Bill usłyszał irytujący dźwięk budzika. Sięgnął ręką po
telefon i wyłączył go. Z cichym westchnieniem usiadł na łóżku i przetarł
zaspane oczy. Nienawidził wstawać wcześnie rano.
Pierwszy dzień studiów. Rety, nie chciało mu się wierzyć, że
już skończył szkołę średnią i studiuje! Jak to szybko zleciało.
Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Na pralce leżały już
czyste ciuchy, które sobie specjalnie wczoraj zostawił. Wszedł pod prysznic i
ustawił odpowiednią temperaturę wody. Zajęło mu to więcej czasu niż zwykle, ale
przynajmniej się obudził. Wciągnął na siebie czyste ciuchy i poszedł do kuchni.
Włączył cicho radio i zabrał się za robienie śniadania. Ustalili z Tomem, że
robią je na zmianę, Bill miał gotować obiady, a kolacja należała do starszego
Cogera. Dzisiaj akurat wypadła kolej Czarnego.
Wstawił wodę, po czym poszedł obudzić bliźniaka. Tom patrzył
na niego z mordem w oczach, on również nie lubił wcześnie wstawać. Gdy blondyn
brał prysznic, Bill przygotował kanapki i zaparzył herbatę. Akurat zdążył
postawić to na stole, gdy do kuchni wkroczył Tom. Usiadł na krześle i chwycił
się za chleb.
- Widać - zaśmiał się Bill. - Jeszcze dobrze nie otworzyłeś
oczu, a już myślisz tylko o jedzeniu.
Tom tylko prychnął. Zjedli w ciszy śniadanie, po czym
włożyli do torby jakiś notes, coś do pisania i kanapki. Obaj kupili sobie torby
przewieszane przez jedno ramię, tak było o wiele prościej. Zresztą, nie mieli
zbyt wielu rzeczy do noszenia.
- Fajnie, że przydzielili nas do jednej grupy - rzucił
blondyn.
- Uprzedzam, że jeśli będziesz się źle zachowywał, zabiję
cię! - ostrzegł Bill.
Tom tylko się uśmiechnął. Czarny spojrzał na niego
morderczo. Chciał coś wynieść z wykładów, a znając bliźniaka, będzie to nie
lada wyzwanie.
Ubrali się ciepło i wyszli z domu. Na dworze było bardzo
zimno i padał deszcz. Żaden z nich nie pomyślał o zabraniu parasolki, zresztą
nawet gdyby ją mieli, i tak by nie skorzystali. Obaj wciągnęli na głowę kaptury
i zadowoleni ruszyli w stronę przystanku tramwajowego.
- Przypomina mi się, jak wędrowaliśmy po Innym Świecie -
westchnął Bill, wyciągając z kieszeni bilet.
- Dobrze, że padało tylko przez kilka dni.
Dość szybko znaleźli się pod uczelnią. Było tam kilka
ogromnych budynków. Oni mieli mieć zajęcia w tym z numerem cztery. Na całym
terenie była posiana i równo przystrzyżona trawa, a ścieżki wysypane żwirem.
Wszędzie kręciło się już mnóstwo osób.
Bliźniacy weszli do budynku i podeszli do tablicy ogłoszeń.
Stało przy niej tylu młodych ludzi, że nie było szans, aby się dopchać.
- I co teraz? - spytał Bill.
- Czekamy - Tom wzruszył ramionami.
Czarny stanął przy ścianie i oparł się o nią. Czekali jakiś
kwadrans, zanim towarzystwo trochę się przerzedziło i mogli spisać swój plan.
- Najpierw mamy spotkanie z jakimś opiekunem grupy. Ma nas
oprowadzić po całym budynku i pokazać sale, w których będziemy mieć wykłady i
ćwiczenia. Czekaj... Numer sto siedem - mruczał Czarny, idąc przed siebie.
- Uważaj, bo znowu komuś coś zrobisz, tak jak tamtemu
kolesiowi z marketu - zaśmiał się Tom.
- Bardzo zabawne – burknął Bill.
Bliźniacy trafili do trzydziestoosobowej grupy. Oprócz nich
była jeszcze jedna na tym samym kierunku. Zostali oprowadzeni po całym budynku
i pobieżnie zobaczyli resztę. Wychodzili już, kiedy nagle Tom zatrzymał się i
zagwizdał.
- O, stary! Ale laska! - rzucił, a na jego twarzy pojawił
się szeroki uśmiech.
Czarny rozejrzał się, ale żadnej wystrzałowo pięknej
dziewczyny nie dostrzegł, a przynajmniej nie w pierwszej chwili. Dopiero kiedy
dobrze się rozglądnął…
Cóż, musiał przyznać bratu rację. Faktycznie, niedaleko w
otoczeniu kilku chłopaków szła zjawiskowo piękna dziewczyna. Miała długie,
kruczoczarne włosy i mimo kiepskiej pogody, ubrana była w spódniczkę mini i
czarne kozaczki do kolan oraz biały bezrękawnik. Koloru oczu nie zauważył, ale
nawet z daleka było widać, że dziewczyna jest warta uwagi.
- Śledzimy ją! - powiedział Tom i już miał ruszyć za
czarnowłosą, kiedy Bill złapał go za rękaw bluzy.
- Odbiło ci? Wiesz, co ta banda dryblasów by z tobą zrobiła,
gdybyś się zbliżył?
Blondyn zrobił minę skrzywdzonego dziecka. Jęknął cicho
zawiedziony i kiwnął głową na znak, że „obiekt” został zgubiony.
Tak zakończył się ich pierwszy dzień na uczelni.
Wrócili do domu w dobrych humorach. Było wcześnie, więc Tom
skorzystał z tego i położył się spać. Bill postanowił wyjść na miasto w
poszukiwaniu biblioteki. Przejrzał wcześniej mapę, po czym zostawił bratu
kartkę i wyszedł.
Szedł przez pół godziny. Na szczęście miał całkiem dobrą
orientację w terenie, inaczej miałby problemy z wróceniem do mieszkania.
Westchnął cicho i wszedł do środka budynku. Przywitał się z miłą bibliotekarką
i poprosił o założenie karty. Gdy czekał, aż kobieta wypisze jego dane osobowe,
ktoś nagle podszedł do niego.
- Dzień dobry.
Bill obejrzał się i zobaczył dziewczynę, mniej więcej w jego
wieku. Miała blond włosy zaplecione w gruby warkocz, który sięgał jej prawie do
pasa, i zielone oczy. Była szczupła i tylko trochę niższa od niego. Musiał
przyznać, że była bardzo ładna.
Widząc, że się jej przygląda, uśmiechnęła się lekko.
- Czy my się znamy? - zapytała.
- Co? Nie, nie sądzę - odparł zdziwiony tym, że się
odezwała.
- Mam wrażenie, że cię widziałam na uczelni.
- Możliwe. Też tam studiujesz?
- Tak. A tak w ogóle to nazywam się Ola Kostrzewa -
uśmiechnęła się, wyciągając przed siebie rękę.
- Bill Coger - odparł i uścisnął jej dłoń.
Ola uśmiechnęła się do niego ponownie. Trochę go to dziwiło,
ale nie miał zamiaru w to wnikać. Okazało się, że dziewczyna też chce założyć
sobie kartę. Razem wyruszyli na poszukiwanie odpowiednich książek.
Siedzieli w bibliotece aż trzy godziny, ciągle ze sobą
rozmawiając. Dowiedział się, że blondynka zaczyna studiować dziennikarstwo i
jest miejscowa. Bill nawet ją polubił. Z chęcią posiedziałby z nią dłużej, ale
przecież musiał ugotować obiad.
- Muszę lecieć - powiedział.
- Czemu? - spytała dziewczyna.
- Eh, muszę coś upichcić. Obiady to moja działka.
- Twoja działka? Mieszkasz z kimś?
- Tak, z moim bratem. Studiujemy razem.
- Jesteście w tym samym wieku? - zdziwiła się.
Czarny uśmiechnął się lekko.
- Jesteśmy bliźniakami.
- Masz bliźniaka? To musi być fajne! Pewnie często się
zamieniacie.
- Nie. Wierz mi, jesteśmy zupełnie inni. Gdyby Tom teraz
stanął tutaj obok mnie, w życiu byś nie powiedziała, że jesteśmy braćmi, a
zwłaszcza, gdyby się odezwał.
Ola zaśmiała się.
- Będziesz mi musiał go kiedyś przedstawić - rzuciła.
- Jasne, nie ma sprawy. Ale teraz naprawdę muszę już lecieć.
Dziewczyna nalegała, żeby wymienili się numerami telefonów.
Gdy już to zrobili, wziął kilka książek i pożegnał się z nią.
Szybko doszedł do bloku i wbiegł po schodach na górę.
Zostawił książki na swoim łóżku. Tom nadal spał, więc z westchnieniem ruszył do
sklepu. Zrobił szybkie zakupy i pół godziny później już robił obiad. Był mniej
więcej w połowie obierania ziemniaków, kiedy do kuchni wkroczył Tom. Ziewnął
szeroko.
- Siema – rzucił, nalewając sobie soku i siadając na
krześle.
- Hej. Jak się spało?
- Bosko. Co robiłeś jak spałem?
- Byłem w bibliotece. Poznałem jakąś dziewczynę, która
zaczyna studia na tej samej uczelni. No, a potem wróciłem.
Tom wybuchnął śmiechem.
- Szybki jesteś. Jeszcze dobrze się nie rozpakowaliśmy, a ty
już poderwałeś jakąś laskę. Ładna jest?
- Tak i wcale jej nie poderwałem. Pierwsza się do mnie
odezwała.
- Jasne, jasne.
Bill musiał znosić irytujące docinki brata aż do samego
wieczora, bo potem najzwyczajniej w świecie położył się spać. Zanim na dobre
zaczął ignorować bliźniaka przypomniał mu jeszcze, że wypada jego kolej
robienia śniadania, po czym nakrył głowę poduszką i zamknął oczy.
Następnego dnia mieli mieć pierwsze wykłady. Czarnemu od
razu się spodobało. Nauczyciele w liceum często powtarzali, że na początku będą
mieć problemy z notowaniem, ale on takowych nie miał. Tom natomiast nie
zanotował ani jednego słowa. Siedział rozwalony na swoim krześle i oglądał
wszystko dookoła jakby to było o wiele ważniejsze od wykładu. Bill zirytował
się.
- Tom! - warknął.
- Co? - spytał blondyn, patrząc w jego stronę.
- Może wreszcie byś zaczął słuchać?!
- A po co?
- Cholera! Po to tutaj jesteś!
Starszy Coger wzruszył tylko ramionami.
- To jest nudne.
- Widocznie ważne, skoro on o tym gada już prawie godzinę.
- Może gadać następne dwie, nic mnie to nie obchodzi. Ten
koleś jest irytujący. Jak przejdzie do konkretów, to daj...
Tom nie skończył, bo Bill z całej siły przygrzał mu swoim
notesem w głowę. Po sali podniósł się głośny plask i wykładowca aż przestał
mówić. Wszyscy odwrócili się w stronę bliźniaków.
Czarny zarumienił się, zdając sobie sprawę z tego, że
wszyscy się na niego patrzą. Tom tymczasem pogłaskał się po głowie i poprawił
bandanę, która zsunęła mu się na oczy.
- Proszę wyjść! - rzucił mężczyzna do Billa.
Wściekły wstał, zebrał swoje rzeczy i warknął do bliźniaka.
- Rób notatki, bo cię zabiję, przysięgam!
Ze spuszczoną głową opuścił salę i zatrzymał się. Stał tam
przez chwilę, klnąc niemiłosiernie. Przecież chciał dobrze! To Tom powinien wylecieć
z sali, bo w ogóle nic nie robił. No, ale przynajmniej nie przeszkadzał.
Cholera!
Wściekły poszedł korytarzem w stronę wyjścia. Już miał
chwycić za klamkę, kiedy usłyszał znajomy głos.
- Patrzcie, kto to?
Bill obejrzał się i dostrzegł blondyna, którego uderzył
drzwiami w markecie. Obok niego stał postawny brunet. Wpatrywał się w niego,
jakby miał zamiar go zabić.
- Znamy się? – spytał Czarny, łapiąc za klamkę.
- Jeśli nie, to zaraz się poznamy i nie będzie to dla ciebie
specjalnie przyjemne - zaśmiał się chłopak, robiąc krok w jego stronę.
Coger, nie namyślając się długo, pociągnął za klamkę i z
cichym okrzykiem zaczął uciekać. Nie zdziwił się specjalnie, kiedy dostrzegł,
że jest ścigany. Próbował w biegu wyciągnąć telefon z zamiarem zadzwonienia do
bliźniaka, ale pośliznął się na żwirze i komórka wypadła mu z ręki. Szybko
ocenił swoje szanse podniesienia jej i możliwości zwiania napastnikom, po czym
klnąc, pobiegł dalej. Właśnie stracił kolejny telefon.
Cholera, złapią mnie, pomyślał przerażony, oglądając się na
chłopaków.
Przyspieszył jeszcze bardziej i wbiegł do drugiego budynku,
wpadając przy okazji na szklane drzwi. Szybko pokonał dość długie schody.
Brakowało mu już tchu, a jednak biegł najszybciej, jak tylko mógł. Miał
wrażenie, że trochę odstawił napastników, teraz musiał tylko gdzieś się
schować. Nie było to jednak takie łatwe, ponieważ nigdy wcześniej nie był w tym
budynku i nie wiedział, co gdzie jest.
Znowu zaklął. Skręcił w jakiś boczny korytarz i nagle wpadł
na coś twardego. Odbił się jak piłka i upadł na podłogę. Zdziwiony obrotem
sytuacji podniósł głowę i otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Kevin?! - krzyknął.
Czarny patrzył na chłopaka jak zaczarowany. Nie był w stanie
odwrócić od niego wzroku. Co Zakrzewski robi na tej uczelni? A może to nie on?
Coger zmarszczył brwi i zaczął powoli lustrować wzrokiem
swojego brata. Miał szerokie, białe adidasy, zdecydowanie za duże dżinsy we
wzorki z krokiem w połowie ud, które jakimś cudem utrzymywały mu się na
szczupłych biodrach. Do tego biała bluza z kapturem, również o kilka numerów za
duża i biało-czarna czapka skejtowska, spod której wystawały kosmyki jasnych
włosów. Oczy brązowe… To z pewnością był Kevin Zakrzewski.
Patrzył na zaskoczonego szatyna i wciąż się zastanawiał, co
on tutaj robi?
- Bill? - spytał chłopak, patrząc na niego z głupią miną.
- Skąd się tutaj wziąłeś? - zapytał Czarny, nadal nie mogąc
uwierzyć własnym oczom.
- Mógłbym się ciebie zapytać o to samo - odparł Kevin,
splatając ręce na piersi.
Bill chciał mu odpowiedzieć, kiedy nagle usłyszał krzyki tamtych
chłopaków.
- O, ja właśnie uciekam – powiedział, zbierając się z
podłogi.
Już miał zamiar dalej biec, kiedy niespodziewanie szatyn
złapał go za kaptur i przytrzymał.
- Nie bądź mięczak. Co im zrobiłeś? - zapytał.
- Jeden dostał przez przypadek w nos. Drzwiami.
- Czy ty nie potrafisz żyć bez pakowania się w kłopoty?
Czarny westchnął, widząc dwóch chłopaków, którzy zatrzymali
się w odległości dwóch metrów od niego i Kevina. Teraz na pewno go zleją. Z
chęcią cofnąłby się do tyłu, ale szatyn wciąż trzymał go za kaptur.
- Mamy rachunki do wyrównania - rzucił blondyn, patrząc na
niego ze złością.
- Dajcie mi spokój! - powiedział Bill. - Kevin, puszczaj
mnie! Chcę już sobie iść!
Szatyn wywrócił oczami.
- Wyluzuj, żaden nawet cię nie dotknie.
- A to niby dlaczego? - zapytał brunet, zaciskając dłonie w
pięści.
- Radziłbym wam stąd spadać. No, chyba że chcecie wylądować
w szpitalu -powiedział Kevin z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
Oj, niedobrze, pomyślał Czarny, czując jak ogarnia go
przerażenie.
Brunet i blondyn wybuchli śmiechem.
- Chyba kpisz! - rzucił chłopak.
- Nie prowokuj ich! - poprosił Bill, głośno przełykając
ślinę.
Coraz mniej podobała mu się ta sytuacja.
- Nie boję się dwóch burków. Nie słyszałeś, że psy, które
dużo szczekają, nie gryzą?
- Co?! - wykrzyknęli chłopacy.
Obaj poczerwienieli na twarzy ze złości. Bill zbladł, widząc
ich wściekłe miny. Zaczął się szarpać czując, że zaraz dostanie lanie stulecia.
Jak mógł zapomnieć, że Kevin to wariat?!
Chłopacy rzucili się w ich stronę. Czas się zatrzymał, ale
szatyn był jakby poza nim. Nim Coger się połapał, co się dzieje, brunet już
leżał na podłodze powalony pięścią Kevina. Chłopak, nie namyślając się długo,
tak samo potraktował jego jasnowłosego kolegę. Uderzył na tyle mocno, że aż
Bill usłyszał chrupnięcie kości.
Otworzył szeroko usta, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to
zobaczył. Tymczasem Kevin zaczął masować sobie nadgarstek.
- Chyba wszystko jasne – stwierdził, patrząc z pogardą na
nieznajomych chłopaków.
Prychnął cicho i z całej siły kopnął leżącego blondyna w
brzuch. Ten jęknął i skulił się.
- Nie chcę was tu więcej widzieć, bo następnym razem nie
będę taki pobłażliwy - powiedział do niebieskookiego, po czym najzwyczajniej w
świecie przeszedł przez niego i ruszył przed siebie.
Coger jeszcze przez chwilę stał i po prostu się gapił.
Zauważył, że z kieszeni blondyna wyleciał telefon. Widocznie podniósł go, gdy
wypadł Billowi podczas ucieczki. Przełknął ślinę i szybko go zabrał, po czym
pobiegł za swoim bratem. Nie chciał zostać z tymi chłopakami, mimo że byli
zamroczeni i leżeli rozciągnięci na podłodze.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał, wchodząc za szatynem do
łazienki.
- A jak cię się wydaje? - zirytował się Kevin.
- N-no...
Szatyn prychnął.
- Uczę się - rzucił.
Odkręcił kran i podsunął rękę pod strumień wody. Zaklął
cicho, ruszając nią niepewnie.
- Boli cię ręka? - zdziwił się Bill.
- Szmaciarz miał twardą głowę. Chyba zwichnąłem nadgarstek.
- To w twojej ręce coś chrupnęło?
- A co? Myślałeś, że uszkodziłem mu czaszkę? - spytał z
krzywym uśmiechem.
Czarny zarumienił się lekko.
- Może lepiej idź do pielęgniarki?
- Dzięki, nie skorzystam.
- Bandaż?
Szatyn spojrzał na niego, mrużąc oczy.
- Nosisz takie rzeczy w torbie?
- N-nie, ale mogę szybko gdzieś po niego skoczyć. Poczekasz
na mnie?
Kevin tylko zaśmiał się cicho. Bill zawahał się. Jeśli
wyjdzie, to jego brat może sobie stąd po prostu pójść. Jeżeli jednak zostanie
to i tak nie będzie w stanie mu pomóc, a przecież coś trzeba było zrobić.
Z westchnieniem wyszedł z łazienki i rozejrzał się uważnie.
Doszedł do wniosku, że budynki zapewne są zaprojektowane w taki sam sposób i
skierował się tam, gdzie uznał, że znajdzie pielęgniarkę. Na szczęście się nie
pomylił i już po pięciu minutach z zadowoloną miną wszedł do łazienki.
Odetchnął z ulgą, gdy dostrzegł tam Kevina, który masował sobie nadgarstek z krzywą
miną.
- Mam - rzucił Czarny, podchodząc do niego.
Szatyn osuszył nadgarstek papierem toaletowym, który rzucił
na podłogę, po czym podwinął rękaw bluzy. Bill patrzył ze zdumieniem na srebrną
bransoletkę ze swoim imieniem i nazwiskiem, którą dał mu w liceum. Przez chwilę
stał nieruchomo i wpatrywał się w nią, po czym uśmiechnął się lekko. Zerknął na
twarz Kevina. Wyglądał na... zakłopotanego. Odchrząknął.
- Bandażujesz mi tą rękę czy nie? - spytał chamsko.
- Taki z ciebie twardziel, a tak przeżywasz z powodu uszkodzonego
nadgarstka? - zaśmiał się cicho Bill, delikatnie oplatając nadgarstek szatyna
bandażem.
Kevin warknął cicho, po czym rzekł.
- Nie przeżywam, ale potrzebuję tę rękę do robienia notatek.
I bez tego jest ciężko.
- Co ty tak właściwie studiujesz?
- A co cię to interesuje?
- Po prostu jestem ciekawy. W końcu jesteś moim... bratem.
- Ta...
- No, więc?
Szatyn westchnął.
- Prawo.
Bill spojrzał na niego oczami jak pięć złotych. Patrzył na
jego znudzoną twarz, po czym wyjąkał.
- Wkręcasz mnie!
- Nie, mówię serio.
- A-ale... Przecież ty ciągle kogoś biłeś i miałeś na pieńku
z dyrekcją szkoły i policją. I... I miałeś kiepskie oceny.
- I co z tego?
- Nie można być prawnikiem, jeżeli ma się namieszane w
papierach.
Kevin uśmiechnął się cwaniacko.
- Moje papiery są czyste.
- A-ale jak to możliwe?!
Chłopak wzruszył ramionami, ale nie odpowiedział na pytanie.
- Nie mogę uwierzyć, że znowu się spotkaliśmy - Czarny
pokręcił głową z niedowierzaniem.
Kevin oglądał przez chwilę biały bandaż, po czym zsunął
rękaw bluzy, prawie całkiem go zakrywając.
- To pierwszy i ostatni raz - rzucił chłopak.
- Skąd ta pewność? Nie chcesz nas widzieć? Byłoby fajnie,
gdybyśmy się lepiej poznali - powiedział niepewnie Bill.
- Ale ty jesteś naiwny! Myślisz, że jak cię wtedy nie
zabiłem, to nagle cię polubię i będę dobrym braciszkiem? Że jak twój ochroniarz
dał ci się urobić, to ja zrobię to samo? Pff! Chyba śnisz! Ty chyba nie zdajesz
sobie sprawy z tego, z kim masz do czynienia! Nawet nie wiesz, ile miałeś
szczęścia tamtej nocy. Naprawdę chciałem cię zabić. I zrobiłbym to, gdybyś nie
przyszedł wtedy wcięty.
- Nie rozumiem - rzekł cicho Bill.
- Byłeś pijany i nie miałeś szans się obronić. Nie chciałem
wykończyć zupełnie bezbronnej osoby. Tylko to cię uratowało. Zaprosiłem cię do
siebie, bo miałem taki kaprys. Byłem ciekawy, jak będziesz się przy mnie
zachowywał. W sumie to przez te dwa lata nie miałem okazji cię poznać. Każde
nasze spotkanie kończyło się kilkoma twoimi siniakami. Wtedy pod Nędzą... Cóż,
byłeś uroczy. Przynajmniej dopóki nie narzygałeś mi na kurtkę. Jeżeli myślisz,
że jesteś przy mnie bezpieczny, to się mylisz. Wiesz, nie szukam okazji do
zemsty, ale wykorzystuję ją, kiedy się nadarza. Tak samo było wtedy, kiedy Toma
przenieśli do innej klasy i wkręcił się do naszej paczki. Zapamiętaj to, bo
następnym razem mogę już nie być taki łagodny.
Bill patrzył na chłopaka zdezorientowany. Zdecydowanie go
nie rozumiał. Był tak bardzo skomplikowany i w dodatku w ogóle nie chciał dać
się poznać. Jak do niego dotrzeć? W końcu był jego bratem, niemożliwe, żeby aż
tak bardzo zależało mu na jego śmierci. A może nie warto się starać? Może
naprawdę będzie lepiej, jeżeli się go zostawi w spokoju? Kevin był
nieobliczalny. Coger wiedział, że jeżeli źle go oceni, może przepłacić to
życiem.
Czy warto zadawać się z takim psychopatą?
- Jeżeli mówisz prawdę, to dlaczego nosisz bransoletkę,
którą ci dałem? - spytał Czarny, chwytając się jedynego argumentu, jaki miał.
- A niby co miałbym z nią robić? Wsadzić ją sobie w tyłek?
- Nie, po prostu... Skoro tak myślisz i tak bardzo mnie nienawidzisz,
to dlaczego ją nosisz? Ja nie chciałbym nosić rzeczy, którą mam od najgorszego
wroga.
Szatyn zaśmiał się kpiąco.
- Oj, Billy. Ty nie jesteś moim wrogiem.
- Więc kim?
- To bardzo proste. Ty jesteś moją ofiarą.
- Nie wierzę ci! - rzucił Czarny.
- Nie musisz. Ale możesz być pewny, że gorzko tego
pożałujesz. Wiesz, ludzie, którzy nie mają forsy, mogą szczycić się głównie
dumą, honorem i tym, że nie są gołosłowni. A ja z pewnością nie jestem. Nie
wchodź mi w drogę, po zmiażdżę cię jak robaka.
Bill chciał coś powiedzieć, ale zimny wzrok Kevina go
sparaliżował. Przez chwilę stali, tylko się obserwując, a potem szatyn bez
słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł. Czarny przypomniał sobie jeszcze jedną
rzecz i pobiegł za nim.
- Dlaczego mi pomogłeś?- zapytał, idąc krok w krok za
chłopakiem.
- Odczep się! - burknął zirytowany Kevin.
- Dlaczego? - nie
ustępował Coger.
- Miałem ochotę komuś przyłożyć. Wiesz co? Teraz też mam!
Szatyn odwrócił się i zdrową ręką z całej siły odepchnął
Billa do tyłu. Ten przewrócił się i upadł na podłogę, boleśnie tłukąc sobie
siedzenie. Poczerwieniał ze złości.
- Jeżeli będziesz za mną łaził, zabiję cię! - warknął Kevin,
po czym spokojnie ruszył korytarzem.
Czarny siedział na podłodze jeszcze chwilę i patrzył na
chłopaka, dopóki ten nie zniknął za rogiem. Westchnął i przeczesał dłonią
włosy. Chyba nie rozegrał tego zbyt dobrze.
Zniechęcony wstał i ze spuszczoną głową szedł dalej
korytarzem. Wyszedł z budynku i skierował się w stronę stacji, chcąc już
wreszcie dotrzeć do domu. Tom jeszcze siedział na wykładzie, więc nie było
sensu na niego czekać.
Gdy już był w domu, położył się na łóżku i napisał sms-a do
bliźniaka.
„Nie uwierzysz, kogo spotkałem.”
Długo nie musiał czekać na odpowiedź.
„Twoją nową sexy koleżankę?;)”
Bill zirytował się. Przez chwilę wyzywał brata po cichu. Gdy
już trochę wyładował swoją frustrację, odpisał.
„Spotkałem Kevina Zakrzewskiego. Tak, tego, o którym
myślisz.”
Tym razem czekał chwilę dłużej. Westchnął cicho. Tom na
pewno nie robił notatek, więc dlaczego tak długo nie odpisuje?
„Jasne! Może jeszcze mi napiszesz, że studiuje prawo?”
Czarny z całej siły klepnął się w czoło. Nie, oni na pewno
nie są braćmi! Ktoś podmienił jednego z nich w szpitalu. Jego prawdziwy
bliźniak krąży gdzieś po świecie i go szuka. Tom nie jest jego bratem, to
niemożliwe.
Z westchnieniem wziął telefon do ręki i zaczął pisać.
„Zgadłeś. Cholera, serio piszę! Blondi z marketu chciał mnie
zlać i jak uciekałem, to natknąłem się na Kevina. Zresztą, opowiem ci wszystko
jak wrócisz. Ale on serio tu jest.”
Tom już nic więcej nie odpisał, więc Bill z westchnieniem
odłożył komórkę i zabrał się za czytanie książki. Starał się zrozumieć jej
sens, lecz zaraz po pierwszym akapicie zupełnie odpłynął. Nie potrafił skupić
się na treści ciągle wracając myślami do Kevina. Miał głupie wrażenie, że jego
życie znowu się skomplikuje. Byli na tej samej uczelni i chociaż była ogromna,
na pewno będą na siebie wpadać, nie było innej opcji.
Czyżby Bóg znowu majsterkował w ich życiach? Jeżeli tak, to
przestaje to być zabawne. Już swoje przeszli, dlaczego nasyła na nich tego
sadystę? W sumie to Bill był ciekawy, jaki naprawdę jest Kevin i z chęcią by
się z nim zaprzyjaźnił. Tamtego pamiętnego dnia, kiedy pijany poszedł pod Nędzę
na spotkanie z nim, szatyn zaszokował go. Nie dość, że go nie zabił, to jeszcze
darował mu to, że zwymiotował na jego kurtkę. Jakby tego było mało, zaprosił go
do siebie, opatrzył, oddał własne łóżko, a rano nakarmił i pożyczył swoje
rzeczy w zamian za te, które zniszczył. Jak to zrozumieć? Co to miało oznaczać?
Czy on naprawdę był zainteresowany jego reakcjami, czy może chodziło mu o coś
innego?
Dlaczego był taki agresywny? Czarny rozumiał, że ich nie
lubi. Był zazdrosny o to, że oni dorastali mając przy sobie ojca. Chociaż
staruszek nie był dla nich dobry, to jednak mimo wszystko był. A Kevin? On nie
miał ojca, a jego relacje z matką chyba nie były najlepsze. Mówił, że chciała
się go pozbyć zanim jeszcze się urodził. Nawet nie chciał o niej rozmawiać.
Jego dom był bardzo mały i zaniedbany, zapewne tam się wychowywał. Co on musiał
przejść w dzieciństwie, że stał się taki zamknięty w sobie? Dlaczego się tak
zachowywał? I co miały oznaczać te książki walające się po całym pokoju oraz
gitara w kącie? Czy on potrafił na niej grać?
Bill już nic z tego nie rozumiał. Ten człowiek był jedną
wielką zagadką. Cóż, wylądowali na jednej uczelni. To musiało być
przeznaczenie. Jakoś będzie musiał go poznać, przecież Kevin też na pewno
chciałby mieć jakiegoś przyjaciela. Sam nie wiedział, dlaczego się nad nim tak
trzęsie, ale czuł, że powinien spróbować go zrozumieć. Każdy przecież
zasługiwał na drugą szansę.
Czarny westchnął słysząc, jak ktoś przekręca klucz w zamku.
Po chwili do pokoju wszedł Tom. Miał głupi uśmiech na twarzy.
- Wykładowca przez dziesięć minut nie mógł dojść do tego, na
czym skończył - zakomunikował ze śmiechem.
- To nie jest śmieszne! Przez ciebie wyleciałem!
- Wyleciałeś, bo mnie uderzyłeś.
- Robiłeś notatki?
- Po co? Już ci mówiłem, że to jest nudne!
- Zabiję cię!
Bill już miał zaatakować brata, kiedy ten nagle rzucił w
niego swoim notesem. Czarny chwycił go w locie i spojrzał na zapisane kartki.
Było trochę nabazgrane, ale chyba Tom wyjątkowo się postarał. Spojrzał na niego
naburmuszony, co blondyn skomentował śmiechem.
- Uwielbiam się z tobą droczyć – rzucił, przeciągając się. -
No? To o co chodzi z tym Kevinem?
Młodszy Coger westchnął. Usiadł po turecku i zaczął
opowiadać bliźniakowi całą historię. Tom był w szoku. Nie spodziewał się, że
jeszcze kiedyś będą mieli do czynienia z tym chłopakiem.
- Jesteś pewien, że studiuje prawo? Na pewno tak powiedział?
- dopytywał się blondyn.
- Tak, na pewno. Możliwe, że kłamał?
- Wątpię - starszy Coger pokręcił głową. - Nienawidzę go jak
psa, ale on nie kłamie. Jak już coś powie, to jest to prawda. Cóż, przynajmniej
nigdy go nie złapałem na kłamstwie. Mówił coś ciekawego?
- Tak, że mnie zabije, jak wejdę mu w drogę.
- No, tak... Trzymaj się z daleka od tego psychola. Zapewne
niedługo go wyrzucą. Przecież on miał prawie takie same stopnie jak ja, może
odrobinę lepsze. Jak niby miałby zdać dobrze maturę? Ja uczyłem się z tobą, a
on?
- Ale jakoś dostał się na prawo. Poza tym... Nie mówiłem ci
o tym, ale kiedy u niego byłem, zauważyłem mnóstwo książek i zeszytów. Cały
jego pokój był nimi zawalony. On musiał się uczyć.
- On? Chyba kpisz! Codziennie po szkole wychodziliśmy na
miasto, wieczorami robiliśmy imprezy. Był na każdej. Co prawda w ciągu tygodnia
trochę się ograniczaliśmy, ale weekendy były nasze. Poza tym nocami chodziliśmy
robić graffiti. W wakacje i ferie ciągle gdzieś wyjeżdżał. Nawet go raz widziałem,
jak wsiadał do pociągu. Miał ze sobą jedynie torbę, odrobinę większą od plecaka
i butelkę wody mineralnej w ręce. Nic więcej. Żadnych książek, zeszytów, nic.
Tylko ubrania. Bill, prowadziliśmy bardzo urozmaicone życie. Wszędzie było nas
pełno. On nie miał czasu na naukę. Swoją drogą myślę, że jest za głupi, żeby
dać sobie radę.
- Jakoś się tutaj jednak dostał!
- Może ma wtyki.
- Wątpię.
- Możemy zmienić temat? Nie lubię go i nie chcę go widzieć
na oczy. Ten koleś od samego początku działał mi na nerwy. Oszaleję, jeżeli
będę musiał oglądać jego mordę.
Bill westchnął. Chyba będzie musiał sam jakoś dotrzeć do
Kevina. Trudno. Poradzi sobie. Nie jest już tym mięczakiem, co jeszcze rok
temu. Tom pomógł mu stanąć na własnych nogach. Nie da się tak łatwo jak kilka
lat temu.
***
Wierzcie mi, też bym chciała piątek po południu. Jutro mam ostatnią maturę, niestety ustną i trochę się boję, bo jeszcze nie skończyłam pisać pracy o_O. Mam więc chyba czego się bać, co?
Miejmy nadzieję, że wrodzone gadulstwo mnie uratuje.
Pozdrawiam!
Powodzenia.
OdpowiedzUsuńNa pewno dasz radę. Trzymam kciuki.
Kevin jest naprawdę dziwny. o.O Ale coś mi mówi, że jednak Billowi uda się do niego dotrzeć. Bo jednak.. każdy potrzebuje przyjaciela, prawda? A Kevin chyba nie jest aż taki zły, jak się wydaje, skoro nie zabił Billa, teraz go obrania i nosi tę bransoletkę, co to mu Czarny podarował. Hm.. i ciekawe co wyjdzie z tą Olą, bo chyba też zagości na dłużej. ^^ Chyba, że się mylę.
OdpowiedzUsuńA na maturze na pewno poszło ci dobrze. :D
Weny.
Pozdrawiam,
Illusion.
Zapraszam do siebie na prolog do nowego opowiadania.
Usuńhttp://over-the-rainbow-twincest-by-illusion.blogspot.com/2013/05/prolog.html
Ja na szczęście mam już wszystkie matury za sobą :p nie przejmuj się, ja też kończyłam prezentację dzień przed i zzdałam na 50%. Moją egzaminatorką była babka, która zna się na temacie :p
OdpowiedzUsuńJak za każdym razem ekstra. Mam pytanie, wiesz już na jaki kierunek składasz papiery? Jako fajna TH może mnie zainspirujesz:)
OdpowiedzUsuńWątpię:). Chcę być tłumaczem. Myślę o trzech kierunkach. 1.lingwistyka stosowana o głównym profilu niemieckim - po studiach umie się biegle dwa języki, a jeden na poziomie średnio-zaawansowanym.
Usuń2.japonistyka, bo kocham wszystko co japońskie.
3.germanistyka, ale to już naprawdę ostateczność.
Po wystudiowaniu czegoś z tego mogę tłumaczyć książki, oprowadzać wycieczki po połowie świata i w ogóle robić wszystko, co tylko można, znając języki. Aha, no i jeśli spotkam bliźniaków, to powiem coś więcej niż "cześć";).
A nad czym Ty myślisz?
Dziennikarstwo jako specjalność public relation i w przyszłości menadżerka TH :)
OdpowiedzUsuńA poważnie, to wszyscy na forach krytykują dziennikarstwo no ale chyba mimo to spróbuję :)
Teraz pytanie: życie bliźniaków uprzykrzy gość z rozwalonym nosem czy Kevin? Chociaż w to drugie raczej wątpię. Obronił Billa, a potem, mając niby ochotę komuś przyłożyć, nie uderzył go, tylko popchnął, zapewne chcąc mu uciec. No i nosi tę bransoletkę... Z kolei tamci mogą chcieć się zemścić i to podwójnie. Już się boję...
OdpowiedzUsuńKevin strasznie mnie intryguje... Niby z niego taki kozak, który nienawidzi braci ale tak naprawdę nie pozwoli ich skrzywdzić, No przynajmniej Bill'a... Wierzę że gdzieś tam w środku jest po prostu wrażliwym chłopakiem który potrzebuje miłości i przyjaciół... Nie wież dlaczego ale muszę przyznać że go lubię... Coś czuję że Bill będzie miał ciężkie życie na studiach przez Tom'a...
OdpowiedzUsuń