Robin
- Zabiję tego…! Tego…!
Wrr! To wszystko jego wina! Lucy powiedziała, że musimy przystopować!
Przystopować, wyobrażasz sobie?! Nie pozwoliła mi się nawet pomacać po cyckach,
a to wszystko przez tego…! Tego…! Tego… pieprzonego kretyna!
Phil chodził w kółko,
paląc już chyba czwartą fajkę z kolei. Ja przysiadłem na grubym konarze i już
powoli kręciło mi się w głowie od obserwowania, jak drepta w tę i we w tę.
Powoli paliłem swojego papierosa. Mieliśmy teraz okienko i na palarni (tak
nazwaliśmy to miejsce) nikogo nie było.
- Nie masz pewności,
że to przez niego – powiedziałem.
- Mam! Tara mi
powiedziała, że Cleo rozmawiała z Lucy i Lucy jej powiedziała, że przez Boota
nie chce już tego robić, nawet jeśli jej się podobało. Wystraszyła się, że on
skądś wie i powie jej rodzicom, ale, do cholery, niby skąd mógłby to wiedzieć?!
No, właśnie, skąd,
pomyślałem z rozbawieniem, starając się zachować powagę.
Phil sam był sobie
winny. Gdyby nie zadzwonił do mnie w środku nocy, chemik o niczym by się nie dowiedział.
A tak? Wiedział i genialnie to wykorzystał.
- Nie wiem – odparłem.
– To trochę głupia sytuacja.
- Głupia? – jęknął
Phil z irytacją. – Tragiczna! Chce mi się ruchać! Muszę coś szybko wymyślić,
żeby przekonać Lucy. Pomożesz mi?
Prychnąłem.
- A co ja jej powiem?
Może „Hej, Lucy, Phil ze szczegółami opowiedział mi przebieg waszego pierwszego
razu. Nie przejmuj się chemikiem, na pewno nie miał na myśli tego, co sugerował”.
- Szlag. Racja.
Lepiej, żeby nie wiedziała, że wiesz.
- Wtedy szybciej
wyrwałbyś sprzątaczkę niż namówił ją na kolejny numerek.
Phil jęknął załamany.
- Cholerne baby!
Zawsze wszystko komplikują. Chyba nigdy się nie ożenię.
- Pff… Nie mów tego
przy Lucy.
- Noo…
Sebastian
- Walkers – dwa na
dziewięć. Brown – dwa. Chyba naprawdę nie próżnowaliście. Linn – osiem. Ładna
praca, ale naucz się wreszcie dzielić przez dwa. – Robin zarumienił się, kiedy
cała klasa wybuchła śmiechem. – Rogers, Rejer, Schmidt – po siedem. Również
ładnie. Reszta wszyscy po pięć punktów. Nie jest źle, ale mogłoby być
zdecydowanie lepiej. Po lekcji zostawcie mi swoje zeszyty z zadaniem domowym.
Klauser, nawet mi nie zgłaszaj, że zapomniałeś zeszytu. Masz jeszcze całe
trzydzieści minut, żeby te zadania rozwiązać. Inaczej lufa, jasne? Co macie
takie miny? Przecież mówiłem, że to sprawdzę.
Małe, okropne bachory.
Linn najwyraźniej nieźle się bawił, kiedy psułem humor wszystkim jego kolegom i
koleżankom z klasy.
- Linn, choć no tutaj.
Przepisz tą tabelkę na tablicę, a wy wszyscy macie to mieć w zeszytach. To też
sprawdzę. Ach, Brown, pan Atkinson narzeka, że wiecznie się z Linnem
spóźniacie. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Pan Atkinson uważa, że
masz na Linna zły wpływ.
- Ale…
- Linn odrobi swoje
grzechy dodatkowymi zadaniami domowymi, które odbierze ode mnie dzisiaj po
lekcjach.
Robin spojrzał na mnie
z miną zbitego psa.
- Ale… czemu?
- Słyszałem, że
wybierasz się na typowo chemiczne studia, więc ci nie zaszkodzi trochę
dodatkowej roboty.
- Dobrze… - mruknął
niechętnie.
Całe szczęście, że nie
próbował się wykłócać. W domu, kiedy się przemawialiśmy, nie był taki potulny.
Jak to mówią – cicha woda brzegi rwie.
Phil Brown przez całą
lekcję bacznie mnie obserwował. Byłem pewien, że mnie nie lubi i z pewnością
coś knuje. Miałem nadzieję, że nie zacznie mnie śledzić. Nikt nie wiedział o
tym, że Robin ze mną mieszka i wolałem, żeby tak zostało. Obaj mielibyśmy zbyt
wiele problemów, gdyby to się rozeszło.
Nie lubiłem Browna. To
typowy cwaniaczek, który nie uznaje krytyki, a w jego słowniku nie ma słowa
„nie”. Jemu się nie odmawia. Był inteligentny, ale, jak na mój gust, miał
zdecydowanie zbyt paskudny charakter, żebym mógł go zaakceptować. Doprawdy, nie
mam pojęcia, co Robin w nim zobaczył. W mojej opinii poza ładną gębą nie miał
wiele do zaoferowania. Nie zamierzałem jednak się mieszać pomiędzy gówniarzy.
Linn jasno powiedział, że nie robi sobie nadziei na związek z Brownem i z
chęcią się ze mną trochę pobzyka, więc czemu nie? Mnie taki układ jak
najbardziej odpowiadał. Żadnych zobowiązań, czysta przyjemność, a to, że
dzieciak jest już w kimś zakochany, działało na moją korzyść. Miałem pewność,
że nagle się we mnie nie zakocha. Linn nie był kimś, kogo mógłbym posądzić o
niestałość w uczuciach. Jeśli mówił, że kocha się w Brownie, to zapewne kocha
się już od dłuższego czasu.
I dobrze. Mniej
problemów dla mnie.
Robin
- Znowu się z nas
wyśmiewał – marudził Phil. – Co on sobie w ogóle wyobraża? I jak śmie sypać
przy wszystkich takimi aluzjami?!
Westchnąłem tylko.
- Za bardzo bierzesz
to do siebie, Phil – stwierdziłem. – Nie reaguj, to da ci spokój.
- Ta, a Lucy nigdy
więcej się ze mną nie prześpi.
- Tylko na tym ci
zależy?
- Przecież o to w tym
wszystkim chodzi.
- O seks? – spytałem z
powątpiewaniem.
- Mmm… Przecież to
oczywiste. Ona jest dziewczyną, więc ją przytulam, całuję, pocieszam, dbam,
żeby się nie nudziła i znoszę jej humorki, kiedy dostaje okres. Wierz mi, dla
każdego faceta to prawdziwe wyzwanie. My chcemy w zamian seksu. To przecież
uczciwa wymiana.
- Zawsze mi się
wydawało, że kochasz się w Lucy, a nie chcesz ją tak po prostu przelecieć.
- Bo tak było, ale
skoro mogę mieć też seks, to czemu nie?
- Za bardzo się na tym
skupiasz.
- Może, ale byliśmy
parą idealną, a przez kilka uwag tego obślizgłego chuja wszystko się posrało.
Obślizgły chuj… Tego
jeszcze nie słyszałem.
- Wszystko się ułoży.
- Mam nadzieję, ale i
tak nie puszczę mu tego płazem.
- Hm? To znaczy?
Patrzyłem na swoje
odbicie w wygaszonym telefonie i widziałem, jaki jestem blady. Cały aż się
spociłem ze strachu…
To zdecydowanie nie
był dobry pomysł.
- Phil! On nas za to
zabije, mówię ci.
Za dobrze o tym
wiedziałem. Za dobrze, cholera! Phil co najwyżej dostanie naganę, ale ja… Ja
już nie będę miał życia. On mnie zagłodzi, zlinczuje i zgwałci. Co tam
zgwałci?! Zgwałci i zabije, zakopie w lesie i… zabawi w BDSM i… przykuje mnie
do kaloryfera i…
Już nie żyję!
- Nic nam nie zrobi!
Skąd miałby wiedzieć, że to my?
- O tym, że
przeleciałeś Lucy też jakoś nie powinien wiedzieć, a jednak dotarła do niego ta
informacja.
Philowi zrzedła mina.
Przez chwilę się zastanawiał, a potem wzruszył ramionami.
- Mam to gdzieś. Chcę,
żeby poczuł to samo, co ja.
- Phil! To się źle
skończy! Ja nie chcę!
- Cii! Idzie!
Zjechałem plecami po
ścianie i skuliłem się, czując zbliżającą się katastrofę. On nas naprawdę
zabije! Mnie zabije!
Minęła cała wieczność
zanim usłyszałem odgłos spadającego wiaderka. Drżąc o własne życie, wyszedłem
na czworakach z zaułku tak, żeby Seba mnie nie widział i patrzyłem, co się
dzieje.
Wiadro, do którego
Phil nalał lodowatej wody, leżało obok głowy chemika, który jęczał, próbując
podnieść się z podłogi. Miałem ochotę obgryzać paznokcie ze zdenerwowania.
- Nie podnosi się! –
„krzyknąłem” szeptem. – Idę mu pomóc!
Zerwałem się ze
swojego miejsca, ale Phil złapał mnie w pasie i wciągnął z powrotem do zaułku.
- Ani się waż! –
warknął blondyn, trzymając mnie mocno. Próbowałem się wyrwać, ale Phil miał
więcej siły. – Zasłużył sobie na to.
- Nic mi nie zrobił.
- Gnoił cię cały
pierwszy semestr.
- Mam szóstkę na
semestr! PUSZCZAJ!
- Robin, do cholery!
- PUSZCZAJ!
- Nie ma mowy!
Po dość długiej
szarpaninie wreszcie udało mi się wyrwać, ale Sebastian już zamknął za sobą
drzwi klasy.
- Spadamy! – rzucił
Phil. – Zanim wyjdzie i nas zobaczy!
Jęknąłem tylko. Co za
idiota! Przecież w szkole były zamontowane kamery, na pewno wszystko się już
nagrało.
Czasami nie wierzyłem
w to, że Phil jest taki głupi.
Sebastian
Wściekłość to zbyt
łagodne słowo, żeby określić moje uczucia. Pomijając już to, że biodro bolało
mnie jak jasna cholera, miałem ochotę zabić gówniarza, który mnie tak załatwił.
Naszło mnie też dziwne
przeczucie, że Robin będzie wiedział co nieco na ten temat.
Na szczęście ten głupi
kawał miał miejsce na moim okienku, więc miałem czas pojechać do domu i się
przebrać. Wykorzystałem też okazję i napisałem krótką notatkę do Robina.
„Robin, masz
przechlapane. Lepiej żebyś wiedział coś na temat tego, co stało się dzisiaj na
piątej lekcji i nie miał oporów przed wydanie osoby, która TO zrobiła. I jestem
pewien, że dobrze wiesz, CO. Porządnie wkurwiony Sebastian.”
Zostawiłem mu to na
biurku i pojechałem z powrotem do szkoły. Kończyłem dopiero po piętnastej.
Czekałem chwilę na Robina, który wyjątkowo się spóźniał. Wyraźnie mu się nie
spieszyło. Gdy go zobaczyłem, zdałem sobie sprawę, że idzie jakoś dziwnie. Tak
sztywno jakby ktoś wepchnął mu w dupę kij od szczotki.
A więc jednak.
Wiedział, co się stało. Cholerny gówniarz.
- Szybciej, szybciej!
– ponagliłem go. – Już późno.
Bez słowa wsiadł do
auta.
- Znowu śmierdzisz
fajkami. Tak właściwie… skąd je bierzesz?
- Tata lubił robić spore
zapasy. Miał całą szafę wypchaną papierochami. Zabrałem je.
- Trzymasz je w moim
domu?
- Gdzieś musiałem je
zostawić. Właściwie co za różnica, skoro i tak nie palę w domu?
Nie skomentowałem tego
i nie powiedziałem, że w ogóle nawyk palenia niezbyt mi pasuje. Mnie jakoś to
ominęło. Starsi chłopacy, którzy lubili mnie zaczepiać (w tym ojciec Robina),
palili bardzo dużo, a ja nie chciałem się do nich upodabniać w żaden sposób,
dlatego nie paliłem. Brzydziłem się papierosami, tak jak brzydziłem się nimi.
W domu tylko czekałem, aż Robin znajdzie
notatkę. Podejrzewałem o to wszystko Browna, więc jeśli miałem rację, Linn już
o tym wiedział. Skoro Brown spowiada mu się nawet z tak intymnych rzeczy jak
seks z koleżankami, tym też z pewnością mu się pochwalił.
Chłopak przyszedł po
chwili do kuchni, przebrany w dresy. W ręce trzymał moją kartkę. Minę miał
genialną.
- Em… Ja… - zawahał
się.
- I tak to z ciebie
wycisnę, więc nawet nie próbuj ściemniać.
- No, ale… Ja… No… -
jęknął z desperacji. – No wiem kto to, no. Ale… ale nic z tym nie zrobisz,
dobrze?
Prychnąłem.
- Jakiś szczyl wylał
mi na łeb wiadro lodowatej wody i ja mam nic nie robić? Jestem nauczycielem,
nie świętym! Zresztą, z wami to nawet święty by nie wytrzymał.
- Próbowałem go
powstrzymać – bąknął.
- Więc wiedziałeś, co
zamierza? Świetnie! Piękne dzięki za ostrzeżenie.
Linn spojrzał na mnie
z miną zbitego psa.
- Chciałem, ale mi nie
pozwolił. Phil się wkurzył, bo…
- Nie martw się. Nie
powiem mu, że wiem. Po prostu udekoruję klasę jego flakami.
Robin skrzywił się i
westchnął.
- Dobra, rób, co
chcesz. Właściwie sam się o to wszystko prosił.
- Dobrze, że się
rozumiemy. – Westchnąłem, robiąc sobie kawę. – Robisz coś na obiad?
- Mhm… A co chcesz?
- Rób cokolwiek.
Dobrze gotujesz, więc pewnie i tak będzie smaczne.
- Ok, coś wymyślę. –
Linn spojrzał z niechęcią na moją kawę. – Nie pij tego tyle, bo pikawa ci
siądzie.
- Wolę to niż raka
płuc.
Dzieciak prychnął i
wziął się za robienie obiadu. Ja poszedłem rozpalić w piecu, a potem rozsiadłem
się wygodnie w kuchni i zabrałem za sprawdzanie kartkówek.
Kolejny dzień poleciał
wyjątkowo szybko.
Wieczorem podczas
kąpieli miałem okazję podziwiać naprawdę wielkiego siniaka na moim biodrze,
który miał okropną fioletowo-czerwoną barwę i bolał jak wszyscy diabli. Dzieciakowi
oczy wyszły na wierzch, kiedy go zobaczył. Widziałem, że jest mu głupio.
- Nie musisz czuć się
winny – powiedziałem. – Odpracujesz to i to bardzo ciężko.
Skinął tylko głową.
Robin
Z jednej strony byłem
na siebie zły, że wkopałem Phila, ale z drugiej jednak cieszyłem, że Sebastian
nie był na mnie aż taki zły. Pyszny obiad trochę go udobruchał, a pizza, którą
zrobiłem na kolację, dokończyła dzieła.
Gdy Seba poszedł się
kąpać, wykorzystałem to, żeby pójść zapalić. Znalazłem kilka otwartych paczek w
zbiorze ojca, mimo że były pełne. Zignorowałem to, w końcu czy to ważne? Szybko
spaliłem jedną, po czym wróciłem na górę. Siniak na kości biodrowej chemika był
tak wielki, że momentalnie wrosłem w podłogę. Nie mogłem uwierzyć, że
pozwoliłem Philowi na coś takiego. Mógł sobie nie lubić chemika, ale to już
była przesada.
- Nie musisz czuć się
winny – rzekł. – Odpracujesz to i to bardzo ciężko.
Skinąłem głową.
Należało mi się za tę akcję, dobrze to wiedziałem.
- Łazienka już wolna,
zaraz przyniosę ci zadania.
- Ok.
Poszedłem do swojego
pokoju po czystą bieliznę i koszulkę do spania, kiedy nagle zakręciło mi się w
głowie. Momentalnie poczułem, że miękną mi nogi i robi mi się niedobrze.
Zwymiotowałem.
Upadłem, próbując się czegoś złapać, ale w zasięgu mojej ręki była tylko torba
na książki, leżąca na podłodze. Znowu zwymiotowałem, nie mając pojęcia, o co
chodzi.
- Robin? Robin!
Seba podbiegł do mnie
i przytrzymał mnie.
- Co się dzieje?
Załkałem, próbując
złapać oddech. Czułem się okropnie. Chemik szybko położył mnie na podłodze i
ułożył w pozycji bocznej ustalonej, żebym się nie udławił wymiocinami.
- Uspokój się –
powiedział ostro, łapiąc mnie za ramię. Kątem oka zobaczyłem, że gdzieś dzwoni.
Ponownie zwymiotowałem, mając ochotę umrzeć. Czułem odór wymiocin, płuca rwały
mnie boleśnie, a całe ciało wręcz mi sparaliżowało. Obraz zaczął mi się
rozmazywać przed oczami.
- Seba… Boli… Boli… -
wymamrotałem. Zwymiotowałem ponownie, tym razem samą krwią. Załkałem cicho.
- Wiem, spokojnie.
Jeszcze chwila. Zaraz przyjedzie karetka.
- Boli…
- Cii…
Chemik zniknął na
chwilę. Zamknąłem oczy…
- Nie, nie zasypiaj!
Robin! – poczułem dosyć mocne uderzenie w twarz.
Coś zawyło. Seba wziął
mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść. Zwymiotowałem na jego koszulę, łkając i
przepraszając go gorączkowo.
Znowu przysporzyłem mu
trosk.
Położył mnie gdzieś.
Próbowałem chwycić go za rękę, ale mi się nie udało.
Straciłem przytomność.
Czy wspominałam ci już, jak bardzi kocham ciebie, i to opowiadanie? Niby wiadomo co jak się ułoży, a tu nagle PYK i zupełny zwrot akcji...a ci do zapewnień Seby (jakoś tak nie mogę go nazwać dziwnie brzmi) że Linn się w nim nie zakocha nie byłabym taka pewna... jednak to twoje dzieło, ja nie będę ingerować. Naprawdę co piątek wyczekuje tych 5-10 minut błogiego zadowolenia. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Ciekawe co będzie dalej.
OdpowiedzUsuń//NapKat
OMNOMNOM. ZNOWU TROLL.
OdpowiedzUsuńTAK BARDZO TY <3
kocham cię za to.
Tak bardzo...ojej.
Końcówka- genialna. Chcę więcej.
Ty trollu >.<"
Rozdział niesamowicie wciągający. Według mnie jeden z tych lepszych dotychczas, wszystko takie realistyczne a jednocześnie zaskakujące. Już się piątku i kolejnego rozdziału doczekać nie mogę. Pozdrawiam, KW.
OdpowiedzUsuńCudna nota
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wszystko z Robinem ok.
Ewa
Jak możesz nam kazać czekać tydzień... Skróć nasze męki, tak samo jak Robina. Ja chcę wiedzieć, co dalej. Nie doczekam się :c
OdpowiedzUsuńAch i czytałam Odkryć siebie. To nic, że zarwałam noc, było warto. Nie wiem, czy czasem o tym nie wspominałam. Uwielbiam Twój styl, niby prosty, ale idealnie opisuje odczucia bohatera.
Dużo weny życzę.
Popieram. ^^
Usuńi jak ja mam wytrzymac caly tydzien czekajac na kolejny rozdział :< pewnie cos w tych fajkach sie znajdowało bo przez co inaczej mogło mu sie to stac :o nie moge sie doczekac kolejnego rozdziału ~
OdpowiedzUsuńKocham takie zwroty akcji w Twoim wykonaniu ;> uwielbiam to opowiadanie i zawsze nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, a po takim czymś to już w ogóle będzie dla mnie męka :P
OdpowiedzUsuńNajbardziej jestem ciekawa tego, który z nich pierwszy się zakocha (bo któryś w końcu chyba to zrobi). Ja osobiście stawiam na Sebastiana i w sumie, to chciałabym żeby tak było ;) ale to są tylko takie moje spekulacje. Wszystko w Twoich rękach! Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Pozdrawiam i weny życzę! ;)
Oj, Sebastian, żebyś się nie zdziwił. ;) Bardzo łatwo jest zakochać się w osobie, z którą miało się pierwszy raz. Coś czuję, że Sebastian też nie pozostanie obojętny na Robina. Wyczuwam miłość. ^^
OdpowiedzUsuńRazem mieszkają, Robin gotuje Sebastianowi, Sebastian troszczy się i dba o Robina. Para idealna. <3
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na nową notkę.
Co mu się stało? Bo to na pewno nie przez stres. Więc co?
OdpowiedzUsuńNie każ nam długo czekać na wyjaśnienie :)
to pewnie przez te fajki :) czekam na nexta =]
OdpowiedzUsuńjesteś cudowna :*
I pomyśleć, że trzeba czekać teraz praktycznie cały tydzień... Masakra.
OdpowiedzUsuńWiesz co? Uwielbiam to opowiadanie. Pierwsze opowiadanie, które nie jest o Tokio Hotel, a tak bardzo je lubię. Po prostu nie mogę już doczekać się kolejnej części. Ciekawi mnie, co stało się Robinowi, chociaż bardziej nie mogę doczekać się tej chwili, kiedy zbliży się do chemika. Tak, jestem niewyżyty, trudno. xDD
No to... aby do piątku!
Pozdrawiam,
Illusion.