środa, 8 maja 2013

Du wirst für mich immer heilig sein



„Du wirst fur mich immer heilig sein…”
Tak powinno być dobrze.
Bill uśmiechnął się lekko do tytułu kolejnej piosenki. Kiedy doszło do tej całej afery, że rzekomo Tom ma dziecko, jego brat trochę upadł na duchu. Niby zachowywał się normalnie, ale to przygnębienie gdzieś tam w nim siedziało. Bill miał nadzieję, że jego nowa piosenka pocieszy trochę brata. Tylko Tom tak naprawdę rozumiał słowa jego piosenek, nikt inny nie potrafił tak dobrze czytać w jego myślach i sercu. Zresztą, nawet Tom nie opanował tej sztuki do końca.
Ktoś zapukał cicho, po czym wszedł do środka. Bill uśmiechnął się lekko do brata.
- Hej.
- Cześć – Tom usiadł obok niego na łóżku i zerknął na zeszyt w dłoniach bliźniaka. Zmarszczył brwi. – Masz coś nowego?
- Może. Pokażę ci jak skończę, ok? Na razie to jeszcze nic wielkiego.
- Mhm… Spoko, tylko nie guzdraj się zbytnio.
- Pff. Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu?
- Właściwie to… tak. – Tom spuścił wzrok na swoje buty. Bill spojrzał na niego ze zdziwieniem. Czy jego bliźniak właśnie się… zawstydził?
- Więc? Co jest?
- Uhm… Tak sobie ostatnio myślałem o… I to nie daje mi spokoju i…
- O czym? – spytał Bill zdezorientowany.
Tom westchnął.
- Najwyżej mnie za to zabijesz…
Niespodziewanie zbliżył się do bliźniaka i pocałował go lekko w usta. Czarny zdębiał, ale nie odsunął się. Tom zaczął lekko muskać jego wargi, czekając na reakcję. Jego ręka gładziła delikatnie policzek Billa.
- O twincescie myślałem. Ty też, prawda?
Bill nie mógł w to uwierzyć. Do tej pory Tom nigdy nawet jednym gestem nie dał mu do zrozumienia, że jest nim zainteresowany. A Bill… był. Bardzo. Nawet nie pamiętał, kiedy zaczął pragnąć brata w TEN sposób. To się po prostu stało. Bardzo powoli dojrzewał do tego uczucia. Ciężko było je zaakceptować i ujarzmić – nie chciał się przecież Tomowi narzucać ani narażać ich więź dla swoich głupich fanaberii. Kochał Toma i najbardziej na świecie bał się, że go straci.
Teraz wreszcie miał szansę.
Czarny niepewnie odwzajemnił pocałunek. Tom od razu przestał, nieruchomiejąc na chwilę. Bill nie zwrócił na to większej uwagi, czując gorąco ogarniające całe jego ciało. Tak długo o tym marzył…
Zaczęli się całować trochę pewniej. Bill wiedział, czego chce, nigdy nie był żadną babą. Wbrew pozorom potrafił się na coś zdecydować o wiele szybciej niż reszta zespołu. To on zaczął napierać na usta Toma, ale Dredziarz nie chciał ich rozsunąć.
- O, kurwa, nie wierzę!
Bliźniacy odsunęli się jak na komendę i spojrzeli w stronę drzwi.
W progu stali Gus i Geo. Gus był blady jak śmierć, a Geo patrzył na nich z szeroko otwartymi oczami. Gdy Bill zerknął na brata, zauważył, że ten też wygląda… dziwnie.
- Dawaj stówę, gnojku! – powiedział Geo, wyrywając  koledze pieniądze z ręki. Gus nie zwrócił na to większej uwagi.
Stówę…?
Bill nie chciał wyciągać pochopnych wniosków, ale…
- Ja pierdolę, Bill. Zrobiłeś to… Naprawdę to zrobiłeś – mamrotał Gus, wciąż patrząc na niego zszokowany.
- Wygrałem – powiedział głucho Geo, zupełnie jakby nie mógł w to uwierzyć.
Coś boleśnie chwyciło Billa za serce. Zerwał się z łóżka i odsunął od bliźniaka. Czuł, że nie może oddychać.
- T… Tom? – wycharczał cicho.
Bliźniak patrzył na niego. Był w szoku. Widać było, że chciałby coś powiedzieć, ale nie był w stanie nic z siebie wykrztusić.
Oczy Bill wypełniły się łzami.
Stówa… Wygrałem… Naprawdę to zrobiłeś…
Bill chciałby być w tym momencie idiotą i nie domyślić się, o co chodziło. Co jego bliźniak i najlepsi przyjaciele właśnie mu zrobili.
Poczuł ogarniające go mdłości. Przed oczami zrobiło mu się ciemno. Jak w transie dotarł do drzwi i popychając GG – którzy próbowali go zatrzymać, ale im nie pozwolił - pognał korytarzem, nie zdając sobie sprawy z tego, że biegnie. Kilka razy potknął się na schodach, ale tego nie zauważył. Słyszał, że ktoś nawołuje ciągle „Bill, Bill”, ale nie miał pojęcia, co to słowo może znaczyć. Biegł zupełnie na oślep, łzy przysłaniały mu cały widok.
Nie wiedział, ile czasu uciekał, nie wiedział nawet, że uciekał. Dopiero kiedy usiadł pod drzewem w parku i nabrał wreszcie porządnie powietrza w bolące płuca, rozpłakał się jak małe dziecko. Skulił się pod drzewem i ukrył twarz w dłoniach.
Chciał umrzeć.
Nie mógł wierzyć, że tak perfidnie zabawili się jego kosztem. Ufał im. Szanował ich. Kochał ich. Jak mogli mu to zrobić…?
Na samą myśl o powrocie do zespołu cały się najeżył. Płakał i płakał, nie mogąc się uspokoić.
Tom już nigdy nie pomyśli o nim dobrze. Już zawsze będzie miał go za zboczeńca. Jak on ma mu teraz spojrzeć w oczy? Jak ma udawać, że to wszystko się nie stało? Jak ma z tym żyć? Tom wiedział… Dowiedział się w taki sposób… Miał się nie dowiedzieć. Nigdy!
Jeszcze nigdy nie było mu tak źle. Miał wrażenie, że podał bliźniakowi swoje serce na tacy, a ten je najpierw porządnie rozdeptał, a potem wyrzucił na śmietnik.
Zwymiotował. Raz, drugi, trzeci… Było mu niedobrze. Brzydził się sobą. I płakał. Stale, nieprzerwanie. Zupełnie nie mógł nad tym zapanować.
Nawet nie wiedział, gdzie jest.  W końcu to była trasa, a on nie znał tego miasta. Francja. Kompletnie nie ogarniał francuskiego, ale czy to miało jakieś znaczenie? Nie chciał, żeby ktoś wskazywał mu drogę do hotelu. Nie chciał wracać już nigdy.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Naciągnął na głowę kaptur, wstał i ruszył przed siebie, paląc. Miał nadzieję, że to go trochę uspokoi, ale papierosy tylko jeszcze pogorszyły sprawę. Spacerował po mieście godzinami. Telefon wyciszył i wyłączył wibracje.
Nie chciał wracać. Nigdy. Nie ma mowy, żeby po tym, co się stało, tak po prostu odebrał telefon. Samo wzięcie telefonu do ręki powodowało, że cały się trząsł.
Tom nie był głupi. Wiedział, że nie odbierze, więc wysyłał do niego smsy. Chciał, żeby wrócił. Pisał, że się martwi, że go przeprasza, że to był głupi żart, zwykłe nieporozumienie… Że nie chcieli go skrzywdzić. Że naprawdę się martwią. Błagał, żeby wrócił, odezwał się, cokolwiek. Ale Bill ani myślał się odzywać. Co jakiś czas znowu wybuchał płaczem. Cieszył się, że jest ciemno i niezbyt ciepło, bo chociaż marzł, na ulicach prawie nikogo nie było. Szedł prosto przed siebie, mając w głębokim poważaniu to, że ktoś się o niego martwi. Czuł się pusty. Płakał, dopóki nie brakło mu łez. I fajek. Telefon dzwonił tak długo i często, że w środku nocy zaczął „jęczeć”, że ma słabą baterię.
Bill wydał wszystkie drobniaki na papierosy. Nawet nie spytano go o dowód.
Był tak zrozpaczony i pogrążony we własnych myślach, że nie zauważył dwóch chłopaków podążających jego tropem już od dobrych kilkunastu minut. Właściwie to Bill nie wiedział, dokąd idzie. Gdyby ktoś go spytał, pewnie by powiedział, że przed siebie albo w pizdu. Co za różnica?
Skręcił w węższą uliczkę. Potknął się kilka razy, nie zauważając śmierci, które wypadły ze śmietnika. Wychodził już na główną drogę, kiedy przejście zagrodziło mu dwóch chłopaków. Był tak skołowany, że właściwie nawet ich nie zauważył. Dopiero kiedy jeden  z nich go pchnął, Bill uniósł lekko głowę.
Było ich razem czterech. Jeden coś powiedział, uśmiechając się cwaniacko. Bill nie zrozumiał.
- I don’t speak eee… french – powiedział kulawo.
- Oddawaj wszystko co wartościowe! – rzucił jeden z nich, przerzucając się od razu na angielski.
Bill w ogóle się nie sprzeciwiał. Napastnicy byli prawie tak zszokowani jak jego najbliżsi przyjaciele kilka godzin temu. Czarny oddał im portfel i nawet wyciągnął drobne, które wrzucił do tylnej kieszeni. Ściągnął wszystkie srebrne bransoletki i naszyjniki, nawet wyjął kolczyk z brwi. Oddał też pierścionki, a na koniec nawet telefon. Czy to miało jakąś wartość?
- Więcej nie mam – powiedział cicho.
- G, sprawdź go.
Bill uniósł ręce do góry, pozwalając się przeszukać. W ogóle nie stawiał oporu.
- Czysty – rzucił mężczyzna z niedowierzaniem.
- Spadamy – mruknął jeden z nich.



==>>  #  #



***
Zrobiłam dwie alternatywne wersje. Jedna dobra, druga zła. Ta zła była pierwsza, ale postanowiłam napisać alternatywę. Skoro TwT tak mi kuleje, wkleiłam coś znowu o braciach K. Trochę to niedopracowane, ale mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. o mamooo cudowne. kurde, ale się wkręciłam. czemu takie krótkie???
    naprawdę cholernie wzruszające. pierwsze o czym pomyślałam gdy Bill wybiegł z pokoju było to że pójdzie na dach hotelu. skojarzyło się ze Spring Nicht, chyba zaraz sb włącze :D
    pozdro ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło się czytało oba zakończenia i szczerze mówiąc, gdybym miała wybrać to lepsze, wskazałabym oba, ponieważ i pierwsze, i drugie ma w sobie coś urzekającego i pouczającego zarazem. Oba są ciekawe i napisane w ładny sposób, chociaż wolałabym, żeby to "złe" było troszkę bardziej opisane, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile takich cudeniek masz jeszcze w zapasie? Naprawdę jestem pod wrażeniem, oba zakończenia mają w sobie coś magicznego.
    A jak tam matura?
    Trzymam kciuki i pozdrawiam***

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuu... bardzo mi się podobają wszystkie trzy miniaturki :)
    Opisałaś te sytuacje bardzo dobrze przez co czytało się to szybko i przyjemnie. Można było również odczuć co czuł Bill. Cudo!
    Nie mam pojęcia jak Ty to robisz, ale nie przestawaj! xD
    Jesteś świetną autorką i mam nadzieję, że pozostaniesz z nami jeszcze bardzo długi czas.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)