Kevin Zakrzewski siedział na dachu jakiegoś bloku z nogami
zwisającymi w dół. Budynek miał aż dziesięć pięter. Miał nadzieję, że nikt go
tutaj nie wypatrzy, jeszcze by go wzięli za samobójcę.
Odpalił sobie papierosa i zaciągnął się dymem. Musiał się
trochę odstresować. Po spotkaniu z Cogerem był okropnie zdenerwowany. Trochę
się wyżył na tych dwóch kretynach, ale nadal czuł złość. W dodatku uszkodził
sobie nadgarstek. Naprawdę uroczy początek studiów. Jakby tego było mało,
wszystkie dzieciaki w jego grupie patrzyły na niego jak na biedaka spod mostu.
Doprowadzało go to do szewskiej pasji. Tylko dlatego, że ubierał się jak skejt,
miał na sobie znoszone spodnie i buty po przejściach, uważano go za gorszego.
Nienawidził takich ludzi. Nienawidził być traktowany z góry, ale wiedział, że
jeszcze się na nich odegra. Ciężko pracował, żeby dostać się na tę uczelnię i
nie pozwoli się teraz tak po prostu z niej wykopać. Zresztą wiedział, że nigdy
go nie zaakceptują. Jego ubrania przecież były oryginalne, zapłacił za nie
mnóstwo pieniędzy. O co im więc chodziło?
Prychnął cicho. Nie powinien o tym myśleć. To przecież nie
miało znaczenia. Za jakieś dwa tygodnie i tak będzie miał opinię człowieka, do
którego się nie podskakuje, a wtedy wszyscy dadzą mu spokój. Nikt nie odważy
się powiedzieć mu nic wprost, a to, co będą mówili za jego plecami, niewiele go
obchodziło.
Spojrzał w dół i poczuł, że jego serce przyspiesza swoje
bicie. Zakręciło mu się w głowie i zacisnął mocno powieki czując mdłości. Jedną
ręką złapał się za barierkę bojąc się, że spadnie. Przez chwilę oddychał ciężko
czując, jak zimny wiatr rozwiewa jego włosy.
-Dalej, stary. Musisz w końcu przestać się bać- mruczał do
siebie cicho.
Nienawidził tego, że ma lęk wysokości. Cholera! Gdyby któryś
z jego kumpli się dowiedział, mieliby z niego niezły ubaw. A to wszystko przez
jego głupią matkę! Jeszcze się jej za to odpłaci, ale to dopiero wtedy, gdy już
skończy studia. Bo na pewno je skończy. Miał wystarczającą ilość pieniędzy,
żeby za nie płacić i jeszcze się utrzymać. Nawet udało mu się zaoszczędzić
więcej na ubrania i papierosy. Powinien skończyć z nałogiem, ale jakoś nie miał
na to ochoty. Papieros był jego najlepszym przyjacielem, a przyjaciół się
przecież nie porzuca.
Rozchylił powieki i spojrzał ostrożnie w dół. Znowu
zakręciło mu się w głowie i zaśmiał się ironicznie. Był masochistą. Cóż, chciał
się wreszcie pozbyć tego pieprzonego lęku wysokości. Miał przez to potworne
kłopoty, kiedy wyjeżdżał za granicę do pracy na budowie. Pamiętał, jak już
pierwszego dnia wywieźli go na jakieś czterdzieści metrów do góry. Omal nie
dostał zawału, tak strasznie się bał. Na szczęście inni pracownicy uznali, że
zrobił się biały, bo za długo przebywał na słońcu, a potem pracował raczej na
dole albo na małych wysokościach.
Westchnął cicho wyrzucając peta i wyciągnął kolejnego
papierosa. Chyba już do końca życia będzie miał takiego potwornego pecha.
Cieszył się, że wreszcie uwolni się od towarzystwa Cogerów, a tu nagle okazuje
się, że są na tej samej uczelni, tylko na innym wydziale. Jak jeszcze byli w
ogólniaku nie mógł patrzeć na ich zadowolone twarze i typowo braterskie
zachowanie. Robiło mu się od tego niedobrze. A teraz znowu się pojawili. Kevin
czuł, że nie ma co liczyć na odrobinę spokoju. Tom pewnie będzie się trzymał od
niego z daleka, ale Billy...
Ten to miał końskie zdrowie, to szatyn musiał mu przyznać.
Od samego początku dzielnie się trzymał. Zawsze, gdy go bił, czuł, że ten chłopak
z niego szydzi, że i tak jest od niego lepszy. Nie lubił tego uczucia,
denerwowało go. Wiedział, że Coger okienka spędza w łazience. Nieraz słyszał,
jak po prostu wyzywa ich wszystkich. Czasami płakał cicho. Pamiętał, jak
przyszedł po raz pierwszy do szkoły w przefarbowanych włosach. Pasował mu ten
kolor i był naburmuszony, chociaż głowę trzymał wysoko i starał się wszystkim
patrzeć prosto w oczy. Przeżył dwa lata potwornych upokorzeń. Nie każdy dałby
sobie radę. Kevin zdawał sobie sprawę z tego, że był dla niego okropnie wredny.
Ba! To, co mu robił, przekraczało wszelkie pojęcie. Tom był dla niego o wiele
łagodniejszy, ale i tak szatyn czuł, że to zachowanie bliźniaka bardziej raniło
Billa. Tak czy siak, znęcał się nad nim. I teraz...
Jak to możliwe, że on normalnie z nim rozmawia? Uśmiecha się
do niego, nawet na czelność z niego żartować! Zupełnie jakby tych dwóch lat
nigdy nie było, jakby byli dobrymi znajomymi! Dał mu bransoletkę wartą ponad
osiemset złotych i w dodatku przeprosił, że źle go ocenił. Jak mógł się tak
zachowywać po tym, jak on omal go nie zabił?! To było niepojęte, tym bardziej,
że naprawdę miał zamiar to zrobić. Był tak zaślepiony nienawiścią, że tamtej
feralnej nocy pod Nędzą Billy tylko cudem uniknął śmierci. Ta jego ufność kompletnie
go rozbroiła. Szczerze powiedziawszy nadal planował go zabić, ale po ich
rozmowie w szkole po prostu się poddał. Nie potrafił po tym wszystkim zrobić mu
krzywdy. Gdy o tym myślał nie czuł już żadnej satysfakcji ani radości, że się
zemści. Było tylko rozgoryczenie. Dał temu spokój. Starał się unikać Billego i
Toma i skupił się na nauce. Każdego dnia powtarzał sobie, że już niedługo nie
będzie musiał ich oglądać, że rozejdą się i nigdy więcej ich nie zobaczy.
Przez jakiś czas miał spokój. I nagle po połowie roku znowu
pojawili się w jego życiu. Znowu wleźli w nie z butami. Jak się ich pozbyć?
Kevin nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Nie przepadał za nimi, ale,
niestety, Billy już go widział. Na pewno powie o tym bliźniakowi. Mogą czasem
zażądać wyjaśnień. I co on im powie? Ich nie da się ignorować, są uparci jak
osły.
Szatyn zaklął cicho i wyrzucił kolejnego peta. Spojrzał
jeszcze raz w dół, po czym westchnął cicho. Odgarnął sobie włosy z twarzy,
zszedł z podniesienia i skierował się w stronę schodów.
Jego życie jest do bani.
Wszedł do obdrapanej klatki, po czym podążył schodami na
dół. Przekręcił klucz w zamku i znalazł się w małej kawalerce.
Rozsiadł się na łóżku i chwycił w ręce gitarę. Musiał coś
zrobić z rękami, inaczej wypali całą paczkę papierosów.
Siedział tak i grał różne melodie powoli się uspokajając. Po
jakiejś godzinie położył się na miękkim materacu i westchnął. Kiedy jego życie
stało się takie żałosne? Nie, to złe pytanie. Ono zawsze było żałosne. Raz
mniej, raz bardziej, ale nadal żałosne. Może byłoby lepiej, gdyby matka poddała
się zabiegowi, kiedy jeszcze rozbijał się u niej w brzuchu? Chyba wszyscy
byliby zadowoleni, gdyby go nie było. Był jednym wielkim kłopotem i nikt go nie
potrzebował. Od dziecka miał problemy. Mieszkał w dzielnicy, w której trzeba
było się nieźle pilnować, żeby przeżyć, zwłaszcza nocą. Matka w ogóle o niego
nie dbała. Gdyby nie Magda, sąsiadka, która się nim zajmowała, zapewne już by
nie żył.
Pamiętał, jak w swoje piąte urodziny siedział u niej w domu
i zajadał pyszne ciasto czekoladowe. Nikt nie gotował tak dobrze, jak ta stara
kobieta. A może gotował, tylko on o tym nie wiedział? Matka nigdy nie dbała o
to, czy jest najedzony, czy nie.
…Chłopiec siedział w kuchni i z uśmiechem na ustach jadł
ciasto. Rzadko miał okazję dorwać się do czegoś tak dobrego, więc teraz starał
się zjeść jak najwięcej. Chciał zapamiętać ten smak, bo pewnie długo będzie
musiał czekać na następny raz. Ta sytuacja była wyjątkowa, bo przecież placek
został upieczony specjalnie dla niego.
Jakie to było pyszne!
-Kevin? Możemy porozmawiać?- odezwała się Magda głaszcząc
jego ciemne włosy.
-Jasne!- uśmiechnął się.
Był cały usmarowany w czekoladzie, ale kogo to teraz
obchodziło?
-Jesteś już dużym chłopcem.
-Wiem! Skończyłem aż pięć lat!
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
-Właśnie. Posłuchaj mnie uważnie... Twoja mama... Cóż, to
nie jest zbyt dobra kobieta. Ale ty chyba już sam to zauważyłeś, prawda?
Szatyn zmarszczył brwi i spuścił głowę w dół przestając
jeść.
-Nigdy wcześniej ci tego nie mówiłam, bo byłeś za mały,
ale... Musisz uważać. Ona... Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Gdy byłeś malutki,
miałeś może dwa tygodnie, kiedy cię przywiozła... Ona... Chciała cię
skrzywdzić.
-Mama mnie nie lubi-powiedział cicho.
-Wiem, przykro mi, kochanie! Dlatego proszę cię, uważaj na
siebie! Nie wiem, do czego ona może się posunąć. Obiecasz, że będziesz
ostrożny?
Kevin energicznie pokiwał głową zabierając się za ciasto.
To, że matka go nie lubi, nie było dla niego rewelacją. Powtarzała mu to
każdego dnia...
Był wtedy mały i mimo wszystko nie rozumiał, o co wtedy
chodziło Magdzie. Jak się później okazało, gdy matka zachorowała będąc z nim w
ciąży, lekarze trzymali ją w śpiączce bojąc się, że może umrzeć. Gdy ją
wybudzili, było za późno na usunięcie dziecka. Była z tego powodu okropnie
wściekła i zaraz po tym jak go urodziła i wróciła do domu, chciała go zabić.
Próbowała go udusić. Miał wtedy zaledwie dwa tygodnie, był słaby i chorowity-
tak z reguły jest z wcześniakami- a ona chciała odebrać mu życie! Gdyby
sąsiadka akurat nie weszła do domu, już by było po nim. Ale przeżył. Magda
zagroziła matce, że jeśli go skrzywdzi, powie o wszystkim policji. Całe
szczęście, że nie pamiętał pierwszych lat swojego życia. Miałby traumę aż po grób.
I tak ma teraz problemy w postaci lęku wysokości. Facet matki wkurzył się, że
Kevin śmiał siedzieć sobie w kuchni i jeść kolację. Postanowił zabawić się jego
kosztem i okropnie go nastraszył. Zabrał go na jakiś budynek i trzymał
wiszącego głową w dół grożąc, że go puści. Szatyn miał wtedy tylko sześć lat.
...Kevin wrzeszczał wniebogłosy, kiedy obcy mężczyzna złapał
go za nadgarstek i ścisnął z całej siły niemal miażdżąc mu kości, po czym
wszedł do jakiegoś budynku i po schodach zaciągnął go na dach. Podszedł do
barierki, złapał go za nogi i wystawił za nią tak, że chłopiec wisiał
kilkanaście metrów nad ziemią. Kevin wrzasnął patrząc w dół. Był okropnie
przerażony, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Tak strasznie się bał!
-Puszczaj mnie!- wrzeszczał jak opętany.
-Mam cię puścić w dół? Tego chcesz?- zaśmiał się mężczyzna
potrząsając nim.
-Nienawidzę cię! Słyszysz?! Nienawidzę!- krzyknął.
-Nic mnie to nie obchodzi, smarkaczu! Masz coś jeszcze
ciekawego do powiedzenia, zanim rozbijesz sobie łeb na betonie?
-Palant!- wrzasnął chłopiec ocierając łzy, lecz natychmiast
nowe zajęły ich miejsce.
-Słucham?- spytał facet ponownie wybuchając śmiechem.
-Jesteś palantem! Kretynem! Idiotą! Łamagą! Świnią! Ciotą!
Jesteś brzydki, obleśny i masz małego...
-Ty gówniarzu!- wkurzył się mężczyzna przerywając szatynowi.
Złapał chłopca za koszulkę i rzucił go na podłogę dachu.
Zanim dziecko zdążyło się pozbierać i wstać, mężczyzna złapał je mocno za
ramię.
-Puszczaj!- wrzasnął Kevin szarpiąc się, jednak był za
słaby.
-Beczysz?! Jeszcze przed chwilą byłeś bardzo odważny!-
rzucił napastnik uderzając chłopca w twarz.
Ten upadł na podłogę rozbijając sobie kolana i kalecząc
dłonie. Nie zdążył się podnieść, bo mężczyzna kopnął go w brzuch.
-Wstyd! Co z ciebie za facet? Nie dość, że beczysz, to
jeszcze nie umiesz się bronić!
Kevin napluł facetowi w twarz, po czym z całej siły kopnął
go w krocze. Gdy ten osunął się na kolana jęcząc z bólu, chłopiec szybko
uciekł. Schował się gdzieś między budynkami. Siedział skulony całą noc drżąc z
zimna i ze strachu...
Szatyn zaśmiał się przypominając sobie tą sytuację. To było
nawet zabawne, ale nie podobało mu się, że ma akrofobię. Trudno. Jakoś sobie z
tym poradzi. Skoro już jednak jakoś przeżył te niespełna dziewiętnaście lat, da
sobie radę i teraz. Nie miał z matką łatwego życia. Bardzo szybko musiał
dorosnąć i zacząć troszczyć się o siebie. Tylko starsza pani mieszkająca obok
dbała o niego. Dostał od niej swoją pierwszą gitarę, akurat na ósme urodziny.
Dzięki muzyce mógł się odciąć od wszystkiego i skoncentrować tylko na
dźwiękach. Zupełnie się wyłączał. Lubił to uczucie. Muzyka była jego ucieczką.
Gdy miał jedenaście lat, Magda zmarła. Był załamany z tego powodu, bo uważał ją
za swoją przyjaciółkę. Pomagała mu zawsze w lekcjach i opowiadała mu tyle
ciekawych rzeczy! Przed śmiercią przysiągł jej, że będzie się uczył i obietnicy
zamierzał dotrzymać.
Matka chciała się go wtedy pozbyć, ale nie dała rady. Od
małego życie nieustannie kopało go po tyłku i nauczył się sobie radzić. Był
silniejszy i dojrzalszy od swoich rówieśników. No, i postanowił się o siebie
zatroszczyć. Zaczął od tego, że gdy jakiś facet jego matki chciał sobie coś”
pożyczyć” z ich domu, dostawał od niego lanie. Kevin nie był wtedy jeszcze na
tyle silny, żeby wygrać z dorosłym mężczyzną, ale jeden szybki cios w krocze
zwykle załatwiał sprawę. Gdy to nie skutkowało, zawsze było coś pod ręką, czym
można było poprawić. Przeważnie to zniechęcało facetów do takich zagrywek. Gdy
już wiedział, że nikt nic nie ruszy z jego rzeczy, zaczynał przetrzepywać im
kieszenie. Nie udało mu się wtedy jeszcze rozpracować tego, gdzie matka
zostawia swoją wypłatę, więc pożyczał sobie pieniądze od jej kochanków.
Większość miała forsę, przecież jego rodzicielka nie brała się za byle kogo.
Kiedy już się połapał, co robiła z wypłatą, zabierał większość dla siebie. Nie
miał zamiaru głodować, podczas gdy ona rozbijała się kosztownymi furami po
drogich restauracjach ze swoimi kolejnymi zdobyczami. Kilka razy nawet go
uderzyła, ale on nic sobie z tego nie robił. Za pieniądze, które jej zabierał,
kupował sobie jedzenie, ciuchy i książki do szkoły. Ona nigdy o tym nie pamiętała.
Cóż, jakoś sobie radził. Nie raz brakowało mu pieniędzy. Gdy
w wakacje jego rówieśnicy wyjeżdżali w góry czy na kolonie, on roznosił gazety
i ulotki, żeby zarobić pieniądze. Miał trzynaście lat, kiedy zdecydował, że
zostanie prawnikiem i od tamtego czasu się do tego przygotowywał. Na początku
gimnazjum poznał Fabiana, Marcela i Aleksa. Trafili do jednej klasy i już
pierwszego dnia doszło do bójki.
...Nastolatek usiadł w ostatniej ławce przecierając zaspane
oczy. Jak on nie lubił wstawać do szkoły!
-Hej, ja chciałem tutaj usiąść!- rzucił piegowaty brunet
patrząc na Kevina ze złością.
Szatyn spojrzał na niego i głupio się uśmiechnął.
-Zejdź!- polecił mu brunet.
-Bujaj się!- powiedział Kevin pokazując mu środkowy palec.
W chłopaku aż się zagotowało. Podszedł do szatyna i popchnął
go. Ten poleciał razem z krzesłem do tyłu i upadł na podłogę. Szybko wstał i
rzucił się na bruneta przewracając go. Uniósł zaciśniętą pięść i już miał
zamiar go uderzyć, gdy nagle dwóch innych chłopaków złapało go za ramiona i
odciągnęło. Chciał się wyrwać, ale zaraz poczuł, jak czyjeś kolano boleśnie
zderza się z jego brzuchem. Jęknął i skulił się. Czyjaś pięść wylądowała na
jego twarzy i cofnął się do tyłu na chwiejnych nogach.
Wkurzony zacisnął zęby i rzucił się na tego, który stał
najbliżej. Był to chudy blondyn z zielonymi oczami. Kevin uderzył go z całej
siły. Ledwo zdążył mu przyłożyć, a czyjaś pięść znowu wylądowała na jego twarzy
rozwalając mu nos. Czując krew płynącą po ustach szatyn wpadł w jeszcze większą
złość. Przymierzył się do kolejnego ciosu...
-Przestańcie w tej chwili!- krzyknęła nauczycielka wchodząc
do klasy.
Kevin odetchnął głęboko wiedząc, że lepiej sobie darować.
Patrzył ze złością na trzech chłopaków i otarł krew rękawem.
-Do dyrektora! Natychmiast!- zarządziła kobieta
Wściekli wyszli z klasy i poszli do gabinetu dyrektora,
gdzie dostali karę: mieli zostawać razem po szkole i sprzątać klasy. Mężczyzna
doszedł do wniosku, że może w ten sposób zaczną się dogadywać...
Miał rację. Po trzech dniach kłótni, chłopcy zaczęli się ze
sobą zaprzyjaźniać. Tak Kevin trafił do paczki. W krótkim czasie to on został
liderem. Trzymał się z nimi przez trzy lata szkoły udając, że nie potrafi
rozwiązać najprostszych zadań z chemii i innych przedmiotów. Wychodził z nimi w
nocy i robił graffiti oraz różne inne niestworzone rzeczy. Nareszcie ktoś go
akceptował. Mimo że byli w pierwszej klasie, siali postrach również wśród
najstarszych. Po jednej bijatyce z trzecioklasistą było jasne, że do Kevina i
reszty się nie podskakuje. Trzymali się razem, bo tak było łatwiej. Byli kimś.
Dziewczyny szalały na ich punkcie, bo wydawali się niedostępni. Kręciło je to,
że mieli na pieńku z policją i chciały się bawić w wybawczynie, które zrobią z
nich porządnych chłopaków. Wydawało im się, że są w stanie ich zmienić. Jakie
były naiwne i smarkate! Kevin do teraz się z nich śmiał. Uważał, że ich
zachowanie było żałosne. Ponoć dziewczyny dojrzewają wcześniej, ale to wcale
nie oznacza, że mają coś w głowie. Wręcz przeciwnie.
Chłopak westchnął przekręcając się na brzuch. Tak szybko
przeleciały te trzy lata w liceum, a tyle się wydarzyło! Do ich paczki
dołączyli Piotrek, Mateusz i Paweł, a po kilku miesiącach również Tom. Chociaż
nie lubił Cogera, musiał przyznać, że z tym gościem warto chodzić na imprezy.
Nie było takiej, której nie potrafiłby rozkręcić. Dwa lata ciągłych libacji i
to w takim wyluzowanym towarzystwie były naprawdę wspaniałym okresem. Co z
tego, że pod koniec wszystko się spieprzyło i został praktycznie bez kolegów?
Ich paczka się rozpadła. Tom się odciął, zaczął swój czas poświęcać tylko
Billowi. Spotykał się z Mateuszem, Pawłem i Piotrkiem, ale z resztą nie chciał
mieć nic wspólnego. Kevin dobrze wiedział, że starszy Coger ma go za
psychopatę. Bał się, że mógłby coś zrobić jego bliźniakowi, dlatego trzymał go
jak najdalej od tego „złego” towarzystwa. W sumie szatynowi było to na rękę-
nie miał ochoty na spotkania ze swoimi braćmi. Billy z pewnością by mu nie
odpuścił. Gdy już tamci się odcięli, on jakoś nie miał ochoty na spotykanie się
z Aleksem, Fabianem i Marcelem. Miał jakąś... blokadę. Po prostu ich zachowanie
zaczynało mu się wydawać głupie. To, że podpalili nauczycielowi samochód,
przestało go bawić.
Chyba wreszcie naprawdę zaczynał dorastać, tak do końca.
-Idiota!- warknął do siebie cicho.
Wzięło go na wspomnienia. Co się z nim dzieje? Spotkanie
Cogera bardziej wyprowadziło go z równowagi, niż byłby skłonny przyznać.
Westchnął cicho. Nie chciał ich znać. Chyba sam Bóg musiałby
do niego przyjść i rozkazać mu, żeby się z nimi zadawał, inaczej nie ma na to
szans. Trzeba ich unikać. Brak Cogerów w życiu, to brak kłopotów i zamieszania.
Ta... Żeby tylko jeszcze Billy dał mu spokój. Kevin miał
dziwne wrażenie, że zniechęcenie go nie będzie takie proste.
Pieprzony samobójca! Zawsze we wszystko się miesza.
***
Tekst niepoprawiony. Ostatni raz czytałam to naprawdę... dawno, więc... będą błędy.
Pozdrawiam!
Nie spodziewalam sie calego odc o kevinie. Strasznie mi go szkoda, ale dostrzegam w nim coś z mojej bylej (niestety) przyjaciòłki- obydwoje potrafią sb poradzic w meega trudnych sytuacjach. I mysle ze kevin da sb rade dalej w zyciu. Za bledy przepraszam, pisze z fona-Tenebris
OdpowiedzUsuńWIĘCEJ!!!!!
OdpowiedzUsuńKevin z odcinka na odcinek coraz bardziej mnie intryguje... Mam dziwne wrażenie że z bliźniąt zrobić nam się " trojaczki "... Odcinek jak zawsze świetny... Co prawda jest kilka błędów ale nie rzucają się specjalnie w oczy... A Nawet Jeżeli to mi nie przeszkadzają, najważniejsza jest historia ;) lecę czytać resztę :)
OdpowiedzUsuń