Kto by się spodziewał,
że patrzenie jak brat bliźniak przytula swoje dziecko i żonę może być dla mnie
takie bolesne?
Właściwie nigdy nie
wierzyłem, że tak naprawdę znajdę swoją wielką miłość. Jasne, chciałem, ale na
świecie jest tyle ludzi… Czy naprawdę mogłem liczyć na takie szczęście? Ciężko
powiedzieć.
Ze swoich uczuć długo
nie zdawałem sobie sprawy. Zawsze byłem z bratem blisko. Wbrew temu, co ludzie
o nim sądzą, naprawdę dobrze mnie traktował i troszczył się o mnie jak o nikogo
na świecie. Nasze uczucia były bardzo silne, nic więc dziwnego, że cale lata
zajęło mi zrozumienie, że to, co czuję, wcale nie jest braterskim uczuciem. I
nic dziwnego, że kiedy wreszcie zebrałem się w sobie i zdecydowałem się mu o
tym powiedzieć, nie uwierzył mi.
On szybko zapomniał o
moim wyznaniu. To śmieszne, że w gąszczu tych jednonocnych lasek znalazł sobie
żonę szybciej niż ja, wieczny romantyk. To on nigdy nie dawał wiary prawdziwej
miłości, a jednak znalazł osobę, którą pokochał. A ja? Oczywiście, robiłem
dobrą minę do złej gry, a on udawał, że to prawda. Obaj dobrze wiedzieliśmy, że
już nie jest tak jak kiedyś. Czuł, że moje uczucia naprawdę się zmieniły i
robił co mógł, żeby nie dopuścić do siebie prawdy o tym. A ja pozwalałem mu na
to, udając, że cieszę się z jego zaręczyn, ślubu, pierwszego dziecka, którego
zostałem chrzestnym. Bycie zazdrosnym o żonę brata to jedno, ale nienawidzenie
jego dziecka za to, że przyszło na świat i odebrało mi kolejną cząstkę mojego
brata, to już zupełnie inna sprawa.
Czas ponoć leczy rany.
Być może, ale ja w ogóle nie czułem się lepiej, tym bardziej, że bliźniak mimo
całej tej wiedzy o mojej miłości do niego, nadal chciał mieć mnie blisko
siebie. Katował mnie w ten sposób niemiłosiernie. Nie potrafiłem jednak odejść.
Kupiliśmy bliźniaka – w jednej części zamieszkał on ze swoją rodziną,
szczęśliwy, że ma wszystkie naprawdę bliskie osoby tuż przy sobie; w drugiej ja
– chyba najbardziej samotny człowiek na świecie, który z czasem zapomniał, jak
to jest być szczęśliwym. Bo w końcu jak mogłem być szczęśliwy? Spałem w pokoju,
który był odbiciem lustrzanym sypialni mojego brata. Sypialni, w której kilka
razy w tygodniu brał swoją żonę. Mój brat otoczył się ludźmi, których kochał,
podczas gdy ja czułem, że nie mam tak naprawdę nikogo.
A czas leciał.
Żona mojego brata była
całkiem zwyczajna jak na jego standardy. Tom zawsze mierzył wyżej, ale nawet ja
musiałem przyznać, że miała w sobie to coś. Nie była jednak głupia. Może w
młodości była maniaczką twincestu, a może po prostu dobrą obserwatorką, jak każda
kobieta. Szybko się połapała, że nie patrzę na Toma tak jak powinienem i
zaczęła robić wszystko, żeby nas od siebie odseparować. Nie było to oczywiście
łatwe, w końcu mieszkaliśmy obok siebie, ale dostrzegałem jej zabiegi bardzo
wyraźnie, nawet jeśli Tom nie zdawał sobie z nich sprawy.
Czy było mi przykro?
Cholernie. Nie przejmowałem się nią, szczerze powiedziawszy miałem głęboko w
dupie, że traktuje mnie jak ścierkę, którą można wytrzeć podłogę, gdy tylko Tom
tego nie widzi. Zabolało mnie właśnie to, że on nie widział. Kompletnie nic.
Zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że jakoś nagle przestałem z nimi gdziekolwiek
wychodzić, bo wciskała mi ich córkę pod opiekę. Nawet udało jej się tak namotać
z wakacjami, że w końcu nie było dla mnie miejsca w hotelu. Dobrze wiedziała
jak mnie podejść, bo przecież Tom tak bardzo chciał jechać akurat w to miejsce,
więc jak mógłbym mu w tym przeszkodzić?
Bliźniacza więź
stawała się coraz słabsza. Tak samo jak ja. Przestałem widzieć sens w swoim
życiu. Gdy byłem młodszy wierzyłem, że wszystko można osiągnąć, jeśli tylko
bardzo się tego chce. Teraz już nie byłem taki głupi. Tom był dla mnie czymś,
czego nie mogłem zdobyć, choćbym nie wiem jak się starał. Poddałem się. Miłość
platoniczna to w końcu miłość, prawda? Lepsza taka niż żadna.
W pewnym momencie
uświadomiłem sobie, że tak już będzie zawsze. Nie potrafiłem pokochać nikogo
innego, tkwiłem wciąż w tym beznadziejnym zakochaniu, niezdolny do uwolnienia
się z niego. I chyba faktycznie byłbym taki samotny do końca swoich dni, gdyby
to wszystko się nie wydarzyło.
Tuż przed świętami
spadł na mnie kolejny grom.
Mira, żona Toma, znowu
była w ciąży.
– Musimy to opić,
Bill! – wykrzyknął Tom entuzjastycznie, gdy tylko podzielił się ze mną
nowinami. Był taki szczęśliwy… Nigdy nie sądziłem, że Tom będzie potrafił
stworzyć tak udany związek. On się do tego zwyczajnie... nie nadawał.
Uśmiechnąłem się lekko
i poklepałem go po plecach.
– Gratuluję –
powiedziałem lekko. Tak łatwo przychodziły mi kłamstwa, że z czasem zacząłem
zatracać poczucie rzeczywistości. – Myślisz, że tym razem to mogą być
bliźniaki?
Tom wzruszył
ramionami.
– Nie mam pojęcia, ale
byłoby fajnie. Mira chyba nie bardzo chce dwójkę naraz, ale ja nie mam nic
przeciwko.
– Ciekawe czemu? –
zakpiłem. Bliźniak zamrugał, nie rozumiejąc. Westchnąłem. – To w końcu ona
będzie się nimi zajmować, karmić, przebierać i takie tam, nie? Ty swoje
zrobiłeś i…
– Och, przestań.
Przecież zajmuję się Gwen – obruszył się. Nie znosił, kiedy ktoś twierdził, że
bierze mniejszy udział w wychowywaniu swojej córki niż Mira. – A poza tym, to w
końcu domena bab, żeby dzieci przebierać i karmić. Ja nie mam czym.
Prychnąłem tylko i
pokierowałem rozmowę na inne tory, ale i tak często wracaliśmy do tego tematu.
Tom nie mógł przestać o tym gadać i wcale się nie bał. Gdy dowiedział się o
Gwen, zrobił się biały jak kreda i omal nie zemdlał. Przez całe miesiące
musiałem go pocieszać, że da sobie radę i będzie świetnym ojcem.
– Jak myślisz, jakie
potrawy w tym roku powinny stać na stole? – zapytał, częstując mnie obiadem. To
już był rytuał, że przychodziłem do nich na ten jeden posiłek. Mira była zła
jak osa z tego powodu, ale nie śmiała się odezwać przy Tomie. Ostatnio kiedy
przychodziłem, zabierała dziecko i szła do salonu. – Biiiill…? Żyjesz?
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem
się przepraszająco.
– Przepraszam. Co
mówiłeś?
– Pytałem o potrawy,
które w tym roku powinniśmy mieć na stole wigilijnym.
Westchnąłem. Mira
wzięła mnie na bok kilka dni temu i „delikatnie” dała mi do zrozumienia –
walnęła mnie mokrą ścierą przez łeb jak zobaczyła, że jej nie słucham – że chce
namówić Toma, żeby te święta spędzili z jej rodzicami. Mieszkali bardzo daleko
i rzadko mieli okazję zobaczyć Gwen. Oczywiście, wtedy pozbyłaby się mnie.
– Mira mówiła, że jej
rodzice…
– Mogą przyjechać do
nas – uciął Tom.
– Daj spokój –
powiedziałem. Bolało mnie serce, ale musiałem to powiedzieć. – Nie wyjeżdżacie
na święta ze względu na mnie, prawda? Jeśli chcesz z nią jechać to bierz Gwen i
jedź. Ja sobie poradzę. Gustav mnie zapraszał i…
– Bill, jesteśmy
rodziną. Wszystkie święta zawsze spędzamy razem.
– Ty masz teraz nową
rodzinę, Tom – zwróciłem mu uwagę. – To o nią powinieneś się troszczyć.
– Znowu zaczynasz? – spytał
rozeźlony. – To, że mam żonę i dziecko nie oznacza, że odwrócę się od ciebie.
Jesteś moim bratem, do cholery. Mógłbyś już przestań wygadywać takie głupoty?
– To nie są głupoty.
Jak myślisz, co Mira sobie myśli za każdym razem, kiedy jej odmawiasz? A jak
postawi ci ultimatum? Ona albo ja? Co wtedy zrobisz?
Tom prychnął tylko.
– Nigdy by tego nie
zrobiła.
– Jeśli dalej będziesz
się tak zachowywał to nigdy nie wiadomo.
– Przestań mnie
pouczać. Całe życie tylko wiecznie mnie…
– Ona mnie
znienawidzi, Tom – przerwałem mu, przestając jeść. – To nie do ciebie będzie
miała pretensje, tylko do mnie. Naprawę tego chcesz?
– Ona taka NIE jest.
Nie drążyłem tematu.
Mira jednak znalazła okazję, żeby popytać mnie, czy NA PEWNO dałem bratu do
zrozumienia, że nie muszą się martwić o mnie w święta.
– Tak – warknąłem
poirytowany. Z każdym dniem coraz bardziej suki nie lubiłem. – Powiedziałem mu
to, co chciałaś, ale on i tak nie chce jechać.
– Widocznie słabo się
starałeś! – burknęła.
– To chyba oczywiste,
że nie będę go gorąco namawiał do tego, żeby mnie olał! To mój brat, na Boga!
– Brat? – uśmiechnęła
się kpiąco. Coś w jej oczach błysnęło złowrogo. – Masz mnie za idiotkę?
Naprawdę myślisz, że tego nie widzę? Pożerasz go wzrokiem za każdym razem,
kiedy na niego patrzysz. Gdyby cię poprosił, żebyś skoczył z mostu, to byś to
zrobił. Jesteś zboczony i chory psychicznie! Wpierdalasz się w nasze małżeństwo
i wszystko niszczysz. Jeśli naprawdę ci na nim zależy, zostaw go w spokoju. Daj
nam żyć jak prawdziwa rodzina. – Odetchnęła głęboko i spojrzała na mnie tym
razem błagalnie. – Wiem, że ci zależy, Bill, ale my nie możemy tak żyć. Czuję
się, jakby poślubiła was obu, a nie tylko Toma. To musi się skończyć. Chcę mieć
normalną rodzinę. Bez ciebie. Nie jesteś nam potrzebny. Nie mam nawet zbyt
wielu zdjęć, na których by ciebie nie było. W sypialni stoją wasze z okresu
dzieciństwa. Mam powoli tego dość. Jeśli coś z tym nie zrobisz, wniosę pozew o
rozwód.
– Chyba żartujesz! –
warknąłem, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
– To się musi
skończyć. To nie jest normalne. Prędzej czy później rozwalisz nasze małżeństwo.
Już się kłócimy i to zazwyczaj przez ciebie. Tom nie pozwoli na ciebie
powiedzieć złego słowa, nawet gdybyś był najgorszą kanalią na świecie. A ja nie
mogę wiecznie z tobą konkurować. Jeśli nie odejdziesz sam, zabiorę Gwen i wezmę
z Tomem rozwód. Do ciebie należy decyzja, co zrobisz z tą wiedzą. Masz czas do
świąt.
I odeszła, zostawiając
mnie zszokowanego w korytarzu. Ubrałem kurtkę i jak lunatyk poszedłem do
siebie. Przeryczałem pół nocy, czując się wybitnie źle. Tom nigdy by mi nie
wybaczył, gdybym rozbił mu małżeństwo. Znienawidziłby mnie. Nie mogłem
pozwolić, żeby mnie znienawidził. Nie miałem jednak pewności, czy jestem w
stanie od niego odejść.
Po ciężkiej nocy i
jeszcze gorszym dniu wziąłem Toma na rozmowę.
– Słuchaj – zacząłem –
wiem, że już o tym rozmawialiśmy i jasno powiedziałeś, że nie chcesz, ale
powinieneś jechać na te święta do teściów.
– Bill…
– Posłuchaj mnie –
przerwałem mu szybko. Spojrzał na mnie bez słowa. – Mira ostatnio płakała,
kiedy jej odmówiłeś. Jest smutna, że przedkładasz mnie nad nią i dziecko.
– Ja wcale…
– Rety, Tom, to baba!
Naprawdę chcesz się zastanawiać nad jej sposobem myślenia? Fakt jest taki, że
przeze mnie kłócicie się przed samymi świętami. Nie podoba mi się to, zwłaszcza
że już ci powiedziałem, że spędzę święta gdzie indziej. Nawet jeśli i tak się
nie zgodzisz na ten wyjazd, ja nie przyjdę do was na święta.
– Zupełnie cię
popierdoliło.
– Nie, Tom. Nie
wybaczyłbym sobie, gdyby pewnego dnia przeze mnie rozpadło się wasze
małżeństwo. Najwyższy czas przeciąć pępowinę.
Serce krajało mi się z każdym słowem. Ja tak
naprawdę to nie Toma musiałem przekonać, tylko samego siebie. Myśl, że te
święta spędzę samotnie, napawała mnie głęboką rozpaczą. Czułem cholerną pustkę
i nic nie mogłem poradzić na to, że z każdym dniem mój stan się pogarszał.
Czułem to. Czułem, że nie jest ze mną za dobrze. Jeszcze nigdy w życiu nie było
ze mną tak źle. Wiedziałem, że jeśli nie chcę skończyć jako samobójca, muszę
coś z tym zrobić. A skoro nie chciałem również rozwalić małżeństwa Toma,
musiałem odejść.
Po radości Miry
następnego dnia zorientowałem się, że Tom się zgodził. Z jakiegoś powodu na
wieść o tym zwyczajnie się rozpłakałem i czym prędzej uciekłem do domu. Podczas
bezsennej nocy niemal wszystko zaplanowałem.
Pierwotnie chciałem się
zabić. Już nieraz o tym myślałem, ale po głębszym namyśle zrezygnowałem.
Wiedziałem, że Tom miałby o to pretensje do siebie. Obwiniałby się, że mnie nie
upilnował i nie zauważył na czas, że coś jest nie tak. Nie chciałem niszczyć
jego życia, tylko jakoś w miarę bezboleśnie dla niego się z niego usunąć.
Święta wydawały się do tego świetną okazją.
Tom i Mira mieli
wyjechać dzień przede mną. Poprosiłem, żebyśmy dali sobie prezenty po ich
powrocie. Mira zawsze się wściekała, że moje prezenty podobały się Tomowi
bardziej niż te od niej, co doprowadzało do naprawdę niezręcznych dla Toma
sytuacji. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, że tak dobrze go znałem.
Pożegnałem się,
ucałowałem małą Gwen i długo im machałem na pożegnanie. To miał być ostatni raz
w moim życiu, kiedy widziałem swojego bliźniaka.
Gdy tylko Tom mi
napisał, że bezpiecznie dojechali na miejsce, tonąc we łzach zacząłem się
pakować. Wziąłem większość swoich rzeczy. Wypłaciłem też kilkadziesiąt tysięcy
euro z konta i założyłem zupełnie nowe, którego nikt nie znał. Wsiadłem w
pociąg i pojechałem do Austrii. Zawsze twierdziłem, że nie lubię tego kraju,
więc zapewne nie będą mnie tam szukać. Nie powiedziałem nikomu, że wyjeżdżam. Z
nikim się nie pożegnałem. Po prostu zniknąłem tak, jak prosiła mnie o to Mira.
Wynająłem dom w małej
wioseczce, trzydzieści kilometrów od Wiednia. Mój dom był całkiem na uboczu,
otoczony lasem i do reszty wioski było jakieś trzysta metrów. Ściąłem włosy, pozbyłem
się też makijażu i wszystkich charakterystycznych dla mnie rzeczy. Ktoś z
mojego otoczenia poznałby mnie bez trudu, ale ktoś obcy nie miał na to szans. Po złożeniu Tomowi życzeń z okazji świąt
wyrzuciłem starą kartę SIM i kupiłem nową, w innej sieci. Wiedząc, że to
wszystko, co się stało, jest dla mnie zbyt dużym obciążeniem psychicznym, postanowiłem
skorzystać z pomocy psychologa. Znalazłem dobrego we Wiedniu. Poprosiłem o
rozmowy telefoniczne i obiecałem, że jeśli poda numer konta, połowę kwoty za
wizytę przeleję mu przed, a drugą zaraz po naszej rozmowie. Próbował mnie
namówić na rozmowę twarzą w twarz, ale nie dałem się przekonać, więc w końcu
się zgodził. Dał mi nawet kredyt zaufania i powiedział, że mogę mu przelewać
całość po naszych sesjach. Umówiłem się, że będę do niego dzwonił co drugi
dzień o siedemnastej, ewentualnie, jeśli będę czuł się źle, to częściej.
Powiedziałem mu, że nie wyrabiam psychicznie i chcę zacząć jak najszybciej,
żeby nie zrobić jakiegoś głupstwa. Na pewno słyszał jak bardzo drży mi głos.
– Zacznijmy od razu – powiedział, zapewne
podskórnie wyczuwając, jak okropnie mi źle. – Jaki ma pan problem?
Skuliłem się na łóżku,
podciągnąłem nogi pod brodę, wziąłem głęboki oddech i zacząłem.
– To w sumie strasznie
głupie, wie pan? Sprawa dotyczy mojego brata bliźniaka i…
Psycholog nie
przeszkadzał mi, kiedy opowiadałem mu całą historię. Czasami tylko dopytywał
mnie o niektóre rzeczy. Nie zganił mnie, że jestem chorym zboczeńcem, bo
zakochałem się w swoim bracie, tylko starał mi się pomóc. I nie obchodziło
mnie, że robi to tylko dlatego, że mu płacę. Ja naprawdę czułem, że potrzebuję
fachowej pomocy. Wolałem to z siebie wyrzucić niż upić któregoś pięknego dnia i
powiesić się albo zabić w inny sposób. Wiedziałem, że nie zawahałbym się i to
przerażało mnie najbardziej.
Moje przyszłe życie
wydawało mi się niezwykle nudne, ale… Może chociaż Tom będzie szczęśliwy? Mira
na pewno go przekona, żeby dał sobie ze mną spokój. Brat w końcu o mnie zapomni
i skupi się na swojej żonie, Gwen i kolejnym dziecku, które dopiero miało
przyjść na świat.
***
Święta u rodziców Miry przebiegły w miłej atmosferze, ale ja i tak nie
czułem się zbyt komfortowo. Na każdym kroku brakowało mi Billa, jego uśmiechów,
głupich komentarzy i możliwości przetrzepania mu skóry, kiedy wsypał mi za
kołnierz trochę za dużo śniegu, żeby to było śmieszne. Te święta były… nudne.
Nie działo się nic, co mogłoby mnie naprawdę uszczęśliwić. Gwen buszowała po
domu dziadków z efektem małego huraganu, który rozwalał wszystko, co stanęło mu
na drodze. Byłem z niej bardzo dumny – zachowywała się tak samo jak ja i Bill,
kiedy byliśmy w jej wieku.
Odczułem niezmierną ulgą, kiedy przyszło do momentu wyjazdu. Chciałem
porozmawiać z Billem, pożalić mu się trochę… Ogólnie chciałem spędzić z nim
trochę czasu. Wydaje mi się, że to normalne, skoro zna się kogoś od samego
początku swojego istnienia. Nigdy tak naprawdę nie byliśmy rozdzielani. Zawsze
razem i na zawsze razem. Złożyliśmy sobie kiedyś taką obietnicę, a ja zawziąłem
się, żeby zrobić wszystko… Wszystko, co tylko w mojej mocy, żeby dotrzymać słowa.
Wiedziałem, że Bill w pewnym momencie trochę się pogubił. Czułem się czasami
źle z tym, że ja mam już rodzinę, a on wciąż jest sam. No bo w końcu kto jak
kto, ale Bill zasłużył na szczęście. Wiele przeszliśmy jako Tokio Hotel i bracia Kaulitz, o większości problemów nasi
fani nie mają nawet pojęcia. Nic więc dziwnego, że chcę chronić mojego
młodszego brata.
Całą drogę ignorowałem wesołą paplaninę Miry, odpowiadając
monosylabami, kiedy udało mi się coś wyłapać z kontekstu. Gwen zasnęła w
foteliku, ubrudzona kukurydzianymi chrupkami. Musiałem jechać wolno, bo jezdnia
była naprawdę ślizga. I tak się w sumie cieszyłem, że nie padał deszcz. Gdyby
jeszcze woda zamarzła na asfalcie, wracalibyśmy do domu chyba do końca życia.
W końcu jednak się udało. Zajechałem pod dom. Mira wzięła Gwen i
klucze, a ja szybko zacząłem wyciągać torby z bagażnika i taszczyć je do domu.
Gdy tylko wrzuciłem wszystko do środka, od razu skierowałem się do strony,
którą zajmował mój bliźniak.
Drzwi były otwarte, ale nigdzie nie paliło się światło. Zdziwiło mnie
to, bo oznaczało, że Bill już wrócił albo jak wyjeżdżał, to zapomniał zamknąć
drzwi. Nigdy mu się to jeszcze nie zdarzyło.
– Bill! – krzyknąłem, zapalając światło w salonie. Wszędzie było
zupełnie czysto, zupełnie jakby ktoś dopiero zdecydował się kupić ten dom i nie
zdążył jeszcze wprowadzić. Ściągnąłem przezornie buty – raz, kiedy o tym
zapomniałem, Bill omal nie zrzucił mnie ze schodów, a potem kazał mi wszystko
posprzątać. Jak się wściekał, zaczynał zachowywać się jak jakaś cholerna primadonna
i dla świętego spokoju lepiej było robić to, co chce, zanim zwyczajnie kogoś zwyzywa,
a potem zamknie się w pokoju, żeby się wyryczeć. – Bill! Jesteś?!
Nikt mi nie odpowiedział. Zajrzałem do każdego kąta na dole, a potem
już lekko poirytowany poszedłem na górę. Gdzie on znowu polazł?! Jeśli spał i
nie chciało mu się podnieść dupy to…
Zajrzałem do jednego pokoju, drugiego, a potem w końcu do jego
sypialni. I tam panował wzorowy porządek. Billa nie było. Otworzyłem szafę i
nagle tknęło mnie, że Bill owszem, lubi mieć duży wybór tego, w co chce się
ubrać, ale nigdy na parę dni nie zabierał ze sobą niemal całej szafy. Kiedy
zajrzałem do kolejnych szafek, zastałem dokładnie to samo. Poczułem niepokój.
Nie chcąc jednak pozwolić opanować się złym myślom, szperając w kurtkach w
poszukiwaniu telefonu, zszedłem na dół i poszedłem do nas.
– Mira, jest Bill? – krzyknąłem.
– Nie! A czemu?
– Nie ma go w domu – odparłem, wchodząc do kuchni i wybierając
odpowiedni kontakt w telefonie. Mira rozpakowywała jedzenie, które dali nam jej
rodzice.
„Abonent jest czasowo niedostępny…” A więc nie ma mowy, żebym dobił się
do Billa.
– Jesteś głodny? – spytała. – Mogę ci coś zrobić. A co do Billa, to
przecież mógł jeszcze nie wrócić.
– Nie ma jego rzeczy. – Wybrałem numer Gustava, mając nadzieję, że
szybko odbierze.
– To… chcesz coś jeść?
– Nie, nie… Gustav?
– Hej, Tom – odparł mój przyjaciel, chyba zaskoczony, że do niego
dzwonię. – Coś się stało, czy dzwonisz ze spóźnionymi życzeniami świątecznymi?
Normalnie pacnąłbym się w czoło, że znowu zapomniałem wszystkim wysłać
życzeń, ale najpierw musiałem dowiedzieć się, co u Billa.
– Jest u ciebie jeszcze Bill? Bo…
– Bill? – przerwał mi, wyraźnie zdziwiony. – Nie, nie widziałem Billa
odkąd spotkaliśmy się razem dwa miesiące temu.
– Ale przecież… mówił, że zaprosiłeś go na święta.
– Nie, nie zapraszałem go – odparł. Zaraz jednak się zreflektował,
zdając sobie sprawę, że musiało to zabrzmieć dość grubiańsko. – Wiesz, że nie
miałbym nic przeciwko, ale Bill nigdy nie chciał przyjechać na święta, bo
spędzał je z tobą. Zapraszałem was wcześniej, ale że obaj zawsze odmawialiście,
to w tym roku już po prostu tego nie zrobiłem.
– Ale… – urwałem, mając jak najgorsze przeczucia. Mira patrzyła na mnie
wyczekująco. – Gustav, jego nie ma.
– Nie spędzaliście tych świąt razem?
– Nie, Bill powiedział, że go zaprosiłeś i jedzie w tym roku do ciebie,
choćby się paliło i waliło. Mira chciała jechać do swoich rodziców, męczyła
mnie z tym już od początku naszego małżeństwa, więc w końcu pojechaliśmy.
– Może chciał zrobić mi niespodziankę i…
Nie, na pewno nie chciał, pomyślałem. To było bez sensu. Bill celowo
skłamał, że jedzie do Gustava i musiał mieć w tym jakiś cel. Nie chciało mi się
wierzyć, że pojechałby do kogoś na święta bez zapowiedzi. Poza tym, zabrał aż
tyle rzeczy. I jeszcze w święta z nim pisałem, więc nie ma mowy, żeby coś mu
się stało.
Dotarło do mnie, że on to zaplanował. ON chciał to zrobić.
– Nie, na pewno nie! – powiedziałem stanowczo, czując drżenie swego
głosu. Boże, Bill zniknął. Zniknął… Szybko wyszedłem z kuchni, założyłem buty i
poszedłem na dwór. Nie chciałem, żeby Mira tego słuchała. Wiedziałem, że nie
bardzo lubi mojego bliźniaka. – Gus, to niemożliwe. Znasz Billa. Nigdy by
czegoś takiego nie zrobił. On zniknął celowo. Zabrał większość swoich rzeczy…
Nie można się do niego dodzwonić.
– Spokojnie, Tom – rzekł stanowczo, wyczuwając, że ogarnia mnie panika.
Jeśli chodziło o mojego brata, bardzo szybko można było mnie wyprowadzić z
równowagi. – Może lepiej podzwońmy po znajomych, może Bill umówił się z kimś
innym?
– To do niego niepodobne! Coś jest nie tak!
– Rozłączam się i dzwonimy. Ty weź wszystkich od A do hmm… M. A ja
wezmę resztę. Jak będę coś wiedział, to napiszę do ciebie esemesa, żebyś już
dalej nie dzwonił. Ty zrób tak samo.
– Nie poszedł do nikogo… – powiedziałem. Byłem tego niemal całkowicie
pewny.
– Uspokój się, do cholery! Może jeszcze dzisiaj wieczorem będziesz go
ciągnął za kudły, że tak cię nastraszył. Zaraz się wszystkiego dowiemy.
Rozłączyłem się i z niechęcią zacząłem dzwonić. Mieliśmy tych samych
znajomych, bo wszędzie chodziliśmy razem, więc nie było problemu. Ręce mi
niemal całkowicie skostniały, kiedy kończyłem dzwonić. Byłem coraz bardziej
przerażony. Nikt od dawna nie kontaktował się z Billem. Wszyscy byli zdziwieni,
że JA się ich pytam o mojego brata, bo to zawsze właśnie ja wiedziałem, co się
z nim dzieje. Gdy skończyłem dzwonić, a od Gusa nie dostałem żadnego esemesa,
zwyczajnie się popłakałem. Nie wiedziałem, co mam robić. Jeszcze nigdy nic
takiego mi się nie przydarzyło. Ja ZAWSZE wiedziałem, co się z nim dzieje.
Dlaczego więc teraz zrobił coś takiego? Dlaczego wyjechał i nie zostawił mi
żadnej wiadomości?
Odwróciłem się gwałtownie, kiedy ktoś położył mi rękę na ramieniu.
– Tom?
– Georg! Co ty tutaj robisz?!
– Gustav do mnie zadzwonił, że Bill zniknął. Też już tu jedzie. Co się
stało?
Otarłem łzy i pociągnąłem nosem. Przez ten głupi mróz czułem w nosie
okropne pieczenie. Drżącym głosem opowiedziałem mu wszystko po kolei. Jeszcze
raz spróbowaliśmy się z nim skontaktować, ale nie można się było dodzwonić. Po
połowie godziny dojechał też Gustav. Usiedliśmy w salonie i siedzieliśmy w
ciszy, bezmyślnie obserwując Gwen bawiącą się na kocyku. Żaden z nas nie miał
pomysłu, co powinniśmy zrobić.
Jedyną osobą, która zachowywała spokój, była Mira. Może dlatego, że nie
miała z Billem aż takiej styczności, a może po prostu to było już wpisane w
naturę kobiet? Nie bardzo mnie to obchodziło. Chciałem mojego brata z powrotem
w domu i jednocześnie próbowałem znaleźć w głowie powód jego zachowania. Co się
stało, że Bill tak po prostu zniknął bez słowa? Dlaczego nic mi nie powiedział?
– Może zadzwońmy na policję? – zaproponowałem. – Zgłośmy zaginięcie.
– Policja ci nie pomoże – odparła Mira. – Wszystko wskazuje na to, że
Bill po prostu się spakował i wyjechał. Nikt nie będzie go szukał, skoro
dokonał świadomego wyboru. Jest dorosły i ma prawo podejmować własne decyzje.
– To co w takim razie mamy zrobić?! – warknąłem do niej rozeźlony.
Wiedziałem, że ma rację i jeszcze bardziej mnie to wkurzało. Bill przepadł, a
ja siedziałem z dupą w salonie, zamiast zacząć go szukać.
– Zmień ton – oparła zimno, odsuwając się ode mnie. – To, że jesteś
zdenerwowany przez Billa nie znaczy, że możesz się tak do mnie odnosić.
– Mogłabyś się trochę martwić o mojego brata, wiesz?!
– Bill jest dorosły! – krzyknęła, wstając. Gwen rozpłakała się, ale
żadne z nas nie zwróciło na nią większej uwagi, zwłaszcza że Gustav wziął małą na ręce. – To, że zachowuje się
jak nieodpowiedzialny smarkacz to nie moja wina! Wiecznie go bronisz jakby był
jakimś świętym! Nie jest! Nikt nie może być! Skoro odszedł, to widocznie chciał
to zrobić. Żadne mi wielkie halo, że nic ci nie powiedział. Widocznie nie miał
takiego życzenia!
Georg przezornie złapał mnie za ramię, jakby bał się, że zwyczajnie
uderzę swoją żonę. A ja przez chwilę tak naprawdę miałem na to ochotę. Jak
mogła w takiej chwili jeszcze na Billa najeżdżać? Jasne, że Bill nie jest
święty. Która primadonna w końcu była? Ale to był mój brat. Do cholery, my sobie
zawsze wszystko mówiliśmy. Jak pierwszy raz przeleciałem Mirę, on się o tym
dowiedział jako pierwsza i jedyna osoba. Kiedy zdecydowałem się oświadczyć, on
pomagał mi wybrać pierścionek. Kiedy wracałem nachlany do pokoju hotelowego, on
mnie zabierał do łazienki, pomagał mi w kąpieli, pilnował, żebym trafił rzygami
do kibla i kładł mnie spać. To on przynosił mi tabletki na kaca. Tylko on
widział moje łzy, kiedy już zwyczajnie nie wyrabiałem i musiałem sobie ulżyć w
ten mało męski sposób. Był ze mną w złych i dobrych chwilach mojego życia.
Wiedział o mnie wszystko, co tylko mógł, nawet te najbardziej wstydliwe rzeczy.
Opiekował się mną przez całe moje życie. Nie
ma nawet mowy o tym, że po tylu latach wspólnego życia pozwolę mu tak po
prostu zniknąć bez żadnego słowa pożegnania. Jeśli chciał się ode mnie
odseparować, w porządku. Mogę zrozumieć jego decyzję, nawet jeśli jest dla mnie
bolesna. Nie ma jednak takiej opcji, że nie wiem, co się z nim dzieje.
– Myślę, że możemy iść na policję, wyjaśnić sytuacji i spytać, co mamy
w takim wypadku zrobić – stwierdził Georg. – Nikt nam nie da w pysk za to, że
się pytamy. Może akurat będą mogli nam jakoś pomóc. Jeśli nie, poczekajmy
jeszcze kilka dni i skłaniałbym się ku opcji wynajęcia prywatnego detektywa.
Westchnąłem ciężko i kiwnąłem głową.
– W takim razie jedziemy.
Na komisariacie wszystko dokładnie opowiedzieliśmy policjantowi.
Przyznał, że okoliczności zniknięcia Billa nie są jednoznaczne. To, że zniknęły
jego rzeczy, nie oznaczało jeszcze, że wszystko z nim w porządku. Równie dobrze
mogłaby to być przykrywka dla porwania. Ustalił, że musiało to się stać już po
świętach Bożego Narodzenia, skoro tego dnia jeszcze mogłem się z bratem
skontaktować. Policjant obiecał, że pokieruje sprawę wyżej i policja w całych
Niemczech będzie miała na uwadze, żeby wypatrywać takiej osoby jak Bill
Kaulitz. Jednocześnie obiecał, że nie zostanie to nigdzie rozdmuchane. Nie
chcieliśmy, żeby znowu wszyscy się nami interesowali. Jeśli chodzi o prywatnego
detektywa, to policjant powiedział, że jeśli nas na to stać, to jak
najbardziej. Taka osoba miała o wiele większe szanse powodzenia niż oni
ograniczeni prawem.
Z jednej strony poczułem ulgę, bo coś zrobiłem w kierunku odnalezienia
Billa. Z drugiej jednak strony wciąż czułem niepokój i bałem się o niego.
Zawsze czułem, kiedy działo mu się coś złego, ale co, jeśli tym razem to nie
zadziałało? Może akurat teraz tego nie poczułem, a Bill jest w tarapatach i
gdzieś czeka, wierząc, że go odnajdę? Miałem mętlik w głowie i znowu chciało mi
się płakać.
Georg i Gustav zostali u nas na noc. Kompletnie nie mogłem spać. Mira
się na mnie obraziła, więc jeszcze się tylko wkurwiłem i pościeliłem sobie w
salonie. Czułem się okropnie i musiałem przyznać, że to zdecydowanie najgorsze
święta w moim życiu. Przez pół nocy kręciłem się na łóżku, a kiedy wreszcie
udało mi się zasnąć, przyśnił się Bill. Szedł gdzieś drogą i nagle niewiadomo
skąd pojawił się samochód, który go potrącił.
Wiedziałem, że jeśli Bill szybko się nie znajdzie, zwariuję.
***
Kilka dni przed
Sylwestrem minęło mi niezwykle rutynowo. Największym wyczynem było
pofatygowanie się do sklepu i zrobienie zakupów. Kiedy wszedłem do środka,
sprzedawczyni i jakieś dwie kobiety, które stały i z nią plotkowały, od razu
umilkły. Cała trójka przyglądała mi się z ciekawością, ale w końcu byłem do
tego przyzwyczajony. Na koncertach patrzyły na mnie dziesiątki tysięcy ludzi,
którzy zauważyliby nawet gdybym się podrapał dyskretnie po dupie. Co mi tam
jakieś trzy plotkary?
– Dzień dobry –
przywitałem się.
– Dzień dobry –
odpowiedziały wszystkie trzy chórem. – Co panu podać? – dopytała sprzedawczyni.
Wszystkie trzy patrzyły się na mnie i chyba nawet nie mrugały. Byłem ubrany
zwyczajnie, ale wszystkie moje rzeczy były markowe i raczej eleganckie. Rozejrzałem
się po pułkach.
– Jest może chleb?
– Nie, w tej chwili
już nie ma.
– A można go tutaj
zamawiać?
Kobieta przechyliłam
głowę, wyraźnie zdziwiona.
– Zamawiać?
– Tak, chciałbym brać
chleb co drugi dzień.
– Tak, oczywiście.
Oczywiście. Jaki?
Podała mi kartkę,
żebym sobie wybrał. Wziąłem jakiś pełnoziarnisty. Kupiłem sobie sałatę, kilka
pomidorów i ogólnie wszystko, co tylko lubiłem jeść. Nie zabrakło też jogurtów
i na końcu, oczywiście, fajki. Nie mieli takich, jakie lubiłem, więc zmuszony
byłem przerzucić się chwilowo na Chesterfildy. Sprzedawczyni jednak obiecała,
że jeśli będę je regularnie brał, to może mi przywozić Marlboro czerwone.
Wydałem prawie sto euro, a dwie kobiety za mną już tylko czekały, aż wyjdę,
żeby móc dowoli mnie obgadać.
– Wprowadził się pan
do tego domu w pobliżu? – spytała sprzedawczyni, wydając mi resztę. Musiała
ostro zadzierać głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.
– Taak…
Władowałem wszystkie
zakupy do dwóch reklamówek, po czym podziękowałem i wyszedłem. Słyszałem, jak
zaczęły gadać jedna przez drugą.
Ciekawe, ile by
nawijały, gdyby wiedziały, kim jestem, pomyślałem ponuro.
Po zakupach
rozpakowałem wszystko, a potem poszedłem na długi spacer do pobliskiego lasu.
Widoki były naprawdę ładne, no i fajnie było pooddychać trochę czystym powietrzem.
Tam czekała mnie kolejna niespodzianka. Ktoś w kartonie zostawił dwa
szczeniaczki. Usłyszałem ich piski z drogi, więc zaciekawiony wszedłem w las i
znalazłem ten karton. Psy były totalnie małe. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś był
na tyle okrutny, że zostawił je na tym mrozie. Bez zastanowienia chwyciłem za
karton i zabrałem go do domu. Nie bardzo miałem co im dać jeść, bo nie
posiadałem żadnych parówek ani nic takiego. Nie potrafiły jeszcze zbyt dobrze
same pić, ale jakoś sobie poradziły. Mleko chwilowo musiało im wystarczyć. Gdy już
się napiły, otuliłem je ciepłym kocem. Były do siebie bardzo podobne. Białe, z
czarnymi plamkami i średniej długości sierścią oraz puszystymi ogonkami.
Normalnie miałem ochotę nazwać je „Bill” i „Tom”, ale że głupio by to wyglądało,
na razie postanowiłem nie zaprzątać sobie głowy imionami. Drugą noc w tym domu
nie byłem już sam – przy moim brzuchu spały na sobie dwa szczeniaki, ani myśląc
wyściubić nosa spod kołdry. Czując ciepłe ciałka przytulone do mnie, poczułem
się o niebo lepiej i o dziwo, spałem całkiem dobrze.
Wyrobiłem sobie taką
rutynę – wstawałem rano, szedłem do sklepu, karmiłem psy, a potem szliśmy razem
do lasu na spacer. Miały spore problemy, żeby przedzierać się przez zaspy
śniegu, ale wyraźnie im się podobało takie wyzwanie i ani na chwilę się nie
poddawały. Patrząc na ich zmagania z białym puchem po raz pierwszy od bardzo
dawna uśmiechnąłem się naprawdę szczerze.
Po powrocie do domu
kładłem psy na kanapie, gdzie rozłożyłem im koc, który wyraźnie polubiły, a sam
brałem się za robienie obiadu. Trochę mi to zwykle zajmowało i kiedy kończyłem,
była już pierwsza. Po zjedzeniu kładłem się spać, a potem ponownie zabierałem
psy na spacer, żeby miały okazję się załatwić. W międzyczasie oczywiście ten
czy tamten nasikał mi gdzieś albo zrobił coś więcej, ale jakoś nie miałem do
nich o to pretensji. Mnie mama też jakoś długo nie mogła oduczyć sikania w
łóżko. Po wyprowadzeniu psów, czytałem trochę, a równo o siedemnastej dzwoniłem
do psychologa i rozmawialiśmy średnio przez półtorej godziny. Po rozmowie z nim
jadłem kolację, a potem jeszcze raz brałem psy, tym razem tylko przed dom.
Potem szedłem się kąpać, przelewałem psychologowi pieniądze na konto i brałem
się za czytanie książek. Jeśli wpadł mi do głowy jakiś pomysł na tekst piosenki
– wciąż je pisałem – to brałem kartkę i siedziałem aż do nocy, tworząc. Nikt
nawet nie próbował się do mnie dobijać, więc nie było źle. Mieszkanie też było
ładne i ciepłe, tylko tyle, z znajdowało się na kompletnym zadupiu. Pewnie
dlatego czynsz był taki niski. Musiałem też nosić sobie drewna z szopy, ale to
tylko zajmowało mi czas, którego i tak miałem w nadmiarze.
I tak mijały mi powoli
dni. Starałem się nie myśleć, co u Toma… Czy się martwi…
Pewnie się martwił,
ale musiałem dać mu okazję do życia beze mnie. Prędzej czy później pogodzi się
z moim zniknięciem i zacznie żyć swoim życiem, a nie naszym wspólnym, tak jak
ja nadal nim żyłem, zwłaszcza kiedy masturbowałem się w nocy, myśląc o nim. Tom
pewnie by mnie zabił, gdyby się o tym dowiedział, ale że się nie dowie… czego
oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
W Sylwestra wyszedłem
z domu pooglądać jak inni strzelają fajerwerkami. Nie było to nic specjalnego,
pewnie ci ludzie nie mieli zbyt dużo pieniędzy. Psy zostały w domu, bo czułem,
że będą się bały huku.
Okazja do zajęcia się
czymś nadarzyła się przypadkiem kilka dni po Sylwestrze, kiedy robiłem w
sklepie zakupy, a dwie kobiety gadały o swoich dzieciach.
– … znowu dostali
ocenę niedostateczną! Już nie mam do nich sił. Odkąd Mathew wyjechał w trasę,
kompletnie nie mogę sobie dać z nimi rady.
– Maja nie ma
problemów z angielskim, ale matematyka to dla niej tragedia. Nic kompletnie z
niej nie umie…
– Chłopcy na szczęście
nie mają z nią problemów. Są dobrze z przedmiotów ścisłych, ale… Gdyby tylko
był tu ktoś, kto mógłby poduczyć ich tego angielskiego… Znasz ich jednak. Nie
usiedzą w miejscu ani chwili, a nie stać mnie, żeby wydawać tyle pieniędzy na
darmo…
Szybko przemyślałem
wszystkie za i przeciw i kiedy już zapłaciłem za zakupy, odwróciłem się do
kobiet.
– Em, przepraszam –
zacząłem niepewnie – nie chciałbym się wtrącać ani narzucać, ale tak się
składa, że znam biegle angielski. Mieszkałem kilka lat w Stanach. Jeśli pani
chce, mogę pomóc pani dzieciom.
Kobieta spojrzała na
mnie jak na UFO. Cóż, możliwe, że zabrzmiało to podejrzanie.
– Mogę to robić za
darmo – dodałem, widząc jej niepewną minę. – Szczerze powiedziawszy, trochę mi
się tutaj nudzi… Chętnie pomogę.
– No, nie wiem… Nie
zna pan moich chłopców. To bliźniaki i… Nie jestem pewna, czy dałby pan sobie z
nimi radę.
– Bliźniaki? To
jeszcze lepiej. Też mam brata bliźniaka – wyjaśniłem, kiedy spojrzała na mnie
zbita z tropu – więc dobrze wiem, jak ciężko nad taką dwójką zapanować. Proszę
przemyśleć moją ofertę i dać mi znać.
Wyglądała jakby
walczyła ze sobą, więc poczekałem jeszcze chwilę. Mogłem zrozumieć, że bała się
wysłać dwóję dzieci pod opiekę zupełnie obcej osoby. Nikt kompletnie mnie tutaj
nie znał. Sprowadziłem się do tej dziury w czasie świąt i widać było, że nie brak
mi pieniędzy, a jednak z jakiegoś powodu tkwiłem na tym zadupiu razem z
wszystkimi tymi ludźmi. Równie dobrze mogłem okazać się porywaczem albo jakimś
gwałcicielem.
– Em… czy mógłby pan
przychodzić do nas do domu? – spytała.
Zamyśliłem się. Psy
chyba poradzą sobie beze mnie przez te kilka godzin dziennie, prawda?
– Tak, oczywiście, to
żaden problem. Proszę mi tylko powiedzieć kiedy. Mam praktycznie cały dzień
wolny, oprócz dwóch godzin około siedemnastej.
– Chłopcy wracają ze
szkoły zazwyczaj około piętnastej.
– To może osiemnasta
trzydzieści? Powiedzmy do dwudziestej.
– D–dobrze. Dziękuję.
Podała mi swój adres,
wciąż niepewna, czy ma się cieszyć, czy może jednak zadzwonić na policję i
kazać im mnie gdzieś zamknąć. Umówiłem się z nią, że będę przychodził dwa razy
w tygodniu, ale i tak miałem nadzieję, że w końcu zacznę tam chodzić od
poniedziałku do piątku. Nuda sprzyjała myśleniu o głupotach, a ja nie mogłem
myśleć o głupotach, bo znowu czułem się przygnębiony i osowiały. Było mi źle.
Miałem nadzieję, że bliźniaki dadzą mi wystarczająco w kość, żebym nie miał
czasu rozmyślać o Tomie.
Już tego samego dnia,
kiedy z nią gadałem, zawitałem do ich domu. Psycholog pochwalił mnie, że to
dobry pomysł, co tylko upewniło mnie w moim postanowieniu.
Kobieta musiała być
speszona całą tą sytuacją. Zaproponowała mi kawę, a ja po chwili namysłu się
zgodziłem. Zaprowadziła mnie do salonu, gdzie na kanapie siedzieli dwaj
naburmuszeni, rudowłosi, identyczni chłopcy. Gdy tylko mnie zobaczyli, ich miny
zrobiły się jeszcze bardziej posępne.
– Dostali karę na komputer z powodu swoich
ocen – wyjaśniła kobieta. – Naprawdę nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
Uśmiechnąłem się do
niej uspokajająco.
– Poradzę sobie.
– Nie ma pan żadnych
materiałów? – spytała podejrzliwie.
– Ich książki na razie
wystarczą. Chciałbym sprawdzić, ile umieją.
Kiwnęła głową i poszła
do kuchni, zostawiając mnie samego na placu boju. Postanowiłem mówić do nich
tylko po angielsku.
– Hey, my name is
Bill. I want to learn you
english, so we have a lot of to do. First of all I want to check what you
already know and then we can start our classes. Do you understand me? Because I
will speak only English so that’s very important to understand me.
Chłopcy wytrzeszczyli
na mnie oczy.
Byli w piątej klasie
podstawówki, więc powinni już sporo umieć. A jeśli nie, to miałem zamiar ich
nauczyć i to porządnie.
– Mów normalnie! –
powiedział jeden z nich.
– What’s your name? –
zapytałem.
Spojrzał na mnie
naburmuszony, ale wymruczał.
– Fred.
– Alright, Fred. Do you understand what am I
saying?
– Nie.
– Nothing?
– Trochę.
Uśmiechnąłem się.
– Ok. I will start with the beginning. Today we
speak english a lot, hm? But maybe we do it out?
Zabrałem dzieciaki na
dwór – ich matka znowu patrzyła na mnie jak na wariata, ale to był jedyny
sposób, żeby ich czegoś nauczyć – i ulepiliśmy razem bałwana. Przy okazji
mówiłem im jak jest śnieg, bałwan i w ogóle. Rozumieli dużo z tego, co mówiłem,
tylko nie bardzo potrafili odpowiedzieć. Każdą jedną nazwę, której nie znali,
tłumaczyłem po angielsku, a kiedy zgadli i powiedzieli to poprawnie po
niemiecku, kiwałem głową na znak zgody. Zacząłem ich ciągnąć za języki i
prowokować do rozmawiania ze mną, więc po jakiejś godzinie wreszcie zaczęli
nieśmiało mówić do mnie po angielsku. Banały, ale jednak. Ważne było, żeby się
przełamać. Wolałem zacząć od podstaw, szybko je powtórzyć i zacząć robić to, co
naprawdę jest im potrzebne niż potem ciągle do czegoś wracać.
– My też będziemy tak
mówić po angielsku? – spytał Ben.
– Try english – powiedziałem
od razu, kiedy wchodziliśmy do domu.
– Will we speak english like you? – zapytał
Fred. Był trochę bardziej rozgarnięty niż swój brat, ale był też
bardziej nieśmiały i przez to bał się mówić w obcym języku.
– Yes, but you must learn very much.
Obaj jęknęli. Ich
matka patrzyła zaskoczona, że chłopcy tak szybko mnie zaakceptowali i nawet
mimowolnie dali się wciągnąć w naukę. Pozostałe pół godziny trochę pisaliśmy.
Mówiłem im, co mają pisać, a oni to robili. Nie popełniali błędów w
podstawowych wyrażeniach, więc byłem dobrej myśli.
– Ma pani bystre
dzieci – powiedziałem, kiedy już zbierałem się do wyjścia. Kobieta wróciła do
miny „on jest kosmitą” i najwyraźniej nie mogła uwierzyć, że naprawdę dałem
sobie radę.
– Ej, to jednak umiesz
niemiecki! – krzyknął Ben. – Bo już myślałem, że my też będziemy musieli cię
trochę pouczyć.
– See you next time, boys.
Ben spojrzał na mnie
spod byka. Zaśmiałem się tylko i wyszedłem.
Wróciłem do domu,
nakarmiłem psy i zabrałem się za czytanie.
W moje głupie,
rutynowe życie wrzuciłem uczenie dzieci angielskiego. Sam właściwie już nie
wiedziałem czy to dla mnie dobre, czy tylko dowodzi tego, jak bardzo jestem
żałosny.
***
Nikomu nie mówiłem, ale po cichu miałem nadzieję, że Bill wróci po
Sylwestrze – który swoją drogę był totalną katastrofą. Jeszcze nigdy tak bardzo
nie pokłóciłem się z Mirą i to o taką głupotę! Wkurzyła się, bo nie chciałem
wypić szampana i się na mnie obraziła. Zlałem to, więc zrobiła się już naprawdę
wściekła. Zaczęliśmy się kłócić, noże i widelce poszły w ruch… No, może aż tak
źle nie było, ale Sylwestra spędziliśmy, nie odzywając się do siebie. Georg i
Gus wrócili do domów, ale nadal byliśmy w stałym kontakcie. Usiadłem w salonie
przed telewizorem, włączyłem PS3 i tak spędziłem swojego Sylwestra. W dodatku
zupełnie straciłem ochotę na jedzenie, co tylko jeszcze bardziej rozzłościło
Mirę.
A Bill nie wrócił. Co noc śniła mi się jego śmierć, za każdym razem
inna. Budziłem się, zlany potem i przerażony. Kiedyś miałem sen o bracie, który
się spełnił, modliłem się więc, żeby te wizje były wywołane moimi zszarganymi
nerwami. Zaraz po Nowym Roku wynająłem prywatnego detektywa. Obiecał mi, że od
razu rozpocznie poszukiwania. Kazał mi się zastanowić, gdzie Bill mógłby chcieć
się ukryć. Od razu mu odpowiedziałem, że raczej zrobi dokładnie na odwrót, co
detektyw miał wziąć pod uwagę, chociaż trochę mi nie dowierzał.
Gdy Mira się o tym dowiedziała, zwyczajnie się wściekła.
– Odbiło ci? – spytała. – Prywatny detektyw? Skoro Bill nie chce być
znaleziony, czemu nie dasz mu spokoju?! Na takie rzeczy chcesz tracić
pieniądze?
– Chciałbym ci przypomnieć, że to są moje i Billa pieniądze! –
odparłem.
– Przecież podzieliliście się na pół majątkiem.
– Co nie znaczy, że nie należy mu się też druga połowa. Razem je
zarobiliśmy i razem je wydamy. Już nie pamiętasz, dlaczego podpisywaliśmy
intercyzę przed ślubem?
Mira nigdy nie miała do mnie pretensji o podpisanie tego papieru,
twierdziła nawet, że jak najbardziej to pochwala. Nie wiedziałem, czy mówiła
prawdę, czy może jednak gdzieś tam w środku miała do mnie o to żal. Nigdy nie
dała mi do zrozumienia, że jest z tego powodu niezadowolona.
– Nie, nie zapomniałam. Ale i tak uważam, że to bez sensu….
– Wciąż ci przypominam – przerwałem jej starannie modulowanym głosem –
że to JA zarobiłem te pieniądze. Ja i tylko ja i już się umówiliśmy, że nie
będziesz się wtrącać do tego, jak te pieniądze wydaję.
– Tom…
– Zaczynasz mi działać na nerwy, Mira – wstałem. – Naprawdę aż tak
bardzo nie lubisz Billa, że nie obchodzi cię, co się z nim stanie? Nie
interesuje cię, że mogło mu się przydarzyć coś strasznego? Że ma jakieś
problemy? A może ty wiesz, dlaczego… – Coś w jej oczach powiedziało mi, że być
może mam rację. – Ty wiesz – dodałem zszokowany. – Wiesz, o co chodzi!
– Zupełnie oszalałeś! Nic nie wiem! – odkrzyknęła, wytrącona z
równowagi.
Szybko przemyślałem całą sytuację.
– Nie… nie, Bill nic by ci nie powiedział – stwierdziłem. Patrzyła na
mnie zaskoczona. – Bill też za tobą nie przepadał, chociaż on, w
przeciwieństwie do ciebie, nigdy nie powiedział na twój temat złego słowa,
nawet jeśli uważał cię za sukę czy dziwkę. Nie, nie ma mowy, żebyś wiedziała
cokolwiek na ten temat. A więc skoro on ci nic nie powiedział, to ty musiałaś
powiedzieć coś jemu. Coś, co sprawiło, że postanowił zniknąć. Mam rację?
– Nie.
– Mam. To musiało być coś, co naprawdę go zabolało. Bill nie zostawiłby
mnie tak bez słowa, gdyby sprawa nie była poważna. Nie patrz tak na mnie, Mira.
To mój bliźniak. Od początku ci mówiłem, że znamy się na wylot.
– To nie jest normalne…
– A więc to musiało być coś naprawdę wielkiego… Coś, co mogłoby mnie
zranić. Bill nigdy sam z siebie nie postanowiłby żyć beze mnie. Zbyt wiele
razem przeszliśmy. Ale jeśli ktoś by mu zagroził, że dalsza jego obecność
doprowadzi do… – urwałem. Nie miałem pojęcia, czym Mira mogła Billowi zagrozić.
Ale to musiało być naprawdę coś mocnego. Co mogło mnie unieszczęśliwić na tyle,
że Bill mógł pomyśleć, że go przez to znienawidzę? Wyznał mi swoje uczucia… A
więc na pewno zrobił to, bo mu zależało. Ale Mira… Czym mogła mu zagrozić Mira?
– Mylisz się. Nic mu nie powiedziałam. Może po prostu zmądrzał i
postanowił żyć jak na człowieka w jego wieku przystało! Założyłeś rodzinę, a i
tak Bill zawsze jest dla ciebie najważniejszy! Zupełnie jakbyś bez niego nie
istniał! Myślisz, że jestem ślepa?! Widzę, jak… – zamilkła, jakby bała się, że
powie za dużo.
– Założyłem rodzinę… A WIĘC ZAGROZIŁAŚ MU ROZPADEM TEJ RODZINY!
Aż podskoczyła, kiedy rzuciłem jej to prosto w twarz. Tak naprawdę nie
sądziłem, że powiedziała mu coś takiego. Patrzyła na mnie z takim samym
szokiem, z jakim ja patrzyłem na nią.
– Zagroziłaś mu, że weźmiesz ze mną rozwód? – spytałem z
niedowierzaniem. – Zupełnie cię popierdoliło?! To przez ciebie on to wszystko
zrobił! To ty! Pewnie naskoczyłaś na niego, że nie możemy wyjechać do twoich
rodziców na święta, bo nie chcę go zostawić, a potem zagroziłaś, że jeśli się
nie wyniesie, złożysz pozew o rozwód! Mam rację?
– A DZIWISZ SIĘ?! – krzyknęła, wybuchając płaczem.- Naprawdę się
dziwisz?! Nie widziałeś jak on na ciebie patrzył?! Pożerał cię wzrokiem za
każdym razem, kiedy przychodził. Wiecznie cię dotykał i...
– To mój pierdolony brat! – wrzasnąłem. – Naczytałaś się za dużo
twincestów, jak jeszcze szczałaś w gacie na nasz widok czy co?! Nie wiem czy
kiedykolwiek przeżyję z tobą to, co przeżyłem z nim! Razem! To oczywiste, że
jesteśmy blisko! Jesteśmy bliźniakami!
– Nie aż tak blisko! On tu zawsze jest, zupełnie jakbym poślubiła was
obu! Ani chwili wytchnienia! I Bill zawsze był ode mnie lepszy! We wszystkim!
Jeszcze tylko brakowało, żebyś podczas seksu wypowiadał jego im…
Nie wytrzymałem. Doskoczyłem do niej i uderzyłem ją w twarz. Po raz
pierwszy w życiu uderzyłem swoją żonę. Nie mocno, ale tak, żeby poczuła moją
złość.
– Jesteś chyba jakaś nienormalna! Jesteś zazdrosna o mojego własnego
brata! Traktujesz go, kurwa, jak jakiegoś swojego rywala, który ma zamiar ci
mnie odbić! TO MÓJ CHOLERNY BRAT! BRAT, do kurwy nędzy! Nigdy nie pomyślałem o
nim inaczej niż właśnie w tych kategoriach! Jak śmiesz mi zarzucać, że podczas
seksu z tobą myślałem o nim!
– Nawet jeśli ty nie, on o tobie tak!
– I to był powód, żeby zrobić to wszystko. To, że Bill był do mnie
trochę za mocno przywiązany? – Nagle przeszła mi ochota na krzyk i wszystko
inne. Chciałem po prostu gdzieś odejść i to jak najdalej od niej. W tej chwili
nawet nie potrafiłem zrozumieć, jak mogła mi się kiedykolwiek podobać. – Znajdę
Billa. Jeśli jednak coś mu się stało… Cokolwiek… to koniec naszego małżeństwa.
Gdyby Billowi coś się stało w normalnych okolicznościach, zapewne całe lata by
minęły, gdybym się z tym pogodził. Ale nie wierzę, że moja własna żona
doprowadziła do czegoś takiego. Po tym wszystkim co ci powiedziałem, Mira…
Ufałem ci. Naprawdę ci ufałem…
Pokręciłem tylko głową, naprawdę nie mogąc w to uwierzyć, a potem po prostu
wziąłem kurtkę, telefon, portfel, klucze i wyszedłem. Poszedłem do domu Billa.
Usiadłem u niego w salonie i włączyłem telewizor. Wszedłem na Internet i
włączyłem youtobe, a potem nasze koncerty na żywo. Oglądałem wszystkie po kolei
po kilka razy, płacząc jak idiota. Bill był taki uśmiechnięty jak śpiewał. Ten
jego pomalowany ryj i nastroszone kudły. Pamiętałem jak bardzo się bał każdego
wyjścia na scenę. W jego oczach można było wszystko wyczytać. I w sumie jak na
niego spojrzeć, wyglądał na całkiem sympatycznego. Aż się nie chciało wierzyć,
że taka z niego pieprzona królewna, która co drugi dzień ma napięcie
przedmiesiączkowe.
Usnąłem dopiero nad ranem. Jeszcze nigdy w całym swoim życiu tyle nie
płakałem co tej nocy, patrząc na mojego bliźniaka śmigającego po scenie.
Po dwóch tygodniach zadzwonił do mnie detektyw. Nie miał dobrych
wiadomości. Wszystkie ślady się urywały. Nigdzie go nie widziano ani nie
słyszano o Billu Kaulitzie, a fakt jest taki, że nie tak łatwo go przeoczyć.
Bill po prostu przepadł. Przed wyjazdem wypłacił znaczną sumę ze swojego konta,
ale tu znowu ślad się urwał. Mógł założyć konto w innym banku, ale nikt nie
udzieli takich informacji osobom trzecim. Mimo wszystko kazałem mu podjąć
poszukiwania w Austrii. Bill zawsze twierdził, że nienawidzi tego kraju, więc
może to właśnie tam się udał? Żeby mnie zmylić? Miałem nadzieję, że odnajdą go
jak najszybciej.
Z dnia na dzień między mną a Mirą rosła coraz większa przepaść. Jeśli
się do siebie odezwaliśmy, szybko przeradzało się to w awanturę. Spałem w domu
Billa, w jego sypialni, tuląc do siebie przepoconą koszulkę, którą znalazłem w
koszu na brudy. Może to i żałosne, ale ja chociaż przez chwilę chciałem móc
myśleć, że z moim bratem jest wszystko w porządku. Martwiłem się o niego i
czułem winny, że pozwoliłem Mirze na taką swobodę.
Czas leciał, mijały dni, tygodnie, w końcu pierwszy miesiąc, drugi…
Wydałem naprawdę sporo kasy na detektywa, a kiedy zobaczyłem, że się poddał,
podziękowałem mu i wynająłem kolejnego. Śnieg powoli stopniał, dziecko okazało
się fałszywym alarmem, a po Billu nadal nie było śladu. W nocy miałem koszmary.
Dużo myślałem. Bardzo dużo. I zaczynałem rozumieć, że pokpiłem sprawę. Źle
zareagowałem na wyznanie bliźniaka. Racja, nie powiedziałem, że chyba ocipiał
czy coś, ale zignorowanie tego też nie było fair. Jeśli naprawę czuł to, co
mówił, musiało mu być niezwykle przykro, kiedy widział, że jestem z Mirą
szczęśliwy. Nie mogłem uwierzyć, że tak po prostu pozwoliłem mu tkwić w tym
głupim zakochaniu i nie spróbowałem mu jakoś tego wybić z głowy, kiedy dopiero
zaczął o tym mówić. To, że go odrzuciłem, zapewne w niczym nie pomogło.
Trzymałem go blisko siebie, tylko rozdrapując wszystkie rany i nawet jeśli nie
robiłem tego świadomie, to doprowadziła do tego tylko moja własna głupota.
Minął kolejny miesiąc, potem jeszcze jeden. Zdałem sobie sprawę, że
całe cztery miesiące temu po raz ostatni widziałem mojego brata, zanim
straciłem z nim jakikolwiek kontakt. Cztery miesiące nie spałem też w swoim
pokoju i nie uprawiałem seksu z żoną. Jakiekolwiek próby pogodzenia się spełzły
na niczym, kiedy się okazało, że ona nadal się upiera przy swojej racji i w
ogóle nie było jej przykro z powodu tego, w jaki sposób rozwinęła się sytuacja.
***
Nie wierzyłem, że
minęło już tyle czasu, odkąd postanowiłem zniknąć. W ciągu dnia, kiedy
zajmowałem się psami albo spędzałem czas z bliźniakami, wszystko było w
porządku. Ale kiedy dzieciaki wracały do domu, a psy miały dość zabawy,
powracały ponure myśli. Coraz bardziej brakowało mi brata i wręcz szalałem bez
niego, zupełnie jakby miał rangę powietrza, bez którego przecież nie mogłem żyć.
Niby z czasem powinienem czuć się lepiej, ale ja znowu miałem wrażenie, że jest
ze mną coraz gorzej.
Nikt mnie nie znalazł,
a to oznaczało, że albo mnie nie szukali, albo naprawdę dobrze się ukryłem. A
skoro minęły cztery miesiące i nikt nie wiedział, że ukryłem się w tej
miejscowości, powróciły myśli o samobójstwie.
W końcu Tom nie musiał
się dowiedzieć. Mogłem zostawić list i poprosić, żeby wyprawiono mi cichy,
skromny pogrzeb… Przecież to nie byłoby nic dziwnego, a poza tym w Austrii nie
byłem taki znany. Nikt by mnie nie skojarzył z Tokio Hotel, a Tom nigdy by się
nie dowiedział, co się ze mną stało. Pewnie by myślał, że gdzieś sobie żyję.
Wkurwiałby się niepomiernie, że tak sobie zniknąłem, może z czasem
znienawidził… A potem byłby wolny. Jak ptak. Sam się bałem swoich myśli,
zwłaszcza że coraz częściej mimowolnie zastanawiałem się, w jaki sposób to
zrobić. Pewnego dnia wieczorem w ręce wpadł mi gruby sznur i postanowiłem
spróbować. Drżały mi ręce, a serce biło mocno, kiedy wiązałem pętlę i
przygotowywałem wszystko. Już naprawdę się zdecydowałem, kiedy usłyszałem
szczekanie Toto, jednego z moich psów. Potem jakoś tak głupio przyszło mi do
głowy, że przecież one beze mnie zdechną, bo nikt prócz bliźniaków do mnie nie
przychodził. No i nie chciałbym, żeby te dzieci widziały mnie dyndającego przy
domu. Gdy wrzuciłem sznur z powrotem tam, gdzie go znalazłem, dotarło do mnie,
co prawie zrobiłem i jak niewiele brakowało, żeby skończyć ze sobą.
Przestraszyłem się nie na żarty i postanowiłem zrobić naprawdę zwariowaną
rzecz.
Zadzwoniłem do
Gustava.
– Halo?
– Cześć, Gustav –
powiedziałem normalnie.
Przez chwilę panowała
cisza, a potem była prawdziwa lawina.
– Bill?! To ty?! Masz
pojęcie, jak wszyscy się o ciebie martwią? Gdzie ty jesteś?! Ty idioto,
zgłosiliśmy to na policję, Tom wynajął detektywa! Wszyscy tu umieramy ze
zmartwienia, a ty dzwonisz po czterech miesiącach i mówisz mi tylko zasrane
„cześć”?! Jak śmiesz…
– Chciałem się zabić,
Gus – wyznałem cicho. Momentalnie zamilkł. – Przed chwilą. I nie zrobiłem tego
z tak głupiego powodu, że aż sam w to nie wierzę. Boję się siebie, Gus. Serio
się boję. Myślałem, że będę mógł bez niego żyć, ale teraz wiem, że nie jest to
możliwe. Prędzej czy później się zwyczajnie poddam… i naprawdę się zabiję.
Gus był jedyną osobą
poza Tomem, której powiedziałem o swoich zwariowanych uczuciach. Wiedziałem, że
powiedział o tym Georgowi, w sumie to mu pozwoliłem. Obaj byli zszokowani i
zniesmaczeni, ale z czasem przywykli do tego i zostawili ten temat w spokoju.
Teraz cieszyłem się, że to zrobiłem, bo miałem komu się wyżalić.
Opowiedziałem mu
wszystko po kolei, czując ogromną ulgę, że ktoś jeszcze wie to wszystko. Nie
byłem z tym sam.
– Wiem – powiedział
tylko Gus. – Tom już sam to rozgryzł. Czasami to normalnie się boję tego
waszego bliźniaczego połączenia.
– A co… u niego? –
spytałem przez łzy. Ryczałem jak bóbr przez cały czas, kiedy mu opowiadałem to
wszystko.
– Nie najlepiej. Odkąd
zorientował się, że to przez Mirę wyjechałeś, nie gada z nią. Śpi u ciebie i
kompletnie ją ignoruje. Cały czas cię szuka i wierzy, że cię znajdzie. Gdzie
jesteś, Bill?
– Nie mogę powiedzieć
– odparłem od razu. – Bo powiesz Tomowi, a on nie może mnie znaleźć.
– Porozmawiaj z nim.
– Nie, nie mogę tego
zrobić. Nie chcę, bo wtedy już zupełnie się rozkleję.
– Bill, tak nie może
dłużej być.
– Gus, zadzwoniłem do
ciebie tylko dlatego, że się wystraszyłem. W innym wypadku bym tego nie zrobił.
– Ale, Bill…
Toto zaszczekał, domagając się spaceru, a Momo
mu zaraz zawtórowała. Wytresowanie ich, żeby nie robiły mi na dywan, wcale nie
było proste.
– To pies? – zdziwił
się Gus.
– Psy – oparłem od
razu. – Toto, Momo, przywitajcie się z wujkiem Gusem.
Psy zaszczekały jak na
komendę.
– Masz psy?
– Nom, dwa. Ktoś
zostawił je w kartonie w lesie, było z dziesięć na minusie. Teraz już są
całkiem duże, ale wtedy… Nie miałem serca ich zostawić, no.
– Zadzwoń do Toma.
– Nie.
– Powiem mu, że do
mnie dzwoniłeś.
– To powiedz, ale ja
na pewno nie będę z nim rozmawiał. Nie dzwoń do mnie. Jeśli będę chciał
pogadać, sam to zrobię.
– Bill…
– Cześć.
Rozłączyłem się,
wzdychając ciężko.
Następnego dnia też
czułem się strasznie. Strach mnie wręcz paraliżował. Z jednej strony chciałem
odejść i to zakończyć, ale z drugiej panicznie bałem się tych myśli. Skoro Tom
i tak wkurzył się na Mirę za sprowokowanie mnie do wyjazdu, to moje zniknięcie
było bez sensu. Chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle. Tom miał być szczęśliwy,
a nie się o mnie zamartwiać i jeszcze kłócić z żoną. Nienawidziłem siebie za
to, że jakaś cząstka mnie była zajebiście szczęśliwa z tego powodu. Bo Tom
kochał mnie tak mocno, że nie potrafił tak po prostu beze mnie żyć. Znaczyło to
dla mnie więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
– Toto – spojrzałem na
psa, który zaczepiał Momo, gryząc ją po ogonie. – Tylko nigdy nie próbuj
zarywać do swojej siostry i zrobić jej dziecka, bo zabiorę cię do weterynarza i
utnę ci jajca.
Toto patrzył na mnie
tymi swoimi ufnymi oczami, merdając ogonem. Podrósł znacznie, odkąd go
znalazłem. Momo wykorzystała moment jego nieuwagi i przewróciła go na podłogę.
Uwielbiały się ze sobą bawić, prawie tak jak ja i Tom, kiedy byliśmy mali.
Zwierzęta to prawdziwa
pociecha w życiu ludzi takich jak ja.
Wygnańców.
***
Telefon rozdzwonił się wieczorem, kiedy zbierałem się do kolejnej
potyczki z Mirą. Denerwowało mnie to, że nie chciała przyznać się do błędu.
Chciałem jeszcze raz z nią to przegadać, żeby mieć pewność, jaka jest jej
opinia na ten temat.
– BILL DO MNIE ZADZWONIŁ!
To było pierwsze, co usłyszałem, kiedy odebrałem. Moje serce zabiło
mocno, a pod powiekami pojawiły się niechciane łzy.
– C–co? – wyjąkałem. – Jak to „zadzwonił”? Gadałeś z nim? Co u niego?
Wszystko dobrze? Nic mu nie jest?
– Daj mi powiedzieć! – warknął na mnie. – Przed chwilą skończyliśmy
gadać. Jest gdzieś za granicą, bo zżarło mi trochę kasy z telefonu. Ma nowy
numer i dwa psy.
– CO?!
– Cicho!
– Jakie „cicho”, do kurwy nędzy?! Chcesz mi powiedzieć, że ja tutaj
wychodzę z siebie ze zmartwienia, nie śpię po nocach i ryczę jak nastolatka
przed okresem, a on sobie zwyczajnie żyje i wyjebał się na mnie?! No, kurwa!
Zajebię tego chuja, jak go znajdę.
Gus przez chwilę milczał, jakby nie był pewien, czy ma mi coś
powiedzieć. Zdziwiło mnie to, a potem przeraziło. Coś było nie tak.
– Gustav?
– On do mnie zadzwonił, bo… Bo…
– No wykrztuś to z siebie!
– To… On powiedział, że… Chciał… Chciał się zabić. Jakieś pół godziny temu.
I się wystraszył tego, co chciał zrobić. Mówił, że powstrzymała go totalna
głupota i że się boi… że w końcu to zrobi. On chyba nie czuje się za dobrze,
Tom.
– Daj mi jego numer.
– Nie odbierze.
– Chcę z nim pogadać.
– Ale on z tobą nie chce! Do cholery, Tom, o co w tym wszystkim chodzi?
Rozumiem, że odszedł dla twojego dobra, ale nie sądzę, żeby z tego samego
powodu próbował popełnić samobójstwo! Czy chodzi o to, że on cię… No wiesz…
Kocha? Tom, to już nie są przelewki. On sobie najwyraźniej z tym nie radzi.
Miałeś z nim o tym porozmawiać.
– Nie potrafiłem! Jak niby miałbym podjąć z nim ten temat?!
– Nie wiem, to twój brat! Powinieneś wiedzieć jak do niego dotrzeć.
Wydaje mi się, że to wszystko co się stało, to dla niego za dużo.
– Musimy go znaleźć. Muszę z nim porozmawiać i sprowadzić go z
powrotem.
– Nie wiemy, gdzie go szukać.
– Skoro za granicą, to w Austrii. Bill kocha Wiedeń, więc pewnie gdzieś
tam, ale nie w mieście. Gdzieś w pobliżu… Musimy go odnaleźć.
– Określ się, Tom. Jeśli go znajdziemy, porozmawiaj z nim. Przez te
wszystkie lata, kiedy o tym wiedziałeś, tylko robiłeś mu nadzieję.
– Gus…
– On na pewno wierzył, że ma szanse na ten związek. Wiem, że tak było.
Każdy by tak czuł. Albo powiedz mu jednoznacznie, że nie u ciebie żadnych
szans, albo…
– Albo? – zapytałem ze zdziwieniem.
– Albo… Nie wiem, Tom. To nie jest łatwy temat. Przemyśl, co do niego
tak naprawdę czujesz i z nim o tym porozmawiaj. Po prostu. Tak nie może dłużej
być, bo w końcu go stracisz. Bezpowrotnie.
– Wiem – szepnąłem do siebie, kiedy już się rozłączyłem.
***
Więcej już do nikogo
nie dzwoniłem. Jakoś się pozbierałem (znowu) i próbowałem żyć, jakby nic się
nie stało. Można więc wyobrazić sobie mój szok, kiedy niecały miesiąc po tej
rozmowie zobaczyłem na progu mojego domu bliźniaków rozmawiających z… Tomem.
Zwyczajnie
skamieniałem.
Wyglądał jak zawsze
wspaniale. Warkoczyki już dawno zniknęły z jego włosów, teraz były po prostu
długie, a część zebrał w kitkę z tyłu głowy. W ustach, oczywiście, kolczyk,
markowe ubrania i… Kamienny wyraz twarzy. Powiedział coś do bliźniaków, a
chłopcy wzięli psy i weszli do domu. Wiedziałem, że i tak będą podglądać z
okna. Tom zszedł po schodach, po czym niemal przybiegł do mnie.
A potem uniósł pięść i
uderzył mnie w twarz.
Upadłem.
– Ty jebany pedale! –
wrzasnął, siadając okrakiem na moim brzuchu i uderzając mnie po raz kolejny. –
Jak śmiałeś coś takiego zrobić?! Masz pojęcia, co sobie myślałem, kiedy tak po
prostu zniknąłeś? – Znowu mnie uderzył, rozwalając mi wargę. Czułem mrowienie
we wszystkich miejscach, w które mnie uderzył, ale i tak nic nie zakłócało
bolesnego ucisku w sercu, które czułem, odkąd go zobaczyłem. Całe pięć miesięcy
nie miałem okazji nawet na niego zerknąć. To był okropny okres. – Jak śmiałeś
mi coś takiego zrobić?! Po tych wszystkich latach…
– Kocham cię.
Tylko tyle miałem na
swoją obronę. Tylko te dwa słowa, które przecież wyrażały tak wiele. O wiele
więcej niż jakieś głupie tłumaczenia.
– Kocham cię –
powtórzyłem, czując jak łzy płyną mi po policzkach. Z mojego gardła wyrwał się
cichy szloch. Tom patrzył na mnie bez słowa. W jego oczach nic nie mogłem
wyczytać.
Wstał ze mnie i
podniósł mnie z ziemi, a potem złapał za nadgarstek i pociągnął do domu. Gdy
weszliśmy, Fred i Ben patrzyli na nasz zszokowani.
– Idźcie do domu,
chłopcy – powiedział Tom. – Muszę pogadać z Billem na osobności.
Bliźniacy wyburczeli
słowa pożegnania i po chwili już ich nie było. Gdy tylko zamknęły się za nimi
drzwi, Tom powiedział.
– Czasami po prostu
cię nienawidzę…
Spojrzałem na jego
twarz i zamarłem, kiedy zobaczyłem, że on również płacze. Jeszcze nigdy nie
widziałem u niego tak smutnego wyrazu oczu.
Podszedł do mnie i
objął mnie mocno i po chwili płakaliśmy już obaj.
– Przepraszam… ale ja
musiałem to zrobić.
Tom nie odpowiedział,
po prosto mocniej mnie obejmując.
– Tom… Przykro mi.
– Nie, to mnie jest
przykro. Nie rozegrałem tego tak, jak powinienem, Kiedy mi wtedy powiedziałeś,
że czujesz do mnie coś więcej, powinienem to inaczej rozegrać. Ale nie
potrafiłem.
– Odszedłem, bo
chciałem, żebyś był szczęśliwy z Mirą.
– Rozwodzimy się.
– Tom…
– Oboje
zdecydowaliśmy, że tak będzie najlepiej.
Rozpłakałem się.
– Nie rób tego, Tom.
Miałeś być szczęśliwy, jeśli odejdę. Nie chciałem zniszczyć twojego małżeństwa…
O mój Boże!
– To nie ty je
zniszczyłeś, tylko Mira. Nawet jeśli faktycznie zachowywałeś się jak osoba we
mnie zakochana, nie miała prawa cię tak traktować. Nigdy nie dałem nikomu do
zrozumienia, że to odwzajemniam, tym bardziej bolały mnie jej głupie
oskarżenia. Rozmawialiśmy ostatnio i oboje doszliśmy do wniosku, że nie ma
sensu tego dalej ciągnąć. To patowa sytuacja. Lepiej się rozejść, póki jeszcze
możemy na siebie w ogóle patrzeć.
To wcale nie znaczyło,
że czułem się lepiej. Wziąłem Momo na kolana, chcąc czymś zająć ręce. Psina
zamknęła oczy, zadowolona z pieszczot.
– Jak mnie znalazłeś?
– Udało mi się
przekupić pracownicę banku, żeby podała mi numer twojego konta. Potem
sprawdziliśmy, gdzie wybierałeś pieniądze i próbowaliśmy cię odszukać. We
Wiedniu przypadkiem wpadłem na kobietę, która mówiła o uroczym młodzieńcu
„Billu”, który mieszkał kilka lat w Stanach i uczył jej dzieci angielskiego.
Robiła zakupy, a mi skończyły się fajki i tak jakoś wyszło. Przyjechałem tutaj
za nią, a potem wypytałem bliźniaki. Opis za bardzo do ciebie pasował. To chyba
samo przeznaczenie mną pokierowało, że tak łatwo udało mi się ciebie znaleźć po
tych pięciu miesiącach, kiedy rozpłynąłeś się w powietrzu.
– Przepraszam –
powiedziałem po raz kolejny.
Przez chwilę panowała
cisza. Potem Tom znowu się odezwał.
– Chciałbym czegoś
spróbować… Tylko niczego sobie z tego powodu nie wyobrażaj, co?
Spojrzałem na niego ze
zdziwieniem, kiedy podszedł do mnie i zbliżył się. Moje serce zaczęło walić jak
oszalałe.
Byłem naprawę w
ciężkim szoku, kiedy Tom nachylił się i pocałował mnie prosto w usta. Omal nie
upuściłem Momo z wrażenia.
– Tom…?
Mój brat westchnął
tylko i ponownie się do mnie zbliżył. Tym razem pocałunek trwał dłużej, a jego
język powoli badał wnętrze moich ust. Nie wiem, co czułem w tamtym momencie.
Chyba wszystko na raz. Szok, niedowierzanie, radość, ekstazę. To było takie
wspaniałe… Mógłbym już umrzeć, uważając moje życie za najlepsze na świecie. A
pocałunek trwał dalej, z ustami Toma przyciśniętymi do moich i jego językiem,
bawiącym się kolczykiem w tym moim.
– Chyba… chyba już
wiem, dlaczego tak bardzo tego chciałeś, Bill – powiedział niepewnie, odsuwając
się ode mnie. – Nigdy nie chciałem ci robić nadziei ani nigdy nawet nie brałem
pod uwagę, żeby odwzajemnić twoje uczucia, ale Gus… Ostatnio kazał mi to
przemyśleć. I tak sobie myślę, że właściwie gdyby to było czysto braterskie
uczucie z mojej strony, choćby najsilniejsze na świecie, nie zmusiłoby mnie do
wzięcia rozwodu z własną żoną. I wąchania twojej śmierdzącej koszulki przez
pięć miesięcy – ostatnie zdanie wypowiedział z niezwykłą autoironią.
– Tom…?
Pokręcił głową.
– Resztę sobie sam
dośpiewaj. A teraz się pakuj. Wracamy do domu. Naszego domu.
Aw jaka słodycz <3 Od bardzo bardzo dawna nie czytałam żadnego twincestu, a ten oneshot był takim miłym powitaniem. Naprawdę świetnie napisany, a pamiętam jeszcze twoje początki (które też były niezłe)... Naprawdę masz niesamowity talent.
OdpowiedzUsuńAw ten angst na początku (i w środku) mnie uwiódł. Dla niego zrobiłabym wszystko <3 Cieszę się że był happy end, chociaż okropnie szkoda mi Gwen. Biedna dziewczynka :(
Chciałabym cię przekonać do napisania części drugiej, ale ten oneshot jest takim pięknym zamkniętym cudem, że nawet nie wiem czy naprawdę chciałabym kontynuację (tak, chciałabym). :)
Weny (i więcej twincestów)!
Myślę że lepiej będzie jak każdy wymyśli swoje zakończenie :), czasami niedopowiedzenia sa fajne:3
UsuńI 'M LOVIN IT !!! to bylo piekne :) milo sie to czyta i normalnie czulam jakbym oglondala film o.o obojetnie jak to zabrzmi naprawde sie tak czulam :) no nic to czekam na jakies inne rozdzialy i zycze duuuuzo weny :))
OdpowiedzUsuńTo było...Wow.Nie wiem co napisać.Strasznie mi się podobało i pierwszy raz przy czytaniu one shota targały mną takie uczucia.Czytam twojego bloga już od dłuższego czasu i przeczytałam wszystkie twoje opowiadania,ale dopiero teraz postanowiłam pozostawić po sobie ślad.
OdpowiedzUsuńJesteś wspaniaaaała! Życzę dużo weny i czekam na światło w ciemności :)
~ Każde słowo.. Każda linijka... Przeczytana.. I... Teraz po prostu nie potrafię wydusić z siebie czegokolwiek sensownego.. Ten oneshot, był.. Piękny.. Tak idealnie wszystko napisane.. Idealnie wszystko ułożone.. A jego sens..? To jest.. Coś cudownego.. Tom znający prawdę, w końcu, gdy już mógł stracić wszystko, uświadamia sobie co jest dla niego tak naprawdę ważne..
OdpowiedzUsuńA Billy..? Biedny, bezgranicznie zakochany w Tomie.. Wiedział, że nie ma szans.. Że Tom na Mirę i nie zrezygnuje... Ale tak bardzo się mylił..
Obsesjo, po prostu teraz pisze to płacząc.. Jeszcze nie opadły ze mnie emocje.. I mogę szczerze powiedzieć, że to był najlepszy Twincest; krótki co prawda, bo to oneshot, ale najlepszy w moim życiu.
Taki prawdziwy.. I co najważniejsze, ma szczęśliwe zakończenie.. Co pokazuje ludziom, cierpiącym w życiu, że jednak nadzieja jest najważniejsza... Tak jak Tom, miał nadzieję w głębi serca, że odnajdzie brata.. znalazł go..
Nie ma nawet słów by wyrazić jak bardzo mi się to spodobało..
Obsesjo.. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci ogromnej weny na przyszłość. Uwielbiam Cię po prostu.. To opowiadanie... ten oneshot właściwie... Będzie ciągle w mojej głowie, i heh, zapewniam cię, że będę tutaj na tym blogu częstym gościem. Po prostu będę powracać do tego oneshot'a by samemu nabierać nadziei, na lepsze życie.
A nawet mogę Ci podziękować za coś tak pięknego...
~ Rev.
Piękna historia :)
OdpowiedzUsuńTy mnie chyba nigdy nie przestaniesz zadziwiać... Nie było mnie tu klika miesięcy, w tym czasie tak dużo opublikowałaś że nie wiem kien to wszystko nadrobię... Co do tej historii - jest po prostu piękna <3 Mira to wredna suka... Ale muszę powiedzieć że w pewien sposób jej się nie dziwię... Sama kreacja bliźniaków jest taka jak być powinna... Bill - zakochany w bracie romantyk, Tom - nie świadomy swoich uczuć dupek, który rani brata swoją nie wiedzą... Sama historia jest obrazem ciekawym i jednocześnie przewidywalnym... Podświadomie wiedziałam bo będzie dalej, nie wpłynęło to jednak na chęć pochłonięcia każdego najmniejszego słowa... Pisałam to już nie raz i napisze kolejny... Jesteś NIESAMOWITĄ autorką! Ubustwiam twoje teksty i z wielką przyjemnością do nich wracam :) Bardzo ci dziękuję za ten tekst, jest piękny i niesamowicie poprawił mi humor tego jakże pochmurnego popołudnia :) Pozdrawiam cieplutko i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńPiękna historia, tylko trochę przyśpieszyłaś a przez to spłyciłaś koniec, generalnie super, gratulacje :)
OdpowiedzUsuńCudowne naprawdę już się bałam że Bill...
OdpowiedzUsuńA więc tak. Droga Obsesjo, na samym początku powiem, że jestem twoja wierną czytelniczką, która jest na twoim blogu od 2013 roku, jednak jako że zazwyczaj czytam w nocy, w łóżku i na telefonie, komentarze ciężko napisać. Postanowiłam dziś napisać ci pewnego tasiemca podsumowującego wszystko, co tu przeczytałam. Pierwszym moim opowiadaniem był tutaj Czarny. I od niego wszystko się zaczęło. Przeżywałam każdą pojedynczą emocję Billa. Z resztą nie tylko Billa. Twoje opowiadania pochłaniałam szybko. Potem przyszedł czas na pozostałe twincesty - przeczytałam wszystkie, włacznie z tymi miniaturkami itd. To było na początku, jak wspomniałam 2013 lub 14. Sama zaczęłam pisać w tym samym czasie. Twój blog był moim pierwszym wzorem, a ty moją pierwszą idolką. Wracałam na niego. Jakiś czas później przeczytałam opowiadania drugi raz.. Doszło do tego ze Czarnego znałam na pamiec i skakalam miedzy rozdzialami. A potem nastąpila przerwa, dość długo. Zarówno z moim czytaniem jak i pisaniem. Musialam odpocząć. Gdy miesiąc temu weszłam na twojego bloga - z zamiarem czytania wszystkich opowiadań po raz trzeci XD odkryłam Body Language. A jego koncepcja i zamysł strasznie przypomniały mi o moim zawieszonym opowiadaniu.. Body Language chyba podobał mi sie najbardziej ze wszystkich opowiadań. Już nie wspomnę o powyższej miniaturce którą pochłonęłam wczoraj o 3 w nocy. Wróciłaś mi wenę po raz kolejny i postanowilam, że nie moze to pozostać tylko w moim sercu. Znów piszę, mimo że przez ten czas stracilam czytelników, być może uda mi się to jakoś odbudować, zobaczymy. Mam motywację, żeby skończyć opowiadania i to wszystko dzięki Tobie, Obsesjo. W wolnych chwilach - zapraszam do mnie. Mojego bloga masz podlinkowanego w tworczości innych :)
OdpowiedzUsuń~ Wierna czytelniczka Sinnlos
opowiadanie super, ale moment, w którym Bill udziela korepetycji z angielskiego, mocno mi zgrzyta. sporo błędów gramatycznych i nie tylko ("learn" to nie to samo, co "teach"). uczyłam się angielskiego przez 15 lat, od podstawówki po uniwersytet. gdyby nie te błędy, opowiadanie byłoby 11/10.
OdpowiedzUsuń