wtorek, 10 kwietnia 2012

10.Dla Ciebie wszystko


Tom
Jedyne co było dobre w całej tej kłótni i awanturze po wesołym miasteczku, to że byliśmy zbyt zmęczeni na jakiekolwiek igraszki i zwyczajnie poszliśmy spać. Mogłem odetchnąć z ulgą, bo po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie potrafiłbym powstrzymać swoich odruchów i zwyczajnie mógłbym zrobić Billowi krzywdę.
Całą noc i dzień byliśmy w trasie, godzinami stojąc w korkach. Porażka. Na szczęście wszyscy potrzebowaliśmy snu, więc jako tako dało się to przeżyć. Nie ukrywaliśmy jednak, że jesteśmy nieludzko zmęczeni.
Gdy dojechaliśmy już na miejsce i zakwaterowaliśmy się w kolejnym hotelu, niemal od razu przyjechał po nas wynajęty samochód i zabrał nas na scenę, gdzie przez około godzinę mieliśmy mieć próbę generalną. Fakt, że zrobiliśmy na scenie prawdziwą rozpierduchę, był doprawdy dołujący. Musieliśmy przerwać, ponieważ Bill zaczął kaszleć. Jost dał mu specjalne tabletki na gardło, które Bill często brał, aby uchronić się przed różnego rodzaju zapaleniami.
Po wywiadzie mieliśmy czas dla siebie, który został spożytkowany na dobór garderoby i umalowanie nas. No, Billa w szczególności.
W ostatnich dniach dostawaliśmy porządnie w dupę i powoli odechciewało mi się czegokolwiek, nawet chęci do życia.



Bill
Czekaliśmy, aż prezenter nas wywoła i zacznie się nasz koncert. Chłopacy byli już za kurtyną na scenie, a ja przysiadłem na podstawionym dla mnie krześle i zdenerwowany bębniłem palcami po mikrofonie. Prze każdym koncertem mocno się stresowałem i nic nie mogłem na to poradzić.
Dźwiękowiec pokazał mi kciuk uniesiony do góry. Zerwałem się ze swojego miejsca i przystawiłem mikrofon do ust, krzycząc głośno słowa powitania.
Chłopacy zaczęli grać, a ja wbiegłem na scenę.
Fani zaczęli krzyczeć na moją cześć i wystawiać ręce w moją stronę. Uśmiechnąłem się i zacząłem śpiewać, czując, jak stres powoli mnie opuszcza. Byłem tylko ja, chłopaki i muzyka.
Śpiewałem i śpiewałem, krążąc po scenie i co jakiś czas wywijając.
-... komm und rette mich! Ich bin nich' ich wenn du...- umilkłem nagle.
Fani dośpiewali to za mnie, sądząc, że tak miało być, ale... nie miało.
Zakrztusiłem się, nie rozumiejąc, o co chodzi.
-Bill? Co jest?- wykrzyknął Tom, powtarzając jedną kwestię tak, abym w odpowiednim momencie mógł zacząć zaśpiewać dalszą część piosenki. Spróbowałem, ale... nie mogłem.
Po publiczności przeszedł jęk zawodu i wszyscy wpatrywali się we mnie z niezrozumieniem. Ja również się gapiłem na nich z szeroko otwartymi oczami.
Nie rozumiałem.
Nic.
Muzyka przestała grać, ale ja nawet nie zwróciłem na to uwagi. Tom podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona mówiąc coś do mnie. Spojrzałem na niego ze łzami w oczach, akceptując bolesną rzeczywistość.
-Nie mogę śpiewać, Tom... -wyszeptałem cicho.
Spojrzał na mnie z przerażeniem, zaraz jednak pokiwał przecząco głową. Objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w kierunku zejścia ze sceny. Nie pamiętam, co się działo do momentu, kiedy wprowadził mnie do garderoby.
-Tom, musisz iść na scenę i zagadać ich!- warknął David, wypychając mojego brata z garderoby.
-CO?! Nie ma mowy, niech Geo to zrobi!
David wyjątkowo odpuścił, ale zatrzasnął mojemu bliźniakowi drzwi przed nosem. Położył dłonie na oparciach krzesła, na którym siedziałem i nachylił się do mnie, powodując tym samym, że wcisnąłem się w siedzenie. Patrzyliśmy sobie w oczy bez słowa.
-To naprawdę nie jest śmieszne, Bill- powiedział cicho.- To bardzo poważna sprawa. Ostatnio nie dogadywaliśmy się najlepiej, ale żeby wycinać takie numery...
-Co?- pisnąłem z niezrozumieniem. Czy on uważa, że ja zrobiłem to specjalnie?!
-Nie udawaj wariata! Weź głęboki oddech, napij się trochę wody i wracaj na scenę. Musisz dokończyć koncert.
-Ale...- piszczałem jak baba, nie mając pojęcia, co powinienem zrobić.
-Bill... Nie denerwuj mnie. Przestań udawać. Możesz się na mnie wściekać, ale to już szczyt wszystkiego.
-Ale...
-NA SCENĘ!- wrzasnął.
A ja...
...rozbeczałem się.
Tak po prostu. Po moich policzkach popłynęły łzy, niszcząc makijaż, który Natalie robiła mi przez ponad godzinę. Ukryłem twarz w dłoniach i szlochałem głośno, nie mogąc opanować drżenia ramion.
O wyjściu na scenę nie było mowy!
Do garderoby dostał się Tom. Podszedł od razu do mnie i złapał mnie za rękę ściskając ją lekko.
-Bill? Billy... co się stało?- zapytał, patrząc mi w oczy z niepokojem.
-N-nie mogę śpiewać- chlipnąłem cicho.- Oni tam czekają, a ja... nie mogę.
-Spokojnie.
-Trzeba go zawieść do szpitala- mruknął Jost, dochodząc chyba do wniosku, że mówiłem poważnie.


-To torbiel- stwierdził lekarz po czterech godzinach oczekiwania na wyniki.- Dlatego pan Kaulitz stracił głos.
-Można coś z tym zrobić?- spytał David wyraźnie zaniepokojony.
-Tak. Można przeprowadzić operację i wyciąć torbiela.
-Jakie jest ryzyko, że operacja się nie uda?- spytałem cały, aż trzęsąc się na myśl o operacji.
-Cóż, niewielkie. Powikłania występują tylko w dwóch procentach przypadków z torbielem w krtani. Zalecałbym jak najszybciej się go pozbyć chociażby ze względu na wykonywany przez pana zawód.
-Ile potrwa całe leczenie?- spytał Tom.
-Cóż... Po operacji pacjent przez około miesiąc w ogóle nie będzie mógł mówić...
-Co?!- pisnąłem cicho, zwracając na siebie uwagę wszystkich osób zgromadzonych w gabinecie lekarskim.- Nie zgadzam się!- pisnąłem spanikowany. Ja mam się nie odzywać przez cały miesiąc?! Nic? Null? Ani słowa?!
Nie ma mowy!
-To dla twojego dobra, Bill- wtrącił Gus, drapiąc się po głowie.
-Ale...- jęknąłem przerażony.
-Jeśli chcesz śpiewać, musisz poddać się tej operacji. Sam słyszałeś, nie ma innej opcji- powiedział Jost odrobinę już zirytowany.
-Nie!
-Bill...- powiedział cicho David.
-Auf keinem Fall! Nie! Nigdy!
-Bill...- poprosił cicho Geo, dołączając się do prośby menagera.
-Nie, do cholery!- próbowałem krzyknąć, ale wyszedł mi tylko żałosny pisk. Naburmuszyłem się słysząc ten dźwięk. Gdyby jakiś fan mnie teraz usłyszał... Boże, piszczałem jak baba! W dodatku operetka!
-Bill... Posłuchaj...
-Ja z nim pogadam- wtrącił się w końcu Tom.- Wszyscy wynocha.
-Hola, hola- rzucił lekarz.- To mój gabinet.
W ciągu pięciu sekund Jost wyrzucił lekarza na korytarz. Po chwili drzwi się zatrzasnęły i zostaliśmy sami.
-Oni podsłuchują- burknąłem cicho.
Warkoczyk uklęknął tuż przy moim krześle i złapał mnie za ręce, ściskając je lekko. W jego oczach widziałem autentyczne zaniepokojenie.
-Bill, posłuchaj...
-Nie!
-... Bill. Musisz przejść tę operację, inaczej nie będziesz już mógł wrócić na scenę.
-Ale ja nie chcę- mruknąłem, czując, że zaraz znowu się rozryczę.- Nie chcę milczeć przez cały miesiąc, nie chcę tej głupiej operacji, nie chcę...
-Bill... Proszę!
-Nie! Nie chcę i już.
-Nie zrobisz tego nawet dla mnie...?
Tom miał minę kotka ze Shreka, a ja... czułem że wymiękam. On zawsze wiedział, jak mnie podejść i teraz go za to szczerze nienawidziłem.
-Proszę...
-A... jeśli się zgodzę... Oczywiście, czysto teoretycznie, to... zrobimy to?
Mój bliźniak uśmiechnął się lekko i kiwnął głową na znak zgody.
Wybuchłem płaczem.
-Bill...?
-Zgoda- pisnąłem.



Tom
Kiedy wyszliśmy z gabinetu, wszyscy spojrzeli na nas pytająco. Objąłem Billa ramieniem i przycisnąłem do swojego boku.
-Zgodził się- powiedziałem.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
-W porządku. Niech pan Kaulitz zgłosi się jutro. Z uwagi na to, że jego sprawa jest pilna, przeprowadzimy zabieg natychmiast...- powiedział lekarz z lekkim uśmiechem.
-Co?- wypiszczał Bill autentycznie przerażony.
Gdyby nie powaga sytuacji, zapewne wybuchnąłbym śmiechem, słysząc ten jego skrzeczący głosik. Obecnie jednak tylko westchnąłem ciężko i z niechęcią pomyślałem o tym, co zapewne będzie się działo w moim pokoju za jakieś dwie godziny.
Cholera!
-W porządku. Muszę odwołać trasę koncertową na najbliższe dwa miesiące, zorganizować konferencję prasową i...- Jost gadał do siebie najęty. Kazał nam wsiadać do samochodu, a sam zdecydował, że weźmie taksówkę, bo musi coś załatwić.
Zadowoleni, że nie ma go w pobliżu, wsiedliśmy do busa i w towarzystwie trzech ochroniarzy pojechaliśmy do hotelu. Nikt się nie odzywał, nie mając na to specjalnej ochoty.
Kiedy Bill od razu ruszył do mojego pokoju, nikogo to specjalnie nie zdziwiło. Wszyscy wiedzieli, że to dla niego trudne chwile i...
Tia...
Trudne chwile to będą, ale dla mnie.
Na samą myśl o tym, co mieliśmy zamiar zrobić, poczułem, że mój przyjaciel zaczyna żywo reagować.



Bill
Uwaliłem się na łóżko Toma. Byłem pewien, że moja mina jest zabójcza, ale obecnie nie miałem głowy, żeby o tym myśleć. Na samą myśl o operacji dostawałem gęsiej skórki. Bałem się, że już więcej nie odzyskam głosu.
To byłoby straszne.
-Bill...? Dobrze się czujesz?- spytał Tom, kładąc się obok mnie na łóżku.
Instynktownie przytuliłem się do niego, szukając oparcia w jedynym człowieku, w którym zawsze je miałem.
-Boję się- wyznałem cicho, głaszcząc jego bok.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz- mruknął cicho, przyciskając mnie mocniej do siebie.
-Skąd ta pewność?- spytałem.
-Nie pozwolę, żeby cię skrzywdzili. Obiecuję.
Uśmiechnąłem się lekko. Dobrze wiedziałem, że on nie ma na to żadnego wpływu, ale... jego słowa dodawały mi otuchy. Mimo wszystkie wierzyłem w to, że wszystko będzie ok, bo on tak powiedział.
Tom nigdy nie kłamał w ważnych sprawach...
Tom nigdy mnie nie okłamał mnie zawsze mówiąc mi wszystko. Prędzej czy później, praliśmy swoje brudy nie mogąc już wytrzymać.
Bliźniak nachylił się nade mną i złączył nasze usta w pocałunku. To od razu odwróciło moją uwagę i pozwoliło mi zapomnieć i tym, co czekało mnie następnego dnia. Zarzuciłem mu ręce na szyję, oddając pocałunek i pragnąc się w nim po prostu zatracić.
Żeby nie pamiętać...
Tom mruknął coś cicho i jedną ręką rozpiął mi pasek od spodni. Całując się zachłannie zdzieraliśmy z siebie poszczególne części garderoby wrecz obsesyjnie dążąc do tego, żeby poczuć dotyk skóry tego drugiego.
Sapnąłem cicho, kiedy Tom, już nagi, uwalił się na mnie, wciąż całując mnie zaborczo. Jedną ręką pieścił mój prawy sutek, wydobywając z moich ust całą symfonię dźwięków. To, że były ro zwyczajne piski o różnej wysokości, dla żadnego z nas nie miało znaczenia.
Otarłem się o niego sugestywnie pragnąc my pokazać, jak bardzo jestem podniecony. Jedną ręką ugniatałem jego pośladek, delikatnie wbijając w niego paznokcie. Tom obcałowywał moją szyję, nadal rytmicznie się o mnie ocierając.
-Nie chcę gry wstępnej- mruknąłem cicho.
-Ja też- odarł, oddychając ciężko.
Podniósł się niechętnie i sięgnął do stolika, na którym stała tubka jakiegoś żelu. Kiedy go otworzył, poczułem intensywny zapach truskawek. Szeroko rozłożyłem nogi, dając mu jak najlepszy dostęp.
-Na pieska...?
Z trudem podniosłem się i ukląkłem tyłem do niego, a potem oparłem łokcie  na pościeli, wypinając się do niego w... dosyć wyuzdanej pozie. Policzki paliły mnie żywym ogniem, ale nie miałem zamiaru teraz rezygnować. Bałem się jak cholera, ale chciałem jeszcze raz spróbować i nic nie było w stanie mnie zatrzymać.
Tom przyłożył tubkę do moich pośladków. Podskoczyłem, kiedy zimne opakowanie zetknęło się z moją gorącą skórą.
-Spokojnie- mruknął cicho.
-Zimne- odparłem tylko. nie było sensu niczego więcej wyjaśniać.
Zagryzłem dolną wargę, kiedy warkoczyk wycisnął sporą ilość żelu dokładnie przy moim wejściu.


Tom
Starałem się nie okazywać tego, jak niepewnie czułem się w tej chwili. Bałem się, że znowu zrobię mu krzywdę, a to była ostatnia rzecz, jakiej pragnąłem. Bill nic nie mówił, dając mu pełne pole manewru, którego wyjątkowo nie chciałem.
Nałożyłem prezerwatywę i dokładnie nasmarowałem ją żelem, nie robiąc już tego tak niedbale, jak ostatnio. Chociaż nadal nie miałem w tych sprawach doświadczenia, wypadało wreszcie uczyć się na własnych błędach i wyciągać porządne wnioski.
Chwyciłem swojego członka u nasady i nakierowałem odpowiednio, po czym delikatnie pchnąłem. Bill jęknął, kiedy czubek wszedł w niego z lekkim oporem. Z resztą już nie było problemu.
Złapałem go za biodra i powoli przyciskałem swoje biodra do jego, zanurzając się w nim do samego końca. Dopiero kiedy byłem w nim już cały, wypuściłem powietrze, które nieświadomie przytrzymywałem w płucach odrobinę za długo. Zamarłem w bezruchu, dając mu czas na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji. Ja już nie myślałem.
Kierowała mną tylko żądza i strach, że mogę zrobić mu krzywdę. Nic innego dla mnie nie istniało.
-Bill...?- spytałem cicho, oddychając ciężko.- Już...?
Czarny nic nie powiedział, lecz jedynie poruszył delikatnie biodrami i jęknął cicho.
-Boli?- zapytałem, przytulając się do jego pleców i całując go delikatnie między łopatkami.
-Już... chyba możesz- wyszeptał w końcu.
Momentalnie zrobiło mi się jeszcze goręcej. Delikatnym ruchem wycofałem się z niego, bo zaraz wejść z powrotem z cichym plaskiem.
-O... o kurwa!- jęknął Bill cicho.
Powtórzyłem ten ruch jeszcze raz, instynktownie wyczuwając, że nie był to jęk bólu, lecz przyjemności. Mimowolnie uśmiechnąłem się, kiedy Bill znowu jęknął.
-Toom... Jeszcze...
Oh, tak...
Na początku byłem trochę niepewny, nie wiedząc, kiedy przekroczę granicę rozsądku i po prostu zrobię coś nie tak, dlatego robiłem to stanowczo, ale delikatnie. Z każdą chwilą jednak upewniałem się, że Bill być może i jest chucherkiem, ale niezwykle wytrzymałym. Z każdą sekundę poruszałem się coraz pewniej i.. ostrzej, ale on nie reagował źle. Wręcz przeciwnie, błagał mnie o jeszcze. Sam wypinał się mocniej, dając mi do siebie jak najlepszy dostęp. A ja... działałem.
Ostro.
Mocno.
Chaotycznie.
Gwałtownie.
Orgazm sprawił, że zakrztusiłem się własną śliną. Na chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością, wykonując niemal brutalne pchnięcie. Potem Bill opadł na łóżko sapiąc głośno, a ja...
...ja spadłem na podłogę z głośnym hukiem.
Leżałem tak przez chwilę oszołomiony. Nie wiem, czy wypadkiem, czy orgazmem, ale nie chciałem w to wnikać. Sięgnąłem dłonią między swoje nogi i zdjąłem prezerwatywę. Zawiązałem ją i rzuciłem niedbale na podłogę.
-Tom...?
-Hm?
-Było super.
Spojrzałem na niego, mrużąc oczy.
-Wiem- westchnąłem.
Wziąłem głębszy wdech i pozbierałem się z podłogi. Położyłem się obok Billa i przytuliłem go do siebie. Obaj milczeliśmy, uspokajając swoje przyspieszone oddechy. Głaskałem go lekko po udzie.
-Mogę zostać?- spytał, wtulając się we mnie mocniej.
Zawahałem się.
Nie powinienem się zgadzać, ale przecież nie mogę go zostawić samego w takiej sytuacji. W końcu robię to wszystko dla niego, żeby on czuł się dobrze. Żeby był szczęśliwy. Jaki byłby ze mnie brat, gdybym kazał mu teraz spierdalać (bo to właściwie tak brzmi)?
-Możesz- odszepnąłem, nakrywając nas kołdrą.
Nie dodałem, że tylko dzisiaj. Nie chciałem burzyć tego spokoju, który teraz wręcz od niego bił.
Sięgnąłem po papierosa. Zanim skończyłem go palić, Bill zasnął.
Zasnął, pozostawiając mnie z gotującym się we mnie obrzydzeniem do samego siebie i nienawiścią. Z chorą świadomością tego, że tak naprawdę tego chciałem i że jestem zwykłym ścierwem, którego podnieca własny brat.
Ścierwem, co do którego pieprzony Jost miał rację.
A miało być jeszcze gorzej.


2 komentarze:

  1. Tom.. A chcesz dostać w ryj!! Mówiąc w ten sposób sugerujesz, że twój brat też jest ścierwem, no kurwa! Zero logiki..
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz... Tooom trochę dramatyzuje. Tzn, tak. To jest jego brat, owszem. Ale cholera, sam się w to wpakował, mógłby wyłączyć myślenie w sumie. Nic mu to nie pomoże >.<
    Biedny Bill ;c. Trzymam kciuki, żeby poszło dobrze z operacją. David niezmiennie mnie wkurwia. ;]]]

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)