piątek, 3 maja 2013

~~.27.~~



Nie wiedział, dlaczego to powiedział. W sumie cała ta kłótnia nie miała znaczenia, przecież wieczorem i tak Kevin go zabije.
Gdy tylko sobie o tym przypomniał, westchnął cicho.
- Dajmy już spokój, dobra? - burknął. – To, co stało się w szkole, było winą nauczycielki i moją. Wczepiła się w nas bez powodu i zwyczajnie próbowała nas poniżyć. Zrobiłem źle, dobrze o tym wiem, ale to nie powód, żeby oskarżać o wszystko Toma. Nawet jeśli mnie podpuszczał, wcale nie musiałem go słuchać. Poza tym, dostałem jedynie naganę. Koniec, kropka.
Przez chwilę patrzył ostrzegawczo na matkę. Widząc, że nie wie, co powiedzieć, bez słowa poszedł do swojego pokoju.
Położył się na łóżku i skulił. Wieczorem już nie będzie żył. Zostanie brutalnie zamęczony przez swojego rówieśnika i jego kolegów. I na co mu to wszystko? Do czego mu są potrzebne dobre oceny i wzorowe zachowanie? W jaki sposób może mu to pomóc? Po co w ogóle wdawał się w dyskusję i rzucał jakieś głupie groźby? To wszystko nie miało już znaczenia, jego marzenia nie były ważne. W jego sercu nadal tliła się nieśmiała nadzieja, że być może chłopak da mu spokój, ale szybko odrzucał taki tok rozumowania. Kevin to sadysta, który jest zdolny do wszystkiego. Nie można liczyć na litość, patrząc w jego zimne oczy, on czerpał przyjemność z zadawania bólu.
Bill zadrżał i skulił się mocniej. To nie było fair, że to on stawał przed takimi wyborami. Dlaczego odbierano mu prawo do normalnego funkcjonowania? Nigdy nie zrobił nic aż tak złego, żeby teraz przechodzić przez takie piekło. Wiedział, że tam pójdzie i pozwoli się zabić, bo wolał to od patrzenia na śmierć bliźniaka. Nie był aż tak wielkim tchórzem, jak mu się wydawało.
Zamknął oczy i leżał tak dłuższą chwilę. Już zasypiał, kiedy ktoś cicho wszedł do jego pokoju i położył się obok niego.
- Tom? - spytał sennie chłopak.
- Obudziłem cię? - odezwał się blondyn zza jego pleców.
- Nie, jeszcze nie spałem. Chciałeś coś?
- Mateusz, Piotrek i Paweł chcą dzisiaj do nas przyjść. Stwierdzili, że musimy pogadać. Masz coś przeciwko?
- Nie, to w końcu twoi koledzy, nie chcę cię od nich odciągać.
- Bill, to co powiedziałem wtedy w kuchni... nie bierz tego do siebie. Możemy pójść na mały kompromis?
- Jaki?
-Nie uzupełnię tamtych lekcji, ale... mogę założyć nowe zeszyty i notować wszystko na bieżąco.
- Wszystko?
- Oprócz zadań domowych.
Czarny zaśmiał się cicho.
- Przepisałem ci ostatnie lekcje ze wszystkich przedmiotów, ale… Tom? Obiecaj mi, że będziesz się bardziej przykładał do nauki. Wiem, że tego nie lubisz, ale to naprawdę może ci się przydać.
- Bill, nie przesadzaj! I bez tego dam sobie świetnie radę.
Młodszy westchnął. Kiedy umrze, Tom posłucha jego prośby, był tego pewny.
- W porządku, zgadzam się na taki układ - powiedział.

Bill siedział na łóżku w pokoju Toma i patrzył na jego trzech kolegów, którzy wyciągnęli z plecaka dwa litry wódki. Czy oni naprawdę mieli zamiar to wypić? Blondyn był zadowolony, jego twarz była jednym wielkim uśmiechem, ale młodszy Coger nie uważał tego za dobry pomysł. Jego ostatnia nadzieja na jakikolwiek ratunek przed Kevinem zgasła. Teraz oficjalnie był już trupem.
Chłopcy rozsiedli się na łóżku, podczas gdy Tom skoczył szybko na dół po kieliszki i literatki. Ania jeszcze nie wiedziała o libacji. Cóż, niedługo na pewno się dowie.
- Bill? Czy wy naprawdę się pogodziliście? Tak na dobre? - zapytał Mateusz.
- Tak - odparł spokojnie.
Czuł się trochę nieswojo w ich towarzystwie. Byli to przecież ludzie, którzy przez dwa lata utrudniali mu życie, zabierali mu pieniądze i dokuczali mu na przerwach. Zdarzały się też dni, kiedy go bili, ale za to brała się reszta kolegów Toma. Tych, którzy przyszli, uznawał za raczej nieszkodliwych.
- Więc, chyba musimy cię przeprosić. Nie masz nam tego za złe? - odezwał się Paweł.
- Ależ skąd! - Bill uśmiechnął się kpiąco, myśląc o dwóch latach upokorzeń. Naprawdę nie miał im tego za złe, był przecież siostrą miłosierdzia i to, że ktoś go gnoił przez tak długi czas, w ogóle nie miało dla niego znaczenia! Takie małe urozmaicenie w jego nudnym życiu!
Nic dziwnego, że Tom tak szybko został takim strasznym pustakiem. W takim towarzystwie każdy może dostać na łeb.
Starszy Coger wrócił i postawił kieliszki i literatki na stoliku nocnym i zaczął nalewać alkohol. To był doprawdy dziwny widok dla Billa, który po raz pierwszy widział brata z litrem wódki w ręce. Nawet się nie pokapował, kiedy ktoś mu wcisnął kieliszek.
- Ja nie piję - powiedział cicho, lecz nikt nie chciał go słuchać.
- Billy, nie bądź dupa! Ktoś musi rozkręcić to towarzystwo, a tylko ty się do tego nadajesz - rzucił Tom, przechylając szybko swój kieliszek i zapijając trunek cola.
Czarny wykręcał się na wszystkie możliwe sposoby, ale chłopcy ciągle go namawiali, na szczęście blondyn najmniej. W końcu się skusił, ale tylko dlatego, że chciał się trochę odstresować przed wyjściem na swoją egzekucję. Może wtedy mniej zaboli?
Przechylił kieliszek i wypił do dna. Zakrztusił się, czując, jak pali go gardło, w oczach zakręciły mu się łzy. Chłopcy wybuchli śmiechem i podali mu jego literatkę z cola, którą opróżnił niemal do dna. Po jego ciele zaczęło rozchodzić się przyjemne ciepło, a w uszach delikatnie szumiało. Zrobiło mu się tak jakoś lekko.
Zaczął pić coraz więcej, w sumie to nie zostawał w tyle ani na moment. Miał nadzieję, że jego żołądek nie będzie się buntował, nie chciał się przed śmiercią porzygać, przecież to straszny obciach! Po kilku kieliszkach koledzy Toma byli już jego najlepszymi przyjaciółmi. Sepleniąc jak pijaczki z rynsztoka, rozmawiali o rzeczach, o których żaden z nich nie miał pojęcia. Piotrek próbował podpuścić Toma, żeby wymienił kilka francuskich całusów się z Mateuszem, ale ten dzielnie się przed tym wzbraniał.
Jeżeli to jest impreza, to ja się poddaję, myślał Bill nieźle już wcięty.
Na dworze było ciemno i zbliżała się chwila jego wyjścia. Mimo otumanienia alkoholem dobrze wiedział, co go czeka. Problem nie zniknął ani na moment. Tom i jego koledzy coraz bardziej się rozkręcali, aż do momentu, w którym opróżnili cały alkohol.
Wtedy pojawił się „poważny” problem – kto pójdzie po więcej?
- Do kogo dzwonimy? - zapytał Mateusz z westchnieniem.
- Na pewno nie do tamtych świrów, przecież oni mi zrobią rozpierduchę w chacie! - westchnął blondyn. - Dobra, czyli idziemy sami.
- Ja zostaję! Muszę do łazienki! - rzucił Bill, próbując wstać.
Zachwiał się na łóżku i poleciał na podłogę, przewracając tym samym Toma i Pawła. Mateusz wybuchnął śmiechem.
- Stary, byłbyś dobry w kręgle - zaśmiał się Piotrek.
- Hej, złaź! - wyjęczał Paweł.
Czarny przeczołgał się na bok i westchnął. Od kiedy nie umie wstać z łóżka? Miał nadzieje, że nie zapomniał, jak się chodzi.
Gdy on zbierał się z podłogi, chłopacy spokojnie wstali. Byli przyzwyczajeni do procentów i taka dawka nie robiła na nich wielkiego wrażenia, zwłaszcza w umiejętny sposób rozłożona w czasie. Zeszli na dół i wyszli z domu, nawet nie myśląc o koledze, który został w środku.

Tom chodził po kuchni i prawie wydeptał ścieżkę wokół stołu. Dawno już nie był aż tak przerażony.
Bill zniknął. Stało się to jasne zaraz po tym, jak wrócili do domu z wyprawy po wódkę. Nigdzie go nie było, nie odbierał telefonu. Coś musiało się stać, bo blondyna bolał brzuch, jednak niezbyt mocno. O co w tym wszystkim chodziło?
Strasznie się martwił o swojego bliźniaka, nie miał przecież pewności, czy jego przeczucia czasem nie są mylące. Ania i Aleks siedzieli w kuchni i również byli zdenerwowani.
Znowu zawalił. Zamiast zająć się Czarnym, wyszedł sobie z kumplami po wódkę! Idiota, idiota, idiota! Jak można wciąż popełniać te same błędy? Już dawno powinien sobie zakodować, że Billa nie spuszcza się z oczu.
Była już pierwsza w nocy, a on wciąż ponawiał połączenia, jednak nikt nie odbierał. Czarny był w takim stanie, że mógł zgubić komórkę, ale jakie było na to prawdopodobieństwo?
- Jak to możliwe, że tak po prostu sobie wyszedł? - spytał Aleks, przecierając przekrwione oczy.
- Nie wiem! Wyszedłem z kolegami, a on chciał zostać w domu! Powiedział, że musi iść do łazienki. Jak wychodziliśmy, leżał na podłodze w moim pokoju! - panikował Tom.
Wygonił już kumpli do domów, nie miał ochoty ich teraz oglądać. Już prawie godzinę siedzieli tak w kuchni, a on chyba po raz dziesiąty wypowiadał te same słowa. Wszystko mu się przekręcało w żołądku i miał wrażenie, że zaraz po raz pierwszy zwymiotuje po alkoholu.
Nagle zadzwonił jego telefon. Włosy zjeżyły mu się na głowie, kiedy zobaczył na wyświetlaczu imię swojego najgorszego wroga. Przełknął głośno ślinę i odebrał.
- Halo?- spytał.
- Nie zgubiłeś czasem czegoś?
Po plecach Toma przeszły dreszcze, zadrżał. Nie, Kevin nie mógł tego zrobić...
- Bill?
- A więc jednak zgubiłeś - usłyszał cichy śmiech po drugiej stronie.
- Co mu zrobiłeś? - wyjąkał przerażony.
Usłyszał tylko śmiech i potem chłopak przerwał połączenie. Blondyn przez chwilę stał nieruchomo, a potem z całej siły uderzył komórką o podłogę. Rozsypała się na kilkanaście części. Złapał się za głowę i jęknął cicho. Jeśli Kevin coś mu zrobił...
- Tom? - spytał zdumiony Aleks.
Chłopak zaklął tak szpetnie, że Ania aż otworzyła szeroko oczy. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej syn w ogóle zna takie słowa.
- Bill chyba ma kłopoty - powiedział cicho, starając się jakoś uspokoić. Nerwy w niczym nie pomogą, a jedynie pogorszą wszystko. Musi się skupić!
Bał się jednak tak strasznie, że serce ciągle waliło mu jak oszalałe ani na chwilę nie zwalniając swojego rytmu.
- Skąd wiesz? - spytała Ania.
- Cóż... Za długa historia. Jest w szkole taki chłopak, Kevin... On jest nieobliczalny, chodziliśmy razem na imprezy. Nigdy się nie lubiliśmy. On... Mógł zrobić mu krzywdę.
- Jesteś pewny? - spytał Aleks.
- Tak. Znam go bardzo dobrze. Jeżeli Bill natknął się na niego i na jego kumpli... Cóż, nie mam pojęcia, jak daleko mogą się posunąć.
- Może powinniśmy zadzwonić na policję? - podsunęła Ania.
Aleks pokręcił przecząco głową.
- Nie mamy żadnych dowodów, poza tym chłopak jest pełnoletni. Zaginął kilka godzin temu, na pewno by nam nie pomogli. Nie mamy też pewności, czy ktoś mu zrobił krzywdę. Jesteśmy w kropce. Musimy czekać.
Blondyn nie chciał czekać, chciał działać. Szykował się nawet do wyjścia z domu, jednak Aleks nie pozwolił mu na to. Do samego rana siedzieli w kuchni i czekali na pojawienie się Czarnego.
Bez skutku.


 ***
Tu zaczyna się kolejny rozdział. Wstawiam razem, bo nie ma sensu tego przedłużać. To już właściwie ostatnie odcinki tomu I.
***


Gdy Tom i jego koledzy wyszli z domu po alkohol, Bill doczołgał się jakoś do łazienki i załatwił potrzeby fizjologiczne, a potem, na uginających się nogach, zszedł po schodach i wyszedł z domu. Nie zakładał kurtki, miał na sobie tylko jakąś zwykłą bluzkę z kapturem. Jakby tego było mało, dostał czkawki. Cóż, Kevin chyba będzie w szoku, jak go zobaczy.
Stał przez chwilę na zimnie i czekał na podmiejski. Musiał oprzeć się o jakiś znak drogowy, bo inaczej na pewno by się przewrócił. Picie zdecydowanie nie było dla niego, chociaż musiał przyznać, że alkohol nieźle grzeje. Stał na mrozie w jakiejś cienkiej bluzce i w ogóle nie odczuwał zimna. Ktoś powinien jakoś to wykorzystać.
Zobaczył w oddali swój autobus. Oderwał się od znaku i stanął w lekkim rozkroku, żeby się nie przewrócić. Gdy już wsiadł, podszedł do niego jakiś mężczyzna.
- Bilecik, poproszę! - powiedział spokojnie.
Czarny spojrzał na niego, mrugając irytująco. Przez chwilę przetwarzał tę informację, a potem jęknął głucho.
Nie...
- Muszę-ę? - spytał głupio.
- Tak.
- Nie-e mam! Cholera-a, no! Głupia czkawka-a.
Patrzył na faceta, który spokojnie wypisywał mu mandat. Właśnie na takich idiotach jak Bill Coger takie instytucje się dorabiają. Chciał już powiedzieć, że nie zapłaci tego, bo zaraz zostanie brutalnie zamordowany, ale wolał się nie odzywać. Po co wzbudzać jakieś podejrzenia?
Z głupią miną chwycił mandat i gdy tylko mężczyzna się odwrócił, pokazał mu język. Tylko cudem nie przewrócił się w autobusie, bo przecież nie pomyślał o tym, żeby usiąść. Dzielnie stał, trzymając się metalowej rurki.
Obserwował z uwagą otoczenie, czekając na swój przystanek. Gdy już był na miejscu, spokojnie zbliżył się do schodków. Miał to nieszczęście potknąć się na ostatnim i przewrócić na twardy beton. Był jednak z siebie dumny, bo nie zgubił mandatu i nikt inny z nim nie jechał. Całe szczęście, nie chciał dodatkowych świadków swojego upokorzenia.
Na dworze było potwornie zimno, w końcu był początek stycznia, ale on nie czuł chłodu. Tak naprawdę nie czuł zupełnie nic, alkohol pomógł mu uporać się ze strachem. Nieźle nadrobił drogi, idąc prawie idealnym zygzakiem, ale kogo to będzie potem obchodzić?
Nędza jak zwykle była oświetlona kilkoma lampami z drogi. Kevin już tam stał i czekał. Czarny zdziwił się, bo nikogo więcej nie zobaczył.
Spokojnie szedł w stronę szatyna, mając nadzieję, że jak tylko do niego dojdzie, to ten po prostu go dziabnie i będzie po wszystkim. Kevin uśmiechał się kpiąco, dopóki nie zobaczył, w jakim stanie jest młodszy Coger. Wtedy jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
Bill podszedł do niego. Miał się właśnie zatrzymać, kiedy niespodziewanie potknął się o jakiś kamień i runął na szatyna. Obaj przewrócili się na twardą ziemię.
- Hm... Sorry? - spytał Czarny, chichocząc.
Kevin przez chwilę zupełnie nie reagował, tylko patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Był w kompletnym szoku.
- Jesteś pijany?! Ty?! - spytał w końcu z niedowierzaniem.
- Tylko trochę zawiany - Bill usiadł okrakiem na Kevinie i wzruszył ramionami. Pomachał szatynowi kartką przed nosem. - Patrz, dostałem mandat. Będziesz musiał go zapłacić.
Chłopak zrobił wielkie oczy.
- Co się tak gapisz? - spytał Bill, przeszukując mu kieszenie. - Gdzie masz nóż czy co tam innego? Pośpiesz się, póki jestem zawiany i nie mogę uciekać po prostej.
Kevin nadal wpatrywał się w niego zupełnie zaszokowany. Spodziewał się dosłownie wszystkiego, tylko nie tego, co właśnie się działo.
Czarny poczuł, jak dwie mocne dłonie odsuwają go na bok. Pozwolił się przesadzić na ziemię i patrzył na podnoszącego się Kevina. Chłopak ukląkł i otrzepał ubranie, po czym spojrzał na niego.
- No? - ponaglił go Bill.
Szatyn zirytował się i uderzył go pięścią w twarz. Czarny upadł na ziemię z cichym jękiem. Przyłożył dłoń do bolącego miejsca i patrzył na Kevina, który zza paska wyciągnął scyzoryk. Coger patrzył na przedmiot jak zahipnotyzowany. Przeleciała mu przez głowę głupia myśl, że na szczęście nie ma śniegu, bo nie chciałby go zobaczyć zabarwionego krwią.
Zaczął drżeć, ale nie ze strachu, lecz z zimna. Nagle odczuł chłód, w końcu nie był ubrany odpowiednio do pogody. Na nogi założył trampki, których nawet nie zawiązał, miał na sobie tylko bluzę. Było mu też trochę niewygodnie na ziemi, ale posłusznie leżał i czekał.
Kevin nachylił się nad nim, uważnie lustrując go wzrokiem.
- Trzęsiesz się - stwierdził. - Czyżbyś się bał?
- Zimno mi - westchnął Bill, patrząc tęsknie na ciepłą kurtkę szatyna.
- Zaraz nie będzie ci zimno.
- Kevin... dlaczego to robisz? Miałeś mi wyjaśnić.
- Chcę się zemścić, braciszku - powiedział spokojnie szatyn, przykładając czubek ostrza do policzka Cogera i kreśląc na nim różne znaki.
- Braciszku-u? - zdziwił się Bill.
- Nie wiedziałeś, co? Mamy tego samego starego!
Czarny patrzył na niego, szeroko otwierając oczy. Nóż jakoś niespecjalnie mu przeszkadzał. W ogóle nie wiedział, jak powinien się teraz zachować. Cholera, że też akurat teraz musiał się schlać!
Czy Kevin naprawdę może być jego bratem?
- Jak to? Przecież jesteśmy w tym samym wieku, ojciec był już po ślubie z moją mamą... nic z tego nie rozumiem - wyjęczał cicho Bill.
- Stary zmajstrował mnie niecały miesiąc po was. Zrobił sobie mały skok w bok. Gdy moja stara mu o tym powiedziała, wyśmiał ją. W ogóle nie miał zamiaru brać odpowiedzialności za swoje czyny. Miał to w dupie! Zostawił ją zupełnie samą. Gdyby nie to, że wylądowała w szpitalu, poddałaby się zabiegowi. Wiesz, jak to jest, kiedy własna matka mówi ci, że cię nienawidzi? Że żałuje, że nie zdążyła usunąć ciąży?
- Przykro mi - szepnął Czarny.
Szatyn zaśmiał się niewesoło.
- Jasne, że ci przykro! Wiesz, co możesz sobie z tym zrobić?! To przez Cogerów jestem nikim. Wylądowałem na marginesie społecznym i chowała mnie ulica. Stary w ogóle nie chciał mnie znać, nie obchodziło go, czy mam w czym iść do szkoły, czy być może czasem nie przymieram głodem. Podczas gdy ja każdego dnia musiałem walczyć o przetrwanie, wy żyliście sobie jak szczęśliwa rodzinka. Rodzinka z kochającym ojcem! Ale to mój ojciec! – mówił spokojnie chłopak, mocniej przyciskając do skóry czubek noża. – Kawał gnoja czy nie, ale jednak ojciec. To trochę nie fair, że mieliście go na wyłączność.
- To nie tak... - zaczął Coger, ale Kevin mu przerwał.
- Właśnie, że tak! Postawił was ponad mnie, mieliście wszystko, a mi nie chciał dać nic! Nie dostałem szansy. Myślisz, że Lena tak bez powodu przeniosła się do twojej klasy i zaczęła się z tobą zadawać? Po prostu miała u mnie dług wdzięczności, bo któregoś razu nie posłuchała swoich starych i wymknęła się nocą z domu. W ostatniej chwili udało mi się ją uratować przed czterema typami, którzy chcieli ją wyruchać na środku chodnika. Miała u mnie dług wdzięczności. To ja zmusiłem ją, żeby zmieniła szkołę. Sądzisz, że Tom bez żadnej pomocy z zewnątrz byłby zdolny do tego, żeby przez dwa lata darzyć cię nienawiścią? Ciągle musiałem w nim umiejętnie podsycać gniew i złość, ciągle musiałem być w pogotowiu, żeby w chwili słabości nie poleciał cię błagać o wybaczenie. Szybko go rozpracowałem po zakładzie z papierosami. Wystarczyło mu napomknąć, że się go z tobą pomyliło, a dwa dni potem przyszedłeś do budy z czarnymi włosami. To było bardzo zabawne! W sumie to na początku nie planowałem nikogo zabijać, chciałem tylko was udupić. Potem jednak doszedłem do wniosku, że to za mała kara.
Szatyn zjechał nożem na tors czarnowłosego i przycisnął mocniej. Bill jęknął, kiedy ostrze przebiło ciuchy i skórę i wbiło się lekko w jego ciało. Cieszył się przynajmniej, że ten nóż nie jest tępy.
Zawył z bólu, gdy Kevin zaczął powoli przesuwać nóż w dół, robiąc mu podłużną ranę ciągnącą się prawie od obojczyka aż do pępka. Zaczął szybciej oddychać i wiercić się, jednak chłopak mocno go przytrzymał. Czarny zamknął oczy i czekał, aż ta tortura się skończy.
Alkohol już prawie wywietrzał mu z organizmu, chociaż nadal był otumaniony.
- Ojciec był okropny, powinieneś się cieszyć, że go nie znałeś. Nawet nie masz pojęcia, co robił ze mną i Tomem, jako braćmi - wyszeptał Bill drżącym głosem.
- Jasne! Możesz sobie pogadać. I tak tutaj zginiesz. Nie denerwuj mnie, bo mogę cię tak męczyć i męczyć, dopóki mi się nie znudzi! – powiedział spokojnie Kevin.
Czarny odetchnął głęboko. Musi mu jakoś wytłumaczyć, jak było naprawdę. Jeżeli szatyn nie kłamał i rzeczywiście był jego bratem, powinien wszystko usłyszeć.
- Daj mi powiedzieć! - rzucił Bill, próbując się podnieść, ale chłopak brutalnie popchnął go z powrotem. - Cholera, Kevin, nie zachowuj się jak rozkapryszony sześciolatek! Nie przyszło ci nigdy do głowy, że jeśli stary nie miał skrupułów by zostawić ciebie i twoją matkę, to dla nas też nie był w porządku? Nie mogę uwierzyć, że chrzani nam życie nawet zza grobu! Rusz trochę łepetyną i pomyśl! To nie jest aż takie trudne, nawet Tom to potrafi!
Szatyn patrzył na niego z mordem w oczach i przycisnął ostrze do jego szyi.
- Chcesz już teraz zakończyć swój marny żywot?
Bill widział, że nic do niego nie dociera. Chciał powiedzieć coś, co mogłoby go przekonać, ale nic takiego nie przychodziło mu do głowy. Wypity alkohol przeszkadzał mu się skupić, był rozkojarzony, a cała sytuacja wydawała mu się niezwykle zabawna. Nakazał sobie jednak zachować powagę. Spojrzał chłopakowi prosto w oczy i doszedł do wniosku, że widzi tylko jedno rozwiązanie. Jeśli zginie, trudno. Przyszedł tutaj, wiedząc, co go czeka, nie miał więc nic do stracenia.
Cholera, żeby jeszcze nie robiło mu się tak strasznie niedobrze. Miał wrażenie, że jego twarz robi się zielona.
- Proszę bardzo! Zabij mnie! Zrób to tylko dlatego, że ośmieliłem się mieć przy sobie ojca, że musiałem patrzyć na cierpienie naszej matki i żal Toma, kiedy go od siebie odpychał. Zabij mnie, braciszku! Naprawdę jesteś do tego zdolny? Wbijesz mi nóż w serce albo poderżniesz gardło? W naszych żyłach płynie ta sama krew, chcesz się przekonać, czy ma taki sam kolor? Tak bardzo ci zależy na tym, żeby stać się mordercą?
- Zamknij się! – rzekł ze znudzeniem Kevin, a Bill pomyślał, że zaraz naprawdę zwymiotuje.
- Możesz to zrobić, wiesz, że nie mam jak się bronić! Wciąż szumi mi w uszach i jak na razie to ledwo powstrzymuję się, żeby się nie roześmiać! Ale proszę bardzo, zemścij się! Udław się swoim zwycięstwem!
Zirytowany szatyn jednym pewnym ruchem rozerwał Czarnemu koszulkę na brzuchu i odsłonił go. Bill poczuł zimno i mimowolnie zadrżał. Gdy chłopak przyłożył zimną stal do jego brzucha, jęknął cicho.
Nie, nie wytrzymam, myślał, starając się oddychać w miarę głęboko. Nie wymiotuj, Billy, proszę, nakazał sobie.
Kevin uniósł nóż do góry jakby z zamiarem wbicia go w brzuch Cogera, kiedy ten nagle poderwał lekko głowę i zwymiotował na czyściutką kurtkę szatyna. Bill upadł z powrotem na ziemię i skulił się w kłębek. Teraz już na pewno zostanie zadźgany nożem.
Zakrzewski upuścił przedmiot i poderwał się do góry.
- Ble! Billy, cholera! Jak mogłeś?! - jęczał szatyn z obrzydzeniem.
Starając się jak najmniej dotykać kurtki, rozpiął ją i ściągnął, ciągle burcząc pod nosem „fuj, fuj, fuj”.
- Przepraszam... - wyszeptał Czarny cicho.
- Mogłeś mnie ostrzec! Odsunąłbym się! - warknął wściekły chłopak, rozcierając ramiona z zimna.
- Myślisz, że fajnie jest się porzygać przed śmiercią? Naprawdę chciałbym mieć trochę lepsze wspomnienia! - burknął Bill z irytacją, kuląc się na ziemi i drżąc.
Koło jego ręki leżał scyzoryk Kevina, ale nawet go nie ruszał. I tak nie starczyłoby mu odwagi, żeby go użyć. Był ofiarą, w każdym tego słowa znaczeniu.
- Mówisz o tym tak spokojnie? - zdziwił się Kevin.
- Gdybyś był na moim miejscu, też byś tak mówił. Jeżeli chcesz mnie zabić, to po prostu to zrób! Nie męcz mnie już więcej, i tak dzisiejszy dzień był do kitu! Powiedziałem babie od matmy, że ją wyrucham, psycholożka wybiegła z naszej chaty jakby ścigały ją same Furie, schlałem się jak świnia, dostałem mandat w autobusie, a na koniec jakiś psychol ze szkoły masakruje mnie w środku nocy i jeszcze mi mówi, że jest moim bratem. A mi jest zimno, do cholery!
Szatyn westchnął z dezaprobatą.
- Daj spokój, nie jestem mordercą. Nie miałem zamiaru cię zabijać. Chciałem cię tylko trochę postraszyć, pomęczyć i pociąć, nic więcej.
Czarny prychnął.
- Tylko?! Czy już skończyłeś się bawić? Mogę już sobie iść?
- Dzwoń do braciszka, niech po ciebie przyjdzie.
Bill z irytacją zaczął przeszukiwać kieszenie, ale nigdzie nie miał swojego telefonu. Nie, nie mógł go przecież zgubić. Z głupią miną szukał dalej, ale nigdzie go nie było. Jęknął głucho.
- Cholera, zgubiłem!
- Co? Telefon?
- Mama mnie zabije! - wyjęczał.
Kevin westchnął z irytacją.
- Dobra, wstawaj! Idziemy do mnie!
- Co?
Najpierw chce go zasztyletować, a potem zaprasza do siebie? Chyba naprawdę są rodziną.
- Nie mam drobnych na podmiejski - wytłumaczył szatyn.
- Jesteś chory! - krzyknął Bill piskliwym głosem.
- Tak, wszyscy mi to mówią.
Czarny zbierał się z ziemi, podczas gdy jego rówieśnik wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego.
- Chcesz się sztachnąć? - spytał Kevin.
- Nie, dzięki - burknął chłopak.
- Twoja strata - rzucił szatyn, wzruszając ramionami.
Bill miał okropne problemy z utrzymaniem równowagi, a potem linii prostej na drodze. Kevin by mu pomógł, gdyby nie to, że w jednej ręce trzymał swoją brudną kurtkę, a w drugiej papierosa. Na jego twarzy malowała się irytacja. W takim tempie do rana by nie doszli. W końcu podszedł do Czarnego, trzymając papierosa w ustach, wsadził mu rękę między nogi, złapał za rękę i zarzucił go sobie na plecy. Bill jęknął z bólu, ale szatyn nic sobie z tego nie robił. Wyrzucił peta, złapał Czarnego pewniej za nogi i podrzucił go na ramieniu, żeby było wygodniej go nieść.
- Au! - jęknął Coger.
- Nie marudź. Masz, trzymaj! Obrzygałeś, więc teraz będziesz niósł - powiedział Kevin, wciskając mu nieporadnie kurtkę w rękę.
Bill posłusznie ją trzymał. Już nic z tego nie rozumiał. Więc Kevin nie chciał go zabić? Mścił się na nich, ale nie miał zamiaru posuwać się dalej? Nigdy nie chciał zrobić mu wielkiej krzywdy, lecz tylko jakoś się odegrać? Tylko o to mu chodziło?
Coger pokręcił głową z niedowierzaniem. Pomyśli o tym wszystkim rano, kiedy już alkohol z niego wyparuje, teraz nie był w stanie się skupić. Zamknął oczy i westchnął cicho. Świat jest dziwny.
Po jakimś kwadransie Kevin wprowadził go do jakiegoś małego mieszkania. Nie zapalał światła, lecz szedł przed siebie. Otworzył drzwi, które skrzypnęły cicho, po czym wszedł do środka i zapalił lampkę nocną. Bill rozejrzał się. Pokój był bardzo mały, było w nim w sumie tylko łóżko, biurko i jakiś mebel, który zdecydowanie pamiętał lepsze czasy. To pomieszczenie w jego pokoju zmieściłoby się ze cztery razy albo i więcej. Ściany były zaklejone różnymi plakatami, a obok łóżka stało stare radio z podłączonymi słuchawkami. Pościel na łóżku była rozkopana. Najbardziej zaskakujące było jednak to, że wszędzie walały się książki i zeszyty. Nie było miejsca, w którym by ich nie było. Oprócz tego w rogu stała jeszcze gitara. Coger nie za bardzo się znał, ale wydawało mu się, że to akustyk.
- Ty się uczysz? - zdumiał się Bill, skupiając się na książkach.
- Jak komuś powiesz, to zginiesz - powiedział spokojnie Kevin, rzucając go na łóżko.
Czarny usiadł i rozglądnął się. Szatyn tymczasem wyszedł z pokoju, zostawiając go samego.
Boże, on tu mieszka, myślał zaszokowany Bill. Przecież to jest totalna klitka, w takich warunkach nie da się żyć!
Widać było, że chłopak starał się na wszelkie możliwe sposoby jakoś poprawić wygląd pokoju, ale niewiele był w stanie zdziałać.
Coger padł na łóżko. Musiał przyznać, że powoli zaczynał rozumieć tego dziwnego złego-dobrego chłopaka, który nagle wparował do pokoju, trzymając coś w ręce. Usiadł na łóżku.
- Co to? - spytał Bill.
- Zaraz zobaczysz. Ściągnij koszulkę i bluzkę.
- Zrobiłeś ładne nacięcie wzdłuż zamka w mojej bluzie...
- Ta...
Czarny rozebrał się do pasa.
- Już gdzieś to chyba widziałem - powiedział Kevin, marszcząc brwi.
Bill zerknął na swój naszyjnik.
- Może u Toma... On ma taki sam, tylko że biały.
Szatyn wzruszył ramionami, a potem opatrzył tors Billa. Rana nie była głęboka, ale wymagała zdezynfekowania. Obeszło się bez bandaży.
Kevin zajął się również zadrapaniami na dłoniach, które powstały, kiedy Bill się przewrócił pod Nędzą.
- Nie rozumiem cię - pokręcił głową.
- Może kiedyś zrozumiesz - odparł Kevin, wzruszając ramionami. - Kładź się spać, z samego rana będzie trzeba cię oddelegować do szkoły.
Bill tylko jęknął.
- A ty? - spytał.
- Ja położę się na podłodze.
- Nie chcę ci zabierać łóżka - odezwał się niepewnie Bill. - Może lepiej ja prześpię się na podłodze? - Zirytowana mina szatyna wyraźnie określała jego zdanie na ten temat. - To może chociaż połóżmy się tu razem? Jest wystarczająco dużo miejsca.
- Dobra, ale uprzedzam, że łapy przy sobie, bo zabiję!
Bill wybuchnął śmiechem.
- Jasne! Ale ja śpię od ściany.
Kevin westchnął tylko cicho. Poczekał, aż Czarny ściągnie spodnie i wygodnie się ułoży, a potem podszedł do lampki nocnej i zgasił ją. Rozebrał się do bokserek, po czym wsunął pod przykrycie.
- Rety, ale z ciebie kostucha - stwierdził cicho.
Bill tylko prychnął. Zapadła cisza.
- Kevin? - odezwał się cicho Czarny.
- Co?
- Dziękuję. I dobranoc.
- Ta...
Zmęczony Bill zasnął prawie natychmiast. Miał wrażenie, że teraz w jego życiu zajdą kolejne kolosalne zmiany. Wiedział, że nie ma w ogóle instynktu samozachowawczego. Z jakiegoś powodu jego dręczyciel przypadł mu do gustu bardziej, niż Mateusz, Piotrek i Paweł.
On naprawdę jest wariatem.

Obudził się i mruknął coś cicho. Zaczął się kręcić, było mu trochę ciasno. Zdziwił się, bo przecież jego łóżko jest duże i spokojnie można się na nim rozłożyć.
- Cholera, przestań się wiercić! - burknął jakiś dziwny głos.
Bill znieruchomiał na chwilę i otworzył lekko oczy. Czuł pulsowanie w skroniach i okropnie chciało mu się pić. Przez chwilę zastanawiał się, co się stało, dopiero po chwili przypomniał sobie wydarzenia minionego wieczoru. Westchnął i odwrócił głowę. Napotkał wkurzone spojrzenie szatyna.
- Masz owsiki w dupie? - burknął Kevin.
- Przepraszam. Przyzwyczaiłem się, że mam dużo miejsca.
Chłopak tylko prychnął cicho.
- Która godzina? - zapytał Bill, ziewając.
- Coś koło piątej.
- To ja idę spać.... Nie! Cholera, masz kasę na koncie, żeby zadzwonić?! Nikt nie wie, gdzie ja jestem!
- Dzwoniłem już do Toma.
Bill odetchnął z ulgą.
- Naprawdę?
- Tak, jasne. Śpij dalej - Kevin uśmiechnął się lekko.
Czarny spojrzał na niego podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- Masz coś do picia?
Szatyn westchnął i sięgnął rękę do stolika nocnego. Wyciągnął butelkę wody mineralnej i paczkę tabletek. Bill z westchnieniem połknął jedną i wypił prawie pół butelki.
- Mój pierwszy kac! Ale okropność! - westchnął Coger, kładąc się z powrotem na łóżku.
- Gdzieś ty się uchował? - burknął Kevin.
- Tam, gdzie ciebie nie było.
- Ta... Zaraz musimy wstać. Pewnie jesteś głodny...
- Nie chcę ci sprawiać kłopotu.
- Ty jesteś jednym wielkim kłopotem.
Szatyn sięgnął do kieszeni spodni, które ściągnął w nocy i wygrzebał paczkę papierosów. Odpalił sobie jednego i położył się na łóżku.
- Palisz w domu? - spytał Coger.
- To w końcu mój dom, nie?
Bill westchnął i nic więcej nie powiedział. Miał w głowie kompletny mętlik. Leżeli tak w ciszy z jakiś kwadrans, aż w końcu musieli wstać. Czarny spojrzał krytycznie na swoje rozdarte ciuchy.
- Mogę ci coś pożyczyć jeśli chcesz - rzucił Kevin, grzebiąc w szafce.
- Na pewno?
Szatyn rzucił w niego jakąś koszulką i bluzką. Bill ściągnął te rzeczy z głowy i spojrzał na nie marszcząc nos.
- Przecież to będzie mi sięgać do kostek!
- Nie panikuj! Nigdy nie nosiłeś rzeczy swojego brata? Są w podobnych rozmiarach.
Czarny pokręcił tylko przecząco głową i z westchnieniem naciągnął na siebie szeroką niebieską koszulkę, a na to założył obszerną zieloną bluzę. Że akurat Kevin musiał mieć taki sam styl jak Tom!
Wyglądał tragicznie, jednak musiał przyznać, że bluza sięgała mu do połowy ud, pocieszał się więc, iż zawsze mogło być gorzej. Grzecznie podziękował i ubrał się do końca. W tym samym czasie szatyn wygrzebał z szafki ciuchy dla siebie.
- Chodź – rzucił, wychodząc z pokoju.
Bill niepewnie poszedł za nim. Domek był malutki i wszędzie walało się mnóstwo rzeczy. Kevin poszedł w lewą stronę, gdzie była kuchnia, zaraz obok niej wejście do łazienki i do jeszcze jednego pokoju. To było właściwie wszystko.
- Mieszkasz tu z mamą? - spytał Czarny, siadając przy stole.
Chłopak tylko burknął coś w odpowiedzi i nastawił wodę.
- Znajdź sobie coś do jedzenia - powiedział Kevin i poszedł do łazienki.
Bill czuł się nieswojo, grzebiąc komuś po szafkach, ale był okropnie głodny. W lodówce znalazł jajka, wygrzebał z szafki patelnię i olej i postanowił zrobić jajecznicę. Miał nadzieję, że Kevin ją lubi.
Szybko się uwinął, przy okazji smarując chleb masłem i parząc herbatę. Akurat kiedy stawiał dwa pełne talerze na stole, wrócił gospodarz. Zakrzewski zdziwił się, widząc przygotowany posiłek.
- Nie lubisz jajecznicy? - spytał niepewnie Bill.
- Może być – odparł, siadając przy stole.
Odgarnął mokre kosmyki i zabrał się do jedzenia. Siedzieli w ciszy.
- Chyba musimy pogadać... - zaczął Coger.
- Później.
Czarny westchnął, grzebiąc w swoim talerzu.
Po skończonym posiłku Kevin wręczył mu jakieś drobniaki.
- Po co mi to? - spytał zdumiony.
- Chcesz zarobić jeszcze jeden mandat?
- N-nie, ale...
- Oddasz przy okazji. Jest już późno, jeśli chcesz zdążyć do domu, żeby się ogarnąć i spakować do szkoły, to radziłbym ci się pospieszyć.
- Ale pogadamy, prawda?
Szatyn tylko wywrócił oczami.
- Spływaj.
- Do zobaczenia!
- Ta...

9 komentarzy:

  1. O Mój Boże.! Tego sie nie spodziewałam.! Jak zwykle zaskakujesz dlatego kocham Twoje opowiadania. ^_^
    Zakrzewski+Coger = Przyjaciele?! LooL.
    Czekam do czwartku bo nie wytrzymam. Kocham To!
    A Ty jesteś niesamowitą bloggerką i pisarką ^.^ Trzymaj tak dalej.

    Pozdrawiam ; Davich Shanti <_>

    OdpowiedzUsuń
  2. OMNOMNOM. TROLLIG LEVEL: OBSESJA.
    Zakrzewski i Coger, bracia. Okej, nie mam pytań >.>
    Jesteś niesamowita, ja cię po prostu uwielbiam.
    W sumie, to dawno nie komentowałam ._. Ale przeczytałam od wczoraj WSZYSTKIE twoje opowiadania. Nawet nie zauważyłam, kiedy minął jeden dzień i noc. Wiesz, jak mi się ciepło robi, kiedy widzę tego shota zadedykowanego dla mnie?Toż to największy zaszczyt.

    Czekam na kolejne rozdziały, bo po prostu umieram. Kocham cię, uwielbiam.
    You're My Obsession, że aż zaśpiewam >.>
    Nie spodziewałam się, ale przecież to ty- zawsze zaskakujesz.

    Niecierpliwie czekam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalnie brak mi słów....jak można być tak okrutnym i dodać 2 części a nie 3? Przerywanie w takim momencie jest nie humanitarne! Opowiadanie jak zwykle boskie!!!Moja wyobraźnia zaczęła działać i już strasznie dużo ich dalszych losów wymyśliłam... ciekawe co będzie w następnym :D czekam...czekam...i wciąż czekam a czas nie rusza się z miejsca :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Wooooow, zupełnie się tego nie spodziewałam... Miło się zrobiło... Biedny Tom, pewnie się martwi... ugh...
    "Najpierw chce go zasztyletować, a potem zaprasza do siebie? Chyba naprawdę są rodziną." - To mnie powaliło, hahahaha :D
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Woow to był dla mnie szok... zupełnie się tego nie spodziewałam.Czekam (nie)cierpliwie co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie boskie. Mam nadzieję, że kolejny odcinek pojawi się szybciej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo. Licze na dalszy ciąg (i to jak najszybciej).
    Buziaki twoja fanka Ewa (ale jak chcesz to możesz mówić LanFan).
    :*****

    OdpowiedzUsuń
  8. chyba jeszcze nigdy nie skomentowałam żadnego wpisu, ale teraz.. totalnie mnie zaskoczyłaś! drugi odcinek czytałam z otwartą buźką powtarzając co chwilę 'o kurwa' (przepraszam za wulgaryzm :-D). i tak jak ktoś już napisał - jesteś okrutna nie wstawiając kolejnej części XD
    czekam niecierpliwie na kolejny odcinek, a moja ciekawość mnie wręcz pożera, pamiętaj o tym i dodawaj szybciutko ;-*
    kitasowa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezu, ten Kevin naprawdę jest dziwny. Ale... może się polubią? Może chociaż zaczną ze sobą gadać. Bardzo się cieszę, że nie zabił jednak Billa, tylko lekko go zranił. Ulżyło mi.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)