Nie wiedział, dlaczego to
powiedział. W sumie cała ta kłótnia nie miała znaczenia, przecież wieczorem i
tak Kevin go zabije.
Gdy tylko sobie o tym przypomniał,
westchnął cicho.
- Dajmy już spokój, dobra? -
burknął. – To, co stało się w szkole, było winą nauczycielki i moją. Wczepiła
się w nas bez powodu i zwyczajnie próbowała nas poniżyć. Zrobiłem źle, dobrze o
tym wiem, ale to nie powód, żeby oskarżać o wszystko Toma. Nawet jeśli mnie
podpuszczał, wcale nie musiałem go słuchać. Poza tym, dostałem jedynie naganę.
Koniec, kropka.
Przez chwilę patrzył ostrzegawczo na
matkę. Widząc, że nie wie, co powiedzieć, bez słowa poszedł do swojego pokoju.
Położył się na łóżku i skulił.
Wieczorem już nie będzie żył. Zostanie brutalnie zamęczony przez swojego
rówieśnika i jego kolegów. I na co mu to wszystko? Do czego mu są potrzebne
dobre oceny i wzorowe zachowanie? W jaki sposób może mu to pomóc? Po co w ogóle
wdawał się w dyskusję i rzucał jakieś głupie groźby? To wszystko nie miało już
znaczenia, jego marzenia nie były ważne. W jego sercu nadal tliła się nieśmiała
nadzieja, że być może chłopak da mu spokój, ale szybko odrzucał taki tok
rozumowania. Kevin to sadysta, który jest zdolny do wszystkiego. Nie można
liczyć na litość, patrząc w jego zimne oczy, on czerpał przyjemność z zadawania
bólu.
Bill zadrżał i skulił się mocniej.
To nie było fair, że to on stawał przed takimi wyborami. Dlaczego odbierano mu
prawo do normalnego funkcjonowania? Nigdy nie zrobił nic aż tak złego, żeby
teraz przechodzić przez takie piekło. Wiedział, że tam pójdzie i pozwoli się
zabić, bo wolał to od patrzenia na śmierć bliźniaka. Nie był aż tak wielkim
tchórzem, jak mu się wydawało.
Zamknął oczy i leżał tak dłuższą chwilę.
Już zasypiał, kiedy ktoś cicho wszedł do jego pokoju i położył się obok niego.
- Tom? - spytał sennie chłopak.
- Obudziłem cię? - odezwał się
blondyn zza jego pleców.
- Nie, jeszcze nie spałem. Chciałeś
coś?
- Mateusz, Piotrek i Paweł chcą
dzisiaj do nas przyjść. Stwierdzili, że musimy pogadać. Masz coś przeciwko?
- Nie, to w końcu twoi koledzy, nie
chcę cię od nich odciągać.
- Bill, to co powiedziałem wtedy w
kuchni... nie bierz tego do siebie. Możemy pójść na mały kompromis?
- Jaki?
-Nie uzupełnię tamtych lekcji,
ale... mogę założyć nowe zeszyty i notować wszystko na bieżąco.
- Wszystko?
- Oprócz zadań domowych.
Czarny zaśmiał się cicho.
- Przepisałem ci ostatnie lekcje ze
wszystkich przedmiotów, ale… Tom? Obiecaj mi, że będziesz się bardziej przykładał
do nauki. Wiem, że tego nie lubisz, ale to naprawdę może ci się przydać.
- Bill, nie przesadzaj! I bez tego
dam sobie świetnie radę.
Młodszy westchnął. Kiedy umrze, Tom
posłucha jego prośby, był tego pewny.
- W porządku, zgadzam się na taki
układ - powiedział.
Bill siedział na łóżku w pokoju Toma
i patrzył na jego trzech kolegów, którzy wyciągnęli z plecaka dwa litry wódki.
Czy oni naprawdę mieli zamiar to wypić? Blondyn był zadowolony, jego twarz była
jednym wielkim uśmiechem, ale młodszy Coger nie uważał tego za dobry pomysł.
Jego ostatnia nadzieja na jakikolwiek ratunek przed Kevinem zgasła. Teraz
oficjalnie był już trupem.
Chłopcy rozsiedli się na łóżku,
podczas gdy Tom skoczył szybko na dół po kieliszki i literatki. Ania jeszcze
nie wiedziała o libacji. Cóż, niedługo na pewno się dowie.
- Bill? Czy wy naprawdę się
pogodziliście? Tak na dobre? - zapytał Mateusz.
- Tak - odparł spokojnie.
Czuł się trochę nieswojo w ich
towarzystwie. Byli to przecież ludzie, którzy przez dwa lata utrudniali mu
życie, zabierali mu pieniądze i dokuczali mu na przerwach. Zdarzały się też
dni, kiedy go bili, ale za to brała się reszta kolegów Toma. Tych, którzy
przyszli, uznawał za raczej nieszkodliwych.
- Więc, chyba musimy cię przeprosić.
Nie masz nam tego za złe? - odezwał się Paweł.
- Ależ skąd! - Bill uśmiechnął się
kpiąco, myśląc o dwóch latach upokorzeń. Naprawdę nie miał im tego za złe, był
przecież siostrą miłosierdzia i to, że ktoś go gnoił przez tak długi czas, w
ogóle nie miało dla niego znaczenia! Takie małe urozmaicenie w jego nudnym
życiu!
Nic dziwnego, że Tom tak szybko
został takim strasznym pustakiem. W takim towarzystwie każdy może dostać na
łeb.
Starszy Coger wrócił i postawił
kieliszki i literatki na stoliku nocnym i zaczął nalewać alkohol. To był
doprawdy dziwny widok dla Billa, który po raz pierwszy widział brata z litrem
wódki w ręce. Nawet się nie pokapował, kiedy ktoś mu wcisnął kieliszek.
- Ja nie piję - powiedział cicho,
lecz nikt nie chciał go słuchać.
- Billy, nie bądź dupa! Ktoś musi
rozkręcić to towarzystwo, a tylko ty się do tego nadajesz - rzucił Tom,
przechylając szybko swój kieliszek i zapijając trunek cola.
Czarny wykręcał się na wszystkie
możliwe sposoby, ale chłopcy ciągle go namawiali, na szczęście blondyn
najmniej. W końcu się skusił, ale tylko dlatego, że chciał się trochę
odstresować przed wyjściem na swoją egzekucję. Może wtedy mniej zaboli?
Przechylił kieliszek i wypił do dna.
Zakrztusił się, czując, jak pali go gardło, w oczach zakręciły mu się łzy.
Chłopcy wybuchli śmiechem i podali mu jego literatkę z cola, którą opróżnił
niemal do dna. Po jego ciele zaczęło rozchodzić się przyjemne ciepło, a w
uszach delikatnie szumiało. Zrobiło mu się tak jakoś lekko.
Zaczął pić coraz więcej, w sumie to
nie zostawał w tyle ani na moment. Miał nadzieję, że jego żołądek nie będzie
się buntował, nie chciał się przed śmiercią porzygać, przecież to straszny
obciach! Po kilku kieliszkach koledzy Toma byli już jego najlepszymi
przyjaciółmi. Sepleniąc jak pijaczki z rynsztoka, rozmawiali o rzeczach, o których
żaden z nich nie miał pojęcia. Piotrek próbował podpuścić Toma, żeby wymienił
kilka francuskich całusów się z Mateuszem, ale ten dzielnie się przed tym
wzbraniał.
Jeżeli to jest impreza, to ja się
poddaję, myślał Bill nieźle już wcięty.
Na dworze było ciemno i zbliżała się
chwila jego wyjścia. Mimo otumanienia alkoholem dobrze wiedział, co go czeka.
Problem nie zniknął ani na moment. Tom i jego koledzy coraz bardziej się
rozkręcali, aż do momentu, w którym opróżnili cały alkohol.
Wtedy pojawił się „poważny” problem
– kto pójdzie po więcej?
- Do kogo dzwonimy? - zapytał
Mateusz z westchnieniem.
- Na pewno nie do tamtych świrów,
przecież oni mi zrobią rozpierduchę w chacie! - westchnął blondyn. - Dobra,
czyli idziemy sami.
- Ja zostaję! Muszę do łazienki! -
rzucił Bill, próbując wstać.
Zachwiał się na łóżku i poleciał na
podłogę, przewracając tym samym Toma i Pawła. Mateusz wybuchnął śmiechem.
- Stary, byłbyś dobry w kręgle -
zaśmiał się Piotrek.
- Hej, złaź! - wyjęczał Paweł.
Czarny przeczołgał się na bok i
westchnął. Od kiedy nie umie wstać z łóżka? Miał nadzieje, że nie zapomniał,
jak się chodzi.
Gdy on zbierał się z podłogi,
chłopacy spokojnie wstali. Byli przyzwyczajeni do procentów i taka dawka nie
robiła na nich wielkiego wrażenia, zwłaszcza w umiejętny sposób rozłożona w
czasie. Zeszli na dół i wyszli z domu, nawet nie myśląc o koledze, który został
w środku.
Tom chodził po kuchni i prawie
wydeptał ścieżkę wokół stołu. Dawno już nie był aż tak przerażony.
Bill zniknął. Stało się to jasne
zaraz po tym, jak wrócili do domu z wyprawy po wódkę. Nigdzie go nie było, nie
odbierał telefonu. Coś musiało się stać, bo blondyna bolał brzuch, jednak
niezbyt mocno. O co w tym wszystkim chodziło?
Strasznie się martwił o swojego
bliźniaka, nie miał przecież pewności, czy jego przeczucia czasem nie są
mylące. Ania i Aleks siedzieli w kuchni i również byli zdenerwowani.
Znowu zawalił. Zamiast zająć się
Czarnym, wyszedł sobie z kumplami po wódkę! Idiota, idiota, idiota! Jak można
wciąż popełniać te same błędy? Już dawno powinien sobie zakodować, że Billa nie
spuszcza się z oczu.
Była już pierwsza w nocy, a on wciąż
ponawiał połączenia, jednak nikt nie odbierał. Czarny był w takim stanie, że
mógł zgubić komórkę, ale jakie było na to prawdopodobieństwo?
- Jak to możliwe, że tak po prostu
sobie wyszedł? - spytał Aleks, przecierając przekrwione oczy.
- Nie wiem! Wyszedłem z kolegami, a
on chciał zostać w domu! Powiedział, że musi iść do łazienki. Jak
wychodziliśmy, leżał na podłodze w moim pokoju! - panikował Tom.
Wygonił już kumpli do domów, nie
miał ochoty ich teraz oglądać. Już prawie godzinę siedzieli tak w kuchni, a on
chyba po raz dziesiąty wypowiadał te same słowa. Wszystko mu się przekręcało w
żołądku i miał wrażenie, że zaraz po raz pierwszy zwymiotuje po alkoholu.
Nagle zadzwonił jego telefon. Włosy
zjeżyły mu się na głowie, kiedy zobaczył na wyświetlaczu imię swojego
najgorszego wroga. Przełknął głośno ślinę i odebrał.
- Halo?- spytał.
- Nie zgubiłeś czasem czegoś?
Po plecach Toma przeszły dreszcze,
zadrżał. Nie, Kevin nie mógł tego zrobić...
- Bill?
- A więc jednak zgubiłeś - usłyszał
cichy śmiech po drugiej stronie.
- Co mu zrobiłeś? - wyjąkał
przerażony.
Usłyszał tylko śmiech i potem
chłopak przerwał połączenie. Blondyn przez chwilę stał nieruchomo, a potem z
całej siły uderzył komórką o podłogę. Rozsypała się na kilkanaście części. Złapał
się za głowę i jęknął cicho. Jeśli Kevin coś mu zrobił...
- Tom? - spytał zdumiony Aleks.
Chłopak zaklął tak szpetnie, że Ania
aż otworzyła szeroko oczy. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej
syn w ogóle zna takie słowa.
- Bill chyba ma kłopoty - powiedział
cicho, starając się jakoś uspokoić. Nerwy w niczym nie pomogą, a jedynie
pogorszą wszystko. Musi się skupić!
Bał się jednak tak strasznie, że
serce ciągle waliło mu jak oszalałe ani na chwilę nie zwalniając swojego rytmu.
- Skąd wiesz? - spytała Ania.
- Cóż... Za długa historia. Jest w
szkole taki chłopak, Kevin... On jest nieobliczalny, chodziliśmy razem na
imprezy. Nigdy się nie lubiliśmy. On... Mógł zrobić mu krzywdę.
- Jesteś pewny? - spytał Aleks.
- Tak. Znam go bardzo dobrze. Jeżeli
Bill natknął się na niego i na jego kumpli... Cóż, nie mam pojęcia, jak daleko
mogą się posunąć.
- Może powinniśmy zadzwonić na
policję? - podsunęła Ania.
Aleks pokręcił przecząco głową.
- Nie mamy żadnych dowodów, poza tym
chłopak jest pełnoletni. Zaginął kilka godzin temu, na pewno by nam nie
pomogli. Nie mamy też pewności, czy ktoś mu zrobił krzywdę. Jesteśmy w kropce.
Musimy czekać.
Blondyn nie chciał czekać, chciał
działać. Szykował się nawet do wyjścia z domu, jednak Aleks nie pozwolił mu na
to. Do samego rana siedzieli w kuchni i czekali na pojawienie się Czarnego.
Bez skutku.
***
Tu zaczyna się kolejny rozdział. Wstawiam razem, bo nie ma sensu tego przedłużać. To już właściwie ostatnie odcinki tomu I.
***
Gdy Tom i jego koledzy wyszli z domu
po alkohol, Bill doczołgał się jakoś do łazienki i załatwił potrzeby
fizjologiczne, a potem, na uginających się nogach, zszedł po schodach i wyszedł
z domu. Nie zakładał kurtki, miał na sobie tylko jakąś zwykłą bluzkę z
kapturem. Jakby tego było mało, dostał czkawki. Cóż, Kevin chyba będzie w
szoku, jak go zobaczy.
Stał przez chwilę na zimnie i czekał
na podmiejski. Musiał oprzeć się o jakiś znak drogowy, bo inaczej na pewno by
się przewrócił. Picie zdecydowanie nie było dla niego, chociaż musiał przyznać,
że alkohol nieźle grzeje. Stał na mrozie w jakiejś cienkiej bluzce i w ogóle
nie odczuwał zimna. Ktoś powinien jakoś to wykorzystać.
Zobaczył w oddali swój autobus.
Oderwał się od znaku i stanął w lekkim rozkroku, żeby się nie przewrócić. Gdy
już wsiadł, podszedł do niego jakiś mężczyzna.
- Bilecik, poproszę! - powiedział
spokojnie.
Czarny spojrzał na niego, mrugając
irytująco. Przez chwilę przetwarzał tę informację, a potem jęknął głucho.
Nie...
- Muszę-ę? - spytał głupio.
- Tak.
- Nie-e mam! Cholera-a, no! Głupia
czkawka-a.
Patrzył na faceta, który spokojnie
wypisywał mu mandat. Właśnie na takich idiotach jak Bill Coger takie instytucje
się dorabiają. Chciał już powiedzieć, że nie zapłaci tego, bo zaraz zostanie
brutalnie zamordowany, ale wolał się nie odzywać. Po co wzbudzać jakieś
podejrzenia?
Z głupią miną chwycił mandat i gdy
tylko mężczyzna się odwrócił, pokazał mu język. Tylko cudem nie przewrócił się
w autobusie, bo przecież nie pomyślał o tym, żeby usiąść. Dzielnie stał,
trzymając się metalowej rurki.
Obserwował z uwagą otoczenie,
czekając na swój przystanek. Gdy już był na miejscu, spokojnie zbliżył się do
schodków. Miał to nieszczęście potknąć się na ostatnim i przewrócić na twardy
beton. Był jednak z siebie dumny, bo nie zgubił mandatu i nikt inny z nim nie
jechał. Całe szczęście, nie chciał dodatkowych świadków swojego upokorzenia.
Na dworze było potwornie zimno, w
końcu był początek stycznia, ale on nie czuł chłodu. Tak naprawdę nie czuł
zupełnie nic, alkohol pomógł mu uporać się ze strachem. Nieźle nadrobił drogi,
idąc prawie idealnym zygzakiem, ale kogo to będzie potem obchodzić?
Nędza jak zwykle była oświetlona kilkoma
lampami z drogi. Kevin już tam stał i czekał. Czarny zdziwił się, bo nikogo
więcej nie zobaczył.
Spokojnie szedł w stronę szatyna,
mając nadzieję, że jak tylko do niego dojdzie, to ten po prostu go dziabnie i
będzie po wszystkim. Kevin uśmiechał się kpiąco, dopóki nie zobaczył, w jakim
stanie jest młodszy Coger. Wtedy jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
Bill podszedł do niego. Miał się
właśnie zatrzymać, kiedy niespodziewanie potknął się o jakiś kamień i runął na
szatyna. Obaj przewrócili się na twardą ziemię.
- Hm... Sorry? - spytał Czarny, chichocząc.
Kevin przez chwilę zupełnie nie
reagował, tylko patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Był w kompletnym
szoku.
- Jesteś pijany?! Ty?! - spytał w
końcu z niedowierzaniem.
- Tylko trochę zawiany - Bill usiadł
okrakiem na Kevinie i wzruszył ramionami. Pomachał szatynowi kartką przed
nosem. - Patrz, dostałem mandat. Będziesz musiał go zapłacić.
Chłopak zrobił wielkie oczy.
- Co się tak gapisz? - spytał Bill,
przeszukując mu kieszenie. - Gdzie masz nóż czy co tam innego? Pośpiesz się,
póki jestem zawiany i nie mogę uciekać po prostej.
Kevin nadal wpatrywał się w niego
zupełnie zaszokowany. Spodziewał się dosłownie wszystkiego, tylko nie tego, co
właśnie się działo.
Czarny poczuł, jak dwie mocne dłonie
odsuwają go na bok. Pozwolił się przesadzić na ziemię i patrzył na podnoszącego
się Kevina. Chłopak ukląkł i otrzepał ubranie, po czym spojrzał na niego.
- No? - ponaglił go Bill.
Szatyn zirytował się i uderzył go
pięścią w twarz. Czarny upadł na ziemię z cichym jękiem. Przyłożył dłoń do
bolącego miejsca i patrzył na Kevina, który zza paska wyciągnął scyzoryk. Coger
patrzył na przedmiot jak zahipnotyzowany. Przeleciała mu przez głowę głupia
myśl, że na szczęście nie ma śniegu, bo nie chciałby go zobaczyć zabarwionego
krwią.
Zaczął drżeć, ale nie ze strachu,
lecz z zimna. Nagle odczuł chłód, w końcu nie był ubrany odpowiednio do pogody.
Na nogi założył trampki, których nawet nie zawiązał, miał na sobie tylko bluzę.
Było mu też trochę niewygodnie na ziemi, ale posłusznie leżał i czekał.
Kevin nachylił się nad nim, uważnie
lustrując go wzrokiem.
- Trzęsiesz się - stwierdził. -
Czyżbyś się bał?
- Zimno mi - westchnął Bill, patrząc
tęsknie na ciepłą kurtkę szatyna.
- Zaraz nie będzie ci zimno.
- Kevin... dlaczego to robisz?
Miałeś mi wyjaśnić.
- Chcę się zemścić, braciszku -
powiedział spokojnie szatyn, przykładając czubek ostrza do policzka Cogera i
kreśląc na nim różne znaki.
- Braciszku-u? - zdziwił się Bill.
- Nie wiedziałeś, co? Mamy tego
samego starego!
Czarny patrzył na niego, szeroko
otwierając oczy. Nóż jakoś niespecjalnie mu przeszkadzał. W ogóle nie wiedział,
jak powinien się teraz zachować. Cholera, że też akurat teraz musiał się schlać!
Czy Kevin naprawdę może być jego
bratem?
- Jak to? Przecież jesteśmy w tym
samym wieku, ojciec był już po ślubie z moją mamą... nic z tego nie rozumiem -
wyjęczał cicho Bill.
- Stary zmajstrował mnie niecały
miesiąc po was. Zrobił sobie mały skok w bok. Gdy moja stara mu o tym
powiedziała, wyśmiał ją. W ogóle nie miał zamiaru brać odpowiedzialności za
swoje czyny. Miał to w dupie! Zostawił ją zupełnie samą. Gdyby nie to, że
wylądowała w szpitalu, poddałaby się zabiegowi. Wiesz, jak to jest, kiedy własna
matka mówi ci, że cię nienawidzi? Że żałuje, że nie zdążyła usunąć ciąży?
- Przykro mi - szepnął Czarny.
Szatyn zaśmiał się niewesoło.
- Jasne, że ci przykro! Wiesz, co
możesz sobie z tym zrobić?! To przez Cogerów jestem nikim. Wylądowałem na
marginesie społecznym i chowała mnie ulica. Stary w ogóle nie chciał mnie znać,
nie obchodziło go, czy mam w czym iść do szkoły, czy być może czasem nie
przymieram głodem. Podczas gdy ja każdego dnia musiałem walczyć o przetrwanie,
wy żyliście sobie jak szczęśliwa rodzinka. Rodzinka z kochającym ojcem! Ale to
mój ojciec! – mówił spokojnie chłopak, mocniej przyciskając do skóry czubek
noża. – Kawał gnoja czy nie, ale jednak ojciec. To trochę nie fair, że
mieliście go na wyłączność.
- To nie tak... - zaczął Coger, ale
Kevin mu przerwał.
- Właśnie, że tak! Postawił was ponad
mnie, mieliście wszystko, a mi nie chciał dać nic! Nie dostałem szansy.
Myślisz, że Lena tak bez powodu przeniosła się do twojej klasy i zaczęła się z
tobą zadawać? Po prostu miała u mnie dług wdzięczności, bo któregoś razu nie
posłuchała swoich starych i wymknęła się nocą z domu. W ostatniej chwili udało
mi się ją uratować przed czterema typami, którzy chcieli ją wyruchać na środku
chodnika. Miała u mnie dług wdzięczności. To ja zmusiłem ją, żeby zmieniła
szkołę. Sądzisz, że Tom bez żadnej pomocy z zewnątrz byłby zdolny do tego, żeby
przez dwa lata darzyć cię nienawiścią? Ciągle musiałem w nim umiejętnie
podsycać gniew i złość, ciągle musiałem być w pogotowiu, żeby w chwili słabości
nie poleciał cię błagać o wybaczenie. Szybko go rozpracowałem po zakładzie z
papierosami. Wystarczyło mu napomknąć, że się go z tobą pomyliło, a dwa dni
potem przyszedłeś do budy z czarnymi włosami. To było bardzo zabawne! W sumie
to na początku nie planowałem nikogo zabijać, chciałem tylko was udupić. Potem
jednak doszedłem do wniosku, że to za mała kara.
Szatyn zjechał nożem na tors
czarnowłosego i przycisnął mocniej. Bill jęknął, kiedy ostrze przebiło ciuchy i
skórę i wbiło się lekko w jego ciało. Cieszył się przynajmniej, że ten nóż nie
jest tępy.
Zawył z bólu, gdy Kevin zaczął
powoli przesuwać nóż w dół, robiąc mu podłużną ranę ciągnącą się prawie od
obojczyka aż do pępka. Zaczął szybciej oddychać i wiercić się, jednak chłopak
mocno go przytrzymał. Czarny zamknął oczy i czekał, aż ta tortura się skończy.
Alkohol już prawie wywietrzał mu z
organizmu, chociaż nadal był otumaniony.
- Ojciec był okropny, powinieneś się
cieszyć, że go nie znałeś. Nawet nie masz pojęcia, co robił ze mną i Tomem,
jako braćmi - wyszeptał Bill drżącym głosem.
- Jasne! Możesz sobie pogadać. I tak
tutaj zginiesz. Nie denerwuj mnie, bo mogę cię tak męczyć i męczyć, dopóki mi
się nie znudzi! – powiedział spokojnie Kevin.
Czarny odetchnął głęboko. Musi mu
jakoś wytłumaczyć, jak było naprawdę. Jeżeli szatyn nie kłamał i rzeczywiście
był jego bratem, powinien wszystko usłyszeć.
- Daj mi powiedzieć! - rzucił Bill,
próbując się podnieść, ale chłopak brutalnie popchnął go z powrotem. - Cholera,
Kevin, nie zachowuj się jak rozkapryszony sześciolatek! Nie przyszło ci nigdy
do głowy, że jeśli stary nie miał skrupułów by zostawić ciebie i twoją matkę,
to dla nas też nie był w porządku? Nie mogę uwierzyć, że chrzani nam życie
nawet zza grobu! Rusz trochę łepetyną i pomyśl! To nie jest aż takie trudne,
nawet Tom to potrafi!
Szatyn patrzył na niego z mordem w
oczach i przycisnął ostrze do jego szyi.
- Chcesz już teraz zakończyć swój
marny żywot?
Bill widział, że nic do niego nie
dociera. Chciał powiedzieć coś, co mogłoby go przekonać, ale nic takiego nie
przychodziło mu do głowy. Wypity alkohol przeszkadzał mu się skupić, był
rozkojarzony, a cała sytuacja wydawała mu się niezwykle zabawna. Nakazał sobie
jednak zachować powagę. Spojrzał chłopakowi prosto w oczy i doszedł do wniosku,
że widzi tylko jedno rozwiązanie. Jeśli zginie, trudno. Przyszedł tutaj,
wiedząc, co go czeka, nie miał więc nic do stracenia.
Cholera, żeby jeszcze nie robiło mu
się tak strasznie niedobrze. Miał wrażenie, że jego twarz robi się zielona.
- Proszę bardzo! Zabij mnie! Zrób to
tylko dlatego, że ośmieliłem się mieć przy sobie ojca, że musiałem patrzyć na
cierpienie naszej matki i żal Toma, kiedy go od siebie odpychał. Zabij mnie,
braciszku! Naprawdę jesteś do tego zdolny? Wbijesz mi nóż w serce albo
poderżniesz gardło? W naszych żyłach płynie ta sama krew, chcesz się przekonać,
czy ma taki sam kolor? Tak bardzo ci zależy na tym, żeby stać się mordercą?
- Zamknij się! – rzekł ze znudzeniem
Kevin, a Bill pomyślał, że zaraz naprawdę zwymiotuje.
- Możesz to zrobić, wiesz, że nie
mam jak się bronić! Wciąż szumi mi w uszach i jak na razie to ledwo
powstrzymuję się, żeby się nie roześmiać! Ale proszę bardzo, zemścij się! Udław
się swoim zwycięstwem!
Zirytowany szatyn jednym pewnym
ruchem rozerwał Czarnemu koszulkę na brzuchu i odsłonił go. Bill poczuł zimno i
mimowolnie zadrżał. Gdy chłopak przyłożył zimną stal do jego brzucha, jęknął
cicho.
Nie, nie wytrzymam, myślał, starając
się oddychać w miarę głęboko. Nie wymiotuj, Billy, proszę, nakazał sobie.
Kevin uniósł nóż do góry jakby z
zamiarem wbicia go w brzuch Cogera, kiedy ten nagle poderwał lekko głowę i
zwymiotował na czyściutką kurtkę szatyna. Bill upadł z powrotem na ziemię i
skulił się w kłębek. Teraz już na pewno zostanie zadźgany nożem.
Zakrzewski upuścił przedmiot i
poderwał się do góry.
- Ble! Billy, cholera! Jak mogłeś?!
- jęczał szatyn z obrzydzeniem.
Starając się jak najmniej dotykać
kurtki, rozpiął ją i ściągnął, ciągle burcząc pod nosem „fuj, fuj, fuj”.
- Przepraszam... - wyszeptał Czarny
cicho.
- Mogłeś mnie ostrzec! Odsunąłbym
się! - warknął wściekły chłopak, rozcierając ramiona z zimna.
- Myślisz, że fajnie jest się
porzygać przed śmiercią? Naprawdę chciałbym mieć trochę lepsze wspomnienia! -
burknął Bill z irytacją, kuląc się na ziemi i drżąc.
Koło jego ręki leżał scyzoryk Kevina,
ale nawet go nie ruszał. I tak nie starczyłoby mu odwagi, żeby go użyć. Był
ofiarą, w każdym tego słowa znaczeniu.
- Mówisz o tym tak spokojnie? -
zdziwił się Kevin.
- Gdybyś był na moim miejscu, też
byś tak mówił. Jeżeli chcesz mnie zabić, to po prostu to zrób! Nie męcz mnie
już więcej, i tak dzisiejszy dzień był do kitu! Powiedziałem babie od matmy, że
ją wyrucham, psycholożka wybiegła z naszej chaty jakby ścigały ją same Furie,
schlałem się jak świnia, dostałem mandat w autobusie, a na koniec jakiś psychol
ze szkoły masakruje mnie w środku nocy i jeszcze mi mówi, że jest moim bratem.
A mi jest zimno, do cholery!
Szatyn westchnął z dezaprobatą.
- Daj spokój, nie jestem mordercą.
Nie miałem zamiaru cię zabijać. Chciałem cię tylko trochę postraszyć, pomęczyć
i pociąć, nic więcej.
Czarny prychnął.
- Tylko?! Czy już skończyłeś się
bawić? Mogę już sobie iść?
- Dzwoń do braciszka, niech po
ciebie przyjdzie.
Bill z irytacją zaczął przeszukiwać
kieszenie, ale nigdzie nie miał swojego telefonu. Nie, nie mógł go przecież zgubić.
Z głupią miną szukał dalej, ale nigdzie go nie było. Jęknął głucho.
- Cholera, zgubiłem!
- Co? Telefon?
- Mama mnie zabije! - wyjęczał.
Kevin westchnął z irytacją.
- Dobra, wstawaj! Idziemy do mnie!
- Co?
Najpierw chce go zasztyletować, a
potem zaprasza do siebie? Chyba naprawdę są rodziną.
- Nie mam drobnych na podmiejski -
wytłumaczył szatyn.
- Jesteś chory! - krzyknął Bill
piskliwym głosem.
- Tak, wszyscy mi to mówią.
Czarny zbierał się z ziemi, podczas
gdy jego rówieśnik wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego.
- Chcesz się sztachnąć? - spytał
Kevin.
- Nie, dzięki - burknął chłopak.
- Twoja strata - rzucił szatyn,
wzruszając ramionami.
Bill miał okropne problemy z
utrzymaniem równowagi, a potem linii prostej na drodze. Kevin by mu pomógł,
gdyby nie to, że w jednej ręce trzymał swoją brudną kurtkę, a w drugiej
papierosa. Na jego twarzy malowała się irytacja. W takim tempie do rana by nie
doszli. W końcu podszedł do Czarnego, trzymając papierosa w ustach, wsadził mu
rękę między nogi, złapał za rękę i zarzucił go sobie na plecy. Bill jęknął z
bólu, ale szatyn nic sobie z tego nie robił. Wyrzucił peta, złapał Czarnego
pewniej za nogi i podrzucił go na ramieniu, żeby było wygodniej go nieść.
- Au! - jęknął Coger.
- Nie marudź. Masz, trzymaj!
Obrzygałeś, więc teraz będziesz niósł - powiedział Kevin, wciskając mu
nieporadnie kurtkę w rękę.
Bill posłusznie ją trzymał. Już nic
z tego nie rozumiał. Więc Kevin nie chciał go zabić? Mścił się na nich, ale nie
miał zamiaru posuwać się dalej? Nigdy nie chciał zrobić mu wielkiej krzywdy,
lecz tylko jakoś się odegrać? Tylko o to mu chodziło?
Coger pokręcił głową z
niedowierzaniem. Pomyśli o tym wszystkim rano, kiedy już alkohol z niego
wyparuje, teraz nie był w stanie się skupić. Zamknął oczy i westchnął cicho.
Świat jest dziwny.
Po jakimś kwadransie Kevin
wprowadził go do jakiegoś małego mieszkania. Nie zapalał światła, lecz szedł
przed siebie. Otworzył drzwi, które skrzypnęły cicho, po czym wszedł do środka
i zapalił lampkę nocną. Bill rozejrzał się. Pokój był bardzo mały, było w nim w
sumie tylko łóżko, biurko i jakiś mebel, który zdecydowanie pamiętał lepsze
czasy. To pomieszczenie w jego pokoju zmieściłoby się ze cztery razy albo i
więcej. Ściany były zaklejone różnymi plakatami, a obok łóżka stało stare radio
z podłączonymi słuchawkami. Pościel na łóżku była rozkopana. Najbardziej
zaskakujące było jednak to, że wszędzie walały się książki i zeszyty. Nie było
miejsca, w którym by ich nie było. Oprócz tego w rogu stała jeszcze gitara.
Coger nie za bardzo się znał, ale wydawało mu się, że to akustyk.
- Ty się uczysz? - zdumiał się Bill,
skupiając się na książkach.
- Jak komuś powiesz, to zginiesz -
powiedział spokojnie Kevin, rzucając go na łóżko.
Czarny usiadł i rozglądnął się.
Szatyn tymczasem wyszedł z pokoju, zostawiając go samego.
Boże, on tu mieszka, myślał
zaszokowany Bill. Przecież to jest totalna klitka, w takich warunkach nie da
się żyć!
Widać było, że chłopak starał się na
wszelkie możliwe sposoby jakoś poprawić wygląd pokoju, ale niewiele był w
stanie zdziałać.
Coger padł na łóżko. Musiał
przyznać, że powoli zaczynał rozumieć tego dziwnego złego-dobrego chłopaka,
który nagle wparował do pokoju, trzymając coś w ręce. Usiadł na łóżku.
- Co to? - spytał Bill.
- Zaraz zobaczysz. Ściągnij koszulkę
i bluzkę.
- Zrobiłeś ładne nacięcie wzdłuż
zamka w mojej bluzie...
- Ta...
Czarny rozebrał się do pasa.
- Już gdzieś to chyba widziałem -
powiedział Kevin, marszcząc brwi.
Bill zerknął na swój naszyjnik.
- Może u Toma... On ma taki sam,
tylko że biały.
Szatyn wzruszył ramionami, a potem
opatrzył tors Billa. Rana nie była głęboka, ale wymagała zdezynfekowania.
Obeszło się bez bandaży.
Kevin zajął się również zadrapaniami
na dłoniach, które powstały, kiedy Bill się przewrócił pod Nędzą.
- Nie rozumiem cię - pokręcił głową.
- Może kiedyś zrozumiesz - odparł
Kevin, wzruszając ramionami. - Kładź się spać, z samego rana będzie trzeba cię
oddelegować do szkoły.
Bill tylko jęknął.
- A ty? - spytał.
- Ja położę się na podłodze.
- Nie chcę ci zabierać łóżka -
odezwał się niepewnie Bill. - Może lepiej ja prześpię się na podłodze? -
Zirytowana mina szatyna wyraźnie określała jego zdanie na ten temat. - To może
chociaż połóżmy się tu razem? Jest wystarczająco dużo miejsca.
- Dobra, ale uprzedzam, że łapy przy
sobie, bo zabiję!
Bill wybuchnął śmiechem.
- Jasne! Ale ja śpię od ściany.
Kevin westchnął tylko cicho.
Poczekał, aż Czarny ściągnie spodnie i wygodnie się ułoży, a potem podszedł do
lampki nocnej i zgasił ją. Rozebrał się do bokserek, po czym wsunął pod przykrycie.
- Rety, ale z ciebie kostucha -
stwierdził cicho.
Bill tylko prychnął. Zapadła cisza.
- Kevin? - odezwał się cicho Czarny.
- Co?
- Dziękuję. I dobranoc.
- Ta...
Zmęczony Bill zasnął prawie
natychmiast. Miał wrażenie, że teraz w jego życiu zajdą kolejne kolosalne
zmiany. Wiedział, że nie ma w ogóle instynktu samozachowawczego. Z jakiegoś
powodu jego dręczyciel przypadł mu do gustu bardziej, niż Mateusz, Piotrek i Paweł.
On naprawdę jest wariatem.
Obudził się i mruknął coś cicho.
Zaczął się kręcić, było mu trochę ciasno. Zdziwił się, bo przecież jego łóżko
jest duże i spokojnie można się na nim rozłożyć.
- Cholera, przestań się wiercić! -
burknął jakiś dziwny głos.
Bill znieruchomiał na chwilę i
otworzył lekko oczy. Czuł pulsowanie w skroniach i okropnie chciało mu się pić.
Przez chwilę zastanawiał się, co się stało, dopiero po chwili przypomniał sobie
wydarzenia minionego wieczoru. Westchnął i odwrócił głowę. Napotkał wkurzone
spojrzenie szatyna.
- Masz owsiki w dupie? - burknął
Kevin.
- Przepraszam. Przyzwyczaiłem się,
że mam dużo miejsca.
Chłopak tylko prychnął cicho.
- Która godzina? - zapytał Bill,
ziewając.
- Coś koło piątej.
- To ja idę spać.... Nie! Cholera,
masz kasę na koncie, żeby zadzwonić?! Nikt nie wie, gdzie ja jestem!
- Dzwoniłem już do Toma.
Bill odetchnął z ulgą.
- Naprawdę?
- Tak, jasne. Śpij dalej - Kevin
uśmiechnął się lekko.
Czarny spojrzał na niego
podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- Masz coś do picia?
Szatyn westchnął i sięgnął rękę do
stolika nocnego. Wyciągnął butelkę wody mineralnej i paczkę tabletek. Bill z
westchnieniem połknął jedną i wypił prawie pół butelki.
- Mój pierwszy kac! Ale okropność! -
westchnął Coger, kładąc się z powrotem na łóżku.
- Gdzieś ty się uchował? - burknął
Kevin.
- Tam, gdzie ciebie nie było.
- Ta... Zaraz musimy wstać. Pewnie
jesteś głodny...
- Nie chcę ci sprawiać kłopotu.
- Ty jesteś jednym wielkim kłopotem.
Szatyn sięgnął do kieszeni spodni,
które ściągnął w nocy i wygrzebał paczkę papierosów. Odpalił sobie jednego i
położył się na łóżku.
- Palisz w domu? - spytał Coger.
- To w końcu mój dom, nie?
Bill westchnął i nic więcej nie
powiedział. Miał w głowie kompletny mętlik. Leżeli tak w ciszy z jakiś
kwadrans, aż w końcu musieli wstać. Czarny spojrzał krytycznie na swoje
rozdarte ciuchy.
- Mogę ci coś pożyczyć jeśli chcesz -
rzucił Kevin, grzebiąc w szafce.
- Na pewno?
Szatyn rzucił w niego jakąś koszulką
i bluzką. Bill ściągnął te rzeczy z głowy i spojrzał na nie marszcząc nos.
- Przecież to będzie mi sięgać do
kostek!
- Nie panikuj! Nigdy nie nosiłeś
rzeczy swojego brata? Są w podobnych rozmiarach.
Czarny pokręcił tylko przecząco
głową i z westchnieniem naciągnął na siebie szeroką niebieską koszulkę, a na to
założył obszerną zieloną bluzę. Że akurat Kevin musiał mieć taki sam styl jak
Tom!
Wyglądał tragicznie, jednak musiał
przyznać, że bluza sięgała mu do połowy ud, pocieszał się więc, iż zawsze mogło
być gorzej. Grzecznie podziękował i ubrał się do końca. W tym samym czasie
szatyn wygrzebał z szafki ciuchy dla siebie.
- Chodź – rzucił, wychodząc z
pokoju.
Bill niepewnie poszedł za nim. Domek
był malutki i wszędzie walało się mnóstwo rzeczy. Kevin poszedł w lewą stronę,
gdzie była kuchnia, zaraz obok niej wejście do łazienki i do jeszcze jednego
pokoju. To było właściwie wszystko.
- Mieszkasz tu z mamą? - spytał
Czarny, siadając przy stole.
Chłopak tylko burknął coś w
odpowiedzi i nastawił wodę.
- Znajdź sobie coś do jedzenia -
powiedział Kevin i poszedł do łazienki.
Bill czuł się nieswojo, grzebiąc
komuś po szafkach, ale był okropnie głodny. W lodówce znalazł jajka, wygrzebał
z szafki patelnię i olej i postanowił zrobić jajecznicę. Miał nadzieję, że
Kevin ją lubi.
Szybko się uwinął, przy okazji
smarując chleb masłem i parząc herbatę. Akurat kiedy stawiał dwa pełne talerze
na stole, wrócił gospodarz. Zakrzewski zdziwił się, widząc przygotowany
posiłek.
- Nie lubisz jajecznicy? - spytał
niepewnie Bill.
- Może być – odparł, siadając przy
stole.
Odgarnął mokre kosmyki i zabrał się
do jedzenia. Siedzieli w ciszy.
- Chyba musimy pogadać... - zaczął
Coger.
- Później.
Czarny westchnął, grzebiąc w swoim
talerzu.
Po skończonym posiłku Kevin wręczył
mu jakieś drobniaki.
- Po co mi to? - spytał zdumiony.
- Chcesz zarobić jeszcze jeden
mandat?
- N-nie, ale...
- Oddasz przy okazji. Jest już
późno, jeśli chcesz zdążyć do domu, żeby się ogarnąć i spakować do szkoły, to
radziłbym ci się pospieszyć.
- Ale pogadamy, prawda?
Szatyn tylko wywrócił oczami.
- Spływaj.
- Do zobaczenia!
- Ta...
O Mój Boże.! Tego sie nie spodziewałam.! Jak zwykle zaskakujesz dlatego kocham Twoje opowiadania. ^_^
OdpowiedzUsuńZakrzewski+Coger = Przyjaciele?! LooL.
Czekam do czwartku bo nie wytrzymam. Kocham To!
A Ty jesteś niesamowitą bloggerką i pisarką ^.^ Trzymaj tak dalej.
Pozdrawiam ; Davich Shanti <_>
OMNOMNOM. TROLLIG LEVEL: OBSESJA.
OdpowiedzUsuńZakrzewski i Coger, bracia. Okej, nie mam pytań >.>
Jesteś niesamowita, ja cię po prostu uwielbiam.
W sumie, to dawno nie komentowałam ._. Ale przeczytałam od wczoraj WSZYSTKIE twoje opowiadania. Nawet nie zauważyłam, kiedy minął jeden dzień i noc. Wiesz, jak mi się ciepło robi, kiedy widzę tego shota zadedykowanego dla mnie?Toż to największy zaszczyt.
Czekam na kolejne rozdziały, bo po prostu umieram. Kocham cię, uwielbiam.
You're My Obsession, że aż zaśpiewam >.>
Nie spodziewałam się, ale przecież to ty- zawsze zaskakujesz.
Niecierpliwie czekam.
Normalnie brak mi słów....jak można być tak okrutnym i dodać 2 części a nie 3? Przerywanie w takim momencie jest nie humanitarne! Opowiadanie jak zwykle boskie!!!Moja wyobraźnia zaczęła działać i już strasznie dużo ich dalszych losów wymyśliłam... ciekawe co będzie w następnym :D czekam...czekam...i wciąż czekam a czas nie rusza się z miejsca :(
OdpowiedzUsuńWooooow, zupełnie się tego nie spodziewałam... Miło się zrobiło... Biedny Tom, pewnie się martwi... ugh...
OdpowiedzUsuń"Najpierw chce go zasztyletować, a potem zaprasza do siebie? Chyba naprawdę są rodziną." - To mnie powaliło, hahahaha :D
Weny!
Woow to był dla mnie szok... zupełnie się tego nie spodziewałam.Czekam (nie)cierpliwie co będzie dalej
OdpowiedzUsuńOpowiadanie boskie. Mam nadzieję, że kolejny odcinek pojawi się szybciej.
OdpowiedzUsuńCudo. Licze na dalszy ciąg (i to jak najszybciej).
OdpowiedzUsuńBuziaki twoja fanka Ewa (ale jak chcesz to możesz mówić LanFan).
:*****
chyba jeszcze nigdy nie skomentowałam żadnego wpisu, ale teraz.. totalnie mnie zaskoczyłaś! drugi odcinek czytałam z otwartą buźką powtarzając co chwilę 'o kurwa' (przepraszam za wulgaryzm :-D). i tak jak ktoś już napisał - jesteś okrutna nie wstawiając kolejnej części XD
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na kolejny odcinek, a moja ciekawość mnie wręcz pożera, pamiętaj o tym i dodawaj szybciutko ;-*
kitasowa.
Jezu, ten Kevin naprawdę jest dziwny. Ale... może się polubią? Może chociaż zaczną ze sobą gadać. Bardzo się cieszę, że nie zabił jednak Billa, tylko lekko go zranił. Ulżyło mi.
OdpowiedzUsuń