- Czy kiedy dawałem ci
te zeszyty, nie prosiłem, żeby wróciły do mnie w takim samym stanie, w jakim je
dostałeś?
Starannie modulowany i
pozornie spokojny głos Billa wpędził Toma w jeszcze większe poczucie winy.
Chociaż Czarny wyglądał jak oaza spokoju, jego oczy zdradzały tłumione emocje.
Dredziarz był pewny, że on zaraz wybuchnie i to nie będzie przyjemne, a
przecież po raz pierwszy naprawdę nie chciał go drażnić!
Spojrzał na niego ze
skruchą.
- Przepraszam –
powiedział szczerze. – Naprawdę, NAPRAWDĘ nie chciałem tego zrobić. To był
wypadek. Tylko wypadek. Wierzysz mi, prawda?
Oczy Billa ciskały
błyskawice.
- Przestań robić te
pieprzone oczy kota ze Shreka. Moje notatki nadają się na śmietnik!
- Przepiszę ci je,
dobra? Co, też nie? Co mam w takim razie zrobić?
- No, ej, Bill. – Tom
podniósł ręce w poddańczym geście. – Wcale nie musiałem cię przepraszać, nie?
- Jeszcze słowo, a
naprawdę dostaniesz w zęby!
Dredziarz westchnął
głęboko. Coraz więcej osób przyglądało im się z ciekowością To była chyba
pierwsza ich tak długa rozmowa, która nie skończyła się jeszcze bójką.
Bill ze skrzywioną
miną włożył do plecaka zeszyty z kartkami posklejanymi sokiem pomarańczowym.
Spiorunował Toma wzrokiem.
- Nigdy więcej nie
pożyczę ci ze… Nic ci nie pożyczę!
- Postawię ci pizzę,
ok? Na jaką masz ochotę?
- Taką z twoją krwią
zamiast ketchupu – warknął Bill, odwracając się na pięcie.
- To kiedy idziemy?
- Wrr…!
Czarny odszedł. Nie
wiedzieć czemu, przypominał Dredziarzowi chmurę gradową.
- Już jesteście
pieprzonymi przyjaciółmi?
Tom zerknął na
Bobby’ego, który patrzył na niego ze złością. Dredziarz prychnął.
- Prędzej piekło
zamarznie niż ja zostanę jego przyjacielem. To już jednak nie twoja sprawa.
- Wolisz tego
lachociąga niż mnie za kumpla?
- Na to wygląda.
Bobby skrzywił się,
ale wyraźnie nie zamierzał wdawać się w dalsze dyskusje. Odszedł bez słowa.
Tom padł na parkiet
zdezorientowany, czując ciepłą ciecz spływającą mu po twarzy. Patrzył wprost na
równie zdezorientowanego Billa, który stał naprzeciwko niego w odległości
jakichś dwóch metrów i wyglądał, jakby naprawdę nie wiedział, co właśnie się
stało.
Mieli właśnie
wychowanie fizyczne. Tego dnia grali w kosza i byli w przeciwnych drużynach.
Chociaż Bill nigdy nie czuł się zbyt dobrze, gdy musiał grać w coś na lekcjach,
starał się nie przegrać z Tomem. Tak jednak wyszło, że akurat kiedy rzucał
mocno do kolegi – zapewne bał się, że nie dorzuci tych kila metrów, pięć, zdaje
się – Dredziarz stanął piłce na drodze i zarobił w nos. Niechcący, oczywiście.
– Myślałem, że
żartowałeś, jak mówiłeś o tej pizzy – mruknął Tom, ocierając krew. – Uciekaj.
– Co? – zdziwił się
Bill.
– Za dziesięć sekund
wstanę i cię zamorduję za uszkodzenie mojej pięknej twarzy. Teraz jeszcze
możesz uciec.
Czarny prychnął,
wyraźnie nie mając takiego zamiaru.
A potem Tom naprawdę
rzucił się na niego z pięściami.
„Skoro stosowanie się
do zasad jest dla was takie trudne do opanowania, zaplanowałem specjalne lekcje
wyrównawcze, które wam w tym pomogą.”
To właśnie powiedział
dyrektor, kiedy wylądowali u niego na dywaniku. Gdy to usłyszeli, żaden z nich
nie wiedział, o co chodzi. Dowiedzieli się po lekcjach, gdy zostali
zaprowadzeni do sprzątaczki, a potem dostali po mopie i musieli umyć cały
parter. Obaj westchnęli jak jeden mąż i zabrali się za mycie.
– To twoja wina –
powiedział Tom.
– Nie – odparł Bill.
– Tak.
– Nie.
– Tak.
– Nie.
– Twoja.
– Nieprawda!
– Prawda!
– Sam mnie uderzyłeś!
– Bo mnie do tego
zmusiłeś!
– Ja jakoś nie
strzeliłem cię w pysk, gdy zobaczyłem moje zeszyty, choć Bóg mi świadkiem, że
miałem na to wielką ochotę.
– Walnąłeś mnie piłką.
– Niechcący.
– Akurat!
– Naprawdę!
– Jasne.
– No, tak!
– Nie!
– Tak!
– Nie!
– Tak!
– MOŻECIE PRZESTAĆ?!
Obaj spojrzeli w bok,
gdzie stał dyrektor, masując sobie skronie.
– Dostałem migreny od
tego waszego biadolenia, a tylko przechodziłem korytarzem.
– Przecież rozmawianie
nie jest karalne – zauważył Tom.
– Dla was jest. Cisza
albo naprawdę się wkurzę.
Mężczyzna odszedł,
prychając z irytacji. Tom i Bill spojrzeli na siebie, po czym westchnęli tylko
i zabrali się do roboty. Zapowiadał się długi dzień.
Na szczęście całkiem
szybko uwinęli się w pracy, burcząc na siebie. Gdy wychodzili ze szkoły, Bill
pośliznął się na mokrych od deszczu schodach, pokonując ostatnie stopnie na
tyłku. Kiedy jęczał cicho z bólu, trzymając się za tyłek, Tom niemal też spadł
ze schodów, ale ze śmiechu.
– Bardzo, kurwa,
śmieszne.
Bill wyglądał
genialnie, siedząc na mokrym betonie z złączonymi kolanami i szeroko
rozstawionymi stopami, ukrytymi pod czarnymi, modnymi trampkami oraz z nisko
pochyloną głową.
Dredziarz, wciąż się
śmiejąc, objął Billa ramionami w pasie i postawił go na nogi.
– Sierota – mruknął
chłopak rozbawiony.
Bill wyrwał mu się
wyraźnie zły. Jego oczy były lekko zaszklone od łez, a warga zagryziona
pomiędzy równe, białe zęby. Tom niemal skamieniał, widząc go takim. Nie
spodziewał się, że kiedykolwiek ujrzy taką minę na tej twarzy.
– W porządku? –
zapytał.
Czarny skrzywił się.
– Gdybym cię nie znał,
pomyślałbym, że się martwisz.
Tom wzruszył ramionami
i powoli puścił kolegę z klasy. Mimowolnie przed oczami stanął mu obraz Billa
masturbującego się na łóżku w pokoju i poczuł suchość w gardle. Potrząsnął
głową, próbując odgonić od siebie niechciane myśli. Nie było z nim dobrze,
skoro nie potrafił nad tym zapanować.
Zdecydowanie
niedobrze!
– Cześć!
Dredziarz spojrzał na
chłopaka, który właśnie poszedł w kierunku jakiegoś auta ze skrzywioną miną.
Miał ochotę się śmiać.
Kolejny tydzień minął
spokojnie. Za spokojnie, bo wszyscy koledzy z klasy dziwnie na nich patrzyli.
Zazwyczaj mieli jakiekolwiek spięcie, choćby małe. Cokolwiek. Nic więc
dziwnego, że po tygodniu wreszcie do czegoś… doszło. Starcie było, ale… nie
pomiędzy Kaulitzami.
Zaczęło się od tego,
że Tom schodził po schodach z kubeczkiem ciepłej herbaty i ktoś trącił go,
przez co kubek wyśliznął mu się z ręki i… wylądował na głowie szatyna,
wchodzącego po równoległych schodach do góry. Kaulitz znieruchomiał, prawie to
samo zrobili wszyscy inni. Przełknął głośno ślinę, gdy wściekły chłopak
spojrzał na niego z mordem w oczach. Nie był to zwykły uczeń. Znali go wszyscy.
Cieszył się dość nieciekawą reputacją, bo zwyczajnie nie bał się rozkwasić
komuś nosa, gdy coś mu się nie podobało. Jego glany wyglądały na niezwykle
solidne i były zbyt pospolite, żeby uznać je za broń, ale zdecydowanie godne
tego miana.
– Em… Przepraszam –
powiedział niepewnie Kaulitz.
– Już nie żyjesz! –
warknął chłopak.
Tom nie był tchórzem,
ale nie chciał znowu wylądować w gabinecie dyrektora. Zwłaszcza, że ten był ojcem
nieobliczalnego szatyna. Odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać.
– Wracaj, ty tchórzu!
– wrzeszczał nieznajomy, wyraźnie nie mając zamiaru odpuścić.
Lepiej nie, pomyślał
Dredziarz. Zbiegł pospiesznie po innych schodach, przeskakując po dwa stopnie.
Wszyscy odskakiwali jak oparzeni, tylko jeden Bill, który siedział sobie i
czytał, nie zwrócił na niego uwagi. Tom nie zdążył go dostrzec na czas, potknął
się o niego i wywinął zgrabnego fikołka akurat na półpiętrze, prosto pod nogi
zaskoczonego dyrektora. Szatyn aż zatrzymał się na szczycie schodów wyraźnie
zaskoczony tym, co się stało.
Zadzwonił dzwonek.
– Ty, ty i… ty –
wskazał na szatyna, zbierającego się z podłogi Dredziarza i zaskoczonego całą
sytuacją Billa. – Do mojego gabinetu. Natychmiast!
– A ja czemu? – spytał
Bill oburzony.
– Bo mam taki kaprys!
W tej chwili!
Szatyn wyglądał na
wściekłego, ale posłusznie poszedł za swoim ojcem do jego gabinetu. Czarny ze
złością zamknął książkę i spojrzał z mordem w oczach na Toma.
– Coś ty znowu zrobił?
– warknął do Dredziarza.
– Nic – odparł.
– To nic wylądowało na
mojej głowie, ofiaro – warknął szatyn. – Jeszcze mi za to zapłacisz.
Bill spojrzał na
posklejane w jednym miejscu włosy chłopaka.
– Skoro to ty
oberwałeś, to ty jesteś ofiarę – odparł Bill.
Tom spojrzał na niego
z miną „nie prowokuj go, to wariat!”, ale Czarny zignorował go.
– CO?!
– To, co słyszałeś –
powiedział Bill spokojnie. – To przez ciebie teraz wszyscy mamy kłopoty.
– Jasne, najlepiej
wszystko zwalić na kogoś.
– Przecież taka jest
prawda, po co się wypierać?
– Bill… – mruknął
Dredziarz.
– O, wiesz, jak mam na
imię? Zamknij się, co?
– Ale…
– Możecie się
przymknąć? – warknął dyrektor, wpuszczając ich do swojego gabinetu. – Już chyba
mówiłem, że w mojej obecności macie zakaz gadania. – Usiadł na swoim obrotowym
krześle i spojrzał na nich nieprzychylnie. – Wiecznie z waszą trójką jakieś
problemy. Naprawdę, brak mi już do was słów. Żadne kary widać nie są dla was
zbyt surowe, skoro nie potrafią was powstrzymać od robienia głupot.
– Ale, tato…
– Georg, bądź tak miły
i się przymknij. Nie będę tolerował twojego zachowania tylko dlatego, że jesteś
moim synem. To szkoła i zachowuj się jak uczeń. A wy…
Ktoś zapukał, a potem
drzwi się otworzyły i weszła jedna z nauczycielek z kolejnym uczniem. Gdy
dyrektor go zobaczył, wzniósł oczy do nieba.
– Co tym razem? –
zapytał mężczyzna.
– Ukradł sprawdziany,
kiedy wyszłam na chwilę z klasy – powiedziała oburzona. – Próbował dopisać
poprawne odpowiedzi.
– Zajmę się tym,
Marto. Możesz wrócić do klasy.
– Cała wielka czwórka
w komplecie. Och, jesteście pewni, że nie chcecie zmienić szkoły? Kaulitz,
serio, mam już dość waszych wybryków. Wierzcie mi, dobrze wiem, co wyrabiacie,
nawet jeśli nauczyciele na was nie donoszą. Jesteście utrapieniem, odkąd się
tutaj pojawiliście. Tak bardzo przeszkadza wam wspólne nazwisko, że prawem
pięści chcecie rywala go pozbawić? Dziecinada. Hagen, zachowujesz się jak
bachor. Przestań wreszcie straszyć i bić młodszych uczniów!
– Nikogo nie biję!
Powinieneś mi wierzyć!
– Jak mam ci wierzyć,
skoro sam cię nakryłem na próbie pobicia pierwszoklasisty?
– Nie wygląda na
takiego, nawet jest ode mnie wyższy…
– Hagen, na Boga!
– Poza tym, wylał mi
na głowę picie.
– Przypadkiem! –
wykrzyknął Tom.
– Jak można zrobić coś
takiego przypadkiem?! I to akurat na moje włosy?
– Spokój! A co do
ciebie… Gustav, bożyszcze z klasy drugiej. Nasza mała zakała jeśli chodzi o
naukę. Zamiast kraść kartkówki, poproś rodziców o dobrego korepetytora z matmy,
bo w tym roku nie pozwolę, żebyś napisał sierpnia. Skoro praca w szkole wam nie
pomaga, zostaniecie na dwie godziny po lekcjach w sali numer 207 razem z panią
Poop. W absolutnej ciszy, po prostu siedząc i myśląc o tym, jak naprawić swoje
winy. Może siedzenie w miejscu będzie dla was wystarczającą karą. A teraz
żegnam, póki jeszcze jestem w miarę spokojny.
Cała czwórka wyszła z
gabinetu. Gustav westchnął tylko. Wyglądał na przybitego.
– Super, artyści.
Cholera, przez was muszę dzwonić do mojego menadżera – narzekał Bill,
wyciągając telefon.
– Menadżera? – Georg
uniósł zaczepnie brwi. – A kim ty, kurwa, jesteś?
– Modelem – wtrącił
Tom.
– Halo? Hej, mam
szlaban w szkole, musicie przesunąć sesję o jakieś dwie godzinki…
Bill odszedł kawałek,
a Tom spojrzał na nieznajomego chłopaka.
– Masz problemy z
matmą? – zapytał.
Gustav wzruszył
ramionami. Tom spojrzał na syna dyrektora.
– Hagen, tak? Pomóż
mu.
– Czemu ja? – spytał
szatyn. Wciąż wyglądał na wściekłego.
– Bo jesteś najstarszy
i już przerobiłeś ten materiał. Ja i Bill jeszcze się tego nie uczyliśmy.
– Nie mam ochoty.
– Będziemy siedzieć
jak debile przez dwie godziny, co ci szkodzi?
– Nie mam zamiaru
przebywać w waszej obecności dłużej niż to absolutnie konieczne.
– W porządku –
powiedział cicho Gustav i uśmiechnął się lekko. – Dam sobie radę. Do zobaczenia
po lekcjach.
Gdy chłopak odszedł,
Tom spojrzał z naganą na szatyna.
– Jesteś sukinsyn – a
potem odszedł. Bill też skończył rozmawiać i wszyscy poszli na lekcję.
Gdy skończyli zajęcia,
stawili się zgodnie do sali. Usiedli osobno w ławkach. Bill wyciągnął sobie
książkę, Tom kartkę, Hagen spał na ławce, a Gustav patrzył w okno. Nauczycielka
sprawdzała jakieś prace, bo również siedziała cicho i nawet nie zwracała uwagi
na to, co robią.
Tom skończył rysować i
zachichotał cicho. Obrócił się do tyłu i położył kartkę przed Billem. Rysunek
przedstawiał Czarnego, ale ten miał ogon, rogi, czerwone oczy i obcasy. Bill
walnął go w ramię. Gustav spojrzał na nich ze zdziwieniem.
– Z czym masz problem?
– spytał Tom cicho. – Może ktoś jednak ci pomoże z tą matmą.
– Dam sobie radę, nie
przejmuj się.
– Na pewno? Mogę pomóc
ci kogoś poszukać.
– Nie, w porządku.
Serio. Właściwie, co się tak przejmujesz?
Tom wzruszył ramionami.
– Po prostu. Skoro
masz problem, chciałbym ci pomóc go rozwiązać.
– Daj spokój, poradzę
sobie. To tylko głupia matma. I nie jest ze mną aż tak źle, jak on sugerował.
– Ten „on” to mój
ojciec, trochę szacunku, co? – wtrącił się Hagen.
– Ja akurat nie byłbym
dumny z takiego ojca – odgryzł się Dredziarz.
– Czy ty naprawdę chcesz
dostać w pysk?
– Nie krępuj się – mruknął
Bill.
– Spokój, chłopcy.
Cała czwórka spojrzała
na nauczycielkę, która patrzyła na nich ze zmarszczonymi brwiami. Odwrócili się
przodem do niej, a kiedy wcisnęła nos między kartkówki, z powrotem poodwracali
się do siebie.
– Co tam bredziłeś o
tym szacunku? – zapytał Dredziarz. – A tak właściwie, to nie wyglądałeś na
osobę, która go jakoś przesadnie szanuje. Boli cię, że cię nie faworyzuje?
– Chyba raczej, że mu
nie wierzy – rzucił Bill. – Żadna nowość.
Hagen skrzywił się i
spojrzał na Czarnego z niechęcią.
– Na za dużo sobie
pozwalasz. Myślisz, ze jak jesteś jakimś pieprzonym modelem to możesz innych
ustawiać?
– Kpisz sobie? Jak na
dłoni widać, że masz ze starym problemy. Zamiast wyżywać się na innych, lepiej
pomyśl, jak to załatwić. Poza tym, to, że jesteś starszy nie oznacza, że
mądrzejszy. To zresztą też widać jak na dłoni.
Szatyn poczerwieniał
na twarzy ze złości. Dredziarz spojrzał na Czarnego z niejakim podziwem – on
sam wolał nie prowokować tego narwańca. Nie był pewien, czy warto. Nie
spieszyło mu się zbytnio do bicia. Właściwie, interesowały go tylko potyczki z
Billem i sam nie wiedział, dlaczego.
– Prosisz się o ból –
warknął Hagen.
– Spróbuj szczęścia –
odparł Bill.
Przemawiali się po
cichu aż do końca kary. Gdy wychodzili ze szkoły, nie skakali sobie do gardeł,
bo nie chcieli, żeby dyrektor ich zobaczył w takiej sytuacji.
Po Billa podjechał
czarny samochód. Chłopak wsiadł do niego i po chwili już go nie było.
– On naprawdę jest
modelem? – zapytał Gustav.
– Mmm – odparł Tom. –
I cholernie lubi zadzierać nosa.
– Ale lubisz go, co?
Dredziarz spojrzał na
chłopaka jak na wariata.
– Żartujesz sobie?!
Nie znoszę go. Ciągle się żremy.
– Wyglądało to trochę
inaczej – powiedział z rozbawieniem. – W każdym bądź razie, dzięki za to, że
chciałeś mi pomóc. Jesteś pierwszą osobą, która mi to zaproponowała.
– Szkoda by było,
żebyś zawalił rok.
– Wiem. I naprawdę dzięki.
Tom skinął głową z
lekkim uśmiechem.
– Muszę już iść –
powiedział Gustav.
– Widzimy się jutro? –
zapytał Tom.
Chłopak spojrzał na
niego z lekkim zdziwieniem, a potem skinął głową.
– Jasne, byle nie w
kozie.
Tom zaśmiał się.
– Racja. Więc do
zobaczenia.
– Nom, cześć.
Dredziarz nagle
stanął, czując ogarniającą go panikę. Jego serce zabiło mocno, a potem stanęło
w jednej chwili. Przez chwilę miał problemy ze złapaniem oddechu i nie
wiedział, co się dzieje.
– Tom?
Gustav podszedł do
niego i przytrzymał, zanim chłopak osunął się na ziemię. Dredziarz kaszlnął i zaczął
nabierać gwałtownie powietrza, nie mając pojęcia, co się stało.
– Tom? Masz problemy
ze zdrowiem? Zadzwonić po lekarza?
Chłopka pokręcił
przecząco głową, oddychając ciężko. Czuł zimny pot spływający mu po plecach.
– Już… Już ok – powiedział.
– To po prostu… Bill.
– Bill?
– Co?
Gustav zmarszczył brwi.
– Powiedziałeś „Bill”.
– Naprawdę? –
Dredziarz potarł spocone czoło. – Nie wiem, czemu o nim pomyślałem. Po prostu…
– Często ci się to
zdarza?
– To był pierwszy raz.
– Może lepiej idź do
lekarza?
– Jeśli się powtórzy,
to pójdę. Dzięki.
– Odprowadzić cię?
– Nie, dam sobie radę.
Bill siedział znudzony
w aucie. Miał przed sobą całą godzinę jazdy, zanim wreszcie dotrą na miejsce.
Po siedzeniu w tej głupiej kozie miła już dość plaszczenia tyłka, ale nic nie
mógł na to poradzić.
Spojrzał w bok i
ułamek sekundy później coś uderzyło w nich z dużą prędkością z drugiej strony. Nie
zdążył krzyknąć, a zanim pomyślał o tym, co się stało, samochód przekoziołkował
kilka razy i zatrzymał się na dachu.
Czarny jęknął cicho, z
trudem otwierając oczy. Odwrócił głowę, czując, że wbija mu się w nią szkło. Głowa
trochę go bolała, ale udało mu się strzepać szkło z włosów. Auto było tak
zgniecione, że miał problemy przekręcić się na brzuch, nawet mimo tego, że był
taki szczupły. Gdy mu się to udało, wyczołgał się na drogę przez bagażnik,
gdzie również nie było szyby. Poranił sobie dłonie, kolana oraz biodra, ale
udało mu się wyjść z samochodu. Gdy był już dalej, odetchnął. Wciąż był w
szoku.
Zdał sobie sprawę, że
nigdzie nie widzi kierowcy. Z trudem dźwignął się na nogi i podszedł do
samochodu tam, gdzie spodziewał się go zastać. Wytężając wszystkie siły,
wyciągnął nieprzytomnego mężczyznę z wraku samochodu. W oddali słyszał wycie syren
karetki i straży pożarnej. Sprawdził,
czy mężczyzna oddycha i stracił przytomność, nie mając pojęcia, że jego brak
bliźniak instynktownie zareagował na jego wypadek.
***
Wiem, jestem okropna i dodaję to o tydzień za późno, ale naprawdę nie dało się wcześniej. Mam nadzieję, że chociaż się Wam podobało.
Pozdrawienia (z Holandii)!
Tak myślałam, że coś się stanie z Billem, jak Tom miał trudności z oddychaniem :D Opowiadanie, mimo iż twoim zdaniem "nie masz weny" do niego wychodzi cudowne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam(z Polski)! :P
Ten wypadek.. nie mogę się doczekać kolejnej części już
OdpowiedzUsuńPozdrowienia (z Niemiec)!
Wow! Kiedy źle się poczuł, wiedziałam, że Bill miał wypadek. Mam nadzieję, że Czarny z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuńTom jest słodki. Bill uroczy. Są siebie warci. xD
OdpowiedzUsuńTak jak poprzedniczki, też spodziewałam się, że coś stało się Billowi, ale myślałam, że Tom przybiegnie mu na ratunek. Na białym koniu, w lśniącej zbroi. Ach, ta wyobraźnia... xD
Chciałabym, żeby moje opowiadania "na które nie mam weny" wychodziły w połowie tak dobrze jak twoje. Marzenia.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrowienia (z Francji)!
Kamilia
Zarąbisty wątek ze szkołą, ekstra końcówka i czekam na cd :)
OdpowiedzUsuńgdy przeczytałam 'Georg'- pomyślałam ' jeszcze tu Gustava brakuje' hahaha bd wróżką ;p kochana powiem ci coś szczerze- to nic że nie miałaś weny, i tak cię kocham (i twoje opo też!) bo masz naprawdę talent :*
OdpowiedzUsuńeh ileż można o tokio hotel opowiadań robić to już sie nudne robi . każde opowiadanie zlewa mi sie z wcześniejszym i serio dizie zgłupieć od tego . szkoda że nie możesz zrobić jakis opowiadan bardziej pikantnych z jakimiś fajnymi postaciami jak w 'odkryć siebie' czy w 'granice' zdecydowanie lepsze to niż jakieś kazirodcze związki...
OdpowiedzUsuńŚwietne i co tam, że o tydzień spóźnione... Warto było czekać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
PS. Tylko nie wróć do Polski na haju xD
No i doczekałam się duetu G&G. Szkoda tylko, że dyrektor nie zamknął ich w sali muzycznej.
OdpowiedzUsuń