Bycie w związku z Anitą Mrozowską przysparzało Kevinowi
więcej zmartwień, niż mógłby przypuszczać. Przede wszystkim stał się celem
kolegi Michała, niejakiego Patryka, z którym dziewczyna zerwała. Mrozowski
również nie był zachwycony z obrotu sytuacji i ciągle próbował mu dokuczyć, a
co za tym szło, Zakrzewski miał na karku wszystkich jego kolegów. W dodatku
powłóczyste spojrzenia innych dziewczyn zmieniły się na zawiedzione i
rozżalone, co wprawiało Kevina w prawdziwe zdziwienie. Nie miał pojęcia, o co tym
ludziom w ogóle chodzi.
Ataki demonów ustały. Nie wiedział, dlaczego, ale od świąt
nie widział żadnych krwawych napisów, nie miał koszmarów i wszystko było tak,
jak wcześniej. Mógł dzięki temu odetchnąć z ulgą i wreszcie zaczął się
wysypiać. Ku jego zadowoleniu, blizny powoli znikały i były już słabo widoczne.
Wyglądało na to, że wszystko idzie ku lepszemu.
Przed pierwszym wykładem w środę zmuszony był zaliczyć
łazienkę, ponieważ inteligencja Toma przekroczyła wszelkie granice i nie zdążył
załatwić swoich potrzeb fizjologicznych w mieszkaniu. W dodatku spóźnili się.
Kiedy dotarli pod uczelnię, wykłady trwały już od dziesięciu minut.
Szatyn prędko pobiegł do łazienki marząc o tym, żeby już
mieć to za sobą. Szybko uwinął się w łazience i już miał iść umyć ręce, kiedy
nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk dochodzący z jednej z kabin. Uniósł brwi,
kiedy w tle szelestu ubrania zabrzmiał jęk i z pewnością nie był oznaką bólu.
Zaintrygowany wszedł do kabiny obok i zamknął sedes starając
się zachowywać jak najciszej. Stanął na palcach i zajrzał górą do kabiny obok,
skąd dochodziły do niego te dziwne odgłosy.
Jego oczy rozszerzyły się z szoku. Przez chwilę stał jak
wmurowany i wpatrywał się w parę w sąsiedniej kabinie.
Byli to dwaj chłopacy. Jeden, szatyn, siedział na zamkniętym
sedesie i obejmował drobnego bruneta siedzącego mu okrakiem na kolanach. Owym
szatynem był Michał Mrozowski. Z zapałem całował nastolatka, a jego dłonie
błądziły pod koszulką chłopca. Ze swojego miejsca Kevin dostrzegł, że spodnie
bruneta są rozpięte, a szyja zaczerwieniona i cała w malinkach.
Chyba już wiem, co ten palant robił w święta, pomyślał
Zakrzewski wciąż w szoku.
Stał tak jeszcze przez chwilę patrząc, z jakim zapałem obaj
się pieszczą, a potem uśmiechnął się cwaniacko. Dusząc w sobie chichot, zszedł
z sedesu i wyszedł z pomieszczenia. Rozejrzał się pospiesznie w poszukiwaniu
jakiegoś wiaderka. Kiedy go nie znalazł, wszedł z powrotem do kabiny, wyciągnął
kosz na śmieci i ostrożnie wyjął czarny worek. Zadowolony, że kosz nie ma
żadnych dziur, podszedł do zlewu i zaczął napuszczać wody do środka. Para była
tak zajęta sobą, że nawet tego nie usłyszała.
Gdy kosz był już pełny, Kevin zakręcił kurek i podszedł
bliżej kabiny, w której był Michał z nieznajomym mu chłopakiem. Wziął głębszy
oddech, pewniej chwycił wiaderko i zamachnął się tak, aby woda przeleciała górą
wprost na jego rówieśnika i nieznajomego.
Oburzony krzyk upewnił Zakrzewskiego w przekonaniu, że
fortel mu się udał. Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech pełen dumy i
zadowolenia. Już dawno nie miał nad nikim tak miażdżącej przewagi i nie mógł
doczekać się konfrontacji.
-Nic ci nie jest?
-Z-zimno…
Michał zaklął i pchnął drzwi tak, że aż odbiły się od
innych. Na widok Kevina zamarł i momentalnie zbladł. Był mokry jak szczur i wyglądał
po prostu żałośnie.
-Cześć! Trochę ci się zbladło- rzucił Kevin z błyskiem w
oku.- Ciekawe, czemu?
Mrozowski nic nie powiedział jedynie wpatrując się w swojego
wroga z przerażeniem. Tymczasem Zakrzewski skupił swoją uwagę na trzęsącym się
nastolatku, który wyszedł zza pleców Michała. Jeszcze nigdy nie widział takiego
przystojnego dzieciaka.
Chłopak miał zupełnie czarne oczy, jak dwa węgliki.
Odróżnienie tęczówki od źrenicy nie było możliwe. Włosy kruczoczarne i ułożone
podobnie, jak Billa, jednak z pewnością nie były farbowane. Nosek zgrabny,
lekko zadarty, a usta pełne. Był szczupły i o głowę niższy od Mrozowskiego.
Ładnie opalona skóra dawała piorunujący efekt w porównaniu z jego oczami i
włosami. Z pewnością nie można było pomylić go z dziewczyną. Dzieciak na pewno
miał masę wielbicielek.
-Kto to jest?- spytał brunet rozcierając ramiona.
Michał nie odezwał się. Stał tylko biały jak papier nie
wiedząc, jak się zachować. Właśnie wydało się, że jest gejem, co najwyżej
biseksualistą. Nie trudno było się domyślić, że utrzymywał to przed wszystkimi
w tajemnicy. Zresztą, co się dziwić. Mając takiego ojca było to jak najbardziej
uzasadnione.
-Co masz zamiar zrobić?- zapytał w końcu cicho zaciskając
ręce w pięści.
Zakrzewski wzruszył ramionami.
-To zależy.
-Od czego?
-Od tego, jak bardzo chcesz, żeby twój stary się nie
dowiedział o tym dzieciaku.
-Szantaż?- Michał uniósł brwi.
-Umowa. Darujmy sobie ten głupi wykład z podstaw prawa i
chodźmy coś zjeść. Z chęcią posłucham, co masz do powiedzenia, ale… Może byś nas
przedstawił?
Mrozowski westchnął cicho.
-To jest Oskar, mój… chłopak. Oskar, to Kevin, chłopak mojej
siostry i…
-Palanta sobie daruj- wtrącił się Zakrzewski zadowolony z
odpowiedzi swojego wroga. Wyglądało na to, że głupie przytyki tego bubka
właśnie się skończą. Teraz on miał rządzić i był z tego bardzo szczęśliwy. –
Tak właściwie, to ile on ma lat?
-Siedemnaście- burknął Michał.- Prawie.
-Wiesz, że to podchodzi pod molestowanie seksualne?
-Czy on wygląda, jakbym go molestował?!
Faktycznie, nie wyglądał. Patrzył jedynie na Kevina wyraźnie
zdezorientowany i chyba lekko przestraszony. Instynktownie czuł, że Zakrzewski
nie powinien wiedzieć o ich związku.
Michał zerkał na Kevina z wyraźną chęcią rzucenia się na
niego z pięściami. Jego mina była zacięta i chłopak szybko zrozumiał, że
Mrozowski będzie walczył o tego dzieciaka do upadłego, co go niezmiernie
cieszyło. Będzie mógł więcej od niego żądać w zamian za dochowanie tajemnicy.
-Anita wie?
-Nikt nie wie.
-Chodźmy.
Brunet ściągnął mokrą koszulkę i założył na siebie jedynie
porzuconą wcześniej bluzę, która jakimś cudem była sucha. Michał miał większy
problem, ale zacisnął tylko zęby i nic nie powiedział. Zabrał z szatni swoją
kurtkę i we trójkę poszli do pobliskiej kawiarenki, która była czynna od samego
rana. Usiedli przy stoliku i zamówili po piwie, a dla Oskara- sok pomarańczowy.
Brunet naburmuszył się na takie traktowanie, ale nie skomentował tego nie będąc
pewnym, w jakim stopniu Kevin mu zagraża.
-Więc? Mógłbyś już zacząć?- odezwał się Zakrzewski upijając
łyk alkoholu ze swojej szklanki. Nie lubił z samego rana pić piwa, jednak ta
sytuacja była wyjątkowa.- Nie próbuj kłamać, bo trochę inaczej sobie
porozmawiamy.
-Nie mam zamiaru, dobra? Nie ma sensu ukrywać prawdy, skoro
mnie przyłapałeś. Jestem gejem. Zadowolony?
-Nie. Od kiedy wiesz?
-Od jakichś dwóch lat.
-Znasz tego dzieciaka od dwóch lat?- Kevin uniósł brwi.
-Nie jestem dzieciakiem!- nurknął Oskar mrużąc gniewnie
oczy.
-Nie, poznałem go jakieś pół roku temu, w dzień, w który
odebrałem prawko. Stary kupił mi samochód i chciałem go wypróbować. Pojechałem
na obrzeża miasta i prułem jakąś leśną drogą nie przejmując się tym, że leje
deszcz. Nie wiem, co on tam robił, ale wpadł mi pod koła. Prawdopodobieństwo,
że kogoś tam trzasnę było jak jeden do nieskończoności.
-A jednak- skwitował Kevin z krzywym uśmiechem.
-Chciałem go tam zostawić. Mocno krwawił i w ogóle się nie
ruszał. Powstrzymało mnie jedynie to, że gdybym go nie wziął, z pewnością by
się tam wykończył. Wpakowałem go do auta i zawiozłem do szpitala. Na szczęście
udało się go uratować. Policjantom wkręciłem, że go tak znalazłem. Nie było
świadków, więc nikt nie zadawał mi żadnych niewygodnych pytań. Potem nie
widziałem go przez jakieś dwa miesiące. Spotkałem młodego w centrum handlowym,
gdzie wciskał ludziom ulotki jakiegoś sklepu muzycznego. Od razu go poznałem,
trudno było o nim zapomnieć.
-Ta uroda- rzucił z uśmiechem brunet.
-Raczej zakrwawiona morda, która śniła mi się po nocach-
burknął Michał.- Zagadałem do niego i zaprosiłem na frytki i colę. Nie chciał
się zgodzić, więc zaciągnąłem go tam niemal siłą. Okazało się, że jest z domu
dziecka. W dniu, w którym go potrąciłem, uciekł stamtąd. W każdym bądź razie,
spodobał mi się. Musisz przyznać, że jest całkiem uroczy.
-Ta… nie da się zaprzeczyć- powiedział Zakrzewski wpatrując
się w blat stolika.
-Zaczęliśmy się spotykać i okazało się, że nie był pewien
swojej orientacji.
-Ach! I pomogłeś mu zrozumieć, że jest gejem?
-Bi. Oskar jest biseksualistą.
-Mały perwersyjny szczyl, co?- zaśmiał się Kevin. Odmienna
orientacja nigdy nie stanowiła dla niego problemu, wręcz przeciwnie. Podziwiał
takich ludzi, bo mieli odwagę się do tego przyznać i jednocześnie cieszył się,
że jest stuprocentowym hetero.- Co było potem?
Michał wzruszył ramionami.
-Zostaliśmy parą. Ot, i cała historia.
Kevin zamyślił się na chwilę upijając łyk piwa.
-Zawrzyjmy małą umowę. Przestaniesz się mnie czepiać,
będziesz trzymał swoich koleżków z dala od moich braci, bo coś czuję, że ten
blondasek nadal nie wybaczył Billowi, że rozkwasił mu nos i… Żadnych komentarzy
na temat związku mojego i Anity, żadnego urabiania starego przeciwko mnie i,
najważniejsze… Słyszałem, że twój stary szuka kogoś, kto na ścianach w jego
klubach zrobi mu fajne graffiti. Przekonaj go, że warkoczyk świetnie się do
tego nadaje.
-Warkoczyk?- spytał zdziwiony chłopak.
-Tom Coger. Brat Billa. Znasz moich braci, prawda?
-To są twoi bracia?
-A co, nie wyglądają?
-Nie bardzo.
-Przyjrzyj się dokładniej. Wracając do sprawy… Tom jest
świetnym grafikiem, jego prace są wręcz idealne. Ten dupek ma niesamowity
talent, ale nie potrafi go sprzedać. Byłoby fajnie, gdyby zajął się klubami
twojego starego. To byłby dobry początek.
-Dlaczego tak ci na tym zależy?
-Nie dałem mu prezentu na święta.
-Masz jakieś jego prace? W ciemno mój ojciec na nic się nie
zgodzi.
Kevin wyciągnął swój telefon i odszukał odpowiedni folder, w
którym miał większość graffiti blondyna. Michał patrzył na nie z prawdziwym
zainteresowaniem. Oskar przysunął się do niego bliżej również chcąc je
zobaczyć.
-Są naprawdę dobre- stwierdził.
-Z tymi zdjęciami nie będzie mi trudno go przekonać. Czy to
już wszystkie twoje warunki?
-Mniej więcej. Jak coś mi się przypomni, dam ci znać.
Zakrzewski wysłał chłopakowi wszystkie zdjęcia, a potem
pożegnał się i zostawił ich samych w kawiarence.
Chyba mógłbym polubić tego gogusia, pomyślał kręcąc głową z
niedowierzaniem.
Poszedł do domu dochodząc do wniosku, że nie ma sensu wracać
na uczelnię. Około godziny czternastej zadzwonił jego telefon.
-Czego?- spytał bez zbędnego wstępu przeciągając się na
swoim łóżku.
-One tu są!- krzyknął panicznie Tom.- Jesteśmy przy uczelni,
ścigają nas! Musisz nam pomóc! My…
Kevin usłyszał w telefonie głuchy krzyk Billa i jakieś
pospieszne słowa blondyna. Po chwili połączenie zostało zerwane.
Przerażony schował telefon do kieszeni, ubrał się
pospiesznie i pobiegł do braci. Biegł ile sił w nogach zastanawiając się, jak
ich znajdzie. Okazało się, że to nie było trudne. Znowu zaczął widzieć krew.
Tym razem były z niej uformowane strzałki, jakby naprowadzając go na
odpowiednie miejsce. Nie rozumiał, o co chodzi demonom, ale miał złe
przeczucia.
Strzały zaprowadziły go pod uczelnię. Bliźniacy leżeli
nieprzytomni po drugiej stronie wysokiego muru, który odgradzał placówkę od
innych budynków.
Zakrzewski stanął przy braciach i przyjrzał im się
dokładnie. Nic im nie było, wyglądali, jakby byli pogrążeni w głębokim śnie.
Ich dłonie były zaciśnięte na połówkach znaku yin-yang. Kevin od razu
zrozumiał, co się stało.
Na murze dostrzegł krwawy napis i mimowolnie zadrżał.
„Przyprowadź ich tam, gdzie wszystko się zaczęło.”
Uczelnia odpadała, demonom na pewno nie chodziło o to.
Szatyn zagryzł dolną wargę zastanawiając się przez chwilę intensywnie.
Stara Stacja, pomyślał nagle. Chcą, żebym ich zabrał na
Starą Stację!
Wydawało mu się to bez sensu, bo przecież do tego czasu już
dawno się obudzą i nie pozwolą mu na ten krok. Skoro jednak demony chciały ich
tam zobaczyć, oznaczało to, że jednak będą nieprzytomni dłużej, niż za
pierwszym razem.
Przez chwilę się wahał patrząc na nich. W końcu podjął
decyzję. Odetchnął głęboko wiedząc, że do zakończenia całego tego bałaganu
zostało już bardzo niewiele.
Pobiegł do magazynów, gdzie zostawił samochód Zamroziewicza.
Odszukał kluczyki i odpalił go zadowolony, że mimo tych mrozów auto nadal jest
sprawne. Podjechał do miejsca, gdzie leżeli nieprzytomni Cogerowie. Otworzył
tylne drzwi i zaniósł do samochodu najpierw jednego, a potem drugiego z braci,
po czym umieścił naszyjniki w odpowiednich miejscach. Nieporadnie zapiął ich
pasami, a potem sam usiadł za kółkiem. Przez chwilę przyglądał im się w
lusterku wstecznym, a potem ruszył wiedząc, że teraz wszystko zależy od niego.
W mieście rozglądał się uważnie nie chcąc, aby gdzieś
zatrzymała go policja. Nie miał prawka i ta eskapada mogłaby się skończyć
wizytą na komisariacie policyjnym.
Nic takiego się nie stało i Kevin mógł odetchnąć z ulgą.
Prowadził pewnie mimo tego, że na dworze robiło się coraz ciemniej. Powtórzył w
myślach adres, pod który jechał mając nadzieję, że tam uzyska pomoc. Z notatek
Filipa wynikało, że wproszenie się w łaski nie będzie zbyt łatwe.
Po jakiejś godzinie jazdy Zakrzewski dojechał na miejsce.
Przejechał przez małą wioskę i zatrzymał się przy ostatnim domku, stojącym jakieś
pięćdziesiąt metrów od innych. Zgasił silnik i spojrzał na bliźniaków. Nadal
byli nieprzytomni.
Wysiadł z samochodu i spojrzał na mały, drewniany domek.
Ledwo zdążył zrobić krok, a już ogromny pies rzucił się na niego. Powalił go na
ziemię i przednie łapy oparł po obu stronach jego głowy. Mimo ciemności Kevin
widział jego wielkie kły, które z pewnością były w stanie połamać mu kości.
Chłopak leżał przerażony nie ruszając się w obawie, że
bestia go zaatakuje.
-Świetnie, Burza. Dobrze się spisałeś!
Kevin zerknął na ganek, gdzie zapaliło się światło i pojawił
się obcy mężczyzna. Z tej odległości dziewiętnastolatek dostrzegł, że
nieznajomy ma ciemne włosy i zdecydowanie nie jest przyjaźnie nastawiony.
-Kim jesteś i czego chcesz?- spytał chłodno.
-Możesz zabrać tą bestię?
-Nie jesteśmy na „ty”, gówniarzu. Kim jesteś?
-Mam na imię Kevin i… wiem o wszystkim! O panu i pana
bliźniaku, o Innym Świecie, demonach i aniołach!
-O czym ty bredzisz? Ćpałeś coś?
-Moi bracia są w niebezpieczeństwie, demony chcą ich zabić.
Nie wiemy, jak się bronić, a wam udaje się to już tyle lat!- Szatyn był
zdesperowany. Po tym wszystkim ten facet nie mógł go odprawić z kwitkiem.-
Demony nie chcą nam odpuścić i już nie wiemy, co powinniśmy zrobić.
Potrzebujemy waszej pomocy.
-Burza, zabierz stąd tego zakłamanego gówniarza i…
-Co tu się dzieje, Rob?
Bestia nie zareagowała nadstawiając uszu. Na ganku pojawił
się drugi mężczyzna i był łudząco podobny do tego pierwszego. Kevin już
wiedział, że się nie pomylił.
-Wracaj do domu. To jakaś chora pomyłka- burknął „Rob”.
-Potrzebujemy pomocy, ścigają nas demony! Zabiją nas, jeśli
nam nie pomożecie!- krzyknął Zakrzewski przerażony. Sprzeciwił się im, a to
było równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku śmierci.- Proszę! Rzadko używam
tego słowa, ale teraz was proszę! Błagam! Nie zostawiajcie nas tak!
-Chmura? Mógłbyś mi pomóc? Dzięki- obok drugiego faceta
pojawiła się kolejna bestia, tylko że tamta wyglądała sympatycznie. Wesoło
merdała ogonem, kiedy dłoń mężczyzny pogłaskała ją za uszami.
-Burza, zostaw tego chłopaka w spokoju i przestań się tak
ślinić. Rob, zabierz ich do domu. Nie możemy ich zostawić, skoro potrzebują
pomocy. Chmura, pilnuj ich. Jeśli Rob będzie coś kombinował, to…
-Daj spokój, Alan!- warknął „Rob”.
-Nie- odarł tylko ten drugi i wszedł z powrotem do domu.
Facet zaklął i zszedł po schodkach, po czym stanął obok
bestii.
-Zostaw go, Burza- rzucił cicho.
Wilczur jak na zawołanie odsunął się, jednak nadal czujnie
mu się przypatrywał. Rob podszedł do samochodu i otworzył tylne drzwi. Wziął
Toma na ręce i zabrał go do domu. Kevin zrobił to samo z Billem uważając, aby
nie wykonywać żadnych gwałtowniejszych ruchów. Bestia go obserwowała i nie
chciał znowu wylądować na śniegu z twarzą tuż przy tych śnieżnobiałych kłach.
Wszedł do domu mając nadzieję, że tutaj wreszcie się
dowiedzą, jak pozbyć się demonów raz na zawsze.
Bill otworzył oczy jednocześnie zastanawiając się, gdzie
jest. Nie znał tego miejsca. Czuł dziwne odrętwienie, które upewniało go, że
mimo wszystko żyje. Odwrócił lekko głowę w bok i zobaczył Toma, który leżał
obok niego na łóżku. Czarny zmarszczył brwi zastanawiając się usilnie nad
zaistniałą sytuacją i próbując sobie przypomnieć, co się stało.
Blondyn mruknął coś przez sen i jęknął przekręcając się na
drugi bok.
-Tom?
-C-co?- odezwał się cicho starszy Coger niepewnie siadając
na pościeli.
-Wiesz, gdzie jesteśmy?
-Nie.
Bill westchnął również siadając. Dziwna ociężałość
spowolniała jego ruchy i czuł się jak siedemdziesięcioletni emeryt.
-Co się stało?- spytał Czarny przeczesując włosy palcami.
-Demony- rzucił Kevin wchodząc do pokoju.- Zaatakowały was,
jak byliście przed szkołą- dodał siadając obok nich na łóżku.
-Gdzie my jesteśmy?- zapytał zdumiony Tom.
-U Roberta i Alana Dębskich.
-Czy to nie o nich mówił Filip? Ale skąd ty o nich wiesz?-
spytał Bill.
-Mam swoje źródła. Zgodzili się nam pomóc.
-Obudzili się?
Czarny spojrzał na czarnowłosego mężczyznę stojącego w
drzwiach.
-Tak.
-Rob! Chodź! Już odzyskali przytomność!- krzyknął mężczyzna
podchodząc do łóżka i siadając na nim wygodnie.
Po chwili w progu pojawił się kolejny nieznajomy. Był
łudząco podobny do mężczyzny siedzącego na łóżku i nie miał zbyt ciekawej miny.
Usiadł na taborecie w nogach łóżka i spojrzał z jawną złością na
dziewiętnastolatków. Nie wyglądał na zachwyconego ich obecnością.
-Co my tutaj robimy?- spytał Tom.
-Jego się zapytaj- burknął jeden z mężczyzn patrząc ze
złością na Kevina.
-Daj spokój- upomniał go brat.- Ja jestem Alan, a to mój
brat bliźniak, Robert. Nie przejmujcie się jego fochami.
-Ja jestem Tom, a to mój bliźniak, Bill.
-Kevin opowiadał nam o waszych kłopotach. Sytuacja nie
wygląda ciekawie.
-Mało powiedziane- mruknął blondyn.- Te głupie demony chcą
nas zakatrupić, a my nie wiemy, czemu się tak na nas uwzięły i co powinniśmy
zrobić.
-Czego wy w ogóle od nas oczekujecie? Tylko narażacie nas na
niebezpieczeństwo, przychodząc tutaj- powiedział Robert.
-Przybyliśmy jedynie po informacje i już stąd spadamy. Już
jedni bliźniacy wtrącili się w to i obaj zginęli.
-Świetnie!
-Rob, przestań! Wypadałoby im opowiedzieć naszą historię i
podzielić się informacjami, skoro ich potrzebują.
-Nic mnie nie obchodzą jacyś wstrętni, niewychowani
gówniarze! Im mniej takich szczyli, tym lepiej.
Kevin, Bill i Tom z miejsca zrobili urażone miny, nie
powiedzieli jednak nawet słowa. Alan jedynie westchnął i pokręcił głową.
-W porządku- stwierdził w końcu.- Sam im wszystko powiem.
-Wspaniale!- warknął Robert wychodząc z pomieszczenia.
Na chwilę zapadła cisza, a potem mężczyzna zaczął opowiadać.
-Nie przejmujcie się nim, on po prostu nie lubi do tego
wracać. Skoro byliście w tamtym wymiarze, to pewnie nie było między wami
najlepiej, prawda? U nas było tak samo. Wychowaliśmy się w domu dziecka, jednak
nie byliśmy specjalnie zżytym rodzeństwem. Każdy z nas miał swoje własne życie
i nie wtrącaliśmy się do siebie nawzajem. Brakowało mi Roberta, bo jako
dzieciaki byliśmy nierozłączni, jednak nie miałem odwagi mu się do tego
przyznać. Pewnego dnia, kiedy mieliśmy po siedemnaście lat, pojechaliśmy grupą
nad jezioro. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i piliśmy na umór. Rob wdał się w
bójkę z jakimś chłopakiem. Popchnął go na mnie i… Uderzyłem skronią o kamień.
Nie będę się wdawał w szczegóły, ale straciłem wzrok. Lekarz mi powiedział, że
już nigdy go nie odzyskam.
-Jesteś niewidomy?- spytał zdumiony Kevin.
-Tak. Byłem załamany i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. W
dodatku Robert jakby o mnie zapomniał, ani razu nie odwiedził mnie w szpitalu.
Gdy wróciłem do domu dziecka, próbowałem się zabić. Akurat tamtego dnia Rob po
raz pierwszy do mnie przyszedł. Czuł się winny mojej krzywdy i nie potrafił
sobie tego wybaczyć. Upiliśmy się razem i targnęliśmy się na swoje życia.
Wylądowaliśmy w innym wymiarze zupełnie przypadkiem. W dodatku mój wzrok
powrócił. Pojawiły się anioły i powiedziały nam, że musimy przejść test, żeby
wrócić do swojego ziemskiego życia. Rozpoczęliśmy wędrówkę, ale z każdym
kolejnym dniem podobało nam się tam coraz bardziej i nie chcieliśmy wracać.
Nasze życie nigdy nie było zbyt ekscytujące i obaj nie byliśmy z niego zadowoleni.
Niestety, nie mieliśmy wyjścia. Anioły dbające o tamten świat widziały nasz
wewnętrzny opór przed powrotem i sprowadziły demony. Miały odsyłać do Nieba
osoby, którym test się nie powiódł.
-Miałem rację!- krzyknął uradowany Tom.
-Nie przerywaj- upomniał go Bill.
-Przepraszam.
Alan uśmiechnął się, kontynuując.
-Wcześniej w innym wymiarze nie było żadnych dziwnych
stworzeń, jedynie owoce i woda do picia. Było tam całkiem przyjemnie, coś jak
przedsmak Raju. Anioły zrozumiały, że dla takich zagubionych duszyczek jak my,
jest to już jakiś rodzaj błogostanu. Nadal byliśmy sobą i mieliśmy właściwie
wszystko, co nam potrzeba, chociaż bardzo tęskniliśmy za prądem i ciepłą wodą.
Gdy oblaliśmy test, po raz pierwszy pojawiły się demony. Chciały nas od razu
zabić i przeprowadzić na drugą stronę, ale… Pewnie wiecie, że każdy z nas ma
swojego anioła?
-Swojego anioła?- spytał Kevin unosząc jedną brew.
-Tak, anioła. W wierzeniach katolickich jest to tak zwany
duch stróż. Jest to istota magiczna, która opiekuje się nami w naszym ziemskim
życiu i ciągle przy nas czuwa. Pilnuje, aby żaden człowiek nie zginął, zanim
nie przyjdzie jego czas i jest naszym wewnętrznym głosem, który podpowiada nam,
co jest dobre, a co złe. Wiecie, takie głupie uczucie, że nie powinniście
czegoś robić. Oczywiście, człowiek może go posłuchać lub nie, nie ma w tym
żadnego wewnętrznego przymusu.
-Jak tak o tym mówisz… Wszystko zaczyna nabierać sensu-
powiedział Bill z zastanowieniem.
-Co z tym aniołem?- spytał Kevin.
-Podczas trwania testu w innym wymiarze te anioły są przy
każdym człowieku, chociaż z reguły się nie ujawniają. Kiedy przyszły po nas
demony i chciały nas zabić… Nie jestem wam w stanie opisać tego, co działo się
na tej polance, na której przebywaliśmy. Rozpętało się prawdziwe piekło. Oberwałem
i Rob… rozpłakał się. Nasi opiekunowie sprzeciwili się woli Stwórcy i
rozprawili się z potworami, zanim te na dobre zdążyły nas dopaść. Walka była
długa i zacięta, ale w końcu udało im się wygrać. Wyjaśniły nam, kim są.
Sprzeciwiły się swoim pobratymcom i Bogu. Zdecydowały, że zostaną z nami bez
względu na wszystko, bo zabicie nas jest złe. Wyprowadziły nas innym wyjściem z
tamtego wymiaru i wróciliśmy do swojego ziemskiego życia.
-Mimo tego, że nie zdaliście testu?- zdziwił się Tom.
-Tak. Potem nasi opiekunowie pomogli nam uciec z domu
dziecka. Przez rok podróżowaliśmy po całej Europie. Wtedy po raz pierwszy
demony pojawiły się na Ziemi. Szukały nas.
-Dlatego wiedziały, jak wydostać się z Innego Świata!-
wykrzyknął Tom.- Pojawiły się przez was, bo kiedy im umknęliście, zostały
wysłane na Ziemię w celu dokończenia zadania. Kiedy mieliście przy sobie
anioły, nie było szans, żebyście umarli śmiercią naturalną, to oczywiste.
-Dokładnie- powiedział Alan z lekkim uśmiechem.- Gdy
skończyliśmy osiemnaście lat, wszystko nagle ucichło. Przestała nas szukać
policja, zniknęły demony i wszystko wróciło do względnej normy. Zamieszkaliśmy
tutaj i od tamtego czasu nigdzie się nie ruszamy. Kevin już poznał naszych
opiekunów.
-Chmura i Burza- mruknął szatyn drapiąc się po głowie.- Nic
dziwnego, że są takie wielkie i posłuszne.
-To najprawdziwsze anioły, chociaż nie lubią pokazywać się
ludziom. Nie zmieniają swojej postaci, dopóki nie grozi nam żadne
niebezpieczeństwo.
-Czegoś w tym
wszystkim nie rozumiem- rzekł Bill marszcząc brwi.- Z twojej opowieści wynika,
że Bóg jest zły. Nasłał na was demony w celu pozbawienia was życia.
-Jesteś ludzki, a co za tym idzie, ograniczony. My
postrzegamy śmierć jako coś złego, Bóg widzi to inaczej. To coś na zasadzie
przejścia. Nie umierasz, lecz dostajesz szansę życia w wiecznym szczęściu. Bóg
ma na celu tylko i wyłącznie twoje dobro. Jeśli to zrozumiesz, uda ci się
dostrzec wiele innych aspektów tej sprawy. Poza tym, trafienie do innego
wymiaru to możliwość zrozumienia swoich błędów i wrócenia do życia mądrzejszym.
Wielu ludzi nie ma takiej szansy.
-Wszystko ładnie pięknie, ale dlaczego atakują akurat nas? I
gdzie są nasi opiekunowie? Powinni nas bronić, co cholery!- zbulwersował się
Tom.
-To nie takie proste. Coś w tym systemie testowania
bliźniaków wyraźnie szwankuje- powiedział Kevin.- Widocznie demony poszły za
przykładem pierwszych znanych sobie aniołów i również się zbuntowały. Czują się
bezkarne. Wcześniej dowiedziały się, jak mogą się dostać do naszego realnego
świata i teraz z tego korzystają wykorzystując tą wiedzę do własnych celów.
Jakkolwiek głupio to brzmi, Bóg prędzej czy później będzie musiał się za nie
wziąć.
-Tak, ale pytanie, kiedy to zrobi. Co, jeśli czeka, aż one
wreszcie nas zabiją?- zapytał ponuro Bill.
W pokoju zapadła cisza. Chłopcy spojrzeli na siebie
niepewnie. Żadnemu z nich nie spieszyło się na drugą stronę.
-Źle to postrzegacie, już mówiłem. Nawet jeśli tak jest, to
nie ma się czego bać- stwierdził Alan.
-Nie chcę umierać, ok?!- warknął Tom.- Może dla ciebie to
takie proste, ale dla mnie nie. Nie zrobiłem nic złego, żeby te bestie mnie
ścigały. Chcę żyć jak normalny dziewiętnastolatek, zachlać pałę na weekend i
obudzić się pod stołem z pytaniem, jak się tam znalazłem. Jesteśmy za młodzi na
to, żeby umrzeć! Chcemy żyć!
-To nie zależy od was.
-Dlaczego nasze anioły nie chcą nam pomóc? Dlaczego na to
pozwalają? Przecież widzą, że jesteśmy krzywdzeni!
-To bez sensu. Alan, wy nie zdaliście testu, ale Tom i Bill
tak. Dlaczego więc demony nadal ich napastują?- zapytał Kevin.
Mężczyzna zrobił zdziwioną minę.
-Zdaliście test? Naprawdę?
-Tak!- odparli razem.
-Cóż… Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Jeszcze się
z czymś takim nie spotkałem.
-Świetnie. Jak zwykle zostaliśmy królikami doświadczalnymi!
Po prostu bomba!- mruknął Tom.
-Zamknij się i pomyśl!- upomniał go Zakrzewski.
-Sam się zamknij!
-Przestańcie się kłócić, w taki sposób do niczego nie
dojdziemy!- warknął Bill.
-Sami nie dacie sobie z nimi rady. To i tak cud, że
przeżyliście spotkanie z nimi. Musicie czekać, aż ktoś się do was pofatyguje.
Na pewno mają jakiś ważny powód, skoro jeszcze nie interweniują.
-Nie chcę umierać- powiedział żałośnie Tom.
Sytuacja była beznadziejna. Zdawali sobie sprawę z tego, że
stoją na przegranej pozycji. Byli bezsilni i zmuszeni czekać, aż pomoże im
ktoś, kto wcale się do tego nie kwapi.
Zginiemy, pomyślał Bill. Już po nas.
Spojrzał na kwaśną twarz bliźniaka i zniechęconą Kevina.
Znał ich już wystarczająco dobrze, żeby odgadnąć, że obaj się boją tego, co
miało nadejść. Demony, choć atakowały z długimi przerwami, były coraz
silniejsze i coraz trudniej było im umknąć. Osiągnęli punkt krytyczny, w którym
są tylko dwa wyjścia- albo przeżyją, albo potwory ich dopadną i rozszarpią na
strzępy.
Czerny przełknął głośno ślinę.
Jeśli tam jesteś, to wiedz, że to wcale nie jest zabawne,
myślał Bill patrząc w ciemność za oknem. Jeśli tak bardzo ci zależy na tym,
żeby nas zabić, to nie jesteśmy w stanie ci się sprzeciwić, ale… Jeśli mamy
zginąć, to, proszę, uśmierć mnie pierwszego. Nie chcę patrzeć na to, jak Tom
albo Kevin umierają.
Odetchnął głęboko czując, jak oblewa go paniczny strach.
Dawno już tak bardzo się nie bał jak w tej jednej chwili.
Najgorsze było to, że miał złe przeczucia.
Nigdy się nie mylił.
JEJKU, BILL POTRAFI ZASIAĆ GROZĘ
OdpowiedzUsuńAŻ MNIE NORMALNIE CIARY PRZELECIAŁY.
CZARNY, ZA PRZEPROSZENIEM, GŁUPOTY PIEPRZY. SKĄD MOŻE WIEDZIEĆ, ŻE OD RAZU MAJĄ GINĄĆ? A MOŻE W TYM WSZYSTKIM CHODZI O COŚ INNEGO?
DOBRA, DOSYĆ TEGO PONUREGO NASTROJU, TERAZ CZAS NA POZYTYWY I TROCHE ŚMIECHU, A ,MIANOWICIE..
AKCJA W ŁAZIENCE. PADŁAM NORMALNIE. KTO BY SIĘ SPODZIEWAŁ, ŻE MICHAŁ JEST GEJEM? MRR... A KEVIN NIE DOBRY-TAK SZANTAŻOWAĆ CHŁOPAKA XDD
WENY ŻYCZĘ
KOTEK
PS. ZAPRASZAM DO MNIE
twincest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com
Dziwne to. Zachowanie jednego z blizniakow, demony. Nie moge znalezc sensu ich dzialania. Pewnie niedlugo wszystko sie wyjasni.
OdpowiedzUsuńOczywiscie - jak kazde Twe odcinki - przeczytalam na jednym wdechu i czuje niedosyt.
Zycze weny!