
też Bastiana trochę urozmaicało mu życie szkolne. To, że musiał szybko podgonić
naukę języka było dużym wyzwaniem i zamierzał dać z siebie wszystko. Znalazł
znajomych, może z czasem będzie miał też prawdziwych przyjaciół, którym odważy
się powiedzieć o sobie coś więcej. Jasne, że nie wszystko układało się tak, jak
by chciał. Kacper wydawał się mieć go kompletnie gdzieś i Tomek mimowolnie
zaczynał szukać przyczyny tego, że w ogóle zgodził się wziąć go do siebie. Nie
pasowało mu to do Kacpra. Albo wciąż miał słabość do jego matki – co wykluczał,
biorąc pod uwagę Paula – albo ktoś go do tego przekonał. Cokolwiek to było,
dołowało Tomka, bo może gdyby był inny – przystojny, wysportowany,
utalentowany… – to może Kacper poczułby dumę z tego, jakiego ma syna i
przyznałby się do tego, że jest jego ojcem? A skoro był tylko on, totalnie
przeciętny i to jeszcze z ranami psychicznymi Tomek, to w sumie nie było się
czym chwalić…
Nic nie mógł poradzić
na to, że było mu po prostu przykro.
Ponure rozmyślenia
przerwało mu ciche pukanie.
– Proszę!
W drzwiach ukazał się
Paul. Oparł się o futrynę i pokręcił głową.
– Myślałem, że
słuchasz muzyki – stwierdził. – Wołamy cię od całych pięciu minut.
– Em, a po co?
– Na kolację, oczywiście.
Tomek zamrugał ze
zdumienia.
– Dopiero jedliśmy
obiad.
Paul spojrzał na niego
jak na wariata.
– Obiad był o
czternastej, jest już dziewiętnasta. Coś ty robił tyle czasu?
Tomek spojrzał na swój
telefon, nie mogąc w to uwierzyć. Naprawdę aż tak się zasiedział nad tym
szkicem? Fakt, przekolorowanie całej kartki na czarno to trochę roboty, ale
żeby aż tak?
– Em, przepraszam.
Rysowałem i się zamyśliłem.
– Rysujesz? –
zaciekawił się Paul, wchodząc do środka.
Tomek poniewczasie
ugryzł się w język. Zanim zdążył to jakoś odkręcić, Paul podszedł i wziął w
rękę jego dopiero co skończony rysunek.
– Wow! – powiedział,
patrząc na rysunek z prawdziwym podziwem. – Niezłe! Uczyłeś się gdzieś rysunku?
Tomek zagryzł dolną
wargę, ledwo powstrzymując chęć wyrwania mu szkicownika z rąk.
– Trochę. Nic
wielkiego.
– Wygląda konkretnie.
To twój wymysł, czy narysowałeś tu realną osobę?
– Wymyśliłem sobie.
Srutu tutu, majtki z
drutu, ale Paul nie musiał o tym wiedzieć. Tomek wyciągnął rękę po swoją
własność, a Paul bez sprzeciwu mu ją oddał.
– Nie powiem Kacprowi
jeśli sobie tego nie życzysz – powiedział – chociaż zupełnie nie rozumiem,
dlaczego.
– To, że rysuję, to
tylko moja sprawa.
– W porządku.
Tomek sam nie
wiedział, dlaczego aż tak bardzo się ciskał o te rysunki, ale nic nie mógł
poradzić na to, że traktował to jako rzeczy osobiste i już. Miał wrażenie, że
szkice odsłaniają go przed innymi i każdy, kto tylko spojrzy na jego prace
będzie w stanie czytać z niego jak z otwartej księgi. Nie pokazywał ich
zbytnio, mało kto widział kilka z nich i nie zamierzał tego zmieniać. Rysowanie
w szkole niosło za sobą ryzyko, że ktoś się dowie, ale zazwyczaj tam tylko
zaczynał i nanosił te niezbędne elementy, a w domu rysunek wykańczał, więc nikt
nie był w stanie zobaczyć gotowego lub prawie gotowego szkicu.
Chcąc zmienić temat i
dla odmiany przyprzeć do ściany Paula, spytał dość niegrzecznie.
– Jesteście razem?
Mężczyzna uniósł brwi,
w pierwszej chwili wyraźnie zaskoczony pytaniem, a potem uśmiechnął się smutno.
Klapnął na łóżko obok Tomka i westchnął ciężko. Chyba zapowiadało się na
dłuższą rozmowę.
– Bzyka mnie od
czterech lat – powiedział bez ogródek, gapiąc się w sufit z kwaśną miną. – Ale
od początku powiedział, że nie chce się wiązać. A ja nie nalegałem, bo
wierzyłem, że z czasem to się zmieni.
– Ale się nie
zmieniło?
Paul uśmiechnął się
niewesoło.
– To się nigdy nie
zmieni. Już się pogodziłem z tym, że nie jestem w stanie go zadowolić. Ciągle
bzyka kogoś na boku i w ogóle się z tym nie kryje. Tylko moja głupota mnie przy
nim trzyma.
– Zależy ci na nim –
stwierdził Tomek, próbując się jakoś wczuć w tą sytuację.
– Co z tego, skoro
jemu nie zależy na mnie.
– Zaprosił cię tutaj,
więc chyba cię lubi.
Paul pokręci głową.
– Obiecał mi to, bo
pomogłem mu ostatnio. W innym wypadku by mnie tutaj nie było. O tobie też mi
nawet nie wspomniał.
Tomek nie wiedział, co
na to odpowiedzieć. Nie rozumiał Paula, ale w sumie nigdy nie był w nikim
naprawdę zakochany, a Paul najwyraźniej podkochiwał się w Kacprze. Co innego
mogłoby go zmusić do trwania w tym pseudo–związku?
– Dlaczego nie
przestaniesz się z nim spotykać?
Paul zaśmiał się, ale
nie brzmiało to zbyt wesoło.
– Chyba zwyczajnie
boję się, że w ogóle go to nie obejdzie. Kacper już taki jest. Wie, co do niego
czuję, ale nigdy nie powie mi tego samego. Gdy próbuję wywołać w nim
jakiekolwiek wyrzuty sumienia, powtarza mi, że nic mi nie obiecywał, a ja wtedy
mimowolnie muszę się z nim zgodzić, bo tak faktycznie było.
– To nie fair.
– Życie nigdy nie jest
fair. Zapamiętaj to sobie teraz, bo później możesz się gorzko rozczarować. –
Paul wstał z łóżka i uśmiechnął się przyjaźnie. – Chodźmy już na tę kolację, bo
Kacper będzie się niecierpliwił.
Tomek pomyślał, że
byłoby fair, gdyby chociaż raz to Kacper musiał na coś poczekać tak, jak Paul czekał
na niego.
I najlepiej, żeby tego
w ogóle nie dostał.
Wreeeeszcie !, nie mogłem się doczekać :), no i apetyt na następny rozdział jest ogromny :), mam nadzieję że pojawi się szybko. Weny życzę;)
OdpowiedzUsuńDawid
rewelacyjnie piszesz, choć akcja powoli się toczy, to człowiek nie może doczekać się kolejnego rozdziału. Życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńPodgrzewasz atmosferę. Czytając pierwsze rozdziały myślałam, że Kacper prędzej czy później wróci do Oli, teraz wprowadzasz jego kochanka, Paula i... sama już nie jestem pewna, komu będę kibicowała w walce o serce Kacpra.
OdpowiedzUsuńHmm... Znowu myślę, że miałam nosa z tą parą Tomek/Zack. Chłopcy widocznie na siebie działają, na dodatek sportowiec stał się inspiracją dla Tomka i nieźle namącił mu w głowie.
Zastanawia mnie ta scena z przekazywaniem materiałów. Przez chwilę myślałam, że może Zack ma zamiar skopiować notatki i również zacząć się uczyć języka polskiego.
Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały i życzę Ci weny, oraz czasu na pisanie.
pozdrawiam,
Ariana
ależ się cieszę z tego dzisiejszego rozdziału ^^ już prognozowałem za ile może być a tu niespodzianka wchodzę na bloga... i jest :D haha a tak w ogóle to mam wrażenie że Zack zamiast do swojego brata podał mu swój numer... ale to pewnie tylko takie moje domysły ^^' czekam z niecierpliwością na następny rozdział
OdpowiedzUsuńRozdzial swietny jak zawsze u Ciebie na blogu :)
OdpowiedzUsuńWprost nie moge sie juz doczekac nastepnych rozdzialow. A i nie przeszkadza mi w zadnym stopniu powolny rozwoj wydarzen. Wrecz przeciwnie- to tylko podsyca atmosfere i wzbudza coraz wieksza ciekawosc :)
Zycze Ci weny i duzo czasu wolnego
Amphetamine~cichy czytelnik
Wow - to byla moje pierwsze slowa, gdy przeczytalam rozdzial
OdpowiedzUsuńZaskoxzylas mnie z tym Paulem. Szkoda mi go bardzo :(. Mimo, ze Kacper nic mu nie obiecywal to zachowuje sie troche skurwielowato (przepraszam T.T) . Zack zaintrygowal Tomka i na odwrot..
Rozdzial swietny :). Czekam na nexta, pozdrawiam i zycze weny
~P
Rozdział świetny, akcja się rozkręca. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziały.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Coraz ciekawiej. nie mogę się doczekać następnego rozdziału. bardzo mnie ciekawi jak ułożą się relacje Kacpra z Tomkiem.
OdpowiedzUsuńŚwietne. Kocham to opowiadanie, jak dla mnie moglabys jest wrzucać codziennie. :D czekam z niecierpliwością na next!!!
OdpowiedzUsuńKiedy bedzie nastepne mam nadzieje że niedługo. Jak sie rozwinie sytuacja z Zackiem?
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile radości daje mi czytanie tego opowiadania~! Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie jak się będą układały relacje Tomka z Kacprem i Kacpra z Paulem. No i oczywiści kto zawróci w głowie naszemu polskiemu Thomasowi ;p
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi~! Niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały tego opowiadania.
Podoba mi się chyba najbardziej ze wszystkich~! A to przecież zaledwie początek! Jak Ty to robisz, że dostaję takiej obsesji na punkcie tych tekstów?
Pozdrawiam gorąco :)
~Psychedelic smiles
Paul - zielone oczy, kasztanowe loki<3.<3 ty chcesz muzeum dostała zawału od samego wyobrażania sobie tego faceta?! Szkoda mi go... Kacper to cholerny dupek, później będzie żałował... I jego wcale nie będzie mi szkoda...
OdpowiedzUsuńIrytuje mnie troche to, ze z kazdej postaci robisz geja.
OdpowiedzUsuńOjciec Lucasa byl gejem. Joe stal sie gejem. Kacper jest gejem. Wszyscy to geje. Rozumiem, ze w dwoch (jestem pewny, ze tych osob bylo wiecej!) opowiadaniach, ale co za duzo to nie zdrowo i zrobilo sie to monotonne. Zdaje sobie sprawe z tego, ze opowiadanie jest pewnie stare, ale dopiero je czytam wiec...
No, ale nie kazdemu dogodzisz, wiadomo ;)