środa, 11 kwietnia 2012

14.Dla Ciebie wszystko


Tom
Kolejny koncert dał mi niezłego kopa w dupę i odechciewało mi się wszystkiego. Dosłownie! Kiedy wreszcie adrenalina w żyłach zaczęła opadać, powoli traciłem siłę do życia. Inni zresztą też. Szliśmy obok siebie długim korytarzem milcząc. Gus jak zwykle pobiegł przodem, trzęsąc się jak osika. Fakt, ma co go grzać, ale hello! Może i jest ogółem ciepło, ale granie bez koszulki to chyba nie jest najlepszy pomysł. W każdym bądź razie, fani to lubili, a mi to zwyczajnie zwisało.
Zerknąłem na Billa, ale on był wyraźnie w swoim własnym świecie. Był zamyślony i patrzył się przed siebie nieobecnym wzrokiem, który... przerażał mnie. Był taki bezosobowy, jakbym miał do czynienia z lalką, a nie żywym człowiekiem.
-Bill...?
Nie zareagował.
-Hej, Bill...?- odezwałem się ponownie.
-Hm?- spojrzał na mnie wciąż odrobinę nieprzytomnie.- Co?
-Nic, po prostu... Wyglądałeś na nieobecnego.
-Zamyśliłem się.
-Aha.
Zapadła cisza.
Czułem na sobie spojrzenie Geo, ale zignorowałem to. Nerwy z poprzedniego dnia mi już przeszły. Nie mogłem uwierzyć, że opowiedziałem mu o tym wszystkim. Dobrze, że nie wdawałem się w szczegóły. A co do reszty...
Jeśli mam być szczery, po prostu mi wstyd. To, jak wyrażałem się o Billu było koszmarne. Potraktowałem go przedmiotowo i okropnie. Ba! Nawet nie potrafię tego wyrazić. Gdyby mi na nim nie zależało, nie zacząłbym tego wszystkiego, a kiedy przyszło do większych wyzwań, nawyzywałem go.
Jestem skurwysynem, ale to wiem już od dawna.
-Geo? Możemy pogadać?- odezwałem się nagle. Chciałem mu wyjaśnić, że moje słowa był rzucane w gniewie i wcale nie myślę tak o bliźniaku.
-Jasne.
Zatrzymaliśmy się obaj. Bill w ogóle nie zwrócił na to uwagi, idąc wciąż przed siebie. Czułem, że znowu odpłynął.
-O czym chcesz pogadać?- spytał Geo, patrząc na mnie uważnie.
Poczułem, jak na moje policzki wstępuje gorąco.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że to, co mówiłem o Billym... Ja...- zaciąłem się.- Byłem zdenerwowany i... to... ja... To nie było... No, serio.
-W porządku- odparł, wzruszając ramionami.- Dobrze o tym wiem. Ciesz się, że Bill tego nie usłyszał. Chyba nie chcę wiedzieć, jak by na to zareagował.
Uśmiechnąłem się jedynie dość głupawo, a potem poszliśmy za Billem i Gusem do szatni.
Tej nocy Bill również do mnie nie przyszedł.


Bill
Słowa Toma ciągle krążyły po mojej głowie i wracały do mnie w koszmarach. Czas przestał dla mnie istnieć. Przestrzeń zresztą też. Po prostu... Miałem wrażenie, jakbym oglądał film. Nie brałem czynnego udziału w tym, co się działo. Wolałem przebywać w swoim małym, własnym świecie, do którego nikt nie miał dostępu. Przestałem wdawać się w głupie dyskusje z chłopakami i kłótnie z Davidem. Takie zachowanie nie miało sensu. Żyłem swoimi myślami. Seks stracił dla mnie jakikolwiek urok, byłem jak dusza bez ciała.
Nie unikałem nikogo celowo, po prostu ciągle im wkręcałem, że jestem zmęczony i szedłem do siebie. Na zewnątrz, kiedy mnie kręcono, nadal się uśmiechałem i udawałem, że jestem zadowolonym z życia wokalistą Tokio Hotel. Kiedyś byłem wniebowzięty, ale teraz... niezbyt mnie to wszystko interesowało.
Tom mnie zranił na tyle mocno, że nie wiedziałem, czy kiedykolwiek się po tym pozbieram. Odebrał mi jedyną rzecz, która napędzała mnie każdego dnia, dzięki której wstawałem rano i wiedziałem, że przeżyję ten dzień bez względu na przeciwności losu.
Odebrał mi siebie.
Coś musiałem z tym zrobić, ale na razie chciałem po prostu po tym wszystkim ochłonąć. Został nam tylko miesiąc trasy koncertowej, a potem wypadałoby znaleźć sobie jakieś mieszkanie. David wspominał coś o Los Angeles, ale nie byłem o tym do końca przekonany. Fajnie jednak byłoby wyjść na ulicę bez ochrony, a tam nie byłbym taki sławny. Nie miałem jednak głowy, żeby o tym myśleć.
Po długiej kąpieli zjadłem dwie tabletki na sen, mając nadzieję, że nie przyśni mi się żaden koszmar. Byłem zmęczony i nie wysypiałem się, więc nie miałem wyjścia- jeśli nie chciałem, żeby ktoś zauważył, w jak podłym jestem stanie, musiałem zacząć coś brać.
Następnego dnia przy śniadaniu David jak zwykle omawiał nasz cały dzień. Jak zwykle był tak zabity, że na dobrą sprawę nawet do toalety nie mieliśmy czasu iść. Kiedyś myślałem, że sława jest cool.
Myliłem się.
-Bill...?
Spojrzałem na Toma, który wpatrywał się we z dość dziwną miną.
-Co?- zapytałem.
-Wszystko ok?
-Jasne.
-Jesteś jakiś... dziwny. Na pewno wszystko jest w porządku?
Teraz się tym interesujesz, braciszku od siedmiu boleści?! Nazywanie mnie dziwką było fajne, ale prosto w oczy nie potrafisz mi tego powiedzieć.
-Tak, ok- odparłem spokojnie.
-Jesteś strasznie cichy, jak nigdy.
No co ty, kurwa, nie powiesz. Jakoś nie zauważyłem.
-Jestem zmęczony.
-Ale my dopiero zaczęliśmy.
-Ty nie straciłeś głosu na miesiąc, więc chyba nie mamy o czym mówisz.
-Na początku myślałem, że może boisz się, że nie będziesz mógł śpiewać, ale teraz widzę, że to nie to. Na pewno...?
Westchnąłem ciężko i ruszyłem przed siebie zostawiając go w tyle. Momentalnie przypomniałem sobie jego słowa "dziwka, kurwa"...
Moje życie jest do dupy!



Tom
Coś, do cholery, było nie tak. Tylko co? Bill nagle zupełnie się odciął, a ja nie miałem pojęcia, dlaczego. Przez dobre trzy godziny analizowałem wszystko, co stało się po naszym powrocie na trasę i... on był normalny. W pewnym momencie po prostu przestał być sobą.
Dlaczego?! Nic mu nie zrobiłem, Gus i Geo też na pewno nie. To stało się po tym, jak powiedziałem, że nie pozwolę, żeby mi wsadził. Bill nie obraziłby się o coś takiego. On jest uparty, męczyłby mnie, dopóki byśmy się nie pobili. Jeśli na coś się uprze i chce mnie do tego przekonać, zwykle dochodzi do bójki i pięściami muszę mu wyjaśniać, że moje "nie" oznacza "nie". Niestety, potem zwykle widząc jego rozwaloną wargę albo podbite oko, mam wyrzuty sumienia i w ramach zadośćuczynienia zgadzam się na to, co chce.
Żenada.
Trzeba działać!, pomyślałem. No... bo chociaż wcześniej tak bardzo się rzucałem o to, że uprawiamy seks, to tak naprawdę cholernie mnie to kręciło. Bill od kilku dni mi nie dał i na samą myśl o nim mi stawał. Chciałem go znowu mieć i nic nie mogłem na to poradzić.
Wierzcie mi, że zaakceptowanie faktu, że rucham własnego brata z przyjemności, a nie obowiązku, wcale nie było proste. To było wręcz tragiczne, ale... Jestem raczej elastyczny. Wiedziałem już, jak smakuje seks z Czarnym i w końcu ten cichutki głosik we mnie przestał protestować. Trzymanie go z daleka od mojego odbytu z pewnością nie będzie proste, a argumenty przeciwko robieniu loda muszą być naprawdę nie do zbicia, ale jakoś sobie poradzę. W końcu nazywam się Tom Kaulitz.
Wszedłem do jego pokoju i cicho zamknąłem za sobą drzwi. Bill był w łazience, więc poszedłem tam do niego. Stał przed lustrem i rozczesywał poplątane włosy.
-Cześć- rzuciłem, podchodząc do niego.
-Cześć- odparł spokojnie, patrząc na moje odbicie w lustrze.- Coś chciałeś?
-Nie przychodzisz.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwał Bill.
-O ile pamiętam, to ty miałeś zaspokajać moje potrzeby, a nie ja twoje.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Czy on naprawdę to powiedział?
-C-co?- wyjąkałem, wybałuszając na niego oczy. Mam przez to rozumieć, że traktował mnie tylko jako obiekt seksualny?
-Dobrze usłyszałeś- rzucił spokojnie, odkładając grzebień i przeczesując czarne kosmyki palcami.
Zapadła cisza. Stałem jak wmurowany, wciąż patrząc na niego nie do końca przytomnie, a on zwyczajnie to ignorował. Po chwili spojrzał na mnie i oparł się rękami o zlew. Uniósł jedną brew, co przeważnie porządnie działało mi na nerwy. Nikt nie potrafił tak jasno wyrazić swoich myśli za pomocą gestu, jak Bill.
-Coś jeszcze?- zapytał.
-Chyba kpisz!- zbulwersowałem się.
-Hm? Nie bardzo wiem, o co ci chodzi.
-Och, wiesz bardzo dobrze!
-Bredzisz, Tom. Idź spać i porządnie się wyśpij, zan...
-Przestań! Co się z tobą dzieje? Jesteś jakiś dziwny!
Bliźniak uśmiechnął się ponuro do lustra.
-Dziwny? Tego określenia jeszcze nie słyszałem, dołączy do zestawu obelg.
-Co?! Co ty pieprzysz, do cholery? Obraziłeś się o to, że nie pozwoliłem się zdominować?
-O nic się nie obraziłem- powiedział dobitnie odwracając się w moją stronę. Oparł się tyłkiem o zlew i splótł ręce na piersi. Nie podobała mi się ani jego postawa, ani jego ton. Co jest...?- Po prostu nie mam ochoty się pieprzyć. Tak trudno to zrozumieć?
-Jeszcze kilka dni temu miałeś!- krzyknąłem, czując, że zaraz naprawdę wybuchnę.- Chciałeś tego i chętnie do mnie przychodziłeś, a teraz nagle odbiło ci w drugą stronę. Hołdujesz celibatowi, czy jaki chuj?!
-Po prostu... nie jesteś dla mnie wystarczająco dobry.
Zachłysnąłem się powietrzem, nie wierząc własnym uszom. On tego nie powiedział, prawda...?
-S-słucham?!- zaśmiałem się niewesoło, zaciskając dłonie w pięści. Moja cierpliwość była na wyczerpaniu.
-Dobrze słyszałeś- powiedział.- Nie chcę więcej tego robić, nie nadajesz się. Idź sobie do klubu pieprzyć jakąś laskę, bo ja nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Lepiej już sobie idź, chcę spać.
-Wyrzucasz mnie?! Ty pojeb...- zaciąłem się w połowie, kiedy on po prostu mnie wyminął z westchnieniem, jakby rozmawiał z niepełnosprawnym dzieckiem.
Wściekły złapałem go za ramię, świadomie ściskając z całej siły i pchnąłem go z powrotem na zlew. Jęknął cicho, ale nic nie powiedział, jedynie patrząc na mnie z rządzą mordu.
-Jeśli myślisz, że teraz tak po prostu stąd wyjdziesz, grubo się mylisz!!- syczałem cicho, zaciskając ręce na jego ramionach.
-Boli.
-Nie będziesz mnie traktował, jak swojej zabawki! Ty... Jak w ogóle śmiesz się tak zachowywać?! Myślisz, że to takie zabawne...?
-Puść. Boli.
Jeszcze mocniej zacisnąłem ręce, z zadowoleniem patrząc, jak krzywi się z bólu. Zaczął się wiercić, ale nie miałem zamiaru przestać.
-Jeżeli coś ci nie pasi, powiedz mi to prosto w twarz! Nagle odcinasz się od wszystkich i robisz z siebie wielką ofiarę. Co ci się stało?!
-Boli...
-Ma boleć, dupku! Może wreszcie nauczysz się trochę rozumu! No?! Dowiem się wreszcie, o co ci chodzi?!
-PUŚĆ!- wrzasnął na całe gardło.
Odruchowo wykonałem jego polecenie krzywiąc się.
-Wynoś się stąd!- wrzasnął na mnie.
-Nie, dopóki...
-Nienawidzę cię!- krzyknął wściekły, a jego twarz nadal była wykrzywiona z bólu.- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Wypierdalaj stąd jak najdalej i nie pokazuj mi się na oczy, jeśli to nie jest konieczne! No już! Raus! Nie ma cię!
-O co...?
-Jest tak, jak mówił Jost. Jesteś śmieciem, Tom, a ja ze śmieciami nie chcę mieć nic wspólnego.
Znieruchomiałem, patrząc na niego z niedowierzaniem. Coś boleśnie przekręciło mi się w żołądku. Nie chcąc dać po sobie poznać, jak wpłynęły na mnie jego słowa, uśmiechnąłem się tylko cwaniacko.
-Dobrze, że się rozumiemy, pedale. Skoro tego chcesz, proszę bardzo. Możesz się ruchać z własną poduszką, na pewno będzie lepsza ode mnie.
-Wynocha! Nie potrzebuję cię.
Pokazałem mu fuck'a, a kiedy wychodziłem z łazienki, celowo mocno trąciłem go barkiem. Ledwo udało mu się utrzymać równowagę, ale nic więcej nie powiedział.
Wyszedłem z jego pokoju, czując łzy zbierające mi się pod powiekami. Łzy bólu, ale również i złości.
Bill powiedział, że jestem śmieciem. Nie wiedziałem, co się zmieniło, ale chyba niezbyt mnie to wtedy interesowało. Ubrałem się, założyłem duże ciemne okulary, czapkę i wyszedłem z hotelu na poszukiwanie jakiejś imprezy i kilku chętnych dziur.


Bill
Rozmasowałem sobie obolałe ramiona dziękując Bogu, że nie popłakałem się z bólu, kiedy tak mnie ściskał. Tom świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że chwycił mnie w miejscu strategicznym. Nawet przy pierwszej pomocy jest stosowany ten chwyt, żeby sprawdzić, czy ewentualna ofiara jest przytomna. Ból rozchodził się na resztę ciała tak, że miałem wrażenie, że zaraz odpadnie mi głowa i plecy.
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby mu to wszystko powiedzieć. Po prostu... kiedy tu przyszedł i zaczął się rzucać, nie mogłem wytrzymać. Nie po tym, co usłyszałem z jego ust.
-Świetnie- burknąłem do siebie, połykając tabletki.
To nie była zwykła kłótnia i wiedziałem, że to jeszcze nie koniec wojny. Tom z pewnością nie odpuści.
Nie miałem zamiaru mówić mu o tym, co usłyszałem. Po co?
Chociaż połknąłem dwie tabletki, po sprzeczce byłem tak roztrzęsiony, że nie mogłem zasnąć. W dodatku zachciało mi się do kibelka. Przez jakąś godzinę przewracałem się z boku na bok, klnąc, że tabletki nie zadziałały. Nie rozumiałem, dlaczego, w końcu przy ich sile to była wręcz końska dawka.
-Scheisse!- jęknąłem załamany, zastanawiając się, co zrobić.
Po dłuższej chwili namysłu wstałem i ponownie wszedłem do łazienki. Zapaliłem światło i zmrużyłem oczy czując ból. Podszedłem do szafki i wygrzebałem z niej pudełeczko z tabletkami. Przeczytałem szybko ulotkę drapiąc się po tyłku. Sprawdziłem, jaka dawka może spowodować jakieś zaburzenia.
Tak, jestem idiotą, ale nie aż takim wielkim.
Ulotka wypadła mi z ręki i spadła na podłogę, ale nie chciało mi się jej podnosić. Wziąłem do ręki trzy tabletki i włożyłem do ust, popijając wodą z kranu. No, jeśli to nie zadziała, to już nie wiem, co mi pomoże.
Przez chwilę przyglądałem się sobie w lustrze, a potem sam sobie pokazałem fuck'a i wróciłem do pokoju. Ponownie położyłem się na łóżku pragnąc wreszcie usnąć.
Gdy znowu nie mogłem, ponownie wróciłem do łazienki biorąc jeszcze dwie tabletki....
A potem jeszcze jedną i nie, wcale nie jestem głupi.
Odpłynąłem w mgnieniu oka i... niemal natychmiast ktoś mnie obudził wyrzucając z łóżka na podłogę.
-Co jest, Billy?! Wstawaj! Zabawmy się!- bełkotał ktoś, chichotając cicho.
Tom...?

1 komentarz:

  1. Ło chui... Ty pojebie!! Znaczy.. Wy pojeby!! Co wy odwalacie?! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)