Kevin patrzył z przerażeniem, jak ściana wali się, a gruz
przysypuje Cogera do pasa. Demonem się nie martwił, bo biały wilczur
praktycznie od razu podbiegł i go wykończył.
-Tom!
Szatyn szarpnął się i wyrwał wilczurowi, który trzymał w
zębach rękaw jego bluzy. Kucnął przy nieruchomym bracie i zaczął go szturchać.
-Tom! Obudź się! Tom, proszę!- mówił cicho starając się go
ocucić.
Zrozpaczony zerknął na szarego zwierzaka i zagryzł dolną
wargę widząc w tle zrujnowany klub. Większość ścian była poobijana, stoliki
roztrzaskane, a cały sprzęt DJ szlag trafił.
Szatyn ponownie skupił się na Cogerze. Usiadł tuż przy nim i
delikatnie głaskał go po warkoczykach czując narastającą panikę. Blondas nie
mógł umrzeć! Nie teraz, kiedy wszystko wskazywało na to, że pozbędą się demonów
już na zawsze!
Musimy
iść. Zaopiekuj się nim.
-Zaczekaj!- krzyknął Kevin widząc, że oba wilczury wskakują
w niebieskawą poświatę i znikają.
Wszędzie zapanowały potworne ciemności, po demonach i
aniołach nie został żaden ślad. Jedynie zniszczony klub mógł być dowodem na to,
że starły się w nim dwie potężne siły.
Kevina kusiło, żeby jakoś wydostać się na zewnątrz i
poprosić o pomoc, bał się jednak zostawiać Toma samego. Z cichym westchnieniem
zaczął macać brata po ciele i przeszukiwać kieszenie. Nie mogli przecież obaj
zgubić telefonu!
Udało mu się go znaleźć w kieszeni obszernej bluzy.
Wyciągnął go i szybko zadzwonił po pomoc. Podał wszystkie potrzebne dane i
odetchnął, kiedy kobieta mu powiedziała, że już wysyłają karetkę. Pozostało mu
tylko czekać.
Włączył w komórce latarkę i poświecił nią na twarz Cogera.
Był blady i zupełnie nieruchomy. Widząc go w tym stanie Zakrzewski nerwowo
przełknął ślinę. To nie tak miało być.
Położył się przy nim wcześniej upewniając się, że reszta
ściany się na nich nie zawali. Mógłby spróbować go odkopać spod tego gruzu, ale
bał się, że zrobiłby mu tym krzywdę. Nie było wyjścia, musiał czekać.
Usłyszał z góry, jak metal trze o metal i mimowolnie
zadrżał. Wyglądało na to, że coś zostało uszkodzone i strop może na nich runąć.
Nie chciał, by pogrzebano ich żywcem.
Mógł zostawić Toma i samemu się ratować, ale… Nie byłby
sobą, gdyby to zrobił. Nazywał się Kevin Zakrzewski i nie uciekał z tonącego
statku. Nie porzucał rannych, a już zwłaszcza swoich braci.
Tom jęknął i poruszył się niespokojnie. Kevin automatycznie
poświecił na jego twarz. Blondyn zacisnął mocno powieki zasłaniając oczy
rękami.
-Kevin? Zabierz to cholerstwo- wyjęcza z bólem.- Au! Moje
nogi… Co mi się…?
-Zawaliła się na ciebie część ściany. Musimy czekać na
pomoc.
-Demony…?
-Pokonane.
-A…
-Zniknęły. Chyba na dobre.
Złowieszczy zgrzyt metalu dochodzący z góry znowu napełnił
Kevina przerażeniem.
-Co to było?- zapytał Tom wstrzymując oddech.
Strach malujący się w jego oczach doprowadzał Zakrzewskiego
do rozpaczy. Co powinien zrobić?
-To nic. Nie przejmuj się.
-Nie kłam… to się zaraz zawali!
Tom szarpnął się i jęknął z bólu. Wziął kilka głębszych
oddechów i znowu spróbował się uwolnić. Na próżno.
-To bez sensu, tylko zrobisz sobie krzywdę. Przestań- upomniał
go Kevin.
-Nie chcę tu zginąć! Nie po tym wszystkim co…
-Nie zginiesz. Obiecuję, tylko nie szarp się.
-Nie pieprz! Nie masz na to wpływu- kolejne szarpnięcie i
kolejny bolesny jęk.
-Tom, przestań- poprosił cicho Zakrzewski widząc łzy bólu
spływające po policzkach Cogera.
-Ja nie chcę, Kevin. Boję się. Proszę, pomóż mi stąd wyjść!-
błagał blondyn podejmując kolejne próby uwolnienia się.
-Spokojnie. Nie wpadaj w panikę.
Kolejny złowieszczy zgrzyt i cichy szloch Toma doprowadzały
szatyna do obłędu. Nie wiedział, co powinien zrobić w tej sytuacji. On również
nie chciał umierać. Bał się, bał jak cholera, że to wszystko runie i ich
przygniecie. Nie mógł jednak pokazywać swojego strachu bratu, bo to tylko
pogorszyłoby jego stan. Musiał być silny. Dla niego. Dla siebie. Dla nich.
-Uspokój się!- powiedział stanowczo przytrzymując Cogera.
-Pomóż mi, do cholery! Proszę! Chcę stąd wyjść!- mówił Tom
drżąc.
-Ja też, ale na razie nie możemy. Musisz się uspokoić.
-Kevin, proszę… Błagam, ja…
-Ja też cię proszę, Tom. Uspokój się! Zaufaj mi. Nic nam się
nie stanie, rozumiesz? Nie zostawiłyby nas tak, gdybyśmy mieli zginąć. Nie
musisz się bać.
-Ale…
-Cii. Nic nie mów…- Kevin ułożył się obok blondyna i
przytulił się do jego boku uważając, aby go nie urazić. Nie wiedział, jakie
dokładnie ma obrażenia.- Pogadajmy o czymś, dobra? O czymś przyjemnym. Może o
rysowaniu?- Machinalnie głaskał dłonią warkoczyki Toma nie zdając sobie sprawy,
że był to gest, którego bliźniacy używali w stosunku do siebie w kryzysowych
sytuacjach. Drugą ręką odszukał dłoń Toma i splótł jego palce ze swoimi. W
takich momentach wszystkie chwyty są dozwolone.- Lubisz rysować, ja się na tym
nie znam. Może mi coś wyjaśnisz? Jak rysować portrety albo…
-Nie pieprz- poprosił cicho Tom próbując w ciemności uchwycić
spojrzenie brata.- W ogóle cię to nie interesuje, chcesz mnie tylko czymś
zająć.
-Może. Chcesz więc pogadać o gitarach? Ten temat jest bardzo
ciekawy, tylko nie wiem, czy przypadnie ci do gustu.
Kevin rozpaczliwie próbował nawiązać jakąkolwiek rozmowę z
blondynem. Nie ważne, czy będą rozmawiać o rysowaniu, alkoholu, seksie czy
pogodzie na Saharze. Cokolwiek, byle się czymś zająć i ignorować coraz częstsze
zgrzyty dochodzące do nich z góry.
-Obiecasz mi coś?- spytał cicho Tom przestając się szarpać,
jednak wciąż cicho płacząc.
-Co?
-Obiecaj, że obiecasz- rzucił Tom drżącym głosem, któremu
nie sposób było odmówić.
-Obiecuję.
-Nauczysz mnie grać na gitarze- to nie było pytanie.
-Oczywiście, nie ma sprawy.
-I… skasujesz z telefonu Billa ten głupi filmik, na którym
się całowaliśmy.
Kevin mimowolnie się uśmiechnął.
-Wiesz co? W sumie to… jest swego rodzaju pamiątka. W ogóle
nie pamiętam tamtej imprezy, tylko Bill był świadomy tego, co się dzieje. Ja do
tej pory mam pustkę w głowie.
-Pamiętasz, jak upiliśmy się w parku i poszliśmy na
huśtawki? Tak rozbujałeś Aleksa, że wypadł i roztrzaskał głową pół litra wódki,
które zostawiliśmy w trawie. Zamiast przejmować się tym, że całą twarz ma we
krwi, on klął, bo szkoda mu było tej jednej butelki.
Sukces, pomyślał Kevin.
-A pamiętasz, jak poszliśmy do Marcela i schowaliśmy się
przed jego ojcem na strychu, żeby nie zobaczył, że jesteśmy pijani? Zamknął nas
tam przez przypadek i nie mogliśmy wyjść aż do rana. Piotrek skręcił sobie
nogę, jak uciekał przed małą myszką.
Tom zaśmiał się cicho. Szatyn przestał głaskać go po głowie
i otarł mu łzy z policzków, po czym spróbował sobie przypomnieć jakąś inną
śmieszną sytuację z ich życia. Okazało się, że wcale nie jest to takie trudne.
-Nic nie przebije Fabiana prowadzącego przez miasto taczkę z
zalanym Marcelem w środku. Do tej pory pamiętam minę staruszki, która wysiadła
z samochodu i trzymając w ręce torebkę, zaczęła na niego krzyczeć, że ma zejść
z drogi, bo nie ma jak przejechać- zachichotał Kevin.
-Zamknęła się, kiedy tylko reszta do nich doszła-
dopowiedział blondyn zaciskając palce na dłoni Zakrzewskiego. Kevin
automatycznie odwzajemnił ten gest.
-A pamiętasz…?
Nie wiedział, ile czasu tak ze sobą rozmawiali, ile głupich
i absurdalnych sytuacji przytoczyli. Po prostu starali się zabić czas i jakoś
przetrwać ten trudny okres. Kevin w końcu również się rozluźnił. Widział, że z
Tomem jest źle. Utrzymanie przytomności kosztowało go wiele wysiłku. Jego nogi
najprawdopodobniej były złamane i tylko on sam mógł wiedzieć, jak bardzo bolą.
Mimo to dzielnie szukał w pamięci jakichś ciekawych anegdotek, którymi mógłby
się podzielić. Szatyn uznał, że warkoczyk jest jego własnym, prywatnym
bohaterem i już zawsze nim pozostanie.
Długo leżeli. Bateria w telefonie rozładowała się i latarka
zgasła pogrążając ich w egipskich ciemnościach. Mimo to przytuleni do siebie
szeptali i śmiali się. Kevin zastanawiał się, dlaczego karetka tak długo
zwleka. Zaczynał tracić nadzieję, że w ogóle ktoś im pomoże jakoś się wydostać
z klubu. Był już bliski załamania, kiedy usłyszał wyjącą syrenę. Odetchnął z
ulgą.
Gdy jednak chciał podzielić się swoją radością z Tomem,
zorientował się, że blondyn stracił przytomność.
Pojawienie się wilczura było dla Billa ogromnym
zaskoczeniem. Gdy usłyszał piski demonów, próbował wyjść z klubu i zabłądził.
Tylko jemu mogło się to przytrafić akurat w takim momencie. Potwory odcięły mu
drogę ucieczki i kiedy już miały go wykończyć, pojawiała się czarna bestia
rozszarpując je na strzępy.
Na początku odetchnął z ulgą i miał ochotę uściskać swojego
opiekuna. Potem jednak przypomniał sobie, że przez tyle miesięcy pozwalał na to
wszystko i nie pomógł im, kiedy tego potrzebowali.
-Co tak długo?- spytał naburmuszony stojąc pod ścianą w
obdrapanej łazience. Jedyne światło płynęło od strony jego komórki rozpraszając
odrobinę panujące wokół ciemności.
Nie
mogliśmy wcześniej wam pomóc. Przykro mi.
-Mógłbyś mi to wyjaśnić? O co tutaj w ogóle chodziło?
To bardzo
długa historia, Bill. Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że demony pragnęły opuścić
swój wymiar i chciały siać zamęt wśród ludzi. Najpierw miały zamiar
wyeliminować tych, którzy mogli im zagrażać, a potem resztę ludzi.
-Dlaczego atakowały akurat nas?
Byliście u
nich niedawno. Ich głównym powodem było zabicie jednego z nich. Bały się, że
nauczyliście się korzystać ze swoich mocy i będziecie stanowić dla nich
zagrożenie.
-Przecież nie zabiliśmy żadnego…- oczy Czarnego rozszerzyły
się z zdumienia.- Chyba żartujesz! Chcesz powiedzieć, że uczepiły się nas, bo
jak spadaliśmy w dół przepaści, to przetrąciliśmy jednego z nich?
Pretekst,
Bill. To był tylko pretekst.
-Czemu nie przyszliście wcześniej?
Bóg
zrezygnował z ich pomocy przy testowaniu bliźniaków. Byliśmy potrzebni w tamtym
wymiarze. Te, które nie rozpoczęły buntu, zniknęły dobrowolnie i zostały im
przydzielone inne zadania. Te, które nie chciały nas posłuchać, musiały zostać
wysłane do świata duchów. Wiedzieliśmy, że was atakują, ale chroniąc was tutaj
tylko marnowalibyśmy czas. Staraliśmy się uporać z nimi tam i resztę pokonać
tutaj, zamiast wyłapywać je pojedynczo.
-No, dzięki! Mogły nas zabić.
To było
konieczne. Poza tym, mieliście jak się bronić. Gdyby naprawdę wam zagrażały,
wkroczylibyśmy.
-Co z Tomem i Kevinem?
Nic im nie
jest, są w głównej sali i obserwują walkę. Wsiądź na mnie, muszę cię stąd
szybko zabrać.
Bill kiwnął głową i podszedł do bestii. Usadowił się
wygodnie na jej grzbiecie i splótł ręce na szyi. Wilczur nie miał najmniejszych
problemów z poruszaniem się w ciemnościach. Odnalazł tylne wyjście z klubu i
przednimi łapami wyważył drzwi. Akurat byli na wąskiej uliczce między
budynkami, kiedy Czarny krzyknął z bólu i spadł na ziemię. Chwycił się za nogi
jęcząc głośno i wijąc się spazmatycznie.
-Co to…?- spytał zaciskając zęby z bólu.
Tom został
przygnieciony przez ścianę w środku, ale nic mu nie jest. Stracił tylko
przytomność. Zaraz muszę iść, więc słuchaj mnie uważnie. Od tej chwili już nie
będziecie czuć swojego wzajemnego bólu, a wasze naszyjniki stracą moc.
Zadziałają tylko wtedy, kiedy jakiś wytwór innego świata się tutaj pojawi i
będzie chciał wam zagrozić. Cały czas was obserwujemy. Jako istoty wyższe od
was lepiej wiemy, kiedy wkroczyć. Demony zostały pokonane, ale to jeszcze nie
koniec problemów z nimi. To jednak już was nie dotyczy. Na każdego z was trzech
została nałożona klątwa poprzez draśnięcie przez demona.
-Co?- zapytał Bill nie rozumiejąc, o co chodzi.
Każdemu z
was będą rodziły się tylko bliźniaki. Zawsze. Musicie więc być ostrożni. Nie
lekceważcie tego. Ta linia jest szczególna, wasi potomkowie mogą mieć wielką
moc.
Bestia umilkła jakby nasłuchując.
Muszę już
iść. Pamiętaj o tym, co ci powiedziałem.
Wilczur wbiegł w niebieską poświatę, która zniknęła równie
szybko, jak się pojawiła. W tym samym czasie Bill przestał odczuwać ból i mógł
odetchnąć z ulgą. Wstał zastanawiając się, co z Tomem. To on musiał to wszystko
czuć. Na pewno nie było z nim dobrze.
Wyszedł na ulicę i rozejrzał się niepewnie. Wchodzenie do
środka nie było zbyt mądrym pomysłem, mógł tylko sobie zrobić krzywdę. Z Tomem
był Kevin, dzięki Bogu chociażby za to.
-Bill?
Coger odwrócił się i spojrzał w jedno z okien bloku, skąd
dochodził do niego dziewczęcy głos. Zmrużył lekko oczy starając się zobaczyć,
kto go woła.
-Cześć- powiedział uświadamiając sobie, że ma do czynienia z
Magdą. Spotkał ją tylko raz, gdy poszedł razem z Natalią na sesję i została
odwołana.
-Co ty tutaj robisz?- zapytała.
Czarny pokręcił tylko głową nerwowo zagryzając wargę.
Odwrócił się patrząc na klub, i przeczesał dłonią zmierzwione włosy.
-Wszystko w porządku?
-Nie. Nic nie jest w porządku. Moi- głos mu się załamał-
bracia tam utknęli. Coś jest nie tak. Mogłabyś zadzwonić po karetkę? Padła mi
bateria.
-Czekaj, już schodzę.
Okno zamknęło się i po chwili dziewczyna pojawiła się na
dole. Patrzyła z troską na Billa.
-Co tam się stało?- zapytała Magda dzwoniąc do szpitala.
-Nie mam pojęcia- skłamał gładko.- Coś się zawaliło po tym,
jak wszyscy wyszli. Kevin i Tom zostali w środku.
-Jesteś pewien, że nie wyszli innym wyjściem i teraz ciebie
szukają?
-Tom jest ranny- upierał się chłopak.
-Skąd wiesz… Dobry wieczór- powiedziała do słuchawki. Przez
chwilę rozmawiała z kimś marszcząc brwi, a potem rozłączyła się i westchnęła.-
Ktoś już do nich dzwonił. Przedstawił się jako Kevin Zakrzewski. Powiedział, że
na jego brata zawaliła się część ściany i nie może się ruszyć. Niedługo powinni
przyjechać.
-Matko…- jęknął Bill łapiąc się za głowę i chodząc nerwowo
po chodniku. Niby anioł powiedział, że blondynowi nic się nie stało, jednak tak
naprawdę nie miał do niego zbyt wielkiego zaufania. Wilczury były dziwne i nie
potrafił pojąć ich toku rozumowania.
Nie wiedział, ile czasu tak krążył po chodniku w jedną i
drugą stronę, zanim przyjechała karetka. Magda przez cały czas była obok i
starała się go pocieszyć.
W ogóle nie docierało do niego, co mówiła. Patrzył, jak
sanitariusze i strażacy wchodzą do środka zdemolowanego klubu, a po kilkunastu
minutach dostrzegł ich. Kevin szedł normalnie nawet na moment nie spuszczając
wzroku z ciała leżącego na noszy.
-Kevin! Tom!
Czarny podbiegł tam szybko i jęknął widząc, że jedna nogawka
spodni bliźniaka jest cała we krwi. Warkoczyki Toma były brudne, ubranie
podarte i mocno poplamione na czerwono. Blondyn był nieprzytomny.
Więcej nie dostrzegł, ponieważ jeden z sanitariuszy przykrył
rannego folią, aby się nie wyziębił.
-Nic mu nie będzie, Bill. Ma tylko złamaną nogę- powiedział
Kevin nie pozwalając Cogerowi wsiąść do karetki.
-Puść mnie! Muszę tam jechać!
-Zapomnij. Tylko byś tam siedział i się zamartwiał. Najpierw
wracamy do domu, ogarniemy się trochę i potem pojedziemy do szpitala, dobra?
-Ale Tom…
-On ma rację, Bill- wtrąciła się Magda kładąc mu rękę na
ramieniu. Coger spojrzał na nią z rozpaczą.- Nie ma sensu tam siedzieć. Poza
tym, o tej godzinie i tak nie zezwolą wam na widzenie go, będziecie musieli
czekać do jutra.
Magda zaprosiła ich do siebie. Przedstawiła racjonalne
argumenty, których chłopacy nie mieli sił odpierać. W dodatku okazało się, że
jej ojciec jest lekarzem i może go poprosić, żeby ich wpuścił chociaż na chwilę
do brata.
Kevin został wygoniony pod prysznic, a Bill zaprowadzony do
kuchni, gdzie siedział przy stole i wmuszał w siebie przygotowane przez modelkę
kanapki.
-Jedz, marnie wyglądasz- powiedziała stawiając przed nim
kubek z parującą herbatą.
-I kto to mówi?- burknął cicho żując powoli kanapkę,
zupełnie jakby zamiast niej miał w ustach kapcia. Po chwili pojawił się Kevin,
który również został zmuszony do jedzenia kanapek, on jednak nie miał aż takich
oporów.
-Może to nie jest najlepsza chwila, ale… Chciałam ci
pogratulować- rzekła Magda patrząc na Zakrzewskiego z delikatnym uśmiechem na
twarzy.
-Naprawdę?- zapytał chłopak nieprzekonany doskonale wiedząc,
o co chodzi.
-Tak. Może to wydaje ci się dziwne, ale… Uważam, że
zasłużyłeś sobie. Co prawda w reszcie dziewczyn masz zaprzysięgłych wrogów, ale
ja trzymam twój front. Nareszcie ktoś im utarł nosa.
-Chodzi ci o to, że Kevin wszystkie was wyrolował?- zapytał
Bill odkładając niedojedzoną kanapkę i wzdychając ciężko.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
W szpitalu ojciec Magdy nie chciał ich wpuścić do Toma
pomimo jej usilnych próśb. Dopiero kiedy wzięła go na słówko, udało jej się go
przekonać. Bill nie miał pojęcia, co mu powiedziała, ale lekarz dziwnie na
niego patrzył. Wszedł razem z nimi do pokoju, w którym znajdował się Tom.
-Prawa noga jest złamana. Musieliśmy zatamować krwotok i
poskładać kość. Przez pewien czas pacjent może lekko utykać, ale szybko
powinien wrócić do pełni sił. Druga kończyna na szczęście wytrzymała nacisk i
nic jej się nie stało prócz kilku zadrapań. Musieliśmy w jednym miejscu zszyć
ranę, ale to nie było nic poważnego. Pacjent doznał również wstrząsu mózgu.
-Wstrząs mózgu?- zdziwił się Kevin.
Lekarz westchnął tylko.
-Tajemnica lekarska, ok? W każdym razie podaliśmy mu silne
środki przeciwbólowe. Powinien się obudzić dopiero jutro w południe.
-Ile czasu będzie musiał spędzić w szpitalu?- spytał Bill
siadając na łóżku obok bliźniaka i wpatrując się w niego ze strachem. Wiedział,
że nic mu nie będzie, ale nadal nie mógł pozbyć się obaw o jego życie i
zdrowie.
-Około tygodnia. Potem może wrócić do domu.
Czarny zignorował zaciekawiony wzrok lekarza. Magda stała
trochę z tyłu i przypatrywała się wszystkiemu biernie.
-Co tam się stało? Cały klub ponoć został porządnie zdemolowany.
Nie wyglądało to na działalność człowieka- rzucił doktor mimochodem.
-Nie mamy pojęcia. Wszędzie było ciemno i nic nie było
widać- powiedział Kevin świetnie udając idiotę.
-O której możemy do niego przyjść?- spytał Bill cicho.
-O dwunastej zaczyna się pora odwiedzin. Powinniście teraz
wrócić do domu i porządnie się wyspać. Madzia, ty też.
Bill wstał niechętnie. Kiedy lekarz wyprowadzał go z
pomieszczenia, nadal się odwracał chcąc po raz ostatni upewnić się, że wszystko
jest w porządku. Kevin w ogóle nie okazywał emocji, jakby stan Toma go nie
interesował. Czarny przeczuwał, że to tylko gra pozorów. Tak naprawdę to
Zakrzewski był z blondynem w tych trudnych chwilach i na pewno to on podnosił
go na duchu, kiedy tego potrzebował.
Tej nocy spali razem jakby bojąc się, że demony powrócą i
dalej będą chciały ich nękać. Michał nie skomentował tego, za bardzo był
zmęczony po pracy w barze. Był w stanie jedynie się zdziwić, że Tom wylądował w
szpitalu i wysłuchać sprawozdania na ten temat. Widok Kevina i Billa w jednym
łóżku nie zrobił na nim większego wrażenie.
Gdyby nie obecność Zakrzewskiego, Czarny prawdopodobnie nie
potrafiłby zasnąć. Kiedy jednak miał go obok siebie, odpłynął do krainy Morfeusza w mgnieniu oka.
***
Od tego rozdziału proszę o dystans do tekstu, bo kompletnie popuściłam wodze fantazji...
Pozdrawiam!
***
Od tego rozdziału proszę o dystans do tekstu, bo kompletnie popuściłam wodze fantazji...
Pozdrawiam!
rozdzial jak zawsze zajebisty^^ z niecierpliwoscia czekam na wiecej
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział. Co nam takiego szykujesz że aż karzesz zachować dystans? Czyżby jakieś wątki yaoi a może więcej fantastyki i walki z demonami.
OdpowiedzUsuńto jest super. Szkoda że kolejny rozdział będzie za tydzień .
OdpowiedzUsuńA ile jeszcze rozdziałów tego opowiadania przewidujesz?
OdpowiedzUsuńJest ich lacznie 34, wiec 5?:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!