niedziela, 25 maja 2014

~29~



Kevin patrzył z przerażeniem, jak ściana wali się, a gruz przysypuje Cogera do pasa. Demonem się nie martwił, bo biały wilczur praktycznie od razu podbiegł i go wykończył.
-Tom!
Szatyn szarpnął się i wyrwał wilczurowi, który trzymał w zębach rękaw jego bluzy. Kucnął przy nieruchomym bracie i zaczął go szturchać.
-Tom! Obudź się! Tom, proszę!- mówił cicho starając się go ocucić.
Zrozpaczony zerknął na szarego zwierzaka i zagryzł dolną wargę widząc w tle zrujnowany klub. Większość ścian była poobijana, stoliki roztrzaskane, a cały sprzęt DJ szlag trafił.
Szatyn ponownie skupił się na Cogerze. Usiadł tuż przy nim i delikatnie głaskał go po warkoczykach czując narastającą panikę. Blondas nie mógł umrzeć! Nie teraz, kiedy wszystko wskazywało na to, że pozbędą się demonów już na zawsze!
Musimy iść. Zaopiekuj się nim.

-Zaczekaj!- krzyknął Kevin widząc, że oba wilczury wskakują w niebieskawą poświatę i znikają.
Wszędzie zapanowały potworne ciemności, po demonach i aniołach nie został żaden ślad. Jedynie zniszczony klub mógł być dowodem na to, że starły się w nim dwie potężne siły.
Kevina kusiło, żeby jakoś wydostać się na zewnątrz i poprosić o pomoc, bał się jednak zostawiać Toma samego. Z cichym westchnieniem zaczął macać brata po ciele i przeszukiwać kieszenie. Nie mogli przecież obaj zgubić telefonu!
Udało mu się go znaleźć w kieszeni obszernej bluzy. Wyciągnął go i szybko zadzwonił po pomoc. Podał wszystkie potrzebne dane i odetchnął, kiedy kobieta mu powiedziała, że już wysyłają karetkę. Pozostało mu tylko czekać.
Włączył w komórce latarkę i poświecił nią na twarz Cogera. Był blady i zupełnie nieruchomy. Widząc go w tym stanie Zakrzewski nerwowo przełknął ślinę. To nie tak miało być.
Położył się przy nim wcześniej upewniając się, że reszta ściany się na nich nie zawali. Mógłby spróbować go odkopać spod tego gruzu, ale bał się, że zrobiłby mu tym krzywdę. Nie było wyjścia, musiał czekać.
Usłyszał z góry, jak metal trze o metal i mimowolnie zadrżał. Wyglądało na to, że coś zostało uszkodzone i strop może na nich runąć. Nie chciał, by pogrzebano ich żywcem.
Mógł zostawić Toma i samemu się ratować, ale… Nie byłby sobą, gdyby to zrobił. Nazywał się Kevin Zakrzewski i nie uciekał z tonącego statku. Nie porzucał rannych, a już zwłaszcza swoich braci.
Tom jęknął i poruszył się niespokojnie. Kevin automatycznie poświecił na jego twarz. Blondyn zacisnął mocno powieki zasłaniając oczy rękami.
-Kevin? Zabierz to cholerstwo- wyjęcza z bólem.- Au! Moje nogi… Co mi się…?
-Zawaliła się na ciebie część ściany. Musimy czekać na pomoc.
-Demony…?
-Pokonane.
-A…
-Zniknęły. Chyba na dobre.
Złowieszczy zgrzyt metalu dochodzący z góry znowu napełnił Kevina przerażeniem.
-Co to było?- zapytał Tom wstrzymując oddech.
Strach malujący się w jego oczach doprowadzał Zakrzewskiego do rozpaczy. Co powinien zrobić?
-To nic. Nie przejmuj się.
-Nie kłam… to się zaraz zawali!
Tom szarpnął się i jęknął z bólu. Wziął kilka głębszych oddechów i znowu spróbował się uwolnić. Na próżno.
-To bez sensu, tylko zrobisz sobie krzywdę. Przestań- upomniał go Kevin.
-Nie chcę tu zginąć! Nie po tym wszystkim co…
-Nie zginiesz. Obiecuję, tylko nie szarp się.
-Nie pieprz! Nie masz na to wpływu- kolejne szarpnięcie i kolejny bolesny jęk.
-Tom, przestań- poprosił cicho Zakrzewski widząc łzy bólu spływające po policzkach Cogera.
-Ja nie chcę, Kevin. Boję się. Proszę, pomóż mi stąd wyjść!- błagał blondyn podejmując kolejne próby uwolnienia się.
-Spokojnie. Nie wpadaj w panikę.
Kolejny złowieszczy zgrzyt i cichy szloch Toma doprowadzały szatyna do obłędu. Nie wiedział, co powinien zrobić w tej sytuacji. On również nie chciał umierać. Bał się, bał jak cholera, że to wszystko runie i ich przygniecie. Nie mógł jednak pokazywać swojego strachu bratu, bo to tylko pogorszyłoby jego stan. Musiał być silny. Dla niego. Dla siebie. Dla nich.
-Uspokój się!- powiedział stanowczo przytrzymując Cogera.
-Pomóż mi, do cholery! Proszę! Chcę stąd wyjść!- mówił Tom drżąc.
-Ja też, ale na razie nie możemy. Musisz się uspokoić.
-Kevin, proszę… Błagam, ja…
-Ja też cię proszę, Tom. Uspokój się! Zaufaj mi. Nic nam się nie stanie, rozumiesz? Nie zostawiłyby nas tak, gdybyśmy mieli zginąć. Nie musisz się bać.
-Ale…
-Cii. Nic nie mów…- Kevin ułożył się obok blondyna i przytulił się do jego boku uważając, aby go nie urazić. Nie wiedział, jakie dokładnie ma obrażenia.- Pogadajmy o czymś, dobra? O czymś przyjemnym. Może o rysowaniu?- Machinalnie głaskał dłonią warkoczyki Toma nie zdając sobie sprawy, że był to gest, którego bliźniacy używali w stosunku do siebie w kryzysowych sytuacjach. Drugą ręką odszukał dłoń Toma i splótł jego palce ze swoimi. W takich momentach wszystkie chwyty są dozwolone.- Lubisz rysować, ja się na tym nie znam. Może mi coś wyjaśnisz? Jak rysować portrety albo…
-Nie pieprz- poprosił cicho Tom próbując w ciemności uchwycić spojrzenie brata.- W ogóle cię to nie interesuje, chcesz mnie tylko czymś zająć.
-Może. Chcesz więc pogadać o gitarach? Ten temat jest bardzo ciekawy, tylko nie wiem, czy przypadnie ci do gustu.
Kevin rozpaczliwie próbował nawiązać jakąkolwiek rozmowę z blondynem. Nie ważne, czy będą rozmawiać o rysowaniu, alkoholu, seksie czy pogodzie na Saharze. Cokolwiek, byle się czymś zająć i ignorować coraz częstsze zgrzyty dochodzące do nich z góry.
-Obiecasz mi coś?- spytał cicho Tom przestając się szarpać, jednak wciąż cicho płacząc.
-Co?
-Obiecaj, że obiecasz- rzucił Tom drżącym głosem, któremu nie sposób było odmówić.
-Obiecuję.
-Nauczysz mnie grać na gitarze- to nie było pytanie.
-Oczywiście, nie ma sprawy.
-I… skasujesz z telefonu Billa ten głupi filmik, na którym się całowaliśmy.
Kevin mimowolnie się uśmiechnął.
-Wiesz co? W sumie to… jest swego rodzaju pamiątka. W ogóle nie pamiętam tamtej imprezy, tylko Bill był świadomy tego, co się dzieje. Ja do tej pory mam pustkę w głowie.
-Pamiętasz, jak upiliśmy się w parku i poszliśmy na huśtawki? Tak rozbujałeś Aleksa, że wypadł i roztrzaskał głową pół litra wódki, które zostawiliśmy w trawie. Zamiast przejmować się tym, że całą twarz ma we krwi, on klął, bo szkoda mu było tej jednej butelki.
Sukces, pomyślał Kevin.
-A pamiętasz, jak poszliśmy do Marcela i schowaliśmy się przed jego ojcem na strychu, żeby nie zobaczył, że jesteśmy pijani? Zamknął nas tam przez przypadek i nie mogliśmy wyjść aż do rana. Piotrek skręcił sobie nogę, jak uciekał przed małą myszką.
Tom zaśmiał się cicho. Szatyn przestał głaskać go po głowie i otarł mu łzy z policzków, po czym spróbował sobie przypomnieć jakąś inną śmieszną sytuację z ich życia. Okazało się, że wcale nie jest to takie trudne.
-Nic nie przebije Fabiana prowadzącego przez miasto taczkę z zalanym Marcelem w środku. Do tej pory pamiętam minę staruszki, która wysiadła z samochodu i trzymając w ręce torebkę, zaczęła na niego krzyczeć, że ma zejść z drogi, bo nie ma jak przejechać- zachichotał Kevin.
-Zamknęła się, kiedy tylko reszta do nich doszła- dopowiedział blondyn zaciskając palce na dłoni Zakrzewskiego. Kevin automatycznie odwzajemnił ten gest.
-A pamiętasz…?
Nie wiedział, ile czasu tak ze sobą rozmawiali, ile głupich i absurdalnych sytuacji przytoczyli. Po prostu starali się zabić czas i jakoś przetrwać ten trudny okres. Kevin w końcu również się rozluźnił. Widział, że z Tomem jest źle. Utrzymanie przytomności kosztowało go wiele wysiłku. Jego nogi najprawdopodobniej były złamane i tylko on sam mógł wiedzieć, jak bardzo bolą. Mimo to dzielnie szukał w pamięci jakichś ciekawych anegdotek, którymi mógłby się podzielić. Szatyn uznał, że warkoczyk jest jego własnym, prywatnym bohaterem i już zawsze nim pozostanie.
Długo leżeli. Bateria w telefonie rozładowała się i latarka zgasła pogrążając ich w egipskich ciemnościach. Mimo to przytuleni do siebie szeptali i śmiali się. Kevin zastanawiał się, dlaczego karetka tak długo zwleka. Zaczynał tracić nadzieję, że w ogóle ktoś im pomoże jakoś się wydostać z klubu. Był już bliski załamania, kiedy usłyszał wyjącą syrenę. Odetchnął z ulgą.
Gdy jednak chciał podzielić się swoją radością z Tomem, zorientował się, że blondyn stracił przytomność.

Pojawienie się wilczura było dla Billa ogromnym zaskoczeniem. Gdy usłyszał piski demonów, próbował wyjść z klubu i zabłądził. Tylko jemu mogło się to przytrafić akurat w takim momencie. Potwory odcięły mu drogę ucieczki i kiedy już miały go wykończyć, pojawiała się czarna bestia rozszarpując je na strzępy.
Na początku odetchnął z ulgą i miał ochotę uściskać swojego opiekuna. Potem jednak przypomniał sobie, że przez tyle miesięcy pozwalał na to wszystko i nie pomógł im, kiedy tego potrzebowali.
-Co tak długo?- spytał naburmuszony stojąc pod ścianą w obdrapanej łazience. Jedyne światło płynęło od strony jego komórki rozpraszając odrobinę panujące wokół ciemności.
Nie mogliśmy wcześniej wam pomóc. Przykro mi.
-Mógłbyś mi to wyjaśnić? O co tutaj w ogóle chodziło?
To bardzo długa historia, Bill. Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że demony pragnęły opuścić swój wymiar i chciały siać zamęt wśród ludzi. Najpierw miały zamiar wyeliminować tych, którzy mogli im zagrażać, a potem resztę ludzi.
-Dlaczego atakowały akurat nas?
Byliście u nich niedawno. Ich głównym powodem było zabicie jednego z nich. Bały się, że nauczyliście się korzystać ze swoich mocy i będziecie stanowić dla nich zagrożenie.
-Przecież nie zabiliśmy żadnego…- oczy Czarnego rozszerzyły się z zdumienia.- Chyba żartujesz! Chcesz powiedzieć, że uczepiły się nas, bo jak spadaliśmy w dół przepaści, to przetrąciliśmy jednego z nich?
Pretekst, Bill. To był tylko pretekst.
-Czemu nie przyszliście wcześniej?
Bóg zrezygnował z ich pomocy przy testowaniu bliźniaków. Byliśmy potrzebni w tamtym wymiarze. Te, które nie rozpoczęły buntu, zniknęły dobrowolnie i zostały im przydzielone inne zadania. Te, które nie chciały nas posłuchać, musiały zostać wysłane do świata duchów. Wiedzieliśmy, że was atakują, ale chroniąc was tutaj tylko marnowalibyśmy czas. Staraliśmy się uporać z nimi tam i resztę pokonać tutaj, zamiast wyłapywać je pojedynczo.
-No, dzięki! Mogły nas zabić.
To było konieczne. Poza tym, mieliście jak się bronić. Gdyby naprawdę wam zagrażały, wkroczylibyśmy.
-Co z Tomem i Kevinem?
Nic im nie jest, są w głównej sali i obserwują walkę. Wsiądź na mnie, muszę cię stąd szybko zabrać.
Bill kiwnął głową i podszedł do bestii. Usadowił się wygodnie na jej grzbiecie i splótł ręce na szyi. Wilczur nie miał najmniejszych problemów z poruszaniem się w ciemnościach. Odnalazł tylne wyjście z klubu i przednimi łapami wyważył drzwi. Akurat byli na wąskiej uliczce między budynkami, kiedy Czarny krzyknął z bólu i spadł na ziemię. Chwycił się za nogi jęcząc głośno i wijąc się spazmatycznie.
-Co to…?- spytał zaciskając zęby z bólu.
Tom został przygnieciony przez ścianę w środku, ale nic mu nie jest. Stracił tylko przytomność. Zaraz muszę iść, więc słuchaj mnie uważnie. Od tej chwili już nie będziecie czuć swojego wzajemnego bólu, a wasze naszyjniki stracą moc. Zadziałają tylko wtedy, kiedy jakiś wytwór innego świata się tutaj pojawi i będzie chciał wam zagrozić. Cały czas was obserwujemy. Jako istoty wyższe od was lepiej wiemy, kiedy wkroczyć. Demony zostały pokonane, ale to jeszcze nie koniec problemów z nimi. To jednak już was nie dotyczy. Na każdego z was trzech została nałożona klątwa poprzez draśnięcie przez demona.
-Co?- zapytał Bill nie rozumiejąc, o co chodzi.
Każdemu z was będą rodziły się tylko bliźniaki. Zawsze. Musicie więc być ostrożni. Nie lekceważcie tego. Ta linia jest szczególna, wasi potomkowie mogą mieć wielką moc.
Bestia umilkła jakby nasłuchując.
Muszę już iść. Pamiętaj o tym, co ci powiedziałem.
Wilczur wbiegł w niebieską poświatę, która zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. W tym samym czasie Bill przestał odczuwać ból i mógł odetchnąć z ulgą. Wstał zastanawiając się, co z Tomem. To on musiał to wszystko czuć. Na pewno nie było z nim dobrze.
Wyszedł na ulicę i rozejrzał się niepewnie. Wchodzenie do środka nie było zbyt mądrym pomysłem, mógł tylko sobie zrobić krzywdę. Z Tomem był Kevin, dzięki Bogu chociażby za to.
-Bill?
Coger odwrócił się i spojrzał w jedno z okien bloku, skąd dochodził do niego dziewczęcy głos. Zmrużył lekko oczy starając się zobaczyć, kto go woła.
-Cześć- powiedział uświadamiając sobie, że ma do czynienia z Magdą. Spotkał ją tylko raz, gdy poszedł razem z Natalią na sesję i została odwołana.
-Co ty tutaj robisz?- zapytała.
Czarny pokręcił tylko głową nerwowo zagryzając wargę. Odwrócił się patrząc na klub, i przeczesał dłonią zmierzwione włosy.
-Wszystko w porządku?
-Nie. Nic nie jest w porządku. Moi- głos mu się załamał- bracia tam utknęli. Coś jest nie tak. Mogłabyś zadzwonić po karetkę? Padła mi bateria.
-Czekaj, już schodzę.
Okno zamknęło się i po chwili dziewczyna pojawiła się na dole. Patrzyła z troską na Billa.
-Co tam się stało?- zapytała Magda dzwoniąc do szpitala.
-Nie mam pojęcia- skłamał gładko.- Coś się zawaliło po tym, jak wszyscy wyszli. Kevin i Tom zostali w środku.
-Jesteś pewien, że nie wyszli innym wyjściem i teraz ciebie szukają?
-Tom jest ranny- upierał się chłopak.
-Skąd wiesz… Dobry wieczór- powiedziała do słuchawki. Przez chwilę rozmawiała z kimś marszcząc brwi, a potem rozłączyła się i westchnęła.- Ktoś już do nich dzwonił. Przedstawił się jako Kevin Zakrzewski. Powiedział, że na jego brata zawaliła się część ściany i nie może się ruszyć. Niedługo powinni przyjechać.
-Matko…- jęknął Bill łapiąc się za głowę i chodząc nerwowo po chodniku. Niby anioł powiedział, że blondynowi nic się nie stało, jednak tak naprawdę nie miał do niego zbyt wielkiego zaufania. Wilczury były dziwne i nie potrafił pojąć ich toku rozumowania.
Nie wiedział, ile czasu tak krążył po chodniku w jedną i drugą stronę, zanim przyjechała karetka. Magda przez cały czas była obok i starała się go pocieszyć.
W ogóle nie docierało do niego, co mówiła. Patrzył, jak sanitariusze i strażacy wchodzą do środka zdemolowanego klubu, a po kilkunastu minutach dostrzegł ich. Kevin szedł normalnie nawet na moment nie spuszczając wzroku z ciała leżącego na noszy.
-Kevin! Tom!
Czarny podbiegł tam szybko i jęknął widząc, że jedna nogawka spodni bliźniaka jest cała we krwi. Warkoczyki Toma były brudne, ubranie podarte i mocno poplamione na czerwono. Blondyn był nieprzytomny.
Więcej nie dostrzegł, ponieważ jeden z sanitariuszy przykrył rannego folią, aby się nie wyziębił.
-Nic mu nie będzie, Bill. Ma tylko złamaną nogę- powiedział Kevin nie pozwalając Cogerowi wsiąść do karetki.
-Puść mnie! Muszę tam jechać!
-Zapomnij. Tylko byś tam siedział i się zamartwiał. Najpierw wracamy do domu, ogarniemy się trochę i potem pojedziemy do szpitala, dobra?
-Ale Tom…
-On ma rację, Bill- wtrąciła się Magda kładąc mu rękę na ramieniu. Coger spojrzał na nią z rozpaczą.- Nie ma sensu tam siedzieć. Poza tym, o tej godzinie i tak nie zezwolą wam na widzenie go, będziecie musieli czekać do jutra.
Magda zaprosiła ich do siebie. Przedstawiła racjonalne argumenty, których chłopacy nie mieli sił odpierać. W dodatku okazało się, że jej ojciec jest lekarzem i może go poprosić, żeby ich wpuścił chociaż na chwilę do brata.
Kevin został wygoniony pod prysznic, a Bill zaprowadzony do kuchni, gdzie siedział przy stole i wmuszał w siebie przygotowane przez modelkę kanapki.
-Jedz, marnie wyglądasz- powiedziała stawiając przed nim kubek z parującą herbatą.
-I kto to mówi?- burknął cicho żując powoli kanapkę, zupełnie jakby zamiast niej miał w ustach kapcia. Po chwili pojawił się Kevin, który również został zmuszony do jedzenia kanapek, on jednak nie miał aż takich oporów.
-Może to nie jest najlepsza chwila, ale… Chciałam ci pogratulować- rzekła Magda patrząc na Zakrzewskiego z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Naprawdę?- zapytał chłopak nieprzekonany doskonale wiedząc, o co chodzi.
-Tak. Może to wydaje ci się dziwne, ale… Uważam, że zasłużyłeś sobie. Co prawda w reszcie dziewczyn masz zaprzysięgłych wrogów, ale ja trzymam twój front. Nareszcie ktoś im utarł nosa.
-Chodzi ci o to, że Kevin wszystkie was wyrolował?- zapytał Bill odkładając niedojedzoną kanapkę i wzdychając ciężko.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
W szpitalu ojciec Magdy nie chciał ich wpuścić do Toma pomimo jej usilnych próśb. Dopiero kiedy wzięła go na słówko, udało jej się go przekonać. Bill nie miał pojęcia, co mu powiedziała, ale lekarz dziwnie na niego patrzył. Wszedł razem z nimi do pokoju, w którym znajdował się Tom.
-Prawa noga jest złamana. Musieliśmy zatamować krwotok i poskładać kość. Przez pewien czas pacjent może lekko utykać, ale szybko powinien wrócić do pełni sił. Druga kończyna na szczęście wytrzymała nacisk i nic jej się nie stało prócz kilku zadrapań. Musieliśmy w jednym miejscu zszyć ranę, ale to nie było nic poważnego. Pacjent doznał również wstrząsu mózgu.
-Wstrząs mózgu?- zdziwił się Kevin.
Lekarz westchnął tylko.
-Tajemnica lekarska, ok? W każdym razie podaliśmy mu silne środki przeciwbólowe. Powinien się obudzić dopiero jutro w południe.
-Ile czasu będzie musiał spędzić w szpitalu?- spytał Bill siadając na łóżku obok bliźniaka i wpatrując się w niego ze strachem. Wiedział, że nic mu nie będzie, ale nadal nie mógł pozbyć się obaw o jego życie i zdrowie.
-Około tygodnia. Potem może wrócić do domu.
Czarny zignorował zaciekawiony wzrok lekarza. Magda stała trochę z tyłu i przypatrywała się wszystkiemu biernie.
-Co tam się stało? Cały klub ponoć został porządnie zdemolowany. Nie wyglądało to na działalność człowieka- rzucił doktor mimochodem.
-Nie mamy pojęcia. Wszędzie było ciemno i nic nie było widać- powiedział Kevin świetnie udając idiotę.
-O której możemy do niego przyjść?- spytał Bill cicho.
-O dwunastej zaczyna się pora odwiedzin. Powinniście teraz wrócić do domu i porządnie się wyspać. Madzia, ty też.
Bill wstał niechętnie. Kiedy lekarz wyprowadzał go z pomieszczenia, nadal się odwracał chcąc po raz ostatni upewnić się, że wszystko jest w porządku. Kevin w ogóle nie okazywał emocji, jakby stan Toma go nie interesował. Czarny przeczuwał, że to tylko gra pozorów. Tak naprawdę to Zakrzewski był z blondynem w tych trudnych chwilach i na pewno to on podnosił go na duchu, kiedy tego potrzebował.
Tej nocy spali razem jakby bojąc się, że demony powrócą i dalej będą chciały ich nękać. Michał nie skomentował tego, za bardzo był zmęczony po pracy w barze. Był w stanie jedynie się zdziwić, że Tom wylądował w szpitalu i wysłuchać sprawozdania na ten temat. Widok Kevina i Billa w jednym łóżku nie zrobił na nim większego wrażenie.
Gdyby nie obecność Zakrzewskiego, Czarny prawdopodobnie nie potrafiłby zasnąć. Kiedy jednak miał go obok siebie, odpłynął do krainy  Morfeusza w mgnieniu oka.


***
Od tego rozdziału proszę o dystans do tekstu, bo kompletnie popuściłam wodze fantazji...
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. rozdzial jak zawsze zajebisty^^ z niecierpliwoscia czekam na wiecej

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozdział. Co nam takiego szykujesz że aż karzesz zachować dystans? Czyżby jakieś wątki yaoi a może więcej fantastyki i walki z demonami.

    OdpowiedzUsuń
  3. to jest super. Szkoda że kolejny rozdział będzie za tydzień .

    OdpowiedzUsuń
  4. A ile jeszcze rozdziałów tego opowiadania przewidujesz?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest ich lacznie 34, wiec 5?:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)