Czarny ruszył przed
siebie. Wyszedł zza zaułka, jego napastnikom w ogóle się nie spieszyło… W ogóle
nie zobaczył motoru, który nieprzepisowo jechał chodnikiem.
Nie miał szans.
- Halo?
- Bill? Bill, gdzie jesteś?
Najmłodszy z bandy
patrzył na czarnowłosego chłopaka, leżącego bezwładnie na chodniku, wokół
którego powstawała coraz większa kałuża krwi. Był tak roztrzęsiony tym, co
widział, że kiedy zobaczył, że ktoś dzwoni, odruchowo odebrał.
- Nie jestem Bill –
powiedział płaczliwie łamanym angielskim. Jego koledzy już dawno uciekli, ale
on nie mógł.
- Gdzie on jest?! Kto
mówi?
Chłopak wydukał do
słuchawki nazwę ulicy oraz przybliżone miejsce, gdzie mogą owego „Billa”
znaleźć. Potem wyrzucił telefon i płacząc, pobiegł do domu z postanowieniem, że
już nigdy niczego nie ukradnie.
Tom miał złe
przeczucia. Razem z Gusem i Geo szukał Billa już tyle czasu, że kilkakrotnie
musieli zatankować. Nigdzie nie mógł go znaleźć.
Po tym dziwnym
telefonie dzięki nawigacji szybko odnalazł odpowiednie miejsce. Wysiadł z
samochodu i z niedowierzaniem patrzył na… to.
Bill leżał bezwładnie,
cały we krwi, w szczątkach jakiegoś pojazdu. Geo i Gus stali jak zamurowani,
niezdolni do żadnego ruchu. Tom zrobił krok w kierunku brata, nie mogąc
uwierzyć własnym oczom.
- Bill? Powiedz coś.
Ale Bill nie
odpowiedział. Nawet nie drgnął, kiedy Tom dotknął go niepewnie. Jego oczy były
otwarte i puste.
- Bill?
Dolna warga zaczęła
drżeć. Ramiona zatrzęsły się od szlochu.
- BILL! Nie, NIEE!
BILL!
Wezwanie karetki było
tylko formalnością. Widok Billa znikającego w czarnym worku już na zawsze wrył
się w pamięć Dredziarza.
Zabił własnego brata.
Czuł jego krew na rękach. Tak bardzo go skrzywdził… Przez całe życie byli
najlepszymi przyjaciółmi, a w decydującym momencie ich braterstwo stanęło pod
znakiem zapytania. Tom nie mógł sobie tego wybaczyć. Widok martwego brata
chodził za nim wszędzie, gdziekolwiek się pojawił. Płakał, nie potrafiąc w
głowie przywołać obrazu jego uśmiechniętej twarzy... Żadnego obrazu sprzed
wypadku. Widział tylko te puste oczy i krew.
Chciał żyć za karę. Za
to, że go tak skrzywdził. Za to, że tak okrutnie zakpił z jego miłości. Nigdy
nie miał zamiaru go za to potępiać. Kochał go…
Wytrzymał miesiąc. Przeczytał
pamiętnik Billa i jego rozpoczęte dzieło, którego już nigdy nikt nie skończy.
„Du wirst fur mich immer heilig sein…” Zawsze
będziesz dla mnie święty…
Mam nadzieję, Bill, bo
jeśli nie, już nigdy się nie spotkamy, pomyślał, patrząc z dachu budynku na
miejsce, gdzie miesiąc wcześniej jego brat stracił życie.
Skoczył.
W następnej chwili już
nie żył.
Jestes niesamowita i opowiadanie jest na prawdę dobre:) coś trochę innego, poza tym lubię smutne zakończenia, szczególnie jak jeden zabija się dla drugiego :)
OdpowiedzUsuń