wtorek, 10 kwietnia 2012

8.Dla Ciebie wszystko


Tom
Ten koncert był inny niż wszystkie i chyba nawet wiem, dlaczego.
Bill.
I wszystko jasne.
Zamiast skupiać się na fankach i graniu, ja myślałem tylko o tej dziwnej sytuacji w łazience sprzed kilku godzin. Ta jego niewinna mina i głupi uśmiech... "Zlew się zapchał." Miałem ochotę mu przywalić. Mówię mu, że mamy raz dwa iść do Davida, a on się martwi o jakiś zlew. W dodatku te podejrzane rumieńce na jego twarzy i nagość... Nic jednak nie przebije jednego.
Zapomniał o tym, że nie za bardzo ze sobą gadaliśmy. Rozmawiał ze mną jakby nic złego się nie stało, a Bill NIGDY nie zapomina o kłótniach ani sprzeczkach i NIGDY nie zachowuje się w taki sposób. Nic więc dziwnego, że cały koncert byłem lekko nieprzytomny. Aż dziw bierze, że się nie machnąłem z żadnym akordem. Nawet ta adrenalina na scenie nie była w stanie pokonać tych uporczywych myśli o moim bracie. Uff... I to niby ja jestem dziwny?
Skończyliśmy koncert około północy. Gus szczękał zębami biegnąc do garderoby. Pacan. Było grać na scenie bez koszulki? Dziwię się, że przy tej temperaturze nie zamarzł razem z pałeczkami, ale to już jego problem. Cierp ciało, coś chciało.
To mi przypomniało, że dzisiaj będę pewnie miał powtórkę z rozrywki z Billem. Cholera! Nie chciałem znowu zrobić mu krzywdy.
Zerknąłem na Geo, który szedł przed siebie jakby w ogóle nie kontaktował, po czym przeniosłem wzrok na Billa. Wyglądał... inaczej. Zupełnie, jakby miał coś do ukrycia.
-Bill? Przyjdziesz dzisiaj?- spytałem wiedząc, że Geo i tak nie skojarzy, o co chodzi. Nikt by nie skojarzył.
-Jasne- odparł, jakby to była prośba o jego przyjście.
Westchnąłem.




Bill
Byłem w kropce. Nie wiedziałem, czy starczy mi odwagi, żeby spróbować jeszcze raz, chociaż...
Już zupełnie się pogubiłem. Może lepiej na razie sobie odpuścić? Ale przecież jeśli teraz sobie odpuszczę, to potem tym bardziej będę się cykał.
Westchnąłem.
Czas na drugą próbę.
Będzie musiało być tak, jak z naszymi piosenkami, pomyślałem idąc do swojego pokoju. Będziemy to robić, dopóki nie opanujemy tej sztuki do perfekcji.
Szybko wszedłem pod prysznic mimowolnie się krzywiąc. Świetnie pamiętałem, co zrobiłem w tym miejscu. Chciałem, żebyśmy jak najszybciej opuścili ten hotel.
Po kąpieli poszedłem do Toma. Siedział na łóżku po turecku z przymkniętymi oczami. Miał na sobie dresowe spodnie, był bez koszulki. Oblizałem się na widok jego klatki piersiowej, był to czysty odruch.
Usiadłem obok niego. Spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział.
-Chcesz to zrobić jeszcze raz?- zapytał po chwili ciszy.
-Tak, ale...- zawahałem się.- Mógłbyś być trochę delikatniejszy? Chociaż na początku?
-Nie wiem- wzruszył ramionami z niechęcią.- Bill, jestem wykończony. Dwie godziny prób przed koncertem, ten cały szum wokół... Łażenie w tą i z powrotem, robienie dobrej miny do złej gry... Sam wiesz, jak to męczy. Nie mam sił na opanowanie. Nie dzisiaj, ale... mogę spróbować. Nie oczekuj jednak ode mnie zbyt wiele.
Westchnąłem. To, co powiedział oznaczało, że wcale nie ma zamiaru być dla mnie łagodnym. Nie miał zbyt dobrego humoru i wiedziałem, że dzisiejsze zabawy nie są dobrym pomysłem.
Tak więc robienie TEGO odpada. Zagryzłem dolną wargę zastanawiając się przez chwilę gorączkowo. Właściwie była jeszcze jedna rzecz, której chciałem spróbować poza penetracją. Zawsze mnie ciekawiło, jak to jest... W obie strony.
Spojrzałem na Toma, który przyglądał mi się uważnie bez słowa. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem z łóżka. Zgasiłem światło, po czym na oślep podszedłem do Toma i usiadłem obok niego. Wyciągnąłem rękę. Trafiłem na jego obojczyk. Przejechałem paznokciem po jego klatce piersiowej aż do momentu, kiedy napotkałem na swojej drodze spodnie dresowe.
-Bill?
Nachyliłem się i cmoknąłem go w policzek. Zacząłem całować jego szczękę umiejętnie omijając usta. Pociągnąłem go za nadgarstek tak, żeby się położył. Sam podparłem się na jednym łokciu i po prostu nachylałem się do niego całując go w różnych miejscach.
-Pozwolisz mi dzisiaj zostać?- spytałem cicho delikatnie głaskając jego bok.
Westchnął.
-Nie.
Nie skomentowałem tego, nie było sensu się spierać. Nie okazując, że mnie to zabolało, objąłem wargami jego sutek i zacząłem go delikatnie ssać i trącać kolczykiem w języku. Jęknął cicho wplatając palce w moje rozpuszczone włosy i głaskając mnie po nich jak dziecko.
Przez dłuższą chwilę pieściłem go delikatnie, a potem złapałem za jego spodnie dresowe i zdjąłem je z niego. Nie miał bielizny.
-Bill?- zapytał cicho, ale nie odpowiedziałem.
Pociągnąłem go na brzeg łóżka i kazałem mu usiąść.
-Bill, co ty robisz?- spytał ponownie.
Nachyliłem się do stolika nocnego i zapaliłem lampkę, a potem klęknąłem przy jego nogach. Rękoma rozchyliłem je szeroko i przez chwilę przyglądałem się jego penisowi. Chciałem to zrobić, tylko nie byłem pewien, czy uda mi się doprowadzić go do orgazmu.
Lubię wyzwania, pomyślałem jeszcze mocniej rozsuwając jego nogi.
-Bill...?
Jego penis nabrzmiał tylko odrobinę. Chwyciłem go u nasady i pewnie wziąłem w usta. Tom jęknął i automatycznie jego członek zaczął robić się większy.
Uczucie było ciekawe. Jego penis był gładki i ciepły. No, i jeszcze mokry od mojej śliny. Pachniał... całkiem przyjemnie. Tak, jak powinien w takiej sytuacji. Lizałem go z takim zapałem, z jakim małe dziecko rozpakowuje swój prezent w święta Bożego Narodzenia. Przestał mi mieścić się w usta, co trochę mnie zirytowało. Próbowałem wziąć go całego, ale poczułem odruch wymiotny i musiałem spasować. Wyjąłem go na chwilę i spojrzałem na twarz Toma. Wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami i... ustami. 
Złapałem go za nadgarstek i przyłożyłem do swojej głowy.
-Trzymaj mocno- powiedziałem i uśmiechnąłem się do niego, kiedy złapał mnie pewnie za włosy.
-Pokieruj mną- dodałem oblizując wargi i ponownie biorąc jego przyrodzenie w usta.
Tom trzymając mnie za głowę nabijał mnie na swojego członka w coraz szybszym tempie. Czułem na języku słony smak spermy i wiedziałem, że jest już bardzo blisko spełnienia. Językiem zsunąłem jego napletek i kiedy przerwał na chwilę niezdolny do kierowania mnie, zassałem się na czubku.
-Bill... Aach... Uuach!! Już, teraz...- jęczał wypychając biodra do przodu.
W ułamku sekundy moje usta napełniły się jego spermą. Zakrztusiłem się, ale nie wyplułem tego. Nadal podniecony rzuciłem się na niego i zbliżyłem swoje usta do jego.
-Nie!- powiedział przerażony.
Nie czułem obrzydzenia, chociaż mając w ustach spermę i czując, jak płynie mi po brodzie, zdecydowanie powinienem. Doszedłem jednak do wniosku, że wstydzić będę się potem.
Tom jakby nagle odzyskał siły. Odwracał głowę na wszystkie strony nie pozwalając mi się pocałować. W końcu przytrzymałem go za warkoczyki i przywarłem do niego.
-Nie, to ohydne! Bill, przestań- poprosił.- Bill, nie chcę!
Nie posłuchałem go wdzierając się językiem do jego ust i dając mu posmakować jego własnej spermy. Znieruchomiał na chwilę pozwalając mi buszować w jego ustach, a potem westchnął i oddał pocałunek.
-Pij- wycharczałem między pocałunkami.
Stróżka spermy pomieszanej ze śliną popłynęła z kącika ust Toma, ale on w tej chwili już się tym nie przejmował. Moje biodro znowu coś zaczęło uwierać.
-Chcesz jeszcze raz?- spytałem.
Pokiwał energicznie głową poprawiając się na łóżku i szeroko rozkładając nogi. Wyglądał jak ćpun, który zdecydowanie przesadził.
Ponownie mu obciągnąłem i powtórzyłem cały fortel. Tym razem Tom nie wzbraniał się, spokojnie przyjmując swoją spermę i połykając ją. W międzyczasie ręką pomagał mi osiągnąć orgazm. Gdy wreszcie opadłem na niego zupełnie wykończony, westchnął przytulając mnie do siebie.
-Ohyda- jęknął.- Chyba zwymiotuję.
-Weź, nie żartuj- wysapałem.
-Mówię poważnie- szepnął cicho zbolałym głosem.
Uniosłem się na łokciach i spojrzałem na niego. Wyglądał cosik... niepewnie.
W końcu odepchnął mnie i usiadł, biorąc głęboki wdech.
-Hej, co jest?- zapytałem.
-Chwila... Uhm... Już chyba... jest dobrze.
Położył się obok i wytarł sobie twarz z resztek nasienia.
-To było ohydne! Nigdy więcej tego nie rób- warknął odwracając się do mnie plecami.
Mimowolnie zarumieniłem się nie wiedząc, co we mnie wstąpiło, że to zrobiłem.
Zagryzłem niepewnie dolną wargę. Westchnąłem cierpiętniczo i wciągnąłem na tyłek spodnie.




Tom
Leżałem jak paralityk nie wiedząc, co zrobić. Bill był o wiele odważniejszy, niż się spodziewałem. Coraz bardziej się obawiałem o to, co może zdarzyć się w przyszłości. Jeśli chodzi o pieprzenie go, ok. Ale to, co zrobił, przekroczyło wszelkie pojęcie.
Nie odważę się zrobić mu... loda. Nie ma mowy. To... ohydne! Może i przyjemne, ale dla tego, kto to zrobił, na pewno takie nie jest.
Chciało mi się płakać. Płakać, bo Billy, mój kochany braciszek jeszcze kilka minut temu klęczał między moimi nogami. Bo jego głowa rytmicznie się tam poruszała, a usta i język sprawiały mi nieludzką przyjemność. Nigdy nie chciałem zobaczyć go w sytuacji, w której będzie się tak poniżał i robił komuś laskę.
Boże! W dodatku chciałem, żeby zrobił to jeszcze raz. Tak mnie to podnieciło, że zupełnie straciłem głowę. Zbyt mocno na mnie działał, jeszcze nigdy nie traciłem kontroli w takich sytuacjach, a przy nim zwyczajnie wymiękałem.
Wszystko zaczęło się coraz bardziej komplikować.
-Tom...- zaczął mój bliźniak, ale szybko mu przerwałem.
-Nie zrobię ci loda!
Zapadła cisza, którą przerwał jego cichy śmiech.
-W porządku- powiedział cicho głaszcząc mnie po ramieniu.- Chciałem ci tylko powiedzieć dobranoc.
-Idziesz już?- spytałem cicho.
-Nie pozwoliłeś mi zostać. Czyżbyś zmienił zdanie?
-Nie- za szybko!
Powiedziałem to za szybko...
-Och. W porządku. Więc... do rana.
Łóżko ugięło się na chwilę, kiedy wstawał. Obejrzałem się błyskawicznie chcąc się upewnić, że nie zrobi się jakiś psychiczny po tym, co się stało, ale wyglądał normalnie. Uśmiechnął się do mnie lekko, a potem wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi.
Odetchnąłem głęboko i wtuliłem się mocno w poduszkę.
Co teraz? Co, jeśli będzie ode mnie oczekiwał pełnego zaangażowania? Jak mam się z tego wszystkiego wykręcić?
Z jednej strony chciałem to zakończyć, ale z drugiej strony czułem, że zaczynam się od tego uzależniać. To, w jaki sposób zmieniły się nasze relacje, podświadomie mi się podobało i nie chciałem z tego tak po prostu rezygnować. Nie wiem, czy potrafiłbym traktować go tak, jak przedtem.
Nie chciałem...
... I to przerażało mnie najbardziej.



Bill
-Daj spokój, Bill- mówiłem do siebie kręcąc się po łazience.- No, przestań- mruknąłem spoglądając w lustro i pesząc się na widok swojej czerwonej twarzy.- Przecież już po wszystkim, wtedy nie było ci wstyd. Tom był zadowolony przecież.- Znowu spojrzałem w lustro i westchnąłem cierpiętniczno.
Rumieńce nie chciały zejść.
Boże!
Zrobiłem loda własnemu bratu.
Czy to normalne?
Raczej powinienem zadać to pytanie zanim zaczęliśmy się w to wszystko bawić. Cóż, w sumie to on miał zaspokajać mnie, a nie ja jego, ale nie chciałem wychodzić z jego pokoju bez żadnych podniecających pieszczotek, a że padło akurat na to...
Chyba do końca życia nie spojrzę mu w oczy, pomyślałem gasząc światło w łazience i wchodząc do pokoju.
Położyłem się na łóżku i zacząłem się zastanawiać nad istotą naszego związku. Jutro zrobimy drugie podejście. Będzie nowy hotel, zlew, którego nie zapchałem marchewką (a to w tym wypadku najważniejsze), nowe bateryjki ( mam nadzieję, że będę pełen energii), nowi ludzie i... No, po prostu będą lepsze warunku, no.
Nie rozdrabniajmy się. Będzie fajnie.
Naprawdę bardzo, bardzo fajnie!


-CO?! Ale David...!- jęczeliśmy zgodnie człapiąc za menagerem do tourbusa.
-Ani słowa. To już postanowione.
-Będziemy wykończeni po koncercie, jak mamy do północy brykać po wesołym miasteczku z idiotycznymi uśmieszkami?!- spytał wściekle Tom, który wyglądał, jakby zaraz miał zdzielić Josta swoją torbą.
-Macie pokazać, że żaden koncert wam nie straszny. Macie się dobrze bawić i udowodnić, że jesteście świetnymi, wyluzowanymi ludźmi. Fani muszą wiedzieć, że nadal jesteście tak samo cool, jak wcześniej- argumentował David.
-Jesteśmy tak samo cool!- warknął oburzony Geo.
-Ja to wiem, ale inni nie. To tylko kilka godzin, nic wielkiego. Wsiadajcie już.
-Ale...
-Wsiadać i nie gadać! No, już! Zaraz będziecie biec za samochodem, nie będę czekał na spóźnialskich.
Cała nasza czwórka w tym samym momencie wystawiła dwie ręce i pokazała Davidowi pieprzonego, zbiorowego fuck'a.
W parszywych nastrojach wsiedliśmy do tourbusa.
Miałem nadzieję, że przeżyję ten dzień. W każdym bądź razie zapowiadał się fatalnie.
Po prostu fatalnie!

1 komentarz:

  1. Współczuje wam chłopcy~ *daje im serduszeło* Miłej zabawy.. Khahahaa
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)